BAJKI polskie bajki i legendy.pdf

(5168 KB) Pobierz
Drogi Czytelniku,
Szanowni Państwo,
dzisiejszy świat stawia przed nami wiele nowych wyzwań. Na naszych oczach prze-
chodzimy z ery opartej na przywiązaniu do pracy izycznej, ziemi i granicach, do no-
wej rzeczywistości świata intelektu, globalizacji i  internetu. Potrzebujemy nowych
struktur i rozwiązań na nowe czasy. Na czym je oprzeć, jak je budować? Skąd czerpać
wzorce? To pytania, które dziś przed nami stoją.
Według mnie niezwykle istotne jest, aby odpowiadając na  rysujące się wyzwania,
nie zapominać o  tożsamości i  historii, czyli o  ym, co  ukształtowało naszego ducha
i postawę. Pamiętajmy, że naszą polską, narodową cechą było przez wieki pragnienie
wolności, suwerenności i możliwości samostanowienia. Był nią swoisy Gen Wolności.
Nasze bogate doświadczenie ponadysiącletniej państwowości pokazuje, jak z wol-
nością potrailiśmy sobie pięknie radzić. Ale uczy nas również, do czego prowadzi jej
nadużywanie i anarchia. Polska historia pokazuje, jak o wolność walczyliśmy oraz jak
i dlaczego ta wolność była nam odbierana. Zastanówmy się nad ym sami, ale też i w roz-
mowie z rodzicami, kolegami oraz nauczycielami. Pomyślmy, jakie wnioski z naszej
historii możemy wyciągnąć.
Niech releksja nad historią naszego kraju widzianą przez pryzmat hasła „wolność”
pomoże nam w odpowiedzi na pytania stawiane dziś i w przyszłości.
Tego Państwu życzę.
Lech Wałęsa
814125217.007.png
Fundacja „Instytut Lecha Wałęsy”
Bajki dla dzieci
Mam GEN
wolności
Tekst Jerzy Ciechanowski, Ilustracje Anna Błaszczyk
814125217.008.png
MAM GEN WOLNOŚCI
O Zbyszku, co księciu
Mieszkowi gród wybudował
Dawno, dawno temu, w czasach, gdy niemal całą nadwiślańską krainę porastały gę-
ste bory, wąską leśną ścieżką podążał książęcy orszak. Mieszko I  wraz ze swoimi
rycerzami szukał miejsca, w którym mógłby zbudować gród – prawdziwy dom dla
siebie, rodziny i najbliższych kompanów. Jednym z nich był Zbyszko, młody i dzielny
rycerz, na którego książę zawsze mógł liczyć.
Nagle orszak dotarł do rozległej polany. Z  jednej strony graniczyła ona z  lasem,
a  z  drugiej – z  rzeką. Nad polaną wysoko krążył rzadki ptak: biały orzeł. Mieszko
uznał, że to dobry znak. Zatrzymał konie i rzekł do poddanych:
– To tu!
Nie miał wątpliwości, że wreszcie, po wielu ygodniach tułaczki znalazł właściwe
miejsce. Otaczający polanę las zapewni pożywienie: mięso, grzyby i jagody. Z kolei
rzeka da rycerzom ryby i raki oraz wodę.
Książę stanął jednak przed trudnym zadaniem: kogo wyznaczyć na budowniczego
grodu? Przecież wszyscy jego rycerze chcieli być zawsze przy nim i w ten sposób po-
magać w powstawaniu nowego państwa. Mieszko zebrał więc radę, podczas której
zapytał zgromadzonych rycerzy:
– Któż z was, moi wierni poddani, jest gotów zostać tu i zbudować nasz nowy dom?
Zapanowała cisza. Rycerze zaczęli oglądać się na siebie, gdy nagle wstał Zbyszko.
4
5
5
814125217.009.png
MAM GEN WOLNOŚCI
Zrozumiał, że musi przyjąć na siebie obowiązek budowy wspólnego domu, że ylko
on zapewni im schronienie, bezpieczeństwo i prawdziwą wolność. Że w ten sposób
ciężką pracą przyczyni się do powstania czegoś ważnego.
– Ja mogę, książę – powiedział mocnym i pewnym głosem Zbyszko, kłaniając się
w pas. – Wiem, że zadanie nie jest proste, ale ważne. Czuję, że podołam – dodał.
Twarz księcia się rozpromieniła. Wstał, podszedł do Zbyszka i serdecznie go uściskał.
Następnego dnia Mieszko z  drużyną udał się w  daleką podróż, a  Zbyszko wraz
z kilkoma ochotnikami, którzy zgodzili się z nim zostać, błyskawicznie zabrał się do
pracy. Szybko jednak okazało się, że sami nie dadzą radzą – zbyt wiele rzeczy było
do zrobienia...
Tymczasem po okolicy szalała groźna banda. Napadała na wioski, rabowała je-
dzenie i paliła domostwa. Na chłopów padł blady strach, bo nie byli w stanie sami
obronić się przed intruzami.
Pewnego dnia, gdy Zbyszko wraz z towarzyszami pojechał do lasu po drewno, zo-
baczył, jak owa banda zbirów napada na jedną z wiosek. Rycerze przyczaili się za
krzakami i obserwowali, co się dzieje. Następnie w ciszy pokiwali porozumiewaw-
czo głowami i rozdzielili się bezszelestnie, otaczając wioskę. Nagle, na znak Zbysz-
ka, wyskoczyli z lasu i po krótkiej walce pojmali zaskoczonych bandytów.
Chłopi byli szczęśliwi, długo dziękowali i obiecywali, że się odwdzięczą, jak ylko
będą umieli. Wtedy Zbyszkowi zaświtała myśl i rzekł do nich:
– Dobrzy ludzie, pomóżcie nam zatem budować gród dla księcia. Będzie to nasze
wspólne dzieło, nasz wspólny dom. Odtąd będziemy mogli mieszkać razem i wspól-
nie bronić się przed niebezpieczeństwami.
Chłopi ochoczo się zgodzili i  już następnego dnia stawili się do pracy. Pracowali
ciężko każdego dnia, rąbiąc drzewo w  lesie i  zaciągając je na polanę, kopiąc fosę
i rowy. Prace posuwały się błyskawicznie. Wszędzie słychać było pracę pił, wbijanie
pali i szlifowanie desek. W mgnieniu oka zbudowano mury z pali, zwodzony most
i  domy, w  ym najważniejszy – dom dla księcia. Potem stanęła karczma, mogąca
dać schronienie także podróżnym, kapliczka, pralnia i niewielkie targowisko. Domy
z drewnianych bali były kryte słomą i uszczelniane gliną, dzięki czemu były nie ylko
piękne, ale też ciepłe.
Gdy po roku wrócił książę, stanął oniemiały. Nie poznał tamtej pięknej, acz pustej
polany. W jej miejscu stał wielki, potężny gród – siedziba z prawdziwego zdarzenia
dla niego i jego poddanych! U bramy czekał uradowany Zbyszko i jego towarzysze
oraz chłopi. Książę zsiadł z konia, podbiegł do Zbyszka i mocno go wycałował.
Wieczorem, z okazji budowy grodu i powrotu księcia z podróży, na głównym placu
grodu wydano uroczystą ucztę. Wszyscy radowali się z takiego obrotu spraw.
6
6
7
814125217.010.png 814125217.001.png 814125217.002.png 814125217.003.png 814125217.004.png 814125217.005.png
MAM GEN WOLNOŚCI
O Marcinie, co króla
pojechał wybierać
Przed wieloma wiekami w pięknym starym dworze mieszkał szlachcic Marcin z żoną
i trójką małych dzieci. Rodzina żyła z darów ziemi, głównie uprawy zboża. Na głowie
Marcina było wiele obowiązków: musiał pilnować, by prace w polu były wykonane
na czas, a także dbać o to, by sprzedać je z odpowiednim zyskiem. Najwięcej pracy
było w pełni lata, czyli w czasie żniw i tuż po nich. Rodzina Marcina nie narzekała
jednak na swój los i cieszyła się z tego, co miała.
Pewnego lata tuż przed żniwami po okolicy rozeszła się wieść, że miłościwie panu-
jący król Stefan Batory zmarł i wszyscy szlachetnie urodzeni – w ym Marcin – są za-
proszeni do Warszawy na wielkie wybory nowego króla. Zaszczyt ten, przysługujący
w demokracji szlacheckiej ylko lepiej urodzonym, miał też jednak złe strony. Marcin
musiałby porzucić gospodarstwo w najważniejszym momencie w roku, a i sama po-
dróż do dalekiej stolicy była bardzo kosztowna. Zafrasował się, lecz wtedy podeszła
do niego jego żona Maria i rzekła:
– Marcinie, to twój obowiązek wobec ojczyzny. Jedź, ja ze wszystkim dam sobie
świetnie radę.
To rzekłszy, objęła go mocno i ucałowała. Marcin poczuł, że ma w niej wsparcie i że
może liczyć na jej pomoc. Wstał i powiedział do Marii:
8
9
814125217.006.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin