Sztompka Piotr, Teoria socjologiczna końca XX wieku. Wstęp do wydania polskiego, w: Jonathan H. Turner, Struktura teorii socjologicznej, przeł. Jacek Szmatka, PWN, Warszawa 1985, s. 9-53.
TEORIA SOCJOLOGICZNA KOŃCA XX WIEKU. WSTĘP DO WYDANIA POLSKIEGO.
I tak, socjologia dotarła na wielkie rozdroże do punktu, w którym otwierają się zarówno ogromne nadzieje, jak i szansę rozkładu[1].
Teoria to słowo magiczne. Dla jednych - oznacza najwartościowszy cel pracy badawczej. Dla innych - bezwartościowe spekulacje. W naukach dalekich od precyzji i jednoznaczności metodologicznej - a do takich niestety należy socjologia - wokół istoty teorii, jej roli w poznaniu, a także wokół treściowej zawartości różnorodnych i często rozbieżnych teorii toczą się najbardziej gorące spory. Przedstawiając czytelnikowi książkę o teoriach socjologicznych trzeba zarysować szerszy kontekst owych sporów. I takie jest zadanie niniejszego wstępu.
Stan refleksji teoretycznej w socjologii: trzy pytania podstawowe
Zastanowienie się nad tą dziedziną badań społecznych, która nosi nazwę socjologii teoretycznej, każe postawić trzy pytania. Po pierwsze - o rzeczywisty charakter rezultatów poznawczych, które są tu przedstawione pod nazwą teorii. Po drugie - o miejsce i znaczenie wyników teoretycznych w całokształcie poznania socjologicznego. Po trzecie - o kryteria odróżnienia teorii lepszych i gorszych, a więc inaczej - o postęp w teorii. Rozważmy te sprawy po kolei.
Czym są tzw. teorie socjologiczne, czyli o pojęciu teorii
Trzeba od razu zauważyć, że pojęcie teorii jest przez socjologów rozumiane niezmiernie wieloznacznie. Jest tak zarówno wtedy, gdy explicite [9/10] zakładają jakąś koncepcję teorii we własnej praktyce teorio-twórczej. Inaczej zarówno to, co się o teorii mówi, jak i to, co się pod nazwą teorii robi - bardzo dalekie jest od jednoznaczności.
W swoim czasie udało mi się znaleźć dziesięć rodzajów definicji teorii, formułowanych explicite w socjologii, a także jedenaście pozadefinicyjnych znaczeń tego terminu, przyjmowanych implicite przez socjologów[2]. Żeby przekonać się, że rozróżnienia te nie były czczą igraszką analityczną, wystarczy przyjrzeć się dokładniej zawartości niniejszego tomu. To, co za teorię uważają i jako teorię prezentują Parsons, Merton, Dahrendorf, Coser, Homans, Blau, Blumer, Emerson, Goffman, Schutz czy Garfinkel - to są rzeczy zupełnie, ale to zupełnie różne. W tym miejscu nie chodzi mi przy tym o zrozumiałe różnice treściowe, lecz o metodologiczny status ich koncepcji zwanych teoriami - nie o to, co mówią o społeczeństwie, lecz jak mówią. Otóż inaczej mówi Parsons, budujący niezmiernie złożone, wyrafinowane schematy pojęć i kategorii analitycznych; inaczej Homans, konstruujący powiązane dedukcyjnie systemy najprostszych, elementarnych twierdzeń, jeszcze inaczej Goffman szafujący bogactwem przypadkowych, luźnych i nie powiązanych ze sobą, ale nader wnikliwych spostrzeżeń na temat codziennego życia społecznego. A jeszcze trochę inaczej - każdy z pozostałych autorów omawianych w książce Turnera.
Czy można w tej różnorodności odnaleźć jakiś wspólny mianownik? Proponowałem kiedyś, aby zarzucić próby znalezienia wspólnej treści pojęcia teorii na płaszczyźnie strukturalnej - tak wiele form przybierają bowiem w socjologii twierdzenia zwane teoretycznymi i na tak wiele sposobów bywają ze sobą wiązane. Tego, co wspólne, sugerowałem natomiast szukać na płaszczyźnie funkcjonalnej - przez odwołanie się do roli, jaką przypisuje się rezultatom badawczym zwanym teoriami, rodzaju pytań, na jakie mają one udzielać odpowiedzi. Okazuje się mianowicie, że teorie socjologiczne pełnią zawsze (lub usiłują pełnić) funkcją wyjaśniającą, odpowiadają (lub starają się odpowiedzieć) na pytanie: „dlaczego pewne zjawiska czy procesy przebiegają tak a nie inaczej?”. Podsumowując, jak pisałem wtedy; „Teorią nazywać będziemy każdy taki i tylko taki rezultat badawczy, który pełni funkcję eksplanacyjną[3]. Widać podobnym tropem szedł Turner, skoro dochodzi do identycznego niemal określenia: „Teoria to typ myślenia, który stara się wyjaśnić zdarzenia. To próba odpowiedzi na pytanie «dlaczego?»[4]. [10/11]
Zgoda w tym punkcie nie zamyka jednak problemu. Wyjaśnienie przecież wyjaśnieniu nie równe. Jakie kryteria należy więc przyjąć, aby wyróżnić ten szczególny, kwalifikowany, najbardziej pożądany typ wyjaśnienia godny miana teorii? Można zbudować całe kontinuum takich kryteriów, od najbardziej liberalnych - psychologicznych, wymagających tylko zaspokojenia ciekawości poznawczej, dostarczenia satysfakcji intelektualnej, czy lepszego zrozumienia, aż do najbardziej restryktywnych - metodologicznych czy logicznych, żądających od wyjaśnienia, aby było: (a) prawomocne, czyli dedukcyjnie powiązane z tym, co ma wyjaśniać, (b) potencjalnie sprawdzalne empirycznie, (c) potwierdzone jako prawdziwe, (d) kompletne pragmatycznie, czyli w danym kontekście dostarczające odpowiedzi ostatecznej, która nie może już być dalej przedmiotem pytania „dlaczego?”, (e) spójne semantycznie, a więc stosujące jednolitą i oszczędną aparaturę pojęciową i wreszcie (f) zunifikowane z innymi wyjaśnieniami w ramach szerszego systemu teoretycznego[5].
Opowiadając się przed ponad dziesięciu laty za restryktywną koncepcją teorii, byłem, jak się okazuje, zbytnim optymistą. Teorii tak rozumianych niestety jeszcze ciągle w socjologii nie ma. Gdyby zastosować łącznie wszystkie sześć wymienionych kryteriów, nie ostałaby się żadna z teorii omawianych w tym tomie, choć skapitulowałyby nie równocześnie - jedne padłyby od razu (np. koncepcja etnometodologiczna), inne po długiej walce (np. teoria wymiany). Upierając się więc przy tym, że restryktywna koncepcja teorii ma sens, ale tylko jako postulat, standard kierunkowy, ów „znikający punkt”, który choć na razie niedościgniony - kierować winien wysiłkami teoretycznymi w socjologii - skłaniam się ku koncepcji bardziej liberalnej, jako narzędziu analizy realnie istniejących rezultatów teoretycznych[6]. Trzeba zgodzić się z P. Blauem, gdy postuluje: „Musimy rozluźnić nasze wymagania stawiane teoriom społecznym, gdyż w przeciwnym razie niezdolność do formułowania teorii z wielką precyzją blokować będzie starania, aby [11/12] budować ogólne teorie, tak, jak potrafimy, a to mogłoby zahamować postęp w socjologii”[7]. Tym bardziej luźne kryteria są konieczne, gdy poddajemy analizie istniejące już koncepcje teoretyczne. Jak pisał J. Szacki: „Jeśli chcemy poznać różne możliwości, musimy prowizorycznie przyjąć takie rozumienie teorii,, które nie wykluczałoby z góry żadnego żywotnego współcześnie kierunku myśli socjologicznej, choćby nawet budził on w nas daleko idące zastrzeżenia[8]. Modyfikując nieco przyjęte przez Szackiego robocze, liberalne określenie teorii[9], proponuję sformułować je tak: teorią socjologiczną jest wszelki zespół założeń ontologicznych, epistemologicznych i metodologicznych, abstrakcyjnych pojęć oraz ogólnych twierdzeń o rzeczywistości społecznej, mający dostarczać wyjaśnienia dostępnej wiedzy opisowej na jej temat oraz ukierunkowywać dalsze badania.
Takie określenie jest wystarczająco pojemne, aby pomieścić wszystkie - nader różnorodne teorie omawiane w książce Turnera. Zarazem sugeruje istotne rozróżnienie składników, aspektów, czy jak kto woli - poziomów każdej teorii. Po pierwsze więc, w każdej teorii (szeroko rozumianej) zawiera się jakaś ogólna orientacja teoretyczno-metodologiczna, a więc zespół fundamentalnych założeń na temat charakteru rzeczywistości społecznej (tez ontologicznych), na temat szans i granic poznania społecznego (tez epistemologicznych) oraz na temat pożądanych sposobów badania społeczeństwa (dyrektyw metodologicznych). Orientacja taka stanowi podstawę, bazę filozoficzną teorii, przyjętą w dużej mierze a priori i potwierdzającą (lub nie) swoją przydatność i płodność na innych poziomach refleksji naukowej (przy budowaniu modeli czy systemów twierdzeń teoretycznych). Po drugie, w obrębie każdej teorii mieści się jakiś model pojęciowy, czyli zespół powiązanych kategorii analitycznych składających się na szczególną wizję świata społecznego; jego budowy oraz mechanizmów jego funkcjonowania i zmiany. Poprzez wprowadzenie analitycznych rozróżnień, konwencji definicyjnych, klasyfikacji, typologii - model selektywnie strukturalizuje amorficzną rzeczywistość społeczną, zwracając uwagę na pewne zjawiska i procesy, a pomijając inne, uwypuklając jedne ich aspekty, a negliżując drugie. Podobnie jak orientacja teoretyczno-metodologiczna model może okazać się przydatny i płodny (lub nie) dopiero na innych poziomach refleksji naukowej (w szczególności przy konstruowaniu systemu twierdzeń). Jest [12/13] przyjętym sposobem interpretacji świata społecznego, rozbudowanym pomysłem na temat tego, jak ów świat można ujmować. Wreszcie, po trzecie, w obrębie każdej kompletnej teorii mieści się szczególna teoria empiryczna (teoria w sensie wąskim), a więc zbiór powiązanych ze sobą twierdzeń o zależnościach pomiędzy zmiennymi cechami obserwowanych zjawisk czy procesów, a jeszcze inaczej - system praw socjologicznych. Twierdzenia takie (prawa) odnoszą się już wprost do świata empirycznego[10], orzekają coś o jego prawidłowościach, regularnościach, tendencjach - a więc mogą być prawdziwe lub fałszywe, ulegają potwierdzeniu lub obaleniu, w zależności od tego, jak rzeczy się mają naprawdę[11].
Założenia, pojęcia i prawa - oto więc składniki główne struktury teoretycznej. Powiedzmy od razu, koncepcja teorii, w której występują wszystkie trzy poziomy - orientacji, modelu i teorii empirycznej - i to występują w ścisłym, koherentnym powiązaniu, jest wysoce wyidealizowana. W praktyce teoretycznej bywa często tak, że niektóre poziomy nie są wprost artykułowane, a mogą być co najwyżej zrekonstruowane ex post, jako konieczne przesłanki myślowe tego ,co się mówi na poziomach niższych. Dotyczy to najczęściej założeń, czasami także definicji pojęć, składających się na model. Kiedy indziej bywa też tak, że pewien poziom teorii ulega autonomizacji - zaczyna funkcjonować samoistnie, bez powiązania z innymi, bez zakorzenienia czy oparcia w pozostałych. Dobry przykład to modele pojęciowe budowane w ramach neoscholastycznej wersji funkcjonalizmu przez T. Parsonsa, nie pozostające - jak się zdaje - w wyraźnym związku ani ze specyficzną bazą filozoficzną, ani ze szczególną teorią empiryczną. Inny przykład to fenomenologia społeczna ograniczająca się w zasadzie do poziomu orientacji filozoficznej i nie znajdująca - jak na razie - wyrazu ani w swoistych modelach, ani teoriach empirycznych.
Struktura teoretyczna (teoria w szerokim sensie) rozumiana jako spójne powiązanie orientacji, modelu i teorii empirycznej (teorii w wąskim sensie) - może odnosić się do różnych dziedzin przedmiotowych, mniej lub bardziej ograniczonych obszarów zjawisk i procesów społecznych. Z tego punktu widzenia można odróżnić teorie ogólne, teorie średniego zasięgu i teorie szczegółowe. Kontekstową definicję wszystkich trzech odmian teorii znaleźć można w znanym określeniu Mertona, który za teorie średniego zasiągu uważa te [...], które się znajdują pomiędzy niezbyt doniosłymi, lecz koniecznymi hipotezami roboczymi powstającymi [13/14] w nadmiarze w toku codziennej pracy badawczej i najogólniejszymi konsekwentnymi próbami rozwinięcia jednolitej teorii, dzięki której można byłoby wyjaśnić prawidłowości widoczne w zachowaniach, organizacji oraz zmianie społecznej”[12]. Na te ostatnie właśnie - „jednolite teorie”, czy inaczej, teorie ogólne kładzie największy nacisk Turner Pomija zaś lub w każdym razie traktuje bardzo marginesowo teorie szczegółowe i teorie średniego zasięgu. Nie znajdziemy więc w tej książce ani teorii wyjaśniających jakieś pojedyncze zjawisko społeczne - np. wybuch konkretnej rewolucji, ani - z nielicznymi wyjątkami - teorii „zajmujących się pewnymi ograniczonymi aspektami zjawisk społecznych”[13], wyjaśniających pewne typologicznie wyróżnione klasy takich zjawisk na przykład - żeby nawiązać do przykładów Mertona - teorii grup odniesienia, teorii ruchliwości społecznej, teorii konfliktu ról teorii tworzenia się norm społecznych i wielu innych.
Będzie tu mowa głównie o teoriach dotyczących całokształtu zjawisk społecznych - a więc teorii społeczeństwa po prostu, w jego najbardziej podstawowych aspektach - działań ludzkich, struktur społecznych, zmian historycznych. Ta właściwość najwyższej ogólności rzutuje na zawartość wszystkich trzech składników struktury teoretycznej. I tak, po pierwsze, orientacja teoretyczno-metodologiczna obejmować będzie fundamentalne założenia o istocie bytu społecznego (w ogóle, a nie w konkretnej epoce, w konkretnym społeczeństwie, czy w konkretnych przejawach - np. w sferze rodzinnej, politycznej, religijnej itp.), o istocie poznania społecznego (szansach i ograniczeniach człowieka jako takiego w obliczu tego swoistego przedmiotu, jakim jest jego społeczeństwo, a nie o możliwościach poznawczych konkretnych jednostek czy zbiorowość wobec konkretnych dziedzin życia społecznego), o naczelnych imperatywach badawczych (gdy przedmiotem jest społeczeństwo jako takie a nie jakiś jego konkretny fragment, aspekt czy właściwość). Po drugie - model pojęciowy artykułować będzie centralne składniki i relacji dziedziny rzeczywistości zwanej społeczeństwem oraz wskazywać fundamentalny mechanizm funkcjonowania społeczeństwa i zmian społecznych. Wreszcie - teoria empiryczna formułować będzie prawa o zależnościach między najbardziej podstawowymi właściwościami świata społecznego, wyróżnionymi w świetle przyjętego modelu i akceptowanych założeń.
Odpowiadając zatem na pierwsze pytanie: czym są tzw. teorie socjologiczne, o których traktuje ten tom, powiedzieć można, że są to różnorodne konglomeraty najbardziej podstawowych założeń, najbardziej abstrakcyjnych pojęć i najbardziej ogólnych praw, konstruowanych z intencją [14/15] wyjaśnienia najbardziej istotnych cech i prawidłowości życia społecznego, przejawiających się bez względu na czas, obszar czy sferę, w których życie społeczne się toczy.
Taka konstatacja prowadzi nas od razu na teren drugiego sporu - już nie o to, czym jest teoria, lecz o to, czy konstruowanie teorii ma w ogóle sens.
Czy refleksja teoretyczna jest istotna, czyli o potrzebie teorii
Wątpliwość taka może być formułowana w dwojaki sposób: mocniejszy i słabszy. Albo więc jako pytanie o sens wszelkiej refleksji teoretycznej, przeciwstawianej wtedy badaniom empirycznym. Albo jako pytanie o sens teorii ogólnej - przeciwstawianej wtedy teoriom średniego zasięgu czy teoriom szczegółowym. W pierwszym przypadku kwestionuje się zasadność wszelkiej teorii, w drugim zasadność teorii pewnego tylko, określonego typu.
Zacznijmy od zarzutu mocniejszego, od kwestii bardziej pryncypialnej - czy teoria jest w ogóle potrzebna. Poglądy na ten temat uległy w czasach najnowszych bardzo charakterystycznej ewolucji. Porównajmy trzy wypowiedzi. W 1952 r. T. Abel pisał: [...] w obliczu panującego poglądu, który nakazuje traktować wszelką interpretację faktów społecznych w kategoriach ogólnych jako niewłaściwą formę ujmowania wyników badawczych, prestiż teorii społecznej musi być obecnie uznany za niski”[14]. W 1968 r. R. A. H. Robson pisze już coś innego: „Deklaracje na temat teorii w socjologii są obecnie prawie jednomyślne; wszyscy jesteśmy za”[15]. A w 1982 r. J. Alexander proklamując potrzebę swoistej „logiki teoretycznej” w socjologii stwierdza: „W naukach społecznych [...] wyraźne spory wokół ogólnych założeń stanowią zupełnie podstawowy aspekt normalnego rozwoju poznania”[16].
Myślę, że za tymi symptomatycznymi deklaracjami kryje się zasadnicza zmiana dominującej filozofii nauk społecznych. Okres powojenny, aż do lat sześćdziesiątych (a w sferze potocznej, roboczej „ideologii” badaczy-empiryków obawiam się, że do dziś) - to czas panowania pozytywizmu i jako jego praktycznego wyrazu - wąskiego empiryzmu. W sensie, jaki nas tutaj interesuje, pozytywizm oznaczał apoteozę faktów i zakładał, że (a) „istnieje radykalna przepaść między obserwacjami [15/16] empirycznymi i stwierdzeniami pozaempirycznymi”, (b) „bardziej ogólne kwestie intelektualne określane jako filozoficzne czy metafizyczne nie mają żadnego istotnego znaczenia dla praktyki dyscypliny naukowej zorientowanej empirycznie”, (c) „ponieważ eliminacja wszelkich odniesień pozaempirycznych stanowić ma wyróżniającą cechę nauk przyrodniczych, prawdziwa- socjologia musi posiąść taką samą naukową samoświadomość”, (d) „w nauce, z której wyeliminowane zostały kwestie filozoficzne i w której obserwacje empiryczne są całkowicie nieproblematyczne, pytania natury ogólnej czy teoretycznej mogą być rozstrzygane wyłącznie przez odniesienie do takich obserwacji empirycznych”[17]. Kult liczby, faktu, konkretu prowadzi do gromadzenia nieskończonych zasobów danych szczegółowych. Fetyszyzacja ankiet, testów, skal, „rytuału statystycznego” - mających rzekomo stanowić godny odpowiednik technik badawczych właściwych naukom przyrodniczym - nakazuje dopasowywać problematykę badań do przyjętych metod badawczych, poszukiwać takiego przedmiotu badań, który nadawałby się do uchwycenia za pomocą tej. techniki, która jest aktualnie modna. Podejście technikocentryczne (w przeciwieństwie do problemocentrycznego) jest oczywiście postawieniem na głowie sensownego doboru zadań poznawczych.
Wbrew optymistycznym oczekiwaniom wąski empiryzm nie doprowadza w socjologii do odkrycia „kamienia filozoficznego”, nie zbliża dyscypliny do miary osiągnięć uzyskiwanych przez rozwijające się gwałtownie nauki przyrodnicze. Lata pracowitego zbierania danych na temat najrozmaitszych aspektów życia społecznego zamyka świadomość, że aczkolwiek wiemy coraz to więcej, to jednak o coraz to mniejszym, czy może o coraz to mniej ważnym przedmiocie, tak że dzień spełnienia się Pascalowskiego proroctwa, kiedy to wiedzieć będziemy wszystko o niczym, nie jest w socjologii tok daleki. P. Sorokin tak ocenia zdobycze poznawcze wąskiego empiryzmu: „Poszukiwanie faktów ogromnie się ostatnio w socjologii rozpowszechniło przynosząc całe góry danych empirycznych, ale tylko bardzo skromny fragment tych badań doprowadził do istotnych konkluzji, czy też wykrycia prawidłowości o wyższym stopniu uogólnienia. Większość badań tego typu dostarczyła tylko lokalnego, czasowo i przestrzennie ograniczonego materiału informacyjnego, pozbawionego jakiejkolwiek ogólniejszej wartości poznawczej”[18].
Poczucie rozczarowania i zawodu, coraz większa świadomość bezpłodności i jałowości tendencji empirystycznej - to symptomy przełomu, który określiłbym jako „pierwszy kryzys” socjologii powojennej[19]. [16/17] Szczególnie wcześnie dostrzegali go i piętnowali uczeni marksistowscy, dla których nauka społeczna bez mocnej podstawy filozoficznej i ogólno-teoretycznej była z zasady nie do pomyślenia. W 1964 r. F. Konstantinow, G. Osipow i W. Siemionow pisali: „Kryzys socjologii burżuazyjnej, co przyznają już najwybitniejsi jej przedstawiciele, polega przede wszystkim na braku ogólnej teorii socjologicznej, która mogłaby systematyzować zarówno zbiór faktów empirycznych, jak i teorie średniego zasięgu. [...] Główny rys badań empirycznych podejmowanych na terenie socjologii burżuazyjnej polega na tym, że badania te nie są związane z teorią, brak w nich głębszej analizy teoretycznej i teoretycznych uogólnień. Badania poszczególnych aspektów i stron społeczeństwa nie są związane z obrazem społeczeństwa jako całości”[20].
Krytyka wąskiego empiryzmu i zwrot ku refleksji teoretycznej były początkowo spontaniczne, oparte na załamaniu się pewnej praktyki badawczej, można powiedzieć - uzasadnione pragmatycznie, lecz pozbawione na razie głębszego uzasadnienia filozoficznego czy metodologicznego. Wkrótce jednak uzasadnienie takie nadejść miało z zupełnie nieoczekiwanej strony. Przyniósł je przełom antypozytywistyczny zapoczątkowany przez historyków nauk przyrodniczych i filozofów nauki, a zwłaszcza T. Kuhna z jego koncepcją „rewolucji naukowych” i wcześniej jeszcze K. Poppera z jego ideą „hipotetyzmu”[21]. Rehabilitacja aspektu teoretycznego w nauce dokonała się w nawiązaniu do dwojakiej argumentacji. Po pierwsze - na płaszczyźnie historycznej pokazano, iż rozwój nauki nie odbywa się bynajmniej - jak chciał pozytywizm - w sposób kumulatywny, poprzez proste, stopniowe gromadzenie i dodawanie do siebie nowych odkryć, obserwacji, faktów, lecz raczej w sposób rewolucyjny - poprzez całościowe, skokowe, jakościowe zmiany dominujących paradygmatów, czyli, w szerokim sensie, przyjętych powszechnie systemów myślowych mieszczących w sobie i najogólniejsze założenia, i modele pojęciowe, i teorie empiryczne, i stwierdzone fakty opisowe, a także problemy, które się stawia w badaniach i typowe techniki, za pomocą których problemy te się rozwiązuje[22]. Podstawowy morał [17/18] polegał na tym, że w rozwoju nauki, w rewolucyjnej, całościowej zmianie paradygmatów równie istotną rolę, co nowe wyniki empiryczne, pełnią odkrycia teoretyczne (nowe orientacje, modele czy hipotezy). Bez nowych konstrukcji teoretycznych najbogatsze nawet nagromadzenie faktów nie prowadziło nigdy, samo przez się, do naukowego postępu.
Takiej argumentacji historycznej towarzyszyła, po drugie, argumentacja metodologiczna. Odrzucono mianowicie charakterystyczną dla pozytywizmu koncepcją „nagich faktów” - zastanych, danych same przez się, istniejących niezależnie od ingerencji badacza. Odrzucono także, równie typową dla tego nurtu, indukcyjną strategię przechodzenia od faktów do generalizacji - nakazującą ostrożne gromadzenie danych, wiązanie ich w jednorodne klasy i formułowanie podsumowujących obserwacje uogólnień sprawozdawczych czy opisowych. Tym razem morał polegał na tym, że rozstrzygnięcia teoretyczne (przyjmowane założenia, modele, hipotezy) rzutują w istotny sposób na wszystkie szczeble poznania naukowego. W szczególności już na najniższym szczeblu faktów mamy do czynienia z teoretyczną strukturalizacją amorficznego doświadczenia - poprzez zastosowanie założeń, pojęć, hipotez, a także określonych narzędzi obserwacyjnych czy eksperymentalnych - niosących już w swojej konstrukcji takie ogólniejsze przesłanki.
Tak więc postpozytywistyczna filozofia nauki głosi w dokładnej opozycji do tez pozytywizmu, że: (a) pomiędzy obserwacjami empirycznymi a twierdzeniami teoretycznymi nie ma żadnej cezury, przeciwnie „wszelki rozwój naukowy jest procesem zakotwiczonym równie mocno w myśleniu teoretycznym i empirycznym”[23]. W każdej nauce występuje swoiste kontinuum od tego, co teoretyczne, ku temu, co empiryczne. Pomiędzy biegunami tego kontinuum toczy się naukowe badanie, (b) Rozstrzygnięcia filozoficzne, metafizyczne czy teoretyczne mają decydujące znaczenie dla praktyki badań empirycznych - „wszelkie dane naukowe posiadają zawartość teoretyczną [...], akceptacja wyników empirycznych nie opiera się wyłącznie na danych eksperymentalnych”[24]. (c) Taka względnie autonomiczna rola teorii występuje równie mocno w naukach przyrodniczych, a pozytywistyczna wizja tych nauk jako ateoretycznych jest czystym nieporozumieniem. Doganianie nauk przyrodniczych, jeśli w ogóle ma sens, nie może w każdym razie polegać na odrzucaniu teorii, (d) Spory teoretyczne nie znajdują prostego rozstrzygnięcia przez odwołanie się do faktów empirycznych. Nie mogą być redukowane do poziomu empirycznego. Mają charakter częściowo przynajmniej autonomiczny i muszą [18/19] być prowadzone na swoim własnym poziomie. „Konfrontacja teoretyczna jest równie istotnym czynnikiem zmian w nauce, jak konfrontacja wyników empirycznych”[25]. Jak postuluje J. Alexander, istnieje swoista logika takiej konfrontacji - „logika teoretyczna”, a więc zasady czy reguły ścierania się ze sobą teorii i kryteria ich porównawczej oceny. Jest to logika odrębna i niezależna od „logiki empirycznej” - a więc metodologii prowadzenia badań i rozstrzygania między konkurencyjnymi wynikami empirycznymi.
W postpozytywistycznej koncepcji nauki odrzucenie wąskiego empiryzmu, którego jałowość ukazała socjologom dowodnie ich własna praktyka badawcza, znalazło mocne uzasadnienie filozoficzne. Teoria socjologiczna odzyskała należne jej miejsce nie tylko wśród aktualnych działań badawczych podejmowanych przez socjologów, ale także w uznanej „ideologii” badawczej.
Tak mniej więcej przedstawiały się losy sporu toczonego w płaszczyźnie najbardziej zasadniczej - o to, czy refleksja teoretyczna jest w ogóle potrzebna. Obok niego pojawił się jednak w socjologii także pewien spór bardziej partykularny. Chodziło już nie o to, czy teoria jako taka ma sens, lecz o to, czy ma sens teoria ogólna lub inaczej tzw. „wielka teoria” - utożsamiana przez krytyków z pojęciowymi konstrukcjami T. Parsonsa i jego szkoły: M. Levy’ego, C. P. i Z. K. Loomisów, N. Smelsera, D. Eastona i innych. To utożsamienie było bardzo niefortunne i mylące, krytykowano bowiem w istocie pewien szczególny styl czy manierę uprawiania teorii ogólnej, a wnioski odnoszono do teorii ogólnej jako takiej. Jak wskazywałem wcześniej - Parsons absolutyzował aspekt modelu pojęciowego i na tym szczeblu budował swoje schematy, nie troszcząc się o wyraźne określenie pozostałych komponentów pełnej struktury teoretycznej ani orientacji teoretycznometodologicznej, ani systemu twierdzeń empirycznych - teorii empirycznej. Ta jednostronność była i jest słusznie atakowana. C. W. Mills zarzucał twórcom „wielkiej teorii” niedostatki „socjologicznej wyobraźni”: „Twórcy wielkich teorii nie schodzą nigdy ze szczebla wyższych uogólnień na szczebel problemów umiejscowionych w ich historycznych i strukturalnych kontekstach. [...] Charakterystycznym rezultatem jest arbitralne i z pewnością nieskończone wypracowywanie rozróżnień pojęciowych, które jednak ani nie pogłębiają naszego rozumienia rzeczywistości, ani nie czynią naszych doświadczeń łatwiejszymi do pojęcia. [...] Ich działalność przypomina najczęściej zabawę pojęciową”[26]. Podobnie formalistyczny scholastycyzm piętnował G. Homans: „To, co stworzyli, nie było teorią, lecz nowym językiem służącym do opisywania struktury społecznej, jednym z wielu możliwych języków, a pokaźna część pracy, którą zwali teoretyczną, sprowadzała się do pokazania, w jaki sposób słowa z innych [19/20] języków, w tym także z języka potocznego, mogą być przetłumaczone na, ich język. [...] Tym, co tworzy teorię, jest jednak dedukcja, a nie przekład językowy”[27]. Wreszcie punktem wyjścia proponowanej przez R. Mertona koncepcji teorii „średniego zasięgu” było właśnie odrzucenie „stereotypu teoretyka społecznego błądzącego wysoko w niebie czystych idei nieskalanych przez fakty tego świata”[28]. Według Mertona „[...] całkowite skupienie się na wzorcowym konceptualnym schemacie służącym wyprowadzaniu wszystkich teorii pomocniczych równałoby się niebezpieczeństwu stworzenia dwudziestowiecznych socjologicznych odpowiedników wielkich systemów filozoficznych przeszłości - z całą ich sugestywnością, urokiem konstrukcyjnym i naukową sterylnością”[29].
Nie kwestionując słuszności tej krytyki w odniesieniu do scholastycznego, czysto pojęciowego stylu uprawiania teorii, sądzę, że jest ona źle adresowana, gdyby dotyczyć miała teorii ogólnej jako takiej. Czy każda teoria ogólna musi ograniczać się do modeli pojęciowych? Czy ogólność teorii koniecznie implikuje jej jednostronność, ignorowanie aspektu założeń filozoficznych i twierdzeń empirycznych? Oczywiście, że nie, a najlepszym dowodem są prace wymienionych krytyków Parsonsa, wtedy, gdy sami podejmują trud budowania teorii. G. Homans swoją teorię elementarnych zachowań społecznych sytuuje przecież na najwyższym szczeblu ogólności, tak wysokim, że dotyczyć ma ona wszystkich ludzi „jako ludzi”, niezależnie od jakichkolwiek różniących okoliczności społecznych, historycznych czy kulturowych[30]. Tyle tylko, że owa ogólna teoria składa się z twierdzeń o zależnościach - z praw, a nie z pojęć. „Prawdziwa teoria składa się właśnie z twierdzeń” - powiada słusznie Homans[31]. Podobnie także w dziele R. K. Mertona zawarta jest ogólna teoria socjologiczna, syntetyzująca zarówno liczne teorie średniego zasięgu, jak i niezliczone wyniki empiryczne. Jak twierdzi A. Stinchcombe, cała twórczość Mertona podporządkowana jest jednej idei, a mianowicie koncepcji „działania ludzkiego jako strukturalnie zdeterminowanego wyboru między alternatywami wyznaczonymi przez strukturę społeczną”[32]. Znów jest to teoria zawierająca wyraźny model i generowane [20/21] przezeń twierdzenia – a nie tylko zbiór pojęciowych kategorii analitycznych. Okazuje się więc, że można i warto uprawiać ogólną teorię społeczną, wcale nie popadając w scholastycyzm. W książce Turnera znaleźć można przykłady innych jeszcze, godnych uwagi teorii ogólnych, nie zamykających się w świecie pojęć, lecz mówiących coś interesującego i ważnego o realnym świecie społecznym.
Uznanie sensu i potrzeby refleksji teoretycznej jako takiej, a także sensu i potrzeby teorii ogólnej - prowadzi do ostatniego z trzech podstawowych pytań. Teorie teoriom przecież nierówne. Jak zatem spośród nich wybrać? I według jakich kryteriów? Które uznać za lepsze, a które za gorsze? Wreszcie - czy teorie lepsze wypierają gorsze, a więc czy można mówić o postępie teoretycznym w socjologii?
Które teorie są bardziej wartościowe od innych, czyli o wyborze teorii
Już pierwszy rzut oka na zawartość tomu Turnera ukazuje pluralizm teorii ogólnych w socjologii. Nie tylko wyróżnią się tu pięć głównych kierunków teoretycznych: funkcjonalny, konfliktowy, wymiany, inter-akcjonistyczny oraz fenomenologiczny, ale co więcej w obrębie każdego z nich mieszczą się jeszcze liczne odmiany czy wersje istotnie różniące się od siebie. Niemal identyczną listę kierunków, choć z zastanawiającym pominięciem teorii konfliktu przynosi podręcznik W. Skidmore’a. Także w samoświadomości socjologów akademickich indagowanych w tej sprawie przez R. Javetz ujawnia się wykaz podobny, choć nieco poszerzony: na j częściej wymienia się strukturalny funkcjonalizm, potem symboliczny interakcjonizm, teorię konfliktu i marksizm, behawioryzm społeczny, teorię neoewolucjonistyczną, teorię ekologiczną, teorię wymiany[33].
Niektórym autorom wyliczenie jednak nie wystarcza. Dla uzyskania lepszej orientacji w mozaice teorii, wydobycia ich istotnych cech wspólnych i różniących - proponują rozbudowane typologie. Dla przykładu wspomnieć warto o dwóch ciekawych próbach tego rodzaju - a czytelnikom polecić ćwiczenie polegające na rozlokowaniu teorii omawianych przez Turnera w poszczególnych polach każdej z typologii.
Typologia proponowana przez W. Wallace’a opiera się na rozumieniu teorii, które nawiązuje do jej funkcji wyjaśniającej. Skoro teoria to wyjaśnienie pewnego obszaru zjawisk, można w niej wyróżnić to, co wyjaśniane - eksplanandum teorii oraz to, przez co teoria wyjaśnia - jej eksplanans. Oba te segmenty teorii mogą przybierać różną postać, I tak - eksplanandum teorii, zjawiska społeczne, mogą być definiowane albo w sposób obiektywny, materialistyczny, zewnętrzny - jak pisze Wallace - „identyfikowane w zależności od tego, czy obserwowalne [21/22]
...
scullytailedsquirrel