Pelanowski ojciec - Wolni od niemocy.doc

(1169 KB) Pobierz

 

Augustyn Pelanowski OSPPE

            Wolni     od niemocy

 


/\lauczał raz w szabat w jednej z synagog. yA była tam kobieta, która od osiemnastu lat miała ducha niemocy, by­ła pochylona i w żaden sposób nie mogła się wyprosto­wać, ćidy JJezus ją zobaczy!/ przywołał ją i rzekł do niej: «/\!iewiasto/ jesteś wolna od swej niemocy», Włożył na nią ręce, a natychmiast wyprostowała się i chwaliła Boga. L-ecz przełożony synagogi, oburzony tym, że. ^Jezus w szabat uzdrowił, rzekł do ludu: «^Jest sześć dni, w których należy pracować. IV te więc przychodźcie i leczcie się, a nie w dzień szabatul» l-^an mu odpowie­dział: «(Dbłudnicy, czyż każdy z was nie. odwiązuje w szabat wołu lub osła od żłobu i nie prowadzi, by go na­poić?jA tej córki jAbr aha ma, którą szatan osiemnaście lat trzymał na uwięzi nie należało uwolnić od tych więzów w dzień szabatu?» J\a te słowa wstyd ogarnął wszystkich jfeao przeciwników, a lud cały cieszył się ze wszystkich wspaniałych czynów dokonywanych przez J\liego.

Lk 13,10-17


 

Rozdział 1

Pochylone życie

Dlaczego była pochylona? Nikt nie wie, co było prawdziwą przyczyną jej schylenia życiowego - wyglądała jak człowiek, który zastygł w pokłonie wobec wszystkich wokoło. Każdemu się kłaniać, przed każdym drżeć, na wszystkich spoglądać z lę­kiem i ukrywaną złością, albo wstydem - to może w końcu do­prowadzić do tego, że rzeczywiście człowiek staje się „skrzy­wiony" w swojej postawie na wiele lat. Może kogoś utraciła i zawaliło jej się życie, bo ten ktoś był dla niej ważny jak Bóg, tak bardzo, że stała się pochylona, skrzywiła się w swej samot­ności, pustce, zagubiła się... Być może jakiś grzech sprawił, że nie miała odwagi spojrzeć innym prosto w oczy, może było to zwykłe kalectwo albo kalectwo wmówione nieustannym powta­rzaniem diabelskiego refrenu: „Ty się do niczego nie nadajesz!" Jezus jednak uwolnił ją od szatana - 04 tej córki Abrahama..?). Zapewne nie była to przesada, kiedy wypowiadał te słowa. Je­zus nie demonizował rzeczywistości, realnie dostrzegał zło i demaskował demony nawet tam, gdzie my, współcześni nie dostrzeglibyśmy nawet cienia złego. Owszem, celem Jego po­sługi nie było na pierwszym miejscu demaskowanie szatana, lecz chwała oddawana Ojcu i wybawienie nas z grzechu.

W ostatnich latach wśród skrajnie racjonalizujących teolo­gów mówiło się już nie tylko o śmierci Boga, ale też o śmierci szatana. Jeśli szatana nie ma, to nie ma też grzechu, a jeśli nie ma grzechu, to nie ma zbawienia Przypominamy sobie o tym, bo coraz częściej mówi się, że nie ma piekła, nie ma złych du­chów, nie ma szatana..., że to tylko personifikacje naszego osobistego mroku serca.

Istotną przyczyną schylenia tej kobiety było więc związa­nie demonicznymi pętami, a nie nieszczęśliwy wypadek albo nieuwaga akuszerek przy porodzie. A może uwierzyła ludz­kim słowom, opiniom, przekonaniom, osądom - wyzwiskom; tak, jak powinno się na przykład uwierzyć Boskim przykaza­niom - co wypaczyło zupełnie jej spojrzenie na rzeczywi­stość? Zaczęła widzieć siebie w sposób „pochylony". Może miała „czarny dekalog" - negatywny sposób myślenia? Może też wydarzeń, które skrzywiły ją w życiu nie interpretowała prawdami Słowa Bożego. I w takich momentach może mieć miejsce atak złych duchów na człowieka. Demony wykorzy­stają każdą okazję, każde potknięcie ludzkiego ducha dla swej żarłoczności i rzucą się na człowieka jak lwy lub hieny na zranioną antylopę. Jest to w ich interesie, żeby człowieka zniewolić, spętać, by nie mógł się ruszyć; tak, jak ta kobieta - która była skrępowana, nic nie mogła zrobić dla siebie i dla innych, a przede wszystkim była zamknięta na Boga!

Już kilka razy pytano mnie, dlaczego Jezus powiedział, że świat leży w mocy złego, choć Panem świata jest przecież Bóg? (zob. 1 J 5,19)- Świat aniołów i świat demonów, świat Boga i świat szatana: mamy „dwa światy" w jednym, oba się przenikają dotąd, dopóki i my nie jesteśmy radykalnie zdecy­dowani. Nie jest to jednak pomieszanie manichejskie - Bóg jest Panem, ale są elementy zła, które zostały strącone z nie­ba i zawisły - jeśli tak można powiedzieć - pomiędzy niebem i ziemią. Nikt chyba tej dychotomii nie doświadczał tak wyra­źnie jak święci, zwłaszcza mistycy, którzy byli oblewani łaska­mi objawiającymi im życie w szczęściu Boga i w tej samej mi­nucie byli na dnie piekielnych udręczeń, (na przykład św. Franciszka Rzymianka przez ostatnich 13 lat przed śmiercią miała   częste   ekstazy,   przerywane   zjawieniami   demonów,które ją atakowały, nawet fizycznie). Czy to nie zadziwiające? Bóg, gdy jest najbliżej i zauważa nas Swą miłością, naraża nas na największą zazdrość piekła.

Jezus zauważył kobietę cierpiącą od 18 lat na skrępowanie demoniczne - zwrócił na nią uwagę. Na kogo się zwraca uwa­gę? Na kogo Bóg zwraca uwagę? Na kogoś, kogo nienawidzi czy na kogoś, kogo kocha? Nienawidzić to NIE - WIDZIEĆ; więc widzieć kogoś to KOCHAĆ! Oczywiście na kogoś, kogo się kocha, zwraca się uwagę! I to właśnie jej skrzywienie życio­we zwróciło Jego uwagę. On też zobaczył w niej Siebie, bo przecież pewnego dnia będzie też pochylony, związany, znie­wolony i nie będzie mógł się wyprostować, bo tak będzie pod ciężarem krzyża. On zobaczył w tej kobiecie podobieństwo do Siebie! I to ją uwolniło. Czy to nie zadziwiające, że jedyną dro­gą, by wydostać się z siebie, jest wpuścić Boga do siebie?

Wracając do złych duchów, one często atakują kilkakrotnie w ten sam sposób, w tych samych okolicznościach, przez te same osoby lub w tym samym miejscu. Chodzi im o to, aby człowiek wypełnił się niepokonalnym lękiem, żeby związał się urazami przed pewnymi doznaniami, rzeczami, osobami lub okolicznościami. Pragną, żeby było w nas coś nie do prze­baczenia, coś, czego nie chce się widzieć, nie chce się wspominać, nie chce się na nowo przeżywać. Jeśli nawet nie uda im się nas skłonić do świadomej pogardy do siebie sa­mych z powodu naszych grzechów, to przynajmniej powodu­ją, że chcąc pozbyć się bólu sumienia, ukrywamy grzechy i nie odbywamy pokuty za nie. To jest niebezpieczne. Nie wiem, jak to dokładnie wyjaśnić, ale dość często spotykałem ludzi, którzy skarżyli się na schorzenia nerek lub na jakieś choroby wewnę­trzne, które tajemniczo dawały o sobie boleśnie znać właśnie w tym miejscu, przy czym wychodziło na jaw, że albo nie odbyli pokuty za swoje dawne grzechy albo ukryli swe winy, nie chcąc ich w sobie uznać, albo też czuli się winni, ponieważ przerzucano na nich winę za wszystko, czyniąc ich kozłami ofiarnymi. Ich pogarda do siebie samych była głęboko ukryta - jak nerki... Mówiąc o ukryciu, mam również na myśli wyparcie do podświadomości. Ponieważ nie pochylili się w skrusze, pochylali się z powodu fizycznego bólu wnętrzności. Nie chcę przez to powiedzieć, że każdy, kto cho­ruje na nerki lub podobne choroby wewnętrzne ma ukryty grzech albo nie odbytą skruchę za ten grzech - jednak z prak­tyki zauważyłem, że u wielu osób, z którymi rozmawiałem, wcale nierzadko schorzenia wewnętrzne miały związek z taką postawą wobec swojego sumienia. Pewna kobieta, przygoto­wując komentarz do Liturgii Słowa Bożego, nagle uświadomiła sobie, że jej częste bóle w okolicach nerek doprowadziły ją do odkrycia dawno popełnionych grzechów, których nigdy tak naprawdę nie odżałowała w skrusze. Prawdę mówiąc, te czyny, które na niej ciążyły nie były popełnione jedynie z jej winy - została zmuszona do czynów, za które jedynie ona pod­jęła odpowiedzialność. Ponieważ nie rozmawiała z nikim na temat tamtych wydarzeń, nie potrafiła określić skali własnej od­powiedzialności i odpowiedzialności osób, które doprowadzi­ły do tych grzechów. Efekt był taki, że całą winę wzięła na siebie i żyła w ukrytej autoagresji, przekonana, że za wszystko ponosi odpowiedzialność. Były to grzechy ciężkie, których nie potrafiła unieść, dlatego zepchnęła wszystko do podświadomo­ści, głęboko, na pewno głębiej niż umiejscowione są nerki. Przez długi czas nie wyznawała swoich win, a kiedy już to uczyniła, nie przeżyła tego uczuciowo. Często łapały ją bóle, z powodu których aż zwijała się na podłodze swego pokoju. Kiedy pisała komentarze, przyszło do niej światło, aby odbyć pokutę. Przeczytajmy napisany przez nią tekst:

Komentarz do Hb 19, 27-29

Każdy wie, że wyrzutów sumienia nie odczuwa się na po­wierzchni ciała, jak na przykład ranę, zadrapanie albo siniec, ani nawet gdzieś w mięśniach, tylko jeszcze głębiej, głębiej niż w wyobraźni, niż w uczuciach, niż w myślach... Wyrzuty sumienia to najgłębszy ból - dlatego ludzie płytcy nie mają

10 wyrzutów sumienia. Żeby poczuć żal z powodu grzechu, trze­ba być głębokim człowiekiem. Przez kilka lat nie czułam wy­rzutów sumienia, gdy odchodziłam od Boga, bo moje życie było płytkie. Od jakiegoś czasu zaczynam to czuć. Gdy się od­dalę od Jezusa, czuję ból, którego żadne lekarstwo, proszek, zastrzyk znieczulający - po prostu nic - nie może uśmierzyć. Chociaż jest to przykre, to jednak cieszę się, bo skoro mam wyrzuty sumienia, to znaczy, że mam sumienie i nie jestem człowiekiem płytkim, powierzchownym. Każdy może czuć ból fizyczny, ale żeby czuć ból duchowy, trzeba być człowiekiem sumienia. W Biblii sumienie, czyli miejsce, gdzie człowiek czu­je ból odejścia do Boga, zostało ukazane jako nerki. Początko­wo mnie to dziwiło. Bo pomyślcie, właściwie jest to najbar­dziej głęboko ukryta część organizmu, gdzieś na wysokości bioder... Myślę, że dlatego są symbolem sumienia. Może kogoś z was bolały nerki? Ja znam ten ból, jest on ogromny - i teraz wiem, jaki ból czuje Serce Jezusa, kiedy od Niego odchodzi­my. Jego ból czuję w sobie - tak, jak czuje się chore nerki. Ostatnio wiele cierpiałam i pomyślałam sobie, że tak właśnie powinnam się czuć kiedy grzeszę. Bóg daje nam odczuć Swój ból z powodu straty człowieka, kiedy wchodzimy w grzech. Bóg czuje ból utraty swojego dziecka, a nas boli sumienie -im większy ból, tym większa Jego miłość.

W Księdze Hioba napotkałam taki tekst, w którym dotknęły mnie sprawy, o których wcześniej mówiłam: Hiob mówi o Bo­gu, o nerkach, jako sumieniu, o ogniu za grzechy i wreszcie o są­dzie. Sumienie jest sądem - tam nasze czyny zostają osądzone.

Wszystkie te słowa dają mi obraz sumienia: sumienie to tęsknota za Bogiem, którego się utraciło i bolesna tęsknota Boga, który utracił duszę, upadłą w grzechy.

To właśnie ja Go zobaczę, moje oczy ujrzą, nie kto inny; moje nerki już mdleją z tęsknoty. Powiecie: „Po cóż nalegać? Czyż powód oskarżeń znajdziemy?" Wy sami drzyjcie przed mieczem, bo gniew za grzechy zapłonie. Wiedzcie, że sądy ist­nieją (Hb 19,27-29).

11Komentarz do Jr 17 10-11

Jest to krótkie czytanie, ale może dzięki temu więcej zapa­miętamy. Prorok Jeremiasz wprost nazywa nerki i serce miej­scem, gdzie Bóg nas bada - bada jak sędzia i jak lekarz, przed którym człowiek ze wstydem wszystko musi odkryć. Kiedy byłam u lekarza przeżyłam wstyd, skrępowanie, byłam obo­lała, bo lekarz chciał wszystko wiedzieć o chorobie. Domyśla­cie się, jak się wtedy czułam. Właśnie takim lekarzem, przed którym wszyscy ze wstydem stajemy jest Bóg - On doświad­cza nerki i serce. Wiem, co to znaczy, kiedy się ma chore ser­ce i chore wnętrzności - nie da się zwlekać, odkładać wizyty u lekarza, bo ból jest coraz większy. Podobnie nie można zwlekać ze spowiedzią - z wizytą u Boskiego lekarza. Prze­czytajcie uważnie ten tekst i niech was też zaboli prawda. Jest też tu mowa o kuropatwie, która jest symbolem głupiego człowieka, grzesznika, który ukrywa swoje grzechy, podobnie jak ptak jajka, na których usiadł, chociaż nie były one jego i musiał je opuścić. Grzesznikowi wydaje się tylko, że może ukryć grzechy.

Ja, Pan, badam serce i doświadczam nerki, bym mógł każ­demu oddać stosownie do jego postępowania, według owoców jego uczynków. Kuropatwa wysiaduje jajka, których nie znio­sła; podobnie czyni ten, kto zbiera w nieuczciwy sposób bogactwa: iu pośrodku dni swoich musi je opuścić i gdy nadej­dzie jego koniec, okazuje się głupcem (Jr 17,10-11).

Komentarz do Ewangelii Łk 12,35-37

W tym tekście usłyszymy wezwanie Jezusa skierowane do wszystkich jego uczniów, a więc i do nas, abyśmy mieli prze­pasane biodra. Biodra - to miejsce blisko nerek. Tak więc, chodzi Mu o to, byśmy mieli „opasane sumienie" - to znaczy silne, wzmocnione, nie rozpasane, tylko przepasane. Myślę, że każdy, kto dba o sumienie i nie pozwala sobie na to, by nie czuć bólu wyrzutów i nie ukrywa swych przewinień jak

głupia kuropatwa, na pewno może się cieszyć obecnością Ducha Świętego! Takim ludziom Jezus pomaga we wszystkim, zarówno w domu, jak i w pracy, przy stole i w szkole... W ży­ciu nie brakuje niczego, bo Bóg o wszystko dba. Nędza jest tam, gdzie nędznie dba się o sumienie!

Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pocho­dnie! A wy [bądźcie] podobni do ludzi, oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę, powiadam wam-. Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc będzie im usługiwał (Łk 12,35-37).

Kiedy ktoś stoi pochylony, to właściwie, nie chce patrzeć innym w oczy. Może nie dlatego, że do innych czuje pogar­dę, ale że to inni patrzą na niego z pogardą. Może boi się, że inni mogą dostrzec coś, czego on sam nie chce zobaczyć w sobie. Spotkałem kogoś, kto tak był głęboko „posiniaczo­ny" przez przekleństwa rodziców, że wstydził się być fotogra­fowany! Jedno przekleństwo rzucone na dziecko może być pamiętane przez wiele lat i warunkować życie w sposób bar­dzo niekorzystny, a co tu dopiero mówić o wielokrotnym wy­zywaniu! To idealna przestrzeń dla złych duchów, które po­trafią nawet wejść w słowa, które nie brzmią wulgarnie, ale za to posiadające siłę rażenia gorszą niż najgorsze bluźnier-stwo: „Żałuję, że cię urodziłam!" To wielki grzech powiedzieć takie słowa dziecku, ponieważ przynoszą mu gorszy los, niż uderzenie pięści lub złamanie nogi!

Zdarza się, że ktoś tak źle o sobie myśli i jest głęboko prze­konany, że inni patrzą na niego z pogardą... Uważa, że tylko to mu się należy: pogarda - ponieważ nikt się nie ucieszył w życiu z jego narodzin! Gdy coś takiego się dzieje z ludzką duszą, jakże blisko snują się cienie demonów gotowe gnębić dalej serce ludzkie pętami lęku i złości! Podam przykłady, które potwierdzą to, co mówię.Pewna dziewczyna była atakowana przez swego ojca krzy­kiem, może nawet lepiej będzie, jeśli powiem wrzaskiem. Słowa potrafią w nas złamać naszą wewnętrzną konstrukcję osobowościową, potrafią uderzyć jak żelazny drąg, potrafią złamać wewnętrznie człowieka Szczególnie słowa rodziców, którzy mówią ze złością, przeklinają, rzucają złorzeczenia Uderzenie rózgi wywołuje sińce, uderzenie języka łamie kości (Syr 28,17)

Po jakimś czasie on juz jej nawet nie bił, tylko krzyczał, wyzywając ją Doprowadziło to do tego, ze wycofała się do swojego wnętrza, zamknęła w sobie, zamknęła na innych, była taka pochylona i skulona Gdy wszedłem do pomie­szczenia, w którym pracowała, dla żartu krzyknąłem Nie za­wsze zachowujemy się racjonalnie albo poważnie - mnie tez się to zdarza Kiedy usłyszała mój okrzyk, tak się wystraszy­ła, ze uciekła Jeszcze tego samego dnia chciała ze mną roz­mawiać O wszystkim mi opowiedziała mój krzyk wywołał z jej pamięci wszystkie krzyki ojca, cały strach i lęk, jaki w sobie skumulowała przez lata Byłem zdziwiony, ze nawet moje niepoważne zachowanie Jezus wykorzystuje dla czyje­goś uwolnienia1 Wieczorem modliliśmy się wspólnie Przez całe życie chciała wymazać, zapomnieć to wszystko, co zo­stało jej wykrzyczane, ale jednocześnie ta historia ją krępo­wała, nie pozwalała jej być sobą, nie pozwalała jej się śmiać, mówić głośno, być pewną siebie Miała na tym tle uraz, by­ła związana, chodziła cicho i zwykle mało mówiła, a jeśli juz się odzywała, to przyciszonym, drżącym głosem W czasie modlitwy poprosiłem ją o to, zęby napisała listę żalów do swojego ojca, zęby wypisała wszystko to, co nosiła od daw­na w swoim sercu Po dwóch godzinach przyszła do mnie z tą listą zażaleń Powiedziałem jej „Przeczytaj mi to, co na­pisałaś, bo może coś jeszcze ustalimy Chciałbym lepiej zro­zumieć to, to Cię tak posiniaczyło w duchu " Zaczęła odczy­tywać ten indeks „Pizepiaszam cię, tato za to, ze na mnie kizyczałes, przepiaszam cię za to, ze mnie biłeś, przepraszam cię za to i za to " Lista była długa, a zanosiło się na to, ze za wszystko chciała przeprosić ona Czuła się winna, ponieważ była niszczona, czuła się zła, ponieważ źle ją trak­towano Przerwałem jej Ja tez cię przepraszam, nie czytaj juz pozostałych słów1 Czy naprawdę to jest twoją winą, ze on na ciebie krzyczał?" Pierwszy raz w życiu zobaczyła, ze czuła się winna za to, ze on był z niej niesłusznie nieza­dowolony Powtarzające się ataki wściekłości i złości, niezado­wolenia i odtrącenia, doprowadziły ją do przekonania, ze musi być bardzo winna, skoro jest nieustannie karana nie­chęcią ojca Nie zawsze jednak jesteśmy winni zła, które na nas spada Zwykle cierpienie odbieramy jako karę za to, co uczyniliśmy, za to, jakimi jesteśmy, za to, ze nie czyniliśmy tego, co trzeba Kara kojarzy nam się z winą Znam osoby zgwałcone, które siebie obwiniały o to, ze przytrafiła im się ta krzywda Spotkałem tez ludzi fizycznie pobitych, którzy obwiniali się o to, ze dali się złamać A przecież to nie jest winą1 To nie było jej grzechem, ze ojciec był ciągle niezado­wolony Przeredagowaliśmy te zarzuty Zaczęliśmy się jeszcze raz modlić i ta modlitwa była jak odwijanie całunu turyńskiego przyglądaliśmy się każdej nici, każdemu wąt­kowi, każdemu fragmentowi jej obolałych wspomnień az rozwinęła się ta szata jej losu utkana wewnętrznie Z tej tka­niny pamięci spoglądał na mą Jezus, na którego krzyczano, na którego wrzeszczano, którego wyzywano, wyśmiewano, na którego zrzucono winę za wszystkie grzechy Zobaczy­ła, ze jest podobna do Jezusa i doświadczyła zerwania przez Niego tych więzów lęku i obwiniania się Nawet była wdzięczna za mój krzyk Pamiętam, ze dwa, trzy dni później, była zupełnie inną osobą

Takiego uwolnienia, żaden człowiek me potrafi dać czło­...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin