Len Deighton - Nalot.pdf

(1629 KB) Pobierz
Len Deighton - Nalot
Len Deighton
NALOT
tłumaczył WŁADYSŁAW NYCZ
„KB”
Choć usiłowałem przedstawić tło dzieła tak realistycznie, jak to było możliwe,
jest ono całkowitą fikcją. Jak mi wiadomo, nie było bombowców Lancaster zwanych
„Creaking Door”, „The Volkswagen” lub „Joe jak King”. Nie było lotniska RAF o
nazwie Warley Fen i bazy Luftwaffe zwanej Kroonsdijk. Nie było Altgarten i nie
istnieli ludzie podobni do opisanych przeze mnie. W roku 1943 ani w jakimkolwiek
innym roku nie było dnia 31 czerwca.
L.D.
Rytuał: zespól religijnych lub magicznych ceremonii lub obrzędów, często w
połączeniu ze specjalnymi formułami słownymi lub specjalnymi (i tajemnymi)
słowami, zwykle z ważnych okazji lub czynności.
DR. J. DEVER
Słownik Psychologii (Penguin Books)
Iw czasie od lutego 1965 do 31 lipca 1968 Amerykanie I dokonali 107 700
nalotów bombowych na Wietnam. [Zrzucono bomby i wystrzelono rakiety ważące
ogółem 2581 876 ton.
Keisinger’s Continuom Archives
Postawa dzielnych Sześciuset, która wzbudziła podziw Lorda Tennysona,
wynikła z faktu, że już od najmniejszego zamiaru zapytania o powód, odstraszano
niedoszłego iociekliwego przywiązując go do pala i biczując do utraty)rzytomności.
F.J.P. VEALE
Adyance 10 Barbarism (Mitrę Press, 1968)
1
To była pogoda dla bombowców: suche powietrze, łagodny wiatr i chmury
 
poprzerywane wystarczająco, by zobaczyć gwiazdy. W sypialni było tak ciemno, że
Ruth Lambert dopiero po chwili dostrzegła męża stojącego przy oknie.
 Sam, czy czujesz się dobrze?
 Modlę się do księżyca. Zaśmiała się rozespana.
 O czym ty mówisz?
 Czy nie sądzisz, że potrzeba mi wszystkich możliwych czarów?
 Och, Sam. Jak możesz tak mówić, skoro...
- ... wróciłeś cało z czterdziestu pięciu lotów bojowych - dokończył jej zdanie.
Skinęła głową. Miał rację. Obawiała się to powiedzieć, ponieważ istotnie
wierzyła w czary lub podobne niesamowitości. W domu stojącym na uboczu, we
wczesnych godzinach porannych, kiedy wiatr przepędzał chmury zasłaniające
księżyc, nietrudno było poddać się nastrojowi grozy.
Zasłonił oczy dłonią, gdy zapaliła lampkę na nocnym stoliku przy łóżku. Sam
Lambert był wysokim, dwudziestosześcioletnim mężczyzną. Konieczność noszenia
munduru ze ściśle przylegającym kołnierzykiem spowodowała, że opalenizna
odcinała się ostrą linią wokół jego szyi. Muskularne ciało było natomiast białe.
Przesunął palcami po zmierzwionych, czarnych włosach i poskrobał kącik nosa, tam
gdzie mała blizna znikała w zmarszczkach uśmiechu. Ruth lubiła, jak się uśmiechał,
ale ostatnio rzadko to czynił.
Zapiął żółtą, jedwabną piżamę, kupioną przez Ruth za mnóstwo pieniędzy na
Bond Street. Dała mu ją z okazji nocy poślubnej, trzy miesiące temu; wtedy
uśmiechnął się. Teraz włożył ją po raz pierwszy.
Będąc jedynym małżeństwem pośród gości Cohena, Ruth i Sam Lamberl
zostali ulokowani w sypialni króla Karola z tak wspaniałymi obiciami i
wykładzinami, że Sam złapał się na mówieniu szeptem.
- Co za nudny weekend dla ciebie, kochanie: rozmowy o bombach
bombardowaniu i bombowcach.
 Lubię was słuchać. Pamiętaj, że ja także jestem w RAF. W każdym razie
musieliśmy tu przyjechać. On jest członkiem twojej załogi, jesteście jakby jedną
rodziną.
 Tak, przybyło ci pół tuzina zupełnie nowych krewnych.
 Lubię twoją załogę.
Powiedziała to z wahaniem, gdyż właśnie z jednego z ostatnich lotów jej mąż
 
przyleciał z martwym nawigatorem. Od tego czasu nigdy nie wymienili jego
nazwiska.
- Czy przestało padać? - zapytała.
Lambert skinął głową. Gdzieś nad nimi jakiś samolot mozolnie przechodził
przez chmurę; jego pilot usiłował zapewne dostrzec ziemię poprzez jakąś lukę.
Ćwiczenie nawigacyjne, pomyślał Lambert, prawdopodobnie meteorolodzy
przepowiedzieli małe, lekkie cirrusy. To ich ulubiona prognoza.
 Czy to Cohen dostał nudności za pierwszym razem? - spytała.
 Niezupełnie tak, on... - machnął ręką.
 Nie miałam na myśli choroby - powiedziała Ruth. - Zostawić lampkę
zapaloną?
 Wracam do łóżka. Która godzina?
- Jest wpół do szóstej, poniedziałek rano.
 Na następny weekend pojedziemy do Londynu i zobaczymy „Przeminęło z
wiatrem” lub inny film.
 Obiecujesz?
 Obiecuję. Już po burzy. Będzie dobre, lotne powietrze. Przez Ruth
przeszedł dreszcz trwogi.
 Dostałem list od ojca - powiedział.
 Poznałam pismo.
 Czy mogę mu dać jeszcze pięć funtów?
 On je przepije.
 Oczywiście.
 I mimo to mu poślesz?
 Po prostu nie mogę opuścić biednego starego.
Krowy stały bardzo spokojnie i wydawało się, że śpią; Lambert dotąd niewiele
wiedział o wsi. Właściwie to jej nie znał aż do chwili, gdy siedem lat temu nie zaczął
latać. Ogromna, otwarta przestrzeń. Rodzina młodego Cohena miała tu bardzo wiele
akrów i strumyk pełen pstrągów, i ten stary dom, jak z opowieści o duchach, ze
skrzypiącymi schodami, zimnymi sypialniami i starodawnymi zasuwami u drzwi,
które nigdy dobrze się nie zamykały. Wyciągnął rękę i przebiegł palcami po obiciach.
W Muzeum Wiktorii i Alberta nigdy by na to nie pozwolono.
Niektóre szyby okienne wyblakły i miały pęcherzyki powietrza, a drzewa
 
widziane przez nie wyginały się groteskowo. Okolica wyglądała nocą obco i
wydawała się jednobarwna jak stara fotografia. Na wschodzie, nad morzem, za
Holandią i Niemcami, niebo jaśniało wystarczająco, aby dojrzeć sylwetki drzew i
linię horyzontu. Osiem dziesiątych zachmurzenia, zaledwie skrawek światła księżyca
na obrzeżu cumulusa. Można by nad tym wszystkim lecieć całą Grupą, a z ziemi by
ich nawet przez moment nie zauważono. Odwrócił się od okna. Z drugiej jednak stron
mieliby nas na swoim cholernym radarze.
Przeszedł po zimnej, kamiennej podłodze i spojrzał na żonę spoczywając: w
masywnym łożu. Jej czarne włosy upodobniały białą poduszkę do marmuru a z
zamkniętymi oczami przypominała jakąś baśniową księżniczkę, oczekując:
przebudzenia magicznym pocałunkiem. Rozsunął zasłonę starego łoża o czterecl
filarach, zaskrzypiało, gdy z ulgą rozciągnął się w pościeli. Wydała senny pomruk i
mocno przyciągnęła jego chłodne ciało do siebie.
 On po prostu miał chwile słabości - powiedział. - Cohen jest cholernie
miłym chłopcem a jednocześnie znakomitym nawigatorem.
 Kocham cię - zamruczała Ruth.
 Każdy się może załamać - wyjaśnił Lambert.
Podciągnęła mu poduszkę pod głowę i przesunęła się robiąc więcej miejsca
Oczy miał zamknięte, ale wiedziała, że nie śpi. Wielokrotnie leżeli nocą nie śpiąc, tał
jak teraz.
Kiedy pobierali się w marcu, padało, gdy jechali do kościoła, jednak gdy
wchodzili po schodach, ukazało się słońce. Miała wtedy na sobie jedwabną
bladoniebieską suknię. Od tego czasu jeszcze dwie inne dziewczyny brały w niej ślub.
Przycisnęła do niego twarz, tak że słyszała bicie jego serca. Był to
uspokajający budzący ufność dźwięk i wkrótce zapadła w sen.
Dawną okazałość wiejskiego dworu Cohenów zatarł spowodowany wojna,
brak rąk do pracy i materiałów budowlanych. Ścianę pokoju jadalnego szpeciła
wilgotna plama, a dywan ułożono tak, aby jego zniszczona część znalazła się pod
kredensem. Małe okna o ołowianych ramach i niezgrabne urządzenia do zaciemniania
czyniły pokój ponurym, nawet w tak jasny, letni poranek jak dziś.
Każdy z obecnych lotników pogodził się już z myślą o powrocie na lotnisko i
wszyscy na swój sposób czuli, że ten dzień zakończy się lotem bojowym. Lambert
wyczuwał zmianę pogody i wybrał krzesło, z którego mógł spoglądać na niebo.
Lambertowie nie zeszli na śniadanie pierwsi. Kapitan Sweet był na nogach od
 
wielu godzin. Powiedział im, że wybrał się na przejażdżkę konną.
- Zważcie, że siedziałem tylko na tym biednym stworzeniu, podczas gdy ono
spacerowało po łące.
Pewnie rzeczywiście tak zrobił, ale samokrytyczny ton wypowiedzi
sugerował, że był bardzo doświadczonym jeźdźcem.
Sweet wybrał miejsce w fotelu o wygiętym oparciu, znajdującym się u szczytu
stołu. Ten jasnowłosy, dwudziestodwuletni mężczyzna, cztery lata młodszy od
Lamberta, jak wielu członków załogi był niski i krępy. Miał rumianą cerę. Jego
różowa skóra jeszcze bardziej różowiała w słońcu, a kiedy uśmiechał się, wyglądał
jak szczęśliwe, pełne temperamentu dziecko. Niektóre kobiety bardzo to lubiły.
Uważano go za „materiał na oficera” od dnia, gdy zaciągnął się do wojska.
Miał czysty, wysoki głos, energię, entuzjazm i cenną umiejętność schlebiania
przełożonym.
 I ambicję wzięcia się za łeb z Hunem, proszę pana.
 Doskonale, Sweet.
- Bóg mi świadkiem, proszę pana, ja nie potrafię być inny. To wpaja się
chłopcu w każdej porządnej szkole.
- Doskonale, Sweet.
Sweeta wyznaczono tymczasowo na dowódcę eskadry B, w której jeden z
samolotów pilotował Lambert. Usilnie starał się o popularność: znał przezwiska
wszystkich i pamiętał miejsca ich urodzenia. Odczuwał wielką przyjemność witając
ludzi w akcencie ich rodzinnego miasta. Pomimo tych wszystkich wysiłków niektórzy
nienawidzili go. Sweet nie mógł zrozumieć dlaczego.
W tym miesiącu dywizjon został przeniesiony do służby pathfinderów.
Oznaczało to, że każda załoga musi wykonać podwójną turę operacji. Dwa razy
trzydzieści to sześćdziesiąt, a przeżyć sześćdziesiąt lotów nad Niemcy, przy średnio
pięcioprocentowych stratach, było matematycznie trzykrotnie niemożliwe. Lambert i
Sweet ukończyli już jedną turę i odbywali teraz drugą. Z obliczeń ubezpieczeniowych
wynikało, że już dawno nie żyją.
Kiedy starszy sierżant Digby wszedł do pokoju, Sweet opowiadał właśnie
jakąś historyjkę. Digby był trzydziestoletnim australijskim bombardierem. Według
norm bojowych dla załóg latających można go było uważać za starego, a jego
łysiejąca głowa i osmagana wiatrem twarz wyróżniała go spośród innych. Odznaczał
się także stałą gotowością do wybijania oficerom z głowy ich nadętej dumy.
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin