Bułyczow Kir - Wspólna wola narodu radzieckiego.txt

(26 KB) Pobierz
Autor: Kir Bu�yczow
Tytul: Wsp�lna wola narodu radzieckiego

(Jedinaja wola sowietskogo naroda)

Z "NF" 10/97

   Niniejsze zapiski dotycz� wydarzenia, kt�re mia�o miejsce 
w czasie ostatniego roku �ycia Leonida Iljicza Bre�niewa. 
W�wczas ich publikacja by�a absolutnie niemo�liwa: system 
grobowego milczenia i powszechnej dobrowolnej amnezji 
dzia�a� bez zarzutu. Po�owa obszaru Krasnojarskiego mog�aby 
si� zapa�� pod ziemi�, ale je�li nie by�o przy tym 
przypadkowego zagranicznego turysty, ignorowali�my to 
wydarzenie. O trz�sieniu ziemi w Aszchabadzie dowiedzia�em 
si� dwadzie�cia lat po zag�adzie miasta. A o wojnie w 
Afganistanie - dopiero, gdy nasze wojska zacz�y si� stamt�d 
wycofywa�. Przez ca�y czas my�la�em, �e udzielamy tam 
bezinteresownej pomocy, dostarczaj�c artyku�y spo�ywcze i 
przemys�owe.
   Nie wiem, co sk�oni�o mnie do utrwalenia okoliczno�ci 
Wielkiego G�osowania. By� mo�e przeczucie zgonu Sekretarza 
Generalnego.
   Widzia�em Kabin� na w�asne oczy. Pod koniec pa�dziernika 
wyl�dowa�a na brzegu rzeki Moskwy, obok Zwinigorodu, na 
terenie pensjonatu akademickiego. Wyl�dowa�a o �wicie, bez 
fanfar i fajerwerk�w, pomi�dzy oran�eri�, gdzie hoduje si� 
r�e i go�dziki dla zaprzyja�nionych organizacji, a zej�ciem 
na przysta�.
   Kabina wygl�da�a niepozornie i by�a podobna do metalowego 
gara�u. Jej dach �wieci� si�, �ciany by�y matowe. Drzwi 
zamkni�te.
   Gdy dyrektor pensjonatu, obudzony przez ogrodnika, 
podszed� do kabiny, wzi�� j� za czyj� chuliga�ski wybryk. 
Spr�bowa� otworzy� drzwi. Bez skutku.
   Gdy czekali�my na przybycie milicji, Kabina zacz�a 
nadawa�. Ona nadawa�a, a my, pensjonariusze, otoczyli�my j� 
ciasnym kr�giem.
   G�os Kabiny by� g��boki, niski i bez akcentu.
   "Mieszka�cy Zwi�zku Radzieckiego - m�wi�a Kabina - my, 
psychologowie Wielkiej Wsp�lnoty Cywilizacji Galaktycznych, 
przeprowadzamy eksperyment i prosimy was o wzi�cie w nim 
udzia�u. Naszym celem jest ustalenie, kto z nie�yj�cych ju� 
ludzi jest najbardziej lubiany i popularny w waszym kraju. 
Za trzy dni, o godzinie dwunastej czasu moskiewskiego, 
wszyscy mieszka�cy ZSRR us�ysz� sygna�. Po us�yszeniu go 
powinni pomy�le� imi� ulubionego cz�owieka. Ta osoba, kt�ra 
zdob�dzie najwi�ksz� liczb� g�os�w, o�yje wewn�trz tej 
Kabiny i b�dzie tak�, jaka by�a w dniu zgonu, ale zdrow� i 
zdoln� do �ycia. My�lcie, drodzy bracia i siostry".
   G�os Kabiny by� s�yszalny nie tylko na terenie 
pensjonatu. Dziwnym sposobem rozbrzmiewa� on we wszystkich 
zak�tkach kraju, w uszach ka�dego z milion�w moich 
wsp�obywateli.
   - Prowokacja - powiedzia� dyrektor pensjonatu. To by�a 
pierwsza reakcja na obwieszczenie. Pozostali s�uchacze 
milczeli. Wtedy jeszcze nikt nie wiedzia�, �e Kabina 
przemawia�a do ca�ego narodu. My�leli�my, �e to 
obwieszczenie dotyczy tylko nas. A poniewa� zazwyczaj nie 
wierzy si� w przybysz�w z kosmosu, mimo �e bardzo by si� 
chcia�o, ludzie stoj�cy obok mnie zacz�li si� nieufnie i 
niepewnie u�miecha�.
   Mniej wi�cej po p�godzinie na teren pensjonatu wjecha�o 
kilka wojskowych ci�ar�wek i trzy czarne wo�gi. Polan� 
wok� Kabiny otoczy�y wojska KGB, za� mieszka�c�w pensjonatu 
przewieziono specjalnymi autobusami do Moskwy, gdzie ka�dego 
przes�uchiwano oddzielnie. Wydarzenie nie mia�o dla �wiadk�w 
�adnych nieprzyjemnych nast�pstw, nie licz�c tego, �e nie 
zezwolono mi na wyjazd turystyczny do Bu�garii.

   Nast�pnego dnia rankiem, po otrzymaniu sprawozdania 
genera�a-lejtnanta Koladkina, Biuro Polityczne KC KPZR 
zebra�o si� na posiedzenie.
   Przewodniczy� Leonid Iljicz Bre�niew, w�wczas jeszcze 
�yj�cy.
   Jako pierwszy wyst�pi� genera�-lejtnant Koladkin, kt�ry 
zameldowa�, �e Kabina jest zamkni�ta, przenikni�cie do 
wn�trza nie zosta�o dotychczas zrealizowane, mimo prac 
specjalnej grupy. Tworzywa, z kt�rego wykonano Kabin�, nie 
wzi�to do analizy ze wzgl�du na jej wyj�tkow� twardo��. 
Rozpocz�to prace podkopowe.
   - To znaczy, nie zrobili�cie nic? - zapyta� Bre�niew, 
zwracaj�c si� do Andropowa, kt�ry ju� nie pracowa� w KGB, ale 
Leonid Iljicz o tym zapomnia�.
   - Po�piech mo�e tylko zaszkodzi� - powiedzia� Andropow. - 
Mamy jeszcze trzy dni.
   - Jakie s� doniesienia ze Stan�w Zjednoczonych? - zapyta� 
Bre�niew.
   - Telefonowa� Dobrynin - powiedzia� minister spraw 
zagranicznych Gromyko - �e w USA te� mia� miejsce taki 
fenomen. Niedaleko New Jersey. Panuje tam masowa psychoza.
   - Niewykluczone, �e to prowokacja - powiedzia� 
Czernienko. - Oni to potrafi�. Krzycz� "�apaj z�odzieja!" A 
sami nie lepsi.
   - Konstantin Ustinowicz zrobi� wa�n� uwag� - powiedzia� 
Bre�niew w zamy�leniu - co� jeszcze?
   - S� informacje z Pekinu - �uj�c wargi powiedzia� 
Gromyko.
   - Czy�by u nich te�? - zdziwi� si� Ustinow.
   - Oficjalnych wiadomo�ci nie ma, ale t�umacze z naszego 
poselstwa przechwycili tekst. Tre�� ta sama.
   - Niewykluczone, �e to prowokacja - powiedzia� Ustinow. - 
Proponuj� zmobilizowa� Zabajkalski i zachodnie okr�gi 
wojskowe.
   - A co m�wi� nasi uczeni? - zapyta� Bre�niew.
   Uczeni nie zostali zaproszeni do Biura Politycznego. 
Odpowiedzia� za nich Andropow.
   - Zasi�gn��em informacji w Akademii Nauk. Podchodz� do 
tego sceptycznie. Twierdz�, �e w Kosmosie nie ma �ycia.
   - Wobec tego kontynuujcie badania - powiedzia� Bre�niew. - 
A my przechodzimy do innych spraw. Chcia�bym, towarzysze, 
poinformowa� was o moich pertraktacjach z towarzyszem 
Machelem, kt�ry, jak wiecie, jest przyw�dc� Mozambickiej 
Republiki Ludowej.
   Biuro Polityczne przesz�o do spraw bie��cych, ale nie 
zdo�a�o si� w nich zag��bi�. Po p�godzinie ka�dy cz�onek 
Biura Politycznego, podobnie jak ka�dy obywatel ZSRR, 
us�ysza� powt�rn� informacj� Kabiny.
   Cz�onkowie Biura Politycznego w milczeniu wys�uchali 
obwieszczenia. Po chwili Bre�niew powiedzia�:
   - Izolacja akustyczna w tym pomieszczeniu jest poni�ej 
wszelkiej krytyki.
   - Zostan� przedsi�wzi�te odpowiednie �rodki - powiedzia� 
Czernienko.
   - Za p�no - powiedzia� Bre�niew - je�li my s�yszymy 
tutaj, to kto� m�g� nas us�ysze� st�d.
   - Bardzo trafna uwaga - powiedzia� Czernienko.
   Wszyscy milczeli. Wreszcie Do�gich o�mieli� si� przerwa� 
cisz�.
   - Jest informacja z Nowosybirska. Tam te� s�yszeli.
   - A je�li to nie prowokacja? - Bre�niew obj�� wzrokiem 
swoich wsp�towarzyszy.
   - Niewykluczone - pierwszy popar� Generalnego Andropow - 
�e powinni�my zareagowa�.
   Postanowiono og�osi� przerw� na obiad i zabiegi 
lecznicze. Po czym zebra� si� ponownie.

   W tym czasie jecha�em do Moskwy autobusem z zas�oni�tymi 
oknami. Obok mnie siedzia� profesor Jewstigniejew z 
Instytutu Ichtiologii.
   - Co pan o tym my�li? - zapyta�em.
   Profesor by� zamy�lony, okulary zjecha�y mu na czubek 
nosa, jakby szykowa�y si� do skoku w g�rn� kiesze� 
marynarki. Od profesora pachnia�o py�em i cebul�. On by� tak 
podobny do wizerunku typowego profesora, �e by�o jasne - w 
nauce jest zerem. Nauk� posuwaj� naprz�d jedynie ci, kt�rzy 
nie wygl�daj� na profesor�w.
   - Zmar�a moja �ona - powiedzia� profesor i spr�bowa� 
odsun�� palcem stor� w oknie, jakby w�tpi�, czy rzeczywi�cie 
wioz� nas do Moskwy.
   - Obywatelu - zawo�a� na niego porucznik - wygl�danie 
jest zabronione.
   - Bardzo mi przykro - powiedzia�em profesorowi.
   - A je�li to szansa na odzyskanie jej?
   Popatrzy�em na niego ze zdziwieniem. Okaza�o si�, �e 
profesor uwierzy� w moc Kabiny.
   - Ja rozumiem - powiedzia� profesor - ka�dy b�dzie 
pragn�� swojego.
   - W takim wypadku ma pan ma�o szans - u�miechn��em si�.
   - Szanse s� - powiedzia� profesor. - Ka�dy cz�owiek, 
nawet je�eli nie uwierzy, zapragnie zmartwychwstania kogo� 
bliskiego. Ka�dy swojego. A ja mam pewne oszcz�dno�ci.
   - I c�?
   - A pan, osobi�cie, wymy�li�, kogo chcia�by pan o�ywi�?
   Wtedy uzmys�owi�em sobie, �e nie wymy�li�em.
   - Mo�e Puszkina? - zapyta�em.
   - Pan nie�onaty? Zreszt�, jest pan jeszcze m�ody.
   - Nie, nie�onaty.
   - A je�eli zaproponowa�bym panu - profesor schwyci� 
okulary, kt�re run�y w d� - powiedzmy, pi��dziesi�t rubli, 
i powiedzia�bym panu imi� mojej �ony. Przypuszczam, �e 
potrzebuje pan pieni�dzy?
   - Zrobi�bym to nawet za darmo - powiedzia�em - ale pana 
szanse s� zerowe.
   - Mam na ksi��eczce cztery tysi�ce trzysta - powiedzia� 
profesor szeptem, przybli�aj�c usta do mojego ucha.
   - Przerwa� rozmowy - powiedzia� z ty�u porucznik.
   - A je�li zdob�d� dwudziestu ludzi? - powiedzia� 
profesor szybko i odsun�� si�. Wzrok mia� ptasi i pusty.
   - B�d� musia� pomy�le� - powiedzia�em.
   - Sze��dziesi�t rubli? - powiedzia� profesor. - Wi�cej 
nie mog�.
   - A je�li wezm� pieni�dze i niechc�cy pomy�l� o kim� 
innym?
   - Nie jestem taki naiwny - powiedzia� profesor. - Da mi 
pan pokwitowanie, �e zobowi�zuje si� pan my�le� tylko o 
mojej zmar�ej �onie.
   Pomys� profesora by� naiwny. Profesor nie wiedzia�, �e w 
Muzeum Puszkina na Kropotki�skiej w�a�nie odbywa�o si� 
posiedzenie komisji, kt�ra jednog�o�nie postanowi�a 
wskrzesi� Aleksandra Siergiejewicza Puszkina.
   W tym samym czasie t�um ludzi hucza�, a nawet ta�czy� 
doko�a Muzeum Stalina w Gori. Wielu ludzi by�o przekonanych, 
�e wkr�tce prawdziwy w�dz zmartwychwstanie i zaprowadzi 
porz�dek w tym chorym kraju.

   Biuro Polityczne zebra�o si� ponownie po obiedzie. 
Przyw�dcy pa�stwa byli najedzeni, ale zdenerwowani. Mia�y 
zapa�� historyczne decyzje.
   - Na wst�pie - powiedzia� Leonid Iljicz - wys�uchamy 
wiadomo�ci z zagranicy. Prosz�, Andrieju Andriejewiczu.
   Gromyko po�u� wargi i powiedzia�:
   - W skr�cie. W USA panuje anarchia. Telewizja 
przeprowadza badania opinii publicznej. Rozpocz�y si� 
burzliwe demonstracje.
   - Chwileczk� - Bre�niew gestem powstrzyma� m�wc� i 
zwr�ci� si� do Szczeko�owa, kt�rego specjalnie zaproszono na 
posiedzenie Biura Politycznego.
   - Wzmocnijcie moskiewsk� milicj� - powiedzia� Bre�niew. - 
Po...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin