Bułyczow Kir - Wpadka 67 cz.2.txt

(53 KB) Pobierz
+wpadka2+




POWIE��

KIR BU�YCZOW

Wpadka '67 (2)

(Osieczka'67)

prze�o�y�a Ewa Sk�rska, ilustrowa�a Ela Waga 

9. Marynarze wkr�cali ostatnie �ruby - mocowali dzia�a na pok�adzie. D�wig podawa� paki z ulotkami i fajerwerkami. Za godzin� "Aurora" wychodzi�a na New�. 
Kapitan, z by�ych kagiebesznik�w, suchy, nieufny cz�owiek w wielkich okularach, wezwa� do siebie przewodnicz�cego komitetu okr�towego Gruszewa. 
- Ta rozmowa nie jest dla mnie przyjemna - powiedzia� szczerze. - Przez ca�e �ycie dawa�em �upnia innym, a za dwie godziny to mnie wezm� jako kontrrewolucjonist�. 
- To nic - uspokoi� go Gruszew. - W imi� rewolucji mo�na pocierpie�. Nic z�ego panu nie zrobimy. A jak filmowcy i te kanalie dziennikarze si� oddal�, to pana pu�cimy. 
Ostatnia paczka z ulotkami dekretu o ziemi osiad�a na pok�adzie kr��ownika. 
- Amunicj� przywie�li? - zapyta� Gruszew kapitana. 
- Wszystko zrobione. 
- Gdzie jest sonda i inne manele? 
- W szalupie, wszystko przygotowane. Jak tylko wyjdziemy do stoczni ba�tyckiej, zrobimy zebranie komitetu okr�towego i ja... - kapitan westchn�� - i ja wtedy odm�wi� dalszego prowadzenia kr��ownika. Pod pretekstem mielizny. I wtedy pan b�dzie musia� spu�ci� si� w szalupie i sprawdzi� g��boko�� sond�, a potem wr�ci� i oznajmi� za�odze, �e ja... no, �e jestem elementem antyradzieckim. 
- Kontrrewolucjonist� - uprzejmie poprawi� Gruszew. 
- No w�a�nie. Jak b�dzie pan wsiada� do szalupy, niech pan nie zapomni p�aszcza - deszcz pada. 
- Nie mog� - b�d� filmowa� z helikoptera. 
"Aurora" da�a d�ugi sygna�. Na maszt wpe�z�a czerwona flaga. Kr��ownik powsta�.   
Tramwaj rzeczny z zagranicznymi turystami przez jaki� czas p�yn�� za legendarnym kr��ownikiem w g�r� Newy, potem zosta� w tyle - turyst�w zawieziono, �eby obejrzeli Stadion Kirowa. 
Gruszew zajrza� do magazynu gospodarczego i wzi�� od magazyniera paczk� papieros�w. Denerwowa� si�. Od razu rozerwa� paczk� i zapali�. I w�a�nie wtedy do magazynu wpad� marynarz i zgodnie z planem krzykn��: 
- Zdrada! Kapitan nie chce dalej p�yn��! 
Gruszew wypad� na mostek jak b�yskawica. Kapitan sta�, mia� p�przymkni�te oczy, a jego r�ka twardo le�a�a na d�wigni pr�dko�ci. Strza�ka wskazywa�a "ca�� wstecz".
- Co pan robi, kapitanie? - krzykn�� Gruszew, wczuwaj�c si� w rol�. - Co robisz, bydlaku? Tam gin� nasi towarzysze! 
Nieoczekiwana w�ciek�o�� Gruszewa sprawi�a, �e na mostku zapad�a grobowa cisza. I wszyscy us�yszeli dobiegaj�ce z miasta pojedyncze wystrza�y. 
- Nie mog� - odpowiedzia� kapitan. - Nie mog� by� zdrajc�. G��boko�� powinna by� normalna. Obiecuj� wam to jako weteran partii. 
Gruszew uda�, �e nie us�ysza� tych ma�odusznych s��w. 
- Sam wsi�d� do szalupy - o�wiadczy�. - Zmierzymy g��boko��. Komitet okr�towy przejmuje w�adz�. 
- Ale przecie� ja si� zgadzam - upiera� si� kapitan. - Nale�� do partii od dwudziestego dziewi�tego roku! 
- Idioto! - wyszepta� Gruszew do wyprowadzanego przez marynarzy kapitana. - Idioto, przecie� ci� nie wsadz�. 
- Kto wie... - mrukn�� kapitan. 
Oko kamery ukrytej w rogu kabiny nawigacyjnej niepewnie zamigota�o. Transmisja z "Aurory" zosta�a przerwana.
Gruszew dziarsko wskoczy� do szalupy. Wio�larze ju� siedzieli na �awkach i tylko czekali na sygna�, �eby ruszy� w g�r� rzeki. 
- Naprz�d! - krzykn�� Gruszew. - Umrzemy, ale historyczny wystrza� padnie! 
Telewizyjny helikopter opu�ci� si� tu� nad szalup� i filmowa� Gruszewa wielkim planem. 
- Dajcie sond�! - rozkaza� Gruszew. - Gdzie ona jest? 
- A diabli wiedz�... - Sternik zmiesza� si�. - Chyba gdzie� tu by�a. 
- Coo? 
- Nie wiem. Mo�e w zamieszaniu zapomnieli j� w�o�y�.
- No i jak teraz zmierzymy?! 
- Nie denerwujcie si�, towarzyszu Gruszew - odezwa� si� jeden z wio�larzy. Gruszew zna� go z widzenia, gdy� wio�larz pracowa� w rejonowym oddziale komitetu. - To przecie� tylko tak, na niby...
- W�a�nie - doda� sternik. - Udawajcie, �e opuszczacie sond�. Tylko szybko, chyba machaj� do nas z helikoptera. I tak w tym deszczu nie zobacz�. 
Gruszew przechyli� si� za burt� i uda�, �e spuszcza do wody sznurek. Nie wiedzia� wprawdzie, jak wygl�da sonda, ale przypuszcza�, �e chyba jak sznurek. Szare fale niemal dotyka�y jego r�ki. Nad Leningradem wstawa� deszczowy poranek - si�dmy listopada 1967 roku. 
- Starczy, co? 
- Starczy - zgodzi� si� Gruszew. Nagle poczu� rozczarowanie. Dla niego �wi�to ju� si� sko�czy�o. Najwa�niejsza cz�� roli by�a ju� poza nim. W dalszych wydarzeniach gra� po�ledni� rol�. Ale sekretarz komitetu rejonowego umia� wzi�� si� w gar��. 
- Zawracaj! - rzuci�. - P�yniemy do Zimowego. 
Pi�� minut p�niej szalupa przybi�a do burty okr�tu. Silniki kr��ownika zaszumia�y, okr�t ruszy� w g�r� rzeki. Przep�yn�� kilka metr�w i osiad� na mieli�nie. 

10. Posiedzenie Rz�du Tymczasowego sko�czy�o si� nad ranem. Kiere�ski zdj�� peruk� i wyszed� na korytarz, wycieraj�c ni� czo�o. �wiat�o jupiter�w w sali posiedze� by�o nieprzyjemne nie tylko ze wzgl�du na swoj� intensywno��, ale tak�e dlatego, �e zamienia�o sal� w �a�ni�. 
Ministrowie zeszli na d� do bufetu, operatorzy wy��czyli �wiat�a, odci�gn�li kamery do k�t�w sali i poszli do dom�w. 
Kiere�ski zasta� Zosi� �pi�c� na kanapce. Pomy�la�, �e we �nie wygl�da jak dziewczynka, delikatnie i bezbronnie. A czarna kurtka z trupi� czaszk� i ko��mi na r�kawie tylko podkre�la�a t� bezbronno��. Kiere�ski za�o�y� peruk�, nachyli� si� i delikatnie i czule poca�owa� Zosi� w czo�o. 
Zosia poczu�a dotyk spierzchni�tych po d�ugich przem�wieniach warg i otworzy�a oczy. W p�mroku by�y czarne i przepastne. 
- To ty, Sasza? - zapyta�a cicho i lekko ochryple. 
Kiere�ski ju� mia� zaprzeczy�, gdy przypomnia� sobie, �e nie nazywa si� teraz ani Jamanidze, ani Nodar. Na imi� ma Aleksander. 
- Tak �adnie spa�a�.  
- G�upstwa m�wisz. Wygl�dam okropnie. 
- Nie wstawaj - Kiere�ski usiad� obok niej na kanapce. - Jeszcze jest czas. Jeszcze nie ma �witu. 
- S�ysza�e�? - Zosia odsun�a si� troch� od Nodara. - Okaza�o si�, �e Ermita�owi rzeczywi�cie grozi niebezpiecze�stwo. 
- Ko�obek referowa� nam sytuacj� na radzie ministr�w.  Nic takiego. Dzwonili�my do Smolnego - we wszystkich szturmuj�cych oddzia�ach zostanie przeprowadzony instrukta�. Najwidoczniej kto� zbyt dos�ownie zrozumia� swoje zadanie. 
- To znaczy, s�dzisz, �e nic strasznego si� nie dzieje? 
- Najstraszniejsze jest to... - Kiere�ski nachyli� si� nad policzkiem Zosi. - Najstraszniejsze jest to, �e za jakie� dwie godziny b�dziemy musieli by� na stanowiskach, a co dalej... tego nikt nie wie. 
Policzek Zosi by� gor�cy i mi�kki. Nawet w p�mroku Kiere�ski widzia� odci�ni�ty na nim wz�r grubej tkaniny kanapki - czerwon� siateczk�. Przysun�� si� jeszcze bli�ej do jej policzka i jego wargi tak mi�kko i naturalnie go dotkn�y, �e Zosia nawet nie pomy�la�a o tym, �eby si� odsun��. Kiere�ski odwr�ci� do siebie jej g�ow�, jego wargi znalaz�y si� naprzeciwko jej warg, ale w ostatniej chwili Zosia zd��y�a si� uchyli� i Kiere�ski poca�owa� j� w oko, przedzieraj�c si� wargami przez jej rozpuszczone w�osy. Zosia, ju� zupe�nie obudzona, zaszepta�a szybko urywanym g�osem:
- Zwariowa�e�, odejd�, bo kogo� zawo�am... odejd�...
Wargi Kiere�skiego jednak spotka�y si� z jej wargami. Przez kilka sekund Zosia jeszcze zaciska�a z�by, ale potem nagle podda�a si�, podda�a si� jako� tak od razu, nie ucieka�a ju� przed poca�unkami, pragn�a tylko, �eby on trzyma� j� dalej w ramionach i �eby jej nie zostawi�. Mocno przycisn�a go do siebie i przez angielskie sukno frencza premiera Rz�du Tymczasowego poczu�a ciep�o jego plec�w. Jej szeroko otwarte usta sta�y si� mi�kkie i wilgotne. Zd��y�a jeszcze szepn�� "nie trzeba", ale tak cicho, �e mo�na by�o zrozumie� co� zupe�nie przeciwnego. 
Nagle Kiere�ski podni�s� g�ow� i nie odrywaj�c r�k od jej piersi powiedzia�: 
- Nie mo�emy tu siedzie�. Kto� m�g�by przyj��. 
Zosia zerwa�a si� i zapi�a czarn� sk�rzan� kurtk�. 
- Oszaleli�my oboje. - Rozejrza�a si� nerwowo doko�a. - Przecie� dopiero si� poznali�my i zupe�nie nic o sobie nie wiemy. 
- A czy musimy? - Kiere�ski schyli� si� i poca�owa� j� mocno i pewnie. Dok�adnie tak, jak Zosia chcia�a. 
D�ugo szli po s�abo o�wietlonych korytarzach, mijaj�c �pi�cych na pol�wkach junkr�w i kiwaj�cych si� w p�nie na skrzy�owaniach korytarzy wartownik�w. 
- Kt�r�dy teraz? - zapyta� zniecierpliwiony nieco Kiere�ski. - Lepiej znasz budynek. Pracujesz tu przecie�. 
- W prawo, teraz w prawo - odpowiedzia�a Zosia i zrobi�o si� jej wstyd, �e prowadzi po Ermita�u obcego m�czyzn�. 
Zawsze by�a wierna m�owi. Nagle zapragn�a powiedzie� mu o tym, mo�e po to, �eby doceni� jej ofiar�, ale pomy�la�a, �e Kiere�ski zb�dzie j� nic nie znacz�cymi s�owami, a przez to ona poczuje si� jeszcze gorzej. 
Przed gabinetem Antypienki Zosia zatrzyma�a si�. Kiere�ski zrozumia�, �e sama nie chce podejmowa� �adnych krok�w i ostro�nie uchyli� drzwi. Weszli do poczekalni, gdzie urz�dowa�a Raisa Siemionowna, kt�ra teraz przebywa�a na dole z innymi kobietami z batalionu szturmowego. Obite cerat� drzwi do gabinetu Antypienki by�y zamkni�te na klucz. 
Kiere�ski podszed� do zabytkowej sk�rzanej kanapy dla petent�w i usiad�. Zdj�� peruk�. Zosia podesz�a do okna i popatrzy�a w d�, na plac, gdzie w porannej mgle snuli si� wartownicy Czerwonej Gwardii. 
- Chod� do mnie! - zawo�a� j� Kiere�ski. 
- Zaraz - odpowiedzia�a Zosia, ale nie ruszy�a si� z miejsca. 
Kiere�ski wsta�, podszed� do niej z ty�u i obj�� j�. 
- Chc� by� z tob� - wyszepta�. 
- Zrozum, ja nigdy wcze�niej... Nie! - nagle jej g�os nabra� zdecydowania.  - Je�li nawet do tego dojdzie, to nie teraz i nie tutaj. 
- W�a�nie teraz i tutaj. W noc przed rewolucj�. W Pa�acu Zimowym. I pami�taj, kim jestem!
- Nie mog� tego pami�ta�. Nie wiem, kim jeste�. Mo�e ostatnim premierem Rosji Kiere�skim, mo�e Sasz�, a mo�e aktorem Nodarem Jamanidze. A mo�e mi si� tylko przy�ni�e�? - Zosia u�miechn�a si� i odwr�ci�a g�ow�. Padaj�ce przez okno �wiat�o jupitera obrysowa�o z�otym konturem jej delikatny profil, d�ug� szyj� i jasne, kr�tko obci�te w�osy.
- Jestem n...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin