Cook Glen - Imperium grozy 03 - Zgromadziła się ciemność wszelaka.pdf
(
1229 KB
)
Pobierz
Cook Glen - Imperium grozy 03 -
Glen Cook
Zgromadziła się ciemność wszelaka
(All Darkness Met)
Przełożył Jan Karłowski
JEDEN:
O Shing, Ehelebe
Kobieta krzyczała przy każdym skurczu. Na zewnątrz demon skowytał i pazurami
drapał ściany. Nagle zawył jak zraniony słoń i z całej siły rzucił się na drzwi. Grube
deski zajęczały. Po twarzy lekarza spływały wielkie krople potu, drżał niczym królik
schwytany w sidła. Jego skóra miała szary odcień śmierci.
– Dalej, niech się to już skończy! – warknął ojciec dziecka.
– Panie!...
– Zrób to! – Nu Li Hsi wydawał się zupełnie nieporuszony gwałtownym
oblężeniem. Nie dopuszczał możliwości, że lęk opanuje czy to jego, czy też tych,
którzy mu służyli. Przyszły władca zjednoczonego Shinsanu nie ośmieliłby się
przecież zdradzić choćby śladu uczuć, które tervola mogliby wziąć za oznakę
słabości.
Lecz lekarz wciąż się ociągał. Znalazł się w beznadziejnej sytuacji – nie mógł
wygrać. Demon próbował strzaskać czary osłaniające salę operacyjną. Wewnątrz jego
władca miotał się wściekły, ponieważ matka nie była w stanie normalnie powić –
dziecko było po prostu zbyt duże. Ponadto kobieta była jego przyjaciółką, a lekarz
wątpił, by zdołała przeżyć operację. Jedynym asystentem, którego pozwolono mu
zatrzymać, była jego córka. Któraż czternastolatka potrafiłaby sprostać takiej
sytuacji?
Gorzej, byli jeszcze inni świadkowie. Dwaj tervola stali obok, opierając się
o ścianę. Czarownicy generałowie, którzy dowodzili armiami Shinsanu i stanowili
jego arystokrację, czekali na wynik eksperymentu Księcia Smoka.
Jego celem było dziecko, które wyrośnie na obdarzonego nadludzką siłą
i kompetencjami żołnierza. Istotę wprawdzie myślącą, lecz dysponującą niewielkimi
zdolnościami rozwinięcia własnej osobowości, ponadto zupełnie niewrażliwą na
magię, dzięki której wrogowi udawało się czasem przejąć kontrolę nad obcymi
żołnierzami.
– Zacznij ciąć – powiedział cicho Nu Li Hsi, a w tonie jego głosu
przebrzmiewało: „bo w przeciwnym razie...” – zanim ataki mojego brata nabiorą
bardziej kreatywnego charakteru.
Od tysiąclecia Nu Li Hsi oraz jego brat bliźniak Yo Hsi walczyli o panowanie
nad Shinsanem. Spór trwał praktycznie od chwili, gdy zamordowali swego ojca,
Tuana Hoa, założyciela Imperium.
– Skalpel – powiedział lekarz.
Mówił tak cicho, że prawie nie sposób było go usłyszeć. Rozejrzał się po
zatłoczonej sali operacyjnej. Tervola stali oparci o ściany, całkowicie nieruchomi,
w swych maskach i szatach przypominali pozbawione życia posągi. Sam Nu Li Hsi
ani drgnął, tylko jego oczy biegały. Książęta taumaturgowie nie musieli skrywać
twarzy za maskami. Z oblicza Nu Li Hsi lekarz mógł wyczytać nie ustający nawet na
chwilę gniew. Zrozumiał, że Książę Smok spodziewa się porażki.
Po raz jedenasty książę wykorzystał do eksperymentu własne nasienie.
Poprzednich dziesięć prób spełzło na niczym. Nietrudno było stąd wyciągnąć wnioski
odnośnie jego męskości...
Lekarz otworzył brzuch kobiety. Pół godziny później uniósł dziecko.
Przynajmniej był to chłopiec. I żył.
Nu Li Hsi podszedł bliżej.
– Ręka. Nie wykształciła się. I stopa również...
Teraz zawładnęła nim mniej widoczna, ale bardziej niebezpieczna wściekłość,
której przyczyną były powtarzające się bez końca porażki. Jaki pożytek może być
z nadludzkiego żołnierza ze szpotawa nogą, który na dodatek nie posiada ręki, by
utrzymać tarczę?
Na zewnątrz znowu rozległo się wycie niby ryk zranionego słonia. Zadrżały
ściany. Posypał się pył. Płomienie świec i pochodni zafalowały. Ściany w każdej
chwili mogły runąć. Deski drzwi jęczały już właściwie bez przerwy. Pryskały drzazgi.
Po raz pierwszy Nu Li Hsi zdradził zainteresowanie tym, co się wokół działo.
– Uparty jest, czyż nie? – zapytał, zwracając się do tervola. – Nakarmimy go?
Skinęli głowami.
Tervola, ustępujący w hierarchii jedynie samym książętom taumaturgom, rzadko
włączali się w potyczki współwładców Shinsanu. Jeżeli jednak istota ta przedrze się
przez bariery otaczające pomieszczenie, nie będzie zwracała uwagi na aktualny układ
sojuszy. A Yo Hsi z pewnością zrekompensuje pozostałym tervola to, co się stało,
wyrażając równocześnie ubolewanie, iż dwóch z nich znalazło się akurat w samym
sercu bitwy.
Książę Smok wyciągnął złoty sztylet. Czarne niczym sadza emaliowane litery
biegły przez całą długość klingi. Tervola ujęli kobietę za ręce i nogi. Nu Li Hsi
przyłożył ostrze sztyletu do jej piersi, ciął, poszerzył ranę i ją rozdarł. Włożył dłoń do
środka, schwycił i szarpnął – wszystko wprawnym gestem zdradzającym długoletnią
praktykę. Po chwili trzymał w ręku wciąż trzepoczące serce. Krew spływała mu po
ręce, plamiąc ubiór.
Wrzask córki doktora zagłuszył krzyki ofiary.
Natomiast na zewnątrz zapanowała absolutna cisza. Demoniczna istota,
przynajmniej na jakiś czas, zaspokoiła swój głód.
Ten kto nie znajdował się akurat w pomieszczeniu, w ogóle nie zdawałby sobie
sprawy z jej obecności. Zaklęcia osłaniające ściany nie stanowiły przeszkody dla istot
tego świata, lecz wyłącznie dla tych, co przychodziły spoza niego, z Tamtej Strony.
Nu Li Hsi westchnął z rezygnacją.
– A więc... będę musiał spróbować znowu. Wiem, że jestem w stanie tego
dokonać. Na papierze wszystko się zgadza. – Ruszył do wyjścia.
– Panie! – krzyknął lekarz.
– Co?
Doktor gestem wskazał ciało kobiety i dziecko.
– Co mam zrobić z...?
Dziecko żyło. Było pierwszym z eksperymentalnych niemowląt, które przeżyło
narodziny.
– Pozbądź się ich.
– To jest twój syn... – Słowa powoli zamierały mu w gardle, gdy docierał doń
gniew władcy. Nu Li Hsi miał oczy węża. Nie było w nich śladu litości. – Zajmę się
nimi, panie.
– Dopatrzę, żebyś tak uczynił.
Gdy tylko Książę Smok zniknął za drzwiami, córka lekarza wyszeptała:
– Ojcze, nie możesz.
– Muszę. Słyszałaś, co powiedział.
– Ale...
– Wiesz, że nie ma innej możliwości.
Wiedziała. Była dzieckiem Imperium Grozy. Ale ledwie skończyła czternaście lat
i przepełniała ją młodzieńcza głupota. W rzeczy samej była podwójnie głupia. Już
zdołała popełnić największy błąd, jaki mógł się przytrafić dziewczynie w jej wieku.
Zaszła w ciążę. Tej nocy wszakże popełniła drugą pomyłkę, która była jednak
znacznie okropniejsza. Jej skutki odczuwać będą pokolenia.
Uciekła z nowo narodzonym dzieckiem.
Jedna po drugiej, sześć osób przemknęło w ciągu godziny do pomieszczenia
ukrytego pod podłogą karczmy Żółtooki Smok. Na górze nikt nie wiedział, kim są,
ponieważ przybyły pospolicie odziane, z obnażonymi twarzami. Natomiast czarne
szaty i wysadzane klejnotami maski bestii włożyły dopiero, gdy znalazły się poza
zasięgiem wzroku, w pokoju u szczytu wiodących do piwnicy schodów. Nawet Lin
Feng, zarządca Smoka, nie wiedział, kto z kim się u niego spotyka. Wiedział
natomiast, że dobrze mu zapłacono. W zamian zadbał o to, by każdy z jego gości
mógł przez dziesięć minut pozostać całkowicie sam i zdążyć się przebrać, zanim
następnego wpuszczono do przechodniego pomieszczenia.
Feng podejrzewał, że są to jacyś konspiratorzy. Zemdlałby chyba, gdyby
wiedział, że oto spotykają się u niego tervola. Nie licząc książąt taumaturgów, tervola
byli najpotężniejszymi, najbardziej okrutnymi ludźmi w całym Shinsanie,
a najpotworniejsze diabły Piekła biegały u nich na posyłki... Ocknąwszy się
z omdlenia, Feng zapewne odebrałby sobie życie, tcrvola bowiem nie mogli
spiskować przeciwko nikomu innemu, jak tylko jednemu z książąt taumaturgów. Co
z kolei z niego czyniło ofiarę najokrutniejszego ze wszystkich losów.
Jednak Feng niczego nie podejrzewał. Bez mrugnięcia odegrał swoją rolę.
Pierwszy w komnacie znalazł się mężczyzna skrywający twarz za złotą maską,
której wizerunek przypominał pysk kota i gargulca, zdobioną cieniutkimi czarnymi
żłobieniami i odpowiednio oszlifowanymi rubinami w miejscu oczu i kłów. Ostrożnie
wszedł do pomieszczenia i upewnił się, że nie ma w nim niepowołanych świadków.
Podczas gdy przybywali pozostali i w całkowitej ciszy zajmowali miejsca,
konstruował taumaturgię, która ochroni zebranych przed najbardziej zmyślnymi
magicznymi podsłuchami. Kiedy skończył, komnata stała się niewidoczna nawet dla
wszystkowidzących książąt taumaturgów.
Wreszcie przybył szósty. Człowiek w masce gargulca rzekł:
– Dzisiejszego wieczoru pozostali nie będą mogli dotrzymać nam towarzystwa.
Jego towarzysze nie odpowiedzieli. W milczeniu czekali, by się dowiedzieć, po
co ich wezwano. Dziewięciu rzadko się spotykało. Oczy książąt oraz nie poddanych
inicjacji tervola widziały wszystko, ich szpiedzy znajdowali się wszędzie.
– Musimy podjąć decyzję.
Przemawiający kazał się nazywać Chinem, aczkolwiek słuchacze nie mieli
pewności, czy był to rzeczywiście ten sam Chin, którego znali z normalnego życia.
Tylko on dokładnie wiedział, z kim ma do czynienia. Spiskowcy nie przeoczyli
żadnych środków ostrożności.
Ponownie żaden z pięciu się nie odezwał. Jeżeli nie będą mówić, nikt nie
rozpozna drugiego po głosie. Grali w niebezpieczną grę, obstawiając iście
imperatorskie stawki.
– Zlokalizowałem kobietę. Dziecko wciąż z nią jest. Pytanie: Czy postępujemy
dalej zgodnie z planem? Znane mi są opinie tych, którzy nie mogą być z nami. Dwu
wypowiedziało się za, jeden przeciw. Unieście ręce, jeśli jesteście za.
Podniosły się cztery dłonie.
– Siedmiu za. A więc kontynuujemy. – Za rubinowymi soczewkami maski China,
niczym w lodowej tafli oświetlonej promieniami wściekłego słońca, zatańczyły iskry.
Ich spojrzenie spoczęło na dysydencie.
Jedno z ogniw kręgu zostało osłabione. Chin wcześniej niewłaściwie osądził
człowieka w masce dzika. Negatywny głos nieobecnego zrozumiał, zaakceptował
i oddalił. Tamtym nie powodował strach. Ale Dzik... Ten człowiek był przerażony.
Mógł się załamać. A stawka była zbyt wysoka, aby niepotrzebnie ryzykować.
Plik z chomika:
ssaaggaa
Inne pliki z tego folderu:
Cook Glen - Imperium grozy 07 - Nadciąga zły los.pdf
(1091 KB)
Cook Glen - Imperium grozy 06 - Dojrzewa wschodni wiatr.pdf
(782 KB)
Cook Glen - Imperium grozy 05 - Nie będzie litości.pdf
(1068 KB)
Cook Glen - Imperium grozy 04 - Ogien w jego dloniach.pdf
(849 KB)
Cook Glen - Imperium grozy 03 - Zgromadziła się ciemność wszelaka.pdf
(1229 KB)
Inne foldery tego chomika:
Cabot Meg
Cadigan Pat
Caidin Martin(McCoy Max)
Caldwell Erskine
Callison Brian
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin