McCaffrey Anne_Jezdzcy smokow z Pern_05_Smoczy spiewak.rtf

(560 KB) Pobierz
Anne McCaffrey

 

Anne McCaffrey

 

Smoczy śpiewak

 

tom V cyklu

Jeźdźcy smoków z Pernu

 

 

Przełożyła Aleksandra Januszewska


W siedzibie Cechu Harfiarzy:

Robinton: Mistrz Harfiarz; spiżowy jaszczur ognisty Zair

Jerint: mistrz, nauczyciel gry na instrumentach

Domick: mistrz kompozytor

Morshal: mistrz, nauczyciel teorii muzyki

Shonagar: mistrz, szkolenie głosu

Arnor: mistrz skryba

Oldive: Mistrz Uzdrowiciel

 

Czeladnicy:

Sebell, złota jaszczurka ognista Kimi

Brudegan

Talmor

Dermently

 

Uczniowie:

Piemur

Ranly

Timiny

Broiły

Bonz

Menolly, dziewięć jaszczurek ognistych

złota - Piękna

spiżowe - Skałka, Nurek

brunatne - Leniuch, Mimik, Brązowy

błękitny - Wujek

zielone - Cioteczka Pierwsza, Cioteczka Druga

 

Uczennice:

Amania, Audiva, Pona, Briala

Silvina: ochmistrzyni

Abuna: przełożona kuchni

Camo: ociężały umysłowo; pomoc kuchenna

Dunca: gospodyni domostwa dziewcząt

 

W Warowni Fort:

Pan Warowni Groghe; złota jaszczurka ognista - Merga

Benis: syn Groghe'a

Viderian: wychowanek

Ligand: czeladnik garbarski

Palim: piekarz

T'ledon: jeździec smoka

 

W Warowni Morskiego Półkola:

Yanus: Pan Siedziby

Mavi: Pani Siedziby

Alemi: syn Yanusa

Petiron: stary harfiarz

Elgion: nowy harfiarz

 

W Weyrze Benden:

Flar: Przywódca Weyru

Lessa: jego żona

T’gellan: jeździec spiżowego smoka

Fnor: jeździec brunatnego smoka; złota jaszczurka ognista Grali

Brekke: jeździec królowej; spiżowa jaszczurka ognista Berd

Manora: ochmistrzyni

Felena: zastępczyni Manory

Mirrim: wychowanek Brekke; trzy jaszczurki ogniste


O mowo moja, dźwięcz radością

I śpiewaj nadzieję i obietnicę

Na skrzydłach smoczych

Mój nocny pojazd, smok ciemnych przestworzy

Niesie mnie na białych skrzydłach Bez steru, a zwinny jak senna zjawa.

Jam jest kapitanem i załogą.

Żegluję poprzez oceany marzeń,

Gdzie nie zakwitł nigdy żaden statek.

Dla nas tylko są cuda niedostępnej krainy.


Rozdział 1

 

Mała złota królowa

Sfrunęła z sykiem w morze

By powstrzymać fale

I uratować wylęg.

 

Z wściekłością i rozpaczą

Z morskim żywiołem się zmaga.

Cóż się wydarzy?

Rybak na plaży

Zdumiony spogląda w niebo.

 

Patrzy i oczom nie wierzy

Mówiono mu nie raz

Że takich jak ona

Złota królowa

Nie może być na świecie.

 

Zrozumiał jej mękę i spiesznie

Rozejrzał się wokoło.

Tam w skalnym otworze

Twe jaja położę.

Pomyślał i tak uczynił.

 

Mała złota królowa

Na jego ramieniu siadła.

Już łez nie toczy

Błyszczy w nich wdzięczność bezmierna.

 

 

Menolly, córka Yanusa, pana Morskiej Warowni, zjawiła się w siedzibie Cechu Harfiarzy z paradą; na grzbiecie spiżowego smoka. Zasiadała na szyi Monartha pomiędzy jego jeźdźcem T’gellanem a Mistrzem Harfiarzem Pernu, Robintonem. Był to rodzaj triumfu dla dziewczyny, której od dziecka wmawiano, że kobiety nie mogą zostać harfiarkami, i która nie mogąc żyć bez muzyki, uciekła od ludzi i żyła samotnie.

Trochę się jednak bała. W siedzibie Cechu nikt z pewnością nie zabroni jej uprawiania muzyki. Kilka jej piosenek spodobało się Mistrzowi. Ale były to proste melodie, nic poważnego. I cóż miała do roboty dziewczyna, nawet jeśli uczyła wcześniej dzieci Pieśni i Ballad Instruktażowych? Zwłaszcza dziewczyna, która zupełnie przypadkiem oswoiła dziewięć jaszczurek ognistych, podczas gdy każdy mieszkaniec Pernu dałby sobie uciąć prawą rękę, aby mieć chociaż jedną. Jakie plany żywił w związku z jej osobą Mistrz Cechu?

Nie mogła myśleć, była zbyt zmęczona. Spędziła pracowity dzień w Weyrze Benden na drugim końcu kontynentu, gdzie teraz panowała już głęboka noc. Tutaj, nad Warownią, ledwie zaczynało się ściemniać.

- Jeszcze tylko parę minut - szepnął jej do ucha Robinson. Roześmiał się, bo właśnie wtedy spiżowy Monarth ryknął na powitanie smoczemu strażnikowi Warowni.

- Cierpliwości, Menolly. Wiem, że padasz z nóg. Oddam cię w ręce Silviny, jak tylko wylądujemy. Spójrz tam.

Popatrzyła we wskazanym kierunku.

U stóp skalistego zbocza, gdzie mieściła się Warownia, widniał oświetlony, zabudowany prostokąt.

- To jest siedziba Cechu Harfiarzy.

Zadrżała ze zmęczenia i strachu. A także z zimna - zmarzła, gdy przelatywali pomiędzy. Monarth zniżał się zataczając koła. Na podwórzec wysypywały się drobne figurki mieszkańców. Machali na powitanie Mistrza. Menolly nie spodziewała się aż tylu ludzi.

Wykrzykując powitania cofnęli się, aby zrobić miejsce dla brunatnego smoka.

- Mam dwa jaja jaszczurek ognistych! - zawołał Mistrz Robinton. Przyciskając do piersi gliniane naczynie ześlizgnął się ze smoczego grzbietu z gracją zdradzającą dużą wprawę w obchodzeniu się ze smokami. - Dwa jaja jaszczurek ognistych! - powtórzył radośnie, dzierżąc naczynie z jajami nad głową. Szedł pospiesznie, by pochwalić się swą zdobyczą.

- Moje jaszczurki ogniste! - Menolly rozejrzała się niespokojnie. - Czy leciały za nami, T'gellanie? Nie zagubiły się przecież w pomiędzy.

- Na pewno nie, Menolly - odparł T'gellan wskazując na wyłożony dachówką okap domu za ich plecami. - Powiedziałem Monarthowi, aby polecił im tam się na razie zatrzymać.

Z niekłamaną ulgą Menolly popatrzyła na rysujące się na tle ciemniejącego nieba sylwetki jaszczurek ognistych.

- Żeby tylko nie zachowywały się tak paskudnie, jak w Bendenie.

- Z pewnością nie - zapewnił ją niefrasobliwie T'gellan. - Dopilnujesz tego. Ze swoim stadkiem jaszczurek ognistych dokonałaś więcej niż F'nor ze swą małą królową. A F'nor jest doświadczonym jeźdźcem. - Przerzucił nogę ponad grzbietem Monartha i zeskoczył na ziemię, wyciągnął ręce do dziewczyny. - Przełóż nogę, pomogę ci zsiąść tak, żebyś nie uraziła się w stopy. - Chwycił ją mocno. - Co za dziewczyna! Jesteś oto cała i zdrowa w siedzibie Cechu. - Gestykulował żywo. Był tak dumny, jakby to on sam ją tu sprowadził.

Menolly widziała w dalszej części podwórza wysoką postać Mistrza, który górował nad zebranymi wokół ludźmi. Czy była tam Silvina? Ledwie żywa Menolly miała nadzieję, że Harfiarz szybko wróci po nią. Dziewczyna nie zadowoliła się zdawkowym zapewnieniem T'gellana, że jaszczurki ogniste zachowają się jak należy. Dopiero niedawno, w Weyrze Benden, zetknęły się z ludźmi i to z ludźmi nawykłymi do dziwactw skrzydlatych stworów.

- Nie martw się, Menolly. Pamiętaj tylko - rzekł T'gellan ściskając jej ramię w niezgrabnym geście pocieszenia - że wszyscy harfiarze Pernu próbowali odnaleźć zagubionego ucznia Petirona...

- Myśleli, że uczeń jest chłopcem...

- Dla Mistrza Robintona to nie ma znaczenia. Czasy się zmieniają, Menolly. Innym to także nie sprawi różnicy. Zobaczysz. Za tydzień zapomnisz, że kiedykolwiek mieszkałaś gdzie indziej. - Smoczy jeździec zaśmiał się. - Na wielkie muszle, dziewczyno, żyłaś samopas, uciekałaś przed Nićmi i naznaczyłaś dziewięć jaszczurek ognistych. Dlaczego miałabyś obawiać się harfiarzy?

- Gdzie jest Silvina? - rozległ się wśród zgiełku głos Mistrza. Wszyscy umilkli, posłano po gospodynię.

- Dość bajania. Najważniejsze wiecie, później opowiem resztę. Sebell, nie upuść naczynia. A teraz, jeszcze jedna dobra nowina. Odnalazłem zagubionego ucznia Petirona!

Pośród okrzyków zaskoczenia Robinton wyrwał się z tłumu dając znak T'gellanowi, żeby przyprowadził Menolly. Dziewczyna z trudem przełamała chęć ucieczki. I tak nie mogłaby biec, dokuczał jej ból w stopach, a poza tym T'gellan mocno ją obejmował. Jego palce ścisnęły ramię dziewczyny, jakby wyczuwał jej strach.

- Ze strony harfiarzy nic złego cię nie spotka - powtórzył cicho, wiodąc ją przez dziedziniec.

Robinton czekał na nich w pół drogi, promieniał z zadowolenia. Ujął prawą rękę dziewczyny i wzniósł ramię nakazując ciszę.

- To jest Menolly, córka Yanusa, Pana Warowni Morskiego Półkola, zagubiona uczennica Petirona!

Jakakolwiek byłaby odpowiedź harfiarzy, utonęła ona w nagłej wrzawie wznieconej przez siedzące na dachu jaszczurki ogniste. Menolly obejrzała się przerażona tym, że stwory mogą rzucić się na obecnych. Jaszczurki istotnie już rozłożyły skrzydła. Rozkazała im ostro nie ruszać się z miejsca. Potem nie pozostało jej nic innego, jak stanąć twarzą w twarz z tłumem: niektórzy uśmiechali się, niektórzy otworzyli usta ze zdumienia na widok jaszczurek ognistych. Jak dla Menolly ludzi było tu stanowczo za dużo.

- Tak jest, a jaszczurki ogniste należą do dziewczyny - ciągnął Robinton. Jego głos z łatwością przebijał się przez szum rozmów. - Tę wspaniałą piosenkę o królowej jaszczurek napisała właśnie ona. I to nie mężczyzna uratował wylęg przed zalaniem, ale Menolly. Kiedy po śmierci Petirona nie pozwalano jej w Warowni Morskiego Półkola grać ani śpiewać, uciekła do jaskini królowej jaszczurek ognistych i jakby nigdy nic Naznaczyła dziewięć jaj. Co więcej - wzniósł głos, gdyż zewsząd rozlegały się okrzyki aprobaty - co więcej, znalazła inny wylęg i przyniosła jaja dla mnie!

Podwórzec rozbrzmiał jeszcze radośniejszą wrzawą. Odpowiedział na nią przenikliwy gwizd jaszczurek, co wzbudziło ogólne rozbawienie. Korzystając z zamieszania, T'gellan mruknął dziewczynie do ucha:

- A nie mówiłem?

- Gdzie jest Silvina? - ponowił pytanie Harfiarz z nutką zniecierpliwienia w głosie.

- Jestem tutaj, a ty powinieneś się wstydzić, Robintonie - powiedziała kobieta przepychając się przez krąg harfiarzy. Menolly zwróciła uwagę na niezwykłą biel jej skóry i wyraziste oczy osadzone w twarzy o szerokich kościach policzkowych, okolonej czarnymi włosami. Silne, ale delikatne dłonie odebrały Menolly Robintonowi.

- Narażać dziecko na taką mękę. No, no, a wy uspokójcie się wreszcie. Cóż za hałas. I te nieszczęsne istoty, zbyt spłoszone, żeby zejść na dół. Czy nie masz rozumu, Robintonie? Z drogi! Wy wszyscy - do pracowni. Siedźcie sobie całą noc, jeśli macie dość siły, ale tego dzieciaka kładę do łóżka. T'gellanie, gdybyś zechciał mi pomóc...

Rugając wszystkich bez różnicy, kobieta wraz z T'gellanem i Menolly torowała sobie drogę w tłumie, który rozstępował się przed nią z szacunkiem i wyczuwalną sympatią.

- Za późno, żeby umieścić ją z innymi dziewczętami u pani Dunki - powiedziała Silvina do T’gellana. - Przenocujemy ją tymczasem w jednym z pokoi gościnnych.

W siedzibie panował półmrok. Menolly, idąc na wpół po omacku, otarła palce u stóp na kamiennych schodach. Krzyknęła mimowolnie z bólu.

- Co się stało, dziecko? - spytała niespokojnie Silvina.

- Moje palce, moje stopy! - Dziewczyna przełknęła łzy, które na skutek nagłego bólu napłynęły jej do oczu. Silvina nie może uważać jej za tchórza.

- Zaniosę ją - powiedział T'gellan podnosząc Menolly, nim zdążyła zaprotestować. - Prowadź, Silvino.

- Ten przeklęty Robinton - rzekła Silvina - sam może łazić dzień i noc bez spania, ale nie raczy pamiętać, że inni...

- Nie, to nie jego wina. Tyle dla mnie zrobił... - zaczęła Menolly.

- Ha! Mistrz jest twoim dłużnikiem, Menolly - powiedział jeździec tajemniczo. - Będziesz musiała sprowadzić uzdrawiacza, żeby obejrzał jej stopy, Silvino - ciągnął T'gellan wnosząc Menolly po szerokich schodach wiodących do głównego wejścia siedziby. - Tak ją znaleźliśmy. Usiłowała wyprzedzić czoło Opadu Nici.

- Naprawdę? - Silvina zerknęła na Menolly przez ramię. Jej zielone oczy rozszerzyły się przybierając wyraz szacunku i podziwu.

- Prawie jej się udało. Zdarła ciało do kości. Jeden z moich skrzydłowych zobaczył ją i zabrał do Weyru Benden.

- Do tego pokoju, T'gellanie. Łóżko jest po lewej. Rozniecę tylko światło...

- W porządku. - T'gellan delikatnie położył dziewczynę na łóżku. - Otworzę okiennice, Silvino, i wpuszczę jaszczurki ogniste, zanim narobią zamieszania.

Menolly zapadła się w miękki, pachnący ziołami materac. Rozluźniła rzemień na plecach przytrzymujący skromne zawiniątko z całym dobytkiem, ale brakło jej energii, aby sięgnąć po futrzane okrycie leżące w nogach łóżka. Jak tylko T'gellan otworzył okiennice, wezwała swoich przyjaciół.

- Tyle słyszałam o jaszczurkach ognistych - mówiła Silvina - a raz tylko miałam okazję zerknąć na małą królową Lorda Groghe'a. Wielkie nieba!

Na ten pełen przestrachu okrzyk, Menolly uniosła się na grubym materacu. Jaszczurki ogniste krążyły i nurkowały w powietrzu wokół kobiety.

- Mówiłaś, że ile ich masz, Menolly?

- Jest ich tylko dziewięć - odrzekł T'gellan rozbawiony zakłopotaniem Silviny. Obracała się w kółko próbując przyjrzeć się kołującym stworom. Menolly rozkazała im usiąść natychmiast i zachowywać się spokojnie. Skałka i Nurek wylądowały na stole pod ścianą, podczas gdy bardziej rezolutna Piękna zajęła swoje zwykłe miejsce na ramieniu dziewczyny. Pozostałe opadły na występy okienne. Ich przypominające klejnoty oczy lśniły pomarańczowo, wyrażając niepewność i podejrzliwość.

- Ależ to najpiękniejsze stworzenia, jakie widziałam - powiedziała Silvina przyglądając się badawczo dwóm spiżowym jaszczurkom na stole. Skałka, świadom, że to o nim mowa, wydał skrzekliwy dźwięk. Ułożył zgrabnie skrzydła na plecach i wyciągnął głowę w stronę Silviny. - Dobranoc, młode, spiżowe jaszczurki ogniste.

- Ten śmiały łobuz to Skałka - powiedział T'gellan - o ile mnie pamięć nie myli, drugi spiżowy to Nurek. Zgadza się, Menolly?

Dziewczyna skinęła głową, zadowolona, że T'gellan wyręcza ją w mówieniu. - Zielone, to Cioteczka Pierwsza i Cioteczka Druga. - Obie zaczęły naraz gaworzyć tak bardzo przypominając dwie zatopione w rozmowie stare kobiety, że Silvina wybuchnęła śmiechem. - Mały błękitny to Wujek, ale trzech brunatnych nie umiem odróżnić... - zwrócił się do Menolly.

- Nazywają się Leniuch, Mimik i Brązowy - wyjaśniła Menolly wskazując je po kolei. - A to jest Piękna, Silvino. - Menolly wymówiła to imię nieśmiało, ponieważ nie znała jej tytułu ani rangi w siedzibie Cechu Harfiarzy.

- I jest pięknością, owa Piękna. Jak miniaturowa królowa smoków. I równie dumna, jak widzę. - Silvina spojrzała na Menolly wyczekująco. - Czy możliwe, że z jednego z jaj, które ma Robinton, wykluje się królowa?

- Mam nadzieję, że tak - powiedziała Menolly z ożywieniem - ale nie jest łatwo odróżnić jajo królowej jaszczurek ognistych od innych jaj.

- Jestem pewna, że będzie zachwycony bez względu na to. A skoro mowa o królowych, T'gellanie - Silvina zwróciła się do jeźdźca - powiedz mi, proszę, czy Brekke Naznaczyła nową królową smoków w ostatnim Wylęgu? Martwiliśmy się tu o nią, odkąd zabito jej królową.

- Nie, Brekke nie oswoiła żadnej. - T’gellan uśmiechnął się uspokajająco. - Jej jaszczurka ognista nie pozwoliłaby na to.

- Nie?

- Ano, nie. Szkoda, że tego nie widziałaś, Silvino. To spiżowe maleństwo rzuciło się na ognistą królową kwakając jak kwoka, której wyrwano piórko z ogona. Nie dopuściłaby Brekke do nowej królowej. Ale Brekke jest już w lepszym nastroju i ma się dobrze, tak przynajmniej twierdzi F'nor. To zasługa małego Berda.

- To naprawdę interesujące. - Silvina przyglądała się dwóm spiżowym jaszczurom w zamyśleniu. - A więc, to są stworzenia inteligentne...

- Na to wygląda... - powiedział T'gellan. - F'nor wysyła swoją małą królową, Grali, z wiadomościami do innych smoczych Weyrów. Faktem jest - T'gellan zaśmiał się lekceważąco - że nie zawsze wraca równie szybko, jak znika... Menolly swoje jaszczurki wytresowała znacznie lepiej. Przekonasz się. - Jeździec posuwał się powolutku w stronę drzwi. Ziewnął potężnie. - Przepraszam.

- Och, to ja powinnam przeprosić - odpowiedziała Silvina - zaspokajam własną ciekawość, podczas gdy wam obojgu kleją się oczy. Bywaj, T'gellanie, i dzięki za pomoc.

- Powodzenia, Menolly. Jestem pewien, że spać będziesz dobrze - zapewnił ją T’gellan, mrugając wesoło na pożegnanie. Zanim zdążyła mu podziękować, był już za drzwiami i stukał obcasami w kamienną posadzkę.

- A teraz przyjrzyjmy się chwilkę twoim stopom, z którymi obeszłaś się tak bezlitośnie... - Silvina delikatnie zsunęła obuwie z nóg Menolly. - Hmmm. Nie są jeszcze wyleczone. Manora zna się na opatrywaniu ran, ale jutro poprosimy Mistrza Oldive'a, żeby rzucił na nie okiem. A to co takiego?

- Moje rzeczy. Nie mam ich dużo.

- Wy tutaj pilnujcie tego i sprawujcie się grzecznie - powiedziała Silvina kładąc zawiniątko między Skałką a Nurkiem. - Wyskakuj ze spódnicy, Menolly, i kładź się. Dobry, długi sen; oto, czego ci trzeba. Oczy masz podkrążone, jak umalowane węglem.

- Czuję się dobrze, naprawdę.

- Jasne, że tak, skoro już tu jesteś. Mieszkałaś w pieczarze, prawda? A wszyscy harfiarze Pernu prześcigali się w poszukiwaniu ciebie po siedzibach i pracowniach. - Silvina zręcznie rozplatała taśmy przy spódnicy Menolly. - Jakie to podobne do starego Petirona: nie wspomnieć słowem, że jego uczeń jest dziewczyną.

- Nie sądzę, żeby zapomniał o tym powiedzieć - rzekła Menolly powoli, myśląc o tym, jak rodzice nie pozwalali jej grać. - Twierdził, że kobiety nie mogą być harfiarkami.

Silvina rzuciła jej przeciągłe, uważne spojrzenie.

- Może tak było za inneg...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin