Goszczyński Seweryn - Król zamczyska.pdf

(449 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
Ta lektura , podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na
stronie wolnelektury.pl .
Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez
SEWERYN GOSZCZYŃSKI
Król zamczyska
ść
.  
Poezja jest wszędzie, w każdej chwili, jak bóstwo, nikomu nie wzbronna¹, jak zbawie-
Poezja
nie, jak uczciwa sława. Nawet nasz wiek, tak osławiony, tak okrzyczany prozaicznym,
nawet nasze pokolenie, odsądzone od czci i wiary przez idealistów, mają swoją po-
ezję. Nie jest ona wprawdzie ani rajską², ani homeryczną, ani romantyczną, ale jest
tak dobrą, jak wszystkie starsze jej siostry, jest poezją swojego czasu. Nie potrzeba jej
daleko szukać, nie potrzeba jej uganiać poza obrębem dzisiejszej ludzkości, nie po-
trzeba jej sobie wymyślać; jest ona pomiędzy nami, w sferze naszego życia, naszych
ludzi, w postaciach najpowszedniejszych.
O! ileż to razy zdarzyło mi się słyszeć, widzieć, być nawet uczestnikiem takich
spraw, że największy poetyczny geniusz nic by poetyczniejszego wymyślić nie potra-
fił, że obok nich wszystkie utwory wyobraźni były poronionym płodem, obudzały
niesmak w czytaniu. Dlatego przenosiłem zawsze towarzystwo ludzi nad towarzy-
stwo książek, przyrodę nad bibliotekę. Chwile, przeżyte pod wpływem takiej poezji,
stanowią najdroższy zapas najmilszych w moim życiu wspomnień³: mam je z każdej
epoki moich dziejów, a epoką najobfitszą może w taką poetyczność jest ostatni mój
pobyt w krainie podkarpackiej; do niej należy zdarzenie, które tu chcę opowiedzieć.
Badanie mojego kraju pod każdym względem jest wrodzoną mi namiętnością,
a widok okolic szczególniejszy ma dla mnie urok, mocniejszy niemal, niż znajomości
z ludźmi. Pod takim bodźcem, przebiegając wzdłuż i wszerz Galicję, znalazłem się
w obwodzie jasielskim, w okolicy Krosna, nad brzegami Wisłoka. Nie każdemu za-
pewne z moich braci wiadomo, że Podgórze galicyjskie ukrywa miejsca najpiękniejsze
w Polsce; trochę więcej oświaty, trochę więcej dobrego bytu między mieszkańcami,
korzystniejsze cokolwiek położenie względem innych krain, a miałoby niepoślednią
w Europie głośność. Obwód jasielski, a mianowicie brzegi Wisłoka od jego źródła aż
do Pilzna, odznaczają się już fizjognomią tej krainy. Najwydatniejszym jednak rysem
okolic Krosna, najmocniej pociągającym ku sobie moje oczy i serce, były zwaliska
zamku odrzykońskiego.
Wszelkie ruiny tego rodzaju są dla mnie jakby grobem rodzinnym, widmem
Pamięć, Historia,
Przyroda nieożywiona,
Ruiny
przeszłości, hieroglificznym kluczem od⁴ wiekowych dziejów, światem niewyczer-
panym wspomnień, marzeń, smutków i pociech rzewnych. Ile razy spojrzę na coś
¹ zry — dziś: wzbroniony; niedostępny.
² za raska — przez z rask rozumie zapewne Goszczyński opowiadania biblijne o stworzeniu
pierwszych ludzi i o raju.
³ sm — w pierwodruku stale: spomnienie, spominać.
— w pierwodruku: .
871384131.001.png 871384131.002.png
 
podobnego, tylekroć zdaje mi się słyszeć głos wewnętrzny: i tu pogrzebany członek
twojej przeszłości! a wnet religijne uczucia napełniają duszę, myśl podnosi się, budzi
wolę, kieruje krok pielgrzymi, i jestem śród gruzów.
Kilka dni już upłynęło od przybycia mojego w okolice Odrzykonia, a nie mogłem
zwiedzić zamczyska. Odległość, czas dżdżysty i inne przeszkody oddalały ode mnie
rozkosz tej pielgrzymki. A tymczasem widmo zwaliska po całych mnie dniach prze-
śladowało. Panując wzniosłym położeniem nad okolicą, zdawało się z każdej strony
zachodzić mi w oczy. Nie było zmiany cienia i światła, w której bym go nie widział;
nie było fantastycznej postaci, której by nie wywołało z mojej wyobraźni. Podnio-
słali⁵ się za nim nawalna chmura, to na jej tle czarnym, poziewającym błyskawica-
mi, widziałem olbrzyma mojej przeszłości⁶, złamanego, zgruchotanego, zwalonego,
miotanego śmiertelnymi bólami, ale dawna wielkość groziła z jego czoła, oddychał
ogniem, wypuszczał grzmotami słowa błogosławieństw, strzałami piorunów przypo-
minał się światu, że żyje⁷; czasami zamgliła go siatka deszczu; wówczas tajemnicza
jego postać, obwiana tą zasłoną, stała przede mną jak anioł wiary i nadziei; inną razą⁸,
błyszczący całym przepychem dnia wschodzącego, był dla mnie uosobieniem przy-
szłości, zmartwychwstaniem nowej postaci, w promieniach nowego ducha; a i wtedy
nawet, kiedy w przerwach słoty uśmiechał się ponurym blaskiem zachodu, i wte-
dy nawet obudzał tysiąc myśli nie całkiem ponurych. Jednym słowem, wszystko, co
doznawałem w owej chęci i niemożności obejrzenia zwalisk, porównać tylko można
z przeczuciami miłości w duszy dziewiczej, z jej marzeniami.
Tymczasem zbierałem troskliwie rozliczne wieści, tyczące się jego dziejów. Źró-
dło ich nie było obfite. Mogłem czerpać jedynie z towarzystwa, w którym żyłem;
a wiadomo nam, jak mało teraźniejsza szlachta przywiązuje wagi do podobnych rze-
czy. Obok ich gumien⁹, obok ich gorzelni, czymże są te wszystkie, choćby najpysz-
niejsze, zwaliska? Wiadomość jarmarków w pobliskim miasteczku, zabawa sąsiedzka,
szczegóły jakiegoś wesela lub pogrzebu, tyle zatrudniają ich pamięć i myśli, że nie ma
w nich miejsca dla podań jakiejś tam ruiny. Nie mogłem przeto dowiedzieć się nic
więcej, jak tylko, że zamek odrzykoński¹⁰ zbudowany był przez Firlejów, że w jego
okolicy musiały się odbywać krwawe bitwy, bo dziś jeszcze wyorują zbroje i ku-
le, że przed kilkudziesiąt laty był zamieszkały i przechowywał w swoich piwnicach
odwieczne wino, że później ludzie przybyli w pomoc losom, niepogodom i czasowi
i w zawody go niszczyli, że natomiast powstały z jego gruzów: klasztor kapucyński
w Krośnie, kilka kamienic w Korczynie, kilka gorzelni, stajnia dla cesarskich ogie-
sal s (daw.) — tu: czy to podniosła się; gdy się podniosła.
lrzyma m rzszc — olbrzyma, wyobrażającego przeszłość mojego narodu.
rzyma s a y — w pierwodruku: że jeszcze żyje.
raz — dziś popr.: innym razem.
m — część gospodarstwa wiejskiego przeznaczona na młócenie zboża lub na budynki gospo-
darcze.
¹⁰ zamk rzyksk — założony był jeszcze za Kazimierza Wielkiego, jeżeli nie wcześniej. Z powodu
skalistego gruntu nazywał się Kamieńcem, a także z niemiecka Erembergiem (Herrenberg). Najdaw-
niejsi znani dziedzice zamku, Morkorzewscy, od nazwy zamku Kamieńca zaczęli zwać się Kamieniec-
kimi. Potem posiadaczami jego byli Stadniccy, Bonarowie, Firlejowie, Skotniccy i inni. Miewał on
niekiedy po dwu właścicieli. Jeden z Firlejów (Mikołaj) posiadł znów cały zamek, a ten po jego śmierci
bezpotomnej przeszedł po kądzieli do Jabłonowskich. W r.  Jerzy Rakoczy, w zmowie z Karolem
Gustawem wtargnąwszy do Polski, obległ zamek odrzykoński. Załoga długo się broniła, a gdy jej za-
brakło żywności, tajemnymi przejściami podziemnymi przeszła do pobliskiego Krosna. Rakoczy zajął
opuszczony zamek i zburzył go. Odbudowano go potem, ale już nigdy nie wrócił do dawnej świet-
ności. W XVIII wieku uległ zupełnemu zaniedbaniu. Już wtedy zaczęto rozbierać jego mury na różne
okoliczne budowy, o czym wspomina niżej Goszczyński.
  Król amczyska
rów, i tym podobnie: że dziś na koniec razem ze wsią tego nazwiska jest własnością
hrabiego Jabłonowskiego¹¹.
— Więc dzisiaj zupełnie zniszczony — mówiłem do gospodyni domu, która mi
najwięcej powyższych szczegółów dostarczyła.
— Prawie zupełnie — odpowiedziała — od czasu, jak się zapadły dwa pokoje,
które jeszcze przed laty kilką¹² były zamieszkane.
— Zamieszkane? Przez kogo?
— Przez Machnickiego.
— Któż to był ten Machnicki?
— On jest jeszcze. Zapomniałam poznajomić z nim pana. Najważniejszy to dzi-
siaj szczegół odrzykońskich zwalisk. Machnicki jest, mówiąc krótko, wariat. O przy-
Szaleniec
czynach jego obłąkania rozmaicie powiadają. Najpodobniejsza do prawdy powieść, że
będąc urzędnikiem cesarskim, oddał się zbytnie pracy swojego urzędu i tym sposo-
bem stracił jedną klepkę. Po tym przypadku naturalnie został bez domu; a że miał
zawsze szczególny pociąg do zamczyska, tam więc zamieszkał dwa pozostałe pokoje,
i był ich mieszkańcem, dopóki nie runęły. Nadto potrzeba panu wiedzieć, że się na-
zywa Królem Odrzykońskim i uważa się za samowładnego pana owych ruin, a stąd
mamy nieraz pełno scen pociesznych.
Ciekawość względem podobnych ludzi jest łatwa do wytłumaczenia, nie dziw
przeto, że mnie zajęła powieść o Machnickim i chciałem powziąć¹³ jak najdokład-
niejsze o nim wyobrażenie.
— Pani go zna? — zapytałem.
— O mój Boże! — odpowiedziała z uśmiechem — jak zły szeląg. Bywa u nas
Mądrość
częściej niż gdziekolwiek, bo trzeba panu wiedzieć, że to nie jest wariat z rodzaju
pospolitych: ma on wiele wrodzonych zdolności i nauki, co i dziś jeszcze widać. Są
chwile, że wziąłbyś go pan za człowieka z najzdrowszym rozsądkiem. Zdarzyło się
to niedawno jednemu z podróżujących cudzoziemców; Machnicki mieszkał jeszcze
w swojej królewskiej rezydencji. Ów cudzoziemiec, zwiedzając zamczysko, spotkał
się z nim, wszedł w rozmowę, bo trzeba panu wiedzieć, że Machnicki mówi bardzo
dobrze kilku językami, i znalazł¹⁴ go tak dobrze, że wrócił do nas oczarowany tą
znajomością.
— Któż? Machnicki?
— Ale gdzie tam. Cudzoziemiec podróżny. Zaczął nam tedy opowiadać, że nie
spodziewał się znaleźć w tym wieku i w Polsce pustelnika tak rozumnego. Niemało
zdziwił się, kiedyśmy odkryli, kto to był w samej rzeczy ów jego uczony pustelnik.
Mimo to jednak pewna jestem, że odjechał, niezupełnie nam wierząc.
— Z tego wszystkiego, co od pani słyszę, jestem bardzo ciekawy poznać Mach-
nickiego. Szkoda, że opuścił zwaliska, miałbym powód jeden więcej do ich zwiedze-
nia.
— Nic łatwiejszego, jak go poznać, nawet w zamczysku, bo choć tam więcej
nie mieszka, to pracuje ciągle, wałęsa się po nim; co dzień go pan spotkasz. Ale
byłby to trud niepotrzebny. Zobaczysz go pan w naszym domu. Pojutrze imieniny
mojego męża; Machnicki tego dnia nigdy nie opuści: zaszczyca nas co rok swoim
powinszowaniem, bo trzeba panu wiedzieć, że Machnicki jest także poeta, a wiersze
¹¹ raa ask — rodzina Jabłonowskich, o której tu mowa, nosiła tytuł nie hrabiowski, ale
książęcy, który otrzymała w XVIII w. od cesarza Karola VII.
¹² rz lay klk — kilka lat temu.
¹³ z — w pierwodruku: z .
¹⁴ zal k rz — (kalka składniowa z .) odnieść pozytywne wrażenie ze spotkania z kimś;
polubić kogoś.
  Król amczyska
jego wcale niezłe. Często obdarza nimi sąsiedztwo z powodu rozmaitych okoliczności.
Najdziwniejsza rzecz w takim wariacie, że ma bardzo wiele dowcipu, ale dowcipu tak
złośliwego, że nieraz można myśleć, czy nie udaje głupiego, aby mógł tym bezpieczniej
kąsać. Niektórzy szczerze gniewają się za jego przycinki; my, co go lepiej znamy,
serdecznie się śmiejemy, bo czyż można gniewać się na biednego wariata? A że takim
jest, sam pan przyznasz, jak go tylko ujrzysz.
. 
Ze szczerą niecierpliwością wyglądałem owego dnia imienin, który miał mi nastrę-
czyć sposobność poznania Króla Zamczyska; z powiększoną, kiedy wreszcie nadszedł.
Towarzystwo było liczne i przyjemne, ale ja o Machnickim tylko myślałem. Miało
się już ku zachodowi słońca, a jego jeszcze nie było. Zabierano się właśnie do obiadu,
kiedy oznajmiono przybycie gościa, oczekiwanego prawie przez wszystkich, ale przez
wszystkich z innego, jak mój, powodu. Byliśmy naówczas w jadalnej sali. Otwierają
się drzwi.
— A! Pan Machnicki! Pan Machnicki — zawołano zewsząd.
Grzeczność
On to był w istocie. Wszedł ze śmiałą pewnością siebie, którą daje albo cią-
głe życie śród świata ukształconego, albo uczucie wewnętrznej wyższości nad resztą
towarzystwa. W nowo przybyłym prędzej to drugie dało się dopatrzyć: w ułożeniu
jego przebijało się cokolwiek dumy, jednak połączonej z pewną uprzejmą godnością,
która waruje¹⁵ od ubliżenia innym. Po kilku krokach powitał stosownym ukłonem
licznych dokoła gości; a w tejże chwili podszedł ku niemu gospodarz domu, podał
mu rękę, ścisnęli się wzajemnie.
— Wszak to dzień imienin szanownego pana? — pierwszy zaczął Machnicki.
— Tak jest — odpowiedział gospodarz — a dla mnie i stąd miły, że mogę powitać
w moim domu tak nam drogiego, a przecie tak rzadkiego gościa.
— A dla mnie — rzekł Machnicki z zimnym, lekko szyderczym uśmiechem —
stąd jeszcze milszy, że mogę mu złożyć moje życzenia. Na ten raz jedno tylko wynurzę,
abyś nigdy nie wyszedł źle na swoich żądaniach i zawsze więcej żądał dla drugich, jak
dla siebie. Reszta na potem, bo zdaje mi się, że obiad czeka gości, a goście obiadu
jeszcze bardziej.
Obecni temu, wszyscy prawie, znali Machnickiego osobiście, oswojeni byli z to-
nem jego mów, we wszystkim znajdowali pobudkę do uciechy; i powyższe więc sło-
wa tylko ich rozśmieszyły, jak zwyczajne głupstwo: może to było i konieczne w tych,
którzy od dawna znali go wariatem i ostrzelali się z jego przycinkami, ale na mnie ta
krótka scena zrobiła przeciwne całkiem wrażenie. Żaden ruch, żaden wyraz Machnic-
kiego nie uszedł mojej uwagi, od czasu jak wstąpił do sali, i w niczym nie dostrzegłem
owego okrzyczanego obłąkania. Przeciwnie, wszystko wprowadzało mnie na uroczy-
ste zastanowienie się nad nim i podnosiło do wyższego stopnia ciekawość. Przypadek
wygodził po części moim chęciom: zasiedliśmy do stołu prawie tuż naprzeciw siebie.
Ale długo nie mogłem z tego korzystać. Według zwyczaju, mając wedle siebie sąsiad-
kę, miałem zarazem obowiązek służenia jej i bawienia. Nie wiem, jak dopełniałem
tej powinności, ale to pewne, że byłem głównie zajęty Machnickim, tak, że wkrótce,
przy całym roztargnieniu, mogłem sobie narysować zewnętrzny przynajmniej obraz
jego fizjognomii.
¹⁵ ara — tu: zabezpieczać.
  Król amczyska
Potrzeba sobie wyobrazić człowieka wzrostu więcej trochę niż miernego¹⁶, posta-
wy prostej, budowy silnej, bark szerokich¹⁷, z doskonałą harmonią we wzajemnym
do siebie stosunku wszystkich członków, jednym słowem: człowieka dobrze i pięk-
nie zbudowanego, któremu jednak zbywa cokolwiek na stosownej tuszy; przy takiej
budowie wyobraźmy sobie ruchy swobodne, naturalne, zgrabne, często żywe, a za-
wsze miarkowane pewną godnością, pewną powagą mimowiestną¹⁸, niewymuszoną,
napiętnowaną charakterem dawno ustalonym. Miał około lat pięćdziesiąt. Pokazy-
wały to i włosy, w połowie siwe, i cała powierzchowność twarzy. Mimo to odgady-
wałeś, że ta twarz była kiedyś ładna; chudość nie zepsuła jej owalu, nie zaostrzyła
zbytecznie rysów, a wydatniejszym zrobiła nos pociągły, z lekkimi wypukłościami
średniej chrząstki i końcowego zaokrąglenia. Nie była to jednak fizjognomia ludzi
pospolitego rozumu i charakteru. Wpatrzywszy się w nią lepiej okiem znawcy, do-
Szaleniec, Cierpienie
strzegłeś pod zwierzchnią jej powłoką rysów połamanych przez uniesienia namiętne,
przez głębokie cierpienia, przez tortury ducha, jasno widziałeś w jej głębi ruinę myśli
i obłąkania, ale obłąkania człowieka, który, o ile w stanie zdrowia przenosił swoim
rozumem rozumy pospolite, o tyle w samym upadku ostał się jeszcze w pewnej nad
nimi wyższości — uczucia. Najwyraźniejszym objawieniem tego smutnego stanu by-
ła dziwna ruchliwość oblicza. W chwili rozigrania widziałeś tam naraz prawie kilka
rozmaitych, najsprzeczniejszych wzruszeń, ale w każdym z nich było coś tak szlachet-
nego, że nawet w podobnym pasowaniu się z sobą nie szpeciły twarzy, nie robiły na
patrzącym przykrego wrażenia. To samo działo się w dużych, siwych oczach; czasem
błyskały one takim szczególnym spojrzeniem, że blask ich przechodził w dziką ja-
skrawość; ale i wtedy uderzała cię tylko jakaś energia duchowa, jakaś żywość myśli,
które lubo gwałtownie przelatywały, znać jednak było, że nie przelatywały samopas,
ulegały kierunkowi pewnej woli i mimo przebłyskiwania objawiały się silne, pełne
i wykończone.
Widok tej twarzy w zupełnym uspokojeniu nie mniej był ciekawy: wszystko wte-
dy oddychało w niej jakimś uczuciem wyższości nad przytomnymi¹⁹, zanadto pewnej
siebie, żeby wpadała w zuchwalstwo, jakąś w rzeczy samej myślą panowania; na dnie
błyszczał niby wyraz młodości, jakby młodości duszy, jakby wiosna wyobraźni, a na
tym wszystkim leżała cicha ponurość, niby zasłona z przejrzystej krepy, której wy-
datniejszymi fałdami były gęste, przez pół siwe i ciemne włosy, na czoło nasunione²⁰
z pewnym zaniedbaniem, i ciemniejsze jeszcze, wielkie brwi, nad okiem zwisłe. Głos
jego był silny, dźwięczny, a obok tego czysty, przyjemny i łatwo gnący się do dźwięku
wszelkiego uczucia.
W czasie tego obiadu, chociaż jadł bardzo skromnie, a pił jeszcze skromniej, i to
czystą wodę, mało się jednak odzywał, a zawsze zmuszony przez kogoś. Uważałem
wtedy rzadką żywość i trafność w odpowiedziach, a w rozmowach, tak krótszych, jak
dłuższych, wielką łatwość i szlachetność tłumaczenia się.
I tego jednak, co mówił, nie mogłem po największej części dosłyszeć, wciąga-
ny nieraz przez moją sąsiadkę do nowej rozmowy, którą przez grzeczność musiałem
utrzymywać. Wkrótce ciekawość, zwrócona w inną stronę, przemogła nad grzeczno-
ścią; mimo całego przymusu odpowiadałem niestosownie albo wcale nie odpowiada-
łem. Dysharmonia między naszymi myślami była widoczna. Postrzegła wreszcie mo-
ja pani to roztargnienie; zrazu zaczęła żartobliwie napomykać jego przyczynę, która
¹⁶ mry — tu: średni.
¹⁷ ark szrkc — tu: dobrze zbudowany; szeroki w ramionach.
¹⁸ mmsy (daw.) — nieświadomy.
¹⁹ rzymy — tu: obecny.
²⁰ asy (daw.) — nasunięty.
  Król amczyska
Zgłoś jeśli naruszono regulamin