Anna Boże Wychowanie II.rtf

(1008 KB) Pobierz
Anna - BOŻE WYCHOWANIE -

Anna - BOŻE WYCHOWANIE -

  

WPROWADZENIE DO CZĘŚCI II

 

Niniejszy tom jest kontynuacją tematu Bożego wychowania do współpracy w dziele zbawiania świata, rozpoczętego książką “Boże wychowanie" (wyd. przez Wydawnictwo WAM) obejmującą okres od 1967 do 1985 roku. Rozmowy z Panem zawarte w II tomie pochodzą z lat 1986—1989.

W roku 1986 Pan nawiązywał do przygotowywania do druku książki “Pozwólcie ogarnąć się Miłości", a także do różnych spraw aktualnych.

Od roku 1987 okoliczności i charakter modlitw zaczęły się zmieniać: oprócz kontynuowania moich rozmów osobistych z Panem, modliłam się w niewielkiej grupie domowej. Jej skład podlegał powolnym zmianom. Na tych wspólnych spotkaniach Pan ukazywał nam czasem, jak Jego słowami możemy się dzielić z innymi. Dotyczyło to także niektórych słów kierowanych do mnie osobiście. W ten sposób obie formy modlitwy uzupełniały się.

Niektórzy z uczestników stopniowo angażowali się bardziej we wspólną pracę. Polegała ona przede wszystkim na zapisywaniu tego, co Pan mówił podczas naszych modlitw, oraz na przepisywaniu notatek na maszynie (lub komputerze) dla uczestników spotkania. Słowa Pana uważaliśmy za tak wspaniałe i pomocne dla wielu, że niektórymi tekstami (fragmentami) dzieliliśmy się z przyjaciółmi, proszącymi o to. Zauważyliśmy też, że niejednokrotnie słowa Pana skierowane do nas jako do wspólnoty lub tylko do mnie stawały się pomocne także innym ludziom. Pan potwierdził nasze wnioski i zapewnił, że czytaniu Jego słów przez inne osoby towarzyszyć będzie Jego łaska.

Z tego też względu zaczęliśmy przepisywać niektóre teksty zanotowane przeze mnie w poprzednich latach. Opracowaliśmy w ten sposób zestaw tekstów, który mógłby być wykorzystany np. w grupach modlitewnych, i kilka innych, krótszych zestawów. Ktoś z przyjaciół zrobił niewielką liczbę ich odbitek.

Czytając te wybrane notatki z naszych spotkań zauważyliśmy, że Pan nas wychowuje. Nasze rozmowy z Nim stawały się coraz bardziej bezpośrednie. Pan pytał, co nas trapi, odpowiadał na nasze pytania. Każdy z uczestników zwracał się bezpośrednio do Niego, jedynie odpowiedź wypowiadana była przeze mnie. Zdarzało się nawet, że Pan włączał się w naszą rozmowę nie czekając, aż się do Niego zwrócimy. Spostrzegliśmy także, że te wspólne modlitwy spowodowały zmiany w nas samych.

W roku 1988 Pan zechciał spotkać nas ze swoją Matką. Niekiedy Pan jak gdyby “ustępował Jej miejsca", aby to Ona do nas mówiła. Doświadczyliśmy współdziałania Maryi w wychowywaniu nas dla Boga. Maryja rozmawiała z nami przede wszystkim jako Matka, choć czasem także jako nasza Królowa (Królowa Polski).

Moja choroba (reumatoidalne zapalenie stawów) poczyniła w roku 1988 takie postępy, że pod koniec tego roku niemal zupełnie przestałam pisać sama. W roku 1989 zapisywane były niemal wyłącznie tylko te rozmowy-modlitwy, które były prowadzone wspólnie.

Kilka z tekstów, o których rozmawialiśmy szerzej z Panem, zamieściliśmy w dodatku do książki. Ponadto pragniemy zaznaczyć, że imiona niektórych osób zostały zmienione.

W lipcu roku 1994, gdy zdecydowaliśmy się wspólnie rozpocząć prace nad przygotowaniem II tomu “Bożego wychowania" i prosiliśmy o siły i światło — dziękując za nie z góry — Pan tak zaczął rozmowę:

— A może i Mnie zaprosilibyście do współpracy?

I wyjaśnił:

— Chcieliście zapytać o to, czego pragnę w II tomie “mojego wychowania". Zaproponowaliście podtytuł: “Pan gromadzi wspólnotę". To jest główny mój zamiar. Ale zaznaczcie, że nie wszyscy do tej wspólnoty przylgnęli, natomiast ci, którzy w niej pozostali, zaczęli Mi bardzo szybko służyć. Czyż nie tak, synu?

— Chyba tak, Panie.

— I to z własnego wyboru — odpowiadamy.

— Jak mamy delikatnie określić, że ktoś odszedł? — pytamy.

— Ja dobierałem wspólnotę taką, jaką Ja chciałem osobiście prowadzić. A wy wspomagaliście bardzo wiele osób.

Chciałbym, żebyście korzystali z wszystkich tekstów, które w tym czasie dawałem wam: tekstów dotyczących tak spraw mojego Kościoła i ludu Bożego, jak i spraw waszego narodu i jego obowiązków względem sąsiadów. (Pan)

— Rozumiem, a więc również zwykła współpraca na co dzień — upewnia się jeden z nas.

— Zwykła? Nie — Pan poprawia z uśmiechem.

— Przepraszam, pewnie, że niezwykła.

— Czy nie zauważacie w niej mojego pragnienia powrotu do czasów przyjaźni z moimi psalmistami, prorokami, a później apostołami, mojego ojcowskiego pragnienia przestawania z wami jak z prawowitymi dziećmi — którymi jesteście?

— Tak, widzimy to, Panie. I widzimy, że pragniesz nauczyć bezpośredniości i szczerości w rozmowie wszystkich, którzy będą czytali Twoje słowa.

— Pragnę nauczyć ich dużo więcej. Dlatego włączajcie (do II tomu “Bożego wychowania...") teksty dotyczące spraw ogólnych, a także spraw i problemów drobnych, z życia powszedniego poszczególnych ludzi. Bo Ja pragnę być przyjacielem waszym w każdej minucie doby, na co dzień, w życiu takim, jakie macie: pracowitym, żmudnym, mozolnym — zwłaszcza dla kobiet (dodaje Pan z uśmiechem). Pragnę być waszą radością i waszą nadzieją w latach bez radości i bez nadziei.

Czy macie jeszcze jakieś pytania? (Pan)

— W 1988 roku zaczynają się rozmowy z Twoją Matką, Panie. (...) Czy je uwzględnić? Może nie odpowiadają dokładnie tytułowi, ale przecież w tych rozmowach Maryja nas wychowuje — Tobie, a czasem jest obecna razem z Tobą i również mówi z nami, a więc...

— Nie rozdzielajcie Jezusa i Maryi (...). Chodzi Mi o bezpośrednie, poufałe nasze przestawanie ze sobą. Chcę, aby w tym tomie ujawniło się moje pragnienie zawarcia przyjaźni z człowiekiem. A szerzej je przedstawicie w następnym, trzecim tomie “Bożego wychowania..." (“Pan wzywa do przyjaźni każdego człowieka"). (...)

Po skończeniu pewnego etapu pracy (po kilku dniach) Pan powiedział:

— Moje dzieci, moi kochani przyjaciele. Jakże Ja was kocham. Przyjmijcie moje błogosławieństwo i pozostańcie w pokoju. +

— To wszystko jest dowodem, jak stale blisko nas jesteś (każdego z nas, ludzi) — mówimy, mając na myśli słowa Pana zapisane w tej książce, i ciesząc się, że wiele osób może przekona się dzięki jej lekturze, jak bardzo są kochani przez Boga i jak blisko nich jest Bóg.

Pan odpowiada słowami z Ewangelii: “Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i będziemy u niego przebywać." (J 14, 23)

Anna z przyjaciółmi

 

Anna - BOŻE WYCHOWANIE -

VI

ROK 1986

 

Waszą drogą jest wiara i ufność

 

Nie pisałam aż do 5 I 1986 r.

— Jestem przy tobie, Anno. Jakiż byłby twój wybór, gdybyś Mnie widziała, jaki jestem? A nawet jaki byłem, Jezus z Nazaretu? Waszą drogą jest wiara i ufność, gdy już uwierzycie. Tylko wtedy możliwe jest życie w wolności, swobodny wybór wedle własnej waszej woli: wybór zarówno rozumu, jak i waszej natury cielesnej. A wy tak bardzo pragniecie, abym was skrępował i zniewolił. Jakaż wtedy byłaby wasza radość? Pomyśl tylko. Istniał jeden jedyny zakaz dotyczący jednego drzewa w ogromnym ogrodzie. Jakaż to mała próba, prawda? A jednak człowiek nie mógł go znieść. Musiał przeciwstawić mu się i przeprowadzić swoją wolę: sprawdzić, co stanie się, jeżeli ten zakaz przekroczy...

Wy też ciągle sprawdzacie, czy będziecie szczęśliwi odrzucając rady i wskazówki moje. Odpowiedz Mi więc, czy jesteście szczęśliwi?

— Nie, cała ziemia jest nieszczęśliwa. Im bardziej odchodzimy od Twoich przykazań, Panie, tym jest gorzej.

— Widzisz sama, że moje Przykazania dałem wam, abyście byli szczęśliwi. Dałem wam też Błogosławieństwa, aby wam zapalić światła na drodze, a Księgi moje (Pismo święte) pełne są moich słów.

Cieszę się, że zabrałaś się, Anno, do wyboru tych słów moich, które mówią wam o mojej miłości do was, miłosierdziu, litości, opiece, pomocy i stałej trosce; również tych, które objawiają wam mój stosunek do was, moją naturę w stosunku do potrzeb człowieka. Spisuj je dalej. Tobie są potrzebne, a także przydadzą się innym, kiedy je rozpowszechnimy.

— A czy to nastąpi?

— Owszem, życzę sobie tego. I szukaj wśród słów proroków moich, w psalmach i w słowach Jezusa, a później — Jego apostołów. Nie jestem zmienny. Zawsze trwam w miłosierdziu względem was. Te fragmenty znajduj i notuj. Kolejność i układ nie jest ważny; w tym ci pomogę później. Notuj i nie zniechęcaj się, bo to jest obraz mój widoczny i żywy. W nim zobaczysz Mnie prawdziwego, istotę natury mojej. Poznasz Mnie też lepiej. To moja pomoc dla ciebie.

 

21 II 1986 r., piątek

Wczoraj skończyłam całość. Pomogły mi dwie dziewczyny. Co to jest, kiedy dwie osoby pracują! Tak wiec całość już jest gotowa do odbicia. Teraz Pan musi pomóc — ja zrobiłam to, co mogłam.

— Proszę Cię, Panie, powiedz, czego sobie życzysz ode mnie i od ojca Jana. Myślałam o przekładach. Czy nie powinna książka “Pozwólcie ogarnąć się Miłości" dotrzeć najpierw do najbardziej zagrożonych? A może Ty, Panie, zmieniłeś plany? Może nie będzie wojen ani kataklizmów?

— Moja córko, cieszę się, że zwracasz się do Mnie. Anno, nie wierz w siebie, wierz we Mnie. Pewna bądź, że na sobie, a także na ludziach nie umocnionych we Mnie zawiedziesz się po wielekroć i dlatego nie pokładaj swojej nadziei w tym, co ludzkie, a tylko i wyłącznie we Mnie. Ja jestem pewnością waszą. Dlatego przestań się też martwić twoim stanem, bo Ja o nim wiem. Powiedziałem ci dzisiaj: “Chory idzie do lekarza, ale do ciężko chorego i słabego lekarz przychodzi, a gdy stan jest bardzo zły — nawet pozostaje przy nim". Ja jestem lekarzem doskonałym. Poddaj się więc moim stara­niom w zupełnym spokoju. Objawy choroby: grzech lub przewinie­nie, budzą twoją odrazę i smutek tym, że istnieją. Tymczasem dla lekarza są one ważne, bo wskazują punkty zapalne organizmu; wtedy może go uleczyć. Bądź spokojna, Ja czuwam tak, jak ty dbasz o moje sprawy. Obiecałem ci pomoc, ufaj Mi.

Pragniesz mojej odpowiedzi. Posłuchaj, córko. Sama widzisz, co się z wami dzieje. Już lęk przed zagrożeniem jest powszechny w świecie. Miliony ludzi czują się śmiertelnie zagrożone, a spójrz, ilu jest takich, którzy nadal straszą i bawią się przerażeniem ludzkim, świadomie pragnąc je “wygrać" dla własnych korzyści.

— Może chodzi im o dobro ich narodu?

— U takich ludzi, Anno, dobro narodu łączy się nierozdzielnie z ich własnym wyniesieniem, korzyścią i władzą. Nieprzyjaciel wasz opanował tych przede wszystkim, którzy posiadają władzę — i oni będą dążyć do celu swego pana, bo są w jego mocy. Sugestie szatana są perfidne i oparte na znajomości natury człowieka. Ten jedynie nie ulega mu, który ukrywa się za Mną i Mnie swoje bezpieczeństwo powierza. Róbcie to jak najczęściej, nie tylko w swoim imieniu. Oddawajcie Mi los świata, poszczególnych narodów i osób. Ci ocaleją, którzy do Mnie garnąć się będą. Wiecie przecież, że ja uratować pragnę każdego i nigdy nikogo nie odrzucę. Lecz jeśli Mnie znać nie chcą, nie mogę ich złej woli przełamać, bo macie prawo wyboru i słowa moje znacie. Nie jesteście więc nieświadomi, a tym samym — niewinni. Zwłaszcza rasa biała, która narzuciła swój prymat innym i w swojej pysze nie przyjmuje prawdy mojej, ale głosi Ją innym ludom, świadcząc o Mnie swoją postawą — fałszywie. Nie wierzy ani we Mnie, ani w żywą, aktywną obecność niezliczonych zastępów duchów buntu, zła i nienawiści, które pracują intensywnie nad waszą zgubą. A wy dajecie im posłuch i wolą opowiadacie się za nimi. Świadczą o tym wobec Mnie wasze wysiłki, słowa i czyny. Czytasz, słyszysz i oglądasz dzień po dniu narastające — niepokojące was — ujawnienia się działań nikczemnych i zbrodniczych. A plany, dążenia i usiłowania znam Ja i wiem, iż doprowadzą one do rezultatów, które przerażą nawet tych, którzy chcieli się bezkarnie posługiwać zbrodnią Kaina.

Ja obiecałem wam uratowanie ziemi. Dla was, ufających Mi, uczynię to. Nie zawiodę was. Lecz skutki morderczych pragnień ludzkich wyładują się na tych, którzy je zaplanowali dla innych. Tym razem chodzi o moją ziemię; szatan pokusił się na zamach na moje dobro — ofiarowane wam. Dlatego Ja wystąpię w obronie waszej, stosując moc moją do ogromu zła wywołanego przez was z zasobów, które oddaje w wasze ręce nieprzyjaciel wasz. Dlatego cała planeta będzie przeciw wam. Już obraca się przeciwko człowiekowi, który nadużył swego prawa dzierżawcy. Lecz to was nie trwoży i nie hamuje, więc dam wam takie leki, które obezwładnią zbrodnicze ręce i spętają grozą zadufanych w swoją potęgę i ślepych. To jest moja odpowiedź na twoje pytanie.

Wiesz też, że wobec niej odpowiedzią waszą musi być działanie: współpraca ze Mną w ratowaniu świata, a później w usuwaniu zniszczeń i leczeniu ran. Słowa mojej przyjaźni i łaskawości (“Pozwólcie ogarnąć się Miłości") powinny być znane; wiesz, bo mówiłem ci, że nie odrzucam nikogo. Dlatego czyń to, co możesz, aby przekłady powstały i dotarły do zagrożonych. Lecz jeśli dotrą do nich w waszym języku, to wystarczy — o ile zostaną przyjęte z takim zaufaniem (do słów Pana) i miłością do innych narodów, że wzbudzą pragnienie udzielenia im mojego wezwania. Tak więc daję szansę współpracy i dzielenia się Mną nie tylko tobie, lecz wielu — o ile tego zapragną. Od ich gorliwości i braterskiej miłości zależeć będzie pomoc moja. Bo Ja tak bardzo uzależniam się od waszej woli, tak szanuję wolność waszą i respektuję prawo, które wam nadałem.

Zwróć uwagę Janowi (chodzi o ojca Jana Siega TJ z Krakowa), Anno, że zbiór moich wezwań do was (“Słowa Pana") też temu służy i powinien być znany, lecz niekoniecznie w całości, a wedle potrzeby i rozeznania waszego. Nie wszyscy zawrą przyjaźń ze Mną, jednak każdy powinien mieć możność poznania głosu mojego w tych krótkich apelach, w których wołam do was.

“Słowa Pana" do Polaków zostały opublikowane w r. 1993 przez Apostolstwo Miłosierdzia Bożego w książeczce “Słowa Jezusa Chrystusa do polskiego narodu" (wyd. II).

 

Dopiero twoja zdecydowana wola pozwala Mi na dysponowanie twoją osobą

 
26 II 1986 r., środa, Warszawa

— Przekaż ojcu Janowi, córko, że cieszy Mnie, iż chce dopomóc Mi w moich planach ratowania i odrodzenia waszego kraju. Teraz weź nową kartkę i pisz.

Napisałam list do o. Jana. Pan skierował do niego m.in. następujące słowa:

— Uradowałeś Mnie, synu, swoją decyzją i wiem, że zdania swojego nie zmienisz. Rzeczywiście, pragnąłem cię mieć pracującego w mym dziele, lecz dopiero twoja zdecydowana wola pomagania Mi pozwala Mi na dysponowanie twoją osobą.

Nie spiesz się, synu; działaj powoli i rozważnie. Bo nie od ilości osób, lecz od ich predyspozycji, dobrej woli, ofiarności, pokory i pełnego zrozumienia moich planów zależeć będzie skuteczność ich działania; a także od szczerości i bezinteresownej miłości do swego kraju. Rozumiesz, synu, że wszelkie partykularne interesy mogą zniekształcić moje plany: moje, gdyż z mojej woli przekazane wam. (...)

Pragnąłbym, abyś nie ograniczał się do jednego środowiska, a przeciwnie, wśród osób, które uważasz za odpowiednie, znajdź przedstawicieli różnorodnych gałęzi wiedzy z rozmaitych zakonnych i świeckich stowarzyszeń. Są Mi potrzebni nieliczni, lecz głęboko rozumiejący moją miłość i łaskę dla was, moją troskę o to, aby wewnętrzne tarcia i animozje nie zniweczyły lub nie zmąciły prawdziwego braterstwa wśród tych, których dopuścić pragnę do udziału w tej pracy.

Proszę cię więc, patrz nie tylko na rozum i umiejętności, a na bezinteresowność, czystość uczuć i brak ambicji osobistych i żądzy władzy, a także na znajomość historii, tradycji, kultury i na najgłębsze pragnienia twoich rodaków, bo na nich — nie przeciw nim — buduję moje dzieło. Pragnę, by ono jednoczyło was i podnosiło ku Mnie, by stało się waszym szczęściem i okazją do powiększenia dobra, miłosierdzia i współodczuwania pośród was całego waszego narodu. I nie tylko w Krakowie widzę odpowiednich ludzi, lecz w wielu waszych miastach. Pomyśl, synu, o Lublinie, Wrocławiu, Toruniu, miastach Wybrzeża i waszej stolicy, tak bardzo teraz gnębionej przez władze wasze. Nie wszystko musisz zrobić sam i Ja cię przynaglać nie będę, lecz czas już, abyście wiedzieli, co wam przygotowałem i zapoznawali się z treścią planów moich. (...)

Błogosławieństwo moje daję tobie i tym, którzy przez ciebie przyjmą te plany ratunku z miłością i sercem ochoczym. Masz też, synu, opiekę moją, a twoja roztropność niech strzeże powierzone ci prace, aby nie trafiły w ręce niegodne. Jeśli ty pozostaniesz w łączności ze Mną, nic złego zagrozić wam nie może, bo daję ci straż moją i pomoc.

 

Dla każdego z was mam inną miarę - wedle jego możliwości

 

8 III 1986 r., sobota, Warszawa

— Panie! Nie mam żadnego wytłumaczenia i nie chcę się usprawiedliwiać. Gorszej sługi nie masz i z pewnością mieć nie będziesz. Przykro mi, że rozmawiasz z kimś, kto tak jak ja nie umie ocenić Twojej dobroci i wyjątkowej łaski. I nie pyta Cię, czy czegoś nie życzysz sobie, jak robiłby to — codziennie — każdy uczciwy i obowiązkowy sługa.

— Anno. Zbyt mało wierzysz w moją moc, a zbyt dużo w siłę nieprzyjaciela waszego. Może on rzeczywiście szkodzić wam wtedy, gdy uwierzycie, że nie możecie go pokonać. On to wam bezustannie sugeruje — ale waszą winą jest dawanie posłuchu sugestiom. Jeśli jednak naprawdę chcesz zwrócić się do Mnie, nic na to poradzić nie może. Bo naprawdę jesteś wolna w swoim wyborze i tak jak teraz, w każdej chwili możesz mówić ze Mną, bo Ja ze względu na twoją słabość jestem stale przy tobie i pragnę podtrzymywać cię i wspomagać. Chciej tylko i nie dawaj ogarniać się obawom i lękom, a zwłaszcza przekonaniu, że jestem z ciebie niezadowolony i surowy dla ciebie.

Moja biedna córko. Czyż kiedykolwiek ojciec gniewa się na chore dziecko? A ty jesteś bardzo słaba. Ja zaś znam twoje warunki i jeśli dopuszczam, abyś się tak męczyła, to przecież wiem wszystko o twoim wyczerpaniu i zmęczeniu. Dlatego — pamiętaj o tym zawsze — radość wielką sprawiasz Mi, kiedy — pomimo wszystko — chcesz zwrócić się do Mnie. Nie jestem surowym Panem, lecz Przyjacielem twoim, który ukochał cię — tak, ciebie, Anno — ponad życie własne i śmiercią opłacił twoje szczęście. Masz je zapewnione, jeśli nie odrzucisz Mnie, a wiem, że tego nie chcesz. Nie porównuj siebie z innymi ludźmi, bo nie wiesz, o ile silniejsi byli od ciebie i zdrowsi lub młodsi. Dla każdego z was mam inną miarę — wedle waszych możliwości — i wedle nich oceniam wyniki. Kto pomimo słabości swojej służy Mi, jak może — choćby niewiele mógł — droższy Mi jest i jego słabe starania więcej cenię niż osiągnięcia silnych i pierwszych we wszystkim: bo wszystko to, co czynią, z mojej łaskawości otrzymali, lecz o tym nie myślą, podczas gdy tak słabi jak ty, kiedy pozostawiam cię słabości twojej, w niedoskonałości i pomimo niej idą ku Mnie. A to jest wielki trud i o tym wiem. Jest to część prowadzenia mojego i poddaj mu się ze spokojem i zaufaniem. Cokolwiek zrobisz, miłości mojej nie utracisz!

Przyjmij swoją ludzką małość, miałkość i niedoskonałość, bo to Ja stworzyłem was takimi wątłymi, szybko przemijającymi i ułomnymi, aby zawstydzić byty duchowe, potężne, żyjące w pełni rozeznania i nieśmiertelne, które jednak nie wytrwały w wierności i wybrały chwałę własną — nad moją, mimo iż istnienie — wspaniałości pełne — otrzymały z miłości mojej. Dlatego tak nienawidzą was i tak zgubić was pragną ci, którzy w pełni wolności wybrali bunt i przeciw Miłości wystąpili. Dlatego też wątłość wasza i ułomność jest dla nich nieustającym wyrzutem, kiedy pomimo istnienia w was słabości idziecie do Mnie i upadki wasze nie powodują odejścia ode Mnie, a przeciwnie — zbliżają was ku Mnie.

Ufnie trwaj w pewności, że kochaną jesteś, drogą Mi i tak cenną, iż nie pozwolę nigdy, byś zginęła. Ufaj Mi — nie sobie. Ufaj miłości mojej, a na siebie patrz pobłażliwie i wyrozumiale, gdyż błędy i słabość są prawdziwie stanem waszym. Wiem o tym, lecz to niczego nie zmienia: kocham was. Kocham cię, córko, i to wystarczy.

 

10 III 1986 r., poniedziałek

— Córko moja. Chcesz wiedzieć, co powinnaś teraz robić? Czas już na działanie, a Ja cię w nim wspomogę, bo z mojej woli moje sprawy załatwiać będziesz. Nie odkładaj i nie odsuwaj spraw, które — jak sama wiesz — tylko ty możesz załatwić. Rób wszystko planowo i kolejno, stawiając sobie zadania na każdy dzień. Nie będę cię przynaglał, bo pragnę od was nie dyscypliny i posłuchu rozkazom, a zrozumienia i współpracy czynionej z dobrej woli. Pamiętaj, że rozpoczynamy starania w celu ratowania twojego narodu. (...) Teraz zacznij od spraw, które już mogą być wykonane.

 

31 III 1986 r., Poniedziałek Wielkanocny, Warszawa

— Przepraszam Cię, Panie. Wszystko, co powypisywałam, podarłam. Zapomnij, proszę.

— Moja córko, rozumiem twój smutek, bo znów byłaś samotna w czasie świąt i bardzo zmęczyły cię te konieczności zakupów, gotowania i wszystkich innych “zbędnych" czynności. Chcę, ażebyś zrozumiała, że one nie są bez wartości w moich oczach. Są one krzyżem dla was i to, żeś go otrzymała w Wielkim Tygodniu, dawało ci możność uczestniczenia w moim cierpieniu. Ty chciałaś mieć czas na skupienie i modlitwę, a Ja dałem ci inny sposób oczyszczenia — przez uczestnictwo. Myślisz, że zmarnowałaś ten czas? Nie, bo kilka razy oddawałaś Mi swoje stanie w kolejce i inne czynności, a Ja twoje ofiarowanie rozciągnąłem na całość twoich trudów. Wiem, że było to utrudzenie i przyjąłem je jako twój dar dla Mnie.

— Ale ja nie przyjęłam tego dobrowolnie?

— Żaden trud nie jest dobrowolny, kiedy daje umęczenie. Trud dobrowolny jest pomimo wysiłku radosny i daje zadowolenie, natomiast przymus jest ciężarem, a nadmierny w stosunku do sił człowieka daje taki stan, jaki przeżywasz: ogromnego zmęczenia, załamania i smutku. Jestem przy tobie, córko. Jestem wciąż obecny i kochający. Chcę, żebyś teraz odpoczywała. Jeśli ci jutro nie dam pomocy, nie rób nic. Bądź spokojna. To, co potrzebne, będzie zrobione. Ja kieruję wszystkim. Znajdź tylko czas na rozmowę ze Mną. Dobrze?

 

2 IV 1986 r., środa, Warszawa

— Sama doświadczasz, jak pomimo przeszkód udaje ci się załatwić sprawy, kiedy Ja ci pomagam. Weź to wszystko, co przygotowałaś i jedź — zupełnie spokojna. To Ja mówię i moje słowa świadczą o tym, kim jest Ten, co wzywa was do przyjaźni i obdarza was miłością. Bądź pewna mojej pomocy i uczestnictwa. Razem pisaliśmy i razem będziemy załatwiać nasze sprawy. Daję ci moje błogosławieństwo, córko.

 

Was mieć pragnę pomocnikami w moim dziele odrodzenia świata

 

12 IV 1986 r., sobota, Warszawa

— Dziękuję Ci, Panie, za pomoc (jechałam do wydawnictwa nikogo tam nie znając). Byłam zdumiona, że chcą wydać książkę, i to szybko, nie przeczytawszy nic poza fragmentami. Oby tak dalej, bo mogą być zastrzeżenia ze strony cenzury lub inne. Tam jednak szatan chyba mniej może zdziałać, tak mi się wydaje. Ale teraz chyba czas na pójście do ks. Władysława. Co powinnam zabrać?

— Weź, Anno, ten egzemplarz, który już masz gotowy i nie martw się, że będzie mało czytelny. Jeśli syn mój zechce, każe go przepisać.

Powiedz, że Ja ofiarowuję tajemnicę mojej przyjaźni z wami (“Pozwólcie ogarnąć się Miłości") Kościołowi swojemu w twojej ojczyźnie, aby... (Przerwałam, ktoś przyszedł).

 

15 IV 1986 r., wtorek

— Dokończ, Anno, to zdanie:

...aby poznał lepiej mój stosunek do biednego, pełnego nędzy człowieka waszego wieku i aby Mnie naśladował i ze Mną współdziałał wedle moich metod, mojego miłosierdzia i mojej wyrozumiałości dla was, nie zaś wedle własnych, ludzkich przyzwyczajeń i projektów, gdyż Ja pragnę być przez wasz naród wyniesiony i ukazany światu potrzebującemu miłości, przebaczenia i pomocy — Ja sam w mojej jaśniejącej, czystej postaci Boga miłującego was, Mnie samego bowiem potrzebuje i łaknie świat. Dlatego odrzućcie wszystko to, co kala moje prawdziwe oblicze i plami je waszymi ludzkimi przywarami: mściwością, ciasnotą serca, brakiem litości, chciwością, obłudą, pychą, egoizmem, oraz wszelkimi emocjami. Zechciejcie odsłonić przed obliczem świata MNIE, nie zaś — siebie.

Daję wam moją broń: sam mówię o mojej stałej i nieugaszonej miłości do każdego człowieka na ziemi. Mówię wam, że Ojcem miłującym jestem i wolą moją jest, aby rozdając mój dar nie zaprzeczano miłości mojej; owszem, by rozdający upodabniali się do Mnie, Boga swego, i tym sposobem torowali Mi drogę do ludzkich serc. Niechże więc szybko nakładają szaty godowe, jedynie godne sług Boga, ci, którzy pierwsi podniosą sztandar mój. Im prawdziwszy będzie wizerunek mój na was odbity, tym więcej ludzi pociągnie ku sobie, a Ja pragnę iść w świat ku tym przede wszystkim, którzy się “źle mają" i giną beze Mnie. Ku tym serce moje się wyrywa, którzy umierają w ciemnościach błędu i pragną Mnie, którym drogę ku Mnie zagradzano lub pozostawiano ich samych w ich niedoli.

Was mieć pragnę pomocnikami w moim dziele odrodzenia świata i przez was do serca mego przygarniać dalekich, zabłąkanych, nieświadomych i głodnych; przez was ratunek nieść, uzdrowienie i łaskawość moją okazać tym, którzy wzgardzili Mną, nienawidzili Mnie i sądząc Mnie podobnym sobie, obawiać się będą sprawiedliwości mojej. Ja niosę przebaczenie i odpuszczenie win. Jeżeli wy zechcecie służyć Mi prawdziwie i godnie, przebaczajcie, darowujcie winy, nie stawiajcie granic współczującemu i uleczającemu miłosierdziu mojemu, w które przyoblec was zamierzam. Łaską moją jest obdarowanie was taką służbą, która, jeśli pełniona będzie rzetelnie, ukaże naród wasz przed oczyma przerażonego i poranionego świata w barwach moich i prawie moim (w chwale i wspaniałości planów Bożych).

 

16 IV 1986 r., środa, Warszawa

— Chcę iść do ks. Władysława. Czy tego życzysz sobie, Panie?

— Dobrze, Anno. Powiedz, że w sprawach mojego ludu i budowania mojego królestwa na ziemi daję wam łaskę nieograniczonej pomocy całego Kościoła Triumfującego. Wasza Królowa wraz z niebem całym uczestniczy w planie ratowania was, obrony, wsparcia i pomocy radą i umiejętnością.

— Ale takiej współpracy nigdy jeszcze nie było?

— Nic nie powtarza się identycznie, córko. Królestwo moje rośnie i umacnia się. Braterstwo z wami i miłość gorąca i współczująca pulsuje w nim, a miłość braci waszych z domu mojego wyleje się ku wam, bo zbyt słabi jesteście, by podnieść się sami. Dlatego Ja daję wam tak ogromne, nieznane wam dotychczas, możliwości korzystania z pomocy mojej w moim ludzie świętym, w mojej chwale nieprzeliczonych bytów duchowych, w całym królestwie niebieskim, które wobec zagrożenia zgubą całego rodzaju ludzkiego przeniknie pośród was na czas najgorszy.

Powiedz, że kiedy ten czas nadejdzie, nie zginiecie; przeciwnie, wchodzicie, wy, Polacy, w czas żniwa, czas łaski, czas nawrócenia, oczyszczenia i służby Mnie całego narodu waszego.

Kiedy zakładałem podwaliny ziemskie mojego królestwa, służyło Mi dwunastu uczniów i kilkudziesięciu zwolenników; potem kilkuset, kilka i kilkanaście tysięcy. Takie były początki. Teraz przyznają się do Mnie miliony, a Ja sprawię, iż staną się oni takimi, jakimi byli apostołowie, kiedy Duch Święty spoczął na nich. Chcę bowiem, abyście żyli prawdziwie, abyście wzrastali i dojrzewali na chwałę mojego miłosierdzia i miłości do was. Nie w pognębieniu was, karze i zagładzie jest chluba Boga Najwyższego, a w obronieniu was przed śmiercią wieczną, wyrwaniu was z rąk nieprzyjaciela i uratowaniu. W przywróceniu wam praw synów moich, podźwignięciu i przygarnięciu do serca leży chwała Boga miłości i przebaczenia.

To powiedz, córko, a także to, iż czas już bardzo bliski i czynić przygotowania należy.

 

Daję wam księgę mojej miłości

 

20 IV 1986 r., niedziela, Warszawa

— Czy życzysz sobie, Ojcze, aby przekazać coś ojcu Janowi?

— Wszystko, co chciałem, wyjaśniłem mu. Powiedz, iż w miarę jego starań o moje sprawy Ja będę pomagał mu w ich załatwieniu i ukazywał nowe możliwości, czego już doświadczył.

Czyż nie jest wielką radością świadomość, że odtąd Ja sam, osobiście toruję drogę do świata mojemu Kościołowi: chleb — mój — wam daję, byście zgłodniałych nakarmić mogli. Nie samym chlebem żyje człowiek, ale słowem Bożym posila się duch człowieczy, zwłaszcza tam, gdzie był karmiony trucizną lub wcale oń nie dbano.

Daję wam księgę mojej miłości (“Pozwólcie ogarnąć się Miłości"), ale od was zależy jej działanie. Jeżeli nieczyste ręce podadzą wam jadło, będzie ono skażone. Dlatego wy, rozdający je, musicie być czyści i nie zaprzeczać treści moich słów swoim postępowaniem. Kto nie czuje w sercu swoim potrzeby miłowania, obdarzania, przygar­niania i leczenia poranionych dusz ludzkich, kto na widok choroby, ran, wrzodów i zgnilizny nie pragnie całym sobą pomocy nieść, opatrzyć, podźwignąć i do zdrowia przywrócić, a przeciwnie, wstręt czuje i swoim zdrowiem się szczyci, a swoją pogardą kopie i depcze leżącego — nie moim jest sługą, lecz nieprzyjaciela, i jeśli się prędko nie opamięta, upomni się o niego jego pan, a Ja go bronić nie będę, gdyż nie ścierpię dłużej niemiłosiernej pychy ludzkiej w domu moim.

Oczyszczajcie się i gotujcie szybko, bo kończy się czas postu i oczekiwania, a nadchodzi pora żniwa. Jeśli Mnie mają przynieść plony słudzy moi, którzy dobrowolnie Mnie swym Ojcem i Panem wybrali i w mojej służbie (w moich barwach) ukazują się światu, powinni wyróżniać się sprawnością i siłą, a w narzędzia stosowne uzbroić się. Niepotrzebne Mi są...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin