Morze.doc

(25 KB) Pobierz
Morze

Morze

Elżbieta Wasiuczyńska, Wojciech Widłak

 

 

              - Katastrofciu – wołał Pan Kuleczka – nie odchodź tak daleko! Pypeć, chodź tutaj! Bzyk-Bzyk! Bzyk-Bzyk! No gdzie ona jest?

              Nie tak to sobie wyobrażał. Leżeli na plaży. Właściwie tylko Pan Kuleczka leżał, i to od czasu do czasu. Próbował pisać list, ale co chwila wstawał i rozglądał się wokół, czy wszystko w porządku. Przeważnie nie było w porządku. Teraz ledwo wypatrzył Katastrofę spacerującą hen za wydmami. Pypeć kopał rów z drugiej strony plaży. A Bzyk-Bzyk w ogóle nie było widać.

              - Nie lubię morza! – powiedziała Katastrofa, gdy w końcu niechętnie przyczłapała na koc.

              - Niee! – powtórzyła jak echo Bzyk-Bzyk.

              Chodziła wśród czarnych literek na liście i dlatego Pan Kuleczka jej nie zauważył.

              - Myślała, że morze będzie jak duża wanna – mówiła dalej Katastrofa, człapiąc naokoło koca. – A ono robi za dużo szumu i w dodatku stale się rusza!

              Pan Kuleczka pomyślał, że kogoś mu ten opis przypomina... Przytulił Katastrofę i głośno powiedział:

              - Wiesz, nie zawsze wszystko jest takie, jak sobie wyobrażamy.

              Pypeć przybiegł, śmiesznie podskakując, bo gorący piasek parzył go w łapy. Przynajmniej jedna rzecz udała im się nadzwyczajnie – pogoda. Niebo było niebieskie jak farba, a słońce grzało jak całkiem niezły piecyk.

              - No tak – przypomniał sobie pan Kuleczka – Katastrofciu, włóż chustkę!

              - Nie chcę! – krzyknęła Katastrofa – Wyglądam w niej jak stara babcia!

              - Coś ty? – zdziwił się Pypeć – Raczej jak pirat.

              To właściwie przekonało Katastrofę. Ale żeby się za szybko nie zgodzić, dodała:

              - A dlaczego Pypeć nie ma czapki?

              - Bo ja sobie zrobię schowanko przed słońcem – odparł sam Pypeć.

              I zaraz zaczął kopać tunel. Prawie nic przy tym nie nabałaganił. Tylko trochę piasku nasypał na koc, do koszyka z jedzeniem, na list, na Bzyk-Bzyk i do buzi Pana Kuleczki.

              - Gmghym – powiedział niezbyt wyraźnie Pan Kuleczka, bo mu piasek przeszkadzał.

              - To ja nazbieram kamyczków i muszelek – powiedziała na to Katastrofa i poszła.

              - Ale nie odchodź za daleko – mruknął już wyraźniej Pan Kuleczka i wrócił do pisania listu.

              Kiedy podniósł wzrok, zobaczył, że Bzyk-Bzyk zasnęła, a Katastrofa wraca z pełnym wiaderkiem. Ale Pypcia nie było! Dopiero po chwili zauważył ogonek wystający z tunelu.

              - Pypeć, wychodź natychmiast! To niebezpieczne! – zawołał Pan Kuleczka i delikatnie pociągnął za ogon.

              - A ja sobie wyobrażałem, że wsuniemy tam koc, zapalimy latarkę i będziemy jeść i opowiadać różne ciekawe historie... – tłumaczył się zapiaszczony Pypeć, spoglądając na zbliżającą się Katastrofę.

              Wtedy Katastrofa nagle zawołała „Aaaaa!” i wraz z wiaderkiem zniknęła z powierzchni ziemi. Okazało się, że wpadła do Pypciowego tunelu. Nawet jej się to spodobało, tylko Pypciowi było żal (bardziej tunelu niż Katastrofy). A kiedy pomogli jej się wydostać i otrzepywali ją z piasku, Katastrofa powiedziała z przekonaniem do Pypcia:

              - Wiesz, co? Nie zawsze wszystko jest tak, jak sobie wyobrażamy.

             

              Wieczorem, kiedy Pan Kuleczka spojrzał na siebie, zobaczył, że cały jest bardzo, bardzo czerwony. I poczuł, że wszystko go swędzi. I że nie wie, jak mu się uda zasnąć. I że jutro na pewno nie będzie mógł wyjść na słońce. I że chyba po prostu za bardzo się opalił.

              - Niech się pan nie martwi – powiedziała kaczka Katastrofa. – Jutro możemy pójść do lasu i będzie pan sobie leżał w cieniu.

              A Pypeć dodał:

- Bo nie zawsze wszystko jest tak, jak sobie wyobrażamy.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin