Matthias Mettner - Katolicka Mafia.doc

(1567 KB) Pobierz
Matthias Mettner

    

 

 

 

Matthias Mettner

KATOLICKA MAFIA

 

wyd: INTERART 1995 rok,

 

 

 



 

 

Matthias Mettner — Katolicka mafia

Tytuł oryginału — Die katholische Mafia

Opracowanie graficzne: Andrzej Opoka

Redakcja i opracowanie: Iwona Slawik

Redaktor techniczny: Zygmunt Sułek

Copyright ©  1993, by Hoffman und Campe Yerlag,

 

Hamburg Copyright ©  for the Polish edition by Agencja Praw Autorskich i Wydawictwo INTERART,

Warszawa 1995

Copyright ©  for the Polish

translation by Barbara Ostrowska

 

ISBN 83-7060-188-X

 

Agencja Praw Autorskich i Wydawnictwo INTERART,

00-403 Warszawa, ul. Solec 30A/33

Ark. wyd. 18,ark. druk. 21,5

Fotoskład: studio COLLAGE, Warszawa, tel. 13-73-86

Druk i oprawa: Drukarnia Naukowo-Techniczna, Warszawa

 

 


Spis treści

 

Przedmowa              3

KATOLICKA MAFIA              4

Wprowadzenie, czyli “Cosa Nostra"              4

CZĘŚĆ I - Dojście do władzy              11

ROZDZIAŁ l - Usankcjonowanie religijne podejrzanej władzy              11

ROZDZIAŁ 2 - W natarciu              17

ROZDZIAŁ 3 - "Skradzione" dzieci              23

ROZDZIAŁ 4 - Elity na celowniku              26

ROZDZIAŁ 5 - Bogotański komputer śmierci              29

CZĘŚĆ II - Maski mafii              38

ROZDZIAŁ l - Mentalność i “ogólne warunki umowy"              38

ROZDZIAŁ 2 - Zacni panowie są bardzo tajemniczy              42

ROZDZIAŁ 3 - Pod płaszczykiem grzeczności i ubóstwa              46

ROZDZIAŁ 4 - Psia pokora              50

ROZDZIAŁ 5 - Gdy ręka rękę myje              53

CZĘŚĆ III - Religijny supermarket              61

ROZDZIAŁ l - Popyt i podaż              61

ROZDZIAŁ 2 - Fundamentalistyczna oferta zbawienia              66

ROZDZIAŁ 3 - Tęsknota do nawrócenia              69

ROZDZIAŁ 4 - „Wykastrowana” ewangelia              72

ROZDZIAŁ 5 - Niebezpieczeństwo zagrażające od środka              75

CZĘŚĆ IV - Zorganizowany lęk przed życiem              78

ROZDZIAŁ l - W kleszczach totalitaryzmu              78

ROZDZIAŁ 2 - Poławiacze dusz i łowcy ludzi              79

ROZDZIAŁ 3 - Obsesja męczeństwa i poczucie przynależności do elity              82

ROZDZIAŁ 4 - Przymus dziecięcej wiary              84

ROZDZIAŁ 5 - Metodyka ujarzmiania              88

ROZDZIAŁ 6 - Płciowy apartheid              92

ROZDZIAŁ 7 - Umartwianie grzesznego ciała              95

ROZDZIAŁ 8 - Biada temu, kto chce odejść              97

EPILOG - Życie jest gdzie indziej              100

Przypisy              109

 

 


Przedmowa

 

              “Kościół po prostu nie może inaczej, jak tylko być reakcyj­ny; Kościół po prostu nie może inaczej, jak tylko stać po stronie rządzących; (...) Kościół po prostu nie może inaczej, jak tylko popierać społeczeństwa hierarchiczne, w których porządku pil­nuje klasa rządząca; Kościół po prostu nie może inaczej, jak tyl­ko żywić odrazę do choćby najbardziej nieśmiałych przejawów niezależnego myślenia; (...) Kościół po prostu nie może inaczej, jak tylko działać w całkowitym oderwaniu od nauki ewangelii; Kościół po prostu nie może inaczej, jak tylko czysto formalnie powoływać się na Boga we wszystkich swoich decyzjach prak­tycznych, często zapominając nawet i o tym" — powiedział Pier Paolo Pasolini po przeczytaniu dwudziestu kilku “typowych" orzeczeń Roty Rzymskiej, jednego z trzech trybunałów watykańskich.

              Myli się jednak Pasolini, autor przejmującej ekranizacji “Ewangelii wg św. Mateusza": otóż Kościół może zupełnie ina­czej! Kościół może odnosić się do władzy krytycznie, może działać w duchu ewangelii sprawiedliwości, zbawienia i wyzwo­lenia, może się nawrócić na myślenie kategoriami praw człowie­ka. Wystarczy przypomnieć choćby o profetycznej krytyce, ja­kiej kobiety i mężczyźni Kościoła pierwotnego poddawali despotyczne rządy cesarstwa rzymskiego, o “ruchach ubogich" w średniowieczu, o reformacyjnych ruchach odnowy, o religijno-społecznym ruchu robotniczym, o siłach antyfaszystowskich i o pacyfistach chrześcijańskich, o sprzeciwie Kościoła wobec rasistowskiego reżimu Afryki Południowej, o solidarności Kościo­łów wyzwolenia z ubogimi w krajach Ameryki Łacińskiej, Afry­ki i Azji, o Kościele kobiet itd.

              Pamięć tych dobrych tradycji nie uchroni jednak Czytelnika niniejszej książki przed pokusą podzielenia opinii Pasoliniego. Uważam tę książkę za przykrą, lecz konieczną. Jest to jakby szkic do kościelnego koszmaru. Dla mnie jednak decydujące znaczenie ma ujawnienie mechanizmów i powiązań, które w sensie dosłownym są “zagrożeniem dla życia". Aby móc doma­gać się tego, co sprzyja życiu i właśnie to rozwijać, trzeba przede wszystkim wiedzieć, przeciwko czemu się jest czy też być powinno. Skromne wskazówki w tym kierunku staram się zamieścić nie tylko w “Epilogu".

              Są takie artykuły i książki, które się pisze chętnie. Tę książkę pisałem niechętnie, niekiedy ze wstrętem. Raz po raz przypomi­nałem sobie dewizę mojej rodziny: “Robimy to, co porządni lu­dzie robić powinni". Skoro mam coś do powiedzenia, to muszę to powiedzieć; w końcu chodzi też o elementarną przyzwoitość. Nikt nie pisze książki sam. Każda książka czerpie z poszuki­wań, analiz i tez innych autorów. Chciałbym im w tym miejscu serdecznie podziękować.

              Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że mojej żonie byłoby przyje­mniej, gdybym napisał książkę o Pieśni nad Pieśniami czy też o świętach i uroczystościach żydowskich i chrześcijańskich. Ale jak wiadomo, na wszystko przychodzi czas. “Piekło i niebo" to zaba­wa, do której nieraz wciągały mnie dzieci — nie będę ukrywał, że pisząc o “katolickiej mafii" zacząłem patrzeć na tę grę inaczej.

 

Matthias Mettner

Wczesnym latem 1993 roku

 

 

 


KATOLICKA MAFIA

 

Wprowadzenie, czyli “Cosa Nostra"

 

Pod sztandarami “świętego bezwstydu"

 

              Są potężne. Totalitarne ugrupowania i tajne stowarzyszenia w Kościele rzymskokatolickim, pchane do działania elitarnym obłę­dem posłannictwa bożego i obsesyjną żądzą panowania, rozporzą­dzające ogromnymi zasobami finansowymi, z wielką sympatią aprobowane i wspierane przez najwyższych reprezentantów mę­skiej hierarchii klerykalnej, sięgają po władzę. Już dawno zdoby­ły i obsadziły ważne ośrodki tej władzy i kluczowe stanowiska kościelne zarówno w Watykanie, jak i w diecezjach. W cieplar­nianym klimacie klerykalnej mentalności i lękliwego samoutwierdzania się, w sprzyjających warunkach centralistyczno-hierarchicznej struktury Kościoła, ruszyły do ofensywy pod sztandara­mi “świętego bezwstydu" i “świętego przymusu"[1], pełne impertynenckiej pogardy dla ludzi, nietolerancyjne i agresywne. Kierują się tym, co otwarcie głosił założyciel Opus Dei: “Kompromisowa ustępliwość oznacza niewątpliwie brak zasad".[2]

              Już dawno temu stały się decydującym czynnikiem władzy. Przoduje wśród nich Opus Dei[3], które doszło do finansowej po­tęgi i rozrosło się liczebnie za czasów faszystowskich rządów w Hiszpanii. Przez długi czas traktowane lekceważąco jako pozbawione wpływów ugrupowanie sekciarskie, w sposób niemal niepostrzeżony dla ogółu zbliżało się z roku na rok coraz bardziej do swego głównego celu: przejęcia kontroli nad Kurią Rzymską, czyli aparatem władzy religijnej Kościoła katolickiego. Człon­kowie, zwolennicy i sympatycy Opus Dei stanowią dziś poka­źny potencjał usłużnej inteligencji. Wewnętrzna struktura Dzieła Bożego jest patriarchalna, autorytarna i quasi-militarna. Kierownictwo wymaga od członków bezwzględnego oddania, które nie dopuszcza ani wątpliwości, ani nieufności, nie toleruje naj­mniejszej krytyki, a wszystkich mężczyzn i wszystkie kobiety w tej organizacji — w Hiszpanii, gdzie powstała, określanej jako Obra i “święta mafia" — łączy w zdyscyplinowany “oddział operacyjny".

              Widomym punktem kulminacyjnym ofensywy wewnątrzkościelnej Opus Dei stała się beatyfikacja jego założyciela, Josemarii Escrivy de Balaguera, dokonana 17 maja 1992 roku przez papieża Jana Pawła II. “Wyniesienie" Escrivy “na ołtarze", jak się to określa w terminologii rzymskokatolickiej, stanowi arcydoniosłą decyzję w polityce Kościoła. Dlaczego bezprecedensowo szybką i tajemniczą procedurę zastosowano do beatyfikacji właśnie Escrivy, a nie papieża II Soboru Watykańskiego, Jana XXIII? Papieża, któremu wprawdzie nie starczyło czasu, żeby zreformować autorytarno-hierarchiczne i antydemokratyczne struktury Kościoła, ale który chciał zaryzykować “skok naprzód" i wyraźnie się dystansował od dogmatu o nieomylności urzędu papieskiego i od roszczenia do wyłączności, według którego po­za Kościołem katolickim nie ma zbawienia? Męża Kościoła, któ­ry wobec rozmaitości ludzkich modeli życia, kultur i religii z re­spektem odnosił się do suwerenności sumienia jednostki? Czło­wieka, który nie cenił skuteczności terroru psychicznego elitar­nych grup nacisku ani brutalności “pokuty milczenia", znamio­nującej pogardę dla języka i człowieka, lecz polegał na sile sło­wa i zdolności człowieka do poszanowania godności, potrzeb ży­ciowych i praw innych ludzi? Ten papież nie perorował abstrakcyjnie o “cywilizacji miłości", lecz chciał ponownego zwrócenia się Kościoła ku konkretnemu człowiekowi, ku jego lękom, cier­pieniom i pragnieniom życiowym, jego tęsknocie do zbawienia, wyzwolenia i pocieszenia w trudnej sytuacji społecznej i psy­chicznej, w przemocy i w ucisku. On poważnie traktował tę sta­rą księgę, krytycznie odnoszącą się do władzy, księgę opowiadającą o Bogu, który w swoim synu Jezusie Chrystusie bezpośrednio utożsamia się z ubogimi, spragnionymi, głodnymi, chorymi i przybyszami (Mt 25, 31-46). Jan XXIII rozumiał, że ewangelia zamieni się w ideologię władzy, jeśli pierwszym przykazaniem Kościoła będzie ugruntowywanie swoich własnych przywilejów, swoich stref wpływów i swojego własnego systemu. Odrzucał Kościół jako społeczność zamkniętą i odrzucał konfesjonalistyczne zawężanie katolicyzmu, tak jak odrzucał dominację chrześcijaństwa rzymskiego i eurocentrycznego.

              Wielkie znaczenie, jakie papież Jan Paweł II przykłada do kultu świętych i — co się z tym wiąże — do beatyfikowania i kanonizowania ludzi Kościoła, nie pozostawia wątpliwości co do tego, że zwierzchnik Kościoła, “namiestnik Chrystusa", po­chwala życie i dzieło Josemarii Escrivy de Balaguera jako za­chętę, wskazówkę i miarę, którą dziś powinno się mierzyć praw­dziwe chrześcijaństwo. Praktyka beatyfikacyjna i kanonizacyjna odzwierciedla na ogół stosunki panujące w Kościele. Przede wszystkim jednak ujawnia samorozumienie oraz religijny i społeczno-polityczny kurs, jaki najwyższe władze Kościoła obrały na przyszłość. W oczach obserwatorów beatyfikacja Escrivy oznacza poparcie i usankcjonowanie religijne “podejrzanej i nie­jasnej władzy w Kościele".

 

Fundamentalizm “ex cathedra"

 

              Beatyfikacja Escrivy jeszcze raz potwierdza słuszność trze­źwej oceny, sformułowanej przez rzymskokatolickiego znawcę prawa kanonicznego Knuta Walfa: “Istnieją zgodności płynące z duszy i z serca między obecnym zwierzchnictwem Kościoła ka­tolickiego a nurtami fundamentalistycznymi".[4] Od czasu pontyfikatu Jana Pawła II ugrupowania fundamentalistyczne najwyra­źniej nie muszą same podejmować działań w wielu sprawach. Ich interesami zajęło się zwierzchnictwo Kościoła.

              Rację mają obserwatorzy Kościoła, kiedy mówią o nowej fa­zie “oficjalnego fundamentalizmu", fundamentalizmu ex cathedra — porównywalnego ze zwalczaniem tak zwanego “moder­nizmu" na przełomie wieków, w którym Kuria Rzymska upatry­wała “siedliska wszelkich herezji". O rzeczywistym istnieniu fundamentalizmu ex cathedra w dzisiejszych czasach świadczą najdobitniej takie przykłady, jak papieska polityka personalna w obsadzaniu urzędów biskupich (mianuje się albo fundamentalistów, albo sympatyków fundamentalizmu), dyscyplinowanie kleru, zwalczanie krytycznie nastawionych i “odstępczych" teo­logów płci obojga, ciągłe deprecjonowanie i dyskryminacja ko­biet, pogłębiony centralizm, powrót do eurocentryzmu, zakaz tak zwanych “eksperymentów liturgicznych", uniformizacja na­uki kościelnej nie uwzględniająca jakichkolwiek odmienności kulturowych (wystarczy wspomnieć choćby o nowym “po­wszechnym" katechizmie) czy też lekceważenie skromnych ele­mentów kultury prawnej w razie konfliktów wewnątrzkościelnych. Już od dawna nie są to tylko mgliste przypuszczenia i podejrzenia, lecz fakty z życia realnie istniejącego, “empirycz­nego" Kościoła, które można poprzeć licznymi dowodami.

              Sprzeciw i opór “ludu Kościoła" najwyraźniej do niczego nie prowadzi, to znaczy — albo jest przez Kurię Rzymską ignoro­wany, albo w wielu wypadkach kończy się zastosowaniem sank­cji dyscyplinarnych wobec pracowników Kościoła. Osoby na­stawione krytycznie, o otwartych umysłach, pozbawia się prawa głosu, spycha na margines i eliminuje. Wobec pracowników Ko­ścioła nadal obowiązuje metoda selekcji negatywnej.

              Tymczasem niczym ośmiornica rozrasta się “Octopus Dei". Dzieło Boże oraz inne ugrupowania o zachowawczych tenden­cjach politycznych i teologicznych stanowią wielką fundamentalistyczną pokusę dla Kościoła katolickiego. Od kilkudziesięciu lat takie organizacje jak Opus Dei próbowały się zbliżyć do kolejnych pontifexów, oferując usługi “oddziału operacyjnego" o najsurowszej dyscyplinie i zasobnej kasie. Za Jana Pawła II nastały dla nich najwyraźniej dobre czasy. Wydaje się, że Kuria Rzymska w coraz większym stopniu traktuje ugrupowania typu fundamentalistycznego jako model dla całego Kościoła. Obecny papież nie skrywa sympatii do Opus Dei i podobnych ugrupo­wań integrystycznych, których wspólnym wyróżnikiem są ten­dencje totalitarne, zawłaszczające.

 

Fundamentalizm “twardy" i “miękki"

 

              Nazwy i szyldy firmowe ugrupowań należących do nomen­klatury fundamentalizmu “katolickiego" — mniej uzurpatorskie niż w wypadku Opus Dei — brzmią miło, a mówią niewiele. Oto niektóre z nich: Comunione e Liberazione, Opus Angelorum, Pro Ecclesia, Neokatechumenat, Focolari — Dzieło Maryi, Ruch Szensztacki, Legion Marii, Pro Occidente, Austria Catholica itd.

              Nie należy też zapominać o ruchu związanym z arcybisku­pem Marcelem Lefebvre. Gdy Lefebvre w 1988 roku z powodu podeszłego wieku udzielił bez zgody papieża trzem księżom święceń biskupich, został “automatycznie" ekskomunikowany. W ten sposób dokonało się oderwanie tego ruchu od Kościoła rzymskokatolickiego. Zanim jednak doszło do rozłamu, Waty­kan w sposób nieznośny próbował zjednać sobie Lefebvre'a, go­dząc się na daleko idące ustępstwa wobec roszczeń jego reakcyj­nego ugrupowania do sprawowania władzy wewnątrz Kościoła.

              Wszystkie te grupy, stowarzyszenia i związki cechuje funda­mentalizm — “twardy" lub “miękki". Za rozmaitymi nazwami, kulisami i maskami kryje się zawsze ta sama fundamentalistyczna mentalność i reakcyjno-konserwatywna umysłowość. Ich fundamentalizm różni się jedynie stopniem nasilenia, a nie istotą rzeczy.

              Należy też zauważyć, że stan świadomości i klimat w Ko­ściele katolickim, aż po końcową fazę pontyfikatu Piusa XII (1939-1958), były tak bardzo antydemokratyczne i politycznie reakcyjne, że myśl fundamentalistyczna stanowiła zjawisko wszechobecne, a nie wyjątkowe. Dzisiaj coraz więcej katolików zadaje sobie pytanie, czy z historycznego punktu widzenia to wewnątrzkościelne i społeczne otwarcie, jakie nastąpiło po So­borze Watykańskim II, nie było jedynie krótkim intermezzem, swego rodzaju “rzymską wiosną" dla władz Kościoła katolickie­go w Rzymie, które teraz sięgają po wszelkie dostępne środki władzy, żeby przywrócić stan poprzedni.

              W analizie fundamentalizmu katolickiego należy też wziąć pod uwagę fakt, że pojęcie “fundamentalizmu" w obecnym społeczno-politycznym znacze...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin