Przynieście mi głowę wiedźmy - 1.pdf

(1475 KB) Pobierz
186693042 UNPDF
KIM HARRISON
PRZYNIEŚCIE MI GŁOWĘ
WIEDŹMY
Przełożyła Agnieszka Sylwanowicz
Tytuł oryginału:
Dead Witch Walking
Mężczyźnie, który powiedział,
że podoba mu się mój kapelusz.
ZAWARTOŚĆ
PODZIĘKOWANIA
.....................................................................................................................
ROZDZIAŁ 1
................................................................................................................................
ROZDZIAŁ 2
................................................................................................................................
ROZDZIAŁ 3
................................................................................................................................
ROZDZIAŁ 4
................................................................................................................................
ROZDZIAŁ 5
................................................................................................................................
ROZDZIAŁ 6
................................................................................................................................
ROZDZIAŁ 7
................................................................................................................................
ROZDZIAŁ 8
................................................................................................................................
ROZDZIAŁ 10
................................................................................................................................
..............................................................................................................................
ROZDZIAŁ 11
..............................................................................................................................
ROZDZIAŁ 12
..............................................................................................................................
ROZDZIAŁ 13
..............................................................................................................................
ROZDZIAŁ 14
..............................................................................................................................
ROZDZIAŁ 15
..............................................................................................................................
ROZDZIAŁ 16
..............................................................................................................................
ROZDZIAŁ 17
..............................................................................................................................
ROZDZIAŁ 18
..............................................................................................................................
ROZDZIAŁ 19
..............................................................................................................................
ROZDZIAŁ 20
..............................................................................................................................
ROZDZIAŁ 21
..............................................................................................................................
ROZDZIAŁ 22
..............................................................................................................................
ROZDZIAŁ 23
..............................................................................................................................
ROZDZIAŁ 24
..............................................................................................................................
ROZDZIAŁ 25
..............................................................................................................................
ROZDZIAŁ 26
..............................................................................................................................
ROZDZIAŁ 27
..............................................................................................................................
ROZDZIAŁ 28
..............................................................................................................................
ROZDZIAŁ 29
..............................................................................................................................
ROZDZIAŁ 30
..............................................................................................................................
ROZDZIAŁ 31
..............................................................................................................................
ROZDZIAŁ 32
..............................................................................................................................
ROZDZIAŁ 33
..............................................................................................................................
ROZDZIAŁ 34
..............................................................................................................................
ROZDZIAŁ 9
186693042.001.png
PODZIĘKOWANIA
Chciałabym podziękować osobom, które przeze mnie cierpiały podczas wielokrotnego
przepisywania tekstu. Wiecie, kim jesteście, i serdecznie Was pozdrawiam. Szczególnie
jednak chciałabym podziękować mojej redaktor, Dianie Gil, za wspaniałe sugestie, które
odsłoniły przede mną zachwycające ścieżki myśli, oraz mojemu agentowi, Richardowi
Curtisowi.
ROZDZIAŁ 1
Stałam w mroku, w wejściu opuszczonego sklepu naprzeciwko pubu „Krew i Piwo”,
usiłując dyskretnie podciągnąć skórzane spodnie do ich właściwego położenia. To żałosne,
pomyślałam, patrząc na opustoszałą w deszczu ulicę. Byłam na to o wiele za dobra.
Zajmowałam się zwykle zatrzymywaniem nielicencjonowanych czarownic oraz tych
zajmujących się czarną magią, jako że do schwytania czarownicy trzeba czarownicy. Lecz w
tym tygodniu na ulicach było spokojniej niż zazwyczaj. Wszyscy, którzy mogli wyjechać,
byli na zachodnim wybrzeżu na naszym dorocznym zjeździe, zostawiwszy mnie z tym
bezcennym zleceniem. Proste przyskrzynienie. Takie to już szczęście Zmiany, że tkwiłam tu
w ciemności i na deszczu.
- Kogo ja oszukuję? - szepnęłam, podciągając pasek torby wyżej na ramię. Od
miesiąca nie wysyłano mnie, żebym przyszpiliła czarownicę - nielicencjonowaną, białą,
czarną czy jakąkolwiek inną. Przyprowadzenie syna pani burmistrz na Przemianę odbywającą
się nie w czasie pełni księżyca nie było zapewne najlepszym pomysłem.
Zza rogu wyjechał lśniący samochód; w świetle brzęczącej lampy rtęciowej był
czarny. Już trzeci raz okrążał kwartał. Skrzywiłam się, kiedy zobaczyłam, że zwalnia.
- Cholera - szepnęłam. - Potrzebuję ciemniejszej kryjówki.
- Myśli, że jesteś dziwką, Rachel - szepnął mi do ucha mój pomocnik i zachichotał. -
Mówiłem ci, że w czerwonej bluzce bez pleców wyglądasz jak zdzira.
- Czy ktoś ci kiedyś powiedział, że śmierdzisz jak pijany nietoperz, Jenks? -
mruknęłam, ledwie poruszając ustami.
Tego wieczoru pomocnik znajdował się denerwująco blisko, jako że przysiadł na
moim kolczyku. Był duży i zwisający - kolczyk, nie pixy. Jenks okazał się pretensjonalnym,
złośliwym gnojkiem o wybuchowym charakterze. Wiedział, co prawda, z której strony
ogrodu pochodzi jego nektar. I najwyraźniej od incydentu z żabą pozwalano mi zabierać ze
sobą najwyżej pixy. Mogłabym przysiąc, że pixy są za duże, by się zmieścić w żabim pysku.
Kiedy samochód zatrzymał się z sykiem opon na mokrym asfalcie, podeszłam powoli
do krawężnika. Automatycznie otwierana, przyciemniona szyba opuściła się z jękiem
mechanizmu. Pochyliłam się z moim najładniejszym uśmiechem i machnęłam legitymacją. Ze
spojrzenia pana Jednobrewego zniknęła lubieżność, a jego twarz przybrała barwę popiołu.
Samochód ruszył z cichym piskiem opon.
- Jednodniowy wycieczkowicz - powiedziałam z pogardą.
Nie, pomyślałam w przebłysku skruchy. Był normalny, był człowiekiem. Jeśli nawet
określenia „jednodniowy wycieczkowicz”, „udomowiony”, „gąbka”, „wymiętek” oraz moje
ulubione „przekąska” oddawały istotę sprawy, były politycznie niepoprawne. Ale skoro ten
gość podrywał zabłąkane dziewczyny na chodniku w Zapadlisku, to można go było nazwać
trupem.
Samochód przejechał na czerwonym świetle, a ja odwróciłam się na gwizdy dziwek,
których miejsce zajęłam o zachodzie słońca. Nie były zadowolone, stojąc bezczelnie na rogu
naprzeciwko mnie. Pomachałam im, a najwyższa pokazała mi środkowy palec i odwróciła się
tyłem, pokazując zgrabną pupę, poprawioną zaklęciem. Dziwka i jej zdecydowanie krzepki
kochanek głośno rozmawiali, starając się niepostrzeżenie podawać sobie skręta. Nie pachniał
zwykłym tytoniem. Dzisiaj to nie mój problem, pomyślałam i cofnęłam się do cienia.
Oparłam się o zimną kamienną ścianę budynku, wpatrzona w czerwone światła stopu
samochodu. Zerknęłam na siebie, marszcząc brwi. Jestem wysoka jak na kobietę - mam około
metra siedemdziesiąt - ale nie jestem choćby w przybliżeniu tak długonoga, jak ta dziwka
stojąca w następnej kałuży światła. I nie byłam aż tak mocno umalowana. Wąskie biodra i
niemal płaski biust nie czyniły ze mnie materiału na prostytutkę. Zanim znalazłam punkty
sprzedaży dla leprekaunów, bieliznę kupowałam w dziale „Twój pierwszy stanik”. A tam
trudno znaleźć coś bez serduszek i jednorożców.
Moi przodkowie wyemigrowali do starych dobrych Stanów w dziewiętnastym wieku.
Jakimś cudem na przestrzeni tych pokoleń wszystkim kobietom udało się zachować
zdecydowanie rude włosy i zielone oczy, charakterystyczne dla dzieci naszej irlandzkiej
ojczyzny. Jednakże moje piegi są ukryte pod zaklęciem, które tata kupił mi na trzynaste
urodziny. Maleńki amulet dał do osadzenia w pierścionku na mały palec. Nigdy nie wychodzę
bez niego z domu.
Znowu poprawiłam torbę na ramieniu i westchnęłam. Skórzane spodnie, czerwone
buty do kostek i bluzka bez pleców niewiele się różniły od tego, co zwykle wkładałam w
piątki, żeby wkurzyć szefa, ale ubrać się w coś takiego na wieczór, idąc na róg ulicy...
- Gówno - mruknęłam do Jenksa. - Wyglądam jak dziwka.
Jego jedyną odpowiedzią było prychnięcie. Nie zareagowałam, co mnie kosztowało
nieco wysiłku, i odwróciłam się w stronę baru. Było za wcześnie na pierwszych klientów i
oprócz mojego pomocnika oraz stojących dalej „pań”, ulica świeciła pustką. Stałam tu już
prawie godzinę, a mojego obiektu nie było ani śladu. Równie dobrze mogłam wejść do środka
i zaczekać. Poza tym wewnątrz mogłabym sprawiać wrażenie, że to ja chcę być nagabywana,
a nie że sama nagabuję mężczyzn.
Odetchnęłam głęboko, wyciągnęłam z koka upiętego na czubku głowy kilka pasemek
Zgłoś jeśli naruszono regulamin