Porwanie Charlesa Moody.txt

(21 KB) Pobierz
Porwanie Charlesa Moody'ego

"UFO" nr 31 (3/1997), s. 38-48

12 sierpnia 1975 roku Moody pracowa� na zmianie popo�udniowej, czyli od 16.00 do 24.00 w bazie si� powietrznych Holloman. Prac� zako�czy� wcze�niej i wyszed� o godzinie 23.30. Kilka godzin wcze�niej, po po�udniu, przeczyta� w gazecie informacj� o maj�cym ukaza� si� w nocy "deszczu" meteor�w, kt�ry mia� by� najlepiej widoczny oko�o godziny pierwszej. Z pracy uda� si� do domu i po przebraniu si� w cywilne ubranie usiad� przed telewizorem w pokoju dziennym. Oko�o godziny 00.30 wsta� i wyszed� na zewn�trz, aby sprawdzi�, czy uda mu si� dostrzec kt�ry� z meteor�w. Poniewa� w otoczeniu domu by�o zbyt jasno, aby mo�na by�o cokolwiek zobaczy�, wsiad� do samochodu i pojecha� poln� drog� w kierunku pustyni. Jecha� ni� do czasu, a� znalaz� si� dostatecznie daleko od miasta, gdzie �una pochodz�ca od jego �wiate� nie przeszkadza�a w obserwacji nieba. Mia� nadziej� zobaczy� wi�cej ni� jedn� "spadaj�c� gwiazd�". Po chwili podjecha� jeszcze kawa�ek, do opuszczonej kopalni piasku, gdzie by�o jeszcze ciemniej, zaparkowa� samoch�d i wysiad�, po czym spojrza� do g�ry w oczekiwaniu na ukazanie si� meteor�w.

Przeszukuj�c wzrokiem niebo, zobaczy� nagle olbrzymi meteor, du�o wi�kszy od tych, jakie dot�d widzia�, a tak�e znacznie ja�niejszy, kt�ry spada� pionowo w d�! Opad� bardzo szybko na wysoko�� oko�o 300 metr�w, po czym gwa�townie wyhamowa� i zacz�� dryfowa� unosz�c si� w powietrzu na p�noc od miejsca, w kt�rym znajdowa� si� Moody, b�d�c widoczny pod k�tem oko�o 40 stopni w stosunku do powierzchni ziemi. Emanuj�ce z niego �wiat�o nagle przygas�o do s�abej po�wiaty, dzi�ki czemu Moody m�g� stwierdzi�, �e leci on prosto na niego, jak r�wnie� i to, �e jest to ogromny metaliczny obiekt otoczony �wietlist� po�wiat�. Mia� kszta�t grubego dysku i ciemnosrebrzyst� powierzchni�. Po chwili znajdowa� si� ju� w odleg�o�ci niespe�na 100 metr�w od niego.

W pierwszym odruchu Moody stara� si� zidentyfikowa� go jako co� znanego. B�d�c zupe�nie dobrze obeznanym z ameryka�skim, a tak�e zagranicznym sprz�tem lotniczym zdziwi� si�, widz�c jego kszta�t, kt�ry w najmniejszym stopniu nie przypomina� �adnego samolotu, jakie do tej pory widzia�. �rednic� obiektu okre�li� na oko�o 15,a wysoko�� na 6 metr�w.

Kiedy obiekt sko�czy� faz� opadania i przeszed� w dryfowanie, zawirowa� na chwil�, ko�ysz�c si� niczym rzucona na tward� powierzchni� moneta. Nast�pnie ustabilizowa� lot i rozpocz�� bardziej ukierunkowane schodzenie w d�, prosto w stron� �wirowni, na terenie kt�rej sta� zaparkowany samoch�d Moody?ego.

Nagle Moody uprzytomni� sobie, �e obiekt wygl�da na pojazd pozaziemski i przestraszy� si�. Wyplu� papierosa, zerwa� si� na r�wne nogi i skoczy� w kierunku drzwi samochodu z zamiarem szukania w nim schronienia. W�o�y� kluczyk do stacyjki, przekr�ci� go, lecz silnik nie zareagowa�. Nawet �wiat�a nie dzia�a�y, wygl�da�o, jakby samoch�d zosta� pozbawiony akumulatora. Przestraszy� si� jeszcze bardziej. W drodze do tego miejsca nie stwierdzi� jakichkolwiek oznak awarii ? miesi�c temu wstawi� nowy akumulator. Ponownie przekr�ci� klucz w stacyjce, w��czy� �wiat�a, klakson, potem jeszcze raz i jeszcze raz, licz�c w skryto�ci ducha, �e po chwili silnik zaskoczy.

Obiekt przystan�� unosz�c si� nieruchomo w powietrzu w odleg�o�ci oko�o 20 metr�w od niego. Na jego dolnej powierzchni ujrza� ma�e migocz�ce �wiate�ka. Nagle us�ysza� bardzo wysoki d�wi�k. Dostrzeg� nieco na prawo od centrum obiektu pojawiaj�cy si� na jego powierzchni prostok�tny bulaj. Mia� oko�o 1,5 metra wysoko�ci i 1 metr szeroko�ci. Za nim ukaza�y si� ciemne sylwetki przypominaj�ce kszta�tem ludzi. Wysoki d�wi�k ucich�, a Moody?ego zacz�a ogarnia� senno��.

Nast�pn� rzecz�, jak� pami�ta, by�o siedzenie w samochodzie i obserwowanie odlotu obiektu, kt�ry wzni�s� si� do g�ry z rosn�c� pr�dko�ci�. Po kilku sekundach znikn�� zupe�nie. Moody wci�� trzyma� r�k� na kluczyku tkwi�cym w stacyjce, przekr�ci� go i silnik zaskoczy� za pierwszym razem.

Przera�ony ruszy� z piskiem opon od miejsca zdarzenia. Jecha� jak szalony poln� drog� do chwili, a� dotar� do drogi asfaltowej. Kiedy na ni� wjecha�, poczu� ulg�. Skierowa� si� prosto do domu, poniewa� czu� silne pragnienie. Wszed� do kuchni, aby napi� si� wody, i mimowolnie spojrza� na zegar. Kiedy zobaczy�, �e jest godzina 3.00 zatka�o go. Gdy po raz ostatni spogl�da� na zegarek, tu� przed ujrzeniem du�ego �wietlistego obiektu spadaj�cego z nieba, by�a godzina 1.15.

S�ysz�c, �e wr�ci� do domu, jego �ona Karon wsta�a i posz�a zobaczy�, co si� dzieje. Zaniepokoi�a si� widz�c go, �e jest blady i roztrz�siony. Opowiedzia� jej o swojej obserwacji, lecz nie wspomnia� ani s�owem o p�toragodzinnej luce w pami�ci.

Mia� silny b�l g�owy i odczuwa� sensacje �o��dkowe. Mdli�o go i by� podenerwowany, za� w krzy�u czu� silny sw�dz�cy b�l. Poprosi� �on�, aby natar�a mu czym� plecy, aby go zmniejszy�. Gdy przyst�pi�a do nacierania, zauwa�y�a ma�e tr�jk�tne wypryski w rejonie ko�ci ogonowej, kt�re zdawa�y si� by� zewn�trznym objawem b�lu. Moody nie potrafi� jej wyja�ni�, sk�d si� tam wzi�y.

Gdy Karon naciera�a mu plecy, powiedzia� jej, �e nieustannie przewija mu si� w g�owie kilka pozbawionych sensu s��w, takich jak "sok z chrz�szcza" i "orion", kt�re jednocze�nie wydawa�y mu si� wa�ne, cho� nie potrafi� powiedzie� dlaczego i co oznacza�y.

Nazajutrz wybra� si� Moody do szpitala bazy w nadziei uzyskania tam pomocy. Badaj�cym go lekarzom nie powiedzia� o dziwnym zdarzeniu w �wirowni, w zwi�zku z czym badali go pod k�tem innych przyczyn. Ostatecznie orzekli, �e zosta� napromieniowany bli�ej nieznanym rodzajem promieniowania, i zapytali go, gdzie pracuje i co robi. Praca, kt�r� wykonywa�, nie stwarza�a �adnego zagro�enia tego typu.

To go przekona�o, �e widzia� NOLa, o kt�rych cz�sto s�ysza�. Zadzwoni� do biblioteki i poprosi� o adres i numer telefonu mieszcz�cego si� w Tucson APRO. W ten spos�b skontaktowa� si� z Jimem Lorenzenem, z kt�rym pierwsz� rozmow� odby� z terenu bazy si� powietrznych Holloman w Alamogordo.

Kilka dni p�niej na jego sk�rze pojawi�y si� dziwnej wysypki w postaci niebieskopurpurowych plamek. �rodek ka�dego z nich mia� ja�niejszy odcie�. Sk�ra pod nimi by�a ca�kowicie p�aska bez jakiegokolwiek zgrubienia. By�y one zbyt regularne, zbyt ciemne i by�o ich za du�o, aby mog�y by� siniakami. Poszed�, wi�c zn�w do szpitala w bazie, gdzie i tym razem lekarze nie potrafili postawi� diagnozy, a co za tym idzie ustali� przyczyny, kt�ra wywo�a�a t� wysypk�, zatem skierowali go do szpitala w San Antonio w celu wykonania specjalistycznych bada�. Moody nic nie wspomina� o prze�yciu z NOLem.

Moody zgodzi� si� na seans hipnotyczny, ale nie chcia�, aby informacje na temat jego prze�ycia dosta�y si� do os�b niepowo�anych, poniewa� obawia� si� negatywnej reakcji ze strony si� powietrznych. Zaproponowa� Abrahama Goldmana, kt�ry s�u�y� swego czasu w si�ach powietrznych jako chirurg. Teraz za� prowadzi� prywatn� praktyk� w okolicach El Paso. Goldmana zgodzi� si� pom�c.

W trakcie spotkania Moody opowiedzia� mu o swoim prze�yciu. Goldman zaleci� mu na pocz�tek swego rodzaju medytacje maj�ce doprowadzi� do autohipnozy, a ta z kolei do odblokowania jego pami�ci. Z pocz�tku wszystko sz�o bardzo dobrze, lecz po przypomnieniu sobie pewnych fragment�w prze�ycia Moody natkn�� si� na wspomnienie, z kt�rego wynika�o, �e jego cz�� nadal pozostanie dla jego �wiadomo�ci a� do pewnego czasu niedost�pna. Kieruj�c si� wskaz�wkami Goldmana, Moody by� w stanie cz�ciowo odtworzy� przebieg zdarzenia, kt�re prze�y� prawie dwa miesi�ce wcze�niej, w nocy z 12 na 13 sierpnia.

Moody przys�a� list, w kt�rym szczeg�owo opisa� to co do tej pory sobie przypomnia� do Jima Lorenzena z APRO, kt�ry bada� jego przypadek. W liscie czytamy:

To, co wam teraz opowiem, nie przychodzi mi �atwo, lecz odnosz� wra�enie, �e wy dwoje jeste�cie jedynymi lud�mi, kt�rzy s� w stanie to zrozumie�. Jak ju� ci powiedzia�em przez telefon, Jim, pami�tam cz�� tego, co sta�o si� tamtej nocy. Wiem, �e na pewno dosz�o w�wczas do kontaktu. Bardzo �a�uj�, �e nie by�o tam Ciebie lub Coral. Uwa�am, �e ludzie b��dnie odbieraj� ufonaut�w i niew�a�ciwie interpretuj� to, co oni robi�. Nie s� jedn� ras�, kt�ra bada �ycie na Ziemi, jest ich ca�a grupa i w ci�gu trzech lat od tej chwili ujawni� si� ca�ej ludzko�ci. Mog� r�wnie� powiedzie�, �e nie b�dzie to przyjemne spotkanie, jako �e podczas niego mieszka�com naszej planety zostan� udzielone ostrze�enia. Ich plan przewiduje ograniczony kontakt i dopiero po dwudziestu latach dalszych bada� i rozwa�a� by� mo�e nast�pi bli�szy kontakt. Oni r�wnie� obawiaj� si� o swoje �ycie i b�d� chroni� je za wszelk� cen�. Ich zamiary s� pokojowe i je�li przyw�dcy naszego �wiata zastosuj� si� do ich ostrze�e�, b�dzie si� nam powodzi�o znacznie lepiej ni� dot�d. Rzecz w tym, �e to nie my mamy ich zaakceptowa�, lecz oni nas!

Moi drodzy, nie jestem w stanie opisa� tego, co widzia�em tamtej nocy na pok�adzie ich statku, niemniej spr�buj� to zrobi�. Istoty te mia�y oko�o 1,5 metra wzrostu i og�lnie by�y bardzo do nas podobne, z wyj�tkiem g��w, kt�re by�y wi�ksze od naszych i pozbawione ow�osienia, mniejszych uszu, nieco wi�kszych od naszych oczu oraz ma�ego nosa i ust o bardzo w�skich wargach. S�dz�, �e wa�yli od 50 do 60 kilogram�w. Pos�uguj� si� mow�, lecz gdy m�wi�, ich usta nie poruszaj� si�. Nosz� �ci�le przylegaj�ce do cia�a stroje pozbawione guzik�w i jakichkolwiek zamk�w. Wszystkie stroje by�y czarne, z wyj�tkiem jednego, kt�ry by� srebrzystobia�y. Ta w�a�nie istota by�a starsza rang� lub dow�dc�, by�a jedyn�, kt�r� w pe�ni rozumia�em. W trakcie rozmowy nie podawa�em �adnych imion ani nazwisk, lecz oni doskonale wiedzieli, kim jestem i zwracali si� do mnie po imieniu ? Charles. Nie u�ywali mojego przezwiska ? Chuck. To by�o tak, jakby potrafili czyta� w moim umy�le i my�l� �e tak by�o, poniewa� dow�dca czasami zaczyna� m�wi�, zanim zd��y�em wypowiedzie� pytanie.6

Zosta�em wprowadzony do p...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin