Człowiek i dobro.doc

(224 KB) Pobierz
Człowiek i dobro

Człowiek i dobro

Artur Andrzejuk

 

 

 

Mieczysław Gogacz
Ujęcia doniosłe i atrakcyjne
(przedmowa)

Artur Andrzejuk wydaje swoją kolejną książkę, której tytuł „Człowiek i dobro” jest zapowiedzią głębokiego związania z człowiekiem jego działań moralnych. Okazuje się jednak, że książka realizując zapowiedziany w jej tytule temat jest ponadto uwyraźnieniem tematów doniosłych i atrakcyjnych. Za temat doniosły można uważać „Arystotelesowski schemat życia moralnego”, czy „Tomistyczną interpretację etyki Arystotelesowskiej”. Tematem atrakcyjnym jest wskazanie na „Miłość i mądrość jako podstawy etyki” oraz na wciąż niepokojący ludzi „Problem dobra i zła”. Może też zwracać uwagę problem uczuć.
Należy wymienić opublikowane książki dr Artura Andrzejuka, są one następujące: „Niepełnosprawność” (współautor M. Gogacz, Pallottinum 1991), „Człowiek i decyzja” (Navo, wyd. I 1996, wyd. II 1998), „Słownik terminów”, (Navo i Veritas w Londynie 1998) „Zagadnienie etyki zawodowej” (praca zbiorowa pod red. A. Andrzejuka, Navo 1998) „Małe vademecum tomizmu” (Navo i Veritas 1999). „Filozofia moralna w tekstach Tomasza z Akwinu” (Navo 1999), „Krótkie moralia chrześcijańskie” (praca zbiorowa pod red. A. Andrzejuka, Navo i Veritas 2000) „Prawda o dobru. Problem filozoficznych podstaw etyki tomistycznej” (Wydawnictwo Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, Warszawa 2000). Aktualny tytuł „Człowiek i dobro”, (Navo 2001).
Książka, którą Artur Andrzejuk aktualnie wydaje jest jakby na nowo znakiem jego aktywności intelektualnej, pracowitości, uzdolnień i pomysłowości. Jest zarazem źródłem mojej radości. Autor bowiem dorastał i naukowo dojrzewał w stałym kontakcie ze mną, swym profesorem.
Niech ta książka bardzo czytelna, świetnie napisana i potrzebna studentom, zresztą wszystkim osobom, zainteresowanym etyką, zasługująca na opublikowanie, będzie także źródłem jego radości, a zarazem impulsem do nowych publikacji i wyjaśniania problemów filozoficznych, które skupiają jego uwagę.
I niech nam nigdy nie brakuje jego książek.

Wprowadzenie

Etyka, jako normatywna wiedza o dobru w ludzkim postępowaniu, została sformułowana w niezależną dyscyplinę naukową przez starożytnych Greków, jako tzw. etyka eudajmonistyczna. Osią, wyznaczającą tę etykę, były, oprócz fundamentalnego pojęcia „dobra”, trzy terminy wprowadzone już na zawsze do filozoficznej nauki o moralności. Chodzi mianowicie o „szczęście”, „naturę” i „cnotę”. „Natura” oznaczała fundament etyki, jej podstawę i swoistą zasadę. Można powiedzieć, że rozumienie natury odpowiadało na pytanie „dlaczego?”, stawiane nauce o moralności. Dla większości greckich etyków zgodność ludzkiego postępowania z naturą była czymś nie podlegającym kwestii. Było to tak oczywiste, jak to że człowiek chodzi na dwu nogach i oddycha powietrzem atmosferycznym. Problemy zaczynały się w momencie pytania o charakter tej natury, ale to już nieco inny temat. „Cnota” to zastosowanie w działaniu zasad wynikających z natury; niekiedy utożsamia się wręcz z samymi tymi zasadami. Cnota więc odpowiada na pytanie „jak?”. Jak mianowicie żyć zgodnie z naturą; co robić, aby to życie wykazywało ową fundamentalną zgodność? Można powiedzieć, że cnotami były te zalety moralne człowieka, które powodowały, że jego życie stawało się zgodne z naturą, czyli po prostu umożliwiały „dobre życie”, jak potem określi je Arystoteles. Oczywiście, katalog samych cnót głoszonych przez jakiegoś myśliciela był konsekwencją przyjmowanej przez niego koncepcji natury ludzkiej. Szczęście było skutkiem dobrego życia. Jako takie więc stanowiło cel etyki (zgodnie z ogólną prawidłowością, według której skutek jakiegoś działania jest celem jego zaplanowania i podjęcia). W związku jednak z greckim pojęciem szczęścia należy koniecznie zwrócić uwagę na dwie sprawy, bez uzwględnienia których nasz obraz greckiej filozofii moralnej będzie co najmniej wypaczony. Po pierwsze więc, mówiąc o szczęściu należy pamiętać, że oznaczało ono dla filozofów helleńskich coś zgoła odmiennego, niż dla nas. „Szczęście” mianowicie stanowiło coś w rodzaju życiowej satysfakcji, uzasadnionego zadowolenia z powziętych w życiu decyzji i dokonań. Dotyczyło zatem wyłącznie ludzi dojrzałych, ustabilizowanych i mogących na jakąś część swego życia spojrzeć z pewnej perspektywy. Doskonałą charakterystyką człowieka szczęśliwego może być św. Paweł Apostoł, który podsumowują swe życie powiedział: „W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem. Na ostatek odłożono dla mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu odda Pan, sprawiedliwy Sędzia...”(2Tm 4,7-8). Szczęście więc nie mogło być udziałem ludzi młodych; tym bardziej nie mogły go posiadać dzieci. Szczęście zatem to dla Greków pewien stan duchowy i intelektualny, a nie uczuciowy czy emocjonalny. Doznania emocjonalnej satysfakcji nazywano, w zależności od jej odcienia, zadowoleniem, uciechą, radością. Można więc w pewnym przybliżeniu powiedzieć, że we współczesnym języku polskim terminy „szczęście” i „zadowolenie” zamieniły się swoimi znaczeniami w stosunku do starożytnej greki. Czy jesteś szczęśliwy? - pytamy nabywcę nowego samochodu nazajutrz po tranzakcji. Czy jesteś zadowolony? - zapytamy go po roku użytkowania auta. Arystoteles pytałby odwrotnie. Sprawa druga, to zakorzenione w historii filozofii wiązanie etyki greckiej właśnie ze szczęściem, wszak nazywa się ją etyką eudajmonistyczną lub nawet eudajmonologią (od „eudajmonia” - szczęście). Sprawia to niekiedy wrażenie, że cała etyka grecka jest hedonistyczna (od „hedone” - rozkosz) i subiektywistyczna (od „subiectum” - podmiot; w tym wypadku odznacza mniej więcej tyle, co względna, relatywna). Gdy jednak weźmiemy pod uwagę to, co powyżej powiedziano na temat natury szczęścia, to unikniemy tego nieporozumienia. Warto może też zauważyć, że etyka oparta na zarysowanym schemacie może być (i bywa) równie dobrze nazywana aretorologią (od „arete” - cnota) lub naturalizmem, z powodu opierania jej na rozumieniu natury.
Mimo podobnego rozumienia podstaw i genezy etyki przez różnych myślicieli greckich, ich konkretne odpowiedzi na fundamentalne pytanie: „jak żyć dobrze?” bywały zgoła odmienne. Zależało to bowiem każdorazowo od rozumienia natury człowieka, jako podmiotu postępowania moralnego. I tak np. dla Arystypa z Cyreny tę naturę ludzką stanowiło jedynie ciało wyposażone w zmysły i dlatego dobrem tej natury była przyjemność zaś złem - ból. Etyka Arystypa (hedonizm) zalecała wyszukiwanie przyjemności zmysłowych, a w ich doznawaniu widziała szczęście człowieka. Innego zdania był założyciel cyników, Antystenes. Naturę ludzką widział w tym, co nie ulega niewoli zmysłów. Dlatego dobra upatrywał w zupełnym wyzwoleniu się człowieka od krępujących go więzów cielesnych. Podstawowym nakazem cyników było więc nie poddawanie się uczuciom, aż do uzyskania swoistego stanu „bezuczuciowości” - apatii.
Platon, po części za Sokratesem, dostrzegał w takim pojmowaniu nauki o moralności zbyt duży ładunek subiektywizmu, który doprowadził w końcu do sformułowania przez Protagorasa z Abdery zasady, że to „człowiek jest miarą wszystkich rzeczy”. W imię tej zasady w majestacie prawa skazano i stracono człowieka, „o którym możemy powiedzieć, że ze wszystkich, którycheśmy wtedy znali, najlepszy był i w ogóle najmądrzejszy i najsprawiedliwszy”. Platon więc pragnął znaleźć jakąś obiektywną miarę dobra. Uczynił z niej byt idealny, wieczny i niezmienny, „rzeczywiście rzeczywisty”, będący najwyższą ideą, a według niektórych badaczy - po prostu Bogiem Platona. Obowiązkiem moralnym ludzi stało się dążenie do idei dobra. Zasada ta wyznaczyła etykę idealistyczną, a do dziś wyznacza pedagogikę wzorów i ideałów, tak często lansowaną w wychowaniu dzieci i młodzieży. Usytuowanie jednak dobra w świecie idei czyniło ją jednak ostatecznie przedmiotem czyjejś arbitralnej decyzji, np. władcy. Podejmując to zagadnienie Arystoteles stanął przed problemem wyprowadzenia dobra moralnego z życiowego doświadczenia ludzi oraz zobiektywizowania tak ustalonego dobra człowieka.

1. Arystotelesowski schemat życia moralnego

Arystoteles wyszedł w swojej etyce od wspólnego wszystkim ludziom doświadczenia celowości ich działań. Każdy z nas podejmując jakieś działanie czyni je dla określonego celu. Ten cel jawi się jako coś korzystnego, przyjemnego bądź szlachetnego. A zatem celem naszego postępowania jest w naszym mniemaniu jakieś dobro. Stąd dobrem dla każdego z nas jest to, do czego dążymy. Takie pojmowanie dobra stało się podstawą jego klasycznego określenia, według którego „dobrem jest to, czego wszyscy pożądają”. Uzyskanie zamierzonego dobra sprawia człowiekowi satysfakcję, co - jak pamiętamy - Grecy nazywali szczęściem. Z tej perspektywy możemy równie dobrze powiedzieć, że celem człowieka jest zarówno dobro jak i szczęście. Dobro jest bowiem celem ujętym jako pewien zewnętrzny wobec człowieka przedmiot; możemy je nazwać celem przedmiotowym. Szczęście stanowi wewnętrzne w człowieku doznanie, będące skutkiem uzyskania dobra; możemy je nazwać celem podmiotowym.
Zarysowany wyżej punkt wyjścia arystotelesowskiej etyki, spełniając wymogi empirycznej metodologii sytuuje zarazem w subiektywizmie i relatywizmie. Dobro bowiem zależy od celu dowolnie przez człowieka określonego (subiektywizm). Może się też okazać, że nie ma żadnych trwałych dóbr; wszystko jest względne i zależne jedynie od zmieniających się okoliczności (relatywizm). Arystoteles stosował empiryczny punkt wyjścia w swojej filozofii - był jednak przede wszystkim realistą; nie mógł więc głosić w etyce relatywizmu, gdyż zlikwidowałby w ten sposób samą etykę. Podjął więc trud zbudowania etyki normatywnej przy wykorzystaniu swej empirycznej metody badawczej. Kluczem do rozwiązania problemu stało się właśnie zagadnienie szczęścia. Otóż, skoro szczęście jest skutkiem uzyskania upragnionego dobra, to aż nadto dostępna jest nam obserwacja, z której niezbicie wynika, że ogromna mnogość rzeczy, o które ludzie zabiegają, których pragną i o które walczą, niekiedy przez długie lata, nie sprawiają im szczęścia - nie stają się przedmiotem życiowej satysfakcji. Oznacza to, iż nie każde zamierzone dobro może stać się przyczyną szczęścia. A zatem rzecz, która staje się dla nas przedmiotem wyboru i dążenia, czyli dobrem, musi spełniać określone warunki, aby jej uzyskanie zaowocowało szczęściem. Uszczęśliwiające dobro musi swoiście „pasować” do człowieka, którego ma uszczęśliwić. Arystoteles przeprowadza taką analizę. Pokazuje, że bogactwa, o które zabiega tak dużo ludzi nie są przyczyną szczęścia, lecz co najwyżej pewnym jego warunkiem. (Stagiryta uważa bowiem, że człowiek musi posiąść pewien stopień zamożności dla praktykowania cnoty. Nie oznacza to oczywiście, aby jej praktykowanie nie było możliwe w mniej sprzyjających warunkach, np. w biedzie lub ucisku, lecz wymaga już wtedy heroizmu.) Podobnie przyczyną szczęścia nie może być sława wynikająca z działalności społecznej, politycznej lub każdej innej. Zależy bowiem ona w minimalnym stopniu od samego człowieka, zabiegającego o sławę, gdyż polega w swej istocie na tym, że to inni go znają i uznają. Jest to aż nadto oczywiste w naszych czas gdy wizerunek osób publicznych (a i często samo „zaistnienie” kogoś jako osoby publicznej) uzależnione jest od „dyrygentów” mass-mediów. Dla Arystotelesa nie może być cnotą to, co nie należy do nas - i to jest raczej oczywiste. Stąd proponuje ustalenie uszczęśliwiającego człowieka dobra na podstawie tego, co wyróżnia człowieka spośród innych bytów żyjących. Tym zaś istotnym wyróżnikiem człowieka („różnicą gatunkową” - w języku Stagiryty) jest natura intelektualna. Właściwego dobra człowieka należy zatem szukać w zgodności dóbr zewnętrznych z intelektem. Tylko bowiem zaspokojenie tego, co stanowi istotę bycia człowiekiem - bytem rozumnym, może zaowocować stanem trwałej i nieutracalnej satysfakcji. A zatem dobro obrane jako uszczęśliwiający cel musi być „współnaturalne” intelektualnej formie duszy ludzkiej, musi być do niej co najmniej dopasowane. Dlatego Arystoteles powiada, że najwyższym dobrem człowieka jest teoretyczna kontemplacja. Życie jednak człowieka spełnia się także w działaniu praktycznym i etyka w równym stopniu dotyczy zachowań człowieka pozostających w jego wnętrzu jak i postępowania na zewnątrz. To zewnętrzne działanie - aby spełniało walor moralnego dobra - ma być zgodne z intelektualną naturą człowieka, ma być po prostu rozumne. A zatem w etyce swoiście utożsamia się cel i droga do niego prowadząca, gdyż jednym i drugim jest rozumne życie lub po prostu dobre życie, czyli życie godne człowieka jako istoty rozumnej. Nie jest to żaden paradoks, gdy się zważy, że etyka jest nauką o ludzkim postępowaniu, a zatem jej celem jest działanie prowadzące do celu. Życie rozumne (czy jak często mówi Arystoteles - „zgodne z rozumem”) polega na korzystaniu z intelektu przy podejmowaniu działań. Jest to więc pewna umiejętność człowieka, chciałoby się powiedzieć: pewna sztuka, mająca walor zalety moralnej. Taką umiejętność Arystoteles nazywa - zgodnie z utartą już tradycją - cnotą. Cnota więc stanowi zastosowanie rozumności do określonego typu działań; jest więc pewną aplikacją tej rozumności we wszystkich możliwych poczynaniach człowieka. Jest więc tyle cnót, ile typów ludzkiej działalności. Cnoty są więc umiejętnościami ułatwiającymi człowiekowi życie. Są podstawą sukcesów na każdym polu ludzkiej działalności: naukowej, wychowawczej, gospodarczej, czy społecznej. Dzięki nim dobrze zachowujemy się, pracujemy, odpoczywamy, bawimy się i odżywiamy.
Istotą cnoty Arystoteles uczynił umiar, nazywany też przez niego „złotym środkiem”. Nie chodzi tu jednak o jakieś idealnie wyznaczane miejsce pośrednie na zasadzie podziału geometrycznego czy średniej arytmetycznej. „Złoty środek” jest właściwą miarą, a tę ustala zawsze rozum. A zatem „złoty środek” stanowi rozumne wyjście z sytuacji, unikające zarówno niedociągnięć jak i przesady. Może się więc zdarzyć sytuacja, z której rozumnym wyjściem, a więc i „złotym środkiem” będzie wyjście ekstremalne, a nie jakieś kunktatorskie wycofanie z zajęcia wyraźnego stanowiska. Dodać należy, że Arystoteles zarówno niedomiar (w stosunku do „złotego środka”), jak i nadmiar, nazywa wadą.
Ten arystotelesowski schemat życia moralnego umożliwiał rozpoczynanie analizy filozoficzno-moralnej z każdego jego „miejsca”. Można bowiem bez sprzeniewierzania się Mistrzowi ze Stagiry powiedzieć, że dobro moralne polega na cnocie lub że stanowi je szczęście, lub że jest zgodnością z naturą, albo zgodnością z rozumem. W historii filozofii po Arystotelesie spotkamy wszystkie te interpretacje.

2. Tomistyczna interpretacja etyki Arystotelesowskiej

a) Osoba podmiotem życia moralnego

W tym miejscu wypada nam powrócić do Arystotelesowego tematu natury ludzkiej. W jej rozumieniu i interpretacji w okresie pomiędzy Arystotelesem i św.Tomaszem z Akwinu dokonały się pewne zmiany. Ich autorem był Boecjusz, który naturę wprawdzie starał się zdefiniować po Arystotelesowsku, ale uczynił z niej raczej pojęcie powszechne; w odniesieniu jednak do bytów rozumnych wprowadził pojęcie osoby, jako jednostkowego bytu samodzielnego o rozumnej naturze. Samo Boecjuszowe pojęcie osoby nie zmienia radykalnie etyki Arystotelesa; raczej ją uwyraźnia i przez to precyzuje. Etyka Stagiryty bowiem skupia się wokół tych dóbr, które są charakterystyczne dla człowieka z punktu widzenia jego gatunkowej różnicy w stosunku do innych bytów żywych; tę różnice stanowi rozumność. Po Boecjuszu wystarczy już tylko powiedzieć, że etyka dotyczy człowieka jako osoby.
Tomasz z Akwinu, akceptując Boecjańską definicję osoby, zmienia jej rozumienie w takim zakresie, w jakim zmienił Arystotelesowską koncepcję bytu. Tomistyczna koncepcja osoby musi wychodzić od aktu istnienia, obejmować możność intelektualną, zaktualizowaną przez ten akt i wskazywać na relacje osobowe, jako skutki przejawów aktu istnienia osoby. Rozumienie bowiem osoby, jako istniejącego bytu jednostkowego o intelektualnej istocie, wprowadza w jej obszar relacje osobowe, jako - specyficzne dla osób właśnie - wzajemne powiązania oparte na realności, prawdzie i dobru. Osoba zatem i relacje osobowe stanowią punkt wyjściowy Tomaszowej filozofii moralnej. Zmienia to w takim stopniu rozumienie natury ludzkiej, że sytuuje się w niej oprócz intelektualności także, a może przede wszystkim, fakt nawiązywania przez osoby relacji o charakterze życzliwości, zaufania i pragnienia trwałości tych więzi.
Etyka skoncentrowana na relacjach osobowych, otwiera człowieka na powiązania z osobami, które nie są ludźmi. Może stanowić, w dalszych konsekwencjach, filozoficzny fundament teologii moralnej. Siłą rzeczy jednak - jako nauka praktyczna - a więc swoiście powodująca skutki wychowawcze, etyka interesuje się przede wszystkim osobami ludzkimi. A zatem to głównie filozofia człowieka stanowi zespół podstaw dla rozważań moralnych. Wśród tych podstaw najważniejsze - oprócz relacji osobowych - zdają się być sprawności i cnoty moralne.
Sprawności są umiejętnościami rozumnych władz człowieka, czyli intelektu jako władzy poznawczej i woli jako władzy decyzyjnej. Ponieważ sprawności dotyczą tych właśnie władz - same swoiście nabywają ich charakteru; są bowiem umiejętnościami rozumnymi i dobrowolnymi. Sprawności możemy więc modyfikować i używać wtedy, gdy chcemy. Odróżnia to sprawność od mechanicznie uzyskiwanego wyćwiczenia naszych władz zmysłowych, określanego jako nawyk. Nawyk jest bezrefleksyjny, właśnie mechaniczny. Tomasz podaje jeszcze inny sposób odróżnienia tych aspektów naszego działania; otóż dokonywanie aktów sprawności daje człowiekowi zadowolenie. Jeśli robimy coś, co lubimy i sprawia nam to ponadto przyjemność - możemy być pewni, że działamy za pomocą sprawności. Należy jednak pamiętać, że nasze konkretne działanie stanowi funkcjonalną jedność, odzwierciedlającą jedność duszy i ciała, dlatego nasze działanie konglomerat sprawności i nawyków; ważna jest jedynie ich wzajemna zależność: to sprawności mają kierować nawykami, a nie na odwrót. Dobrym przykładem może być tu prowadzenie samochodu: obok niewątpliwych sprawności, takich jak umiejętność poruszania się po drogach zgodnie z regułami, występuje tu szereg sytuacji nawykowych, jak np. zmienianie biegów przy określonych obrotach silnika. Ważne jest jednak, aby ostatecznym prowadzeniem samochodu do celu kierowały sprawności, a nie nawyki.
Odróżnianie nawyków od sprawności jest niezwykle ważne w pedagogice i dydaktyce. Kształcenie bowiem i wychowywanie jest nabywaniem sprawności, nie zaś bezmyślnym zapamiętywaniem ujęć i nabywaniem mechanicznych nawyków.
Wśród sprawności są takie, które niejako ze swej natury prowadzą do moralnego dobra (jak np. mądrość lub sprawiedliwość). Sprawności takie są zarazem cnotami. Może się zdarzyć też sytuacja, że człowiek „wypracował” w sobie sprawność działania negatywnego moralnie. Sprawność taką nazywa się wadą. Odróżnia się ją od złego nawyku, który nosi nazwę nałogu.

b) Koncepcja prawa naturalnego

Arystoteles odwoływał się w swojej etyce do natury ludzkiej i uznając w niej rozumność jako czynnik ją charakteryzujący, oparł na niej koncepcję dobra moralnego. Wskazuje to na podstawową konieczność liczenia się w naszym postępowaniu z realnie istniejącą rzeczywistością, z rzeczywistością bytów jednostkowych: samodzielnych (substancji) i niesamodzielnych (przypadłości i relacji). Oczywiście rzeczywistość tę rozpoznajemy za pomocą intelektu (który sam też stanowi jej składnik). Odczytanie przez nasz intelekt otaczającej nas rzeczywistości jako pola naszego działania, nazwano prawem naturalnym. Prawo bowiem to nic innego, jak zespół wskazań i zaleceń zaopatrzony w odpowiednie sankcje oraz uzasadniany przez właściwy autorytet. Ponieważ realnie istniejąca rzeczywistość - jako wyznacznik naszego postępowania - spełnia wszystkie właściwości prawa, dlatego odczytanie jej w aspekcie celów ludzkiego postępowania już starożytni prawodawcy rzymscy nazwali prawem naturalnym, dotyczącym z natury („przyrodzonym”) wszystkich ludzi (”Prawo..., które przyrodzony rozsądek ustanowił pomiędzy wszystkimi ludźmi, jest jednako przestrzegane u wszystkich ludów i nazywa się prawem narodów, jako prawo, którym posługują się wszystkie narody”.) Odczytanie podstawowych zaleceń prawa naturalnego nie nastręczało raczej większych trudności: rozpoznane elementy strukturalne bytu ludzkiego traktowano jak zalecenie. I tak, z faktu istnienia człowieka pochodzi jego prawo do życia. Intelekt człowieka wyznacza jego naturalne prawo do prawdy. Posiadanie wolnej woli determinuje naturalne prawo do wolności. Szczegółowe cechy fizyczne człowieka wyznaczają prawo własności, podstawowe relacje osobowe domagają się chronienia małżeństwa i rodziny.
Pytając o autorytet uzasadniający prawo naturalne św. Tomasz z Akwinu wskazuje na samą rzeczywistość, innym razem - na Boga, jako Stwórcę natury. Bóg bowiem jest autorem prawa naturalnego przez sam akt stworzenia bytów, a nie w jakiś inny specjalny, czy dodatkowy, sposób. Współcześni prawodawcy zazwyczaj nie odwołują się do Boga; wystarczy im uzasadnienie za pomocą samej natury, jak czyni to np. uchwalona przez ONZ w 1948 r. Powszechna Deklaracja Praw Człowieka. Jest to do zaakceptowania. Nie można natomiast zgodzić się na kwestionowanie samego prawa naturalnego z powodu nieuznawania istnienia Boga. Niezależnie od merytorycznych aspektów tej kwestii, które należą raczej do filozofii bytu, z etycznego punktu widzenia przyjęcie tego rozwiązania powodowałoby, że ludzie nie uznający istnienia Boga nie podlegali by prawu naturalnemu - skutki tego byłyby absurdalne, albowiem oznaczałyby, że jedni ludzie mogliby bez narażenia na jakiekolwiek konsekwencje poznawać innych ich życia lub własności. Podobnie przedstawia się sprawa z problemem sankcji wynikających z nieprzestrzegania prawa naturalnego. To sama natura swoiście „mści się” za nieliczenie się z jej właściwościami. Większość współcześnie występujących chorób tzw. cywilizacyjnych jest tego doskonałą ilustracją. Wiedział o tym doskonale Arystoteles, gdy ze zgodności dobra z naturą uczynił warunek szczęścia. Nie oznacza to bynajmniej, że nie powinno się wymierzać innych kar zagwałcenie zasad prawa naturalnego.

c) Miłość i mądrość jako podstawy etyki

Arystoteles uważał, że przyjaźń jest podstawową międzyludzką relacją i wobec tego stanowi podstawę wszelkich ludzkich wspólnot, od małżeństwa począwszy a na państwie skończywszy. Tomasz z Akwinu umieścił przyjaźń w szerszym kontekście relacji osobowych, powodowanych w człowieku wprost przez własności przejawiające akt istnienia. Te własności to realność, prawda i dobro. Realność jest podstawą relacji współobecności osób. Naturą tej relacji jest bowiem to, co wnosi realność. Relacja ta, jako spotkanie osób w fakcie realności jest właśnie współobecnością, przejawiającą się jako akceptacja, podstawowa życzliwość, miłość na jej jakiś najniższym i fundamentalnym zarazem poziomie. Tomasz wyróżnił bowiem trzy poziomy miłości.
Pierwszy stanowi właśnie akceptacja i nazywa się miłością naturalną. Określa ją Akwinata jako connaturalitas - odpowiedniość natur spotykających się osób. Jest to właściwie bardziej postawa człowieka, polegająca na akceptacji innych, na stałej życzliwości wobec drugich, na gotowości przyjścia z pomocą naszym bliźnim, gdy znajdą się w jakiejś potrzebie. Można powiedzieć. że connaturalitas przekłada się na codzienną naturalną i nieudawaną uprzejmość wobec ludzi. Jest to więc pewna właśnie postawa, która jednak konkretyzuje się w określonych sytuacjach, wtedy mianowicie, gdy spotykamy innego człowieka. Dlatego Tomasz zaliczył ją do kategorii relacji.
Drugi poziom miłości sytuuje się w uczuciach. Ważna jest tu jednak uwaga, że miłość na poziomie uczuć polega na uczuciach, swoiście wyczerpuje się w zareagowaniach emocjonalnych, te zareagowania ją stanowią i wypełniają. Różni się to od sytuacji, w której uczucia przejawiają miłość, są jej znakiem i manifestacją, nie zaś istotą. Uczucia bowiem są składnikiem natury ludzkiej i doznajemy ich bez względu na to, czy tego chcemy, czy nie. To tak jak np. z jedzeniem; nie da się nie jeść, ale też to nie oznacza, aby czynność tę czynić istotą życiowych zabiegów. Podobnie uczucia; są w nas, lecz to one powinny nam służyć, a nie na odwrót. Cechą uczuć jest pożądanie. Tomasz nazywa to relacją quo ad nos - poszukiwaniem dobra dla siebie. Cechą więc istotną i znakiem rozpoznawczym miłości na poziomie uczuć jest poszukiwanie w niej przede wszystkim dobra dla siebie: to ja jestem na pierwszym miejscu. Ta druga osoba jest właśnie druga. Sytuacja ta ma miejsce nie tylko pożądaniu o charakterze zmysłowym, czy erotycznym, choć wtedy jest najbardziej zauważalna i charakterystyczna. Może się jednak zdażyć w związkach pozbawionych wątku fizycznego (tzw. „miłość platoniczna”), a nawet w relacji człowieka do Boga. W tym ostatnim wypadku, ma to miejsce zawsze wtedy, gdy nasze życie religijne koncentruje się wokół naszych przeżyć (np. poczucia grzeszności), czy darów Bożych (radości, skupienia, pokoju), a nie na samym Bogu.
W uczuciu miłości liczy się też piękno. Jest ono ważnym motywem skupienia uwagi na przedmiocie naszych uczuć, przykuwa je ono i nawet swoiście zniewala. „Uwiodło cię piękno” - zarzucił Daniel starcowi oskarżającemu Zuzannę. Dotyczy to w takim samym stopniu piękna fizycznego, co intelektualnego i duchowego. Zawsze wtedy gdy motywem zaprzyjaźnienia jest fascynacja czyjąś osobowością, poczuciem humoru czy inteligencją - szukamy w spotkaniach czegoś dla siebie. Nawet w życiu religijnym, gdy motywem zaprzyjaźnienia z Bogiem jej piękno Ewangelii, fascynacja osobą Chrystusa, czy logiczna zwartość Objawienia - wtedy polega ono na poszukiwaniu w nim ostatecznie czegoś dla siebie i ujawnia, iż sytuuje się raczej w sferze uczuciowo-emocjonalnej, a nie intelektualno-wolitywnej. Odniesienie do umiłowanego dobra jako do czegoś dla siebie (quo ad nos) oraz główny akcent położony na pięknie to znaki, że relacji miłości dokonuje na poziomie uczuć.
Trzecim poziomem miłości jest miłość osobowa (dilectio). Tylko ta miłość obejmuje sobą wszystkie sfery osoby ludzkiej: jej intelekt, wolę i ciało. Jest to więc relacja typowa dla osób i dla nich właściwa. Wyróżnia w niej Tomasz kilka odmian. Pierwszą z nich jest właśnie przyjaźń. Jej cechą istotną jest wzajemność. Warunkuje ją pewna równorzędność przyjaciół. Jest to pedagogicznie ważna uwaga. I wprawdzie nazywa się przyjaźnią wzajemne odniesienia, np. dzieci i rodziców, to jednak związek ten nie w pełni jest przyjaźnią, albo nie tylko przyjaźnią. Tomasz powie, że w przypadku przyjaźni podmioty tej relacji mają się do siebie, jak akt do aktu. W przypadku stosunku podmiotu i kresu relacji, jak aktu do możności, mamy do czynienia z miłością, która niczego nie oczekuje dla siebie, która zawsze służy innym, jest cierpliwa i łaskawa, nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą, nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego, nie cieszy się z niesprawiedliwości, wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma i nigdy nie ustaje. Tę odmianę miłości nazwano caritas. Gdy podmiot i kres mają się do siebie jak możność do aktu - wtedy mamy do czynienia z miłością, której charakterystyczną cechą jest potrzeba stałej obecności kochanej osoby: „jak łania pragnie wody ze strumieni, tak dusza moja pragnie Ciebie” – woła Psalmista. Tę odmianę dilectio Mieczysław Gogacz nazywa miłością amor, dla podkreślenia, że charakteryzuje ją tęsknota, która jest połączeniem smutku z powodu nieobecności kochanej osoby z pragnieniem tej obecności.
Z miłością w etyce łączy się mądrość. Mądrość bowiem oznacza umiejętność wskazywania na przyczyny. Dla Greków umiejętność ta jest podstawową cechą mędrca, czyli filozofa - miłośnika mądrości. W etyce, która jako dyscyplina filozoficzna jest podobnie wskazywaniem na przyczyny (lecz w tym wypadku chodzi o przyczyny postępowania i to postępowania dobrego pod względem moralnym), mądrość polega na umiejętności wyprowadzania dobra z rozpoznanej prawdy. Mądrość etyczna oznacza więc sztukę wskazywania na dobro osoby z pozycji prawdy o osobie. Prawda w tym wypadku stanowi więc przyczynę dla dobra. Mądrość zatem jest właściwym powodem chronienia osób ludzkich. Stanowi bowiem indywidualne spojrzenie na każdego człowieka z pozycji jego własnej „radości i nadziei, smutku i trwogi”. Z takiej struktury mądrości łatwo wyprowadzić wniosek, że cnota ta jest podstawową zasadą wyboru zarówno działań chroniących osoby (etyka) jaki i je wychowujących (pedagogika). Wskazuje to ponadto na akcentowany od dawna organiczny niemal związek etyki i pedagogiki. Takie indywidualne spojrzenie na dobro drugiej osoby jest możliwe tylko w miłości dilectio, gdy przedmiot moich odniesień traktuję jako dobro samo w sobie (bonum in se). Wtedy z prawdy o osobie potrafię wyprowadzić autentyczne jej dobro (a nie np. swoje własne). Dlatego też etyka tradycyjnie już domaga się aż miłości w kontaktach pomiędzy osobami.

d) Sumienie jako podmiotowa norma moralności

„Miejscem”, gdzie dokonuje się wyprowadzenie dobra z prawdy jest sumienie. Sama etymologia tego terminu wskazuje na pochodzenie jego sądu z pewnej wiedzy moralnej („z umienia”). Zasadą jednak łączenia prawdy z dobrem jest prasumienie (syndereza), które - według św. Tomasza - jest naturalną sprawnością pierwszej zasady postępowania: czyń dobro. Sprawność „naturalna” oznacza w tym wypadku tyle, że dążenie do dobra, pożądanie i pragnienie dobra (przynajmniej dla siebie samego!) jest sposobem funkcjonowania intelektu (ze względu na to nazywanego praktycznym). Nie jest zatem prasumienie czymś dodanym do intelektu, nie stanowi więc jego przypadłości, tak jak ma to miejsce w przypadku sprawności nabytych. Syndereza jest po prostu sposobem zachowania się intelektu, jako pryncypium kierującego naszym postępowaniem. Z tego punktu widzenia możemy powiedzieć, że dążenie do dobra jest dla człowieka naturalne oraz - wobec tego - że sprawność warunkująca to dążenie jest także naturalna.
Prasumienie jest podstawą moralności, jej warunkiem i fundamentem. Warunkuje bowiem rozpoznawanie dobra - a co za tym idzie - odróżnianie dobra od jego braku, czyli od zła. Jest pierwszym i podstawowym zareagowaniem na spotkany byt. To zareagowanie, nazywane także „słowem serca” jest zawsze pozytywne i akceptujące, gdyż taką jego naturę wyznacza realność spotykanego bytu i nasz intelekt biernie recypujący tę realność, swoiście się jej poddający, czy wręcz „upodabniający się” do niej. Realność wywołuje reakcję podobną do samej siebie - nie jest możliwe aby powodowała zanegowanie, atak, zło, gdyż oznaczałoby to, że wyznacza zachowania wprost przeciwne swemu charakterowi. Tymczasem przyczyna nie może wywoływać skutków innych niż ona sama. Kłóci się to z treścią zasady racji dostatecznej, a także z zasadą niesprzeczności.
Prasumienie skierowuje nas do bytu jako do dobra, lecz nie jest w stanie wskazać, który byt owocuje w relacji z nami pozytywnymi dla nas skutkami. Potrzebna jest więc tu pewna szczegółowa wiedza, pewna prawda o dobru. Człowiek musi się zastanowić, dokonuje pewnego namysłu, który w tradycji filozoficznej nazywa się kontemplacją. Kontemplacja jest bowiem namysłem połączony zawsze z pewną dozą osobistego zaangażowania się w sprawę, z określonym ładunkiem przejęcia się, wynikającego z afektywnego, a nie tylko czysto teoretycznego, podejścia do problemu. Zwyczajny namysł może bowiem dotyczyć rzeczy i spraw zupełnie dla nas obojętnych, tak jak np. rozwiązywania zadań z algebry, gdy matematyka nie stanowi naszej życiowej pasji lub wypełniania krzyżówek dla zabicia czasu w oczekiwaniu na pociąg. Kontemplacja przeciwnie - może dotyczyć każdej sprawy nieobojętnej dla nas. Ma miejsce zawsze wtedy gdy w grę wchodzi jakaś pasja, miłość, przejęcie. To, jak mamy postąpić jest dla nas zawsze sprawą nieobojętną - dlatego też zawsze aspektu tego dotyczy kontemplacja i dlatego też kontemplację teoretycy zagadnienia uznali za jedną z zasad wyboru właściwego postępowania.
Możemy więc powiedzieć, że na sumienie składają się trzy elementy: (1) prasumienie jako naturalne skierowanie do dobra i wobec tego podstawa w nas odróżniania dobra od zła, (2) namysł moralny, czyli kontemplacja, która dokonuje rozeznania spraw i rzeczy, niezbędnego do podjęcia właściwych decyzji oraz (3) mądrość jako wyprowadzenie właściwego dobra z rozpoznanej prawdy. Mądrość wobec tego jest ostateczną i rozstrzygającą zasadą moralną. Nie jest więc sumienie jakimś zupełnie subiektywnym przeświadczeniem moralnym, naszym „widzi mi się”, uzasadnieniem zachcianek, wynikających z emocjonalnego rozchwiania.
Tak rozumiane sumienie Tomasz z Akwinu czyni podmiotową normą moralności i w radykalnych słowach głosi jego prymat w życiu ludzkim. Uważa bowiem, że nie mamy innego kryterium postępowania, niż nasze własne sumienie. Zgodność tego postępowania z sumieniem świadczy o zintegrowanej osobowości, jest skutkiem pracy samowychowawczej i stanowi doskonałość moralną człowieka. Konsekwencją tej tezy jest też pogląd, że błędne sumienie usprawiedliwia złe czyny człowieka.
Nie jest to jednak w wydaniu św. Tomasza absolutyzacja sumienia, czyniąca z naszego przeświadczenia moralnego jedyną normę moralną. Człowiek jest bowiem odpowiedzialny za kształt swego sumienia. Oprócz więc kolejnego akcentu kierującego ku pedagogice, mamy tu podjęty problem braku określonej wiedzy moralnej - zawinionego lub niezawinionego przez człowieka. Tomasz ponadto mocno podkreśla, że znajomość prawa naturalnego obowiązuje wszystkich i wszystkim jest dostępna. Warto pamiętać, że trybunał norymberski skazujący hitlerowskich zbrodniarzy wojennych powoływał się na prawo naturalne nie tylko aby uchylić tezę obrony, że podsądni działali zgodnie z legalnym prawem (stanowionym przez nazistów), ale także dlatego by nie mogli oni powoływać na zgodność swego postępowania ze swoim sumieniem, jako dostateczne usprawiedliwienie zamordowania milionów ludzi.

3. Problem dobra i zła

a) Tożsamość dobra z bytem

W filozofii klasycznej pojęcia dobra i zła wynikają z metafizycznego ujęcia bytu. Filozofia bytu zatem jest też źródłem ujęć dobra i zła, dokonywanych w etyce. W metafizycznym rozumieniu dobro i byt są tym samym - różnią się jedynie w naszym ujęciu. „Byt” jest ujęciem rzeczy ze względu na jej realność; „dobro” jest jej ujęciem ze względu na to, że realna rzecz jest przedmiotem naszych wyborów (pożądania). Jedna i druga własność buduje się na istnieniu bytu i z niego wprost wynika.
Stąd pochodzi prosty wniosek, że byt samodzielny, czyli substancja jest dobrem wprost z tego względu, iż jej bytowanie (esse) jest właśnie bytowaniem samodzielnym. Bytom przypadłościowym przysługuje esse ze względu na substancję i dlatego też dobro przypadłości jest dobrem ze względu na substancję. To odróżnienie ma - jak się wydaje - kapitalne znaczenie dla etyki, gdyż jest podstawą - w dziedzinie moralności - odróżniania dobra istotnego od dóbr jedynie przypadłościowych. Chroni więc etykę przed subiektywnym nominowaniem jakichkolwiek dóbr na pozycję dobra istotnego. Ważna jest też konsekwencja tego odróżnienia: przypadłość bytuje ze względu na substancję; podobnie i dobro przypadłościowe jest dobrem tylko ze względu na dobro substancji. Te metafizyczne dystynkcje są w filozofii ludzkiego postępowania podstawą odróżnienia celu od środków do tego celu prowadzących.
Swoistym przejściem z ujęcia metafizycznego do etycznego, jest pojęcie dobra natury bytu, zbieżne z prawem naturalnym (którego zadaniem jest wszakże chronienie przede wszystkim właśnie dobra natury). Do dobra natury człowieka należy samo jej bytowanie, uwarunkowane szeregiem przypadłości nazywanych w sumie życiem. Pierwszym więc dobrem tej natury będzie życie i wszystko co je podtrzymuje i przekazuje. Dobrem natury ludzkiej będzie też posiadanie przez człowieka wszystkich tych przypadłości, które wyznacza ludzka forma. Zawiera się w nim przede wszystkim poznawanie i decydowanie, zarazem wszystko to, co umożliwia człowiekowi podmiotowanie tych działań (a więc także cielesna natura człowieka i wszystko, co ją chroni).

b) „Dobre życie” jako istota dobra moralnego

Pojęcie „dobrego życia” jest proweniencji perypatetyckiej. Sam Arystoteles dobrym życiem nazywał życie rozumne. Rozumność naszego postępowania zasadza się na umiejętnościach korzystania z intelektu w różnych życiowych sytuacjach. Te umiejętności nazywał cnotami. W XV w. dołączono do tego temat godności, pisząc, że w życiu rozumnym realizuje się godność osoby ludzkiej.
Dobre życie w wymiarze indywidualnym to - powtórzmy - życie rozumne, czyli życie według cnoty. Warunkuje jednak z zewnątrz to dobre życie, zaspokojenie naturalnych potrzeb człowieka związanych z jego życiem biologicznym. Można powiedzieć, że pierwszym warunkiem dobrego życia jest życie w ogóle.
Dobre życie w wymiarze społecznym to przede wszystkim jedność pokoju, przez którą rozumie się nie tylko wykluczenie przemocy ze stosunków społecznych, lecz przede wszystkim sprawiedliwość, która wyklucza napięcia społeczne lub je likwiduje w samym zalążku. Warto zaznaczyć, że dobre życie, zarówno w wymiarze indywidualnym jak i w wymiarze społecznym nie jest czymś raz na zawsze uzyskanym; stanowi raczej nieustanne podejmowanie wysiłku poprawiania naszych działań indywidualnych oraz ciągłe udoskonalanie funkcjonowania społecznego.
W tej perspektywie dobre życie jest tożsame z dobrem moralnym. Realizuje się ono w trzech aspektach: jako dobro szlachetne, przyjemne i użyteczne.
Dobrem szlachetnym jest to dobro, o które zabiegamy ze względu na nie same. Wiążąc zagadnienie dobra z problematyką miłości św. Tomasz powie, że dobrem szlachetnym jest dobro miłości dilectio, np. przyjaźni. Dobro szlachetne to zarazem dobro rozumne lub intelektualne. Oznacza to więc, że dobrem szlachetnym dla osoby ludzkiej jest druga osoba, do której odnosimy się miłością dilectio.
Dobrem przyjemnym jest to samo dobro szlachetne, uzyskane i sprawiające człowiekowi radość. Dobrem przyjemnym więc jest ta sama osoba, gdy pozostaje z nami w przyjaznych stosunkach.
Dobrem użytecznym jest wszystko to, co służy dobru szlachetnemu. Jest to więc klasyczne zastosowanie odróżnienie celu (dobro szlachetne) od środków zmierzających do urzeczywistnienia tego celu (dobro użyteczne). W takiej perspektywie dobro użyteczne jest czymś właśnie potrzebnym człowiekowi, czymś bowiem służącym osobie - i jako takie - jest jak najbardziej dopuszczalne moralnie. Problem zaczyna się wtedy, gdy coś, co niejako z natury jest dobrem użytecznym np. wytwory, traktujemy jako dobro samo w sobie. Owo dobro w takiej sytuacji staje się dobrem pozornym, a ludzkie działania, przyczynowane przez to „dobro”, nabierają cech zła moralnego.

c) Zło jako brak dobra

W ujęciu metafizycznym zło utożsamia się z niebytem, jako brakiem esse. Każda rzecz istniejąca jest dobra na miarę właśnie swojego esse. Jest więc dobra jako taka, a może być zła pod jakimś względem, z powodu określonego braku, który ją upośledza.
Spośród wielu konsekwencji filozoficznych, jakie powoduje metafizyczna koncepcja zła jako braku dobra warto zwrócić uwagę na jedną: tę mianowicie, że zło nie istnieje jako coś realnego; jest ono właśnie brakiem właściwej realności, czystym zaprzeczeniem jakiegokolwiek esse. Jest to w dalszej konsekwencji podstawą klasycznego przekonania o dominacji dobra, utożsamionego z bytowaniem. Dla św. Tomasza nie istnieje nawet coś, co można by nazwać zupełnym złem, ponieważ gdy coś istnieje - z samego tego faktu jest czymś dobrym. Dlatego Tomasz sądzi, że przyczyną zła jest dobro, gdyż tylko z pozycji dobra możemy mówić o jego brakach i niedomaganiach, które stanowią zło.
Dobro natury bytu może doznawać rozmaitych braków, które tradycyjnie nazywa się złem naturalnym lub - niekiedy - złem fizycznym. Złem naturalnym będzie niemożność zaspokojenia podstawowych naturalnych potrzeb człowieka; będzie nim też brak lub uszkodzenie przypadłościowych organów, wymaganych przez naturę ludzką do właściwego funkcjonowania osoby ludzkiej. Złem naturalnym będzie więc brak pożywienia lub ubrania, uwięzienie i przymusowe bezżeństwo. Złem tym będzie też kalectwo, wrodzone i nabyte wady fizyczne lub psychiczne, właściwe starości lub chorobie upośledzenie funkcjonowania organów ciała.

d) Zło moralne jako niedomaganie rozumności w ludzkim postępowaniu

Zło moralne sytuuje się w ludzkim postępowaniu, czyli tych działaniach człowieka, w których występuje on jako świadomy i dobrowolny podmiot swoich aktów (a więc jako osoba). Pamiętać przy tym należy, iż dobrowolność ludzkiego postępowania jest funkcją intelektualności bytu ludzkiego i dlatego można - skrótowo - powiedzieć, że przyczyną zła moralnego jest niedomaganie rozumności ludzkiego postępowania.
Dlatego możemy wyróżnić trzy w człowieku źródła zła moralnego: ignorancja, uczucia i złośliwość woli.
W pierwszym przypadku, należy odróżnić prosty brak wiedzy, czyli właśnie niewiedzę od takiego jej braku, który jest w jakiś sposób spowodowany przez samego człowieka, czyli właśnie ignorancji. Sama ignorancja może stanowić określoną winę człowieka, wtedy, gdy powinniśmy coś wiedzieć, a nie wiemy oraz może być bez jakiejkolwiek winy, gdy nie wiemy tego, czego wiedzieć nie mamy obowiązku.
Św.Tomasz uważa, że tym obowiązkiem każdego człowieka jest - choćby ogólna znajomość prawa naturalnego (np. w postaci Bożych przykazań) oraz podstawowych obowiązków zawodowych i społecznych.
Uczucia mogą powodować moralnie złe postępowanie człowieka na trzy sposoby: 1) z roztargnienia, które uczucia powodują; 2) z przeciwieństwa, gdy uczucia wprost sprzeciwiają się temu, do czego skłania intelekt; 3) z powodu dużej siły reakcji fizjologicznej, należącej do natury uczuć.
Można przy tym dodać, że w zmysłach mogą się wytworzyć i utrwalić - wskutek powtarzania się niewłaściwych zależności (tzn. intelektu i woli od uczuć, a nie na odwrót) - stałe niewłaściwe skłonności, które stanowią nawyki złego działania i jako takie nazywane są nałogami. Nałóg taki w pewien sposób przymusza człowieka do wykonywania wyznaczanej przez niego czynności i w ten sposób ogranicza dobrowolność ludzkiego postępowania.
Na temat roli uczuć w życiu moralnym szczególnie istotna - z naszego punktu widzenia - wydaje się ta opinia św. Tomasza, gdy powiada, iż „to, że ktoś pożąda w nieuporządkowany sposób jakiegoś dobra doczesnego, pochodzi z tego, że w sposób nieuporządkowany kocha samego siebie; kochać bowiem kogoś - to chcieć dla niego dobra. Dlatego jasne się staje, że nieuporządkowana miłość własna jest przyczyną wszelkich grzechów”. W ten sposób raz jeszcze Akwinata uświadamia nam, że wyjściowym zagadnieniem filozofii moralnej jest zagadnienie miłości, jej prawidłowości i właściwego kształtowania.
Z zupełnie inną sytuacją mamy do czynienia w przypadku czynów złych, popełnianych świadomie i z rozmysłem, czyli przy pełnej akceptacji naszej woli, orientującej się doskonale w negatywnym sądzie intelektu na temat tego czynu lub tym sądem zupełnie nie interesującej się. Czyny takie Akwinata nazywa „grzechami z wyboru”, a ich przyczynę określa jako „złośliwość woli”.
Wielokrotnie powtarzając czyny negatywne moralnie, wola nabywa sprawności złego postępowania. Przypomnijmy: usprawnienia - to uzyskane przez ćwiczenia umiejętności naszych władz duchowych: intelektu i woli. Gdy umiejętności polegają na „sprawnym” wykonywaniu złych moralnie czynów - wtedy nazywa się je wadami moralnymi. Podobnie negatywnie, jak postępowanie ze złośliwości woli, kwalifikuje się działania wynikające z wad moralnych, wada bowiem tym różni się od nawyku, że - tak jak każda sprawność - jest świadoma i dobrowolna; możemy jej - tak jak sprawności - używać kiedy chcemy i jak chcem...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin