!John J. Nance - Ostatni zakładnik.doc

(1531 KB) Pobierz

John J. Nance

 

Ostatni Zakładnik

 

(The Last Hostage)

 

Przełożyła Dorota Dziewońska

 

Prolog

 

OKOLICE FT. COLLINS, KOLORADO;

GODZ. 23.43

 

Rozczochrana głowa Bradleya Lumina zarysowała się wyraźnie w optycznym celowniku winchestera. Strzelec wziął głęboki oddech i przysunął palec bliżej spustu. Od kilku godzin tkwił skulony w niskich zaroślach, w pobliżu zdezelowanej przyczepy, czekając cierpliwie, aż jej mieszkaniec pojawi się na zewnątrz. Lumin co wieczór robił to samo, choć tym razem później niż zwykle.

Panie Bradleyu Luminie, skazuję pana na śmierć.

Przez ciało strzelca przebiegł nagły dreszcz. Mężczyzna na chwilę odsunął oko od celownika, by się uspokoić. Słabe światło księżyca zalśniło w oczach widocznych W wycięciach czarnej kominiarki, oświetliło ciemny płaszcz i spodnie.

Z oddali dobiegał szum samochodów na szosie między Cheyenne a Denver, przebiegającej kilka mil od zarośniętej posiadłości, którą Lumin wydzierżawił po swej niespodziewanej ucieczce z Connecticut. Od strony Ft. Collins słychać było zawodzenie elektronicznego alarmu.

Mężczyzna zaczerpnął tchu i uniósł karabin. Odnalazł cel, naprowadził krzyżyk celownika na lewą skroń Lumina. Palec wskazujący delikatnie pieścił cyngiel, szukając odpowiedniej pozycji, wreszcie znieruchomiał – opuszka spoczęła na zimnej stali i strzelec przez chwilę poczuł opór sprężyn, gdy płynnym ruchem nacisnął spust.

Rozdział pierwszy

 

POKŁAD SAMOLOTU LINII AIRBRIDGE, REJS NR 90, MIĘDZYNARODOWY PORT LOTNICZY COLORADO SPRINGS, WYJŚCIE NR 8; GODZ. 9.26

 

Kapitan się spóźniał.

Annette Baxter, szefowa personelu pokładowego rejsu nr 90 AirBridge do Phoenix, odrzuciła w tył rude włosy i spojrzała na zegarek, odwracając się jednocześnie w stronę kokpitu. Widziała lewą dłoń drugiego pilota, regulującego przyrządy na górnym pulpicie, lecz miejsce kapitana wciąż było puste.

Choć AirBridge to niewielka firma, wyglądało na to, że każdy lot prowadzi inna para pilotów. Annette zatrzymała się i na chwilę zamknęła oczy, usiłując przypomnieć sobie imię drugiego pilota. Nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia kilka lat, a już od dwóch z powodzeniem latał w AirBridge. Jasnowłosy, aż za przystojny, żeby zachowywać się tak uprzejmie. A jednak uścisnął jej dłoń, wchodząc do samolotu, i przywitał się z zachowaniem wszelkich form. Omal się nie roześmiała.

David! David Gates! Jak ten muzyk. Uśmiechnęła się do swoich myśli. Jej pokoleniu bliższy był tamten David Gates. Pewnie już jest dziadkiem. Ten na prawym siedzeniu to jeszcze dziecko. Wsunęła głowę do niewielkiej kabiny i wskazała miejsce pilota.

David, kto jest dzisiaj kapitanem? Ma zamiar pojawić się przed startem czy może dołączy dopiero w Phoenix?

Młody pilot rozejrzał się spłoszony. Annette wyciągnęła dłoń uspokajającym gestem.

Żartowałam! Mam specyficzne poczucie humoru. Przyzwyczaisz się.

Na pewno już tu idzie – powiedział Gates. – Widziałem go w dziale eksploatacji.

To dobrze. Bałam się, że utknął gdzieś w korku albo coś gorszego. – Poklepała go po ramieniu, starając się, żeby ten gest nie wydał się zbyt opiekuńczy. – Nie panikuję. Dobrze wiem, że od spóźnienia, i co za tym idzie bankructwa naszych linii lotniczych, dzieli nas jeszcze dwadzieścia do trzydziestu sekund.

Pilot słabo się uśmiechnął.

Annette odgarnęła włosy i pochyliła się jeszcze bardziej do przodu.

To kto jest dzisiaj głównodowodzącym?

Kapitan Wolfe.

Ken Wolfe?

Tak... Pani zna Kena? Skinęła głową.

Lataliśmy razem wiele razy. A ty?

Kilka razy.

Annette spojrzała na niego i wyprostowała się.

No to jeśli Ken wśliźnie się tu niepostrzeżenie, powiedz mu, że zaraz będę gotowa. I że mamy dziś w pierwszej klasie ważną osobistość. Z tyłu natomiast mamy wystrojonego dorobkiewicza. Nic mu się nie podoba. Czuję, że będą kłopoty.

Mam z nim porozmawiać?

Potrząsnęła głową, powstrzymując uśmiech na myśl o wysokim pierwszym oficerze o dziecinnej twarzy, który recytuje punkty regulaminu bardzo statecznemu, bardzo wymagającemu i bardzo ważnemu pasażerowi z miejsca 6C.

Nie, nie jest tak źle. Poradzę sobie. Po prostu muszę złożyć raport kapitanowi.

A kto jest tą osobistością? – spytał pilot.

Niespodzianka. Później wam powiem.

Jaka niespodzianka?

Annette odwróciła się, słysząc za plecami głęboki męski głos, i znalazła się oko w oko z Kenem Wolfe’em, stojącym u wejścia do kabiny.

Ken! Dobrze, że jesteś. Ja tylko... – urwała, zdając sobie sprawę, że blokuje przejście. – Już... zaraz cię przepuszczę.

Mówiłaś coś o niespodziance? Pokiwała głową.

Najpierw usiądźcie, wtedy wam powiem. Uśmiechnął się i skinął głową, wchodząc do kabiny. Położył torbę z lewej strony fotela kapitana i nim usiadł, uścisnął dłoń drugiego pilota. Potem ogarnął spojrzeniem kabinę, koncentrując się na przygotowaniach do lotu. Był to ustalony rytuał: raport drugiego pilota, raport szefowej personelu pokładowego, przygotowanie kokpitu, załatwienie formalności. Nawet obecność na pokładzie niezadowolonego biznesmena, o którym wspomniała Annette, miała w sobie coś znajomego – wszystko było jak zwykle.

Chcesz, żebym z nim porozmawiał? – zapytał Ken.

David już to proponował – odpowiedziała. – Nie trzeba, ale coś mi mówi, że nasz niezadowolony pasażer będzie jeszcze bardziej nieszczęśliwy, jeśli nie zepsuje wszystkim dnia. Chce posiłku, nie orzeszków, nie podoba mu się nasza kawa, nie odpowiadają fotele, jest zły, że kazałam mu wyłączyć telefon komórkowy i że nie pozwoliłam trzymać dyplomatki przy nogach podczas startu.

Tylko tyle? – odparł Ken z wymuszonym uśmiechem. – A domyślasz się, kim on jest?

Uśmiechnęła się i przytaknęła.

Wiem, jak się nazywa. Prowadzi firmę autokarową Canadian Rockies w Seattle. Jest wściekły, że nie daliśmy mu pierwszej klasy na tę jego zniżkę. Ale dla równowagi mamy też znanego prawnika w pierwszej klasie, prawdziwego dżentelmena. To właśnie ta niespodzianka.

O kim mówisz? – Ken był wyraźnie zdziwiony.

Prooooszę. – Annette rozciągnęła to słowo, wręczając kapitanowi wizytówkę jak jakieś cenne trofeum.

Ken uśmiechnął się do niej i spojrzał na złote logo Departamentu Sprawiedliwości Stanów Zjednoczonych. Zobaczył wyraźny czarny druk pośrodku. Mrugnął i spojrzał jeszcze raz.

Rudolph Bostich.

Czytałam – zaczęła Annette – że ma duże szanse na stanowisko prokuratora generalnego. Prezydent ma przedstawić Kongresowi jego kandydaturę w tym tygodniu.

Przez kilka sekund przyglądała się kapitanowi, zaskoczona jego milczeniem.

Nic ci nie jest?

Twarz Wolfe’a była blada, a dłoń z wizytówką lekko drżała. Zaczerpnął głośno powietrza i z trudem przełknął ślinę.

Nie, nic – odparł spokojnie. Potem spojrzał na nią i powiedział zmienionym głosem: – Gdzie siedzi... pan Bostich?

Miejsce 1A. Ken, czy mam... przekazać wiadomość... albo coś w tym rodzaju?

Nie! – Wolfe potrząsnął głową, trochę zbyt gwałtownie. Zwrócił wizytówkę, jakby to był wstrętny robak. – Nie, proszę, nie.

Nagle odpiął pas i zerwał się z fotela.

Jest tam ktoś? – wykrztusił, pokazując toaletę za kokpitem.

Annette spojrzała na drzwi.

Nikogo – odpowiedziała, ale on już znikał w środku. Jego twarz była biała jak ściana.

Usłyszała szczęk zamka i zaraz potem odgłos wymiotów.

Rozdział drugi

 

POKŁAD AIRBRIDGE 90; GODZ. 9.44

 

Po spóźnionym starcie, kiedy potężny boeing 737 leciał już na wysokości tysiąca stóp nad Colorado Springs i kierował się na południe, David Gates wydał rozkaz wciągnięcia podwozia.

To był jego odcinek, więc rozkoszował się prowadzeniem boeinga i z radością wczuwał się w rytm maszyny. Jednak cały czas zastanawiał się nad zachowaniem kapitana przed startem.

Potwierdzam, schować podwozie – powtórzył Ken Wolfe.

Jego głos nie był beztroski, ale spokojny i opanowany, chociaż jeszcze kilka minut temu Ken sprawiał wrażenie nieobecnego i czymś zaniepokojonego.

 

Gates wciąż rozpamiętywał zachowanie kapitana. Czas startu nadszedł i minął, a Wolfe wciąż nie wychodził z toalety. David zapukał do drzwi, żeby spytać, czy wszystko w porządku. Zmieniony głos kapitana brzmiał naprawdę dziwnie. David już myślał o poinformowaniu załogi, że może zaistnieć konieczność zastąpienia chorego kapitana, kiedy drzwi toalety otwarły się i Ken Wolfe wyszedł sprężystym krokiem. Uśmiechnął się do Davida i usiadł, jakby nic się nie stało.

Wszystko w porządku, kapitanie? Wolfe uśmiechnął się szeroko.

Od lat nie czułem się tak dobrze.

To świetnie. Już zaczynałem się martwić.

Czasami – dodał Ken – Bóg zsyła nam dziwne i cudowne okazje, nie sądzisz?

 

Głos kontrolera z Denver przerwał rozmyślania Davida.

AirBridge dziewięćdziesiąt, tu wieża w Denver, dzień dobry. Skręć w prawo do pozycji dwa-sześć-zero, wzbij się i utrzymuj wysokość trzy-trzy-zero.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin