Feliks W. Kres Demon Walki "Dziwne" - pomy�la� Rapis. "Pierwszy raz w �yciu widz� tak� pogod�. Czy�by z�a wr�ba?" Istotnie. Morze burzy�o si� niespokojnie. Gro�ne, uwie�czone koronami pian fale z �oskotem t�uk�y o burty statku. W okolicach Garry burze nie nale�a�y do rzadko�ci, ale tym razem prawie nie by�o wiatru. I �wieci�o jasne, gor�ce s�o�ce. "Dziwne" - powt�rzy� w my�lach Rapis. Oderwa� si� od burty i rozko�ysanym krokiem podszed� do sternika nieruchomo stoj�cego za ko�em. - Co tam, Ramadan? - W porz�dku, kapitanie. Trzymam kurs. Rapis w zamy�leniu skuba� palcami pas. Wreszcie zapyta� z wahaniem: - Co my�lisz o tej pogodzie? Sternik spojrza� z ukosa. Kapitan rzadko przyznawa� si� do w�tpliwo�ci. - Pierwszy raz widz� co� takiego, Panie. - W�a�nie. Cisza. �omot fal o burty statku. Dobiegaj�ce zewsz�d poskrzypywanie takielunku, pod pok�adem gniewne wrzaski bosmana. - Jakby co� nie w porz�dku - melduj. - Tak, Panie. Kapitan posta� jeszcze chwil� i odszed�. Po chwili by� w swojej kajucie na rufie, pochylony nad sto�em, na kt�rym rozrzucone by�y mapy. Spojrza� na nie krytycznie i nag�ym, w�ciek�ym ruchem zmi�t� je na pod�og�. W tej samej chwili zapukano do drzwi. - Wej��! Skrzypn�y zawiasy. - Co� taki nie w sosie? Spojrza� spode �ba na intruza. Rrodan ostro�nie przekracza� ogromn� map� Bezmiar�w. Rapis wskaza� mu miejsce w kapita�skim fotelu. Sam usiad� na stole. - Ta pogoda, ta sucza pogoda! - cisn��. - I jeszcze te mapy. Na Moc, co za �eglarze p�ywali po tych wodach, skoro wyspy jak ta, kt�r��my dopiero co min�li, nie s� na nich zaznaczone? Rrodan wzruszy� ramionami. - Dziwi ci� to? Powiedz, ilu� to �eglarzy wyp�ywa tak daleko na po�udniowy zach�d od Garry? - Jednak jacy� wyp�yn�li, skoro s� mapy, cho�by i niedok�adne... - Czy� musieli p�yn�� dok�adnie tym samym szlakiem, co my? Rapis w zamy�leniu ko�ysa� nogami. Odwr�ci� g�ow�. - Masz chyba racj�, al�... - Przechyli� si� w bok i hukn�� pi�ci� w st�. - ...ale ta pogoda doprowadza mnie do sza�u! S�ysza� kto kiedy o czym� takim na Bezmiarach? Teraz zamy�li� si� z kolei Rrodan. - Bezmiary... C� my w ko�cu o nich wiemy? - Co za bzdury mi tu opowiadasz?! Pytam: s�ysza�e� kiedy o takiej pogodzie? - Nie. A s�ysza�e� kiedy o ptakach wielkich jak okr�t? odparowa� Rrodan. Rapis zamilk�. W samej rzeczy, nie s�ysza� o nich nigdy. A przecie� - widzieli je. Z westchnieniem spu�ci� nogi na pod�og�. - Wydaj rozkazy. Zawracamy. Kurs na Ban�. - Za wcze�nie. Cesarskie okr�ty z pewno�ci� jeszcze kr�c� si� po morzu. - Niech Moc nam pozwoli spotka� cho� jeden z nich. - Oszala�e�? - Nie - gdy Rapis m�wi� a� tak cicho, oznacza�o to, �e zaraz zacznie krzycze�. Rrodan otworzy� usta, ale kapitan chwyci� go za rami�. - S�uchaj, Rrod, to chyba jaki� z�y czar, czyja� z�o�liwa a silna wola powstrzymuje nas od walki, napawa ostro�no�ci�... tch�rzostwem. Tak, tch�rzostwem. Cesarskie okr�ty, pomy�l, Rrod, przecie� to �mieszne! Dawniej zrabowaliby�my ze dwa, prze�lizn�li si� mi�dzy pozosta�ymi, po to tylko, by niespodzianie zn�w doskoczy� z boku i spali� nast�pny. Bywa�o tak przecie�, bywa�o! Pami�tasz, p�ywali�my jeszcze na "Mewie", �ciga�a nas Flota Darta�ska. i co? Zatopili�my jeden okr�t, zdobyli drugi, a potem spalili�my port w Lla. A dzi�? Na widok dw�ch galer - s�yszysz, nieuzbrojonych galer Floty Armektu robimy zwrot i miast na p�noc, p�yniemy na po�udniowy zach�d. I to jak! Cztery dni temu znik�y nam z oczu brzegi ostatnich otaczaj�cych Garre wysp, a my wci�� uciekamy! Jeszcze dwa-trzy dni i spragniona �up�w za�oga podniesie bunt. To �wie�y zaci�g, marzyli o stosach klejnot�w i z�ota, o walce, WALCE ! - s�yszysz Rrod? A my uciekamy. - Uspok�j si�, Rap. - Uspok�j? Ale� cz�owieku, jestem tak spokojny, �e m�g�bym nia�czy� stra�nik�w, bo chyba ju� do tego tylko si� nadaj�. Ty m�wisz "uspok�j si�"? - Uspok�j si�. Masz troch� racji, ale nie we wszystkim. Pos�uchaj. Prawie si�� posadzi� Rapisa w fotelu. Opar� si� o �cian�. - Masz racj�, �e ostatnio stali�my si� zbyt ostro�ni przyzna�. - Ale w tym jednym, jedynym wypadku ostro�no�� jest uzasadniona. Nie uciekamy przed par� ma�ych okr�t�w i ty wiesz o tym. C� dwie bezbronne w ko�cu galery mog�yby robi� poza pasem Wysp? Same? Nie, Rap, za nimi stoi ca�a Flota Armektu, mo�e nawet wszystkie jego Floty... To ob�awa, Rap, ob�awa na nas, na Kitasa, na Brorroka, na Alager�. R�cz�... - Wi�c dobrze, Rrod, sta�y za nimi wszystkie Floty Armektu, niechby i wszystkie Floty Imperium. Ale inne okr�ty by�y daleko - tak czy nie? Mogli�my pozwoli� sobie na zatopienie tych galer. Nie mam racji? Wsta�. - Postanowi�em. Jeszcze dzisiaj bierzemy kurs na Ban�. - Przemy�l to jeszcze. - Przemy�la�em. Mamy pod pok�adem osiemdziesi�ciu sze�ciu niewolnik�w... Osiemdziesi�ciu trzech. - W�a�nie. Sam widzisz. Za tydzie� nie b�dzie ju� z czym p�yn�� do Bany. A nawet je�li po�owa z nich prze�yje, w co w�tpi�, w jakim b�d� stanie? Nie zamierzam odst�powa� �upu za p�darmo. Rrodan my�la�. - Ty dowodzisz tym statkiem - powiedzia� wreszcie. Wyprostowa� si�. - Czekam na rozkazy. - Kurs na Ban�. Wyda� ludziom po p� kubka w�dki. Czy�ci� bro�. Rokona i tego drugiego... - Lasten�. - W�a�nie. Wypu�ci� z karceru. Po dziesi�� bat�w na g�ow�. To prezent dla za�ogi. - S�ucham, kapitanie. Trzasn�y drzwi. Rapis spl�t� r�ce na plecach i szerokim krokiem przemierzy� kajut�. Podni�s� z pod�ogi mapy. Roz�o�y� je na stole i zmarszczy� brwi. Oczywi�cie - pr�d, kt�ry ni�s� teraz statek, nie by� na nich zaznaczony. - S�yszeli�cie, ojcze Karder, �e ludzie z Akeru dot�d nie znaj� �agla? - A jak�e, synu, a jak�e. To dzicy. Rapis pochyli� g�ow� i przez w�skie, niskie drzwi wsun�� si� do kom�rki cie�li. - W porz�dku, ch�opcy - rzek� - pogadali�cie sobie, a teraz jazda na pok�ad. Drugi oficer ma dla was robot�. Stary, przestraszony pojawieniem si� kapitana, szybko powsta� z cuchn�cego bar�ogu. Za jego plecami b�yszcza�y w p�mroku oczy kilkunastoletniego wyrostka. - Na pok�ad, powiedzia�em! I przys�a� mi tu bosmana. Marynarze wypadli na zewn�trz, zadudni�y bose pi�ty na w�skich stopniach. Potem cisza. Rapis podszed� do migocz�cej w k�cie pomieszczenia �wiecy i uni�s� j� w g�r�. Z obrzydzeniem skrzywi� twarz. Minut� p�niej przybieg� bosman. - S�ucham, Panie? Rapis odwr�ci� si� powoli. - S�uchaj, Dorot, co jest, do cholery? My�lisz, �e jak p�ywamy razem od paru lat, to co, to ju� nie musisz nic robi�? Co, wszystko masz w dupie? Jak tu wygl�da? Przed chwil� by�em w kubryku - to samo. Zaraza na statku nie jest potrzebna. Je�li nie potrafisz wyt�umaczy� tej zbieraninie, gdzie znajduje si� okr�towa latryna - wyrzuc� za burt�. I raz na tydzie� maj� by� wietrzone koce i hamaki. Ruszy� ku drzwiom. Bosman skwapliwie zszed� z drogi. - Jeszcze dzi� zg�osisz si�, do magazyniera po latarnie. Ci tutaj postawili sobie �wieczk�. Tobie te� jedn� postawi�, je�li jeszcze raz zobacz� na statku otwarty ogie�. A to - kopn�� le��cy na pod�odze n� - jest bro�. Nie powinna by� zardzewia�a, Dorol. Naprawd�. A teraz won. Bosman znik� jak zdmuchni�ty. Rapis zgasi� �wiece i wyszed� na pok�ad. Zaczerpn�� �wie�ego powietrza. �wita�o. Rozpi�te sprawnie �agle z hukiem �apa�y wiatr. Chwa�a Mocy my�la�, �e ta przekl�ta cisza ju� nigdy si� nie sko�czy. Pokrzykiwanie i przekle�stwa majtk�w wywo�a�y u�miech na pochmurnej zwykle twarzy. Gromko okrzykn�� marynarza na oku. - Pusta, Panie kapitanie! - Oczy otwarte! - Tak, Panie kapitanie! Okr�t nabiera� chy�o�ci, lekko pochylony pru� fale jak legendarny w�� morski, kt�rego imi� nosi�. Wia� rzadki w tych okolicach po�udniowo-zachodni wiatr, szparko p�yn�li forewindem wprost na p�nocny wsch�d. Ramadan pewnie trzyma� ster. - Do stu grom�w, Rap! Wcze�nie dzisiaj wsta�e�! - Jak widzisz, Rrod. Musz� ci� jednak rozczarowa�: od trzech dni wcale nie sypiam. Ruszyli ku rufie. Rrodan otworzy� drzwi swojej kajuty. - Wejdziesz? - Czemu nie? Weszli. Rapis przeskoczy� porzucone na pod�odze mapy. Spojrza� na Rrodana. Roze�mieli si�. - Jak widzisz i ja nie sypiam ostatnio - powiedzia� oficer. - Stara�em si� odnale�� g�rny bieg tego pr�du, kt�ry dwa lata temu poci�gn�� nas a� pod Kirr�. - I co? - A jak my�lisz?... Nic. Za�omotano do drzwi. - Wej��! - Panie... wrak na horyzoncie! Oparty o �cian� tu� przy drzwiach Rapis ukaza� si� marynarzowi. Rrodan wsta� z koi. - Kapitan... to dobrze - ucieszy� si� majtek. - Samon krzycza� z gniazda. - S�ysza�em. Chod�my, Rrod. Widok by� straszny. Oniemiali ze zgrozy marynarze t�oczyli si� wzd�u� sterburty. Zimny ju�, wypalony doszcz�tnie wrak dryfowa� powoli z wiatrem na p�nocny wsch�d. Na wytrawionej ogniem burcie widnia� ledwie czytelny napis "P�noc". By�y to resztki wielkiej i dumnej niegdy� kogi Alagery. Ona sama - Rapis pozna� j� po szkar�atnej odzie�y - wisia�a na ob�amanym i osmalonym kawa�ku rei. Podobnie ko�ysa�a si� z wiatrem ta cz�� jej za�ogi, kt�ra unikn�a mieczy i w��czni stra�nik�w morskich. Trupi zaduch dolatywa� a� na pok�ad "W�a Morskiego". - Mia�e� racj�, Rrod - powiedzia� nieg�o�no Rapis. - To by�e ob�awa. - Chyba nie zostawimy ich tak... - powiedzia� kt�ry� z marynarzy. - Przecie� to... nasi. Rapis oderwa� si� od relingu. - Obs�uga do dzia�! Zakot�owa�o si� na pok�adzie. Kanonierzy w mig zaj�li stanowiska. - Ognia! Powietrze rozdam szereg pot�nych, prawie jednoczesnych grzmot�w. Wielkie, kamienne kule z �oskotem uderzy�y w zniszczon� burt�, wybijaj�c w niej kilka ogromnych dziur. Zgruchotany wrak "P�nocy" ci�ko jak kamie�, bez �adnych wir�w i bulgota� run�� w g��biny Bezmiar�w. - Morze wzi�o... - rzek� Rapis. Tego samego dnia wieczorem stoj�cy na oku marynarz obwo�a� ziemi�. To by�a Garra, a raczej jedna z przyleg�ych wysepek. Nie przez przypadek Rapis skierowa� okr�...
Torentos.pl