Pierumow Nik - Imperium ponad wszystko 02 - Czaszka na niebie.rtf

(1678 KB) Pobierz

 

Nik Pierumow

Czaszka na niebie

Czierep na niebiosach

Imperium ponad wszystko tom 2

Przekład: Ewa Skórska

Wydanie oryginalne: 2004



Wydanie polskie: 2005


Vixi et, quem dederat cursum fortuna, peregri;

Et nunc magna mei sub terras ibit imago.

 

Żyłam, przebiegłam tę drogę, którą dała mi Fortuna,

teraz mój wielki pod ziemię pójdzie cień.

 

Publiusz Wergiliusz Maron Eneida, IV

przeł. Zygmunt Kubiak, PIW, 1987


Wiadomości imperialne:

Triumfalny ryk fanfar. Dźwięki atakują membrany niczym głodne zwierzęta. Na ekranie płachta imperialnego, czerwono-biało-czarnego sztandaru, pośrodku Orzeł z Wieńcem i Słońcem. Głos spikera przepełniony nieopisaną powagą, jakby czytający przez cały czas miał ochotę stanąć na palcach i wyskoczyć ze swoich wyczyszczonych na wysoki połysk lakierowanych pantofli.

W dniu dzisiejszym o godzinie jedenastej zero zero czasu stołecznego rozpoczęła się wizyta Jego Imperatorskiej Wysokości, Cesarza Wilhelma III, w Akademii Sztabu Generalnego. Jego Imperatorska Wysokość obejrzał sale zajęć, nową bibliotekę akademii, kompleks sportowy oraz odbył przechadzkę po parku. Następnie Jego Imperatorska Wysokość wystąpił z tradycyjną przemową przed absolwentami akademii, którzy w czasie tych niespokojnych dni rozjeżdżają się do jednostek.

Na ekranie szeroki korytarz akademii, wiekowy parkiet wypastowany do blasku. Spiker mówi teraz przyciszonym głosem:

Przekazywana z pokolenia na pokolenie legenda głosi, że parkiet ten ułożono z desek zdobytych w merostwach podbitych stolic: Warszawy i Kopenhagi, Paryża i Pragi, Oslo i Belgradu...

W tym momencie spiker przerywa parkietowe sensacje i przechodzi na oficjalny, uroczysty ton:

Nadajemy fragmenty przemowy Jego Imperatorskiej Wysokości...

Aula akademii. Mroczne, gotyckie sklepienia, otynkowane białe ściany poprzecinane brązowymi drewnianymi belkami. Wymyślnie rzeźbiona katedra, również bardzo stara, z imperialnym orłem w wieńcu laurowym. Środek wieńca wygląda dość dziwnie; można by pomyśleć, że to, co niegdyś się tam znajdowało, zostało starannie usunięte i zastąpione tarczą wschodzącego słońca. W głębi sceny, na tle ciemnozielonej kotary nieruchome postacie w czarnych mundurach ze srebrnymi akselbantami. Rozlegają się fanfary. Zza prawej kulisy wyłaniają się czterej oficerowie ochrony w czerni, z bronią w pogotowiu, a między nimi z godnością kroczy chudy mężczyzna w podeszłym wieku. Niewysoki, mniej więcej sześćdziesięcioletni, ma na sobie mundur wojsk pancernych. Nad lewą kieszenią – szereg baretek. Mężczyzna nosi pagony pułkownika z dwoma czterokątnymi rombami i cyfrą 1 między nimi – Imperator tradycyjnie piastuje stanowisko honorowego dowódcy 1. Pancernego Pułku 1. Dywizji Pancernej Reichswehry. Słychać szum. Niewidoczne audytorium jak jeden mąż wstaje z miejsc, a w chwilę później głośnik omal nie pęka od zgodnego ryku setek gardeł:

Heil der Kaiser! Heil der Kaiserreich!

Imperator wchodzi na trybunę. Odwraca się do audytorium i z uśmiechem wyrzuca do przodu rękę w słynnym rzymskim powitaniu. Szczupły, siwe włosy obcięte krótko, po wojskowemu, na twarzy głębokie bruzdy zmarszczek, cienka linia bezbarwnych ust, władczy podbródek.

Mein Herren, dziękuję za to serdeczne powitanie. W tej trudnej godzinie dało mi to nadzieję. Nie, nie nadzieję i nawet nie wiarę, lecz absolutną pewność, że z takimi oficerami, i naturalnie żołnierzami, nasze niewzruszone Imperium musi zwyciężyć.

Grzmot oklasków, okrzyki: „Sieg Heil!”

Ale przed nami dni próby. Panowie oficerowie, jesteście ciałem i krwią armii naszych walecznych sił zbrojnych. To właśnie na was spoglądają teraz z nadzieją farmer i rzemieślnik, pracownik w fabryce i inżynier przy monitorze. Wiecie, że po tragicznych wydarzeniach na planecie Omega-8 wprowadziliśmy w naszym Imperium stan wojenny. Zaczęły działać jego liczne, bardzo surowe prawa. Ale nie wszystkie. Moglibyśmy aktywować cały pakiet tych surowych praw. Moglibyśmy pozbawić spokojnych obywateli ich swobód i możliwości – a wszystko w imię zwycięstwa. Ale czy właśnie tego potrzebujemy? Nie sądzę. Z takimi oficerami jak wy, nie, nie i jeszcze raz nie!

Owacja. Krzyki: „Niech żyje Imperator!”

Ograniczyliśmy się do stanu wojennego, nie wprowadzając twardego reżymu stanu wyjątkowego ani tym bardziej stanu oblężenia. Nie ukrywam, że wiele osób w Bundestagu na to nalegało. Stan wyjątkowy utrzymujemy wyłącznie w Ósmym Sektorze, gdzie jest teraz trudniej i niebezpieczniej niż gdziekolwiek indziej.

Imperium jest silne, silne takimi oficerami jak wy, a także tymi, którzy znaleźli się teraz na pierwszej linii, broniąc spokojnego snu naszych współobywateli. Jesteśmy silni. I dlatego nie zgodzimy się na żadne pertraktacje z buntownikami. Proponowaliśmy i proponujemy nadal, by przerwać ten bezsensowny rozlew krwi, rozpędzić nielegalne formacje militarne, złożyć broń i dobrowolnie opuścić granice naszego Imperium. Wiemy, że to ich nie powstrzyma, ale gdy znajdą się poza granicami naszych planet, nie będą już mogli zatruwać świadomości młodzieży, nie zdołają pseudorewolucyjną retoryką popchnąć ich do czynów niezgodnych z prawem.

Oklaski.

Silny może liczyć na coś więcej niż tylko swoje bagnety. Ogłaszam blokadę ekonomiczną tych planet, które zgodzą się przyjąć przywódców band.

Owacja.

Do Ósmego Sektora zostaną wysłane dodatkowe oddziały i to właśnie wy, panowie oficerowie, poprowadzicie do walki nowe pułki i dywizje!... Może się też zdarzyć, że niczym prości żołnierze będziecie musieli wziąć do rąk karabin i walczyć na pierwszej linii. Musimy być przygotowani na to, że do boju pójdą – jak zawsze w decydujących momentach historii – pułki oficerskie! Niech w tej godzinie oświetli was sława waszych przodków: Gebharda Leberechta von Blüchera, zwycięzcy samego Napoleona Bonaparte, Ottona von Bismarcka, który zjednoczył Niemcy, i feldmarszałka von Moltke, twórcy „mózgu armii”, Sztabu Generalnego!

 

– Bzdura – powiedział człowiek siedzący przy stole naprzeciwko mnie. Powiedział to po rosyjsku, ale z silnym akcentem. – Oficerów z Akademii Sztabu Generalnego nie wysyła się do walki na łapu-capu. Muszą najpierw pojechać do jednostek, zżyć się z ludźmi, nauczyć się tych ludzi, stworzyć wzajemne relacje... Słyszałeś o czymś takim jak zgranie bojowe? Co nasza wysokość cesarz, żeby tak dostał zaparcia, chciał przez to powiedzieć? Jeśli na pierwszą linię rzuca się uczelnie albo połączone pułki oficerskie ze stołecznych akademii, nie trzeba być taktykiem, żeby zrozumieć, że jest źle.

– Nie – zaprotestowałem. – Przeciwnie, to znakomity ruch. Albo Imperator jest taki inteligentny, albo ma świetnych doradców.

– Dlaczego?

– Dlatego że wszyscy, albo prawie wszyscy, którzy umieją myśleć i analizować, dojdą do tego samego wniosku co ty. Że z Imperium jest już bardzo kiepsko, że dziury na froncie trzeba łatać najlepszym „materiałem”, bo w przeciwnym razie wszystko się sypnie. Zwykłe jednostki nie są pewne, w kompaniach niepokoje i tak dalej, i temu podobne. Przyznaj się, tak właśnie pomyślałeś?

– Hm... No, tak. – Mój rozmówca niechętnie skinął głową. – Pierwsza warstwa to wierzch. Druga to prawda.

– Jest jeszcze trzecia. Spójrzcie, jacy jesteśmy słabi. Popatrzcie, walczymy resztkami sił. Poświęcamy nawet oficerów Sztabu Generalnego. Posyłamy ich do walki jak zwykłą piechotę, innymi słowy: na rzeź. Wystarczy tylko jeszcze jeden wysiłek z waszej strony i upadniemy. No, dalej, rzućcie do gry wszystkie swoje atuty. Do końca. Musicie się jeszcze trochę wysilić!

– Ale skoro ty bez problemu odkryłeś tę trzecią warstwę, skąd pewność, że nie zrobią tego inni? – Człowiek w masce pokręcił głową.

– Właśnie dlatego – wyznałem – podejrzewam, że jest tam również czwarta warstwa. Jak tylko do niej dotrzemy, dowiemy się, jakie naprawdę są plany Imperium.

Siedzący naprzeciwko mnie człowiek wstał zza stołu. Nosił ogromne, zasłaniające pół twarzy lustrzane okulary przeciwsłoneczne, zwykłą wojskową bluzę bez dystynkcji i emblematów dywizji czy armii. Spotkanie z nim kosztowało mnie i mojego ojca dobry miesiąc wysiłków – i sporą sumkę. Nazywał się Konrad, w każdym razie takie imię podawał.

Tak, tak, jestem w domu od ponad miesiąca. Od trzydziestu dwóch dni mam nad głową niebo Nowego Krymu. Moje rodzeństwo nie wie, że wróciłem. Po historii na Szóstej Bastionowej brygady międzynarodowe wpadły w dziwne otępienie. Nie widziałem, czy przemiła pani Dark przeżyła razem ze swoim Kriwoszejewem, jednak ojciec, rozpoczynając swoje poszukiwania, do których nie uznał za stosowne mnie włączyć, z przekonaniem oznajmił, że ci łajdacy żyją. Szczerze mówiąc, miałem poważne wątpliwości. Moja bomba zawierała porządny ładunek, wywiadowcy ojca, którzy dostali się do Szóstej Bastionowej kilka dni później, stwierdzili, że w środku niemal wszystko zostało wypalone.

Ale działaliśmy, licząc się z tym, że mimo wszystko przeżyli.

Muszę przyznać, że ojciec wpadł we wściekłość, gdy usłyszał o tamtym moim strzale.

– Powinieneś był ją załatwić – powtarzał przez cały czas, łapiąc się teatralnym gestem za głowę.

Milczałem. Co mogłem powiedzieć? Tak jest, stchórzyłem i nie chciałem brać grzechu na swoje sumienie. Ale przecież do uciekających powstańców na Sylwanii strzelałem bez zbytnich wyrzutów sumienia. Może dlatego, że tutaj, na Szóstej Bastionowej, nie było Dalki?

Tymczasem Imperium powoli, ale nieuchronnie ściągało wojska do buntowniczego sektora. Także tutaj, na Nowym Krymie, naród pełną parą szykował się do obrony.

A ja przez te wszystkie dni tkwiłem przed komputerem i przeglądałem kronikę niedawnych wydarzeń.

Oto informacja systemu obrony obywatelskiej: stwierdzono niezidentyfikowany obiekt, który pojawił się na orbicie planety. Meldunki obserwatorów: jak się okazało, nasz system kontroli ruchu pozaatmosferycznego na wysokich i niskich orbitach jest znacznie potężniejszy, niż wymaga tego dyspozytornia kosmodromu

i może pełnić zadania wczesnego wykrywania, klasyfikacji i obserwacji celu, nawet takiego, który ma minimalnie efektywną powierzchnię odbijającą. Obrona obywatelska to oczywiście eufemizm na określenie planetarnej organizacji paramilitarnej. Na podstawie postanowień traktatu z Imperium Nowy Krym miał własną policję kryminalną oraz oddział szybkiego reagowania o ograniczonej liczebności, umotywowany koniecznością walki z handlem narkotykami chemicznymi i elektronicznymi. Obrona obywatelska została oficjalnie utworzona „do walki z konsekwencjami globalnych i lokalnych katastrof naturalnych oraz technologicznych, likwidacji następstw tsunami, trzęsień ziemi, erupcji wulkanów oraz huraganów”. Do oddziałów ratowniczych należeli prawie wszyscy mężczyźni.

A więc ogłoszono stan gotowości. Skoszarowano mobilne oddziały ratowników, czyli – używając starych terminów mobilizacyjnych – pobór pierwszej kolejności. Brygady międzynarodowe oznajmiły, że całkowicie popierają stanowisko rządu Nowego Krymu oraz podjęte przez niego kroki i gotowe są niezwłocznie oddać pod jego komendę wszystkie swoje oddziały.

Jak się później okazało, wyszło dokładnie na odwrót. To nie brygady znalazły się pod kierownictwem rządu, lecz wszystkie siły Nowego Krymu stanęły pod sztandarami brygad.

Darianie Dark wystarczyło rozumu, żeby trzymać się w cieniu i nie pojawiać się w centralnych sieciach informacyjnych. Przypuszczam, że w tajemnicy przybyła na Nowy Krym znacznie wcześniej i przejęła dowództwo nad swoimi formacjami. Miejsca w rodzaju Szóstej Baterii Bastionowej najwyraźniej przygotowano zawczasu, gromadząc tam zapasy, broń i tak dalej. Pozostawało już tylko zająć umocnienia.

Potem do kroniki wtargnęły „macice”.

Zdjęcie panoramiczne, zdjęcia z orbity, meldunki stanowisk obserwacyjnych. Prawie na pewno fałszywka – droga macic skończyła się przecież na Iwołdze. Ojciec mówił, że najprawdopodobniej zarodnik dojrzewał w jednej z rzeczek Syberii, za tamą wzniesioną rękami współbojowników Dariany, a później gotowego potwora starannie i bez rozgłosu spuszczono do oceanu.

Ogromna macica płynnie i majestatycznie zanurza się w naszym pięknym, intensywnie niebieskim tropikalnym morzu. Też fałszywka, zwykła symulacja komputerowa. Każdy obraz można poddać takiej obróbce, że do odróżnienia imitacji potrzebna byłaby szczegółowa ekspertyza.

Kutry patrolowe idą z maksymalną prędkością i zanurzają się w wodzie aż po pokład. Rozbryzgi wody – tuż obok macicy spadają lekkie pociski wykorzystywane zazwyczaj do odgonienia od ławic drapieżnych krakenów i zębatych wielorybów. Te zdjęcia są już prawdziwe. Załogi kutrów to na Nowym Krymie oddzielna kasta i członkowie brygad nigdy nie mieli tam większych wpływów. Jestem prawie pewien, że od tego momentu kronika jest prawdziwa.

Rzecz jasna, lekkie pociski nie mogły wyrządzić macicy żadnej krzywdy, kronika miała tylko jeden cel – pokazać bohaterstwo strażników naszej planety.

Stwór osiadł na dnie oceanu, by cztery dni później wypełznąć na brzeg – mniej więcej sto kilometrów od Nowego Sewastopola. Dziwnym zbiegiem okoliczności akurat w tym miejscu, gdzie mieściło się jedno ze starych umocnień typu Szóstej Bastionowej.

Walka pospolitego ruszenia z Nowego Sewastopola oraz brygad międzynarodowych z atakującymi potworami została zarejestrowana ze wszystkimi możliwymi szczegółami – to miło, że reporterzy mogli sobie spokojnie kręcić, bez obaw o własne życie.

Morze rozstąpiło się, fale zawrzały i z piany na przybrzeżny piasek wyszły znajome z Iwołgi hordy. Ale skrzydlate bestie nie pojawiły się wcale, a te, które deptały różowy piasek plaży, wyglądały, jakby stworzono je wyłącznie po to, by ludzie mogli je szybko uśmiercić.

Przyznaję, że tutaj również nie brakowało szponów i zębów, a gdy zielonobrązowa fala potworów dotarła do pospolitego ruszenia, krwi i oderwanych kończyn też było pod dostatkiem – kamery chyba specjalnie wybierały najbardziej drastyczne ujęcia i sceny. Cekaemy członków brygady kosiły nacierające na nich niezliczone zastępy wyszczerzonych zębatych paszcz i rogowych grzebieni, padali chłopcy i dziewczęta, młodzi ludzie, którzy nie zdążyli nawet zająć swojego miejsca w szeregu. Ich zabójcy ginęli również, trafieni pociskami odłamkowymi.

Heroiczna walka trwała do zmroku. Gdy nad polem bitwy zapłonęła wieczorna zorza, Dariana Dark, niczym doświadczony reżyser, dodała ostatnie dramatyczne ujęcie. Muszę przyznać, że była to scena godna mistrza. Wszystko wyglądało jak w solidnie zrobionym melodramacie.

Serie z cekaemów oczyszczają drogę członkom brygad. Kilkunastoosobowa grupa wyskakuje z okopów z okrzykiem: „Hura!” i rzuca się do przodu, najwyraźniej planując samobójczy atak. Pięści same mi się zaciskały, gdy widziałem, jak dzieciaki dobiegały do macicy. Nie mogłem się zorientować, jakie mieli granatniki, choć oglądałem te ujęcia po dziesięć razy. Tak czy inaczej, pancerz macicy, ten pancerz, z którym nie mogła poradzić sobie ciężka artyleria oddziałów imperialnych, uległ granatnikom. Rzecz jasna, nie od razu. Pociski kumulacyjne waliły w jedno miejsce, na garstkę śmiertelników ze wszystkich stron nacierały liczne kraboraki i rakostwory, wydawało się, że to już koniec – i w tym momencie pancerz macicy jednak się poddał. Dzieciaki z granatnikami padały, strzelając do ostatniej chwili i osłaniając chudziutką blondynkę ze śmiesznymi warkoczykami, która, gdy została w końcu sama, wzięła potężny zamach i wrzuciła do dziury w boku macicy jakiś metalowy, podłużny, pomalowany w zielone plamy przedmiot...

Sekundę potem jasne warkoczyki pokryły się krwią, która chlusnęła z przeciętych potworną siłą arterii i drobna postać w szarej szturmówce złamała się wpół, niczym krucha zabawka w nieostrożnych dziecięcych rękach, a chwilę później zniknęła w chmurze wybuchu. Pocisk, który wrzucono do środka macicy, faktycznie budził respekt.

Nie miałem najmniejszych wątpliwości, że tę samą operację można było przeprowadzić bez całego tego dramatyzmu. Wiedziałem, że posyłanie na śmierć kwiatu młodzieży Nowego Krymu, czyli ślepo wierzących Darianie Dark dzieciaków gotowych za nią umrzeć, najlepiej w męczarniach, było zbędne. Ale Dariana potrzebowała efektownego, krwawego widowiska – pamiętacie, jak to idzie, „...sprawa jest pewna, jeżeli spod niej sączy się krew” – i nie zawahała się. Mieszkańcy planety ujrzeli niebywały spektakl i po tej akcji autorytet brygad w ogóle, a 6. Międzynarodowej w szczególności stał się absolutnie niepodważalny.

A Dariana Dark nadal trzymała się w cieniu, nie pokazywała się publicznie, nie brała udziału w uroczystościach z okazji rzekomego zwycięstwa. Bez pośpiechu, ale też bez zbędnej zwłoki przygotowywała swój arsenał. Nowy Krym w nowo powstałej Federacji miał, jak sądzę, odegrać rolę „stoliczka-nakryj się”. Morza naszej planety mogłyby wykarmić bardzo wielu ludzi, na szelfie występowały przecież nie tylko delikatesowe połzuny, ale również zwyczajne ryby, wzgardzone przez nasze trawlery. Osiemdziesiąt procent produkcji żywności dawały gospodarstwa morskie, znacznie bezpieczniejsze z punktu widzenia ekologii, jednak gdyby rozkręcić na całego połów w otwartym oceanie, planety-kopalnie nigdy nie zaznałyby głodu. Zwłaszcza jeśli zastopuje się produkcję frykasów, a rozpocznie wytwarzanie racji żołnierskich. Oczywiście na jakiś czas, póki na Nowym Krymie nie zacznie się dziać Bóg wie co...

A żeby się nie zaczęło, musiałem działać natychmiast. To znaczy, natychmiast po otrzymaniu dokładnych informacji...

Nasz atak na Szóstą Bastionową narobił sporo szumu. Niełatwo ukryć strzelaninę z dziesiątków luf, w dodatku tuż pod bokiem stolicy. Nie sposób zataić faktu śmierci ludzi przed ich towarzyszami.

Ale muszę przyznać, że nie doceniliśmy Dariany. Dark nie próbowała zatuszować całej sprawy. Przeciwnie, atak na Szóstą Bastionową w jednej chwili stał się głównym tematem wiadomości. „Faszystowscy sługusi i zdrajcy sprawy wolności”, bo na nich zwalono całą tę akcję, usiłowali „tchórzliwie, podle i podstępnie” zaatakować stary fort, przygotowywany do odpierania potencjalnych ataków ewentualnej inwazji wojsk imperialnych. Atak kolaborantów został odparty z dużymi stratami przeciwnika, jednak poległo też wielu mężnych obrońców Nowego Krymu. Przez cały czas grożono „podaniem do wiadomości publicznej nazwisk zdrajców”, ale na razie żadnych otwartych działań przeciwko nam Dariana nie przedsięwzięła. Wyraźnie nie wiedziała, co robić; na razie fantazji wystarczyło jej tylko na uroczysty pogrzeb „poległych bohaterów Szóstej Bastionowej”.

Nie zdecydowała się na otwartą konfrontację z ojcem, chociaż w sieciach już rozpoczęto kampanię przeciwko niemu. Za każdym razem, gdy nazwisko Jurija Fatiejewa pojawiało się w wiadomościach, wiązało się z czymś szalenie negatywnym. W przeciwieństwie do innych znamienitych obywateli, Fatiejew nie spieszy się z oddaniem części swoich bajecznych bogactw na rzecz sprawy wolnościowej; nie wiadomo, w jakim celu trzyma własną, uzbrojoną po zęby armię, a przy tym nie zamierza oddać swoich oddziałów pod kontrolę legalnych władz; zresztą czego można się spodziewać po człowieku, którego pierworodny syn służy w najobrzydliwszej esesmańskiej dywizji Totenkopf...

Nie żywię żadnych ciepłych uczuć do Trupiej Główki, ale muszę zauważyć, że mimo wszystko nie była „najobrzydliwsza”. Jeśli chodzi o liczbę pogromów ludności cywilnej, znacznie wyżej punktowana była SS Galicja...

Wydawać by się mogło, że na razie wszystkie ataki Dark ograniczają się do sieciowej gadaniny, ale w Dumie już przygotowywano odpowiedni wniosek do prokuratora generalnego, a niedawno powstały komitet do spraw nacjonalizacji zaniepokoił się nagle efektywnym wykorzystaniem wielkich gospodarstw morskich, skupionych w rękach osoby prywatnej, niedokonujących masowych dostaw dla sił zbrojnych Federacji.

Dariana działała z godną podziwu konsekwencją.

Ojciec nie komentował tych zarzutów. Rzecz jasna, z powodu zerwania stosunków z Imperium nie mógł ogłosić, że jego starszy syn zdezerterował. Nie miał również zamiaru likwidować swojej małej armii, bo w każdej chwili mogliśmy spodziewać się ataku.

Wszystkie kroki, które podjęto przeciwko nam, układały się w bardzo konkretny schemat. Wyczuwało się tu wyjściowy rozkaz Dariany Dark, ale nie zauważało jej osobistego doszlifowania operacji.

Mieliśmy niewiele czasu. Wkrótce Dariana okrzepnie i zmężnieje, a wtedy przestanie się z nami cackać. A już na pewno nie odmówi sobie procesu pokazowego.

Ojciec nie pozostawiał tych wszystkich działań bez odpowiedzi. Podlegający mu pismacy odpowiedzieli kilkoma przepełnionymi żółcią demaskatorskimi artykułami. Trzeba przyznać, że czego jak czego, ale kompromitujących materiałów nigdy ojcu nie brakowało. Nie wiem, jakim cudem udawało mu się samemu przejść tę rzekę suchą stopą, ale fakt pozostaje faktem: w sieci pojawiły się nagrania przedstawiające wysoko postawionych dostojników, którzy albo zajmowali się seksem z nieletnimi płci obojga, albo bełkotali coś bez sensu w stanie narkotycznego upojenia, albo... I mimo najszczerszych chęci, nikt nie mógł znaleźć nic na ojca, wszystkie zaś protesty, że nagrania są fałszywe, rozbijały się o oceny niezależnych ekspertów. W takiej sytuacji prokuratura mogła zrobić tylko jedno – wszcząć śledztwo, a Darianie pozostawało tylko zgrzytać zębami ze złości. Nic nie mogła nam zrobić, dopóki przestrzegała reguł gry. Jakież to musiało być kuszące – ogłosić, że cała Duma Nowego Krymu to sprzedawczyki i skorumpowani agenci Imperium, przepędzić ją na cztery wiatry, razem z sądem, prokuraturą, kolegium adwokackim, niezależną grupą ekspertów, izbą rewizyjną, arbitrażem i tak dalej. Pociągająca wizja, nie powiem, ale na razie Duma oraz inne instytucje trzymały stronę Dariany, więc gdyby się je rozgoniło, na planecie doszłoby do starcia zbrojnego – a imperialni tylko na to czekają. A wówczas zarówno obywatele Nowego Krymu, jak i członkowie brygad międzynarodowych wypełnią ładownie statków katorżniczych zmierzających na Swaarg.

Tego dnia, w którym zaczęliśmy poszukiwania siedzącego teraz przede mną człowieka w lustrzanych okularach, ojciec z krzywym uśmiechem sięgnął do sejfu i wyjął stary notatnik. Nie ręczny komputer, nie elektroniczny notes, lecz papierowy notatnik w wytartej, skórzanej, jasnobrązowej okładce, z wytłoczonym na niej dwugłowym orłem. Rogi okładek miały metalowe okucia; notatnik najwyraźniej nie należał do tanich – Nowy Krym nigdy nie cierpiał na nadmiar bydła i skóra zawsze była tu droga.

– Starzy przyjaciele – powiedział ojciec, krzywiąc się brzydko i otwierając pożółkłe, wypełnione notatkami kartki. Szczerze mówiąc, omal nie rozdziawiłem ust ze zdumienia, czyżby ojciec przechowywał ściśle tajne informacje w taki właśnie sposób, na papierze, niechby nawet zaszyfrowane? – Różne mogą być szyfry, synu – uprzedził ojciec moje pytanie. – Jedni tworzą wielopoziomową ochronę komputerową, tylko po co, skoro imperialni specjaliści złamią każde hasło? Ale są stare, sprawdzone szyfry, che, che... o których zapomnieli nawet w Służbie Kryptograficznej Jego Imperialnej Wysokości. Przecież wiesz, jakie są metody imperialnych, jak oni ufają wszelkim maszyneriom... Wystarczy przypomnieć sobie choćby twoją przygodę z wykrywaczem kłamstw. To samo tutaj...

– Co chcesz zrobić, tato?

– Już powiedziałem: będziemy szukać starych przyjaciół. Wiele osób nie zaakceptowało wówczas mojej decyzji odejścia z „nieprzejednanych”. Nie wszyscy złożyli broń. Ale też nie wszyscy poszli za Dark i jej podobnymi. Podzielam twoje podejrzenia, Rus, że tak zwane legalne brygady międzynarodowe działają pod szczelnym kloszem Geheime Staatspolizei, a raczej przez długi czas imperialni święcie w to wierzyli. A jednak wewnątrz pozornie kontrolowanego ruchu nadal funkcjonowali zajadli ekstremiści w rodzaju Dariany. Ale byli również tacy, którzy walczyli z nami ramię w ramię, choć później z różnych powodów nasze drogi się rozeszły. Będą nam potrzebni ludzie i to nie tyle bojownicy, co informatorzy; ci, którzy zdołają nam powiedzieć, co się dzieje tu i ówdzie... Dlatego właśnie tak zaciekawił mnie jeden moment w twojej opowieści – zmienił nagle temat. – Wasza przygoda na Zecie-5. Gdy kolumna bwp wpadła w tę niby-zasadzkę w lesie. Pamiętasz?

– Co za pytanie, ojcze. Oczywiście, z najdrobniejszymi szczegółami.

– I co to było, twoim zdaniem?

Wzruszyłem ramionami.

– Myślą, że to kolejny nieudany eksperyment Dariany, w rodzaju tego, który przeprowadziła z lemurami, próbując wziąć je pod kontrolę.

Ojciec pokręcił głową.

– Nie, nie. Jak ty to zinterpretowałeś? Zwaliłeś wszystko na coś niewytłumaczalnego, na fluktuację... Pamiętam, wszystko pamiętam. Ale zjawiska paranormalne, niewyjaśnione nie zdarzają się, a przynajmniej nie powinny się zdarzać na wojnie, jeśli coś takiego jednak ma miejsce, należy wyciągnąć z tego korzyść. Obawiam się, że ta sytuacja nie miała nic wspólnego z Darianą. To lemury oraz ich szczególne właściwości. Niedobrze, że tak nonszalancko odpuściłeś sobie ten epizod.

– Tato, nie miałem kiedy...

– Zgadzam się – westchnął ojciec. – Ale wywiadowca nie może sobie pozwolić na stwierdzenie „nie miałem kiedy”. Jesteśmy słabi i dlatego, jak uczył Xunzi, musimy wykorzystać każde niestandardowe rozwiązanie. Rozumiesz mnie?

Skinąłem głową.

– Chcesz się dowiedzieć, co to był za fenomen, a także, w miarę możliwości, wykorzystać go?

Ojciec klasnął w ręce.

– Chwała Bogu! Nareszcie do ciebie dotarło. Nie mamy prawa wzgardzić taką możliwością. Cały pluton okazał się niezdolny do walki i można go było zlikwidować bez najmniejszego problemu!

– Ale mój oddział nie stracił przytomności – zaprotestowałem.

– To również wymaga zbadania – oznajmił ojciec tonem nieznoszącym sprzeciwu.

– Tato, odnoszę wrażenie, że mamy do załatwienia znacznie pilniejsze sprawy...

– Owszem, ale jak wiadomo, to właśnie ostatnia kropla przepełnia czarę. Nie mogę i nie chcę marnować żadnej, nawet najmniejszej szansy znalezienia tej kropli. I właśnie dlatego podzwonię do starych przyjaciół...

Oczywiście, pojęcie „dzwonić” należało do zamierzchłej przeszłości. Ojciec rozsyłał wiadomości. Pewne kanały kontaktów z Imperium istniały nadal, mimo najprzeróżniejszych blokad, a statki przemytników dalej przybywały po nasze połzuny i ośmiornice.

Do kogo ojciec pisał i co było w tych listach, pozostało tajemnicą nawet dla mnie.

– Jeśli mimo wszystko nas rozgryzą, nie chcę, żebyś zdradził tych ludzi, nawet wbrew sobie, choćby z tego powodu, że nie zdążysz w porę umrzeć – rzekł. – Zwykłe preparaty psychotropowe nie powinny na ciebie podziałać, ale kto ich tam wie, tych oprawców z Geheime, co wymyślili w ostatnich latach?...

Mężczyzna w czarnych okularach – Konrad – zgodził się na spotkanie od razu. Niegdyś „nieprzejednany”, pozostał nieprzejednany do dziś. Miał własną organizację, niewielką, ale dobrze zakonspirowaną. Prócz swoich normalnych obowiązków, jego ludzie nie gardzili nawet stricte mafijnym zarobkiem, rzekomo w imię szczytnych celów. Ojciec poinformował mnie o tym ze źle ukrywanym wstrętem.

– Ale to nasi jedyni sprzymierzeńcy, Rus – dodał. – Przyznaję, że niezbyt pociągający, ale na to już nic nie poradzimy. Tym bardziej, że zamaskowali się idealnie na zwykły klan mafijny, choć podejrzewam, że bandyckie metody zdobywania pieniędzy i przejmowania cudzych interesów powoli wypierają walkę ideową. Reszta zaszyła się zbyt głęboko, nie udało mi się nikogo odnaleźć.

– A więc porozmawiamy z tymi, którzy są – zdecydowałem.

I rozmawialiśmy.

Konrad zgodził się na spotkanie i, łamiąc wszystkie pisane i niepisane zasady konspiracji, specjalnie przybył na Nowy Krym pierwszym oficjalnym rejsem nowej „kompanii tranzytu kosmicznego” Wolność. Na zdobytych imperialnych statkach pasażerskich pospiesznie zamalowano Orła z Wieńcem i Słońcem, i teraz w tym miejscu na żółtym polu rozpościerał skrzydła czarny żuraw.

Federacja Trzydziestu, nowo powstała „wolna republika demokratyczna”, utworzona przez trzydzieści „niezależnych” planet, które ogłosiły odłączenie się od Imperium wraz z Nowym Krymem, pospiesznie zaopatrywała się we wszelkie atrybuty państwowości. Na niepodległych planetach znajdowały się zakłady produkcyjne oraz złoża rud. To prawda, że panowały tam surowe warunki życia, że na planetach-kopalniach ludzie żyli pod kopułami. Ale w skład Federacji wchodził przecież Nowy Krym, a gdyby jeszcze udało się zająć Sylwanię, otrzymalibyśmy niezależny ekonomicznie twór polityczny...

Przyznaję, że w tym punkcie na chwilą się zawahałem. Czy nie o tym właśnie marzyliśmy? Jeśli Federacja Trzydziestu okrzepnie, nawet Imperium trzy razy się zastanowi, zanim zacznie otwartą interwencję. Rynek jest wystarczająco pojemny, a do czasu normalizacji stosunków możemy się w zupełności obejść bez imperialnego eksportu, nawet jeśli Imperium uda się całkowicie zamknąć drogę przemytnikom, w co osobiście niezbyt wierzyłem.

Wystarczyłoby s...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin