Singleton Linda Joy - Szepty w ciemności.rtf

(279 KB) Pobierz
Rozdzia³ 1
SZEPTY W CIEMNOŚCI

Rozdział 1

Stanęłam pracowni nauki o Ziemi przed klasą liczącą trzydzieścioro troje uczniów. Nabrałam powietrza w płuca i zaczęłam wygłaszać referat.

-Nietoperze, żaby, traszki...

-Nietoperze! Och, to niesmaczne! -pisnęła jedna Z dziewcząt.

-A co powiesz o traszkach, Lisso? -zażartował klasowy dowcipniś Andy Davidson. -Są smakowite jak fistaszki?

Wszyscy się roześmiali, a ja poczułam, że staję w pąsach. Publiczne wystąpienia sprawiały mi trudność, nawet gdy koledzy nie rozrabiali. Dlaczego właśnie mnie przypadło w udziale "szczęście" wygłaszania pierwszego referatu?

-Uciszcie się! -krzyknęła nasza nauczycielka, pani Zankler. -Jesteście nieznośni. Dopuśćcie Lissę do głosu.

Żarty i chichoty ucichły. Uczniowie słuchali pani Zankler, mimo że, jak na nauczycielkę, była dosyć młoda, : pewnie nie miała nawet trzydziestki. Lubili ją za jej ciepło  i zaangażowanie.

-Ma być spokój -powiedziała. -A ty, Andy, powinieneś wiedzieć, że traszka jest podobna do salamandry. To nie rodzaj orzeszka. Mów, Lisso.

Uśmiechnęłam się do niej z wdzięcznością, spojrzałam  na notatki i zaczęłam od nowa.

-Nietoperze, jaszczurki, traszki, a nawet niektóre ryby zamieszkują głębokie, ciemne jaskinie. Brak światła wcale im nie przeszkadza. Ciemność i wilgoć doskonale im służą.- Zmarszczyłam czoło, bo zdałam sobie sprawę, że w niewielkim odstępie użyłam słów "ciemne" i "ciemność". Powinnam była poszukać bliskoznacznych wyrazów, na przykład cieniste, mroczne, pozbawione światła lub czarne jak smoła. Miałam nadzieję, że. pani Zankler nie obniży  mi oceny za brak pomysłowości. Och, trudno, stało Się.

-W niektórych przypadkach -ciągnęłam, podnosząc  głos, tak aby usłyszał mnie nawet odlotowy Jake Zapanno, który siedział rozwalony w ostatniej ławce -jaskiniowe ryby tak doskonale przystosowały się do życia w ciemności, , hm, to jest w mrocznych czeluściach, że nie mają oczu.

-I wciąż na coś wpadają -parsknął Andy. -Och,  przepraszam, ale nie mam gałek ocznych!

Wszyscy ryknęli śmiechem. Tylko moja najlepsza przyjaciółka, Natasha DuBois, mruknęła:

-Biedne małe, ślepe rybki.

-Wcale nie są biedne. -Posłałam jej ostrzegawcze spojrzenie. Wiedziała, jak bardzo mi zależało na tym, by traktowano mnie serio. Trudno zdobyć sobie poważanie, i gdy ma się zaledwie półtora metra wzrostu, przylizane jasne włosy i duże niebieskie oczy. Ludzie, zamiast słuchać, co do nich mówię, głaskali mnie po głowie, a to doprowadzało mnie do szaleństwa.

-Zostaw te żarty na czas przerwy, Andy. -Pani Zankler westchnęła.

Poczekałam, aż śmiechy ucichną, i mówiłam dalej. Mój głos rozbrzmiewał głośno i pewnie, bo dobrze znałam przedmiot. Nie na darmo byłam wiceprzewodniczącą szkolnego koła speleologów. Jaskinie fascynowały mnie. Lubiłam ich chłodną ciemność. Uwielbiałam zanurzać się w podziemny, pełen tajemnic świat. Podziwiać cudowne piękno połyskliwych stalaktytów, wiszących nad głową, i spiczastych stalagmitów, sterczących z podłoża. Jaskinie przyprawiały mnie o dreszcz emocji i pragnąc poznać ich tajemnice, zagłębiałam się w ciemne zakamarki. Speleologia była dla mnie czymś więcej niż hobby. Dzięki niej przeżywałam najbardziej ekscytujące chwile.

Gdy wreszcie skończyłam wygłaszanie referatu, koledzy nagrodzili mnie brawami szczerego uznania. Choć podejrzewam, że niektórzy uczniowie po prostu cieszyli się, że wreszcie mają mnie z głowy. Spojrzałam przelotnie na Jake'a Zapanna, zastanawiając się, dlaczego mnie oklaskiwał. Pragnęłam się łudzić, że naprawdę podobało mu się moje wystąpienie, lecz mocno w to wątpiłam. Z tego, co słyszałam, mądre dziewczyny z dobrymi stopniami nie zachwycały Jake'a. Szkoda, bo jego szerokie ramiona, chmurne ciemne oczy i postawa twardziela niebezpiecznie mnie pociągały.

-Doskonały referat, Lisso -pochwaliła mnie pani Zankler.

Zadowolona z jej uznania i szczęśliwa, że już po wszystkim, wróciłam na miejsce.

-Wysłuchamy jeszcze jednego referatu. Ale muszę zerknąć do dziennika -zapowiedziała nauczycielka i zaczęła przekładać stertę teczek i kartek, zaścielających jej biurko. W końcu uniosła głowę.

-Widzieliście dziennik? -spytała.

Nikt go nie widział.

Pani Zankler stuknęła się w czoło.

-Tak, pamiętam! Zostawiłam go w pokoju nauczycielskim. Pójdę po niego. Zaraz wracam.

Posadziła na swoim miejscu rozsądnego rudowłosego Pershinga Thompsona, żeby nas pilnował, i wybiegła z klasy.

Ledwie zamknęła za sobą drzwi, wybuchł harmider. Nikt nie zwracał uwagi na Pershinga, który błagał nas, abyśmy się uspokoili.

Odwróciłam się i zapytałam Natashę:

-Jak wypadłam?

-Chodzi ci o referat?

-A niby o co? Dobrze mówiłam?

-Byłaś świetna -odparła Natasha z uśmiechem. -Ja bym tak nie potrafiła. -Jej uśmiech zbladł. -Rany, żeby tylko mnie nie wywołała. Wszystko pokręcę. Wiem, że tak będzie.

-Poradzisz sobie -rzekłam. -Wmawiaj sobie, że mówisz tylko do mnie, jakby w klasie nie było nikogo innego.

-Łatwo ci powiedzieć. Nikogo oprócz trzydziestki słuchaczy! -Natasha wzdrygnęła się. -Na samą myśl dostaję wysypki! Lepiej porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym. Na przykład o zakupach. Zaraz po lekcjach wybieram się do centrum handlowego. Potrzebuję różnych rzeczy na wycieczkę koła speleologów.

-Mam już wszystko, co potrzebne. -Na myśl o wyprawie do jaskiń poczułam dreszczyk emocji. Nie mogłam się doczekać. Cały weekend z przyjaciółmi na łonie natury i na badaniach Jaskini Anielskiej. Prawdziwy raj.

Natasha pochyliła się ku mnie.

-Muszę kupić plecak i śpiwór, może kilka par grubych skarpet i piżamę. Mam nadzieję, że skompletuję to wszystko w ciągu pięciu dni.

-Pomogę ci -zaproponowałam.

-Świetnie -ucieszyła się Natasha i jej czarne oczy rozbłysły. -To ty namówiłaś mnie do wstąpienia do koła. Więc odpowiadasz za mnie. Pojedziesz dziś ze mną na zakupy?

-Zależy, kto będzie prowadził samochód -odparłam. Nie miałam zamiaru ryzykować życia, jadąc z chłopakiem Natashy, Marcusem. Zawsze pędził jak szalony. Czerwone światła, znaki stopu, staruszki przechodzące jezdnię, nic nie było w stanie go zatrzymać. Poza tym był miły i Natasha naprawdę go lubiła. A zresztą lepszy lekkomyślny chłopak niż żaden...

Zastanawiałam się, czy kiedykolwiek będę miała chłopaka. Prawdopodobnie nigdy, chyba że zadowolę się kimś w zasięgu moich możliwości i przestanę marzyć o tym, co nierealne. Mój wzrok powędrował na koniec klasy ku Jake'owi Zapannowi i serce zabiło mi mocniej.

Bądź realistką, Lisso, mówiłam sobie. Jake dotychczas nawet się do ciebie nie odezwał. Poza tą jedną sytuacją, kiedy weszłaś mu w drogę, a on burknął coś niezrozumiałego.

Wiedziałam, że moje uczucie do niego jest bez sensu, ale Jake zachwycał mnie i przerażał. Byłam miłą, lubianą i podawaną za przykład dobrą uczennicą. Dlaczego więc marzyłam o milczącym samotniku, który nawet nie zauważał mojego istnienia?

Z zamyślenia wyrwał mnie głos Natashy.

-Więc możesz się rozluźnić, Lisso. Pożyczę samochód od mamy. Będziemy tylko my dwie i pięćdziesiąt fantastycznych sklepów.

-Wspaniale -ucieszyłam się. -Potrzebne mi są buty. Może znajdę coś odpowiedniego. Spotkamy się po lekcjach przy twojej szafce, dobrze?

-Chyba nie wybierasz się dziś na zakupy, Lisso?- rozległ się głos nade mną.

Uniosłam głowę i zobaczyłam Reginę Kennedy. Zastanawiałam się, jak długo stała obok nas i słuchała, o czym rozmawiamy. Westchnęłam. Regina była ładna i lubiana. Koleżanki i koledzy kręcili się wokół niej, jakby była królową pszczół, ale ja jakoś za nią nie przepadałam. Wyobrażała sobie, że może mną rządzić, bo była przewodniczącą koła speleologów, a ja zaledwie wiceprzewodniczącą.

-Cześć, Regina -powiedziałam. -O co ci chodzi?

-Jest pewien problem. -Zmarszczyła czoło. -Zapomniałaś o dzisiejszym spotkaniu samorządu?

-Dzisiaj? Spotkanie? -Bezskutecznie wytężałam pamięć.

Regina westchnęła.

-Jako osoba z samorządu powinnaś być nieco przytomniejsza. Spotkanie jest dziś o trzeciej w tej klasie. Oczekuję, że na nie przyjdziesz.

Zawahałam się. Zakupy z Natashą byłyby atrakcyjne. Ale miałam obowiązki wobec pozostałych członków samorządu. A poza tym łatwiej było ustąpić Reginie, niż się z nią wykłócać.

-Dobra -rzuciłam bez entuzjazmu.

-W porządku. Widzimy się o trzeciej. -Regina potrząsnęła grzywą lśniących brązowych włosów i wróciła na swoje miejsce.

-Ta dziewucha przyprawia mnie o ból głowy! -jęknęła Natasha. -Przepowiadam jej przyszłość sierżanta prowadzącego musztrę w marynarce. Dlaczego jej nie powiedziałaś, że masz inne plany? Teraz nici z zakupów.

-Przepraszam cię, Tash -powiedziałam. -To moja wina. Na śmierć zapomniałam, że mamy się spotkać. Może uda się zrobić zakupy po zebraniu, nie powinno trwać długo.

Właśnie wtedy otworzyły się drzwi i do klasy weszła pani Zankler.

-Porozmawiamy później -wyszeptałam i pospiesznie odwróciłam się twarzą do nauczycielki.

Pani Zankler rzuciła na biurko czerwony dziennik.

-Popatrzmy, kogo by tu... O, tak. Regina Kennedy, twoja kolej na referat.

Omal głośno nie westchnęłam. Regina Kennedy wychodziła mi bokiem. Nie dość, że miała władczy sposób bycia, to uważała się za autorytet w każdej dziedzinie i nie znając faktów, po prostu je zmyślała. Właśnie dlatego nie głosowałam na nią podczas wyborów przewodniczącego koła. Niestety i tak została wybrana.

Regina wstała i ruszyła ku katedrze, niosąc notatki zapowiadające bardzo długi referat.

-Tematem mojego wystąpienia są erupcje wulkaniczne -oznajmiła i nikt, nawet Andy Davidson, nie puścił pary z ust. Nie mieli odwagi. Wysokie piękne dziewczyny, takie jak Regina, otrzymywały wszystko. Co ja bym dała, by mieć jej wzrost i odrobinę otaczającego ją szacunku!

Podczas gdy ona perorowała na temat potoków lawy i popiołów wulkanicznych, wyrwałam z zeszytu kartkę i napisałam liścik.

Tash, wyruszymy na zakupy zaraz po zebraniu, obiecuję. Regina z pewnością będzie gadała i gadała. Czy to ja chrapię?

Lissa

 

Złożyłam kartkę wielokrotnie, aby zmieściła się w dłoni, a następnie podałam Natashy. Po kilku sekundach usłyszałam cichy chichot, prawdopodobnie w odpowiedzi na moją uwagę o chrapaniu. Pomyślałam sobie, że naśmiewanie się z Reginy jest cokolwiek szczeniackie, ale sprawiało nam przyjemność, zupełnie jakbyśmy wyrównywały niesprawiedliwość uczynioną przez matkę naturę przy obdzielaniu nas urodą, popularnością i wzrostem.

I Wreszcie Regina skończyła swoją przemowę. Uczniowie znów zaklaskali, a ja ze znużeniem spojrzałam na zegar.  Kwadrans do końca lekcji; zostało wystarczająco dużo czasu na jeszcze jeden referat. Zastanawiałam się, na kogo wypadnie, i miałam nadzieję, że nie na Natashę. Z jakiegoś powodu moja kipiąca energią i obyta towarzysko przyjaciółka bała się publicznych wystąpień. W czasie zebrań koła speleologów odzywała się tylko po to, by poprzeć kogoś innego.

-Zobaczmy, kto będzie naszym ostatnim referującym. -  Pani Zankler rozglądała się po klasie, a ja odwróciłam się, by dodać Natashy odwagi.

Skrzywiła się, przygotowana na najgorsze.

-Nasz ostatni dzisiejszy referat wygłosi -pani Zankler zamilkła i z namysłem potarła podbródek. Zamarłam na krześle w nadziei, że to nie będzie Natasha. -Hmmm... -Wzrok nauczycielki spoczął na kimś w ostatnim rzędzie. -Tak. Następny będzie Jake Zapanno. Uczniowie obejrzeli się, unosząc brwi. Było rzeczą znaną, że Jake nie wygłasza przemówień. Nie dlatego, że jest przerażony jak Natasha, lecz dlatego, że jest to poniżej jego godności, niewarte czasu i wysiłku. Może właśnie z tego powodu tak bardzo mnie pociągał. Byłam konformistką, a on buntownikiem. Podziwiałam go za to, że nie dbał o to, co myślą o nim inni.

Przyglądałam mu się wraz z resztą uczniów. Jasnokasztanowe dość długie włosy miał zaczesane na bok kształtnej twarzy o surowym wyrazie. W świetle jarzeniówek błyskał pojedynczy kolczyk w kształcie sztyletu. Jak zwykle trudno było odgadnąć, co Jake myśli. Co poczuł, gdy został wywołany do odpowiedzi? Co teraz zrobi? Z napięcia wstrzymałam oddech.

-Jake, może zechcesz wyjść na środek -powiedziała uprzejmie pani Zankler. Nie poruszył się, więc powtórzyła: -Jake?

Bardzo powoli rozprostował swoje długie nogi i wstał. -Czekamy, Jake -ponagliła go nauczycielka. –Przygotowałeś referat, prawda?

Jake skinął głową i wziął z pulpitu plik papieru. Nie uśmiechnął się, nie zmarszczył czoła. Nie drgnął żaden mięsień jego nieprzeniknionej twarzy.

-Więc wyjdź na środek i pozwól, że cię wysłuchamy - powiedziała pani Zankler stanowczo.

Ale on nie wyszedł na środek. Sięgnął po czarną skórzaną kurtkę, która wisiała na oparciu jego krzesła, narzucił ją na ramiona i wymaszerował z klasy, trzasnąwszy drzwiami.

Wszyscy uczniowie, nie wyłączając mnie, wstrzymali oddechy. Pani Zankler zbladła. Jej twarz spochmurniała. Zdumiona, spojrzałam na zamknięte drzwi, a potem na Natashę, która była równie zdziwiona jak ja.

-Nie do wiary -wyszeptała. -Po prostu wyszedł z klasy. Co za tupet.

-Święte słowa, Natasha -mruknęłam. -Jake'owi Zapannowi nie brak tupetu!

 

Rozdział 2

Punktualnie o trzeciej po południu Regina obwieściła:

-Niniejszym przywołuje się do porządku członków samorządu szkolnego koła speleologów. -Nie dysponując młotkiem przewodniczącego, walnęła pięścią w blat biurka pani Zankler. Nauczycielka, doradczyni koła, siedziała z tyłu klasy, przeglądając jakieś papiery. Skarbnik Pershing Thompson, sekretarz Vicki Brouwer i ja zajmowaliśmy miejsca w pierwszym rzędzie.

-Mam kilka wspaniałych pomysłów na nasz biwak - zaczęła Regina, gestykulując teatralnie. -I wprost nie mogę się doczekać, kiedy wam o nich opowiem.

-Jak ty coś wymyślisz, musi być super -powiedziała Vicki z zachwytem. Była wielbicielką Reginy, naśladowała jej sposób ubierania się, makijaż i fryzury. Niestety rezultat tych starań nie był zadowalający, bo Vicki nie grzeszyła urodą i zgrabną sylwetką, podczas gdy Regina była szczupła i ładna.

Perhsing podniósł rękę. Był to wysoki chudy chłopak, rozsądny i inteligentny.

-Sprzeciwiam się -oświadczył głośno, marszcząc czoło.

Regina i Vicki wymieniły spojrzenia, oznaczające, że uważają go za półgłówka.

-Jak możesz sprzeciwiać się zawczasu? -spytała Regina. -Zebranie dopiero się zaczęło!

-Mamy postępować zgodnie z regulaminem -stwierdził Pershing. -Na początku powinniśmy odczytać sprawozdanie z poprzedniego zebrania i przedyskutować zaległe sprawy. Nie zrobiliśmy tego. Dlatego zgłaszam sprzeciw.

-Sprzeciw odrzucony -gładko powiedziała Regina.

-Powinniśmy głosować -upierał się Pershing.

-Dobrze. -Regina westchnęła. -Niech wszyscy, którzy są za odczytywaniem nudnego sprawozdania i za dyskusją na temat zaległych spraw, podniosą rękę.

Nie podobał mi się jej władczy sposób bycia, a Pershinga lubiłam. Chociaż nie rwałam się do słuchania, jak Vicki odczytuje sprawozdanie, chciałam go poprzeć, ale nie miałam na to odwagi. Bałam się sprzeciwić Reginie i ściągnąć na siebie jej niełaskę. Zwykła mawiać: "Ja się nie złoszczę, ja się mszczę". I właśnie tak postępowała. Potrafiła zgnieść każdego, kto się jej przeciwstawił, sprawić, że stał się wyrzutkiem, nikim, śmieciem. A ja nie chciałam, żeby tak stało się ze mną.

Więc jedynym głosem za był głos Pershinga, a ja, wraz z Reginą i Vicki, głosowałam przeciw.

-Jak już wspomniałam -ciągnęła Regina z chełpliwym uśmieszkiem -mam kilka bajecznych pomysłów na biwak. Po pierwsze, uważam, że w sobotę wieczorem powinniśmy urządzić ognisko. Vicki może zabrać wzmacniacz i będziemy tańczyć pod gwiazdami! To wspaniała gimnastyka, nie wspominając już o romantycznym nastroju.

-Wspaniale -zachwyciła się Vicki.

-Tańce? -zapytał Pershing z przerażeniem. -Podczas wyprawy speleologów?

-Oj! Regina, sama nie wiem -wybąkałam słabo.- Chodzi mi o to, że będzie tylko pięciu chłopaków i siedem dziewczyn...

-I co z tego? Dziewczyny mogą tańczyć ze sobą. Ja oczywiście będę tańczyła z Brandonem, bo to mój chłopak.

-Więc możecie sobie tańczyć -powiedział Pershing. – Ale ja nie mam zamiaru. Nie ma mowy! I to jest sprzeciw, którego nie możesz odrzucić, pani przewodnicząca.

-Co o tym sądzisz, Lisso? -zapytała Regina.

Nie cierpiałam takich sytuacji. Desperacko szukałam jakiejś dyplomatycznej odpowiedzi.

-No, cóż -rzekłam w końcu. -Biwak i tańce to nie jest chyba idealne połączenie. Może wystarczy pieczenie kiełbasek i jakieś gry?

-To ma być wycieczka sportowa, a nie jakieś nudne przyjęcie - powiedziała Regina drwiącym tonem.

-Tak, wiem. Ale nawet sportowcy bywają zmęczeni - odparłam. -Po powrocie z jaskiń będziemy na pewno tak wyczerpani, że nikt nie będzie miał ochoty na tańce.

Ku memu zdumieniu, Vicki mnie poparła.

-Lissa ma rację -powiedziała, przygładzając rzadkie ciemne włosy. -Po czołganiu się w wilgotnych, zimnych dziurach zawsze bolą mnie nogi.

Stwierdziwszy, że jest odosobniona, Regina dała za wygraną.

-Macie rację. Brak wam krzepy, którą mamy ja i Brandon. Zamiast tańczyć, możemy opowiadać historie o duchach i zagrać w godzinę szczerości. Chcę zadać kilka wspaniałych pytań!

-Doskonały pomysł -Vicki rozpromieniła się. Pershing wywrócił oczami.

-Niech skonam! Miałem zamiar zaszyć się w moim poczciwym jednoosobowym namiocie.

-Skoro mowa o zaszywaniu się w namiotach -nawiązała Regina. -Pani Zankler poleciła mi zająć się przydzielaniem miejsc. Ona, jak zawsze, będzie spała w samochodzie. Będziemy mieli dwa średnie namioty i jeden duży, nie licząc jedynki Pershinga. Zadecydowałam, że czterej pozostali chłopcy będą spać w jednym ze średnich namiotów, a cztery dziewczyny w drugim. Ponieważ piastowanie stanowisk w samorządzie wiąże się z dodatkowymi przywilejami, Vicki, Lissa i ja weźmiemy duży namiot.

-Och, fantastycznie! -pisnęła Vicki. -Dzięki ci, Regino.

Serce mi pękało. Dzielenie namiotu z Reginą było ostatnią rzeczą, jakiej pragnęłam. Poza tym jedynym sposobem, by namówić Natashę na udział w biwaku, było obiecanie jej, że będziemy spały w jednym namiocie, i nie mogłam teraz cofnąć obietnicy.

Zebrałam się na odwagę i powiedziałam:

-Przepraszam cię, Regino, ale już obiecałam Natashy, że będziemy w tym samym namiocie.

-Natasza nie należy do zarządu -odparła chłodno Regina.

-Tak, wiem, ale to moja najlepsza przyjaciółka i...

-Chcesz powiedzieć, że nie masz ochoty być ze mną i z Vicki? -zapytała, mrużąc ciemne oczy.

-Och, nie. Oczywiście, że nie. Doceniam twoje zaproszenie, ale Regina znów mi przerwała.

-W takim razie jest ustalone. Ty, Vicki i ja bierzemy duży wygodny namiot.

-Będzie fantastycznie, prawda, Lisso? -paplała Vicki z zachwytem.

-Prawdę powiedziawszy...

Regina zmierzyła mnie wzrokiem.

-Naprawdę chciałabym cię mieć w zespole, Lisso. Tak świetnie do nas pasujesz. Nie lubię podejmować błędnych decyzji. Podoba ci się, że jesteś w samorządzie, prawda?

-Jasne. Ale chodzi mi o to...

-O co?

Po prostu powiedz prawdę, napomniałam siebie. Powiedz jej, gdzie sobie może wsadzić swój duży wygodny namiot. Dlaczego tak się jej boisz? Co może ci zrobić poza tym, że pozbawi cię tej odrobiny popularności?

Poddałam się.

-O nic -odrzekłam z wymuszonym uśmiechem.- Jasne, że będę w twoim namiocie. Nie mogę się już doczekać.

-Wiem, co czujesz -powiedziała uradowana Vicki. Jakoś w to powątpiewałam.

Pershing zauważył, że odbiegamy od tematu, więc powróciliśmy do omawiania szczegółów wycieczki. Ja jednak nie brałam udziału w dyskusji. Zastanawiałam się, jak mam poinformować Natashę o sytuacji z namiotami, gdy nagle poczułam coś bardzo dziwnego. Zaczęłam odczuwać łaskotanie na karku, a szósty zmysł podpowiedział mi, że ktoś mi się przygląda.

Obejrzałam się ukradkiem i stwierdziłam, że nie jest to pani Zankler, wciąż zajęta poprawianiem jakichś prac. Zerknęłam na drzwi i wstrzymałam oddech. Ktoś zaglądał przez małe okienko. Znajoma twarz Jake'a Zapanna! Cóż on tu, na Boga, robił?

Musiałam się dowiedzieć. Zerwałam się z miejsca.

-Muszę wyjść! -krzyknęłam.

Wszystkie oczy skierowały się na mnie.

-Dokąd? -spytała Regina.

-Och... do ubikacji.

-Naprawdę, Lisso! -Zmarszczyła czoło. -Nie możesz poczekać? Mamy tu ważne zebranie.

-Bardzo ważne -poparła ją Vicki i także zmarszczyła czoło.

-Nie mogę czekać -odparłam, pędząc ku drzwiom. - To bardzo pilne!

Gdy wypadłam na korytarz, Jake'a już tam nie było, ale spostrzegłam ciemne ubranie znikające za rogiem. Pomyślałam, że to może być Jake, i rzuciłam się biegiem.

-Hej! Zaczekaj!

Gdy wybiegłam za róg, zobaczyłam Jake' a, oddalającego się korytarzem.

-Jake, zaczekaj! Chcę z tobą porozmawiać! -krzyknęłam.

Udawał, że mnie nie słyszy, i szedł dalej. Zupełnie, jakbym nie istniała. Żadnego poszanowania dla mojej skromnej osoby. Rozwścieczona, w...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin