Grochola Katarzyna-Zdążyć przed pierwszą gwiazdką.pdf

(338 KB) Pobierz
Grochola Katarzyna-Zdazyc przed pierwsza gwiazdka
KATARZYNA GROCHOLA - ZDĄŻYĆ PRZED PIERWSZĄ GWIAZDKĄ
KATARZYNA GROCHOLA
ZDĄŻYĆ PRZED PIERWSZĄ GWIAZDKĄ
Zdążyć przed pierwszą gwiazdką
Noc przed Wigilią była najbardziej przykra.
Święta nie są dla ludzi samotnych, święta są dla rodzin, dla dzieci, dla rodzin z dziećmi, dla par spodziewających się
dziecka, dla szczęśliwie zakochanych, dla przyjaciół, dla znajomych - ile wtedy gwaru, a zapach ciasta snuje się po
domach, choinki przygotowane w ogrodach i na balkonach wnosi się do czystych pokoi, pachnie świerkami, jodły stroszą
swoje sztywne ramiona, a w dzbanach panoszą się gałązki, zieleniejąc wesoło. Dzieci się niecierpliwią - kiedy będziemy
ubierać choinkę?
Kiedy niecierpliwiła się po raz ostatni?
Kiedy była dzieckiem?
Bardzo dawno temu.
Święta są dla przyjaciół. To co robimy? Wy do nas czy my do was? Ach, wspaniale, to my zrobimy rybę, a wy
zróbcie sałatkę z czerwonej kapusty. Nareszcie będziemy mieli okazję się spotkać. Wolelibyśmy, żebyście wy do nas. A
może wobec tego my do was drugiego dnia świąt? Oczywiście, że pójdziemy na pasterkę.
Święta są dla ludzi, którzy wierzą. W narodzenie nadziei, zbawienia, odkupienie win przeszłych i przyszłych. Dla
uduchowionych ludzi, którzy przedkładają chwilę ciszy w pustym kościele nad gwar dużych supermarketów. Którzy w
ciszy i spokoju godzą się ze światem.
Leżała bezsennie w dużym łóżku i próbowała nie myśleć. Nie chciała być pogodzona ze światem, była po prostu
nieszczęśliwa.
Ale uporczywe tykanie zegara przywoływało wspomnienia. Czego jeszcze dodawała matka do piernika? Jaki smak
miały lukrowane gwiazdeczki?
Nie, nie. Piecze i gotuje się dla przyjaciół, dla znajomych, dla rodziny. Dla siebie się nie opłaca. Co zrobiłaby z
całym sernikiem, piernikiem, rybą w galarecie?
Podniosła się i przeszła do kuchni. Mały domek, w którym mieszkała od początku, od zawsze, od trzydziestu
czterech lat, domek odziedziczony po rodzicach, był miejscem przyjaznym. Stara podłoga zaskrzypiała - dębowe stare
deski odzywały się jak przed laty, tym samym dźwiękiem.
Skrzypiała jak kiedyś, wtedy kiedy skradała się pod pokój kominkowy. Nasłuchiwała pod drzwiami stłumionych
głosów rodziców. To gdzie? Teraz? Tu?
Połóż tutaj... Ona jest u siebie? Nie słyszy?
To były niezrozumiałe słowa i niezrozumiałe dźwięki, ale drzwi były zamknięte, podwójne drzwi do przedpokoju
były przed nią zamknięte, w pokoju kominkowym był już nakryty stół, w stojaku na trzech nogach, nogach lwa - kto
wymyślił taki stojak pod choinkę? - metalowe pazury spoczywały za kominkiem, odsuńcie tę choinkę w bok, zaraz
rozpalimy na kominku, choinka była wysoka, ojciec ucinał wierzchołek, który opierał się o sufit, pięcioramienna srebrna
gwiazda lekko się kołysała, kiedy ubierały z matką choinkę. A potem, potem rodzice kazali jej iść do swojego pokoju i
wypatrywać świętego Mikołaja.
Siedź w oknie i patrz. Przyjedzie. Może przyleci.
Jak może przylecieć, skoro jest na saniach? Te sanie mogą latać. A renifery? Renifery też mogą latać.
Nie mają skrzydeł, nie mogą. O to właśnie chodzi, że dzisiaj mogą.
Więc siedziała cierpliwie i patrzyła w ciemność za oknem. Domek rodziców dotykał prawie lasu, okna od strony
zachodniej nie zaczepiały nawet o ślad człowieka. Tylko z kuchni i pokoju kominkowego widać było okna sąsiadów, dom
przy domu, oddzielone ogródkami i niskim drewnianym płotem.
Po którejś z Wigilii zorientowała się, że Mikołaj musi przychodzić od tej właśnie strony, bo nigdy nic nie zauważyła,
żadnych śladów sań ani kopyt, ani stóp, a przecież pod choinką piętrzyły się pudełka i pudełeczka, dla niej, mamy, taty,
ciotki Jaśminy i jej męża, Piotrusia, który jest teraz w Kanadzie, i drobiazgi dla sąsiadów i ich syna Łukasza, którzy
przychodzili po kolacji podzielić się opłatkiem.
Ogień wesoło skwierczał w kominku, siedziała zaczarowana koło dużego zielonego fotela, na którym tata rozpierał
się wygodnie i zapalał fajkę.
Więc jeśli On przyjeżdżał czy przylatywał od strony pokoju rodziców, to postanowiła podpatrzyć to jego nadejście.
Calutkie dni przed świętami była grzeczna - Mikołaj przychodził tylko do grzecznych dzieci - ale nie udawało się. Drzwi
do pokoju mama zamykała, a potem były prezenty Kiedyś udało jej się zobaczyć ślady śniegu na podłodze, te ślady
prowadziły do drzwi altany... Potem zobaczyła mokre buty ojca i uśmiechała się do siebie, kiedy mama szybko, szybko
prowadziła ją do okna, bo wydawało jej się, że już, tuż-tuż, a może słyszała dzwoneczki?
Więc biegła do okna i uśmiechała się do siebie w brzuchu, tajemnica łaskotała ją lekko, miała swoją własną
tajemnicę, o której nie mówiła rodzicom, żeby byli uśmiechnięci i zadowoleni, że wierzy w Mikołaja i renifery. A przecież
ona cieszyła się, że buty ojca były wilgotne od śniegu, bo to znaczyło, że tata ją kochał.
A jeszcze wcześniej, w przeddzień Wigilii, zamiast spać, skradała się pod kuchnię, żeby poczuć zapach odwijanego
piernika, który matka przekładała do kredensu po dwóch tygodniach trzymania go na dolnych półkach spiżarni. Pachniało
miodem i gałką muszkatołową. To było tak dawno. Skupiała się nad tym, żeby wspomnienia nie miały tu dostępu, ale
skrzypienie podłogi pozwoliło na przesączanie się pod zmrużone powieki obrazów, których nie chciała pamiętać.
Ojciec z mamą, objęci, przytuleni, córeczka, nasza córeczka, moja córeczka - ojciec puszczał mamę i podnosił ją
wysoko, wysoko, tak że mogła zdjąć z górnej gałązki choinki długiego wąskiego cukierka zawiniętego w złoty papier, nie,
nie róbcie tego, proszę, umówiliśmy się - mama marszczyła brwi - nic nie zostanie z naszej choinki, bierz, bierz, zachęcały
śmiejące się oczy ojca, niepewnie szarpała cukierek, choinka drżała pod jej małymi dłońmi, poczekaj, mówił ojciec,
poczekaj, odwiązywał ciemną nitkę, a mama już nie udawała zagniewanej, a cukier rozpuszczał się wolno w jej dłoni,
kiedy druga połowa cukierka ginęła w buzi.
1 / 21
440803279.002.png
KATARZYNA GROCHOLA - ZDĄŻYĆ PRZED PIERWSZĄ GWIAZDKĄ
Sięgnęła do lodówki, nikłe światełko małej lampki rzuciło światło na jej bose stopy. Szklanka mleka przed snem
pomoże jej zasnąć. Jaka bzdura. Popije melatoninę, piątkę, może jej umysł się uspokoi, tak jak uspokaja się przez te
wszystkie dni w roku, w czasie których święta nie mają do niej dostępu.
Zamknęła lodówkę. Czy to nie ona odkryła, że spada sprzedaż lodówek, jeśli spot reklamowy pokazuje kobietę,
która zagląda do wnętrza i pokazuje wszystkie półeczki i schowki?
Pokazuje i pokazuje, taka wygoda, tu na masło, tu na jajka, tu na butelki, tu na mięsko, oto szuflady do zamrażarki,
jakież wygodne, jakie czyściutkie, jakie pojemne.
Dlaczego sprzedaż zaczęła spadać?
Ile czasu jej to zajęło? Odkrycie, że lodówka na spocie reklamowym musi być zamknięta? Nie może być otwarta tak
długo. Psuje się. Nie spełnia swojego zadania.
Jakie jest podstawowe zadanie lodówki?
Trzymać zimno. Utrzymywać stałą niską temperaturę. Kobieta w reklamie rozmrażała lodówkę, zachwycając się
niebieskimi estetycznymi półeczkami.
Ile czasu jej to zajęło? Czy to nie wtedy została dyrektorem marketingu? Specjalistką od reklam?
Najwyższym autorytetem?
CHCESZ BYĆ MŁODA? CHCESZ BYĆ
PIĘKNA / CHCESZ BYĆ NIEZALEŻNA?
ZASŁUGUJESZ NA TO!
Szampony, proszki, telewizory, chusteczki higieniczne, samochody, wycieczki, papier toaletowy, farba do włosów.
Wielka aktorka i proszek do prania. Aktorka
Seksbomba i pierwsza poważna kłótnia z szefem.
- Nie tak należy zrobić reklamę! Nie tak!
- A jak? Jak to sobie pani wyobraża?
- Ona nie powinna zostawiać śladów szminki po to, żeby je spierać! Mężczyźni będą chcieli zachować ślad szminki,
to bez sensu!
- Ale to kobiety piorą te koszule, prawda?
- Jeśli Seksbomba zostawia ślady, to nie po to, żeby je znalazła żona!
- Ten proszek ci pomoże! Oto, co mówi reklama!
- Pomoże zdradzać? Tego kobiety nie chcą! One w ten sposób nie myślą!
- Myślą!
- Nie tylko myślą, ale czują!
- Bardzo proszę, to co pani ma do zaproponowania?
Spot był nakręcony. Seksbomba wiła się w ramionach mężczyzny, ślady szminki brudziły biel koszuli.
OTO PROSZEK, KTÓRY WSZYSTKO SPIERZE!
*
A potem już była Wigilia bez ojca. Zielony fotel został odsunięty pod okno, nikt na nim nie siadał.
Tego dnia matka trzymała ją za rękę, głos miała nabrzmiały łzami.
- A dziecko? Dlaczego nie myślisz o naszej córce?
- Na pewno będziesz się nią dobrze opiekować.
- Tatusiu, gdzie ty chcesz iść? Kiedy wrócisz?
- Popatrz na nią, spójrz na mnie, nie możesz nam tego zrobić!
- Kiedy wrócisz, tatusiu, mogę iść z tobą?
- Powiedz to, sam jej powiedz, że nas już nie kochasz! Pożałujesz!
- Tatusiu, gdzie ty idziesz, tatusiu, nie odchodź!
- Idź do swojego pokoju, tatuś nas już nie kocha!
- Nie szantażuj mnie!
- Nie masz Boga w sercu! Idź, Natka, do swojego pokoju! Tatuś już nie chce z tobą mieć nic wspólnego!
- Nie wykorzystuj dziecka przeciwko mnie!
I trzaśnięcie drzwi.
I nigdy więcej mokrych butów w przedpokoju.
Ciocia Jaśmina, chlipiąca w Wigilię, pochylona twarz za blisko.
- Biedna, biedna córciu...
Wcale nie była jej córcią, była córeczką tatusia!
- Nie zaczekamy na tatusia? Przecież jest nakrycie dla niego...
I matka podrywająca się od stołu, od choinki, w pędzie porywająca puste nakrycie, czekające na wędrowca, i płacz
matki z kuchni, i ciocia Jaśmina biegnąca za nią, i wujek, który niezdarnym ruchem przyciągał ją do siebie.
- Chodź, Naciu, rozpalimy ogień.
Nie lubiła, jak ktoś mówił na nią Naciu - była
Natką, Natalią, Talią. Nacia brzmiała jak natka pietruszki, a ona nie chciała być pietruszką, była królewną swojego
taty, a nie zielskiem.
A ogień nie chciał się rozpalić, tata robił to zgrabniej, nie dymiło na cały pokój.
A potem Wigilie bez cioci i wujka.
Przeprowadzili się do innego miasta, krótkie kartki „Niech Bóg ma was w swojej opiece”.
Ale Bóg nie miał ich w opiece, a w każdym razie jej nie miał w opiece, bo tata już nigdy więcej się nie pojawił w jej
życiu i w żadną Wigilię, kiedy dzieją się cuda, cud się nie zdarzył, nie pojawił się w drzwiach, nie wziął jej na ręce, nie
zbliżył się do choinki i nie powiedział:
- Moja córeczka! Moja duża córeczka!
I nie odwiązał żadnego cukierka spod sufitu, a choinka nie zachwiała się, stukocząc radośnie bombkami.
Matka z roku na rok stawała się bardziej nieobecna, wpadała w siebie coraz bardziej i bardziej, kurcząc się i malejąc.
2 / 21
440803279.003.png
KATARZYNA GROCHOLA - ZDĄŻYĆ PRZED PIERWSZĄ GWIAZDKĄ
- Nie ufaj mężczyznom. Musisz sobie radzić sama. Nigdy im nie ufaj - szeptała w rzadkich chwilach przytomności.
A potem przenosiła się w swój własny, niedostępny Natalii świat, w którym roiło się od dobrych wspomnień, zatrutych
wspomnień, świat, w którym dla Natki nie było miejsca.
I wijąca się Seksbomba brudząca koszulę. I najlepszy proszek świata, dostępny dla twojej kieszeni.
Oszczędzisz! Widzisz, jak ładnie schodzi obca szminka? Możecie po tym proszku dalej udawać, że nic się nie stało!
Nie! Nie tak ma być!
Ta Seksbomba niech wybrudzi mu koszulę, dobrze. I niech on, wychodząc, zauważy. I ta Seksbomba niech
nieudolnie sczyści te plamy, zostaje ślad, szarawy, brzydki zaciek.
On wchodzi do innego domu. Wita go inna kobieta.
- W środę też mam konferencję.
Przebitka na łazienkę. Na kobietę. Na proszek.
Cięcie.
Środa. Patrzy na zegarek. Osiemnasta. Żona wchodzi do pokoju, trzyma w rękach śnieżnobiałą koszulę, bez plam,
zacieków, przebitka na tamte ręce Seksbomby z brudną koszulą, on bierze z rąk żony koszulę, waha się, obejmuje ją - nie
pójdę, niech sobie radzą beze mnie.
Koniec.
- Pani mi tu jakieś trele-morele proponuje - jak ja to mam w czterdziestu sekundach zmieścić, to opowieść, to bajka!
To tylko proszek do prania!
- Ludzie chcą bajek - ten proszek ratuje jej małżeństwo! A ten mężczyzna widzi, komu na nim bardziej zależy!
- Mówi pani jak prosta kobieta!
- Po prostu odwołuję się do prostych uczuć!
- Myli się pani, pójdzie spot już nakręcony!
Nie myliła się. Sprzedaż również zaczęła spadać.
I dlatego Seksbomba powędrowała na półkę i poszły spoty prorodzinne.
- Pani Natalio, chciałbym panią przeprosić. Pani intuicja, wyczucie, znajomość rzeczy... Wróci pani na stanowisko?
To znaczy, chciałbym zaproponować pani coś nowego... Na nowych, lepszych warunkach...
FARBA DO WŁOSÓW! POKRYJE TWOJE SIWE WŁOSY!
- Nie, panie dyrektorze, niech nie pokrywa. Dlaczego kobiety mają się przyznawać do siwizny?
Niech będą radośniejsze, ładniejsze. Może niech przyjaciółce pokażą zdjęcie sprzed. Ale czy ta farba jest dobra?
- A skąd ja mogę wiedzieć, pani dyrektor? Przecież to nie ma znaczenia! My tej farby nie produkujemy! My nie
odpowiadamy za jej jakość, odpowiadamy za jakość reklamy! To naprawdę nie ma znaczenia!
- Nie będziemy reklamować niczego, co jest bublem.
- To znaczy, że nie będziemy reklamować niczego.
- Nie, to znaczy, że zajmiemy się takimi produktami, które są coś warte.
- Zbankrutujemy! Nie będziemy zarabiać!
- Owszem, to może być chwila przestoju w interesach. Ale za to w przyszłości to my będziemy marką tych
produktów. Ludzie się nauczą, że coś, co MY reklamujemy, jest dobre. I wtedy będziemy dyktować ceny.
- Pani żyje w niedzisiejszym świecie, pani Natalio! To się nie uda!
To jest to. Twój pierwszy program. Słuchaj nas, bo my to ty. Twoje marzenie to ta kuchenka mikrofalowa. Jeśli
kupisz naszą kawę, on będzie cię budził co rano. Tylko miłość. Weź tabletki na zmęczenie, na znudzenie, zatwardzenie,
pocieszenie, radość.
Weź proszek przeciw smutkowi, weź syrop od braku opieki, wesprzyj się na sobie.
Kiedy po raz pierwszy w życiu wróciła do domu rano, pełna obaw, ale i radości, że oto stała się kobietą, a widok
Krzysztofa, który bladym świtem nachylał się nad nią, był tak silny, że nogi się pod nią uginały. Matka podniosła się z
krzesła - nie wie do dzisiaj, czy kładła się tej nocy, czy nie - i chwyciła ją za rękę.
- Pamiętaj, możesz liczyć tylko na siebie, nie daj się, bądź twarda. Nie daj się zranić.
- Mamo...
- To nie jest mężczyzna dla ciebie, wierz mi.
Ukrywany od tej pory przed matką związek z Krzysztofem dość szybko przyniósł rozczarowanie. To nie był
mężczyzna dla niej. Lepiej było zerwać z nim teraz, póki nie jest za późno, póki pewnego dnia nie stanie przed nią i przed
ich córeczką i nie powie „odchodzę”. I nie zobaczy go już nigdy.
- Ale dlaczego? Dlaczego? - pytał.
- Nie kocham cię, i tyle - powiedziała.
- Ty nie wiesz, co znaczy kochać.
Te słowa uderzyły ją o wiele bardziej, niż chciała się przyznać przed samą sobą. Ona nie wie, co znaczy kochać?
Wie. Po prostu nie lubi świąt.
Melatonina nie działała. I jutro nie idzie do pracy.
Jest druga w nocy, a ona siedzi w pustej kuchni i ma przed sobą upiorne święta. I jak na złość, zaczął padać śnieg.
Rano będzie ślicznie.
*
Śnieg zaczął padać koło drugiej nad ranem.
Z dużych miękkich płatków, które od razu miały ochotę zamienić się w wodę, nie pozostało ani śladu. Teraz z nieba
sypała się drobna kasza, która marzła w powietrzu i na ziemi, znak, że chwytał coraz mocniejszy mróz.
Obudziło go zimno, dotkliwe, przenikające na wskroś zimno. Może gdyby cokolwiek wczoraj zjadł, zimno nie
miałoby jeszcze dostępu. Ale nie miał nic w ustach od przedwczoraj...
Przeciągnął się i zadrżał. Ta pogoda nie wróżyła mu nic dobrego. Zwykle mrozy przychodziły po Bożym
Narodzeniu, a w tym roku przecież na Barbary był mróz. A jak mówi stare porzekadło - święta Barbara po lodzie, Boże
Narodzenie po wodzie.
Druga w nocy nie jest dobrą porą na ruszanie w drogę. Chciał tylko spać, spać tak długo, dopóki mięśnie zmęczone
wędrówką nie odpoczną na tyle, żeby móc dalej iść. Chociaż jaki to miało sens?
Czego szukał? Do czego dążył?
3 / 21
440803279.004.png
KATARZYNA GROCHOLA - ZDĄŻYĆ PRZED PIERWSZĄ GWIAZDKĄ
Zamknął oczy i podkulił pod siebie nogi. Teraz trochę cieplej. Nie myśleć o niczym i nad niczym się nie
zastanawiać. Nie pamiętać o świętach, nie pamiętać zapachu lasu w domu, smakowitego jedzenia, radości. Nie pamiętać o
przeszłości, bo tego już nie ma.
A jednak, zanim zapadł w krótką, przerywaną dreszczami drzemkę, pojawił się obraz kobiety, kobiety, którą kochał i
za którą tęsknił. I chociaż wiedział, że już nigdy jej nie spotka, łagodnie poddał się marzeniu, które trzymało go przy życiu.
*
Ranek był cały zaśnieżony, a z nieba ciągle sypało białe.
Spojrzała na termometr. Minus dwanaście stopni. Ubrała się ciepło, włożyła wełniane skarpety w kolorowe pasy i
narzuciła na plecy wełnianą chustkę. Teraz nie wyglądała na dyrektora, raczej na wiejską kobietę.
Grzanka wyskoczyła z trzaskiem na blat w kuchni. Niedbale -jakie znaczenie ma jedzenie? - narzuciła na chleb ser z
kminkiem i podkręciła ogrzewanie. Z talerzykiem i kubkiem gorącej herbaty ruszyła do pokoju, w którym po śmierci matki
postawiła komputer.
Cichy szum stacji dysków, Word 2000 to nie był dobry program, wieszał się już tyle razy, że wyprowadzało ją to z
równowagi. W Wigilię się nie pracuje. Jaka Wigilia, taki cały rok.
Pierwsza Wigilia bez matki. Bez jej martwej obecności, bez jej łez i rozchybotanych wspomnień - jak bardzo można
być przywiązanym do przeszłości! - matka już od paru lat budziła w niej tylko litość. Im bardziej tak czuła, tym bardziej
starała się być dla niej dobra. Uczucie litości zagrażało jej wyobrażeniom o sobie jako o dobrym człowieku.
Litość to wyższość, litość to ułomność, litość to niezdolność do współczucia czy współodczuwania, ale niestety
litość sączyła się wszystkimi szparami, kiedy tylko matka drżącą ręką podawała opłatek, a jej oczy robiły się czerwone,
napuchnięte od niewypłakanych łez.
- Nigdy nie pozwól, aby ktoś tobą zawładnął tak jak twój ojciec mną - prosiła. - Obiecaj mi.
Obietnica była łatwa i, co najważniejsze, nie wymagała od niej niczego. W ogóle nie brała pod uwagę, że mogłaby
tak jak matka zakleszczyć się na kimś, uwiesić, zamiast żyć.
- Zniszcz, zniszcz wszystkie papiery, niech nic nie zostanie - prosiła matka nerwowo, kiedy siedziała przy jej łóżku
w szpitalu. - Obiecaj mi, przepraszam, myślałam, że tak będzie lepiej dla ciebie...
O jakie papiery matce chodziło, nie zdążyła spytać.
Matka zmarła następnego dnia, tuż przed jej przyjściem. Zapalenie płuc okazało się zabójcze dla jej wycieńczonego
organizmu.
Natalia przejrzała papiery w dawnym biurku ojca. Akt własności domu, jej świadectwa od szkoły podstawowej do
matury, akt ślubu rodziców, nieistotny dowód tego, że nie była bękartem, zaświadczenie o stanie zdrowia po przebytej
przez matkę w młodości gruźlicy, nic, co domagałoby się zniszczenia.
Poza przejrzeniem papierów nie zrobiła nic. Rzeczy matki dalej wisiały w szafie, czekając na uporządkowanie.
NOWY WSPANIAŁY PRODUKT.
Nowy - zużyte słowo. Teraz wszystko jest nowością. Może odwołać się do tradycji? Nie do tego, co nowe, ale co
stare, dobre, sprawdzone?
Używaj? Nie, ludzie nie chcą już używać, sprawdzać, są zmęczeni natłokiem nowych rzeczy - jeszcze
doskonalszych, jeszcze lepszych, jeszcze bardziej okazyjnych.
Pusty ekran komputera z paskami narzędzi już nie zmuszał do pracy. Może powinna wykorzystać te trzy wolne
samotne dni na uprzątnięcie tego wszystkiego?
UPRZĄTNIJ KOŁO SIEBIE. ZOBACZ, CO JEST WAŻNE. TO TWÓJ WYBÓR.
Znajdź właściwe rozwiązanie.
Nie. Beznadziejne.
Trzeba się odwoływać do tego, co jest najbliższe ludziom. Skąd ma wiedzieć, co jest najbliższe? A co dla niej jest
ważne?
Podniosła się i stanęła przy oknie. Świat był biały - jakby nie istniał. Wymarzone święta dla szczęśliwych dzieci.
Dla dzieci, które oczekują prezentów, które sprawdzają, czy mokre buty ojca stoją w przedpokoju.
Dla ludzi oczekujących.
Cofnęła się, kiedy na sąsiednie podwórko wyszedł Łukasz. Syn sąsiadów - wrócił z Francji sam, a wiedziała od
matki, że tam się ożenił.
No cóż, mężczyźni odchodzą. Nie chciała, żeby ją zauważył. Nie chciała kontaktów z takimi ludźmi.
Oboje byli samotni, to prawda, ale jej życie było uczciwe. Nikogo nie zraniła, nie odeszła od matki z dzieckiem, jak
to na pewno zrobił Łukasz. Pamiętała go jako młodego chłopca - nie chciał się z nią bawić, była młodsza, a kiedy ma się
jedenaście lat, nie poszukuje się towarzystwa pięcioletniej dziewczynki, rozumiała to doskonale - teraz. Wtedy była
zawiedziona, że siedział przy stole sztywno z rodzicami, kiedy ona klęczała pod choinką i wyłuskiwała spośród gałązek
orzechy owinięte w srebrną folię.
Przez sekundę przemknęło jej przez głowę, że nie musiałaby spędzać tej Wigilii sama, właściwie nawet byłoby to
naturalne, gdyby po prostu machnęła do niego ręką - będziesz sam? Może wpadniesz na rybę? Ale natychmiast skarciła się
za taki pomysł.
Łukasz był samotny na swoje własne życzenie, a ona nie była skłonna do opieki i miała siebie.
Zresztą - co to za pomysł?
Wpadł do niej krótko po śmierci matki.
- Jeśli mogę ci w czymś pomóc...
- Dziękuję - powiedziała dość oschle.
W czym miałby jej pomóc ten obcy mężczyzna?
To, że znali się jakoś? Dotrzymała słowa danego matce. Patrzyła przez tyle lat na jej smutne życie i rosła w niej
złość do mężczyzn. Ona nigdy nie dałaby się tak upokorzyć. Nigdy.
Czego chce? Gdyby miała samą siebie namówić na ten Cudowny Produkt? O czym musiałaby mówić reklama?
O przemijaniu, o tęsknocie za czułością, za czymś, co było, a co nie wróci. Za nadzieją, że wróci. Że będzie tak jak
kiedyś - kiedy „kiedyś” było miękkie, ciepłe, dobre i pewne.
Miękko, ciepło. Pewność.
4 / 21
440803279.005.png
KATARZYNA GROCHOLA - ZDĄŻYĆ PRZED PIERWSZĄ GWIAZDKĄ
Pewności nie ma. Gdybyż mogła dać ludziom pewność... zostałaby swoim własnym szefem. Ba, kimś znacznie
więcej...
Bezpieczeństwo. Odkrycie.
ODKRYJ SAMĄ SIEBIE.
Czyli potwory i demony. Złość i żal. To głupie, każdy podejrzewa, że w środku przechowuje bestię, która raz
wypuszczona na wolność zawładnie nie tylko światem, ale i właścicielem.
ODKRYJ SWOJĄ BESTIĘ.
OSWÓJ SWOJĄ BESTIĘ.
OSWÓJ SWOJĄ PRZYSZŁOŚĆ.
Szukaj.
A może nie reklamować produktu, tylko zaciekawić - co to jest? Co mi da? Co będzie, jeśli się dowiem?
KIM JEST JÓZEF K.? BYŁO.
A śnieg pada i pada. Takie trzy dni w domu ją wykończą.
NIE BĄDŹ IDIOTĄ!
Reklama na „nie” się nie sprawdza. Podświadomość nie zna słowa „nie”. Odrzuca je jak niegrzeczne dziecko. Nie
rozumie słowa „nie”. Na pewno napis powinien być pomarańczowy. Pomarańczowy kolor wpływa na łaknienie. Jeszcze
nie wiemy dlaczego, ale sięgamy. Dzieciom niejadkom powinno się podawać jedzenie na pomarańczowych talerzach.
Pomarańczowe krótkie hasło.
PRZYPOMNIJ SOBIE!
Bez nakazu. Człowiek nie lubi, żeby mu rozkazywano.
Kiedy była dzieckiem... Ale już nie jest.
PRZYPOMINAM SOBIE...
Dobre. Co sobie przypominam? Pamiętam... tak może być... to zależy ode mnie. Jesteś kowalem swojego losu -
tylko inaczej. Skojarz kowala, szybciej, pierwsze skojarzenie - podkowa. Dobrze. Podkowa - szczęście, szczęście, ciepło,
dom, miłość.
NIE BÓJ SIĘ. Bez „nie”. A więc: ZARYZYKUJ. CHCESZ.
ZOBACZ, CZEGO NAPRAWDĘ CHCESZ.
ZRÓB COŚ DLA SIEBIE.
Nieee. Beznadziejne.
Wstała od komputera, zapaliła światło. Śnieg sypał teraz tak gęsto, że w pokoju zrobiło się szaro mimo wczesnej
pory. Otworzyła szafę matki i zgarnęła rzeczy razem z wieszakami.
Opróżnij swój umysł. Zobacz, co naprawdę ważne.
Jeśli zajmie się teraz porządkiem...
CUDA SIĘ ZDARZAJĄ.
CZY CZEKASZ NA SWÓJ CUD?
Tak, to jest dobry kierunek. Każdy ma swój cud, na który czeka. I żadnej fotografii, żadnych skojarzeń, tylko z boku,
małymi literami nazwa produktu.
Pomarańczowa.
I może krócej. Czekasz na swój cud? Daj sobie szansę - sztampa. Wybierz, sięgnij, zaryzykuj.
CZEKASZ NA SWÓJ CUD? ZARYZYKUJ.
Wyjęła z szuflady w kuchni czarne 120-litrowe worki na śmieci. Wszystko to, co należało do matki, jej ubrania,
nienoszone od lat, zapakować, wywieźć do kościoła, tam zbierają rzeczy, tam zgłaszają się biedni po rzeczy.
*
Musiał ruszyć dalej, choć odczuwał teraz silne pieczenie w lewej nodze. Stara rana otworzyła się i bolało, tak bardzo
bolało.
Ale przecież jest silny i wcale niestary Da sobie radę. Nie widzi dla siebie miejsca w tym świecie - silnych,
wspaniałych i przedsiębiorczych ludzi. Spieszących się ludzi. Każdy z nich dzisiaj wieczorem na białym obrusie ułoży
dodatkowe nakrycie. I każdy będzie miał nadzieję, że nikt nie przyjdzie, że nikt nie powoła się na cud bożonarodzeniowy,
że nikt nie zapuka do drzwi i nie przypomni słów Biblii - głodnego nakarmić, oto jestem.
Bo on tego na pewno nie zrobi.
Śnieg sypał gęsto, a przed nim droga do miasta.
Może tam zdarzy się cud.
Przecież są święta.
*
Siedziała na podłodze i patrzyła na pożółkłe kartki.
Najdroższa moja córeczko, Wiem, że nie chcesz mi wybaczyć, ale kocham cię i tęsknię. Proszę, napisz choć parę
słów.
Kochana Natalko, Mama pisze, że jesteś obrażona, wiem, co czujesz, ale kocham cię i zawsze będę cię kochał.
Kochana córciu, Myślałem, że będziemy mogli się zobaczyć, ale skoro wyjechałaś akurat z ciocią Jaśminą...
Pozdrów ją ode mnie.
Droga Natalko, Przykro mi, że choć minęło tyle lat, nie możesz mi wybaczyć.
Natalio, z okazji Twoich osiemnastych urodzin życzę Ci, żebyś umiała mądrze wybierać...
WYBIERZ MĄDRZE.
To takie wezwanie dla głupców. Tym razem wybierz mądrze, skoro dotychczas twój ciasny umysł nie umiał podjąć
tej decyzji.
To listy do niej. Kochana córeczko... Najdroższy skarbie, Natalko. Ile lat tu leżą?
Poczuła nudności. Podniosła się i pobiegła do łazienki. Z głową nad umywalką łapczywie obmywała twarz. A potem
ogarnęła ją tak silna fala nienawiści, że musiała się mocno chwycić wieszaka na szlafroki, żeby nie upaść. A potem skulona
tuż koło muszli klozetowej zaczęła płakać. Płakać z dna swojej biednej, dzielnej, niezależnej, sponiewieranej duszy. Złość
na matkę wypływała ze łzami jak skisła woda po ogórkach, które odcedzała pod koniec sierpnia.
5 / 21
440803279.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin