Koszatniczki.pdf

(190 KB) Pobierz
226790989 UNPDF
Wysłany: 15-09-2004, 18:35
Dołączył: 01 Sty 1970
Artykuły: 0
Komentarze: 16777165
Skąd: Wrocław
Ciąża koszatniczek trwa ok. 90 dni. Moment zapłodnienia można
rozpoznać po charakterystycznej "pieśni" śpiewanej przez samca. Trwa
ona dość długo (nieraz i godzinę). Sam błogosławiony stan u samicy
raczej ciężko jest rozpoznać, zwłaszcza początkującym hodowcom - ja
sama dwa miesiące po zakupie zwierzątka stałam się szczęśliwą babcią i
dopiero w momencie rozwiązania dowiedziałam się, że moja samiczka była
w ciąży. Generalnie samica przybiera na wadze, i to dość znacznie. Często
może się wydawać, że za bardzo utuczyliśmy zwierzątko, a ono po prostu
spodziewa się małych. Jeżeli jednak mamy podejrzenia, że mogło dojść do
zapłodnienia należy zapewnić samicy przede wszystkim spokój. Ale nie
chodzi tu bynajmniej o zakaz wyjmowania na wybieg! Raczej oszczędzić
jej niepotrzebnych stresów oraz bezwzględnie uniemożliwić skoki z
niebezpiecznych wysokości. Przyszła mama-koszatniczka na pewno będzie
wdzięczna za okazaną chwilę czułości z naszej strony: przytulenie,
pogłaskanie, podrapanie.
W moim przypadku zaobserwowałam właśnie wzmożone garnięcie się
zwierzęcia do mnie. Co do diety, to trzeba mamusi zapewnić stały dostęp
do karmy i nie martwić się, że za bardzo się utuczy. Pamiętajmy przecież,
że ona nosi w sobie kilka głodomorków, a jako matka doskonale wie, ile
jedzenia jest potrzebne jej i jej potomstwu - czyli po prostu zje tyle, ile
potrzebuje. Bardzo ważną sprawą jest zapewnienie przyszłej mamie
dostępu do kostki wapiennej (można nabyć w sklepach zoologicznych,
szeroki asortyment smakowy i kształtowy), gdyż wapń jest niezbędny do
prawidłowego przebiegu koszowej ciąży.
Poza okresem ciąży też warto zawiesić
kostkę w klatce, ponieważ zwierzątka ścierają sobie na niej zęby i jest ona
dla nich formą rozrywki (niekoniecznie dla tych, którzy muszą potem
zamiatać okruchy spod klatki kilkanaście razy dziennie). Moment
rozwiązania można orientacyjnie określić jeżeli znało się moment
zapłodnienia. W przeciwnym przypadku pozostaje czekać z trochę
większym bagażem niepewności. Niektórym bardziej uważnym
obserwatorom udało się nawet zobaczyć ruchy maleństw w brzuchu, co
świadczy o dość bliskim momencie porodu. Dlatego ważne jest, żeby nie
ściskać mocno kosza, ponieważ może to wywołać przedwczesny poród, a
nawet poronienie. Samica przeczuwa zbliżający się poród i sama stara się
zbudować gniazdo (jeżeli wcześniej tego jeszcze nie zrobiła). Z tego
powodu należy dostarczyć jej sporą ilość podartych na niezbyt małe
kawałki chusteczek higienicznych (najlepiej bezzapachowych i białych)
i/lub szmatek.
226790989.010.png 226790989.011.png 226790989.012.png 226790989.013.png 226790989.001.png 226790989.002.png
Z samym porodem nie powinno być raczej żadnych komplikacji - samica
sama powinna sobie z tym doskonale dać radę. Widok małych
wydostających się z jej brzucha nie należy może do najpiękniejszych w
sensie estetycznym, ale jest naprawdę wzruszający. Od tego momentu
należy samicy zapewnić bezwzględny spokój - ona przeżyła duży szok,
podobnie jak i małe!!! Najlepszym wyjściem jest więc tymczasowe
odseparowanie samca - samica znów jest płodna, wiec jeżeli za trzy
miesiące nie chcemy mieć młodych... Obecność samca nie jest również
wskazana ze względu na jego stosunek do potomstwa - nie zawsze musi
on poczuć się do obowiązku i może po prostu zjeść młode. Nie jest to
regułą, ale lepiej się zabezpieczyć. A tak w ogóle to czas jeszcze na małą
imprezkę - w końcu powiększyła się rodzina!!!
Opieka nad świeżo upieczoną mamą i jej gromadką
Po stresach przebytych w związku z porodem możemy przejść do
najprzyjemniejszej moim zdaniem części hodowli koszy (i w ogóle
wszystkich zwierząt). Na świecie pojawiły się małe - ile? Przyjmuje się, że
zazwyczaj rodzi się od 2 do 8. Nie polecam specjalnie grzebania w
gnieździe tuż po narodzinach i jakiś czas później - samica może się
zdenerwować i z tego powodu po prostu zagryźć małe. Najlepiej jest
ukradkiem poobserwować i spokojnie doliczyć się przychówku. Należy tu
jednak zaznaczyć, że mama-koszatniczka, jeżeli darzy zaufaniem
opiekuna, pozwala wyjmować nowo narodzone maluchy. Ale najlepiej jest
się wstrzymać aż do momentu, kiedy małe same zaczną nieporadnie, ale
jednak, opuszczać gniazdo - dzieje się to zazwyczaj po upływie tygodnia.
Aby zachować higienę należy również usunąć z gniazda zakrwawione jego
elementy (krew ta jest naturalnym skutkiem porodu i nie należy robić z
tego powodu tragedii - chyba, że jest jej naprawdę względnie dużo i
zauważyliśmy znaczącą zmianę w zachowaniu kosza ? wtedy do weta!!).
Maluchy rodzą się zazwyczaj z lekko otwartymi oczami, pokryte
delikatnym meszkiem. Uwagę zwraca nienaturalnie duża głowa i przez to
zachwiane proporcje ciała - ale to cecha ssaków. Małe paskudki tuż po
narodzeniu zajmują się głównie spaniem i piciem mleka mamusi. Mamusia
dużo czasu spędza w gnieździe, dlatego radzę na przykład przysunąć jej
bliżej miseczkę z jedzeniem, poidełko (ja dodatkowo wyjęłam jej jeszcze
kółko, żeby nie narażać małych na przypadkowe urazy). Politykę
jedzeniową prowadzimy nadal pod hasłem: lepiej niech coś w misce jest,
niż żeby była pusta! Znowuż bowiem mama doskonale wyreguluje ilość
przyjmowanego pokarmu - zarówno dla siebie, jak i dla gromadki - ona ich
karmi. Próbowałam podawać mamie mleko w spodeczku kiedy była na
wybiegu, ale okazało się, że nie gustuje w mleku, co nie oznacza, że nie
warto spróbować - może pomóc w laktacji (raczej kozie niż krowie). Lepiej
jednak nie wlewać go do poidełka, ponieważ mleko może się zepsuć, a
226790989.003.png 226790989.004.png 226790989.005.png
poza tym to poidełko nie będzie nadawało się do dalszej eksploatacji. W
pierwszym tygodniu mamę można spokojnie wypuszczać, choć nie na
długo, ponieważ należy pamiętać, że ona karmi młode. Poza tym samica
może być lekko zdenerwowana, kiedy opuszcza klatkę - ale należy to
tłumaczyć troską o potomstwo. Malutkie koszątka bardzo szybko stają się
samodzielne - już po tygodniu co silniejsze zaczynają wychodzić z gniazda
i eksplorują klatkę. Próbują też nieco innego pokarmu - sianko, papier,
choć nadal absolutną podstawą ich piramidy żywieniowej jest mleko
matki. Od połowy drugiego tygodnia z małych zaczynają wyłazić już
prawdziwe psotniki. Próbują już się wspinać po drabinkach i prętach.
Uwagę zwracają też wydawane przez nie odgłosy - zwłaszcza pocieszne
gruchanie podczas karmienia. Malutkie kosze można już z powodzeniem
wyjmować - jest to wskazane, ponieważ obcowanie od małego z zapachem
ludzi w znacznym stopniu ułatwia oswojenie. Dobrym, aczkolwiek
kontrowersyjnym, pomysłem wydaje się być wyrzucenie telewizora i
wstawienie w jego miejsce klatki ze zwierzakami: nawet najbardziej
uprzedzeni ludzie (zwłaszcza kobiety-mamy, które uważają kosze za
szczury J) wprost nie mogą oderwać się od Degu Planet na żywo w swoim
domu! Maluchy są po prostu bezbłędne: bawią się same, bawią się razem,
gonią swoją mamę, która nie może znaleźć chwili spokoju dla siebie,
bawią się papierem, gałązką, łupinka od orzecha, zrzucają się nawzajem z
półeczek, biją się - ale tak niegroźnie, tak zabawnie, gaworzą...
Miesięczne kosze, mimo że już i jedzą samodzielnie - i są strrrasznymi
głodomorami - i piją wodę z poidełka - nadal potrzebują mleka matki. Jest
to jednak przerażający widok, kiedy armia maluchów przewraca mamę po
to tylko, aby napić się mleka. Już wyglądają jak miniaturki koszy i
proporcje się ustaliły. Z małymi spryciulami można się wspaniale bawić,
ale nie polecam wypuszczania ich tak samopas - małe są na tyle małe, że
wcisną się dosłownie wszędzie, a na tyle jeszcze młode, że niekoniecznie
same wrócą - a próba wyciągnięcia ich z opresji nie zawsze będzie
możliwa. Ja wyciągam je i oswajam ze sobą, z ręką i pozwalam chodzić po
moim ciele (nie wszędzie, rzecz jasna). Płeć wprawny koszomaniak potrafi
ustalić już około 2-3 tygodnia, choć nie jest to łatwe. W ustaleniu płci liczy
się niewielka różnica odległości pomiędzy narządami i jeżeli nie jesteśmy
pewni, to radzę zwrócić się do weta. Dojrzałość seksualną młode kosze
osiągają średnio ok. 6 tygodnia. Małe można oddzielać od mamy po ok. 6
tygodniach, ale warto wcześniej zatroszczyć się o nowy dom dla naszych
milusińskich.
Jeżeli Wasze małe kosie zostaną same, bo ich mamusia nie przeżyje
porodu, lub nie chce karmić swoich maluchów, to mieszankę, która może
zastąpić mleko matki można przyrządzić ze skondensowanego mleka
zmieszanego z herbata rumiankowa w stosunku 1:2 (1 porcja mleka, dwie
porcje herbaty). Raz dziennie można podawać wraz z tą mieszanką
troszkę miodu (źródło energii) i ugotowanych na wodzie płatków
owsianych. Mieszanka powinna mieć temperaturę pokojową. Do karmienia
używamy pipety, lub nasączamy kawałek materiału przygotowaną
mieszanką i dajemy maluchom tenże materiał do ssania. Maluchy karminy
co 2-4 godziny (również w nocy), a następnie staramy się wydłużać
przerwy między posiłkami. Po karmieniu masujemy delikatnie brzuszek
maluchów za pomocą zmoczonej w ciepłej wodzie chusteczki, w ten
sposób wspomagając trawienie. Należy również masować delikatnie
okolice odbytu; bez tego zabiegu ciężko jest maluchom się wypróżnić.
226790989.006.png 226790989.007.png
Małe straciły matkę, więc także w sferze higieny potrzebują pomocy. Od
czasu do czasu wystarczy przetrzeć futerko maluchów chusteczką
namoczoną w ciepłej wodzie. Ważne, aby to nie była chusteczka
higieniczna, ponieważ jak będziemy wycierać maluszka to w jego sierści
mogą znaleźć się szczatki chusteczki, co nie byłoby wskazane!!!
226790989.008.png 226790989.009.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin