Zywostatki03.1. Szalony statek.pdf

(1070 KB) Pobierz
20652534 UNPDF
ROBIN HOBB
S ZALONY S TATEK
CZĘŚĆ DRUGA CYKLU
KUPCY I ICH ŻYWOSTATKI
TOM I
(P RZEŁOŻYŁA E WA W OJTCZAK )
PROLOG
WSPOMNIENIE SKRZYDEŁ
Porastające dno glony kołysały się łagodnie. Woda była tu ciepła, równie ciepła jak
tam, na południu, skąd przypłynęli. Maulkin oświadczył, że kłębowisko nie będzie dalej
podążać za srebrzystym dostawcą, lecz kusząca woń nadal się unosiła w słonej wodzie. Statek
nie był zatem daleko. Węże płynęły za nim, choć zachowywały stały dystans. Shreever przez
chwilę zastanawiała się nad sensem rozmowy z przywódcą, jednak ostatecznie zrezygnowała.
Z niepokojem przypatrywała się Maulkinowi. Rany, które odniósł podczas krótkiej bitwy z
białym wężem, goiły się bardzo powoli. Głębokie żłobienia szpeciły piękny układ łusek.
Symbolizujące proroczą moc złote oka, które biegły przez całą długość jego ciała, pobladły i
zmatowiały.
Wężyca również była wyczerpana.
Kłębowisko wyprawiło się daleko w poszukiwaniu Tej, Która Pamięta. Maulkin, na
początku podróży bardzo pewny siebie, teraz wydawał się równie skonfundowany jak
Shreever i Sessurea. Tylko ich troje pozostało z licznej grupy węży morskich, które
rozpoczęły migrację. Inne straciły wiarę w cel poszukiwań i porzuciły przywódcę. Gdy
widziała je ostatnio, podążały za wielkim dostawcą i zajadały się bezmyślnie ludzkimi
ciałami, które im wydzielał. Spotkanie to miało wszakże miejsce wiele przypływów temu.
- Niekiedy tracę poczucie czasu - zwierzył jej się cicho Maulkin podczas odpoczynku.
- Odnoszę wrażenie, że już kiedyś płynęliśmy tym szlakiem, może nawet wymienialiśmy te
same spostrzeżenia. Niekiedy wierzę w to tak mocno, że teraźniejszość jest dla mnie jak
wspomnienie lub sen. Zdaje mi się wówczas, iż... nic nie musimy robić, ponieważ wszystko i
tak się samo zdarzy. Chyba że już się zdarzyło. - Mówił głosem drżącym i niepewnym.
Zbliżyła się do niego. Zafalowali lekko wraz z nurtem, nieznacznie machając
płetwami dla utrzymania równowagi. Pod nimi Sessurea nagle potrząsnął grzywą i wypuścił
cienką smugę toksyn, która miała zwrócić ich uwagę.
- Patrzcie! Jedzenie! - zatrąbił.
Podpłynęła do nich ławica srebrnych, błyszczących ryb. Za nią sunęło maleńkie
kłębowisko. Węże już się posilały. Trzy jaskrawoczerwone, jeden zielony i dwa błękitne.
Cała szóstka robiła wrażenie ożywionych i zdrowych. Ich połyskująca skóra i zaokrąglone
kształty wyraźnie kontrastowały z matowymi łuskami i zapadniętymi bokami członków
wężowiska Maulkina.
- Chodźcie - przywódca zachęcił swoje węże do uczty. Shreever wydała cichy jęk ulgi.
Przynajmniej napełnią brzuchy.
Poza tym, a nuż obce węże uznają Maulkina za proroka i podążą za nim.
Ryby na pierwszy rzut oka wyglądały jak niepodzielna, iskrząca się srebrem masa.
Poruszały się zgodnie niczym jedno stworzenie, choć potrafiły się też nagle rozdzielić,
czmychnąć na boki i ze wszystkich stron opłynąć niezdarnego myśliwego. Węże z kłębowiska
Maulkina nie były niezgrabiaszami i wszystkie trzy polowały z dużą wprawą. Obce węże
trąbiły na nie ostrzegawczo, lecz Shreever znikąd nie dostrzegała zagrożenia. Machnęła
ogonem, skręciła w sam środek ławicy i w otwartą paszczę wpadły jej co najmniej trzy ryby.
By je połknąć, rozszerzyła gardło.
W pewnym momencie dwa jaskrawoczerwone węże odwróciły się i zaatakowały
Maulkina. Uderzały go pyskami niczym rekina lub innego wspólnego wroga. Do Shreever
podpłynął błękitny wąż z rozdziawioną paszczą. Wężyca wykonała szybki unik i umknęła.
Kątem oka dostrzegła, że jeden z czerwonych próbuje owinąć się wokół Sessurei, który trząsł
grzywą i wypluwał truciznę wraz z przekleństwami. Nie było w nich najmniejszego sensu,
jedynie czysta wściekłość.
Shreever uciekła, piszcząc ze strachu i zmieszania. Maulkin wypuścił chmurę toksyn,
czym oszołomił dwie jaskrawoczerwone bestie. Wycofały się, potrząsając otwartymi
szczękami i intensywnie poruszając skrzelami, chcąc również wystrzelić truciznę.
- Co się z wami dzieje? - Maulkin rzucił pytanie osobliwemu kłębowisku, po czym
skręcił ciało w spiralę i podniósł grzywę. Gdy strofował węże, oka na jego skórze słabo
zajaśniały. - Dlaczego napadacie na nas jak bezduszne bydlęta walczące o jedzenie? Nie tak
się zachowują przedstawiciele naszego gatunku! Nawet jeśli ryb jest niewiele, każdy może
zapolować, a nie jedynie ci, którzy dostrzegli je jako pierwsi. Zapomnieliście już, kim
jesteście, co? Ktoś wam odebrał rozum?
Przez jakiś czas drugie wężowisko tkwiło w bezruchu. Ławica ryb rozproszyła się,
zapomniana przez wielkie bestie. Potem obce węże zaatakowały Maulkina. Dla postrachu
otworzyły szeroko paszcze, odsłoniły zęby, wyprostowały grzywy i zacinając ogonami, wy-
rzucały toksyny. Shreever obserwowała z przerażeniem, jak owijają się wokół przywódcy i
ściągają go w muliste dno.
- Pomóż mi! - zatrąbił Sessurea. - Uduszą Maulkina!
Krzyk Sessurei wyrwał ją z odrętwienia. Dwa węże natychmiast wystrzeliły w dół.
Chłostały ogonami i gryzły kłębowisko, które osaczało ich przywódcę. Krew zawzięcie
walczącego Maulkina zmieszała się z wydzielanymi przez niego toksynami, tworząc wokół
duszący obłok. Oka na skórze proroka migotały w mroku. Shreever krzyczała z odrazy na
widok bezmyślnej brutalności napastników. Na szczęście znalazła w sobie dość sił, by
atakować.
W odpowiednim momencie Sessurea otulił własnym ciałem poranionego Maulkina i
wyrwał go z uścisku rozwścieczonego kłębowiska. Udało im się uciec. Shreever popłynęła za
nimi. Kolorowe węże nie ścigały ich, lecz ogarnięte dzikim, zaraźliwym szałem zwróciły się
przeciwko sobie, rycząc i prowokując się wzajemnie do walki. Bezmyślnie obrzucały się
pozbawionymi sensu obelgami, chłostały się ogonami i rozszarpywały.
Shreever długo smarowała pokiereszowane ciało przywódcy gojącym śluzem
wydzielanym przez własną skórę.
- Zapomniały - rzekł wówczas Maulkin. - Kompletnie zapomniały, kim są. Upłynęło
zbyt wiele czasu, Shreever. Z umysłów tych węży zniknął już cel i wszelkie wspomnienia. -
Skrzywił się, gdy przyklepywała brzegi rany, lepiąc ją warstewką śluzu. - Kiedyś i nas to
czeka.
- Cicho - uspokajała go wężyca. - Cicho, odpoczywaj. - Owinęła się ściślej wokół
niego i zaczepiła ogonem o skałę, by chronić Maulkina przed nurtem. Splątany z nimi
Sessurea już spał. A może tylko milczał, ogłuszona i beznamiętna ofiara tego samego
zniechęcenia, które ogarnęło Shreever.
Najważniejszy był Maulkin. Spotkanie ze srebrzystym dostawcą go zmieniło. Inni
dostawcy, przemieszczający się zarówno po Kraju Niedostatku, jak i w Krainie Obfitości,
stanowili po prostu źródła łatwo dostępnego jedzenia, jednak srebrzystego przywódca
potraktował zupełnie inaczej. Zapach statku obudził zresztą wspomnienia w całej grupie, toteż
ścigali go, pewni, że jego woń doprowadzi ich do Tej, Która Pamięta. Statek okazał się
przedstawicielem ich gatunku. Ciągle go przywoływali. Nie odpowiadał, choć rzucił ciało
żebrzącemu białemu wężowi. Maulkin odwrócił się wówczas do towarzyszy i oświadczył, że
dostawca nie jest Tą, Która Pamięta, toteż nie podążą za nim dalej. Tyle że... w wodzie nadal
unosił się jego zapach. Statku co prawda nie było już widać, lecz Shreever wiedziała, że
znajduje się niedaleko. Czyli - wbrew zapewnieniom - przywódca nadal za nim płynął.
Maulkin jęknął w jej objęciach.
- Boję się, że po raz ostatni odbywamy podróż jako istoty świadome. Wkrótce
staniemy się zwyczajnymi bezmyślnymi bydlętami jak inne.
- O czym mówisz? - zdziwił się Sessurea. Wygiął się niezdarnie i popatrzył
towarzyszom w oczy. Odniósł wiele ran, lecz żadnej szczególnie ciężkiej. Najbardziej
niebezpieczna wydawała się głęboka rysa w pobliżu gruczołu jadowego tuż za szczęką.
Gdyby przecięcie sięgnęło paszczy, zginąłby od własnych toksyn. Wszyscy troje mieli sporo
szczęścia, że przeżyli.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin