A Destined Year 1-32.doc

(1889 KB) Pobierz
Autor: Autumns_Slumber

Autor: Autumns_Slumber
Adres oryginału: http://archive.skyehawke.com/story.php?no=11464&chapter=1
Zgoda: jest
Parring: HP/SS (głównie, choć także HP/DM)
Klasyfikacja: NC-17
Długość: 60 rozdziałów
Ostrzeżenie: bohaterowie nie zachowują się w do końca kanoniczny sposób



Rozdział 1 - Przepowiednia. Pierwsza konsekwencja


Na to nie można było nic poradzić. Dumbledore doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Tyle tylko, że nie podobała mu się bezsilność, którą odczuwał. Bez względu na wszystko, co o nim mówiono, Dumbledore był bardzo mądrym, sędziwym czarodziejem i wiedział, że to, na co nie ma się wpływu, musi zostać przez nas po prostu zaakceptowane. Wraz z akceptacją przychodzą pomysły na rozwiązanie problemu, czasami nierealne i zupełnie nieprzydatne.
Albus odczuwał zadowolenie, bo dowiedział się z wyprzedzeniem, że powinien się przygotować. Dlatego właśnie dał profesor Trelawney podwyżkę - gdyż przepowiedziała to wszystko, co miało później nastąpić.
Choć trochę szkoda, że nie pamiętała, za co tę podwyżkę dostała.

Wszystko zaczęło się od picia herbaty. Prostego, codziennego wydarzenia, pozornie nie mającego w sobie nic niezwykłego. Albus pił herbatę codziennie w południe, zapraszając do siebie innych profesorów Hogwartu. Niewielu z nich brało udział w tamtej ceremonii, nie był to szczególnie korzystny czas na spotkania towarzyskie - gdy za dwa tygodnie miał się zacząć rok szkolny. Tego dnia znajdował się tam tylko dyrektor, McGonagall, Snape, Trelawney i Binns. Niestety ten ostatni cały czas chrapał i nie słyszał niczego.

Profesor Trelawney podnosiła właśnie do ust filiżankę herbaty, gdy nagle w połowie tego gestu zamarła, a oczy, schowane za niedorzecznymi, dużymi okularami, zrobiły się jeszcze większe niż zazwyczaj. Jej głos się nie zmienił, świece nie zaczęły migotać, żaden nagły błysk światła ich nie oślepił. Po prostu kobieta przerwała rozmowę między Severusem i Minerwą i powiedziała:

- Mężczyzna powinien być mądrzejszy i nie wędrować tak często po Zakazanym Lesie. Błyskawica rozjaśni niebo, powalając dwa dumne drzewa. Potężny czarodziej umrze tego roku. Szkoła będzie nosić żałobę. Puchar Świata w Quidditchu potrwa sześć miesięcy.

W ogłuszającej ciszy, jaka nastąpiła po tym niecodziennym wystąpieniu, profesor Trelawney zamrugała kilkakrotnie, podniosła filiżankę do ust i upiła niewielki łyk. Gdy odłożyła naczynie i zobaczyła wpatrujące się w nią z oczekiwaniem trzy twarze, bez wątpienia liczące na wyjaśnienia, ponownie zamrugała, równocześnie pytając:

- Co? Mam wąsy od herbaty?

Profesor Snape uśmiechnął się na to z drwiną, Minerva zakrztusiła się, a Dumbledore zakaszlał, dając tym samym obojgu pracownikom ostrzeżenie. Uśmiechnął się pobłażliwie do wróżki:

- Dokładnie, moja droga, ubrudziłaś się. A teraz wybaczcie, muszę wrócić do pracy, mam jeszcze wiele zajęć w związku ze zbliżającą się Ucztą Powitalną. Mowa jeszcze nie jest napisana, nie mogę zaniedbać swoich obowiązków, nowi studenci muszą się porządnie wynudzić.

Gdy wychodził, dyskretnie dał znak Minervie i Severusowi. Nie minęła minuta, a wszyscy trzej czarodzieje siedzieli wygodnie w gabinecie dyrektora, rozmawiając o tym, co przepowiedziała Trelawney.

- Jak zwykle... Ta kobieta skleciła kolejną fałszywą przepowiednię o dniu zagłady... Ona jest przygłupia i nie można jej słów traktować poważnie - powiedział Snape.

- Nie zgadzam się - zaoponowała Minerva. - To wszystko wyglądało bardzo realistycznie, poza tym gdy skończyła, nie pamiętała z tego ani słowa. Sądzę, że powinniśmy to potraktować bardzo poważnie, Albusie.

- Zgadzam się z Minervą, Severusie. Mimo tego, że jej wszystkie przepowiednie są w przeważającej części fałszywe, ta jedna mnie martwi. Wyłączając Quidditcha, jak myślicie, co mogą oznaczać pozostałe cztery części? - Albus Dumbledore spojrzał na dwójkę swoich najbardziej zaufanych pracowników.

- Bez wątpienia "błyskawica" to Harry Potter - stwierdziła Minerva.

- Oczywiście, a "potężny czarodziej" to Lord Voldemort. Szkoła będzie nosić żałobę, bo wszyscy będą współczuć Potterowi z powodu ran, jakie odniesie, gdy ponownie wpadnie w tarapaty - zadrwił Snape.

- Hm... Jeżeli Harry ma pokonać Lorda Voldemorta i ostateczna bitwa rzeczywiście jest przed nami, trzeba koniecznie rozpocząć przygotowania. - Dumbledore zdawał się nie słyszeć sarkastycznych uwag Mistrza Eliksirów. - Zastanawia mnie jeszcze, kto nie powinien wędrować po Zakazanym Lesie. Severusie, masz jakiś pomysł? No i ten fragment o "błyskawicy", które powali "dwa dumne drzewa"... Nie ma wzmianki o tym, że "błyskawica" to ta sama osoba, mająca pokonać "potężnego czarodzieja", którym jak zakładamy jest Voldemort. Właściwie tam nawet nie było nawet mowy o tym, że "potężny czarodziej" zostanie zabity. Tylko tyle, że umrze. To może oznaczać praktycznie wszystko, nie uważacie? - zadumał się Dumbledore.

- To są jakieś brednie. Jeśli nie masz nic przeciwko temu, Albusie, to was opuszczę. Muszę skończyć opracowywać ostateczną wersję programu nauczania na ten rok. A ta rozmowa i tak do niczego nie prowadzi. - Jego szaty jak zwykle zatrzepotały, gdy obrócił się na pięcie i wyszedł z gabinetu dyrektora.

Albus obserwował jak wychodzi i ponownie spojrzał w stronę Minervy.

- Sprawdź szkolne straże, niech sprawdzają wszystko dwa razy bardziej uważnie niż do tej pory. Podwój też liczbę strażników w tym roku. Trzeba być zapobiegliwym i zachować wszelkie dostępne nam środki ostrożności.

- Oczywiście, Albusie. Zajmę się tym od razu.

- Bardzo dobrze, moja droga.

***

Profesor Snape nigdy nie zaliczał się do grona ludzi szczęśliwych. Przeważnie był niezadowolony, ale tego szczególnego dnia był NAPRAWDĘ wściekły. Pomimo skończonego programu nauczania na ten rok, którego przygotowanie zawsze w niewielkim stopniu poprawiało mu samopoczucie (czego nie okazywał na zewnątrz, oczywiście). Nie znał nic bardziej ekscytującego niż wymyślanie nowych sposobów na dręczenie studentów. Dziś jednak nawet to nie pomogło zmienić jego ponurego nastroju.

Trelawney zawsze była szalona, ale nawet on musiał stwierdzić (w duchu, nie przyznałby się do tego głośno), że jej dzisiejsze słowa wywołały u niego dreszcz niepokoju. Nie potrafił powiedzieć dlaczego, ale poczuł się tak, jakby wciągał go jakiś wir. Dlatego właśnie postanowił wybrać się na przechadzkę. To należało już do jego stałych zwyczajów, spacerowanie po ziemiach należących do terytorium Hogwartu w jakiś sposób go relaksowało. Pozwalał swojemu umysłowi swobodnie dryfować, bez skupiania się na jakiejś konkretnej sprawie. Dzięki temu mógł odpocząć. Wtedy też wpadały mu do głowy najlepsze pomysły, jak jeszcze efektywniej gnębić studentów.

Jak zwykle w końcu zawędrował do Zakazanego Lasu. Gdzieś w pobliżu usłyszał wycie wilka, gałęzie szeleściły dookoła niego, poruszane dość silnym wiatrem. Powtórzył sam do siebie raz jeszcze, że nie powinien brać słów Trelawney na poważnie. Nie było nic złego w spacerowaniu po Zakazanym Lesie. Miał w końcu dobrze wyszkolone zmysły, które ostrzegłyby go przed ewentualnym niebezpieczeństwem, a w razie czego umiał sam o siebie zadbać. Spacerował po tym lesie setki razy, ten jeden nie wyróżniał się niczym szczególnym. Z tego powodu nie powinien nawet myśleć o tej wróżbie. Trelawney była SZALONA, jej słów nie można po prostu traktować serio.

Był tak bardzo zagubiony we własnych myślach, że nic go nie ostrzegło przed niebezpieczeństwem. Zmysły nie zadziałały tak sprawnie, jak sobie wcześniej wmawiał. Nie usłyszał, że coś podkradło się blisko niego. To było w ogóle zaskakujące, że zauważył, gdy został pochwycony, jednak na to już nic nie mógł poradzić. Poczuł nagły, ostry ból w gardle. Tylko kilka sekund później wykrzyczał pierwsze zaklęcie, jakie mu przyszło do głowy, wystawiając różdżkę przed siebie:

- Expelliarmus!

Tajemnicze stworzenie odskoczyło od niego, a Snape odwrócił się i zdążył jedynie stwierdzić, że napastnik uciekł.

- Tchórz! - wymruczał ze złością.

Poczuł coś mokrego, spływającego po szyi. Przejechał dłonią po gardle, a potem podniósł ją na wysokość oczu tylko po to, by stwierdzić, że jest pokryta krwią.
Skierował się w stronę Skrzydła Szpitalnego, mamrocząc pod nosem jakiś przekleństwa.

***

- Zmienię się w CO?! - wrzasnął Severus Snape nawet nie godzinę później, siedząc na łóżku w Skrzydle Szpitalnym. Jego krzyk sprawił, że Poppy skrzywiła się i prychnęła jak kotka. Potem zaczęła tłumaczyć od początku.

- W wampira, Severusie. Zostałeś ugryziony przez wampira. Do tej pory nie wynaleziono skutecznego lekarstwa, nie ma także sposóbu, by w jakikolwiek sposób zapobiec rozwojowi tej "choroby". Podejrzewam więc, że podczas najbliższej pełni nastąpi przemiana.

- Ciągle uważasz, że przepowiednia profesor Trelawney to nonsens? - zapytał Albus Dumbledore z nutką rozbawienia w głosie.

Severus spojrzał na dyrektora spode łba, po czym warknął coś pod nosem i odwrócił się do Poppy.

- Nie mogę być wampirem. Mam studentów, których muszę uczyć.

- Obawiam się, że jest odrobinę za późno na decydowanie o tym, co chcesz, a czego nie - stwierdziła Poppy z rozbawieniem.

- Nie przejmuj sie, Severusie. Pozwolę ci pozostać w Hogwarcie jako nauczyciel, jeżeli zgodzisz się na przeprowadzenie niezbędnych środków ostrożności - odezwał się łagodnie Dumbledore.

- Środki ostrożności? Jak to ma wyglądać?

- Omówimy to podczas herbatki. Chodź. - Albus odwrócił się i wyszedł, prowadząc za sobą skwaszonego i niezadowolonego (nawet jeszcze bardziej niż przedtem) Severusa do swojego gabinetu.

***

To wszystko sprawiło, że Albus siedział teraz w swoim gabinecie, a naprzeciwko niezadowolony Severus Snape. Musieli omówić wszystko, zanim do zamku zaczną wracać uczniowie.

- Po pierwsze - kolejna pełnia jest za pięć dni. To daje ci dużo czasu, by po przemianie przyzwyczaić się do bycia wampirem. Musisz dowiedzieć się wielu rzeczy, zanim rok szkolny się rozpocznie. Podejrzewam, że będziesz w stanie znaleźć do tego czasu eliksir, który pomoże ci dać sobie radę z żądzą krwi, którą z całą pewnością odczujesz, gdy codziennie będą się otaczać młodzi, zdrowi uczniowie. Poza tym, jesteś zapewne świadomy faktu, że dwa razy do roku jest czas, gdy wampiry są szczególnie spragnione krwi. Pierwszy z nich ma miejce podczas okresu łączenia się w pary, w marcu. Drugi przypada na październik, okres żądzy krwi. Ponieważ październik to niezbyt odległy termin, powinieneś znaleźć sobie chętnych dawców, którzy będą cię żywić. Przeznaczę dla nich specjalne dodatkowe komnaty, dzięki czemu będziesz mógł trzymać ich pobyt w sekrecie. - Dyrektor zamilkł na chwilę, widząc minę Snape'a. - Severusie, nie patrz na mnie w ten sposób!

- Albusie, naprawdę nie chcę ci przerywać tej twojej długiej przemowy o tym, co mogę, a czego nie jako wampir, ale nie mam zamiaru trzymać żadnych... dawców, jak to nazwałeś!!!

- To, co mówisz, jest godne pożałowania, jednak jeśli rzeczywiście tak źle się z tym czujesz, oczekuję jutro rano na twoją rezygnację. Oczywiście będziesz też zobowiązany do znalezienia nowego Mistrza Eliksirów na swoje miejsce... - we wzroku Dumbledora można było dostrzec rozbawienie.

- Co?! Nie mam zamiaru rezygnować z pracy!

- Jeśli tak, to musisz znaleźć dawców. Trójka powinna ci wystarczyć. Bez chętnych dawców, będących pod ręką zawsze wtedy, gdy będziesz miał ochotę coś... przekąsić, mógłbyś stanowić zagrożenie dla uczniów. Nie potrafiłbyś się powstrzymać i...

- Zapewniam cię, że moja samokontrola działa bez zarzutu. - Snape zabrzmiał jak mały chłopiec, któremu ktoś zasugerował, że wcale nie jest tak duży, jak mu się wydawało.

- Jestem pewny, że tak w istocie jest, ale nie możemy ryzykować bezpieczeństwa uczniów, prawda?

Snape uśmiechnął się drwiąco, ale nic nie powiedział. Z rezygnacją przyjął do wiadomości, że powinien poszukać czarodziejów lub czarownic, którzy chcialiby zostać jego dawcami krwi.

- Bardzo dobrze. Następna kwestia - twoje zajęcia. Nie możemy pozwolić na to, by studenci przychodzili na nie w środku nocy, poza tym oczywiście nie chcemy, by ktoś dowiedział się, że jesteś wampirem. Musisz znaleźć jakieś rozwiązanie, które pomogłoby ci nie być sennym podczas dziennych lekcji. Choć wychodzenie na dwór, nawet na cały dzień, nie jest dla wampira wzbronione, jednak musisz uważać - twoja skóra może się spalić przy silnym słońcu, a w dzień będziesz raczej zmęczony.

- Mogę zrobić eliksir pobudzający i pić go regularnie, wtedy wszystko powinno być w porządku. Lochy są wystarczająco ciemne, jak sądzę, żebym nie musiał się obawiać poparzenia.

- Bardzo dobrze. Zostawiam tobie wszystkie przygotowania, na razie to chyba wszystko.

- Świetnie. - Snape wyszedł, nie mówiąc już nic. Musiał ponownie zrewidować plan zajęć i zrobić to w dwóch różnych wersjach, co stanowiło pewnego rodzaju wyzwanie. Tak, to powinno pomóc w walce ze złym nastrojem.

 

Rozdział 2 - Wiadomości od Voldemorta.


Lato w Norze było tak samo nudne jak quidditch. Czyli wcale. Pomimo tego Harry nie mógł powiedzieć, że to były najlepsze wakacje w jego życiu. Żadne lato nie mogłoby już takie być, gdy nie było Syriusza. Wiedział, że powinien pogodzić się ze stratą swojego ojca chrzestnego, jednak sprawiało mu to duże trudności. Może dlatego, że Syriusz stanowił jedyną rodzinę, jaką miał. Oczywiście - Ron, Hermiona, wszyscy Weasleyowie, Remus Lupin, a nawet Dumbledor, oni wszyscy byli dla niego jak rodzina. Ale Syriusz... Syriusz był jedną z nielicznych osób, które mogły mu opowiedzieć o rodzicach. Był jego najlepszym przyjacielem i właściwie był dla niego jak ojciec, którego nigdy nie poznał. Dlatego właśnie Harry czuł się źle. Jego przyjaciele wiedzieli o tym i starali się zrobić wszystko, by choć trochę go rozweselić.

Ron i Hermiona spędzali z nim praktycznie całe dnie, pani Weasley przygotowywała specjalnie jego ulubione potrawy i traktowała go, jakby był jednym z jej dzieci. Fred i George wypróbowywali na nim wszystkie swoje nowe produkty, co mu bardzo pochlebiało, choć po spędzeniu całego tygodnia z ogonem i zębami jak bóbr, już mu się to tak nie podobało. Szczególnie, że były momenty, które z chęcią by wymazał ze swojej pamięci, zwłaszcza kiedy Ron natknął się na niego, gdy próbował obgryźć drzewo na podwórku.

Przeważnie spędzał całe godziny z Ronem, Fredem, Georgem, a nawet Billem, kiedy przyjeżdżał, i razem grali w quidditcha. Puchar Świata w Quidditchu miał się niedługo rozpocząć, więc Hermiona dała mu książkę o historii tych konkursów, dzięki czemu mógł poszerzać swoją wiedzę z ulubionej dziedziny, z czego był bardzo zadowolony. To było prawie tak samo dobre, jak samemu uczestniczyć w Pucharze Świata. Prawie.

Pomimo całej radości, jaką odczuwał w trakcie przebywania w Norze, był jeszcze bardziej podekscytowany, gdy nadszedł czas, by odwiedzić Aleję Pokątną. Mieli tam kupić rzeczy potrzebne do szkoły. Nowe książki, wszystkie do owutemów, nowe szaty, nowy zestaw do konserwacji miotły, nowe, nowe, nowe. Czuł się trochę źle z tym, że wszystkie jego rzeczy były nowe, podczas gdy Ginny i Ron nie mogli sobie pozwolić na aż tyle. Jednak w końcu Ginny zgodziła się, żeby kupił jej nowe szaty, a Ron zestaw do quidditcha. Wędrował sam Aleją Pokątną po tym jak obiecał, że spotkają się wszyscy w Dziurawym Kotle za pół godziny. Wtedy zobaczył sklep, gdzie Hagrid kupił mu Hedwigę. Pomyślał, że mógłby coś kupić dla swojej sowy i wszedł do środka.

Po drodze do działu z rzeczami dla sów, Harry spostrzegł naczynie z wężem w środku. Poczuł się trochę zaintrygowany - po raz pierwszy zobaczył węża w sklepie - więc podszedł do pojemnika. Wąż patrzył na niego, on oddał spojrzenie i dodatkowo uśmiechnął się. Gad był jasnobrązowy, z czarnym zygzakowatym wzorem na całej długości. Na czubku głowy także miał wzór, coś na kształt oka. Chłopak pomyślał, że to raczej nieuprzejme, tak stać i tylko wpatrywać się w węża, dlatego postanowił się odezwać:

- Cześć.

- Cześć. Minęło wiele czasssu odkąd ossstatni raz rozmawiałam z człowiekiem. Jak się nazywasz, panie?

- Jessstem Harry. Harry Potter. A ty...?

- Mam na imię Issaa. Miło cię poznać, Harry Potterze.

- Mi również jessst bardzo miło, Issaa. Jakiej jesssteś rasssy?

- Vipera ursssinii. Kupisz mnie, panie?

- Obawiam sssię, że nie mogę. W Hogwarcie nie pozwalają trzymać węży...

- Co to jessst Hogwart?

- Moja szkoła.

- Czy ten chłopak, który sssię tak w ciebie wpatruje, też jessst z twojej szkoły?

Właśnie wtedy czyjś niezadowolony głos przerwał jego rozmowę z Issaą:

- Nawiązujesz nowe znajomości, Potter?

- Malfoy - wycedził Harry, gdy odwrócił się twarzą do drwiącego chłopaka, który nieoczekiwanie pojawił się za jego plecami.

***

Draco Malfoy nie miał tak radosnego dnia jak Harry. Blaise i Pansy gdzieś razem zniknęli, zostawiając Draco samego. Jego matka była zbyt zajęta w Malfoy Manor, by wybrać się z synem na zakupy. Gdy więc wszedł do sklepu i usłyszał Wężomowę, zdecydowanie NIE był zadowolony z reakcji swojego członka. Poruszył się do życia wedle własnej woli, działo się tak zawsze, gdy słyszał jak ktoś (czyli Harry) rozmawiał z wężem. To był doskonały fetysz, Draco nie mógł się oprzeć tym seksownym dźwiękom.

Dlatego właśnie zbliżył się do miejsca, skąd dochodziło syczenie i nie był wcale zaskoczony, choć na pewno nie zadowolony, gdy odkrył, że właścicielem tego głosu jest nie kto inny, jak Chłopiec-Który-Jeszcze-Cholera-Nie-Zginął. Przystanął koło niego na chwilę, zastanawiając się, czy odezwać się do Pottera, gdy zauważył, że wąż zwrócił głowę w jego kierunku. Wiedział, że teraz musi coś powiedzieć.

- Nawiązujesz nowe znajomości, Potter? - zadrwił, modulując swój głos jak tylko umiał, byleby tylko zdenerwować chłopaka.

- Malfoy. - Chłopiec-Który-Jeszcze-Cholera-Nie-Zginął powiedział, gdy stanął z Draconem twarzą w twarz.

- Oh, przepraszam. Przeszkadzam wam? Proszę, możesz kontynuować swoją rozmowę z wężem. - Oh, proszę proszę proszę, nie! - Jestem pewien, że znalezienie przyjaciela jest bardzo trudne. Sam nie wiem, kto w tym rankingu wypada lepiej - wąż czy Weasley.

Wąż coś zasyczał, a Potter odpowiedział, bez spuszczania wzroku z Draco. To czyniło sytuację jeszcze trudniejszą dla Malfoya, musiał powstrzymywać chęć wiercenia się lub spróbowania jakiegokolwiek innego sposobu na złagodzenie tego bólu, który umiejscowił się w jego spodniach. Miał tylko nadzieję, że szaty zakrywają jego krocze i Potter nie zauważy reakcji na swój głos.

- Rozmowa z tobą jest tak samo zabawna, jak twoje rankingi, ale niestety muszę skończyć zakupy. Sugeruję, żebyś nie podchodził zbyt blisko do węża, ona cię nie lubi. - Z tym stwierdzeniem Złoty Chłopiec przeszedł koło niego i wpadł na jego ramię, gdy wychodził.

Draco warknął, patrząc jak odchodzi i pocierając bolące ramię. Spojrzał z powrotem na węża, który wpatrywał się w niego spokojnie. Eh... Głupie stworzenie, nie może mnie skrzywdzić. Jest w pojemniku. Tylko po to, by udowodnić, że się nie boi, zbliżył się do pojemnika, jego erekcja poruszyła się w rytm jego kroków. Niecałe pół metra od węża przystanął, jakby szydząc ze zwierzęcia, które nagle szarpnęło się blisko ścianki naczynia, obnażając kły. Zaskoczony, odskoczył do tyłu i wystraszony praktycznie wybiegł ze sklepu.

***

Harry obserwował całe zdarzenie z wystawy sklepowej, parskając śmiechem, gdy Malfoy wybiegł ze sklepu, bardzo blisko niego, w ogóle go nie zauważając. Taak, piękny dzień... Teraz trzeba zatroszczyć się o Hedwigę. Wszedł z powrotem do sklepu, by coś kupić.

***

Pół godziny później Harry, Ron i Hermiona siedzieli dookoła stołu w Dziurawym Kotle, popijając sok z dyni. Hermiona czytała "Proroka Codziennego", Ron przeglądał książkę Harry'ego o historii Pucharów Świata w Quidditchu, a sam Harry pisał list do Remusa. Nagle Hermiona odłożyła z hukiem "Proroka", wpatrując się w chłopców.

- Na Merlina, Hermiono! Nie strasz mnie! - Ron wrzasnął.

- Coś się stało, Miona? - spytał Harry.

- Przeczytaj to, po prostu to przeczytaj! Sam-Wiesz-Kto wykonał kolejny ruch!

Sami-Wiecie-Kto Poszukuje Nowych Zwolenników

Do Ministerstwa Magii dotarła informacja o tym, że Sami-Wiecie-Kto rozpoczął negocjacje z kilkoma klanami wampirów. Dwa klany rzekomo stoją po stronie Czarnego Pana, o pozostałych pięciu na razie nic bliższego nie wiadomo. Ministerstwo utrzymuje, że obecnie ich ludzie rozmawiają z pięcioma pozostałymi klanami i wampirami-przestępcami, zajmując się tą kwestią i mają nadzieję, że uda im się powstrzymać ewentualne następne poparcia Sami-Wiecie-Kogo. Czy tak się rzeczywiście stanie, na razie nie można stwierdzić...


Harry przerwał czytanie w tym momencie i odłożył gazetę na bok, zdegustowany. Ron sięgnął po nią i przeczytał ten sam artykuł.

- I? Po co robić tyle krzyku tylko o to, że wampiry przyłączają się do Sami-Wiecie-Kogo? Znaczy się, wampiry i tak są złe...

- Po co robić tyle krzyku?! Ron, naprawdę, czy ty nic nie wiesz?! - Hermiona przewróciła oczami, wyraźnie wkurzona. - Wampiry są bardzo potężnymi stworzeniami, potrafią zamienić w siebie zarówno mugoli, jak i czarodziei. Nie tylko to, mają także władzę nad nietoperzami i wilkami, włączając w to wilkołaki. Wampiry zrodzone z dwóch wampirów są w większości złe, choć nie zawsze, potrafią kontrolować wampirzą magię i naturalną magię ziemi. Wampiry mające za rodziców człowieka i jego wampirzego towarzysza są zazwyczaj dobre, jednak też nie we wszystkich przypadkach. Wampiry, które wcześniej były mugolami, nie posiadają zdolności magicznych, ale mają nadludzką siłę.

- To niedobrze, prawda? - spytał rudowłosy chłopak inteligentnie.

- Tak Ron, to zdecydowanie niedobrze! Jeżeli Voldemort przejmie władzę nad wampirami, znajdzie w nich bardzo potężnych sojuszników, szczególnie jeśli będą wśród nich takie, które przed przemianą były czarodziejami. Będą wtedy zdolne do używania różdżek, nadnaturalnej siły fizycznej, wampirzej magii oraz naturalnej magii ziemi. Tak poza tym, Hermiono, czym jest wampirza magia? - zaciekawił się Harry.

- Wampirza magia to zdolność do szybowania, co jest czymś innym od latania, ponieważ nie możesz samemu wzbijać się w powietrze. To coś jak pełne gracji spadanie, bez żadnego pośpiechu. Wampiry poruszają się praktycznie bezdźwięcznie. Mogą stać się niewidzialne, ale jeśli stoją bez ruchu, potrafią wtopić się w otoczenie, coś na kształt kameleona. Ludzie z niewielkimi zdolnościami do obrony umysłu, mogą być przez nie bardzo łatwo kontrolowani. To znaczy, że jesteś bezpieczny, Harry, odkąd potrafisz tak dobrze władać Oklumencją. Kolejną częścią wampirzej magii jest umiejętność podporządkowywania sobie wampirów i wilkołaków.

- W takim razie tym, czego potrzebują do zwycięstwa, jest gryzienie wszystkiego, co się rusza i wtedy będziemy zgubieni? - spytał Ron.

Hermiona znów przewróciła oczami.

- Nie, Ronaldzie. Gdy ktoś zostanie ugryziony przez wampira, nie zmienia się w niego od razu, ale dopiero podczas pełni. A ci, którzy zmienią się w wampiry, nie są źli, chyba że byli źli jako ludzie. Wciąż posiadają wszystkie swoje wspomnienia i zdolności sprzed okresu, gdy zostali ugryzieni.

- Oh... - mruknął Ron i spojrzał na Harry'ego sprawdzając, czy coś z tego zrozumiał. Jednak Harry spoglądał rozszerzonymi oczami w dół, na list, który właśnie pisał. - Co się stało, Harry?

- Jeżeli Voldemort zdobędzie wampiry, które posiadają władzę nad wilkołakami, to Remus będzie w tarapatach... - zaczął powoli chłopak.

Hermiona zrozumiała i też zaczęła się martwić.

- Oh, Harry! Masz rację! Musisz go ostrzec! Sądzę, że juz to przeczytał i jestem przekonana, że Zakon podejmie wszelkie środki ostrożności, ale powinieneś i tak do niego o tym napisać, żeby sprawdzic, czy wszystko z nim w porządku. Dumbledore na pewnonie będzie miał nic przeciwko temu, żeby zapewnić mu schronienie, jeśli potrzebowałby ukryc się przed wampirami, dopóki żadnego nie ma w szkole.

- Racja. Wyślę Hedwigę z tym listem. Jeśli zrobię to teraz, Remus zdąży odesłać odpowiedź jeszcze zanim pojedziemy do Hogwartu. - Harry napisał swoje ostrzeżenie i wstał z krzesła.

Hermiona także wstała, mówiąc:

- Idę spać. Ron, ty też powinieneś. Inaczej w ogóle nie wstaniesz, bo ja nie będę cię budzić, tak jak to robi twoja mama.

- Hermiona! Potrafię wstać sam, nie mów tak! - Ron zdenerwował się, że dziewczyna myśli o nim w ten sposób, jego twarz była czerwona ze wstydu.

Harry zachichotał i położył rękę na ramieniu przyjaciela, próbując go uspokoić.

- Nie przejmuj się, Ron. Ja cię obudzę, jeśli zaśpisz. Nie powiem Hermionie i będziesz mógł udawać przed nią dużego chłopca. - Wyrwał się do przodu, uskakując przed Historią Pucharów Świata w Quidditchu, która przeleciała obok jego głowy, zaśmiał się dziko i nie przestawał, aż dotarł do schodów prowadzących do jego pokoju.

 

Rozdział 3 - Z powrotem w Hogwarcie.


- Jestem pewien, że wszyscy wręcz palicie się do tego, by rzucić się na jedzenie, więc w tym roku moja mowa będzie krótka. Do wszystkich pierwszorocznych - Zakazany Las jest naprawdę ZAKAZANY, żaden uczeń nie ma prawa wstępu na ten teren. Każde bezprawne wtargnięcie będzie pociągało za sobą natychmiastowe konsekwencje. - Na sali dało się słyszeć szepty. Ci, którzy chodzili do starszych klas, wiedzieli doskonale, że kary nigdy nie były aż tak ostre. - Nikt nie ma prawa opuścić terenu Hogwartu bez pozwolenia i bez eskorty jednego z profesorów. W tym roku w czasie waszych wypadów do Hogsmead, będziecie pod opieką dwóch nauczycieli, jest to spowodowane pogłoskami na temat zwolenników Czarnego Pana, którzy ostatnio atakują bardzo niespodziewanie. Mam jednak nadzieję, że zostaliście powiadomieni o tym, iż nie ma powodów do zmartwień - Hogwart ma ochronę, której nie dorównuje nawet ta w Ministerstwie - zapewnił dyrektor. - Liczę na to, że zaczniecie przestrzegać godziny rozpoczęcia ciszy nocnej, a kary dla tych, którzy nie będę się do tego stosować, zostały zaostrzone. - Filch wyglądał na bardzo zadowolonego z tego punktu przemowy. - Teraz mam dobrą nowinę - nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią ponownie zostaje profesor Remus Lupin. - Głosy uczniów stały się jeszcze głośniejsze, z kilku stron dało się również słyszeć krzyki niezadowolenia. Dumbledore podniósł rękę i na ten znak wszelkie hałasy ucichły. - Wszyscy wasi rodzice zostali o tym powiadomieni i pomimo tego, że niektórym z nich nie przypadł ten pomysł do gustu, Ministerstwo w akurat tej sprawie się ze mną w zupełności zgadza. Profesor Lupin zażywa regularnie eliksir przygotowany przez profesora Snape'a, a raz w miesiącu będzie się trzymał z dala od uczniów. Jestem pewien, że macie wiele pytań w związku z jego powrotem, odpowie na wszystkie, gdy zaczniecie zajęcia. A teraz - niech rozpocznie się uczta!

- Merlinie, jaka KRÓTKA mowa! - prychnął Ron, nakładając jedzenie na talerz. Równocześnie przeżuwał indyka, po którego sięgnął już wcześniej.

- Oh, zamknij się, Ron! Harry, wiedziałeś, że Profesor Lupin będzie nas uczył OPCM w tym roku? - spytała Hermiona.

- Nie, nie powiedział mi. Spójrzcie, przybyły sowy. Widzę Hedwigę, pewnie niesie list od Remusa. - Hedwiga wylądowała przed nim i położyła na stole kawałek papieru. Potem usiadła na jego ramieniu. Rozwinął zwój i przeczytał na głos:

Harry!

Spotkajmy się w sali OPCM zaraz po uczcie powitalnej. Już Cię zwolniłem z pierwszych zajęć, podobnie jak Hermionę i Rona, którzy mogą przyjść z Tobą (jak przypuszczam, czytasz im to teraz na głos). Nie ma potrzeby martwić się o wampiry, wszystko wyjaśnię, kiedy się zobaczymy.

Całuję,

Remus.

- No i widzicie. Napisał, że wszystko wyjaśni. Jedzmy. - Ron nabrał na widelec kolejną porcję ziemniaków.

***

- Harry! - Remus uściskał śmiejącego się szeroko chłopaka.

- Dobrze cię widzieć, Remus. - Harry mocno przytulił się do mężczyzny, po czym wrócił do swoich przyjaciół.

Lupin uśmiechnął się do Hermiony i Rona, kłaniając im się krótko.

- Dobrze was znowu widzieć.

- Profesorze, wiem dlaczego pan wrócił do Hogwartu. To najbezpieczniejsze miejsce dla pana, Sami-Wiecie-Kto nie może się tu dostać, nie ma tu też wampirów. Ale czytałam o relacjach łączących wampiry i wilkołaki i...

- Nic nowego, ona wiecznie coś czyta... - mruknął Ron do Harry'ego.

Hermiona spojrzała na Rona z dezaprobatą, kontunuując:

- ...i doczytałam się, że wilkołaki w swej zwierzęcej formie są bardziej podatne na bycie kontrolowanym przez wampira. A jeśli wampir jest silny, to może kontrolować wilkołaka nawet będąc w dużej odległości od niego...

Remus Lupin przytaknął i usiadł za swoim biurkiem, nerwowo zerkając na panujący tam bałagan.

- Tak... Ale nie ma powodu do obaw, żaden wampir nie ma nade mną władzy. A nawet jeśli by tak było, to w Hogwarcie podwojono straże i dla mnie jest to bardzo bezpieczne miejsce. Mam pozwolenie na zajmowanie najniższych partii lochów podczas mojej transformacji, nie będę musiał być zamykany w klatce.

- Ale czy to nie jest niebezpieczne? Mam na myśli krążących tam ślizgonów...

Remus machnął ręką, układając w równy stos leżące przed nim kartki papieru.

- Nie ma powodu do obaw, ślizgoni zostali powiadomieni, że nie wolno im korzystać z pewnych korytarzy. Nałożono na nie specjalną blokadę, pozostają do mojego wyłącznego użytku. Nawet mam własne komnaty w lochach, które są dość daleko od pokojów uczniów. Nie ma powodu do obaw.

Hermiona się skrzywiła i otwarła usta, by zadać Remusowi kolejne pytanie, ale Harry jej przerwał:

- O czym chciał pan z nami porozmawiać, profesorze?

- Racja! Więc... Tak naprawdę to chciałem po prostu cię zobaczyć i sprawdzić, czy na pewno wszystko jest w porządku... Żadnych koszmarów, mam nadzieję...?

Harry zmusił się do uśmiechu i potrząsnął głową.

- Nie jest tak źle.

Remus zmarszczył brwi wiedząc, że chłopak kłamie.

- Sugeruję, żebyś zażył Eliksir Bezsennego Snu. To pomoże ci wypocząć w momencie, gdy będziesz czuł, że mogą cię nawiedzić koszmary. Musisz poczekać, aż profesor Snape go przygotuje, ja nie mam ze sobą ani jednej fiolki i sądzę, że Poppy także w tym momencie nie ma ani kropli.

Harry skrzywił się na wzmiankę o Mistrzu Eliksirów.

- To nie jest konieczne, naprawdę wszystko jest w porządku. Nie potrzebuję żadnego eliksiru.

- Skoro już rozmawiamy o Snapie... Czy któreś z was widziało go w Wielkiej Sali podczas uczty powitalnej? Czekałem na jego reakcję, gdy się dowie, że nowym nauczycielem OPCM został Lupin, ale nigdzie nie mogłem go dostrzec... - wtrącił się Ron.

Hermiona się skrzywiła.

- Ja też go nie widziałam. To dziwne, ciekawe, gdzie on jest...?

- Jestem pewien, że to nic takiego - stwierdził spokojnie Lupin. - Powinniście wracać do nauki. Nie chcecie się chyba spóźnić na pierwsze zajęcia w tym roku, prawda? To nie wywarłoby dobrego wrażenia...

- Ale myślałem, że nas zwolniłeś...? - odezwał się Harry.

- Tak... Tylko dlatego, że chciałem pobyć z wami trochę dłużej. Teraz powinniście wracać na zajęcia. Dobrze mi się wydaje, że następne macie Transmutacje?

Przypominając sobie swój rozkład zajęć, pokiwali głowami i zgodzili się na to, by ich kawałek odprowadził. Gdy znajdowali się już poza zasięgiem słuchu profesora Lupina, Hermiona zatrzymała ich:

- Harry, nie sądzisz, że zachowywał się jakoś dziwnie?

Chłopak myślał nad tym przez chwilę, po czym wzruszył ramionami.

- Wiesz... Ostatnio musi żyć w dużym stresie... Możliwość bycia kontrolowanym przez sługi Voldemorta i jeszcze to, że musi teraz uczyć, to musi być stresujące...

- Nie wspominając o tym, że został zmuszony do spania wśród ślizgonów! - dodał Ron.

- On nie będzie spał z nimi. Po prostu jego komnaty znajdują się w lochach - poprawiła przyjaciela Hermiona. - Ale i tak sądzę, że coś tu nie gra. Nie wydaje mi się, by Dumbledore pozwolił profesorowi Lupinowi na aż tyle swobody, nawet w tak zamkniętej przestrzeni, jak lochy... Istnieje zawsze ryzyko, że będąc wilkołakiem przypomni sobie, gdzie jest wyjście. Albo jakiś zabłąkany ślizgon znajdzie się na zakazanym terenie... - Hermiona skrzywiła się, stanęła w miejscu, jakby chciała to jeszcze przemyśleć, ale Harry szturchnął ją łokciem.

- Chodźmy już, nie możemy się spóźnić na Transmutacje. - Harry przewrócił oczami, nie wierząc, że sam to powiedział.

***

Na kolacji Wielką Salę wypełniał gwar rozentuzjazmowanych głosów, każdy chciał podzielić się z kolegami wrażeniami z pierwszego dnia nauki. Harry, Ron i Hermiona uczęszczali na prawie takie same zajęcia. Oczywiście Hermiona przerabiała większość na zaawansowanym poziomie, przez co niektóre odbywały się o innych porach niż chłopców. Dlatego gdy dołączyła do nich w czasie posiłku, jej oczy wręcz błyszczały z podekscytowania, cieszyła się z tego, ilu nowych rzeczy będzie się mogła nauczyć. Wygłosiła długi monolog o tym, jaka szkoła jest fantastyczna.

Harry zgubił się w połowie tej "konwersacji", podejrzewał w duchu, że Ron jest bardziej zainteresowany pochłanianiem jedzenia, które zagarnął na swój talerz, niż przemową przyjaciółki. Żując swój własny posiłek, chłopak rozglądał się po Wielkiej Sali. Gdy jego spojrzenie zatrzymało się na Draco i grupce jego przyjaciół, zauważył, że blondyn wpatruje się w coś ze zmarszczonymi brwiami. Podążając wzrokiem w tym samym kierunku, Harry trafił na stół nauczycielski i z początku nic nie zauważył. Wtedy przypomniały mu się wcześniejsze słowa Rona i zaczął się rozglądać za profesorem Snapem, ale go tam nie było. Harry skrzywił się, a w tym samym momencie Ron podniósł głowę.

- Co się stało, kumplu?

- Znów nie ma profesora Snape'a...

- ...a na zaawansowanych Zaklęciach będziemy... Harry, słuchasz mnie?! O co chodzi z profesorem Snapem? - zapytała Hermiona, również spoglądając na stół, przy którym siedzieli profesorowie. - Dziwne. Nie przypominam sobie, żebym go widziała podczas lunchu.

- W takim razie gdzie ten tłusty drań jest? - zainteresował się Ron, biorąc duży chaust soku dyniowego.

- Nie wiem. Coś dziwnego się dzieje, ale nie mam pojęcia, o co chodzi - mruknęła dziewczyna, ponownie rozglądając się po Wielkiej Sali.

- Cóż... Jutro jako pierwsze mamy podwójne Eliksiry, wtedy go zobaczymy - stwierdził Harry.

- Pierwsze są podwójne Eliksiry?! - wyjęczał Ron, przewracając oczami. - Nie jestem pewnien, czy uda mi się to znieść tak wcześnie rano. Jeszcze dostanę niestrawności od czegoś takiego.

- Niestrawnośc to ty i tak będziesz mieć, skoro tak dużo zjadasz, głupku - zawyrokowała Hermiona, powodując u Harry'ego wybuch śmiechu, podczas gdy Ron zaczerwienił się jak burak.

***

- Dobranoc Harry.

- Dobranoc Ron. - Brunet położył się do łóżka i już po chwili spał. Szybko został złapany w sidła koszmaru.

*

- Nagini, co lider Mearsuinn an Fuil powiedział na naszą ofertę?

- Wciąż sssię opiera, Panie. Twoi ludzie prowadzą negocjacje. Nagini myśli, że w końcu sssię przyłączą, Panie.

- Dobra robota, Nagini. Nie ma pośpiechu, do ossstatecznej bitwy mamy jeszcze trochę czasssu. Idź i sssprowadź do...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin