Clive Cussler - Przygody Dirka Pitta - 12 - Zloto Inkow.pdf
(
2255 KB
)
Pobierz
Clive Cussler - Przygody Dirka Pitta - 12 - Zloto Inkow
CLIVE CUSSLER
ZŁOTO INKÓW
(Przeło
Ŝ
ył: Ziemowit Andrzejewski)
AMBER 1999
Pełnomorski statek Inków A.D. 1533 Zapomniane morze
Nadci
ą
gn
ę
li z południa wraz z porannym sło
ń
cem, a kiedy sun
ę
li po roziskrzonej wodzie, sprawiali wra
Ŝ
enie
migotliwych zjaw w pustynnym mira
Ŝ
u. Kwadratowe bawełniane
Ŝ
agle flotylli tratew zwisały bezwładnie pod łagodnym
lazurem nieba, wiosła rytmicznie pogr
ąŜ
ały si
ę
w wodzie, chocia
Ŝ
ani jeden okrzyk komendy nie zburzył niesamowitej
ciszy. Wysoko w górze sokół to wznosił si
ę
, to opadał, jak gdyby wiod
ą
c sterników ku jałowej wysepce, stercz
ą
cej w
samym
ś
rodku
ś
ródl
ą
dowego morza. Tratwy były skonstruowane z powi
ą
zanych i podgi
ę
tych na obu ko
ń
cach wi
ą
zek
sitowia; sze
ść
takich wi
ą
zek składało si
ę
na jeden kadłub, wzmocniony wi
ęź
b
ą
i kilem z bambusa. Wygi
ę
te dzioby i rufy
miały kształt w
ęŜ
y o psich pyskach, które szczerzyły kły ku niebu, przez co mogło si
ę
zdawa
ć
,
Ŝ
e wyj
ą
do ksi
ęŜ
yca. Na
zaostrzonym dziobie tratwy płyn
ą
cej przodem, w fotelu przypominaj
ą
cym tron siedział dostojnik dowodz
ą
cy flotyll
ą
.
Nosił bawełnian
ą
tunik
ę
, zdobn
ą
turkusowymi cekinami, i wełniany płaszcz, haftowany w wielobarwny wzór. Głow
ę
okrywał mu pióropusz, twarz za
ś
- złota maska;
Ŝ
ółtawo migotały w sło
ń
cu tak
Ŝ
e jego kolczyki, masywny naszyjnik i
naramienne bransolety, ba, nawet trzewiki wielmo
Ŝ
y wykonano ze złota. Członkowie załogi, i to czyniło widok jeszcze
bardziej zdumiewaj
ą
cym, byli wystrojeni z nie mniejszym przepychem. Z trwog
ą
i podziwem przygl
ą
dali si
ę
tubylcy
intruzom, którzy wtargn
ę
li na ich wody. Nie podejmowali prób obrony swych terytoriów, byli bowiem prostymi
my
ś
liwymi i zbieraczami, którzy chwytali w pa
ś
ci króliki, łowili ryby i wypełniali kosze zerwanymi lub wygrzebanymi
z ziemi darami natury. Prymitywni, w zastanawiaj
ą
cym kontra
ś
cie do tworz
ą
cych rozległe imperia s
ą
siadów z południa i
wschodu,
Ŝ
yli i umierali ani my
ś
l
ą
c o wznoszeniu olbrzymich
ś
wi
ą
ty
ń
. Teraz jak zahipnotyzowani przygl
ą
dali si
ę
sun
ą
cemu po wodzie niewiarygodnemu bóstwu, jednomy
ś
lnie postrzegaj
ą
c wydarzenie jako cudowne przybycie z
za
ś
wiatów wojowniczych bogów. Zagadkowi przybysze, całkowicie ignoruj
ą
c lud okupuj
ą
cy brzegi, nieznu
Ŝ
enie
wiosłowali ku celowi swej podró
Ŝ
y; spełniali u
ś
wi
ę
con
ą
misj
ę
, nie zwracali zatem uwagi na sprawy mało istotne - w
stron
ę
tubylców nie padło ani jedno spojrzenie. Zmierzali wprost ku stromym skalistym zboczom góry, której szczyt,
wznosz
ą
cy si
ę
na dwie
ś
cie metrów ponad powierzchni
ę
morza, tworzył nie zamieszkan
ą
i prawie pozbawion
ą
ro
ś
linno
ś
ci wysepk
ę
, zwan
ą
przez tuziemców Martw
ą
Olbrzymk
ą
, długi bowiem i niski grzbiet wzniesienia przypominał
ciało kobiety pogr
ąŜ
onej w kamiennym
ś
nie.
Złudzenie to zwi
ę
kszała jeszcze nieziemska aureola, skrzesana ze skał przez słoneczne promienie. Wnet
ś
wietli
ś
cie
wystrojeni
Ŝ
eglarze osadzili tratwy na usianej kamykami niewielkiej pla
Ŝ
y, przechodz
ą
cej w w
ą
ski kanion; spu
ś
cili z
masztów bawełniane płachty, zdobne - co skutecznie pot
ę
gowało l
ę
k i szacunek tubylczych gapiów - wielkimi haftami
wyobra
Ŝ
aj
ą
cymi fantastyczne zwierz
ę
ta, i przyst
ą
pili do wyładunku ogromnych trzcinowych koszy oraz ceramicznych
dzbanów. Przez cały dzie
ń
układali ładunek w stos pot
ęŜ
ny wprawdzie, lecz uładzony, wieczorem natomiast, kiedy
sło
ń
ce skrywało si
ę
za zachodnim horyzontem, uton
ę
li w mroku, przewiercanym tylko migotliwymi płomykami. Gdy
zacz
ą
ł wstawa
ć
nowy dzie
ń
, okazało si
ę
,
Ŝ
e tratwy wci
ąŜ
spoczywaj
ą
na brzegu jak martwe ryby, ładunek za
ś
le
Ŝ
y na
poprzednim miejscu. Tymczasem kamieniarze, nie szcz
ę
dz
ą
c potu, z pasj
ą
zaatakowali skalisty szczyt góry mosi
ęŜ
nymi
dłutami i łomami, i przez sze
ść
najbli
Ŝ
szych dni tak uporczywie kuli i obłupywali kamie
ń
,
Ŝ
e przybrał wreszcie
przera
ź
liw
ą
posta
ć
skrzydlatego jaguara o w
ęŜ
owym łbie. Kiedy dobiegły ko
ń
ca ostatnie prace rze
ź
biarskie i
polerownicze, odnosiło si
ę
wra
Ŝ
enie, i
Ŝ
groteskowa bestia gotuje si
ę
, by da
ć
susa ze skały, w której j
ą
wykuto. Przez
cały ten czas kosze i dzbany stopniowo znikały z pla
Ŝ
y, a
Ŝ
wreszcie ani jeden nie pozostał.
Potem, gdy pewnego ranka starym ju
Ŝ
zwyczajem miejscowi ponad wod
ą
si
ę
gn
ę
li wzrokiem ku wyspie, znale
ź
li j
ą
pust
ą
.
Tajemniczy lud, przybyły tu z południa na tratwach, rozwiał si
ę
jak sen, a o tym,
Ŝ
e nie był ułud
ą
, za
ś
wiadczał pot
ęŜ
ny
jaguar z w
ęŜ
owym łbem, który obna
Ŝ
ał kły i szczelinami oczu omiatał wzgórza, ci
ą
gn
ą
ce si
ę
a
Ŝ
po horyzont na brzegu
ś
ródl
ą
dowego morza.
Ciekawo
ść
rychło przemogła strach i ju
Ŝ
nazajutrz po południu czterech
ś
miałków z najwi
ę
kszej wsi, dodawszy sobie
odwagi krzepkim miejscowym piwem, zepchn
ę
ło na wod
ę
czółno wydłubane z jednego pnia drzewa i machaj
ą
c
wiosłami popłyn
ę
ło na wysp
ę
. Widziano z l
ą
du, jak dobijaj
ą
do brzegu i znikaj
ą
w w
ą
skim kanionie prowadz
ą
cym w
gł
ą
b góry. Do pó
ź
nej nocy i przez cały nast
ę
pny dzie
ń
krewni i s
ą
siedzi oczekiwali ich powrotu - daremnie. Zagin
ą
ł po
nich wszelki
ś
lad i znikn
ę
ła nawet dłubanka. Pierwotny l
ę
k tubylców zwielokrotnił si
ę
jeszcze, kiedy nagle na małe
morze spadł straszliwy sztorm, zmieniaj
ą
c je we wrz
ą
cy kocioł. Sło
ń
ce raptownie zgasło, niebo okryło si
ę
czerni
ą
,
jakiej nie pami
ę
tali najstarsi ludzie; owym przejmuj
ą
cym zgroz
ą
ciemno
ś
ciom towarzyszył
ś
wiszcz
ą
cy wiatr, co spienił
fale i dokonał spustosze
ń
w nabrze
Ŝ
nych wioskach. Mogło si
ę
zdawa
ć
, i
Ŝ
Ŝ
ywioły tocz
ą
ze sob
ą
wojn
ę
, smagaj
ą
c przy
okazji l
ą
d, b
ą
d
ź
te
Ŝ
- i w tej kwestii mieszka
ń
cy tamtejszych okolic
Ŝ
ywili zupełn
ą
pewno
ść
-
Ŝ
e wiedzeni przez jaguara
o w
ęŜ
owym łbie bogowie nieba i ciemno
ś
ci wywieraj
ą
zemst
ę
na pobratymcach zuchwalców, którzy powa
Ŝ
yli si
ę
wtargn
ąć
w ich domen
ę
. Poszeptywano o kl
ą
twie rzuconej na intruzów.
A potem sztorm znikn
ą
ł za horyzontem równie nagle, jak zza niego napłyn
ą
ł, wiatr zamarł zupełnie, pogr
ąŜ
aj
ą
c
ś
wiat w
ciszy, która wydawała si
ę
a
Ŝ
nienaturalna, sło
ń
ce roziskrzyło powierzchni
ę
morza równie spokojnego jak dawniej.
Nadleciały mewy i j
ę
ły zatacza
ć
kr
ę
gi nad czym
ś
, co podczas burzy fale cisn
ę
ły na wschodni brzeg. Zaciekawieni
ludzie ostro
Ŝ
nie ruszyli w t
ę
stron
ę
, przystan
ę
li niepewnie, podeszli bli
Ŝ
ej - i wtedy zbiorowe sapni
ę
cie wyrwało si
ę
z
ich ust, poj
ę
li bowiem,
Ŝ
e na piasku pla
Ŝ
y spoczywaj
ą
zwłoki jednego z cudzoziemców przybyłych z południa. Miał na
sobie tylko ozdobn
ą
, haftowan
ą
tunik
ę
; po złotej masce, pióropuszu i bransoletach nie było
ś
ladu. W przeciwie
ń
stwie
do ciemnoskórych i kruczowłosych tuziemców, topielec miał jasne włosy i biał
ą
skór
ę
, jego niewidz
ą
ce oczy były
bł
ę
kitne. Stoj
ą
c, byłby o dobre pół głowy wy
Ŝ
szy od najro
ś
lejszego z ludzi, którzy przygl
ą
dali mu si
ę
teraz w
bezbrze
Ŝ
nym zdumieniu. Dygoc
ą
c ze strachu, ostro
Ŝ
nie zanie
ś
li go i zło
Ŝ
yli do czółna, wytypowali ze swego grona
dwóch naj
ś
mielszych, ci za
ś
dowie
ź
li zwłoki na wysp
ę
, spiesznie poło
Ŝ
yli je na pla
Ŝ
y i w
ś
ciekle machaj
ą
c wiosłami,
wrócili na l
ą
d. Długo jeszcze po
ś
mierci najstarszych
ś
wiadków niezwykłego zdarzenia grz
ę
zn
ą
cy w piasku szkielet słał
swe złowró
Ŝ
bne ostrze
Ŝ
enie, by trzyma
ć
si
ę
od wyspy z daleka...
Kr
ąŜ
yły słuchy,
Ŝ
e skrzydlaty stra
Ŝ
nik złotych wojowników, jaguar z w
ęŜ
owym łbem, po
Ŝ
arł w
ś
cibskich intruzów; nikt
zatem nigdy nie podj
ą
ł ryzyka, by stawiaj
ą
c nog
ę
na wyspie narazi
ć
si
ę
na jego gniew. Wyspa zreszt
ą
roztaczała aur
ę
tak
niesamowit
ą
, a nawet upiorn
ą
,
Ŝ
e stała si
ę
niebawem miejscem
ś
wi
ę
tym, o którym zwyczajowo mówiło si
ę
przyciszonym głosem. Kim byli odziani w złoto wojownicy i sk
ą
d przypłyn
ę
li? Dlaczego skierowali swe tratwy w gł
ą
b
ś
ródl
ą
dowego morza i co tu robili?
Ś
wiadkowie pogodzili si
ę
z faktem,
Ŝ
e nie znajd
ą
Ŝ
adnego wyja
ś
nienia dla tego, co
ujrzeli; z niewiedzy rodz
ą
si
ę
mity - urodziły si
ę
zatem, a nawet zd
ąŜ
yły okrzepn
ąć
, zanim okolic
ę
nawiedziło pot
ęŜ
ne
trz
ę
sienie ziemi, obracaj
ą
c w perzyn
ę
wszystkie pobliskie wioski. Kiedy po pi
ę
ciu dniach wstrz
ą
sy wreszcie ustały,
ś
ródl
ą
dowe morze znikn
ę
ło, a jedynym po nim
ś
ladem był szeroki pas muszel wzdłu
Ŝ
dawnej linii brzegowej. Z legend
wnet przenikn
ę
li tajemniczy intruzi do wierze
ń
religijnych, zyskuj
ą
c status bogów. Zrazu gadki o ich cudownym
objawieniu i znikni
ę
ciu kr
ąŜ
yły szeroko, potem, coraz ubo
Ŝ
sze w fakty, wracały rzadziej, a
Ŝ
wreszcie stały si
ę
przekazywan
ą
z pokolenia na pokolenie cz
ą
stk
ą
folkloru ludu zamieszkuj
ą
cego prze
ś
ladowan
ą
przez duchy krain
ę
, nad
któr
ą
niepoj
ę
te rozumem fenomeny wisz
ą
jak dym nad obozowym ogniskiem.
KATAKLIZM
l marca 1578
U zachodnich wybrze
Ŝ
y Peru
Kapitan Juan de Anton, pos
ę
pny Kastylijczyk o starannie przystrzy
Ŝ
onej czarnej brodzie i zielonych oczach, raz jeszcze
spojrzał na pod
ąŜ
aj
ą
cy za nim zagadkowy statek i w zadumie zmarszczył czoło. "Przypadek - zapytał sam siebie - czy
te
Ŝ
zaplanowane przechwycenie?".
Na ostatnim odcinku trasy z Callao de Lima nie spodziewał si
ę
spotka
ń
z innymi galeonami zd
ąŜ
aj
ą
cymi w stron
ę
Panamy, gdzie ich ładunek - przeznaczone dla króla skarby - miał trafi
ć
na grzbiety mułów, które przenios
ą
go przez
mi
ę
dzymorze do atlantyckich portów, sk
ą
d na pokładach innych statków wyruszy w sw
ą
docelow
ą
podró
Ŝ
ku składom i
kufrom Sewilli.
De Anton miał wra
Ŝ
enie, i
Ŝ
w takielunku i kształcie kadłuba statku odległego jeszcze o półtorej mili dostrzega cechy
wła
ś
ciwe jednostkom floty francuskiej...
ś
egluj
ą
c po Morzu Karaibskim, byłby si
ę
zapewne wystrzegał podobnych
spotka
ń
, tu jednak czuł si
ę
zdecydowanie pewniej; jego podejrzliwo
ść
zmalała jeszcze bardziej, gdy dostrzegł ogromn
ą
flag
ę
, powiewaj
ą
c
ą
na rufie tamtego galeonu, dokładnie tak
ą
sam
ą
jak jego własna bandera - z czerwonym krzy
Ŝ
em na
białym tle. Wci
ąŜ
jednak odrobin
ę
zbity z pantałyku zapytał swego zast
ę
pc
ę
i pierwszego nawigatora, Luisa Torresa:
- No i co o nim s
ą
dzisz, Luis?
Torres, gładko wygolony Galicyjczyk, wzruszył ramionami.
- Za mały jak na galeon ze złotem. Handlarz winem, na moje oko, co z Valparaiso płynie, jak i my, ku Panamie.
- Tedy nie s
ą
dzisz,
Ŝ
e jakim
ś
cudem jest wrogiej bandery?
- Rzecz wykluczona.
ś
aden nieprzyjacielski okr
ę
t nie odwa
Ŝ
ył si
ę
dot
ą
d opłyn
ąć
Ameryki Południowej zdradzieckim
labiryntem Cie
ś
niny Magellana.
Uspokojony de Anton skin
ą
ł głow
ą
.
- Skoro zatem nie obawiamy si
ę
, i
Ŝ
to Anglicy albo Francuzi, zróbmy zwrot i przeka
Ŝ
my im pozdrowienia. Torres wydał
rozkaz sternikowi, który z pokładu skrzyniowego, spogl
ą
daj
ą
c nad działowym, pilnował kursu i korygował go ruchami
pionowego dr
ąŜ
ka poł
ą
czonego długim trzonem z piórem steru. "Nuestra Se
ń
ora de la Concepción", najwi
ę
kszy i
najpyszniejszy z galeonów tworz
ą
cych pacyficzn
ą
armad
ę
, przechylił si
ę
na bakburt
ę
, a kiedy zatoczywszy kr
ą
g wszedł
na przeciwny do tymczasowego kurs południowo-wschodni, rze
ś
ka bryza od brzegu wypełniła jego dziewi
ęć
Ŝ
agli i
pchn
ę
ła pi
ęć
setsiedemdziesi
ę
ciotonow
ą
mas
ę
z przyzwoit
ą
pr
ę
dko
ś
ci
ą
pi
ę
ciu w
ę
złów.
Mimo majestatycznej sylwetki i delikatnej snycerki oraz kunsztownej polichromii, zdobi
ą
cej wysoki kasztel i
dziobówk
ę
, stanowił twardy orzech do zgryzienia. Niezwykle solidnie skonstruowany i łatwy w nawigacji, był po
ś
ród
jednostek oceanicznych owych czasów prawdziwym koniem poci
ą
gowym, a w razie potrzeby potrafił obna
Ŝ
y
ć
z
ę
by,
aby przed najwaleczniejszymi nawet korsarzami, jakimi mogłoby go poszczu
ć
łupie
Ŝ
cze pa
ń
stwo morskie, obroni
ć
skarby w swojej ładowni.
Na pierwszy rzut oka "Concepción" sprawiała wra
Ŝ
enie uzbrojonego po z
ę
by okr
ę
tu wojennego, bli
Ŝ
szy jednak ogl
ą
d
zdradzał jej natur
ę
statku handlowego. Wprawdzie na pokładach działowych było niemal pi
ęć
dziesi
ą
t furt dla
czterofuntowych armatek, skoro jednak Hiszpanie
Ŝ
ywili wiar
ę
, i
Ŝ
Morza Południowe s
ą
czym
ś
w rodzaju ich prywatnej
ogrodowej sadzawki, a ponadto nie zdarzyło si
ę
dotychczas, by która
ś
z ich jednostek została napadni
ę
ta i zdobyta przez
wra
Ŝ
y okr
ę
t, uzbrojenie galeonu "Nuestra Se
ń
ora de la Concepción" sprowadzało si
ę
do dwóch zaledwie dział, co
ograniczyło tona
Ŝ
i pozwoliło przewozi
ć
ci
ęŜ
sze ładunki. Kapitan de Anton zatem, przekonany,
Ŝ
e jego statkowi nie
grozi niebezpiecze
ń
stwo, przysiadł na niewielkim taborecie, obserwuj
ą
c przez lunet
ę
gwałtownie przybli
Ŝ
aj
ą
c
ą
si
ę
jednostk
ę
. Nawet przez my
ś
l mu nie przeszło, aby - chocia
Ŝ
ot tak, na wszelki wypadek - postawi
ć
załog
ę
w stan
gotowo
ś
ci.
Sk
ą
d mógł wiedzie
ć
, sk
ą
d mógł mie
ć
cho
ć
by niejasne przeczucie,
Ŝ
e wykonał zwrot tylko po to, aby ruszy
ć
na spotkanie
"Złotej Łani", dowodzonej przez niestrudzonego "psa morskiego" Anglii, kapitana Francisa Drake'a, który teraz, stoj
ą
c
na pokładzie rufowym, równie
Ŝ
przygl
ą
dał si
ę
przez lunet
ę
de Antonowi zimnym wzrokiem rekina zd
ąŜ
aj
ą
cego
ś
ladem
ś
wie
Ŝ
ej krwi.
- Diablo to uprzejmie z jego strony,
Ŝ
e nam wyszedł na spotkanie - mrukn
ą
ł Drake.
Był k
ę
dzierzawym rudzielcem o posturze kogucika bojowego, miał male
ń
kie oczka i ostr
ą
brod
ę
poni
Ŝ
ej płowego
w
ą
sika.
- A miał jakie
ś
inne wyj
ś
cie, skoro
ś
my od dwóch tygodni deptali mu po pi
ę
tach? - zapytał retorycznie Thomas Cuttill,
nawigator "Złotej Łani".
- Tak jest, pryz wszelako wart tego,
Ŝ
eby si
ę
za nim pougania
ć
- odparł Drake.
"Złota Łania", wyładowana po burty sztabami srebra, kosztownymi płótnami i jedwabiami, a nadto szkatuł
ą
pełn
ą
kamieni szlachetnych - łupem zdobytym, odk
ą
d jako pierwszy angielski statek wpłyn
ę
ła na Ocean Spokojny, na co
najmniej tuzinie hiszpa
ń
skich galeonów - ci
ę
ła fale z nieust
ę
pliwo
ś
ci
ą
ogara, który
ś
ciga lisa. Zwana uprzednio
"Pelikanem", była dzielnym i krzepkim okr
ę
cikiem, długim na trzydzie
ś
ci jeden metrów i licz
ą
cym sto czterdzie
ś
ci ton
wyporno
ś
ci. Dobrze ci
ą
gn
ę
ła z wiatrem i znakomicie reagowała na ster, a chocia
Ŝ
jej kadłub i maszty miały ju
Ŝ
swoje
lata, długotrwały remont w Plymouth uczynił j
ą
zdoln
ą
sprosta
ć
rejsowi, który - jak si
ę
w ko
ń
cu okazało - potrwał
trzydzie
ś
ci pi
ęć
miesi
ę
cy i po przebyciu pi
ęć
dziesi
ę
ciu tysi
ę
cy kilometrów doprowadził do opłyni
ę
cia kuli ziemskiej.
- Mamy przeci
ąć
jej kurs i przy okazji przetrzepa
ć
troch
ę
te hiszpa
ń
skie hieny? - zapytał Cuttill.
Drak
ę
opu
ś
cił drug
ą
lunet
ę
, pokr
ę
cił głow
ą
i u
ś
miechn
ą
ł si
ę
od ucha do ucha.
- Zachowamy si
ę
bardziej szarmancko, je
ś
li strymujemy
Ŝ
agle i pozdrowimy ich, jak na prawdziwych d
Ŝ
entelmenów
przystało.
Stropiony Cuttill wlepił wzrok w zuchwałego dowódc
ę
.
- A je
ś
li pierwsi otworz
ą
ogie
ń
?
- Do czarta, mało to prawdopodobne,
Ŝ
eby jej kapitan odgadł, kim jeste
ś
my.
- Ale statek ze dwa razy wi
ę
kszy ni
Ŝ
nasz - zauwa
Ŝ
ył Cuttill.
- Ali
ś
ci, wedle tego, co nam rzekli marynarze pochwyceni opodal Callao de Lima, ma na pokładzie ledwie dwa działa.
Có
Ŝ
to jest wobec osiemnastu armatek "Łani"?
- Ci Hiszpanie! - prychn
ą
ł Cuttill. - Jeszcze gorsi z nich łgarze ni
Ŝ
z Irlandczyków.
- Milsza hiszpa
ń
skim kapitanom ucieczka ani
Ŝ
eli walka - przypomniał Drak
ę
swojemu zapalczywemu zast
ę
pcy.
- Czemu wi
ę
c nie przygrza
ć
im z dział i zmusi
ć
do kapitulacji?
- A po có
Ŝ
ryzykowa
ć
,
Ŝ
e przy okazji pójd
ą
na dno z całym ładunkiem? Je
ś
li powiedzie si
ę
mój plan, przyoszcz
ę
dzimy
prochu, oddaj
ą
c wszystko w r
ę
ce naszych krzepkich chłopców, którzy a
Ŝ
rw
ą
si
ę
do walki.
Cuttill ze zrozumieniem pokiwał głow
ą
.
- My
ś
lisz bra
ć
galeon aborda
Ŝ
em?
Drake przytakn
ą
ł.
- Wedrzemy si
ę
na pokład, zanim chocia
Ŝ
jeden zdoła wymierzy
ć
do nas z muszkietu. Jeszcze tego nie wiedz
ą
, ale
Ŝ
egluj
ą
w pułapk
ę
, co j
ą
sami na siebie zastawili. Ledwie min
ę
ła trzecia po południu, gdy "Nuestra Se
ń
ora de la
Concepción" ponownie wykonała zwrot i po wej
ś
ciu na dawniejszy kurs północno-zachodni zrównała si
ę
ze "Złot
ą
Łani
ą
", maj
ą
c j
ą
po prawej burcie. Torres wdrapał si
ę
po drabince na kasztel dziobowy i wrzasn
ą
ł ponad wod
ą
:
- Co to za statek?!!
Numa de Silva, portugalski pilot, którego Drake przeci
ą
gn
ą
ł na swoj
ą
stron
ę
po zdobyciu u wybrze
Ŝ
y Brazylii jego
statku, odkrzykn
ą
ł po hiszpa
ń
sku:
- "San Pedro De Paula" w drodze z Valparaiso!
Niewielki galeon o tej nazwie Drake zdobył mniej wi
ę
cej trzy tygodnie temu. Z wyj
ą
tkiem kilku ludzi ubranych na modł
ę
hiszpa
ń
sk
ą
, cała załoga Drake'a - opancerzona, uzbrojona w piki, muszkiety, pistolety i szable - skryła si
ę
pod
pokładem; bosaki aborda
Ŝ
owe, uwi
ą
zane do mocnych lin, le
Ŝ
ały wzdłu
Ŝ
nadburci, niewidoczne dla Hiszpanów, na
przyczepionych do masztów pomostach bojowych przyczaili si
ę
kusznicy. Drake z obawy,
Ŝ
e od ognia z broni palnej
mog
ą
zaj
ąć
si
ę
Ŝ
agle, zabronił u
Ŝ
ywa
ć
muszkietów na tych stanowiskach. Zwini
ę
to groty, aby da
ć
kusznikom wolne
pole ostrzału, i Drake zacz
ą
ł wyczekiwa
ć
na odpowiedni moment do ataku. Nie przejmował si
ę
faktem, i
Ŝ
przeciwko
niemal dwóm setkom Hiszpanów mo
Ŝ
e wystawi
ć
zaledwie osiemdziesi
ę
ciu jeden swoich Anglików - nie pierwszy i nie
ostatni raz całkowicie ignorował przytłaczaj
ą
c
ą
przewag
ę
nieprzyjaciela, co na nieporównanie wi
ę
ksz
ą
skal
ę
miał
potwierdzi
ć
jego znacznie pó
ź
niejszy bój w kanale La Manche z Wielk
ą
Armad
ą
.
Ze swej strony de Anton nie dostrzegał na pokładzie przyjaznego z pozoru statku
Ŝ
adnych oznak podejrzanej aktywno
ś
ci.
ś
eglarze, niezbyt zainteresowani wielkim galeonem, krz
ą
tali si
ę
przy swoich zaj
ę
ciach, kapitan, leniwie wsparty o reling
na pokładzie rufowym, powitał go salutem.
Kiedy odst
ę
p pomi
ę
dzy statkami zmalał do trzydziestu metrów, Drake dał niedostrzegalny znak głow
ą
, na co jego
najlepszy strzelec, ukryty na pokładzie działowym, zdmuchn
ą
ł z muszkietu sternika "Concepción", w tej samej chwili
kusznicy, przyczajeni na pomostach bojowych, zacz
ę
li niechybnymi bełtami zrzuca
ć
z rej hiszpa
ń
skich marynarzy.
Galeon stracił sterowno
ść
, a wówczas Drake rozkazał zestosowa
ć
"Złot
ą
Łani
ę
" z wysok
ą
strom
ą
burt
ą
hiszpa
ń
skiego
statku i gdy rozległ si
ę
protestuj
ą
cy trzask wi
ęź
by oraz poszy
ć
, rykn
ą
ł na całe gardło:
- Zdob
ą
d
ź
cie j
ą
dla dobrej królowej El
Ŝ
bietki i naszej starej Anglii, chłopcy!
Nad okr
ęŜ
nic
ą
"Złotej Łani" poszybowały bosaki aborda
Ŝ
owe, by ugrz
ę
zn
ą
wszy w nadburciach i takielunku
"Concepción", sczepi
ć
oba statki w
ś
miertelnym zwarciu; wtedy na pokład hiszpa
ń
skiego galeonu, wyj
ą
c jak strzygi,
wdarli si
ę
ukryci dot
ą
d ludzie Drake'a. Atmosfer
ę
chaosu i zgrozy powi
ę
kszali jeszcze angielscy muzykanci, op
ę
ta
ń
czo
dm
ą
c w tr
ą
by i bij
ą
c w b
ę
bny. Skamieniałych ze strachu hiszpa
ń
skich
Ŝ
eglarzy zasypała nawałnica kul muszkietowych i
bełtów. Bój trwał zaledwie kilka minut; jedna trzecia załogi galeonu, ranna lub martwa, padła na pokład bez jednego
strzału wymierzonego w napastników, a pozostali marynarze "Concepción", wzgardliwie rozpychani przez rw
ą
cych si
ę
ku ładowniom angielskich piratów, na kl
ę
czkach błagali o łask
ę
.
Drake, uzbrojony w pistolet i szabl
ę
, przypadł do kapitana de Antona.
- W imieniu Jej Wysoko
ś
ci Królowej Anglii El
Ŝ
biety... poddaj si
ę
, waszmo
ść
! - zawołał przekrzykuj
ą
c zgiełk.
Hiszpan, oszołomiony i przej
ę
ty niedowierzaniem, odkrzykn
ą
ł:
- Poddaj
ę
siebie i statek! Miej, wasze, lito
ść
nad załog
ą
!
- Katowskiej roboty nie lubi
ę
- rzucił Drake w odpowiedzi.
Anglicy w pełni zawładn
ę
li statkiem, zwłoki poległych ci
ś
ni
ę
to za burt
ę
, ocalałych za
ś
członków załogi, w tej liczbie
rannych, zamkni
ę
to w ładowni. Kapitan de Anton i jego oficerowie przeszli po desce na pokład "Złotej Łani", gdzie
Drak
ę
z galanteri
ą
, jak
ą
zawsze okazywał je
ń
com, osobi
ś
cie oprowadził hiszpa
ń
skiego dowódc
ę
po swoim okr
ę
cie,
pó
ź
niej natomiast podj
ą
ł starszyzn
ę
"Concepción" wystawn
ą
kolacj
ą
, zaserwowan
ą
na srebrze i okraszon
ą
muzyk
ą
,
tudzie
Ŝ
najwyborniejszym ze
ś
wie
Ŝ
o odebranych prawowitym wła
ś
cicielom hiszpa
ń
skich win.
Jeszcze podczas owej kolacji angielscy marynarze zawrócili oba statki na zachód i wypłyn
ę
li poza hiszpa
ń
skie szlaki
Ŝ
eglugowe; nazajutrz rano strymowali
Ŝ
agle, utrzymuj
ą
c jedynie tak
ą
pr
ę
dko
ść
, aby pozosta
ć
na kursie. Cztery nast
ę
pne
dni po
ś
wi
ę
cono przerzucaniu fantastycznych skarbów z ładowni "Concepción" na pokład "Złotej Łani" - na olbrzymi
łup składało si
ę
trzyna
ś
cie skrzy
ń
z królewsk
ą
srebrn
ą
zastaw
ą
i monetami, osiemdziesi
ą
t funtów złota, dwadzie
ś
cia
sze
ść
ton srebra w sztabach, setki puzder z perłami i kamieniami szlachetnymi - przewa
Ŝ
nie szmaragdami - a wreszcie
pot
ęŜ
ne zapasy
Ŝ
ywno
ś
ci, takiej jak suszone owoce i cukier. Miał to by
ć
na przeci
ą
g kilku najbli
Ŝ
szych dziesi
ę
cioleci
najwi
ę
kszy łup zdobyty przez jakiegokolwiek korsarza.
Jedn
ą
z ładowni wypełniały od
ś
ciany do
ś
ciany kosztowne i egzotyczne inkaskie wytwory, wiezione do Madrytu dla
osobistej przyjemno
ś
ci Jego Katolickiego Majestatu Filipa II, króla Hiszpanii. Drake, który nigdy nie widział czego
ś
podobnego, studiował je ze zdumieniem. Były tam wypi
ę
trzone pod sufit bele misternie haftowanych andyjskich
materiałów oraz setki skrzy
ń
pełnych kamiennych i ceramicznych pos
ąŜ
ków, prawdziwych arcydzieł z rze
ź
bionego
jaspisu, a wreszcie kunsztownych mozaik z turkusu i macicy perłowej - bez wyj
ą
tku zrabowanych ze
ś
wi
ą
ty
ń
i pałaców
ludów andyjskich przez Francisca Pizarra i kolejne fale złaknionych złota konkwistadorów. Drake nawet sobie nie
wyobra
Ŝ
ał, i
Ŝ
mo
Ŝ
e gdzie
ś
istnie
ć
na
ś
wiecie tak mistrzowskie rzemiosło, osobliwe jednak,
Ŝ
e jego najwi
ę
ksz
ą
uwag
ę
wzbudził nie jaki
ś
skrz
ą
cy si
ę
od klejnotów przepyszny pos
ąŜ
ek, lecz nader proste puzdro z jaspisu, ozdobione na wieku
płaskorze
ź
bionym ludzkim obliczem. To wieko zamykało szkatuł
ę
z niemal hermetyczn
ą
szczelno
ś
ci
ą
; w
ś
rodku kryła
si
ę
wielobarwna pl
ą
tanina sznurków rozmaitej grubo
ś
ci, pozw
ęź
lanych w dziesi
ą
tkach miejsc.
Drake zabrał puzdro do swojej kabiny i sp
ę
dził znaczn
ą
cz
ęść
dnia, analizuj
ą
c kolorowe sznurki i całe kompozycje
sznurków, pokrytych w
ę
zełkami w odległo
ś
ciach, jak mniemał, nieprzypadkowych. Był utalentowanym nawigatorem i
człowiekiem amatorsko paraj
ą
cym si
ę
sztuk
ą
, rychło wi
ę
c poj
ą
ł,
Ŝ
e ma do czynienia albo z instrumentem
matematycznym, albo te
Ŝ
z rodzajem kalendarza, lecz jego usilne próby rozszyfrowania barw sznurków i konfiguracji
w
ę
złów zako
ń
czyły si
ę
fiaskiem. Był równie bezradny, jak byłby zapewne bezradny Inka, usiłuj
ą
c poj
ąć
znaczenie
długo
ś
ci i szeroko
ś
ci geograficznych na mapie nawigacyjnej.
Dał wreszcie za wygran
ą
, owin
ą
ł puzdro w lnian
ą
płacht
ę
i wezwał Cuttilla.
- Hiszpan, skoro
ś
my uj
ę
li mu ładunku, ma teraz sporo mniejsze zanurzenie - oznajmił jowialnie Cuttill, wchodz
ą
c do
kajuty kapita
ń
skiej.
- Ale
ś
cie nie ruszali tubylczych precjozów? - zapytał Drake.
- Zgodnie z rozkazem, zostały w ładowni Hiszpana.
Drak
ę
powstał od biurka, podszedł do wielkiego okna i spojrzał na "Concepción", burty galeonu wci
ąŜ
były wilgotne
kilka stóp nad obecn
ą
lini
ą
zanurzenia.
- Te dzieła sztuki miał dosta
ć
król Filip - stwierdził Drake - lepiej wszelako,
Ŝ
eby trafiły do Anglii i otrzymała je w
darze nasza królowa El
Ŝ
bietka.
- Ale
Ŝ
"Łania" jest ju
Ŝ
przeładowana ponad wszelk
ą
miar
ę
- zaprotestował Cuttill. - Dorzu
ć
my jeszcze pi
ęć
ton, a straci
sterowno
ść
, fale za
ś
b
ę
d
ą
si
ę
wlewa
ć
przez ni
Ŝ
sze porty armatnie. Jak Bóg w niebiesiech pójdzie na dno, ledwie
wpłyniemy na piekielne odm
ę
ty Cie
ś
niny Magellana.
- Nie zamierzam wraca
ć
cie
ś
nin
ą
- odparł Drake. - Plan mój jest taki,
Ŝ
eby ruszy
ć
na północ i poszuka
ć
północno-
zachodniego przej
ś
cia do Anglii. Je
ś
li si
ę
nie powiedzie, popłyn
ę
szlakiem Magellana przez Pacyfik, a potem dookoła
Afryki.
- "Łania" nigdy nie ujrzy Anglii, p
ę
kaj
ą
c w szwach od nadmiaru dóbr w ładowni.
- Wi
ę
kszo
ść
srebra zostawimy na wyspie Cano opodal Ekwadoru, sk
ą
d si
ę
je odzyszcze podczas pó
ź
niejszego rejsu,
dzieła sztuki za
ś
po staremu popłyn
ą
w ładowni "Concepción".
Plik z chomika:
fiziula
Inne pliki z tego folderu:
Clive Cussler - Z archiwum NUMA - 02 - Blekitne złoto.pdf
(1396 KB)
Clive Cussler - Z archiwum NUMA - 03 - Ognisty lód.pdf
(1396 KB)
Clive Cussler - Z archiwum NUMA - 04 - Podwodny zabojca.pdf
(1346 KB)
Clive Cussler - Z archiwum NUMA - 05 - Zaginione miasto.pdf
(1386 KB)
Clive Cussler - Z archiwum NUMA - 06 - Bieguny Zaglady.pdf
(1357 KB)
Inne foldery tego chomika:
Dokumenty
FILMY AVI
Galeria
gry
Playlisty
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin