Szymborska Wisława Widok z ziarnkiem piasku.doc

(987 KB) Pobierz
Wisława Szymborska

Wisława Szymborska

 

Widok z ziarnkiem piasku

 

Tekst przepisali:

Adam i Jarek Druzd

nunas@ic.com.pl

Z tomu Wołanie do Yeti (1957)

 

Atlantyda

 

Obmyślam świat

 

Dwie małpy Bruegla

Jeszcze

Buffo

Upamiętnienie

 

Z tomu Sól ( 1962)

 

Muzeum

Chwila w Troi

Elegia podróżna

Kobiety Rubensa

Koloratura

Nagrobek

***(Jestem za blisko, żeby mu się śnić)

Na wieży Babel

W rzece Heraklita

Woda

Wiersz ku czci

Rozmowa z kamieniem

 

Z tomu Sto pociech (1967)

 

Radość pisania

Pejzaż

Album

Dworzec

Żywy

Urodzony

Tomasz Mann

Do serca w niedzielę

Akrobata

Ruch

Sto pociech

 

Z tomu Wszelki wypadek ( 1972}

 

Pomyłka

Szkielet jaszczura

Fotografia tłumu

Wszelki wypadek

Zdumienie

Urodziny

Wrażenia z teatru

Listy umarłych

Prospekt

Powroty

Przemówienie w biurze znalezionych rzeczy

Allegro ma non troppo

Klasyk

Pochwała snów

Miłość szczęśliwa

* * * (Nicość przenicowała się także i dla mnie)

Pod jedną gwiazdką

 

Z tomu Wielka liczba (1976)

 

Wielka liczba

Podziękowanie

Psalm

Widziane z góry

Eksperyment

Uśmiechy

Terrorysta, on patrzy

Miniatura średniowieczna

Portret kobiecy

Ostrzeżenie

Cebula

Pochwała złego o sobie mniemania

Życie na poczekaniu

Nad Styksem

Utopia

Liczba Pi

 

Z tomu Ludzie na moście (1986)

 

Nadmiar

Widok z ziarnkiem piasku

Odzież

O śmierci bez przesady

Dom wielkiego człowieka

W biały dzień

Krótkie życie naszych przodków

Pierwsza fotografia Hitlera

Schyłek wieku

Dzieci epoki

Tortury

Pisanie życiorysu

Pogrzeb

Głos w sprawie pornografii

Rozpoczęta opowieść

Możliwości

Jarmark cudów

Ludzie na moście

 

Z tomu Koniec i początek (1993)

 

Niebo

Może być bez tytułu

Niektórzy lubią poezję

Koniec i początek

Nienawiść

Rzeczywistość wymaga

Jawa

Rachunek elegijny

Kot w pustym mieszkaniu

Pożegnanie widoku

Seans

Miłość od pierwszego wejrzenia

Dnia 16 maja 1973 roku

Może to wszystko

Komedyjki

Wersja wydarzeń

Wielkie to szczęście

 

Nowe wiersze

 

Jacyś ludzie

W zatrzęsieniu

Milczenie roślin

Chmury

Trzy słowa najdziwniejsze

 

Atlantyda

 

Istnieli albo nie istnieli.

Na wyspie albo nie na wyspie.

Ocean albo nie ocean

połknął ich albo nie.

 

Czy było komu kochać kogo?

Czy było komu walczyć z kim?

Działo się wszystko albo nic

tam albo nie tam.

 

Miast siedem stało.

Czy na pewno?

Stać wiecznie chciało.

Gdzie dowody?

 

Nie wymyślili prochu, nie.

Proch wymyślili, tak.

 

Przypuszczalni. Wątpliwi.

Nie upamiętnieni.

Nie wyjęci z powietrza,

z ognia, z wody, z ziemi.

 

Nie zawarci w kamieniu

ani w kropli deszczu.

Nie mogący na serio

pozować do przestróg.

 

Meteor spadł.

To nie meteor.

Wulkan wybuchnął.

 

To nie wulkan.

Ktoś wołał coś.

Niczego nikt.

 

Na tej plus minus Atlantydzie.

 

Obmyślam świat

 

Obmyślam świat, wydanie drugie,

wydanie drugie, poprawione,

idiotom na śmiech,

melancholikom na płacz,

łysym na grzebień,

psom na buty.

 

Oto rozdział:

Mowa Zwierząt i Roślin,

gdzie przy każdym gatunku

masz słownik odnośny.

Nawet proste dzień dobry

wymienione z rybą

ciebie, rybę i wszystkich

przy życiu umocni.

 

Ta, dawno przeczuwana,

nagle w jawie słów

improwizacja lasu!

Ta epika sów!

Te aforyzmy jeża

układane, gdy

jesteśmy przekonani,

że nic, tylko śpi!

 

Czas (rozdział drugi}

ma prawo do wtrącania się

we wszystko czy to złe, czy dobre.

Jednakże - ten, co kruszy góry,

oceany przesuwa i który

obecny jest przy gwiazd krążeniu,

nie będzie mieć najmniejszej władzy

nad kochankami, bo zbyt nadzy,

bo zbyt objęci, z nastroszoną

duszą jak wróblem na ramieniu.

 

Starość to tylko morał

przy życiu zbrodniarza.

Ach, więc wszyscy są młodzi!

Cierpienie (rozdział trzeci)

ciała nie znieważa.

Śmierć,

kiedy śpisz, przychodzi.

 

A śnić będziesz,

że wcale nie trzeba oddychać,

że cisza bez oddechu

to niezła muzyka,

jesteś mały jak iskra

i gaśniesz do taktu.

 

Śmierć tylko taka. Bólu więcej

miałeś trzymając różę w ręce

i większe czułeś przerażenie

widząc, że płatek spadł na ziemię.

 

Świat tylko taki. Tylko tak

żyć. I umierać tylko tyle.

A wszystko inne - jest jak Bach

chwilowo grany

na pile.

 

Dwie Małpy Bruegla

 

Tak wygląda mój wielki maturalny sen:

siedzą w oknie dwie małpy przykute łańcuchem,

za oknem fruwa niebo

i kąpie się morze.

 

Zdaję z historii ludzi.

Jąkam się i brnę.

 

Małpa wpatrzona we mnie, ironicznie słucha,

druga niby to drzemie-

a kiedy po pytaniu nastaje milczenie,

podpowiada mi

cichym brząkaniem łańcucha.

 

Jeszcze

 

W zaplombowanych wagonach

jadą krajem imiona,

a dokąd tak jechać będą,

a czy kiedy wysiędą

nie pytajcie, nie powiem, nie wiem.

 

Imię Natan bije pięścią o ścianę,

imię Izaak śpiewa obłąkane,

imię Sara wody woła dla imienia

Aaron, które umiera z pragnienia.

 

Nie skacz w biegu, imię Dawida.

Tyś jest imię skazujące na klęskę,

nie dawane nikomu, bez domu,

do noszenia w tym kraju zbyt ciężkie.

 

Syn niech imię słowiańskie ma,

bo tu liczą włosy na głowie,

bo tu dzielą dobro od zła

wedle imion i kroju powiek.

 

Nie skacz w biegu. Syn będzie Lech.

Nie skacz w biegu. Jeszcze nie pora.

Nie skacz. Noc się rozlega jak śmiech

i przedrzeźnia kół stukanie na torach.

 

Chmura z ludzi nad krajem szła,

z dużej chmury mały deszcz, jedna łza,

mały deszcz, jedna łza, suchy czas.

Tory wiodą w czarny las.

 

Tak to, tak, stuka koło. Las bez polan.

Tak to, tak. Lasem jedzie transport wołań.

Tak to, tak. Obudzona w nocy słyszę

tak to, tak, łomotanie ciszy w ciszę.

 

Buffo

 

Najpierw minie nasza miłość,

potem sto í dwieście lat,

potem znów będziemy razem:

 

komediantka i komediant,

ulubieńcy publiczności,

odegrają nas w teatrze.

 

Mała farsa z kupletami,

trochę tańca, dużo śmiechu,

trafny rys obyczajowy

i oklaski.

 

Będziesz śmieszny nieodparcie

na tej scenie, z tą zazdrością,

w tym krawacie.

 

Moja głowa zawrócona,

moje serce i korona,

głupie serce pękające

i korona spadająca.

 

Będziemy się spotykali,

rozstawali, śmiech na sali,

siedem rzek, siedem gór

między sobą obmyślali

 

I jakby nam było mało

rzeczywistych klęsk i cierpień

- dobijemy się słowami.

 

A potem się pokłonimy

i to będzie farsy kres.

Spektatorzy pójdą spać

ubawiwszy się do łez.

 

Oni będą ślicznie żyli,

oni miłość obłaskawią,

tygrys będzie jadł z ich ręki.

 

A my wiecznie jacyś tacy,

a my w czapkach z dzwoneczkami,

w ich dzwonienie barbarzyńsko

zasłuchani.

 

Upamiętnienie

 

Kochali się w leszczynie

pod słońcami rosy,

suchych liści i ziemi

nabrali we włosy.

 

Serce jaskółki,

zmiłuj się nad nimi.

 

Uklękli nad jeziorem,

wyczesali liście,

a ryby podpływały

do brzegu gwiaździście.

 

Serce jaskółki,

zmiłuj się nad nimi.

 

Odbicia drzew dymiły

na zdrobniałej fali.

Jaskółko, spraw, by nigdy

nie zapominali.

 

Jaskółko, cierniu chmury,

kotwico powietrza,

ulepszony Ikarze,

wniebowzięty fraku,

 

jaskółko, kaligrafio,

wskazówko bez minut,

wczesno-ptasi gotyku,

zezie na niebiosach,

 

jaskółko, ciszo ostra,

żałobo wesoła,

aureolo kochanków,

zmiłuj się nad nimi.

 

Muzeum

Są talerze, ale nie ma apetytu.

Są obrączki, ale nie ma wzajemności

od co najmniej trzystu lat.

 

Jest wachlarz - gdzie rumieńce?

Są miecze - gdzie gniew?

I lutnia ani brzęknie o szarej godzinie.

 

Z braku wieczności zgromadzono

dziesięć tysięcy starych rzeczy.

Omszały woźny drzemie słodko

zwiesiwszy wąsy nad gablotką.

 

Metale, glina, piórko ptasie

cichutko tryumfują w czasie.

Chichocze tylko szpilka po śmieszce z Egiptu.

 

Korona przeczekała głowę.

Przegrała dłoń do rękawicy.

Zwyciężył prawy but nad nogą.

 

Co do mnie, żyję, proszę wierzyć.

Mój wyścig z suknią nadal trwa.

A jaki ona upór ma!

A jakby ona chciała przeżyć!

 

Chwila w Troi

Małe dziewczynki

chude i bez wiary,

że piegi znikną z policzków,

 

nie zwracające niczyjej uwagi,

chodzące po powiekach świata,

 

podobne do tatusia albo do mamusi,

szczerze tym przerażone,

 

znad talerza,

znad książki,

sprzed lustra

porywane bywają do Troi.

 

W wielkich szatniach okamgnienia

przeobrażają się w piękne Heleny.

 

Wstępują po królewskich schodach

w szumie podziwu i długiego trenu.

 

Czują się lekkie. Wiedzą, że

piękność to wypoczynek,

że mowa sensu ust nabiera,

a gesty rzeźbią się same

w odniechceniu natchnionym.

 

Twarzyczki ich,

warte odprawy posłów,

dumnie sterczą na szyjach

godnych oblężenia.

 

Bruneci z filmów,

bracia koleżanek,

nauczyciel rysunków,

ach, polegną wszyscy.

 

Małe dziewczynki

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin