Dwa bogi, dwie drogi : T. 1-2 powieść współczesna
Kraszewski Józef Ignacy
Na placu Ś-go Jana w Wilnie, przed wielu laty, w jednej z kamienic na
dole. znajdowała się restauracya nieosobliwa, którą może pamiętają
jeszcze, ci co naówczas do niej uczęszczali. Nie miała ona ani prawa ani
ochoty liczyć się do najpierwszych, nie grzeszyła wytwornością, rachowała
na gości, których więcej wabi przystępność i pewne zaniedbanie, niż
elegancyą i drożyzna. Jeden chłopak dosyć odrapany i troje śmiałych
dziewcząt, którym nigdy na odpowiedzi nie zbywało choćby na najśmielsze
pytanie, nie licząc gospodarza, wyglądającego bardzo powszednio choć butno
— stanowiły służbę i zarząd restauracyi tej, kawiarni razem i bilardu.
Kancelarzyści. akademicy, oficerowie niższych stopni, ludzie lubiący
swobodę a niemający wiele grosza w kieszeni, uczęszczali tu zwykle.
Ceny były umiarkowane, jadło i napój obrachowane na niewybrydność gości, a
swoboda do-
Dwa Bogi, dwie drogi. Tom I.
Dwa bogi, dwie drogi : T. 1-2 powieść współczesna.Strona 4/402
chodziła niekiedy do najokrutniejszej wrzawy, którą gospodarz Fiszer z
trudnością starał się powściągać. On sam i służba zresztą byli z hałasem
oswojeni i wiedzieli, że bez niego się obejść nie może; szło im tylko, aby
czujne ucho jakiego dozorcy policyjnego nie posłużyło się nim i nie
usprawiedliwiło interwencyi która nigdy na sucho się nie obeszła.
W kilku tych izbach, z których jedna tylko nieco jaśniej była oświecona,
niekiedy tłok bywał taki, iż miejsca nowoprzybyli wynaleźć sobie nie
mogli. Miejsce w którem znajdował się lokal p. Fiszera było tak
szczęśliwie wybrane u zbiegu ulic, w samym niemal środku miasta, iż onby
go był na najwspanialej gdzieindziej urządzone salony nie mieniał. Tędy
przesuwała się w pewnych dniach i godzinach niemal cała ludność miasta, a
dla wielu ta brudna restauracya miała w sobie urok niezwyciężony.
Każdy tu był jak w domu. bez ceremonii: wchodził zabłocony, siadał, palił,
wołał, żartował ze służbą, podnosił głos, dysponował, kaprysić mógł i
wykłócić się dowoli.
Jeżeli wypadkiem zabłądził tu elegant nawykły do innego tonu, czystości i
pewnej względności służby, wynosił się rychło, bo nań tak spoglądano,
jakby go za drzwi chciano wysadzić. Bilard przytrzymał czasem w
restauracyi do późna niektórych, innych zawzięta pijatyka, na którą Fi-
Dwa bogi, dwie drogi : T. 1-2 powieść współczesna.Strona 5/402
szer choć miał oko. nie był jej przeciwnym... Otwierały się podwoje do
dnia bardzo, i rzadko kiedy było pusto.
W pierwszej izbie zastawionej stolikami jadano i pito; tu był rodzaj
bufetu i zapach jej. gdyby go nie czyniły znośniejszym alkoholiczne
wyziewy, wymagałby pewnego oswojenia się z nim. aby go wy trzymać można.
Druga ciemniejsza salka od dziedzińca bilardem była zajęta, a kilka
pokoików na tyłach służyło dla tych, co chcieli na osobności wypróżnić
jaką butelkę z dobremi przyjaciółmi.
W jednym z nich właśnie przy dwóch skromnych lampeczkach francuskiego
wina, siedzieli dwaj młodzieńcy, z których stroju wnosić było można, że
się sposobili do podróży.
W izdebce mrok panował, który ją jeszcze smutniejszą czynił niż była, a z
siebie samej więzienną celę przypominała. Dwa proste zabrukane stoliki,
kilka krzeseł nie nowych, kanapka, na której w pewną odwagę uzbroiwszy się
siąść chyba można było — zajmowały szczupły pokoik o jednem oknie
wychodzącem na ciasne i smutne podwórko. Światło dnia wpadało doń z góry,
blade, szare, zimne, a promień słońca nigdy się tu nie przedzierał.
Pomimo tak smutnego miejsca, twarze dwóch młodzieńców były wesołe,
rozpromienione, a rozmowa wielce ożywiona. W tym wieku, na progu
Dwa bogi, dwie drogi : T. 1-2 powieść współczesna.Strona 6/402
życia, gdzież nie wesoło? Młodość zastępuje słońce gdy go niema, powietrze
nawet gdy go braknie.
Pomiędzy dwoma chłopakami, z których jeden siedział na kanapce opierając
się o stolik, a drugi przechadzał się po ciasnym pokoiku potrącając
o krzesła i stoliki, różnica wieku była prawie niewidoczna, a podobieństwo
twarzy tak wielkie, że się każdy mógł w nich braci domyśleć.
Mieli jednaki wzrost, też same ciemne oczy, rysy bliźnięco podobne, coś
nawet w ruchach i głosie pokrewnego. Wpatrując się jednak baczniej w nich
obu, zwłaszcza gdy jak teraz byli razem, uderzała wielka różnica wyrazu
twarzy, charakteru tych dwóch postaci. Na czem ona zależała, niezmiernie
trudno było określić — gdyż nie rysunek i kształty się różniły, ale duch
co obu ożywiał.
Przechadzający się mógł być cokolwiek starszym, był odrobinę silniejszym i
zażywniejszym; oko jego śmielej patrzało, lecz nie miało tak głęboko
sięgającego spojrzenia, jak nieco przyćmione i zmrużone źrenice chłopca,
który siedział przy stole.
Na jednem z tych dwóch bratnich obliczów, widać było niczem nietłumione
pragnienie życia
i zaspokojenie i uszczęśliwienie niem; jakąś śmiałą nadzieję i wiarę w swą
siłę; na drugiem pano-
Dwa bogi, dwie drogi : T. 1-2 powieść współczesna.Strona 7/402
wał spokój, trochę smutku, a dusza kryła się więcej pod powłoką która ją
obejmowała. Patrząc na nich można było odgadnąć. iż jeden z nich żył
więcej ze światem i w świecie, drugi z sobą i w sobie. We wzroku
pierwszego myśli było mało, zastępowała ją instynktowa pojętność młodości;
w drugim już widniał rozum, ale onieśmielony własnym sceptycyzmem.
Wistocie byli to dwaj bracia, o rok tylko wiekiem od siebie różni.
Obaj skończyli nauki uniwersyteckie szczęśliwie i właśnie rozstać się
mieli, bo każdego z nich gdzieindziej powoływało przeznaczenie.
Synowie ubogiej wdowy, która oprócz nich miała dwie córki, a całego
majątku małą cząsteczkę we wsi w powiecie kobryńskim, zmuszeni myśleć sami
o przyszłości, u wrót życia, w których się właśnie znajdowali, byli już
jak na rozstaju. Starszy skończył wydział prawny i miał jakoby wejść w
służbę publiczną; młodszy który rozpoczął medycynę i z niej przerzucił się
na literaturę, nie miał tymczasowo innego widoku nad nauczycielstwo
domowe.
Me mógł więc nawet pojechać na wieś do Żulina do matki, aby u nóg jej
złożyć swój patent, i wziąść błogosławieństwo na dalszą drogę. Rodzina,
przy której objął obowiązki, wymagała, aby jej towarzyszył na wakacye, bo
jedynak, któremu miał służyć za mentora, nie mógł bez dozoru po-
Dwa bogi, dwie drogi : T. 1-2 powieść współczesna.Strona 8/402
zostać. Tłómaczyło to trochę smutne usposobienie spartego na stole
Kwiryna. Brat jego Rajmund swobodniejszy wracał do domu, i tam miał
dopiero wypocząwszy, obmyśleć jakich środków użyje do pomieszczenia się
gdzieś w służbie.
W czasie pobytu ostatniego roku w Wilnie, bracia widywali się często, ale
nie mieszkali razem. Kwiryn już się zajmował chłopakiem, z którym jechał
teraz na wieś; Rajmund nie miał żadnych zobowiązań — chcieli więc choć
godzinę spędzić z sobą, bo obaj tegoż wieczora opuścić mieli miasto i nie
wiedzieli kiedy znowu zobaczą się na świecie.
— Mówię ci, Kwirynie — głośnym, jasnym i śmiałym tonem prawił starszy do
spartego na stole — tyś sobie źle poradził! Słowo daję! Lękam się aby ci
to całego życia nie zwichnęło! Gadaj sobie co chcesz — nam ubogim
chłopcom, pierwszą było rzeczą co najrychlej myśleć o chlebie — a ty z
twojej filologii nigdy innego jak razowy pono mieć nie będziesz.
Proszę cię, do czego to prowadzi? Literatem będziesz! profesorem!
Patrzajże na wielce utalentowanych i bardzo sławnych. Szydłowski ma
reputacyą, długi, i rozpił się z desperacyi; Borowski zacny, rozumny,
poważany, nie zostawi po sobie chyba dobre imię. — Cóżto za karyera? —
przypuszczam choćby katedra w uniwersytecie! W najlepszym razie tylko że
się ma co jeść!!
Dwa bogi, dwie drogi : T. 1-2 powieść współczesna.Strona 9/402
Miałeś wcale dobrą myśl w początku pójść na medycynę, ale delikacik z
waszmości. trupy ci
się nie podobały! Gdybyś już był jak ja, poszedł na prawo! Urzędnik ma
przyszłość.
Kwiryn milczał. Przyłożył do ust kieliszek, bez myśli i bez smaku połknął
kropel kilka — i westchnął.
— A! Mundku mój! — zawołał zwolna stłumionym głosem — nie od dziś my się
nie możemy zrozumieć.
— Owszem, ja ciebie rozumiem doskonale, przerwał Rajmund stając naprzeciw
stołu i wychylając raźno swą lampkę do której dolał. Chciał tę sarnę
przysługę uczynić bratu, ale ten głową potrząsnął i zakrył ręką kieliszek.
— Tak, ja ciebie rozumiem doskonale, mówił Rajmund — uległeś słabości,
fantazyi. Czujesz w sobie talent — chce ci się glorioli, uczoności, sławy,
poświęciłeś tym marzeniom — rzeczywistość! Drogo ci to opłacić przyjdzie!
Zarzut ten wywołał rumieniec na twarz Kwiryna, który się poruszył, strząsł
i przerwał bratu.
— Nie, nie rozumiesz mnie!
To co ty nazywasz fantazya, u mnie się obowiązkiem zowie! Człowiek nie dla
samego chleba jest stworzony, — cel jego wyższy, wznioślejszy; powinien
przejąć co zostawiła przeszłość i uzu-
Dwa bogi, dwie drogi : T. 1-2 powieść współczesna.Strona 10/402
pełnione, powiększone oddać przyszłości. Dla mnie to życie ducha idzie
przede wszystkiem!
Rajmund z młodzieńczą wesołą werwą śmiać się zaczął, bez szyderstwa, bez
złośliwości — lecz tak że się od śmiechu powstrzymać nie mógł.
— Kwirku ty mój ! zawołał — to są romanse! Co mnie obchodzi spuścizna
przeszłości, kiedy ja po ojcu nie wziąwszy nic, nie będę miał co jeść! Co
mnie obchodzą potomni, kiedy ja z głodu mam mrzeć. Myślę o sobie!
— Do pewnej miary, przerwał Kwiryn, rzecz słuszna — ale...
— Ja w pragnieniu życia nie znam miary, tak jak ty w twojem żądzy nauki,
odparł Rajmund — chcę żyć w najobszerniejszem tego wyrazu znaczeniu, żyć
piersią całą, używać, dojść jak najwyżej, posiąść jak najwięcej. Mam
ambicyą, mam pragnienie — jestem nienasycony. Życie i użycie, to mój Bóg.
— Ha! westchnął Kwiryn — służymy więc dwóm Bogom różnym, bo dla mnie
Bogiem wyzwolenie i spotęgowanie ducha mojego!
— Romanse! powtórzył Rajmund — o rok jesteś tylko młodszym ode mnie, a
mówisz po dziecinnemu! Z takiem pojęciem życia do czegóż ty dojdziesz?
— Ja nie wiem — zawołał Kwiryn — nie w mojej mocy jest dojść, ale w mej
mocy iść. Zresztą, wiesz co Mundku, to co się tobie tak uśmiecha.
Dwa bogi, dwie drogi : T. 1-2 powieść współczesna.Strona 11/402
w czem ty widzisz swe szczęście, dla mnie byłoby męczarnią.
Wiedziałeś to już i mogłeś zrozumieć z naszego życia odmiennego w
uniwersytecie. Ty pozawiązywałeś stosunki, kręciłeś się po domach
pańskich, bawiłeś się. umizgałeś — ja siedziałem w kącie nad książkami i.
słowo ci daję, daleko się uważałem za szczęśliwszego w mojem osamotnieniu
nad ciebie, coś się musiał kłaniać, uśmiechać, nieraz kłamać, często
udawać, słowem, grać rolę niewolniczą — nieznośną!
— Widzisz Kwirek! — gorąco odparł brat. widzisz ! ta niewola była dla mnie
roskoszą. Ja się czułem i czuję stworzonym do tego świata, do którego, jak
ty powiadasz, wśliznąłem się. Niepotrzeba mi było się wciskiwać ani
wślizgiwać, bo ten świat poczuł we mnie swojego, przyjął, adoptował,
pokochał....
Słuchaj — ja już dziś mam takie stosunki, które mi dozwalają w przyszłość
patrzeć śmiało — a ty co masz?? co ?
Kwiryn ramionami ruszył i odparł trochę szydersko.
— Mam rozpoczętą gramatykę grecką i tłómaczenie Iliady!!
— To mnie ściął! rozśmiał się Rajmund. Stosunek z Jego Ekscelencyą Homerem
i rozpoczęta gramatyka, których jest już sto doskonałych i która się na
nic nie zda.
Dwa bogi, dwie drogi : T. 1-2 powieść współczesna.Strona 12/402
— A twoje stosunki ? szepnął Kwiryn.
— Nigdy ci o nich nie rozpowiadałem szerzej, bom się chwalić nie chciał —
rozpoczął Rajmund, lecz bądź co bądź, nie chcę mieć tajemnic. Nie żartuj
sobie z moich stosunków.
— Tańcowałeś kontredansa u Salomo.... ów. wtrącił Kwiryn — to wiem.
Rajmund napuszył się i minkę zrobił szyderską, Nalał sobie wina i wychylił
je szybko, zaczynając znów chodzić po izdebce.
— W kamienicy na Bernardyńskim zaułku, w której ja stałem na trzeciem
piętrze, począł mówić, na pierwszem stali państwo Szambelaństwo Ch. —
Nieznasz ich i nie masz o nich wyobrażenia.
Jakiś czas ja też anim się spodziewał zawrzeć z niemi znajomości. Były to
zawysokie progi na moje nogi. Spotykaliśmy się na schodach czasami.
Szambelan wyglądał mi śmiesznie, stary, uróżowany, w perliczce, elegant,
ale z twarzą łagodną, dobrą i tak wyżytą, zmęczoną, wyssaną, zniszczoną,
...
xarxar