Śpiewnik 78.pdf

(345 KB) Pobierz
bsb
Beczkowy Pieśniczek
Bieszczadzki
131071202.001.png
Nieba prawie nie widać, czeluść chłodna i ciemna
e
I niech łączą się zbocza bezlitosnych wąwozów
a e
Bo cóż drąży kształt przyszłych przestrzeni
a e
Jak nie rzeka podziemna?
C e H
Groty w skałach wypłucze, żyły złote odkryje
a e
Bo źródło, bo źródło wciąż bije
e a C e H
Niech się sypią lawiny kamieni!
e
Zderzyły burtą statki się, bosaki poszły w ruch,
Już na pokładzie bitwa wre, nie trzeba więcej słów.
I nie oszczędzał swego, gdy na brata trafił brat,
O chłopcach, co zginęli tu, zaśpiewa świat.
1788
Ta pierwsza morska podróż do Australii
F B
Łotry przy burtach, prostytutki w kojach,
F C
Wszyscy się bali, łkali i rzygali
F B
W ładowniach naszych skarbów moc, przeminął bitwy czas,
I tylko morze stoi w krwi kolejny jeden raz.
Okrutny los dosięgnął bryg, co wzbudził straszny gniew,
A tutaj morze niesie w dal złowieszczy śpiew.
Panie, coś w jeszcze nam nieznanych planach
F C
Miał czarne diabły strzegące wybrzeży
d a
Edenu, który przeznaczyłeś dla nas,
B C F
A w który nikt, prawdę mówiąc, nie wierzył!
B C d
ŹRÓDŁO
Czym żeśmy, marni, zasłużyli na to?
Ten, co zawisnąć miał za kradzież płaszcza -
Płakał nad swoją niechybną zatratą;
Nie widział Ciebie w robaczywych masztach
Statku, co tylko był więzieniem nowym;
Tej, co kupczyła ciałami swych dziatek -
Ani przez mgnienie nie przyszło do głowy,
Że to nadziei - nie rozpaczy statek.
Płynie rzeka wąwozem, jak dnem koleiny
e
Rosną ściany wąwozu, z obu stron coraz wyżej
C
Tam na górze są ponoć równiny
D G
I im więcej tej wody, tym się głębiej potoczy
a e
Sama biorąc na siebie cień zboczy...
a e H
Piach spod nurtu ucieka, nurt po piachu się wije
e
Własna w czeluść ciągnie go siła
e
Niejeden żołnierz z ponurej eskorty
(Bo czym się los ich od naszego różnił?)
Wiedział, że nigdy już nie ujrzy portu,
Gdzie go podejmą karczmarze usłużni
I płatne dziewki; że zabraknie rumu
Zanim do celu przygnasz okręt szparki.
Z marynarzami pili więc na umór
I - wbrew zakazom - grali o więźniarki.
Ale jest ciągle rzeka na dnie tej rozpadliny
D G
Bo źródło, bo źródło wciąż bije
e a C e H
A na ścianach wąwozu pasy barw i wyżłobień
Tej rzeki historia, tych brzegów
Ślady głazów rozmytych, cienie drzew powalonych
Muł zgarnięty pod siebie wbrew sobie
A hen, w dole blask nikły ciągle ziemię rozcina
Ziemia nad nim się zrastać zaczyna...
Z obu stron żwir i glina, by zatrzymać go w biegu
Woda syczy i wchłania, lecz żyje
I zakręca, omija, wsiąka, wspina się, pieni
Ale płynie, wciąż płynie wbrew brzegom
Bo źródło, bo źródło wciąż bije
Prawda, nie wszyscy próby Twe przetrwali,
Ale też ciężkoś nas doświadczał, Panie:
Nie oszczędzałeś nam wysokiej fali,
Za którą mnogim poszło w oceanie
Zakończyć żywot; innym dziąsła zgniły,
Wypadły zęby, rozgorzały wrzody...
Więc znaczną nasz zielony szlak mogiły
Szkorbutu, szału, francuskiej choroby.
I są miejsca, gdzie w szlamie woda niemal zastygła
Pod kożuchem brudnej zieleni;
Tam ślad, prędzej niż ten, co zostawił go, znika
Niewidoczne bagienne są sidła
Ale źródło wciąż bije, tłoczy puls między stoki
Więc jest nurt, choć ukryty dla oka!
Nikt nie odnajdzie w ruchomych otchłaniach
Ciał nieszczęśników - oprócz Ciebie, Boże.
Ich żywot grzeszny epitafiów wzbrania,
Lecz - ukarani. Więc wystarczy może,
Żeś się posłużył straszliwym przykładem:
Oni naprawdę dotarli do piekieł,
A umierając nie wierzył z nich żaden,
Że w swym cierpieniu umiera – człowiekiem.
W drodze do raju, przewrotności Twoja,
d g
Która sama siebie żłobiła
e
Jest i będzie, będzie jak była
C
Ląd nam się wydał niegościnny, dziki;
Łotr bez honoru, kobieta sprzedajna
Z dnia na dzień - jak się stać ma osadnikiem
Nieznanych światów? Bo rozpoznać Raj nam
Nie było łatwo; znaleźć w sobie siłę,
Wbrew przeciwnościom, bez słowa zachęty
By mimo wszystko żyć - nim nam odkryłeś
Kraj szczodry w zboże, złoto i diamenty.
Walcz i giń - to rozkaz Twój
F D
Posłuszny bądź, bo wdepniesz w gnój
e G a
Za Anglię zdychaj, tak każe król
e F G a
Trzeciego dnia zaczęło się
Wiatr łzy wyciskał na mokry dek
A Hiszpan walił ze wszystkich luf
Do dziś nikt nie wie, ile wtedy spadło głów
Łajdacki pomiot, łotrowskie nasienie
d g
Czerpiąc ze spichrza Twoich dóbr wszelakich -
B C F
Dowódca nasz pod pokład zbiegł
W najdalszym kącie na kolana legł
Histeria w oczach i głupi śmiech
Tak właśnie wydał swój ostatni dech
W nas jest Raj, Piekło -
d B
I do obu – szlaki.
F C (d)
ALEKSANDER SIERGIEJEWICZ PUSZKIN
Nazajutrz, gdy opadły mgły
Nie było ważne gdzie Oni, gdzie My
Zwycięzcą był ten, kto jeszcze żyw
Kogo stać jeszcze na ostatni zryw
Co było nie wróci i szaty rozdzierać by próżno.
a E7
Cóż, każda epoka ma własny obyczaj i ład,
C G7 C A7
A przecież mi żal, że tu w drzwiach nie pojawi się Puszkin
d G7 C E a
To właśnie wtedy poczułem, że
W morze me życie wpisane jest
Na statku, co Jego Królewską mość
O pianę na pysku przyprawi i dziką złość
Tak chętnie bym dziś choć na kwadrans na koniak z nim wpadł.
7 a
Dziś już nie musimy piechotą się wlec na spotkania,
I tyle jest aut i rakiety unoszą nas w dal,
A przecież mi żal, że po Moskwie nie suną już sanie
I nie ma już sań i nie będzie już nigdy, a żal.
Walcz i giń za honor swój
Sercu posłuszny nie wdepniesz w gnój
Poślij królowi grad wrogich kul
Do Anglii nie wracaj - tam zdycha król
Przyjmuję pojętny mój wiek, mego Stwórcę i Mistrza.
Ten trzeźwy mój wiek, doświadczony mój wiek pragnę czcić...
A przecież mi żal, że jak dawniej śnią nam się bożyszcza.
I jakoś tak jest, że gotowiśmy czołem im bić.
ZŁOTO DLA ZUCHWAŁYCH
No cóż, nie na darmo zwycięstwem nasz szlak się uświetnił,
I wszystko już jest, cicha przystań, non iron i wikt,
A przecież mi żal, że nad naszym zwycięstwem niejednym,
Górują cokoły, na których nie stoi już nikt.
Na morzu szalał wściekły sztorm, na strzępy żagle rwał,
d C
Baksztagiem ciągnął statek nasz, przy sterze Johnson stał.
d F
W oddali widać stary bryg - dziś będzie nasz.
B d
Co było nie wróci, wychodzę wieczorem na spacer
I nagle spojrzałem na Arbat i - ach, co za gość!
Rżą konie u sań, Aleksander Siergiejewicz przechadza się,
Ach głowę bym dal, że już jutro wydarzy się coś!
Ze wszystkich luf i jeszcze raz! Dosięgnij go!
B d
Jupijaj ej, jupijaj o...
F d
Ze wszystkich luf i jeszcze raz! Zatopmy go!
B d
Z kubryka ruszył każdy z nas, wprost od cynowych mis,
Kulawy bosman dzieli broń, na pokład każe iść,
Mocarna ręka chwyta nóż i dłoń zaciska się,
Dziś marny, brygu, jest twój los - wzbudziłeś gniew.
I nie uciekaj od wrogich kul
F D
Choć tyle wiemy własnym doświadczeniem:
d a
W bocianim gnieździe majtek zły, wichura smaga twarz,
d
Jupijaj ej, jupijaj o...
F d
Wyszliśmy piękni dla siebie
Fis h
AVE VIRGO MARIA
I tacy zadziwieni
A D
Nasze serca gorące
e
Ośmiu Gotów i dwudziestu dwóch Norwegów
e h
Bić równo zaczęły
h
W odkrywczej wyprawie z Winlandii na zachodzie
Rozbiliśmy obóz obok dwóch skalnych wysepek
Dzień drogi na północ od tego kamienia
Łowiliśmy ryby jeden dzień
Po powrocie znaleźliśmy dziesięciu ludzi
Czerwonych od krwi i martwych
Jakby same tylko były na Ziemi
G Fis
A przecież mogłem być e
Przed twoją erą A D
A przecież mogłaś być G e
Przed moją erą
Fis h
Ave Virgo Maria chroń nas od złego
Ave Virgo Maria chroń nas od złego
Ave Virgo Maria
Ave Virgo Maria wybaw nas
Zbiegliśmy razem ty i ja
Z gór ośnieżonych w ciepłą dolinę
Kto tak dobry był
I pomógł nam się spotkać
W tej oszalałej gęstwinie
Postawiliśmy dziesięciu ludzi nad morzem
Na straży naszych statków
Czternaście dni drogi od tej wyspy
Rok 1362
Wyszliśmy nadzy dla siebie
Z nocy na światło dzienne
Nasze zegarki ślepe
Chodzić nagle zaczęły
O jednej i tej samej godzinie
BALLADA MAJOWA
ZEGARMISTRZ ŚWIATŁA
Brnąłem do ciebie maju przez mrozy i biele
G fis G A
Przez bezbarwne szpitale korytarze stycznia
W tych korytarzach słońce gasło ustawicznie
A kiedy przyjdzie także po mnie
h A
Zegarmistrz światła purpurowy
E h
By mi zabełtać błękit w głowie
D A
A teraz maj dokoła maj wyświęca ogrody
D A G h
To będę jasny i gotowy
E h
I cały ja i cały ja zanurzony w Jordanie pogody
G D G A
A teraz maj i maj i maj dokoła się święci
Od wonnych bzów szalonych bzów wprost w głowie się kręci
Spłyną przeze mnie dni na przestrzał
Zgasną podłogi i powietrza
Na wszystko jeszcze raz popatrzę
I pójdę nie wiem gdzie - na zawsze.
I płyną przeze mnie dmuchawce jak dzieciństwa echa
I wielka jest majowa moc kiedy niebo się do ziemi uśmiecha
Śpi w twoim wnętrzu chłopiec w chłopcu pierwszy zachwyt poznaję
Z twoich ziaren wyrosną sady strudzonemu pielgrzymką ulżyj dodaj wiary
ZEMSTA
W pochmurny dzień zwinęli nas
a G
BALLADA O ŚW. MIKOŁAJU
Dwudziestu chłopa - to w sam raz
F B G
W kajdany ręce przybrali wnet
a G
W rozstrzelonej chacie rozpaliłem ogień
a d E a E a
I popędzili nad morza brzeg
F e a
Z rozwalonych pieców pieśni wyniosłem węgle.
a d E a E
Naciągnąłem na drzazgi gontów błękitną płachtę nieba,
a C d E
W gardziele okrętu, gdzie szczur nawet gnił
Wepchnęli wszystkich, kto jeszcze żył
I nikt nie spytał, czy matka wie
Że właśnie żołnierzem króla stałeś się
Będę malować od nowa wioskę w dolinie.
C d E a E a
Święty Mikołaju, opowiedz jak tu było
C G C E
Jakie pieśni śpiewano, gdzie się pasły konie.
a d a E a d E a G a
Przez śnieżyce i zaspy i lute zawieje
D A G h
Zgłoś jeśli naruszono regulamin