Clive Cussler - Przygody Dirka Pitta - 12 - Zloto Inkow.pdf

(2255 KB) Pobierz
Clive Cussler - Przygody Dirka Pitta - 12 - Zloto Inkow
CLIVE CUSSLER
ZŁOTO INKÓW
(Przeło Ŝ ył: Ziemowit Andrzejewski)
AMBER 1999
Pełnomorski statek Inków A.D. 1533 Zapomniane morze
Nadci ą gn ę li z południa wraz z porannym sło ń cem, a kiedy sun ę li po roziskrzonej wodzie, sprawiali wra Ŝ enie
migotliwych zjaw w pustynnym mira Ŝ u. Kwadratowe bawełniane Ŝ agle flotylli tratew zwisały bezwładnie pod łagodnym
lazurem nieba, wiosła rytmicznie pogr ąŜ ały si ę w wodzie, chocia Ŝ ani jeden okrzyk komendy nie zburzył niesamowitej
ciszy. Wysoko w górze sokół to wznosił si ę , to opadał, jak gdyby wiod ą c sterników ku jałowej wysepce, stercz ą cej w
samym ś rodku ś ródl ą dowego morza. Tratwy były skonstruowane z powi ą zanych i podgi ę tych na obu ko ń cach wi ą zek
sitowia; sze ść takich wi ą zek składało si ę na jeden kadłub, wzmocniony wi ęź b ą i kilem z bambusa. Wygi ę te dzioby i rufy
miały kształt w ęŜ y o psich pyskach, które szczerzyły kły ku niebu, przez co mogło si ę zdawa ć , Ŝ e wyj ą do ksi ęŜ yca. Na
zaostrzonym dziobie tratwy płyn ą cej przodem, w fotelu przypominaj ą cym tron siedział dostojnik dowodz ą cy flotyll ą .
Nosił bawełnian ą tunik ę , zdobn ą turkusowymi cekinami, i wełniany płaszcz, haftowany w wielobarwny wzór. Głow ę
okrywał mu pióropusz, twarz za ś - złota maska; Ŝ ółtawo migotały w sło ń cu tak Ŝ e jego kolczyki, masywny naszyjnik i
naramienne bransolety, ba, nawet trzewiki wielmo Ŝ y wykonano ze złota. Członkowie załogi, i to czyniło widok jeszcze
bardziej zdumiewaj ą cym, byli wystrojeni z nie mniejszym przepychem. Z trwog ą i podziwem przygl ą dali si ę tubylcy
intruzom, którzy wtargn ę li na ich wody. Nie podejmowali prób obrony swych terytoriów, byli bowiem prostymi
my ś liwymi i zbieraczami, którzy chwytali w pa ś ci króliki, łowili ryby i wypełniali kosze zerwanymi lub wygrzebanymi
z ziemi darami natury. Prymitywni, w zastanawiaj ą cym kontra ś cie do tworz ą cych rozległe imperia s ą siadów z południa i
wschodu, Ŝ yli i umierali ani my ś l ą c o wznoszeniu olbrzymich ś wi ą ty ń . Teraz jak zahipnotyzowani przygl ą dali si ę
sun ą cemu po wodzie niewiarygodnemu bóstwu, jednomy ś lnie postrzegaj ą c wydarzenie jako cudowne przybycie z
za ś wiatów wojowniczych bogów. Zagadkowi przybysze, całkowicie ignoruj ą c lud okupuj ą cy brzegi, nieznu Ŝ enie
wiosłowali ku celowi swej podró Ŝ y; spełniali u ś wi ę con ą misj ę , nie zwracali zatem uwagi na sprawy mało istotne - w
stron ę tubylców nie padło ani jedno spojrzenie. Zmierzali wprost ku stromym skalistym zboczom góry, której szczyt,
wznosz ą cy si ę na dwie ś cie metrów ponad powierzchni ę morza, tworzył nie zamieszkan ą i prawie pozbawion ą
ro ś linno ś ci wysepk ę , zwan ą przez tuziemców Martw ą Olbrzymk ą , długi bowiem i niski grzbiet wzniesienia przypominał
ciało kobiety pogr ąŜ onej w kamiennym ś nie.
Złudzenie to zwi ę kszała jeszcze nieziemska aureola, skrzesana ze skał przez słoneczne promienie. Wnet ś wietli ś cie
wystrojeni Ŝ eglarze osadzili tratwy na usianej kamykami niewielkiej pla Ŝ y, przechodz ą cej w w ą ski kanion; spu ś cili z
masztów bawełniane płachty, zdobne - co skutecznie pot ę gowało l ę k i szacunek tubylczych gapiów - wielkimi haftami
wyobra Ŝ aj ą cymi fantastyczne zwierz ę ta, i przyst ą pili do wyładunku ogromnych trzcinowych koszy oraz ceramicznych
dzbanów. Przez cały dzie ń układali ładunek w stos pot ęŜ ny wprawdzie, lecz uładzony, wieczorem natomiast, kiedy
sło ń ce skrywało si ę za zachodnim horyzontem, uton ę li w mroku, przewiercanym tylko migotliwymi płomykami. Gdy
zacz ą ł wstawa ć nowy dzie ń , okazało si ę , Ŝ e tratwy wci ąŜ spoczywaj ą na brzegu jak martwe ryby, ładunek za ś le Ŝ y na
poprzednim miejscu. Tymczasem kamieniarze, nie szcz ę dz ą c potu, z pasj ą zaatakowali skalisty szczyt góry mosi ęŜ nymi
dłutami i łomami, i przez sze ść najbli Ŝ szych dni tak uporczywie kuli i obłupywali kamie ń , Ŝ e przybrał wreszcie
przera ź liw ą posta ć skrzydlatego jaguara o w ęŜ owym łbie. Kiedy dobiegły ko ń ca ostatnie prace rze ź biarskie i
polerownicze, odnosiło si ę wra Ŝ enie, i Ŝ groteskowa bestia gotuje si ę , by da ć susa ze skały, w której j ą wykuto. Przez
cały ten czas kosze i dzbany stopniowo znikały z pla Ŝ y, a Ŝ wreszcie ani jeden nie pozostał.
Potem, gdy pewnego ranka starym ju Ŝ zwyczajem miejscowi ponad wod ą si ę gn ę li wzrokiem ku wyspie, znale ź li j ą pust ą .
Tajemniczy lud, przybyły tu z południa na tratwach, rozwiał si ę jak sen, a o tym, Ŝ e nie był ułud ą , za ś wiadczał pot ęŜ ny
jaguar z w ęŜ owym łbem, który obna Ŝ ał kły i szczelinami oczu omiatał wzgórza, ci ą gn ą ce si ę a Ŝ po horyzont na brzegu
ś ródl ą dowego morza.
Ciekawo ść rychło przemogła strach i ju Ŝ nazajutrz po południu czterech ś miałków z najwi ę kszej wsi, dodawszy sobie
odwagi krzepkim miejscowym piwem, zepchn ę ło na wod ę czółno wydłubane z jednego pnia drzewa i machaj ą c
wiosłami popłyn ę ło na wysp ę . Widziano z l ą du, jak dobijaj ą do brzegu i znikaj ą w w ą skim kanionie prowadz ą cym w
ą b góry. Do pó ź nej nocy i przez cały nast ę pny dzie ń krewni i s ą siedzi oczekiwali ich powrotu - daremnie. Zagin ą ł po
nich wszelki ś lad i znikn ę ła nawet dłubanka. Pierwotny l ę k tubylców zwielokrotnił si ę jeszcze, kiedy nagle na małe
morze spadł straszliwy sztorm, zmieniaj ą c je we wrz ą cy kocioł. Sło ń ce raptownie zgasło, niebo okryło si ę czerni ą ,
jakiej nie pami ę tali najstarsi ludzie; owym przejmuj ą cym zgroz ą ciemno ś ciom towarzyszył ś wiszcz ą cy wiatr, co spienił
fale i dokonał spustosze ń w nabrze Ŝ nych wioskach. Mogło si ę zdawa ć , i Ŝ Ŝ ywioły tocz ą ze sob ą wojn ę , smagaj ą c przy
okazji l ą d, b ą d ź te Ŝ - i w tej kwestii mieszka ń cy tamtejszych okolic Ŝ ywili zupełn ą pewno ść - Ŝ e wiedzeni przez jaguara
o w ęŜ owym łbie bogowie nieba i ciemno ś ci wywieraj ą zemst ę na pobratymcach zuchwalców, którzy powa Ŝ yli si ę
wtargn ąć w ich domen ę . Poszeptywano o kl ą twie rzuconej na intruzów.
A potem sztorm znikn ą ł za horyzontem równie nagle, jak zza niego napłyn ą ł, wiatr zamarł zupełnie, pogr ąŜ aj ą c ś wiat w
ciszy, która wydawała si ę a Ŝ nienaturalna, sło ń ce roziskrzyło powierzchni ę morza równie spokojnego jak dawniej.
Nadleciały mewy i j ę ły zatacza ć kr ę gi nad czym ś , co podczas burzy fale cisn ę ły na wschodni brzeg. Zaciekawieni
ludzie ostro Ŝ nie ruszyli w t ę stron ę , przystan ę li niepewnie, podeszli bli Ŝ ej - i wtedy zbiorowe sapni ę cie wyrwało si ę z
ich ust, poj ę li bowiem, Ŝ e na piasku pla Ŝ y spoczywaj ą zwłoki jednego z cudzoziemców przybyłych z południa. Miał na
sobie tylko ozdobn ą , haftowan ą tunik ę ; po złotej masce, pióropuszu i bransoletach nie było ś ladu. W przeciwie ń stwie
do ciemnoskórych i kruczowłosych tuziemców, topielec miał jasne włosy i biał ą skór ę , jego niewidz ą ce oczy były
ę kitne. Stoj ą c, byłby o dobre pół głowy wy Ŝ szy od najro ś lejszego z ludzi, którzy przygl ą dali mu si ę teraz w
bezbrze Ŝ nym zdumieniu. Dygoc ą c ze strachu, ostro Ŝ nie zanie ś li go i zło Ŝ yli do czółna, wytypowali ze swego grona
dwóch naj ś mielszych, ci za ś dowie ź li zwłoki na wysp ę , spiesznie poło Ŝ yli je na pla Ŝ y i w ś ciekle machaj ą c wiosłami,
wrócili na l ą d. Długo jeszcze po ś mierci najstarszych ś wiadków niezwykłego zdarzenia grz ę zn ą cy w piasku szkielet słał
swe złowró Ŝ bne ostrze Ŝ enie, by trzyma ć si ę od wyspy z daleka...
Kr ąŜ yły słuchy, Ŝ e skrzydlaty stra Ŝ nik złotych wojowników, jaguar z w ęŜ owym łbem, po Ŝ arł w ś cibskich intruzów; nikt
zatem nigdy nie podj ą ł ryzyka, by stawiaj ą c nog ę na wyspie narazi ć si ę na jego gniew. Wyspa zreszt ą roztaczała aur ę tak
niesamowit ą , a nawet upiorn ą , Ŝ e stała si ę niebawem miejscem ś wi ę tym, o którym zwyczajowo mówiło si ę
przyciszonym głosem. Kim byli odziani w złoto wojownicy i sk ą d przypłyn ę li? Dlaczego skierowali swe tratwy w gł ą b
ś ródl ą dowego morza i co tu robili? Ś wiadkowie pogodzili si ę z faktem, Ŝ e nie znajd ą Ŝ adnego wyja ś nienia dla tego, co
ujrzeli; z niewiedzy rodz ą si ę mity - urodziły si ę zatem, a nawet zd ąŜ yły okrzepn ąć , zanim okolic ę nawiedziło pot ęŜ ne
trz ę sienie ziemi, obracaj ą c w perzyn ę wszystkie pobliskie wioski. Kiedy po pi ę ciu dniach wstrz ą sy wreszcie ustały,
ś ródl ą dowe morze znikn ę ło, a jedynym po nim ś ladem był szeroki pas muszel wzdłu Ŝ dawnej linii brzegowej. Z legend
wnet przenikn ę li tajemniczy intruzi do wierze ń religijnych, zyskuj ą c status bogów. Zrazu gadki o ich cudownym
objawieniu i znikni ę ciu kr ąŜ yły szeroko, potem, coraz ubo Ŝ sze w fakty, wracały rzadziej, a Ŝ wreszcie stały si ę
przekazywan ą z pokolenia na pokolenie cz ą stk ą folkloru ludu zamieszkuj ą cego prze ś ladowan ą przez duchy krain ę , nad
któr ą niepoj ę te rozumem fenomeny wisz ą jak dym nad obozowym ogniskiem.
KATAKLIZM
l marca 1578
U zachodnich wybrze Ŝ y Peru
Kapitan Juan de Anton, pos ę pny Kastylijczyk o starannie przystrzy Ŝ onej czarnej brodzie i zielonych oczach, raz jeszcze
spojrzał na pod ąŜ aj ą cy za nim zagadkowy statek i w zadumie zmarszczył czoło. "Przypadek - zapytał sam siebie - czy
te Ŝ zaplanowane przechwycenie?".
Na ostatnim odcinku trasy z Callao de Lima nie spodziewał si ę spotka ń z innymi galeonami zd ąŜ aj ą cymi w stron ę
Panamy, gdzie ich ładunek - przeznaczone dla króla skarby - miał trafi ć na grzbiety mułów, które przenios ą go przez
mi ę dzymorze do atlantyckich portów, sk ą d na pokładach innych statków wyruszy w sw ą docelow ą podró Ŝ ku składom i
kufrom Sewilli.
De Anton miał wra Ŝ enie, i Ŝ w takielunku i kształcie kadłuba statku odległego jeszcze o półtorej mili dostrzega cechy
wła ś ciwe jednostkom floty francuskiej... ś egluj ą c po Morzu Karaibskim, byłby si ę zapewne wystrzegał podobnych
spotka ń , tu jednak czuł si ę zdecydowanie pewniej; jego podejrzliwo ść zmalała jeszcze bardziej, gdy dostrzegł ogromn ą
flag ę , powiewaj ą c ą na rufie tamtego galeonu, dokładnie tak ą sam ą jak jego własna bandera - z czerwonym krzy Ŝ em na
białym tle. Wci ąŜ jednak odrobin ę zbity z pantałyku zapytał swego zast ę pc ę i pierwszego nawigatora, Luisa Torresa:
- No i co o nim s ą dzisz, Luis?
Torres, gładko wygolony Galicyjczyk, wzruszył ramionami.
- Za mały jak na galeon ze złotem. Handlarz winem, na moje oko, co z Valparaiso płynie, jak i my, ku Panamie.
- Tedy nie s ą dzisz, Ŝ e jakim ś cudem jest wrogiej bandery?
- Rzecz wykluczona. ś aden nieprzyjacielski okr ę t nie odwa Ŝ ył si ę dot ą d opłyn ąć Ameryki Południowej zdradzieckim
labiryntem Cie ś niny Magellana.
Uspokojony de Anton skin ą ł głow ą .
- Skoro zatem nie obawiamy si ę , i Ŝ to Anglicy albo Francuzi, zróbmy zwrot i przeka Ŝ my im pozdrowienia. Torres wydał
rozkaz sternikowi, który z pokładu skrzyniowego, spogl ą daj ą c nad działowym, pilnował kursu i korygował go ruchami
pionowego dr ąŜ ka poł ą czonego długim trzonem z piórem steru. "Nuestra Se ń ora de la Concepción", najwi ę kszy i
najpyszniejszy z galeonów tworz ą cych pacyficzn ą armad ę , przechylił si ę na bakburt ę , a kiedy zatoczywszy kr ą g wszedł
na przeciwny do tymczasowego kurs południowo-wschodni, rze ś ka bryza od brzegu wypełniła jego dziewi ęć Ŝ agli i
pchn ę ła pi ęć setsiedemdziesi ę ciotonow ą mas ę z przyzwoit ą pr ę dko ś ci ą pi ę ciu w ę złów.
Mimo majestatycznej sylwetki i delikatnej snycerki oraz kunsztownej polichromii, zdobi ą cej wysoki kasztel i
dziobówk ę , stanowił twardy orzech do zgryzienia. Niezwykle solidnie skonstruowany i łatwy w nawigacji, był po ś ród
jednostek oceanicznych owych czasów prawdziwym koniem poci ą gowym, a w razie potrzeby potrafił obna Ŝ y ć z ę by,
aby przed najwaleczniejszymi nawet korsarzami, jakimi mogłoby go poszczu ć łupie Ŝ cze pa ń stwo morskie, obroni ć
skarby w swojej ładowni.
Na pierwszy rzut oka "Concepción" sprawiała wra Ŝ enie uzbrojonego po z ę by okr ę tu wojennego, bli Ŝ szy jednak ogl ą d
zdradzał jej natur ę statku handlowego. Wprawdzie na pokładach działowych było niemal pi ęć dziesi ą t furt dla
czterofuntowych armatek, skoro jednak Hiszpanie Ŝ ywili wiar ę , i Ŝ Morza Południowe s ą czym ś w rodzaju ich prywatnej
ogrodowej sadzawki, a ponadto nie zdarzyło si ę dotychczas, by która ś z ich jednostek została napadni ę ta i zdobyta przez
wra Ŝ y okr ę t, uzbrojenie galeonu "Nuestra Se ń ora de la Concepción" sprowadzało si ę do dwóch zaledwie dział, co
ograniczyło tona Ŝ i pozwoliło przewozi ć ci ęŜ sze ładunki. Kapitan de Anton zatem, przekonany, Ŝ e jego statkowi nie
grozi niebezpiecze ń stwo, przysiadł na niewielkim taborecie, obserwuj ą c przez lunet ę gwałtownie przybli Ŝ aj ą c ą si ę
jednostk ę . Nawet przez my ś l mu nie przeszło, aby - chocia Ŝ ot tak, na wszelki wypadek - postawi ć załog ę w stan
gotowo ś ci.
Sk ą d mógł wiedzie ć , sk ą d mógł mie ć cho ć by niejasne przeczucie, Ŝ e wykonał zwrot tylko po to, aby ruszy ć na spotkanie
"Złotej Łani", dowodzonej przez niestrudzonego "psa morskiego" Anglii, kapitana Francisa Drake'a, który teraz, stoj ą c
na pokładzie rufowym, równie Ŝ przygl ą dał si ę przez lunet ę de Antonowi zimnym wzrokiem rekina zd ąŜ aj ą cego ś ladem
ś wie Ŝ ej krwi.
- Diablo to uprzejmie z jego strony, Ŝ e nam wyszedł na spotkanie - mrukn ą ł Drake.
Był k ę dzierzawym rudzielcem o posturze kogucika bojowego, miał male ń kie oczka i ostr ą brod ę poni Ŝ ej płowego
w ą sika.
- A miał jakie ś inne wyj ś cie, skoro ś my od dwóch tygodni deptali mu po pi ę tach? - zapytał retorycznie Thomas Cuttill,
nawigator "Złotej Łani".
- Tak jest, pryz wszelako wart tego, Ŝ eby si ę za nim pougania ć - odparł Drake.
"Złota Łania", wyładowana po burty sztabami srebra, kosztownymi płótnami i jedwabiami, a nadto szkatuł ą pełn ą
kamieni szlachetnych - łupem zdobytym, odk ą d jako pierwszy angielski statek wpłyn ę ła na Ocean Spokojny, na co
najmniej tuzinie hiszpa ń skich galeonów - ci ę ła fale z nieust ę pliwo ś ci ą ogara, który ś ciga lisa. Zwana uprzednio
"Pelikanem", była dzielnym i krzepkim okr ę cikiem, długim na trzydzie ś ci jeden metrów i licz ą cym sto czterdzie ś ci ton
wyporno ś ci. Dobrze ci ą gn ę ła z wiatrem i znakomicie reagowała na ster, a chocia Ŝ jej kadłub i maszty miały ju Ŝ swoje
lata, długotrwały remont w Plymouth uczynił j ą zdoln ą sprosta ć rejsowi, który - jak si ę w ko ń cu okazało - potrwał
trzydzie ś ci pi ęć miesi ę cy i po przebyciu pi ęć dziesi ę ciu tysi ę cy kilometrów doprowadził do opłyni ę cia kuli ziemskiej.
- Mamy przeci ąć jej kurs i przy okazji przetrzepa ć troch ę te hiszpa ń skie hieny? - zapytał Cuttill.
Drak ę opu ś cił drug ą lunet ę , pokr ę cił głow ą i u ś miechn ą ł si ę od ucha do ucha.
- Zachowamy si ę bardziej szarmancko, je ś li strymujemy Ŝ agle i pozdrowimy ich, jak na prawdziwych d Ŝ entelmenów
przystało.
Stropiony Cuttill wlepił wzrok w zuchwałego dowódc ę .
- A je ś li pierwsi otworz ą ogie ń ?
- Do czarta, mało to prawdopodobne, Ŝ eby jej kapitan odgadł, kim jeste ś my.
- Ale statek ze dwa razy wi ę kszy ni Ŝ nasz - zauwa Ŝ ył Cuttill.
- Ali ś ci, wedle tego, co nam rzekli marynarze pochwyceni opodal Callao de Lima, ma na pokładzie ledwie dwa działa.
Ŝ to jest wobec osiemnastu armatek "Łani"?
- Ci Hiszpanie! - prychn ą ł Cuttill. - Jeszcze gorsi z nich łgarze ni Ŝ z Irlandczyków.
- Milsza hiszpa ń skim kapitanom ucieczka ani Ŝ eli walka - przypomniał Drak ę swojemu zapalczywemu zast ę pcy.
- Czemu wi ę c nie przygrza ć im z dział i zmusi ć do kapitulacji?
- A po có Ŝ ryzykowa ć , Ŝ e przy okazji pójd ą na dno z całym ładunkiem? Je ś li powiedzie si ę mój plan, przyoszcz ę dzimy
prochu, oddaj ą c wszystko w r ę ce naszych krzepkich chłopców, którzy a Ŝ rw ą si ę do walki.
Cuttill ze zrozumieniem pokiwał głow ą .
- My ś lisz bra ć galeon aborda Ŝ em?
Drake przytakn ą ł.
- Wedrzemy si ę na pokład, zanim chocia Ŝ jeden zdoła wymierzy ć do nas z muszkietu. Jeszcze tego nie wiedz ą , ale
Ŝ egluj ą w pułapk ę , co j ą sami na siebie zastawili. Ledwie min ę ła trzecia po południu, gdy "Nuestra Se ń ora de la
Concepción" ponownie wykonała zwrot i po wej ś ciu na dawniejszy kurs północno-zachodni zrównała si ę ze "Złot ą
Łani ą ", maj ą c j ą po prawej burcie. Torres wdrapał si ę po drabince na kasztel dziobowy i wrzasn ą ł ponad wod ą :
- Co to za statek?!!
Numa de Silva, portugalski pilot, którego Drake przeci ą gn ą ł na swoj ą stron ę po zdobyciu u wybrze Ŝ y Brazylii jego
statku, odkrzykn ą ł po hiszpa ń sku:
- "San Pedro De Paula" w drodze z Valparaiso!
Niewielki galeon o tej nazwie Drake zdobył mniej wi ę cej trzy tygodnie temu. Z wyj ą tkiem kilku ludzi ubranych na modł ę
hiszpa ń sk ą , cała załoga Drake'a - opancerzona, uzbrojona w piki, muszkiety, pistolety i szable - skryła si ę pod
pokładem; bosaki aborda Ŝ owe, uwi ą zane do mocnych lin, le Ŝ ały wzdłu Ŝ nadburci, niewidoczne dla Hiszpanów, na
przyczepionych do masztów pomostach bojowych przyczaili si ę kusznicy. Drake z obawy, Ŝ e od ognia z broni palnej
mog ą zaj ąć si ę Ŝ agle, zabronił u Ŝ ywa ć muszkietów na tych stanowiskach. Zwini ę to groty, aby da ć kusznikom wolne
pole ostrzału, i Drake zacz ą ł wyczekiwa ć na odpowiedni moment do ataku. Nie przejmował si ę faktem, i Ŝ przeciwko
niemal dwóm setkom Hiszpanów mo Ŝ e wystawi ć zaledwie osiemdziesi ę ciu jeden swoich Anglików - nie pierwszy i nie
ostatni raz całkowicie ignorował przytłaczaj ą c ą przewag ę nieprzyjaciela, co na nieporównanie wi ę ksz ą skal ę miał
potwierdzi ć jego znacznie pó ź niejszy bój w kanale La Manche z Wielk ą Armad ą .
Ze swej strony de Anton nie dostrzegał na pokładzie przyjaznego z pozoru statku Ŝ adnych oznak podejrzanej aktywno ś ci.
ś eglarze, niezbyt zainteresowani wielkim galeonem, krz ą tali si ę przy swoich zaj ę ciach, kapitan, leniwie wsparty o reling
na pokładzie rufowym, powitał go salutem.
Kiedy odst ę p pomi ę dzy statkami zmalał do trzydziestu metrów, Drake dał niedostrzegalny znak głow ą , na co jego
najlepszy strzelec, ukryty na pokładzie działowym, zdmuchn ą ł z muszkietu sternika "Concepción", w tej samej chwili
kusznicy, przyczajeni na pomostach bojowych, zacz ę li niechybnymi bełtami zrzuca ć z rej hiszpa ń skich marynarzy.
Galeon stracił sterowno ść , a wówczas Drake rozkazał zestosowa ć "Złot ą Łani ę " z wysok ą strom ą burt ą hiszpa ń skiego
statku i gdy rozległ si ę protestuj ą cy trzask wi ęź by oraz poszy ć , rykn ą ł na całe gardło:
- Zdob ą d ź cie j ą dla dobrej królowej El Ŝ bietki i naszej starej Anglii, chłopcy!
Nad okr ęŜ nic ą "Złotej Łani" poszybowały bosaki aborda Ŝ owe, by ugrz ę zn ą wszy w nadburciach i takielunku
"Concepción", sczepi ć oba statki w ś miertelnym zwarciu; wtedy na pokład hiszpa ń skiego galeonu, wyj ą c jak strzygi,
wdarli si ę ukryci dot ą d ludzie Drake'a. Atmosfer ę chaosu i zgrozy powi ę kszali jeszcze angielscy muzykanci, op ę ta ń czo
dm ą c w tr ą by i bij ą c w b ę bny. Skamieniałych ze strachu hiszpa ń skich Ŝ eglarzy zasypała nawałnica kul muszkietowych i
bełtów. Bój trwał zaledwie kilka minut; jedna trzecia załogi galeonu, ranna lub martwa, padła na pokład bez jednego
strzału wymierzonego w napastników, a pozostali marynarze "Concepción", wzgardliwie rozpychani przez rw ą cych si ę
ku ładowniom angielskich piratów, na kl ę czkach błagali o łask ę .
Drake, uzbrojony w pistolet i szabl ę , przypadł do kapitana de Antona.
- W imieniu Jej Wysoko ś ci Królowej Anglii El Ŝ biety... poddaj si ę , waszmo ść ! - zawołał przekrzykuj ą c zgiełk.
Hiszpan, oszołomiony i przej ę ty niedowierzaniem, odkrzykn ą ł:
- Poddaj ę siebie i statek! Miej, wasze, lito ść nad załog ą !
- Katowskiej roboty nie lubi ę - rzucił Drake w odpowiedzi.
Anglicy w pełni zawładn ę li statkiem, zwłoki poległych ci ś ni ę to za burt ę , ocalałych za ś członków załogi, w tej liczbie
rannych, zamkni ę to w ładowni. Kapitan de Anton i jego oficerowie przeszli po desce na pokład "Złotej Łani", gdzie
Drak ę z galanteri ą , jak ą zawsze okazywał je ń com, osobi ś cie oprowadził hiszpa ń skiego dowódc ę po swoim okr ę cie,
ź niej natomiast podj ą ł starszyzn ę "Concepción" wystawn ą kolacj ą , zaserwowan ą na srebrze i okraszon ą muzyk ą ,
tudzie Ŝ najwyborniejszym ze ś wie Ŝ o odebranych prawowitym wła ś cicielom hiszpa ń skich win.
Jeszcze podczas owej kolacji angielscy marynarze zawrócili oba statki na zachód i wypłyn ę li poza hiszpa ń skie szlaki
Ŝ eglugowe; nazajutrz rano strymowali Ŝ agle, utrzymuj ą c jedynie tak ą pr ę dko ść , aby pozosta ć na kursie. Cztery nast ę pne
dni po ś wi ę cono przerzucaniu fantastycznych skarbów z ładowni "Concepción" na pokład "Złotej Łani" - na olbrzymi
łup składało si ę trzyna ś cie skrzy ń z królewsk ą srebrn ą zastaw ą i monetami, osiemdziesi ą t funtów złota, dwadzie ś cia
sze ść ton srebra w sztabach, setki puzder z perłami i kamieniami szlachetnymi - przewa Ŝ nie szmaragdami - a wreszcie
pot ęŜ ne zapasy Ŝ ywno ś ci, takiej jak suszone owoce i cukier. Miał to by ć na przeci ą g kilku najbli Ŝ szych dziesi ę cioleci
najwi ę kszy łup zdobyty przez jakiegokolwiek korsarza.
Jedn ą z ładowni wypełniały od ś ciany do ś ciany kosztowne i egzotyczne inkaskie wytwory, wiezione do Madrytu dla
osobistej przyjemno ś ci Jego Katolickiego Majestatu Filipa II, króla Hiszpanii. Drake, który nigdy nie widział czego ś
podobnego, studiował je ze zdumieniem. Były tam wypi ę trzone pod sufit bele misternie haftowanych andyjskich
materiałów oraz setki skrzy ń pełnych kamiennych i ceramicznych pos ąŜ ków, prawdziwych arcydzieł z rze ź bionego
jaspisu, a wreszcie kunsztownych mozaik z turkusu i macicy perłowej - bez wyj ą tku zrabowanych ze ś wi ą ty ń i pałaców
ludów andyjskich przez Francisca Pizarra i kolejne fale złaknionych złota konkwistadorów. Drake nawet sobie nie
wyobra Ŝ ał, i Ŝ mo Ŝ e gdzie ś istnie ć na ś wiecie tak mistrzowskie rzemiosło, osobliwe jednak, Ŝ e jego najwi ę ksz ą uwag ę
wzbudził nie jaki ś skrz ą cy si ę od klejnotów przepyszny pos ąŜ ek, lecz nader proste puzdro z jaspisu, ozdobione na wieku
płaskorze ź bionym ludzkim obliczem. To wieko zamykało szkatuł ę z niemal hermetyczn ą szczelno ś ci ą ; w ś rodku kryła
si ę wielobarwna pl ą tanina sznurków rozmaitej grubo ś ci, pozw ęź lanych w dziesi ą tkach miejsc.
Drake zabrał puzdro do swojej kabiny i sp ę dził znaczn ą cz ęść dnia, analizuj ą c kolorowe sznurki i całe kompozycje
sznurków, pokrytych w ę zełkami w odległo ś ciach, jak mniemał, nieprzypadkowych. Był utalentowanym nawigatorem i
człowiekiem amatorsko paraj ą cym si ę sztuk ą , rychło wi ę c poj ą ł, Ŝ e ma do czynienia albo z instrumentem
matematycznym, albo te Ŝ z rodzajem kalendarza, lecz jego usilne próby rozszyfrowania barw sznurków i konfiguracji
w ę złów zako ń czyły si ę fiaskiem. Był równie bezradny, jak byłby zapewne bezradny Inka, usiłuj ą c poj ąć znaczenie
długo ś ci i szeroko ś ci geograficznych na mapie nawigacyjnej.
Dał wreszcie za wygran ą , owin ą ł puzdro w lnian ą płacht ę i wezwał Cuttilla.
- Hiszpan, skoro ś my uj ę li mu ładunku, ma teraz sporo mniejsze zanurzenie - oznajmił jowialnie Cuttill, wchodz ą c do
kajuty kapita ń skiej.
- Ale ś cie nie ruszali tubylczych precjozów? - zapytał Drake.
- Zgodnie z rozkazem, zostały w ładowni Hiszpana.
Drak ę powstał od biurka, podszedł do wielkiego okna i spojrzał na "Concepción", burty galeonu wci ąŜ były wilgotne
kilka stóp nad obecn ą lini ą zanurzenia.
- Te dzieła sztuki miał dosta ć król Filip - stwierdził Drake - lepiej wszelako, Ŝ eby trafiły do Anglii i otrzymała je w
darze nasza królowa El Ŝ bietka.
- Ale Ŝ "Łania" jest ju Ŝ przeładowana ponad wszelk ą miar ę - zaprotestował Cuttill. - Dorzu ć my jeszcze pi ęć ton, a straci
sterowno ść , fale za ś b ę d ą si ę wlewa ć przez ni Ŝ sze porty armatnie. Jak Bóg w niebiesiech pójdzie na dno, ledwie
wpłyniemy na piekielne odm ę ty Cie ś niny Magellana.
- Nie zamierzam wraca ć cie ś nin ą - odparł Drake. - Plan mój jest taki, Ŝ eby ruszy ć na północ i poszuka ć północno-
zachodniego przej ś cia do Anglii. Je ś li si ę nie powiedzie, popłyn ę szlakiem Magellana przez Pacyfik, a potem dookoła
Afryki.
- "Łania" nigdy nie ujrzy Anglii, p ę kaj ą c w szwach od nadmiaru dóbr w ładowni.
- Wi ę kszo ść srebra zostawimy na wyspie Cano opodal Ekwadoru, sk ą d si ę je odzyszcze podczas pó ź niejszego rejsu,
dzieła sztuki za ś po staremu popłyn ą w ładowni "Concepción".
Zgłoś jeśli naruszono regulamin