Cussler Clive - Przygody Dirka Pitta 15 - Atlantyda odnaleziona.pdf

(2529 KB) Pobierz
Cussler Clive - Przygody Dirka
ATLANTYDA ODNALEZIONA
Przekład PAWEŁ WIECZOREK
274164143.001.png
Uderzenie
Rok 7120 p.n.e., Dzisiejsza Zatoka Hudsona
Intruz przybył z daleka. Mgliste ciało niebieskie, stare jak wszechświat, powstało
w gigantycznej chmurze lodu, skał, pyłu i gazu, kiedy cztery miliardy sześćset
tysięcy lat temu rodziły się zewnętrzne planety Układu Słonecznego. Wkrótce po
tym, jak rozproszone cząstki zamarzły w zbitą masę o średnicy ponad półtora
kilometra, obiekt zaczął bezgłośnie zakreślać orbitę w próżni kosmosu. Okrążał
odległe Słońce i zawracał w pół drogi do najbliższych gwiazd. Podróż trwała
tysiące lat.
Jądro komety było mieszaniną zamarzniętej wody, tlenku węgla, metanu i
poszarpanych bloków skał metalicznych. Brudna kula śniegowa, rzucona ręką
Boga. Kiedy, wirując, minęła Słońce i przekroczyła apogeum orbity, zawracając
w kierunku Ziemi, emitowane przez Słońce promieniowanie spowodowało
metamorfozę jądra. Brzydkie kaczątko zmieniło się w piękność.
Po wchłonięciu ciepła i promieni ultrafioletowych, wysyłanych przez Słońce,
zaczęła się tworzyć długa wstęga, która powoli przekształciła się w olbrzymi,
świecący, błękitny ogon, ciągnący się za jądrem na przestrzeni ponad stu
czterdziestu milionów kilometrów. Powstał także krótszy - szeroki na mniej
więcej półtora miliona kilometrów - biały ogon pyłowy, który wił się wzdłuż boku
komety, tworząc coś, co przypominało rybie płetwy.
Za każdym razem, kiedy kometa mijała Słońce, traciła kolejną porcję lodu i
jądro się zmniejszało. Po dwustu milionach lat kometa straciłaby cały lód i
rozpadła się, tworząc liczne meteory i chmurę pyłu - tej nie było jednak pisane
kolejne wyjście poza Układ Słoneczny ani okrążenie Słońca. Nie była jej dana
powolna, zimna śmierć w czarnych głębinach kosmosu. Życie tej komety miało
dobiec końca w ciągu kilku minut. Przy ostatnim pokonywaniu orbity, mijając w
odległości miliona czterystu pięćdziesięciu kilometrów Jowisza, została pchnięta
w bok jego wielką siłą grawitacyjną i skierowana na kurs kolizyjny z trzecią
planetą od Słońca, zwaną obecnie przez jej mieszkańców Ziemią.
Wpadła w atmosferę ziemską pod kątem czterdziestu pięciu stopni, z prędkością
dwustu dziesięciu tysięcy kilometrów na godzinę, a ziemska grawitacja jeszcze ją
przyspieszała. Kiedy szeroka na piętnaście kilometrów, ważąca cztery miliardy
ton kula zaczęła rozpadać się pod wpływem tarcia, powstała przed nią jaskrawo
świecąca fala uderzeniowa. Siedem sekund później zniekształcone ciało
niebieskie, zmienione w oślepiającą kulę ognia, uderzyło w powierzchnię Ziemi.
Skutki były straszliwe. Bezpośrednim efektem wyzwolenia ogromnej ilości
energii kinetycznej przy uderzeniu było wydrążenie zagłębienia dwa razy
większego od Hawajów, skąd zderzenie wybiło ziemię, a woda wyparowała.
Glob zadrżał od wstrząsu tektonicznego o sile dwunastu stopni w skali Richtera.
Wyrzucone w górę miliony ton wody oraz osadu z dna morskiego pomknęły
 
przez dziurę nad miejscem uderzenia komety do stratosfery - wraz z gigantyczną
chmurą fragmentów rozpalonych do czerwoności skał, wystrzelonych na
trajektorie suborbitalne, skąd spadały z powrotem jako płonące meteoryty.
Burze ognia zniszczyły wiele puszcz na całym świecie. Wulkany uśpione przez
tysiące lat zaczęły nagle wybuchać i wyrzucać oceany lawy, która rozlewała się
na przestrzeniach obejmujących miliony kilometrów kwadratowych i pokrywała
teren skorupą o grubości trzystu metrów, a często nawet większej. Do atmosfery
wyrzucone zostało tyle dymu i pyłu, które potem porywiste wichry rozwiały po
całym globie, że światło słoneczne niemal przez rok nie mogło przebić się do
powierzchni Ziemi. Planetę spowił całun ciemności, a temperatura spadła
poniżej punktu zamarzania wody. Zmiany klimatyczne nastąpiły w każdym
zakątku kuli ziemskiej, i to w niezwykle gwałtowny sposób. Temperatura na
wielkich polach lodowych i lodowcach północy wzrosła do ponad trzydziestu,
nawet prawie czterdziestu stopni Celsjusza. Lód roztopił się błyskawicznie.
Zwierzęta strefy tropikalnej i umiarkowanej wyginęły w ciągu jednego dnia.
Wiele - takich jak mamuty - zamarzło tam, gdzie stało, pasąc się na letniej łące, z
jeszcze niestrawionymi trawami i kwiatami w żołądkach. Drzewa zostały
zamrożone - z liśćmi i owocami - w sposób niewiele odbiegający od tego, w jaki
dziś przygotowuje się mrożonki. Przez wiele dni siły wyzwolone uderzeniem
kosmicznego obiektu wyrzucały z głębin wodnych ryby.
O brzegi kontynentów uderzyły fale o wysokości od ośmiu do ponad piętnastu
kilometrów i wdarły się na lądy. Woda zalała przymorskie niziny na kilkaset
kilometrów w głąb, niszcząc wszystko i zaściełając ziemię niewyobrażalną masą
osadu z dna oceanów. Dopiero, kiedy potężny przypływ uderzył w podnóża gór,
jego czoło podwinęło się pod masę wody i zaczęło zawracać. Nic już nie było takie
jak przedtem - zmienione zostały biegi rzek, w zagłębieniach terenu powstały
nowe jeziora, a dotychczasowe przeistoczyły się w pustynie.
Wydawało się, że reakcja łańcuchowa nigdy się nie skończy.
W dół górskich zboczy - początkowo z cichym dudnieniem, które wkrótce
zamieniło się w nieustający ryk grzmotu - zaczęły schodzić lawiny. Wielkie góry
kołysały się jak trącane lekką bryzą palmy. Kiedy sztorm zawył ponownie i
kolejny raz uderzył w kontynenty, pustynie i szerokie trawiaste sawanny zostały
pofalowane. Uderzenie komety spowodowało nagłe i potężne przesunięcia w
cienkiej skorupie ziemskiej. Trzydziestokilometrowa powłoka zaczęła wraz z
płaszczem Ziemi, okrywającym jądro z płynnego metalu, wypiętrzać się i
skręcać. Przesuwała się tak, jakby oddzielono skórkę od grejpfruta bez jej
rozcinania. Wewnętrzna kula mogła rotować wewnątrz zewnętrznej.
Kontynenty uległy przemieszczeniu. Wzgórza wypiętrzyły się, tworząc łańcuchy
górskie. Liczne wyspy na Pacyfiku zniknęły, w innych miejscach pojawiły się
nowe. Antarktyda, leżąca na zachód od dzisiejszego Chile, przesunęła się ponad
trzy tysiące kilometrów na południe, gdzie szybko pokryła ją warstwa coraz
grubszego lodu. Olbrzymia płaszczyzna lodowa, pływająca na Atlantyku na
zachód od Australii, trafiła do strefy umiarkowanej i zaczęła gwałtownie topnieć.
To samo stało się z lodem, który pokrywał biegun północny - teraz rozproszył się
na północy dzisiejszej Kanady. Wkrótce powstał nowy biegun i zaczął tworzyć
grubą warstwę lodu w miejscu, gdzie niedawno był ocean.
 
Zniszczenia postępowały bezlitośnie. Wstrząsy i zagłada trwały, jakby nigdy nie
miały się skończyć. Ruch cienkiej skorupy Ziemi powodował kataklizm po
kataklizmie. Nagłe topnienie pływających po oceanach pól lodowych oraz
przesunięcie lodowców, pokrywających spore części kontynentów, w pobliże stref
tropikalnych spowodowały podniesienie się poziomu wód o sto kilkadziesiąt
metrów i zalanie lądów dopiero co zniszczonych przez wyzwolone uderzeniem
komety fale. W ciągu jednego dnia połączona z kontynentem Brytania stała się
wyspą, a pustynię w miejscu znanym dziś jako Zatoka Perska zalała woda. Nil,
wpływający do wielkiej, żyznej doliny i skręcający do wielkiego oceanu na
zachodzie, teraz kończył się w miejscu, w którym niespodziewanie powstało
Morze Śródziemne.
Z perspektywy geologii ostatnia wielka epoka lodowcowa zakończyła się w
mgnieniu oka.
Dramatyczne zmiany granic oceanów oraz ich prądów spowodowały także
przesunięcia biegunów, co drastycznie zakłóciło równowagę rotacyjną planety.
Kiedy bieguny przesuwały się na nowe miejsca, oś obrotu Ziemi została chwilowo
wychylona o dwa stopnie, co zmieniło panującą na powierzchni siłę odśrodkową.
Morza i oceany dostosowały się do zmiany, zanim Ziemia zdążyła wykonać trzy
obroty, jednak lądy ze względu na swą konsystencję nie mogły zareagować tak
szybko. Miesiącami trwały trzęsienia ziemi.
Wokół planety gnały wściekłe burze niesione gwałtownymi wichrami, przez
kolejne osiemnaście lat rwące na strzępy i rozbijające wszystko, co stało im na
drodze. Uspokoiły się dopiero, gdy bieguny planety przestały się przesuwać i
zatrzymały, tworząc nową oś obrotu Ziemi. Przez ten czas morza i oceany
ustabilizowały się, pozwalając na powstanie nowych linii brzegowych w
panujących przedziwnych warunkach klimatycznych. Zmiany trwały
nieprzerwanie. Wraz ze zmniejszeniem się o połowę liczby dni w roku zmienił się
podział doby na dzień i noc. Magnetyczny biegun Ziemi przesunął się na
północny wschód o kilkaset kilometrów.
Bardzo szybko wyginęły setki, może nawet tysiące gatunków zwierząt. Z obu
Ameryk zniknęły: wielbłąd jednogarbny, mamut, koń lodowcowy oraz leniwiec
olbrzymi. Przestały także istnieć tygrys szablozęby, gigantyczne ptaki ze
skrzydłami o rozpiętości ponad ośmiu metrów i wiele innych zwierząt o wadze
powyżej pięćdziesięciu kilogramów - ginęły, dusząc siew powietrzu wypełnionym
dymem oraz gazami wulkanicznymi.
Apokalipsa zniszczyła także florę. Rośliny, których nie spaliły na popiół pożary,
ginęły z braku światła słonecznego. Ten los podzieliły algi morskie. Z powodu
powodzi, ognia, burzy, lawin i unoszących się w powietrzu trujących oparów
zginęło ponad osiemdziesiąt pięć procent żywych organizmów na Ziemi.
W ciągu jednej przerażającej doby zniknęły liczne społeczności ludzkie -
zarówno wysoko rozwinięte, jak i te dopiero rozkwitające, stojące u progu złotej
ery. W okrutny sposób zginęły miliony mężczyzn, kobiet i dzieci. Zniszczone
zostały wszelkie ślady tworzących się cywilizacji, a nieliczni szczęśliwcy, którzy
 
przeżyli, zachowali jedynie mgliste wspomnienia przeszłości. Bezpowrotnie
zamknięty został do tej pory najdłuższy, nieprzerwany rozdział historii ludzkości
- trwająca dziesięć tysięcy lat podróż od prostego Człowieka z Cro-Magnon do
pokolenia królów, architektów, rzeźbiarzy, malarzy i wojowników. Wytwory ich
talentu oraz ich ziemskie resztki legły głęboko pod dnem nowych mórz.
Pozostały nieliczne obiekty - a raczej ich fragmenty - świadczące o istnieniu
rozwiniętych kultur. Można by wręcz twierdzić, że wiele narodów i miast istniało
jedynie chwilę, po czym uległo kompletnemu zniszczeniu. Zaginęły prawie
wszystkie ślady jakichkolwiek cywilizacji.
Z zaskakująco niewielkiej liczby ludzi, którzy przeżyli, większość zamieszkiwała
wyższe regiony górskie, mogła więc znaleźć w jaskiniach schronienie przed furią
żywiołów. W odróżnieniu od bardziej cywilizowanych ludzi epoki brązu, którzy
budowali osiedla na nizinach, w pobliżu rzek i mórz, mieszkańcami gór byli
nomadowie reprezentujący kulturę epoki kamiennej. Zagłada dotknęła więc
samą śmietankę ludzkości - Leonardów da Vinci, Picassów i Einsteinów - a
dominację nad światem przejęli prymitywni wędrujący myśliwi. Okres ten
można porównać do momentu, w którym odrzucono wspaniałe osiągnięcia
starożytnego Rzymu i Grecji, a świat na wieki popadł w ignorancję i kulturową
stagnację. Epoka neolitycznej ciemnoty przykryła całunem grób wysoko
rozwiniętych cywilizacji, a mrok miał trwać prawie dwa tysiące lat. Po tym
czasie ludzkość zaczęła powoli, bardzo powoli, wychodzić z ciemności i znów
tworzyć oraz budować miasta i cywilizacje -w Mezopotamii i Egipcie.
Tylko niewielka liczba utalentowanych budowniczych i twórczych myślicieli
pochodzących ze zniszczonych kultur przeżyła, docierając do wyżej położonych
obszarów Ziemi. Kiedy spostrzegli, że ich cywilizacji nic nigdy nie odtworzy,
zaczęli trwające wieki działania, które polegały na ustawianiu wielkich, wbitych
pionowo w ziemię tajemniczych megalitów i dolmenów, znajdowanych w
Europie, Azji, na wyspach Pacyfiku oraz w obu Amerykach. Jeszcze długo po
tym, jak pamięć wspaniałego dziedzictwa przygasła i stała się wyłącznie mitem,
monumenty straszliwego zniszczenia oraz zagłady niezliczonych rzesz ludzkich w
dalszym ciągu ostrzegały przyszłe pokolenia przed następnym kataklizmem. W
ciągu tysiąclecia potomkowie mędrców powoli tracili dawną wiedzę i wtapiali się
w plemiona nomadów, aż w końcu przestali reprezentować rasę wysoko
rozwiniętą.
Przez setki lat po katastrofie ludzie obawiali się zejść z gór, by ponownie
zamieszkać na nizinach i wybrzeżach. Potomkowie narodów, które odbywały
podróże morskie i miały kiedyś techniczną przewagę nad innymi, zachowali
jedynie mgliste wspomnienia przeszłości. Zapomniano o metodach
konstruowania statków oraz technikach żeglarskich i wszystko musiało zostać
wynalezione na nowo. Pokolenia, które tego dokonały, czciły swych znakomitych
przodków, uważając ich za bogów.
Lawinę śmierci i zniszczenia wywołała gruda brudnego lodu nie większa niż
dzisiejsze farmerskie miasteczko w stanie Iowa. Kometa spowodowała tragiczne
zniszczenia bezlitośnie i gwałtownie. Ziemia nie była atakowana z taką
gwałtownością od czasu, kiedy sześćdziesiąt pięć milionów lat temu trafił w nią
meteoryt, który przyniósł zagładę dinozaurom.
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin