Swiat studni #2 Wyjscie - CHALKER JACK L_.txt

(678 KB) Pobierz
CHALKER JACK L.





Swiat studni #2 Wyjscie





Uuk Quality Books



JACK L. CHALKER





Przeklad: Michal Rusinski

Tytul oryginalu Exiles At The Well

Of Souls





Czas Ksiazka sklada sie z wielu odrebnych epizodow, ktore lacza ze soba perypetie kilkorga glownych bohaterow. Zmieniaja sie, i to szybko, uczestnicy akcji, wydarzenia nastepuja po sobie w szybkim tempie. Czytelnik przywykly do tradycyjnego pojmowania wszechswiata, ludzi, stworzen, ksztaltow i zwiazanej z tym narracji moze miec niejakie trudnosci z wyobrazeniem sobie bytow i umiejscowieniem zdarzen w czasie i w przestrzeni. Dlatego wlasnie powinien pamietac, ze zmiana planu zachodzi rownolegle z poprzedzajaca ja akcja, i to niezaleznie od wielosci takich zmian. Dzieje sie tak, dopoki nie pojawia sie znowu pierwotne postaci. Taki uklad moze sie wydawac zbyt skomplikowany, jednakze w trakcie lektury nie powinien nastreczac klopotow.



Laboratoria Gemezjun, Makewa

Nie to bylo dziwne, ze laborantka Gilgama Zindera miala konski ogon; naprawde zdumiewajace bylo to, ze ona sama nie widziala w tym najwyrazniej niczego dziwnego czy niezwyklego.

Zinder byl wysokim, chudym, raczej ponurym facetem o szpakowatych wlosach i dlugiej, siwiejacej capiej brodce. Z tym wygladem sprawial wrazenie starszego niz byl naprawde i bardziej wyczerpanego. Rowniez jego szaroniebieskie oczy, zaczerwienione i okolone ciemna obwodka, zdradzaly przepracowanie. Nie mial glowy do jedzenia przez ostatnie dwa dni, a o snie nie bylo co marzyc.

Samo laboratorium tez wygladalo dosc niezwykle. Zaprojektowano je w ksztalcie amfiteatralnym, z okraglym podnoszonym podium, wystajacym jakies 40 centymetrow ponad zwykla podloge, i sluzacym za scene. Nad nim zawieszono urzadzenie przypominajace dzialo, zakonczone niewielkim zwierciadlem, z ktorego wystawalo w srodku cienkie ostrze.

Wzdluz scian aparature obiegala galeryjka. Zapewniala ona dostep do tysiecy zamontowanych na nich wskaznikow, przelacznikow i zegarow, migajacych swiatelkami, a takze do czterech rozmieszczonych w rownych odstepach tablic rozdzielczych. Przed jedna z nich wlasnie zasiadal Zinder; przy pulpicie naprzeciwko siedzial znacznie od niego mlodszy mezczyzna w polyskliwym ochronnym kombinezonie, ktory kontrastowal ze strojem laboratoryjnym Zindera, sprawiajacym wrazenie zeszlowiecznego.

Kobieta stala na okraglym podescie i wygladala dosc zwyczajnie. Jej troche zbyt obfite i obwisle ksztalty pani przed czterdziestka prezentowalyby sie pewnie znacznie lepiej w odpowiednim opakowaniu niz w stroju Ewy.

Gdyby nie ten konski ogon, dlugi i bujny.

Popatrzyla w gore na obu mezczyzn z odrobina zdziwienia i zniecierpliwienia.

-No dobra, dajcie spokoj! - zawolala. - Moze byscie cos wreszcie zrobili? Tu jest naprawde zimno.

Ben Julin, mlodszy badacz, usmiechnal sie i przechylil przez balustrade.

-Pomachaj jeszcze chwileczke ogonem, Zetta. Szybciej nie mozemy! - zawolal dobrodusznie.

I rzeczywiscie, stala tam, machajac ogonem, jakby chciala w ten sposob rozladowac frustracje.

-Naprawde nie widzisz roznicy, Zetta? - spytal Zinder swoim cienkim, piskliwym glosem.

Popatrzyla zdziwiona, a potem przesunela dlonmi po ciele, nie omijajac ogona, jakby chciala sprawdzic.

-Nie, doktorze Zinder. Niczego nie zauwazylam. Dlaczego mialabym... Czy cos sie we mnie... zmienilo? - odpowiedziala niepewnie.

-Czy wiesz, ze masz ogon? - podsunal Zinder.

Zrobila zdumiona mine.

-Oczywiscie, ze wiem - odpowiedziala takim tonem, jakby posiadanie konskiej kity bylo czyms najnormalniejszym w swiecie.

-I nie masz wrazenia, ze jest to... no... dziwne, czy niezwykle? - wtracil Ben Julin.

Teraz kobieta wygladala na naprawde zmieszana.

-Nie, dlaczego, oczywiscie, ze nie. Dlaczego mialabym sie temu dziwic?

Zinder rzucil spojrzenie swojemu asystentowi, pietnascie metrow na druga strone laboratorium.

-Ciekawa ewolucja - zauwazyl.

Julin kiwnal glowa.

-Kiedy zrobilismy miske fasoli czy zwierzatko laboratoryjne, wiedzielismy mniej wiecej, na co nas stac, ale nie sadze, bym sie spodziewal czegos takiego.

-Przypomnij sobie teorie - podsunal Zinder.

Julin kiwnal znowu.

-Zmieniamy prawdopodobienstwo w polu. To, co sie dzieje z czyms czy kims w polu, jest przez obiekt odczuwane jako normalne, poniewaz zmienilismy rowniez jego podstawowe rownanie utrzymujace rownowage. Fascynujace. Gdybysmy mogli rozszerzyc skale eksperymentu... - Urwal, zafascynowany perspektywa.

Zinder zamyslil sie.

-Tak, to prawda. Cala populacja moglaby doznac przemiany, ktorej nigdy by nawet nie dostrzegla. - Odwrocil sie i jeszcze raz rzucil okiem na kobiete z ogonem.

-Zetta? - zawolal. - A czy wiesz, ze my nie mamy ogonow? Ze nikt z naszych znajomych nie ma ogona?

Przytaknela bez wahania.

-Tak, wiem, ze wydaje sie to wam niezwykle. Ale w koncu o co ten caly halas? Przeciez wcale nie probuje sie z nim kryc.

-Czy twoi rodzice maja ogony, Zetta? - spytal Julin.

-Oczywiscie, ze nie! - odparla. - Powiedzcie mi wreszcie, o co tu w tym wszystkim chodzi!

Mlodszy uczony znowu popatrzyl w strone swego starszego kolegi.

-Bedziemy to jeszcze ciagnac? - spytal.

Zinder lekko wzruszyl ramionami.

-A dlaczego nie? Pewnie, najchetniej zrobilbym badanie glebinowe i przekonal sie, jak daleko mozna pojsc, ale jezeli mozemy to zrobic raz, to mozemy to robic kiedykolwiek. Sprawdzajmy lepiej po kolei.

-Dobra - zgodzil sie Julin. - Od czego zaczniemy?

Zinder zastanawial sie przez chwile. Potem nagle siegnal reka i dotknal tablicy obok zaglebienia mieszczacego mikrotelefon.

-Obie? - powiedzial do mikrofonu.

-Slucham, doktorze Zinder? - odpowiedzial glos komputera, mieszczacego sie za scianami galeryjki. Taki sobie przyjemny, fachowy i... ludzki... tenor.

-Zauwazyles, ze obiekt nie dostrzegl, bysmy go w jakikolwiek sposob zmienili?

-Owszem - przyznal Obie. - Czy chcesz, zeby odczula zmiany? W takiej sytuacji rownania nie sa juz takie stabilne, ale na pewno nie puszcza.

-Nie, nie, w porzadku - odparl Zinder pospiesznie. - A co sadzisz o postawie bez zmian w psychice? Czy to mozliwe?

-Znacznie mniejsza zmiana - odpowiedzial komputer. - Ale wlasnie dlatego latwiejsza do przeprowadzenia i latwo odwracalna.

-A wiec dobrze, Obie. Wprowadzilismy konia do macierzy systemu, masz wiec calego konia i cala Zette.

-Konia juz nie mamy - zauwazyl Obie.

Zinder westchnal ze zniecierpliwieniem.

-Ale przeciez masz jego dane? Przeciez stad sie wzial ten ogon, prawda?

-Tak, doktorze - odpowiedzial Obie. - Znowu sie przekonalem, ze nie zawsze trzeba brac wszystko doslownie. Przepraszam.

-W porzadku - uspokoil Zinder maszyne. - Pomysl no, a moze bysmy sie wzieli do czegos wiekszego? Czy masz w pamieci slowo i opis centaura?

Obie zastanawial sie najwyzej milisekunde.

-Tak. Przy takiej przemianie trzeba by sie jednak troche napracowac. Poza wszystkim sa takie kwestie, jak system wewnetrznego transportu plynow ustrojowych, systemu naczyn krwionosnych, dodatkowych polaczen nerwowych itp.

-Ale moglbys to zrobic? - wtracil Zinder pospiesznie, troche zaskoczony.

-O tak!

-Ile by to trwalo?

-Dwie do trzech minut - odpowiedzial Obie.

Zinder wychylil sie przez barierke. Dziewczyna z ogonem nerwowo krecila sie na podescie, wyraznie zirytowana sytuacja.

-Asystent Halib! Prosze przestac sie miotac i wrocic na srodek kregu! - skarcil ja. - Jestesmy juz prawie gotowi, a ty zglosilas sie do doswiadczen dobrowolnie.

-Przepraszam, doktorze - odpowiedziala z westchnieniem i stanela w zaznaczonym miejscu.

Zinder popatrzyl na Julina.

-Na moj znak! - zawolal, a tamten potwierdzil skinieniem glowy.

-Teraz!

Mala lustrzana tarcza pod sufitem poruszyla sie, maly szpic posrodku skierowal sie w dol i nagle caly krag ponizej zalala bladoblekitna poswiata, ktora opalizowala na obrysie ciala kobiety. Wydawalo sie, ze zastygla, niezdolna do najmniejszego ruchu. Potem nagle jej obraz zamigotal, tak jakby byl wyswietlony na niewidocznym ekranie, a wkrotce zniknal zupelnie.

-Znane nam rownanie utrzymujace rownowage obiektu zostalo zneutralizowane - powiedzial Julin do automatycznej sekretarki. Spojrzal na Zindera.

-Gil? - zawolal, lekko zdenerwowany.

-No? - mruknal Zinder, myslac o czyms innym.

-A co bedzie, jezeli nie sprowadzimy jej z powrotem? To znaczy... jesli ja po prostu zneutralizowalismy? - powiedzial Julin nerwowo. - Czy ona bedzie istniec, Gil? Czy kiedykolwiek jeszcze zaistnieje?

Zinder oparl sie w fotelu, zastanawiajac sie.

-Nie, w takim razie przestalaby istniec - powiedzial. - Co sie tyczy innych spraw... no coz, spytamy Obiego. - Pochylil sie i wlaczyl linie komputera.

-Tak, doktorze? - dobiegl ich spokojny glos maszyny.

-Nie zaklocam procesu, prawda? - spytal Zinder ostroznie.

-O, nie - odparl komputer pogodnie. - Zajmuje sie tamta sprawa jedna osma mojego potencjalu.

-Czy mozesz mi wyjasnic: gdyby obiekt nie zostal powtornie ustabilizowany - czy moglby w jakis sposob istniec? Czy kiedykolwiek ta dziewczyna bedzie jeszcze istniala?

Obie sie zastanawial.

-Nie, oczywiscie, ze nie. Stanowi ona mniejsza czesc podstawowego rownania, oczywiscie, nie mogloby to wiec wplynac na rzeczywistosc taka, jaka znamy. Nastapilyby jednak zmiany dostosowawcze. Byloby tak, jakby jej po prostu nigdy nie bylo.

-W takim razie: co by bylo, gdybysmy zostawili ja z ogonem? - wtracil Julin. - Czy wszyscy wiedzieliby, ze ona ma ogon?

-Dokladnie - potwierdzil komputer. - Poza wszystkim musi miec przeciez powod do istnienia, w przeciwnym razie rownania sie nie zrownowaza. Ale i w tym przypadku nie mialoby to zadnego wplywu na ogolne rownanie.

-A co mogloby to rownanie zaklocic? - zapytal siebie Zinder, zaslaniajac mikrofon, a potem wrocil do indagacji. - Powiedz mi, Obie, jezeli j...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin