Gide André - Wiersze.pdf
(
2599 KB
)
Pobierz
393329770 UNPDF
1947
ANDRÉ GIDE
André Gide urodził się w 1869 roku w zamożnej rodzi-
nie mieszczańskiej; jego ojciec był profesorem prawa. Zo-
stał wychowany w duchu rygorystycznego protestantyz-
mu, ale od wczesnej młodości zdawał sobie sprawę z anty-
nomii rządzących ludzką duszą i biografią. W 1908 rolaj
został współzałożycielem pisma „La Nouvelle revue fran-
çaise", na bazie którego powstało niebawem wydawnict-
wo Gallimarda. Gide był jednym z filarów paryskiej bohe-
my artystycznej; wiele jego dzieł miało prekursorskie zna-
czenie dla humanistycznych i obyczajowych treści epoki.
Zmartw 1951 roku.
Jego twórczość roztrząsała tejemnice wiary i była zara-
zem zdecydowanie antyklerykalna. Interesował się proble-
mami społecznymi i politycznymi, przede wszystkim jed-
nak pasjonowały go zjawiska psychologiczno-obyczajowe:
roźdźwięk między naturą człowieka a jego społecznym
„unormowaniem", granice wolności jednostki, szanse osiąg-
nięcia ładu moralnego itp. Był libertynem burzącym drob-
nomieszczańskie zaścianki i moralistą komplikującym anar-
chiczną wizję wolności.
Gide był wspaniałym krytykiem literackim (.
Dostoïevs-
ki
; 1923) i muzycznym
(Notes sur Chopin,
1948), drama-
turgiem (
Saul\
1903),
powieściopisarzem (
La Symphonie
pastorale,
1919;
Les Caves du Vatican,
1914;
Les Faux-
-Monnayeurs,
1926), autorem wspomnień podróżniczych
(Voyage au Congo,
1928;
Retour de l'URSS,
1936)
i w końcu znakomitych opowieści autobiograficznych,
w tym znaczącego dziennika
Journal 1889-1949.
Twór-
czość poetycką rozpoczął już w 1897 roku tomem
Les no-
urritres terrestres.
Sierpień
Trzoda nasza przystaje, bez tchu, w rozproszeniu...
O, to nie tej już wiosny, to nie tego lata
Ujrzym rozlew miłości na rozłogach świata,
Wzrost gór, miast powstawanie — i w dusz własnych
rdzeniu
Wiosna minęła. O, to nie tego już lata
Żądze
nasze, ze śpiewem przypadłszy do brzegów,
Ugaszą pragnień znoje. W błąd wwiodła po trosze
Miłość naszą kwietniowa radosność bogata;
Lata, co nastąpiło, zawiodła nas szata;
Wiosna obiecywała piękniejsze rozkosze.
Wiem: zboża w krąg dojrzały; ziemia w woniach cała;
Lazur nad wzgórz kwietnością radośnie się mości...
Lecz wieczór, po dniu długim, w którym wszystko pała,
Daje noc zwiędłym ziołom bez tchnienia świeżości.
Słońce, oko ogniste, przystaje i w ziemię
Wlepia wzrok, od którego schnie nadzieja chora.
Bydło leży znużone, owoc źrzały drzemie
Śród traw, kędy, strwożeni, czekamy wieczora.
Doba, gdy w ciepłych wodach jezior i strumieni
Zdają się na ich wolę mdłe ciała dziecięce —
A nasza smutna miłość, czekając jesieni,
Omdlewa, więdnie, w dziwie, że szczęśliwa w męce.
Miriam
Wzlot męski, wzlot mocarny k'prawemu istnieniu.
Wrzesień
Jutro k'morzu powiodę żądze moje wcześnie,
Niby pasterz uległy, wiedziony przez trzody;
Jutro żądze me pójdą brzegiem wielkiej wody,
Której jęk przez noc całą słyszałem dziś we śnie;
Zaczekam chwilę jeszcze; jutrznia wnet powstanie:
Widzę na rąbkach brzasku pian śnieżyste dreszcze;
Przeciągłe szlochy nocy umilkły — nie jeszcze.
Czekajmy! Tak, czekajmy; już zaraz świtanie.
I wnet już stąpać będę po piasku spłakanym,
Pełnym ziół morskich, soli, szczątków zlanych pianą,
Które niepokój ducha wybrał dzisiaj rano
Na zabawkę myśleniom nocą utroskanym.
Pójdźcie, wszystkie me żądze! K'morzu bujną zgrają!
Świt już! świt już! Prowadźcie mnie ręką siostrzaną,
Pobiegnę razem z wami. Pod skalistą ścianą
Oto ścieżka wiodąca, gdzie fale konają.
Wał wód odbiega wreszcie; zbliżmy się; śród piany,
Nad którą żądz ciekawość gnie się niespodzianie,
Zbierajmy winnic morskich wilgne winobranie
I wszystko, co ze skały zerwały bałwany.
Co toń wzięła, co przypływ odniósł swymi wały,
Co fala kołysała, co wiatr porwie znowu,
To wszystko myśl ma w symbol zawarła połowu
Alg przejrzystych — i kiedy przypływ, już omdlały,
Zostawił je na brzegu, gdziem zszedł z żądz mych stadem,
Me żądze modry z nich mi uplotły dyjadem.
Miriam
Nie było tego roku wiosny
Nie było tego roku wiosny, moja miła,
Pod lekkimi kwiatami piosnka nie dzwoniła,
Nie było metamorfoz, śmiechów ani kwietnia
I nie będziemy z róż girlandy pletli.
Jeszcześmy nie zdążyli, przy lampie schyleni,
Ponad książkami zimy posiedzieć do woli,
Gdy nagle zaskoczyło nas słońce jesieni,
Czerwone i lękliwe, niby morski polip.
„Patrz, to już jesień!" — powiedziałaś do mnie,
„Czyśmy tak długo spali?"
Jeżeli trzeba, byśmy tu mieszkali,
Wśród ksiąg in folio, to zbyt monotonne."
Niejedna może już tu wiosna była;
A myśmy nawet nie zauważyli,
By nas jutrzenka w porę uprzedziła,
Trzeba firanki uchylić.
Padał deszcz. Poprawiając płomień, co się skrzywił
U lampy, w czerwonym słońcu takiej bladej,
Siedzieliśmy znów i czekali cierpliwi
Jasnej wiosny, która ma nadejść.
Pawet Hertz
Ballada o dobrach nieruchomych
Kiedy rzeka przybiera,
niektórzy chronią się, uciekając na wzgórza;
Plik z chomika:
cezarbe
Inne pliki z tego folderu:
Gide André - Wiersze.pdf
(2599 KB)
Gide André - Symfonia pastoralna.pdf
(34808 KB)
Gide André - Lochy Watykanu.pdf
(716 KB)
Inne foldery tego chomika:
Agnon Samuel - 1966
Aleixandre Vicente - 1977
Andrić Ivo - 1961
Asturias Miguel Ángel - 1967
Beckett Samuel - 1969
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin