P.C.Cast, Kirstin Cast - Dom nocy 03 - Wybrana (rozdział 5)(1).doc

(70 KB) Pobierz

Rozdział 5

Z tą niezbyt pozytywną uwagą, Stevie Rae odwróciła się i popędziła w dół ulicy, znikając w jej ciemnym smrodzie. Dużo wolniej dotarłam do mojego garbusa. Byłam smutna i niespokojna i miałam za dużo rzeczy do przemyślenia, by pojechać z powrotem prosto do szkoły, więc zamiast tego pojechałam do otwartego przez 24 godziny na dobę IHOPu, znajdującego się w południowej Tulsie na Seventy-first Street, zamówiłam dużego czekoladowego shake mlecznego oraz stertę naleśników  z czekoladową posypką, i podczas jedzenia kontynuowałam moje przemyślenia.

Sadzę, że ze Stevie Rae wszystko poszło dobrze. To znaczy, zgodziła się spotkać ze mną jutro. I nie próbowała mnie ugryźć, co było dobre. Oczywiście, próba-zjedzenia-bezdomnej była bardzo niepokojąca, tak jak jej wygląd i zapach. Ale pod tą całą nienawistną powierzchownością szalonej nieumarłej dziewczyny, przyrzekam, że nadal mogłam wyczuć moją Stevie Rae, moją najlepszą przyjaciółkę. Zamierzałam trzymać się blisko i zobaczyć, czy mogę przywrócić ją do światła. Symbolicznie mówiąc. Sądzę, że obecnie światło przeszkadza jej nawet bardziej niż mnie albo dorosłym wampirom. Wyobrażam to sobie. Wszystkie nieumarłe martwe dzieciaki z całą pewnością są stereotypami wampirów. Zastanawiałam się, czy stanełaby w płomieniach pod wpływem światła słonecznego. Cholera. To z całą pewnością było by złe, szczególnie, że miałyśmy się spotkać o 3 nad ranem, a było to tylko kilka godzin przed świtem. Ponownie cholera.

Jakby martwienie się o światło słoneczne i wszystko inne nie było wystarczające, musiałam zacząć się martwić o to co zamierzałam zrobić, gdy nauczyciele (szczególnie Neferet) wrócą do szkoły w zbyt bliskiej przyszłości, i faktem, iż muszę zatrzymać wiedzę o tym, że Stevie Rae była nieumarłą z dala od wszystkich. Nie. Nie martwiłam się co będzie po tym jak Stevie Rae będzie umyta i w jakimś bezpiecznym miejscu. Po prostu brałam na raz jeden mały kroczek i miałam nadzieję, że Nyx, która wyraźnie pozwoliła mi spotkać się ze Stevie Rae, zamierzała udzielić mi trochę pomocy w rozwiązywaniu tych spraw.

Do czasu, gdy dotarłam do szkoły prawie świtało. Szkolny parking był w większości pusty i nie spotkałam nikogo podczas powolnej drogi w stronę zespołu budynków przypominających zamek, które tworzyły Dom Nocy. Dziewczęcy akademik znajdował się na przeciwnym końcu kampusu, ale nadal się nie spieszyłam. Dodatkowo, musiałam coś zrobić, zanim pójdę do akademika i było to więcej niż tylko pobiegnięcie do grupy moich niezadowolonych przyjaciół. (Uh, naprawdę naprawdę nie cierpię moich urodzin.)

Budynek stojący po przeciwnej stronie głównej struktury Domu Nocy został zbudowany z tej samej dziwnej mieszanki starych cegieł i  wystających głazów co reszta szkoły, ale był mniejszy i zaokrąglony, a z przodu znajdował się marmurowy posąg naszej bogini Nyx z uniesionymi ramionami, jakby jej dłonie obejmowały księżyc. Stałam patrząc na boginię. Staromodne lampy gazowe oświetlające kampus nie były tylko ułatwieniem dla naszego zmieniającego się wzroku. Tworzyły one miękkie, ciepłe światło które migotało jak pieszczota, tchnąc życie w posąg Nyx.

Czując więcej niż tylko trochę szacunku do bogini, postawiłam moja lawendę i Drakulę (delikatnie), i przeszukałam zimowa trawę wokoło podstawy posagu Nyx, aż znalazłam wysoka zieloną świeczkę modlitewną, która przewróciła się ba bok. Ustawiłam ją prosto, zamknęłam oczy i skupiłam się, koncentrując się na cieple,  pięknie płomienia lampy gazowej i na tym jak jedna świeczka mogła dać wystarczająco dużo światła by zmienić atmosferę ciemnego pokoju.

- Wzywam ogień – światło do mnie, proszę  - wyszeptałam.

Usłyszałam słaby syk i poczułam przebłysk ciepła na twarzy. Kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam, że zielona świeca reprezentująca żywioł ziemi płonie wesoło. Uśmiechnęłam się w zadowoleniu. Nie przesadzałam w rozmowie ze Stevie Rae. W ostatnim miesiącu ćwiczyłam wzywanie żywiołów i stałam się w tym naprawdę dobra. (Nie żeby moja niesamowita, dana przez boginię moc mogła pomóc mi załagodzić zranione uczucia moich przyjaciół, ale jednak.)

Ustawiłam ostrożnie zapaloną świecę u stóp Nyx. Zamiast pochylić głowę, odchyliłam ją do tyłu, więc moja twarz była otwarta i patrzyłam na majestat nocnego nieba. Wtedy pomodliłam się do mojej bogini, ale przyznawałam, że mój sposób modlenia brzmiał bardziej jak zwykła rozmowa. Nie dlatego, że okazywałam brak szacunku Nyx. Po prostu taka jestem. Od pierwszego dnia, gdy zostałam naznaczona i ukazała mi się bogini, czułam się blisko niej– jakby naprawdę troszczyła się o to co dzieje się w moim życiu, w przeciwieństwie do bezimiennego Boga Najwyższego spoglądającego na mnie w dół ze zmarszczonymi brwiami i wszystko zauważającego, będącego zbyt ochoczym do wypełniania kart wstępu do piekła. 

- Nyx, dziękuję za pomaganie mi dziś wieczorem. Jestem zmieszana i całkowicie zadziwiona sytuacją Stevie Rae, ale wiem, że jeśli mi pomożesz –pomożesz nam- możemy przez to przejść. Dbaj o nią, proszę, i pomóż mi dowiedzieć się co zrobić. Wiem, że naznaczyłaś mnie i obdarzyłaś specjalnymi mocami  z jakiegoś powodu i zaczynam myśleć, że ten powód ma coś wspólnego ze Stevie Rae. Nie chcę cię okłamywać; to mnie przeraża. Ale wiedziałaś jakim cykorem byłam, gdy mnie wybrałaś, - uśmiechnęłam się do nieba. Podczas mojej pierwszej rozmowy z Nyx, powiedziałam jej, że nie mogę być naznaczona jako ktoś wyjątkowy, ponieważ nie potrafię nawet parkować równolegle. Nie wydawało się wtedy to dla niej ważne i miałam nadzieję, że nadal tak było. – W każdym bądź razie, chciałam tylko zapalić to dla Stevie Rae by pokazać, że nie zapomniałam o niej, i że nie chcę uciekać od tego, co chcesz bym zrobiła, nie ważne jak niedoinformowana jestem w sprawie szczegółów.

Zamierzałam posiedzieć tu przez chwilę i miałam nadzieję, że usłyszę kolejny szept w mojej głowie, który mógłby poddać mi jakiś pomysł jak powinnam poradzić sobie z jutrzejszym spotkaniem ze Stevie Rae. Więc nadal siedziałam przed posagiem Nyx i patrzyłam w niebo, gdy wystraszył mnie głos Erika dochodząc z miejsca na prawo ode mnie.

- Śmierć Stevie Rae naprawdę tobą wstrząsnęła, prawda?

Podskoczyłam i wydałam nieatrakcyjny pisk. – Jejku, Erik! Wystraszyłeś mnie tak bardzo, że prawie się zsikałam. Nie podkradaj się tak do mnie.

- W porządku, przepraszam. Nie powinienem ci przeszkadzać. Do zobaczenia później. – zaczął odchodzić.

- Czekaj, nie chcę żebyś odszedł. Po prostu mnie zaskoczyłeś. Następnym razem zaszeleść liśćmi lub zakaszl albo coś w tym stylu. Dobrze?

Zatrzymał się i odwrócił do mnie. Jego twarz była osłonięta, ale słabo kiwnął mi głową i powiedział: - Dobrze.

Wstałam i się uśmiechnęłam, miałam nadzieję, że był to zachęcający uśmiech. Mając na boku nieumarłą przyjaciółkę i skojarzonego ludzkiego chłopaka, naprawdę lubiłam Erika i z całą pewnością nie chciałam z nim zerwać. – W tej chwili cieszę się, że tu jesteś. Chcę przeprosić za to, co stało się wcześniej.

Erik wykonał szorstki ruch rękami. – Nie przejmuj się tym, i nie musisz nosić naszyjnika z bałwankiem, albo możesz do odnieść i wymienić. Albo zrobić cokolwiek innego. Zatrzymałem paragon.

Moja ręka uniosła się by dotknąć perłowego bałwanka. Teraz kiedy mogłam go stracić (i Erika) nagle zdałam sobie sprawę, że jest słodki. (Erik był więcej niż słodki.) – Nie! Nie chcę go oddawać. przerwałam i pozbierałam się, więc nie brzmiałam jak wariatka i desperatka. – Dobrze, jest tak. Istnieje wyraźna możliwość, że mogę być trochę nadwrażliwa w tej całej sprawie urodziny-święta. Naprawdę powinnam powiedzieć wam jak się z tym czuję, ale obchodziłam okropne urodziny od tak dawna, że podejrzewam, po prostu o tym nie pomyślałam. Lub przynajmniej nie przed dniem dzisiejszym. A wtedy naprawdę było już za późno. Nie zamierzałam nic powiedzieć, a wy nawet byście nie dowiedzieli, gdybyście nie zobaczyli wiadomości od Heatha. – Pamiętałam, że nadal miałam na nadgarstku wspaniałą bransoletkę od Heatha, więc opuściłam rękę i przycisnęłam ja do boku, pragnąc by zachwycająco słodkie małe serduszka przestały tak beztrosko pobrzękiwać.  Potem dodałam koślawo: - Dodatkowo, masz rację. Stevie Rae naprawdę mnie wstrząsnęła. – wtedy zamknęłam usta, ponieważ zdałam sobie sprawę, że (ponownie) mówiłam o potencjalnie martwej Stevie Rae jakby była żywa, lub w jej przypadku sadze, że powinnam powiedzieć nie martwa. I, oczywiście, bełkotałam jak zdesperowana wariatka, na którą próbowałam się nie wyglądać.

Niebieskie oczy Erika zdawały się patrzeć do wewnątrz mnie. – Czy byłoby to dla ciebie łatwiejsze, gdybym po prostu się wycofał i zostawił cię samą na jakiś czas?

- Nie! – sprawił, że rozbolał mnie brzuch. – To zdecydowanie nie byłoby łatwiejsze jeśli byś się wycofał.

- Po prostu byłaś tak nieobecna od śmierci Stevie Rae. Mogę zrozumieć, że potrzebujesz trochę przestrzeni.

- Erik, prawda jest taka, że to nie tylko przez Stevie Rae. Istnieją inne związane ze mną rzeczy, o których ciężko mi mówić.

Przysunął się i wziął moja dłoń, splatając swoje palce z moimi. – Nie możesz mi powiedzieć? Jestem całkiem dobry w rozwiązywaniu problemów. Może mógłbym pomóc.

Spojrzałam w jego oczy i tak cholernie mocno chciałam mu powiedzieć wszystko o Stevie Rae, Neferet i nawet o Heathcie, że mogłam czuć jak pochylam się w jego kierunku. Erik zlikwidował pozostałą miedzy nami małą przestrzeń, a ja wślizgnęłam się w jego ramiona z westchnieniem. Zawsze pachniał tak dobrze, a w dotyku był silny i solidny.

Położyłam policzek na jego piersi. – Żartujesz, jasne, że jesteś dobry w rozwiązywaniu problemów. Jesteś dobry we wszystkim. Obecnie, jesteś nienaturalnie bliski ideałowi.

Poczułam dudnienie w jego klatce piersiowej, gdy się śmiał. – Powiedziałaś to tak, jakby to było złe.

- To nie jest złe-to jest onieśmielające, - wymamrotałam.

- Onieśmielające! – odsunął się, więc mógł na mnie spojrzeć. – Musisz żartować! – zaśmiał się ponownie.

Zmarszczyłam brwi. – Dlaczego się  ze mnie śmiejesz?

Objął mnie i powiedział: - Z, czy masz jakiekolwiek pojęcie jak to jest umawiać się z dziewczyną będącą najpotężniejsza adeptką w historii wampirów?

- Nie, nie umawiam się z dziewczynami. – Nie żeby było coś złego w lesbijkach.

Wziął mój podbródek w dłoń i podniósł mi twarz. – Możesz być przerażająca, Z. Kontrolujesz żywioły, wszystkie z nich. Mówimy o posiadaniu dziewczyny, której lepiej nie wkurzać.

- Oh, proszę! Nie bądź niemądry. Nigdy cię nie zaatakowałam. – nie chodziło mi o to, że obecnie atakuję ludzi. Większości, z wyjątkiem nieumartych ludzi. Cóż, i jego byłej dziewczyny, Afrodyty (która jest prawie tak nienawistne i nieznośna, jak nieumarli martwi.) Lecz prawdopodobnie dobrym pomysłem było nie wyciągać tego. 

- Po prostu mówię, że nie musisz być onieśmielana przez nikogo. Jesteś niesamowita Zoey. Nie wiesz tego?

- Sądzę, że nie. Wszystko ostatnio jest dość niejasne.

Erik ponownie się odsunął i spojrzał na mnie. – Więc pozwól mi wyjaśnić to dla ciebie.

Poczułam, że pławię się w jego niebieskich oczach. Może mogłabym mu powiedzieć. Erik był na piątym formatowaniu i w połowie swojego trzeciego roku w Domu Nocy. Miał prawie dziewiętnaście lat i niesamowity talent aktorski. (Potrafił również śpiewać.) Jeśli jakiś adept mógł utrzymać sekret, to był to on. Ale gdy otwierałam usta by zdradzić prawdę o nieumartej Stevie Rae, straszne uczucie ścisnęło mój żołądek i sprawiło, że słowa zamarzły w moim gardle. To było ponownie to uczucie. Głębokie przeczucie, które mówiło mi by trzymać usta zamknięte, uciekać jakby gonił mnie sam diabeł, albo coś w tym, stylu, po prostu wziąć oddech i pomyśleć. W tej chwili mówiło mi w sposób niemożliwy do zignorowania, że muszę trzymać usta zamknięte, co wzmocniły następne słowa Erika.

- Hej, wiem, że raczej porozmawiałabyś z Neferet, ale ona nie wróci jeszcze przez tydzień albo coś koło tego. Do tego czasu mogę ją zastąpić.

Neferet była jedyna osobą lub wampirem, z którą absolutnie nie mogłam porozmawiać. Do diabła. Neferet i jej zdolności psychiczne były powodem przez który nie mogłam powiedzieć o Stevie Rae moim przyjaciołom albo Erikowi.

- Dzięki, Erik, - odruchowo zaczęłam wysuwać się z jego ramion. – Ale sama  muszę sobie z tym poradzić.

Odszedł ode mnie tak nagle, że prawie upadłam. – To on, prawda?

-On?

- Ten ludzki gość. Heath. Twój dawny chłopak. On wraca za dwa dni i dlatego zachowujesz się dziwnie.

- Nie zachowuję się dziwnie. Przynajmniej nie tak dziwnie.

- Dlaczego więc nie pozwalasz mi się dotykać?

- O czym ty mówisz? Pozwalam ci mnie dotykać. Właśnie cię przytuliłam.

- Przez około dwie sekundy. Potem się odsuwasz, tak jak zrobiłaś to przed chwilą. Spójrz, jeśli zrobiłem coś złego, musisz mi powiedzieć i…

- Nie zrobiłeś niczego złego!

Erik nie odzywał się przez kilka oddechów, a kiedy przemówił brzmiał doroślej niż prawie dziewiętnastolatek i na trochę bardziej smutnego. – Nie mogę rywalizować ze skojarzeniem. Wiem o tym. I nawet nie próbuję. Po prostu myślałem, że między tobą i mną jest coś wyjątkowego. Ostatecznie  będziemy istnieć dużo dłużej niż te kilka biologiczna rzeczy, które dzielisz z ludźmi. Ty i ja jesteśmy podobni, a ty i Heath nie. Przynajmniej już nie.

- Erik ty nie rywalizujesz z Heathem.

- Dowiadywałem się o trochę skojarzeniu. W nim chodzi o seks.

Mogłam poczuć, że moja twarz robi się gorąca. Oczywiście miał rację. Skojarzenie było seksualne, ponieważ czynność picia ludzkiej krwi pobudzała te same receptory w mózgu wampira i człowieka, które były pobudzane w trakcie orgazmu. Nie żebym chciała rozmawiać o tym z Erikiem. Więc zamiast tego wyciągnęłam na powierzchnię fakty i nie wchodziłam  się w głębsze sprawy. – W nim chodzi o krew, nie o seks.

Obdarzył mnie spojrzeniem mówiącym, że (niestety) mówił prawdę. Sam wyszukiwał wiadomości.

Naturalnie, zaczęłam się bronić. – Nadal jestem dziewicą, Erik, i nie jestem gotowa by to zmienić.

- Nie powiedziałem, że ty…

- Brzmiało to tak, jakbyś pomieszał mnie ze swoją byłą dziewczyną, - przerwałam mu – Tą którą widziałam na kolanach przed tobą próbując zrobić ci kolejną laskę. – No dobrze to naprawdę nie było uczciwe z mojej strony, wyciągać to wstrętne zajście pomiędzy Afrodyta a nim, którego byłam przypadkowym świadkiem. Nie znałam wtedy nawet Erika, ale w tym momencie podejmowanie z nim walki wydawało się dużo łatwiejsze niż mówienie o żądzy krwi, którą z całą pewnością czułam w stosunku do Heatha.

- Nie zamierzałem mieszać cię z Afrodytą, - powiedział przez zaciśnięte zęby.

-  Cóż, może tu nie chodzi o mnie zachowującą się dziwnie. Może chodzi o to, że chcesz czegoś więcej niż mogę ci teraz dać.

- To nie prawda, Zoey. Dobrze wiesz, że nie naciskam na ciebie w sprawie seksu. Nie chce kogoś takiego jak Afrodyta. Chcę ciebie. Ale chcę być w stanie cię dotykać bez twojego odsuwania się, jakbym był jakimś trędowatym.

Czy ja to robiłam? Cholera. Prawdopodobnie tak. Wzięłam głęboki oddech. Taka walka z Erikiem była głupia i zmierzała by zakończyć się jego stratą, jeśli nie znajdę jakiegoś sposobu by pozwolić mu przebywać blisko mnie, nie pozwalając dowiedzieć się rzeczy, które przypadkowo mógłby zdradzić Neferet. Spojrzałam w dół na ziemię, próbując przejrzeć myśli o których mogłam, a o których nie mogłam mu powiedzieć. – Nie myślę, że jesteś trędowaty. Myślę, że jesteś najgorętszym chłopakiem w szkole.

Usłyszałam jak Erik głęboko wzdycha. – Cóż, właśnie powiedziałaś, że nie umawiasz się z dziewczynami, więc powinno to oznaczać, powinno ci się podobać kiedy cie dotykam.

Spojrzałam na niego. – Bo tak jest. Lubię to. – wtedy zdecydowałam się powiedzieć mu prawdę. Albo ostatecznie tyle prawdy ile mogłam. – To jest po prostu trudne pozwolić ci być blisko mnie, gdy musze radzić sobie z, cóż, tym majdanem. – Oh, świetnie. Nazwałam to majdanem. Jestem kretynką. Dlaczego ten dzieciak nadal mnie lubi?

- Z, czy ten  majdan ma coś wspólnego z dowiedzeniem się jak sobie radzić z twoimi mocami?

- Ta. – Dobrze, to w dużym stopniu  było kłamstwo, ale nie całkowicie. Cały ten majdan (np. Stevie Rae, Neferet, Heath) zdarzył się mnie z powodu moich mocy i musiałam sobie z tym poradzić, mimo, że szczerze nie robiłam tego za dobrze. Czułam, jakbym powinna skrzyżować palce za plecami, ale obawiałam się, że Erik to zauważy.

Zrobił krok w moim kierunku. – Więc ten majdan, to nie to , że nienawidzisz gdy cię dotykam?

- Nienawidzenie tego, że mnie dotykasz nie jest majdanem. Z całą pewnością nie. Z całą pewnością. – zrobiłam krok w jego kierunku.

Uśmiechnął się i nagle jego ramiona znów mnie otaczały, tylko tym razem schylił się by mnie pocałować. Smakował tak dobrze, jak pachniał, więc pocałunek był miły i gdzieś w jego środku zdałam sobie sprawę, jak dużo czasu upłynęło od kiedy Eriki i ja mięliśmy dobrą gorącą  sesję pieszczot. To znaczy, nie jestem puszczalska jak Afrodyta, ale nie jestem też zakonnicą. I nie kłamałam mówiąc Erikowi, że lubię gdy mnie dotyka. Przesunęłam rekami w górę po jego szerokich ramionach, jeszcze bardziej opierając się o niego. Dobrze do siebie pasowaliśmy. On jest naprawdę wysoki, ale to mi się podoba. Sprawia, ze czuję się mała, dziewczęca i chroniona, i to także lubię. Pozwoliłam moim palcom błądzić z tylu jego szyi, gdzie jego grube i lekko kręcone ciemne włosy spływały z dół. Moje paznokcie drażniły znajdująca się tam miękka skórę, poczułam jak drży i usłyszałam mały jęk wydobywający się z wnętrza jego gardła.

- Tak dobrze jest cię czuć, - szepnął do moich ust.

- Ciebie również, - wyszeptałam w odpowiedzi. Przyciskając się do niego, pogłębiłam pocałunek. I wtedy pod wpływem impulsu (zdzirowatego impulsu) wzięłam jego rękę z mojego krzyża i przeniosłam wyżej, tak że obejmowała moją pierś. Znowu jęknął, a jego pocałunek stał się mocniejszy i gorętszy. Przesunął swoją rękę  w dół i pod mój sweter, a potem z powrotem do góry więc trzymał moją pierś w dłoni, nagą po moim czarnym koronkowym stanikiem.

Dobrze, po prostu to przyznam. Lubiłam, gdy dotykał moich cycków. To było przyjemne. Zwłaszcza przyjemne było to, że udowodniłam Erikowi, iż go nie odrzucałam. Przesunęłam się, więc mógł mieć lepszy dostęp i jakoś ten mały, niewinny (cóż, częściowo niewinny) ruch spowodował, że moje usta się zsunęły i moje przednie zęby rozcięły jego dolną wargę.

Uderzył mnie smak jego krwi i sapnęłam w jego usta. To był bogaty, ciepły i niewymownie słony smak. Wiem, że to obrzydliwie brzmi, ale nie mogłam się powstrzymać i natychmiastowo na niego odpowiedziałam. Objęłam dłońmi twarz Erika i przysunęłam usta do jego wargi. Delikatnie ja polizałam, co sprawiło, że krew płynęła szybciej.

- Tak, no dalej. Pij, - Powiedział Erik, szorstkim głosem, a jego oddech stawał się coraz szybszy.

To była cała zachęta jakiej potrzebowałam. Wessałam do ust jego wargę, smakując cudownej magi jego krwi. Nie była taka jak krew Heatha. Nie przyniosła mi przyjemności tak intensywnej, że prawie bolesnej, prawie pozbawiającej kontroli. Krew  Erika nie była jak wybuch białego gorącego pożądania, tak jak Heatha. Krew Erika była jak małe ognisko, coś ciepłego, pewnego i mocnego. Wypełniła moje ciało pło...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin