Howard Linda - Droga do domu.doc

(278 KB) Pobierz

 

Linda Howard

 

Droga do domu

 


Prolog

 

– Tak być nie może – powiedział Saxon Malone nawet na nią nie patrząc. – Możesz być albo moją sekretarką, albo kochanką. Wybieraj, co wolisz.

Anna Sharp przestała porządkować leżące na biurku papiery. Jej delikatne palce zawisły nieruchomo w powietrzu. Słowa Saxona padły jak grom z jasnego nieba. Wybieraj – powiedział. Musiała zdecydować się na jedną z dwóch możliwości. Saxon zawsze mówił to, co myślał i robił to, co zapowiadał.

Anna wiedziała, co będzie dalej. Wszystko zależało od tego, co teraz powie. Jeśli pozostanie jego sekretarką, Saxon już nigdy nie wykroczy poza normalne stosunki między szefem a pracownicą. Zdążyła poznać jego żelazną wolę i talent do dzielenia życia na oddzielne przegródki. Nigdy nie pozwalał, aby jego osobiste sprawy mieszały się z zawodowymi. Jeśli natomiast zdecyduje się zostać jego kochanką – a raczej utrzymanką – to Saxon, tak jak od wieków czynili podobni mu mężczyźni, zapewni jej pełne utrzymanie.

W zamian będzie wymagał, aby zawsze była gotowa pójść z nim do łóżka, ilekroć będzie miał na to czas i ochotę. Oczekiwałby od niej bezwarunkowej wierności. Bezwarunkowej – bo jego ta zasada nie będzie obowiązywała; nie da jej również żadnych gwarancji na przyszłość.

Rozsądek i poczucie własnej godności nakazywały Annie wybór neutralnej pozycji sekretarki, a nie roli uległej kochanki. Mimo to nie mogła się zdecydować. Już od roku była sekretarką Saxona i kochała go od dawna. Jeśli wybrałaby pracę, nigdy nie pozwoliłby jej zbliżyć się do siebie. Jako jego kochanka mogłaby przynajmniej okazywać mu swą miłość i zachować w pamięci godziny spędzone z nim jako talizman, gdy się już rozstaną. Wiedziała, że taki byłby koniec ich związku. Saxon nie należał do mężczyzn, z którymi kobiety mogą planować przyszłość. Nigdy nie godził się na żadne trwałe związki.

– Jeśli zostanę twoją kochanką, to co wtedy? – spytała cicho.

Saxon wreszcie uniósł głowę i spojrzał na nią przenikliwie.

– Wtedy będę musiał poszukać nowej sekretarki – odrzekł spokojnie. – I nie oczekuj, że kiedykolwiek zaproponuję ci małżeństwo. Nie zrobię tego w żadnych okolicznościach.

Anna wzięła głęboki oddech. Nie mógł wyrazić się jaśniej. Płomień namiętności, jaki ogarnął ich poprzedniej nocy, nie zapłonie już silniej niż wtedy. On na to nie pozwoli.

Zastanawiała się, jakim cudem Saxon potrafi zachować taką obojętność. Przecież tak niedawno spędzili razem kilka godzin w namiętnych uściskach na tym właśnie dywanie, na którym teraz stali. Gdyby to był przypadkowy stosunek, zapewne oboje mogliby przejść nad nim do porządku dziennego. W rzeczywistości kochali się jednak wielokrotnie, z dziką namiętnością. Każdy sprzęt w biurze budził teraz seksualne skojarzenia: Saxon wziął ją na dywanie, na kanapie, na biurku, kochali się nawet w łazience. Nie był delikatnym kochankiem, wręcz przeciwnie – niemal nie panował nad namiętnością, ale zawsze pamiętał o tym, żeby każdy stosunek dał Annie taką samą satysfakcję, jak jemu. Nie potrafiła sobie wyobrazić, że już nigdy nie doświadczy jego namiętnych pieszczot.

Miała już dwadzieścia siedem lat, ale nigdy jeszcze nie była zakochana. Nawet jako nastolatka uniknęła normalnych w tym wieku zadurzeń. Jeśli teraz zrezygnowałaby z Saxona, może już nigdy nie przeżyje takiej miłości. Z pewnością nie mogłaby do niego wrócić.

W pełni świadoma tego, co robi, Anna zdecydowała się.

– Wybieram rolę kochanki – powiedziała cicho. – Ale musisz spełnić jeden warunek.

– Żadnych warunków – odpowiedział Saxon. W jego oczach pojawił się na chwilę gniewny błysk, ale zaraz przygasł.

– Ten jeden jest konieczny – nalegała Anna. – Nie jestem na tyle naiwna, żeby sądzić, że ten związek...

– To nie jest związek, tylko umowa.

– Że ta umowa będzie obowiązywać już zawsze. Potrzebuję gwarancji bezpieczeństwa, muszę zarabiać na siebie. Nie mam ochoty w pewnym momencie dowiedzieć się, że nie mam gdzie mieszkać i z czego żyć.

– Będę cię utrzymywał. Możesz mi wierzyć, że zapracujesz na to – odrzekł Saxon. Jego spojrzenie sprawiło, że Anna poczuła się naga. – Założę dla ciebie portfel akcji, ale nie chcę, żebyś pracowała. To wykluczone.

Anna z odrazą pomyślała, że zawarła właśnie swoisty kontrakt z Saxonem. Rozumiała, że jest on w stanie zaakceptować tylko taki układ i że sama gotowa jest przyjąć każde warunki. Mimo to wiedziała, że układ między nimi jest właśnie związkiem.

– Zgoda – powiedziała, szukając słów, które potrafiłby zrozumieć, słów wykluczających wszelkie uczucia. – Umowa stoi.

Przez dłuższą chwilę Saxon przypatrywał się jej w milczeniu.

Z jego twarzy nie sposób było odczytać żadnych uczuć. Tylko płomienny wzrok świadczył o trawiącej go namiętności. W końcu wstał, podszedł do drzwi i zamknął je na klucz, choć wszyscy pracownicy dawno już wyszli. Gdy ponownie zwrócił się w jej stronę, Anna bez trudu zauważyła, że jest podniecony. Czuła, jak w odpowiedzi kurczy się jej ciało. Słyszała jego szybki i płytki oddech.

– Wobec tego możemy zacząć już teraz – powiedział Saxon i przyciągnął ją do siebie.

 


Rozdział 1

 

W dwa lata później słysząc zgrzyt klucza Anna usiadła sztywno na kanapie. Poczuła przyśpieszone bicie serca: Saxon wrócił dzień wcześniej niż zapowiedział. Oczywiście nie zadzwonił, żeby uprzedzić ją o zmianie planów. Gdy wyjeżdżał, nigdy do niej nie dzwonił, ponieważ to zanadto przypominałoby normalny związek dwojga ludzi. Choć byli ze sobą już dwa lata, wciąż mieszkał oddzielnie. Codziennie rano, przed pójściem do pracy, musiał jechać do domu zmienić ubranie.

Anna nie zerwała się z miejsca, aby rzucić mu się w ramiona. Zdążyła już poznać swego ukochanego – czułby się skrępowany takim zachowaniem. Nie był w stanie zaakceptować niczego, co wyglądałoby na objawy troski i serdeczności. Nie potrafiła tego zrozumieć. Jej kochanek starannie unikał stwarzania pozorów, iż śpieszy mu się na spotkanie z nią, nigdy nie zdrabniał jej imienia, nigdy, nawet gdy się kochali, nie szeptał czułych słówek. Gdy odzywał się do niej w łóżku, wyrażał tylko pragnienia i seksualne podniecenie, a w jego głosie słychać było napięcie. Jednocześnie był wrażliwym i zmysłowym kochankiem. Anna lubiła kochać się z nim, i to nie tylko z powodu seksualnej satysfakcji, jaką dawały jej te stosunki. Pod pozorem fizycznego pożądania okazywała mu wtedy całą miłość, jaką do niego czuła, a której nie wolno jej było inaczej wyrazić.

Gdy byli w łóżku, mogła tulić go do siebie, dotykać i całować. W tych chwilach również Saxon rozluźniał się i swobodnie ją pieścił. W czasie długich nocy wydawał się nienasycony, ale pragnął nie tylko seksu, lecz również jej bliskości. Spiąć, zawsze trzymał ją w ramionach, a gdy odsuwała się od niego, budził się i przyciągał ją do siebie. Lecz gdy nadchodził poranek, znowu się oddalał i zamykał w swojej skorupie. Tylko nocą należał całkowicie do niej. Anna czasami czuła, że Saxon potrzebuje takich nocy równie mocno jak ona, i z takiego samego powodu. Tylko wtedy pozwalał sobie przyjmować i dawać dowody miłości.

Anna zmusiła się, aby nie ruszyć się z kanapy. Opuściła czytaną książkę na kolana. Podniosła głowę i uśmiechnęła się dopiero wtedy, gdy usłyszała trzask drzwi i hałas rzuconej na podłogę walizki. Poczuła gwałtowne bicie serca i skurcz w brzuchu. Miała przed sobą jeszcze jedną noc z Saxonem, jeszcze jedną, ostatnią szansę. Wiedziała, że później będzie musiała z tym skończyć.

Wyglądał na zmęczonego. Miał cienie pod oczami, a zmarszczki wokół ust wydawały się głębsze niż zazwyczaj. Mimo to, po raz nie wiadomo który westchnęła z zachwytu nad jego urodą. Miał ciemną, oliwkową karnację, ciemne włosy, a oczy czystej, zielonej barwy. Nigdy nie wspominał, kim byli jego rodzice. Anna wielokrotnie zastanawiała się, jaka kombinacja genów złożyła się na tak zaskakujące połączenie kolorów, ale nie mogła go o to spytać.

Saxon zdjął marynarkę i powiesił ją w szafie. W tym czasie Anna nalała mu szklaneczkę whisky, jak zwykle bez wody i lodu.

Z zadowoleniem przyjął podaną szklankę. Wypił pierwszy łyk, jednocześnie rozwiązując krawat. Anna odsunęła się nieco, ale nie spuszczała wzroku z jego szerokiej, muskularnej piersi. Poczuła dobrze znany niepokój.

– Jak się udała podróż? – spytała. Interesy zawsze stanowiły bezpieczny temat rozmowy.

– W porządku. Miałaś rację, Cariucci wziął na siebie zbyt dużo.

Saxon szybko skończył whisky, odstawił szklankę i objął dziewczynę w pasie. Odchyliła nieco głowę, zdziwiona jego zachowaniem. Co on wyprawia? Dotychczas zawsze przestrzegał ustalonego rytuału. Po powrocie z podróży brał prysznic, a wtedy ona przygotowywała coś do jedzenia. Przy posiłku rozmawiali o podróży, później Saxon czytał gazetę. Dopiero potem szli do łóżka, gdzie pozwalał ujawnić się swej zmysłowości. Zazwyczaj kochali się przez kilka godzin. Skoro od dwóch lat obowiązywał taki rytuał, to czemu naruszył go właśnie teraz? Dlaczego sięgnął po nią, gdy tylko przekroczył próg mieszkania?

Anna nie potrafiła odczytać wyrazu jego oczu, ale dostrzegła w nich jakieś dziwne błyski. Poczuła, jak Saxon wbija palce w jej ciało.

– Czy coś się stało? – spytała zaniepokojona.

– Nie, wszystko w porządku – odpowiedział i roześmiał się głośno, ale ten śmiech wydał się jej wymuszony. – Po prostu miałem cholerną podróż, i tyle.

Pociągnął ją do sypialni. Zatrzymali się przed łóżkiem. Saxon odwrócił ją do siebie i niecierpliwymi ruchami zaczął ściągać z niej ubranie. Anna stała spokojnie, przypatrując się jego twarzy. Czy tylko jej się zdawało, czy też rzeczywiście pojawił się na niej wyraz ulgi, gdy wreszcie rozebrał ją i przyciągnął do siebie? Saxon objął ją mocno ramionami, niemal pozbawiając oddechu. Anna skrzywiła się nieco, bo guziki jego koszuli wbiły się w jej piersi. Czuła narastające podniecenie. Zawsze szybko reagowała na jego pieszczoty, szybko odpowiadała pragnieniem na jego pożądanie.

– Nie sądzisz, że będzie ci lepiej bez koszuli? – szepnęła. – I bez tego? – Opuściła ręce i rozpięła jego pasek.

Saxon oddychał coraz szybciej. Nawet przez ubranie czuła bijące od niego ciepło. Wziął ją na ręce i poniósł w stronę łóżka. Trzymając Annę w ramionach rzucił się na nie. Gdy muskularnym udem rozdzielił jej nogi, krzyknęła cicho.

– Anno – jęknął. Chwycił jej twarz obiema rękami i przywarł ustami do warg. Ogarnęła go jakaś gorączka, śpieszył się. Anna nie rozumiała, dlaczego tak się zachowuje, ale świetnie czuła, że Saxon desperacko potrzebuje kontaktu z nią. Zachowała spokój. Wszedł w nią tak gwałtownie, że poczuła ból. Wbiła palce w jego włosy i zacisnęła zęby. Chciała dać mu to, czego potrzebował, choć nie rozumiała, co się stało.

Stopniowo z jego oczu znikało rozpaczliwe napięcie. Anna poczuła, jak rozluźniają się jego mięśnie. Saxon przygniótł ją do łóżka swoim ciężarem i jęknął z rozkoszy. Po chwili jednak uniósł się na łokciach i spojrzał na nią uważnie.

– Przepraszam – szepnął. – Nie chciałem ci sprawić bólu.

– Wiem – odpowiedziała z uśmiechem i pogładziła go po włosach. Przyciągnęła jego głowę tak, aby móc go pocałować. Jej ciało dostosowało się już do jego obecności, przestała odczuwać ból. Pozostała tylko niezmierna, niemal ekstatyczna radość z tego, że się kochają. Nigdy nie powiedziała tego głośno, ale jej ciało mówiło to za nią. Sama wielokrotnie powtarzała w myślach te same słowa: kocham cię. Teraz zastanawiała się, czy nie jest to już ostatnia okazja.

Później, gdy obudziła się z lekkiej drzemki, usłyszała szum wody. Wiedziała, że powinna wstać i przygotować coś do jedzenia, ale ogarnęła ją dziwna bezwładność. Nie mogła myśleć o jedzeniu, gdy cała jej przyszłość zależała od tego, co stanie się za chwilę między nimi. Nie mogła już dłużej odkładać tej rozmowy.

A może to nie będzie ich ostatnia noc? Może. Niektórzy wierzą w cuda.

Anna oczekiwała cudu, ale w duszy przygotowała się na bardziej prawdopodobny bieg wydarzeń. Wkrótce będzie musiała wyprowadzić się z tego eleganckiego i wygodnego mieszkania, które Saxon wynajął dla niej. Jej następne lokum zapewne nie będzie tak starannie urządzone, ale czy mogła przywiązywać do tego jakąś wagę? Cóż z tego, że straci dobrze dobrane dywany i zasłony? Najgorsze – to utrata Saxona. Miała nadzieję, że zdoła powstrzymać się od płaczu i próśb; wiedziała, że on nie znosi takich scen.

Rozstanie z Saxonem będzie najtrudniejszą decyzją w jej życiu. Teraz kochała go jeszcze mocniej niż dwa lata temu, gdy zgodziła się zostać jego kochanką. Zawsze wzruszało ją głęboko, gdy widziała, jak Saxon stara się ukryć każdy czuły gest, jak nadaje mu pozory normalnego zachowania, jak usiłuje wykazać, że w żadnym wypadku nie zrobił dla niej niczego specjalnego. A jednak nie tylko przejmował się każdym jej przeziębieniem, ale również chwalił wszystko, co ugotowała, i systematycznie powiększał należący do niej portfel akcji. Dzięki temu powoli zyskiwała finansową niezależność.

Anna nigdy nie znała nikogo, kto tak bardzo potrzebowałby miłości jak on, i kto równie gwałtownie odrzucał wszystkie jej przejawy.

Saxon za wszelką cenę usiłował zachować pełną kontrolę nad swoim zachowaniem. Anna uwielbiała, gdy w łóżku zapominał o samokontroli, ale nigdy jeszcze nie zauważyła, aby opanowała go taka gorączka, jak tym razem. Tylko w trakcie ich zbliżeń miała okazję dostrzec jego prawdziwą naturę. Normalnie Saxon trzymał swe namiętności w ukryciu. Najbardziej lubiła widok jego twarzy, gdy się kochali. Wtedy na jego ciemnych włosach pojawiały się kropelki potu, w oczach migotały gorączkowe błyski, a w miarę jak wchodził w nią coraz głębiej i mocniej, ginęła gdzieś jego rezerwa i chłód.

Anna przejechała dłońmi po brzuchu. Nic jeszcze nie wskazywało na to, że rosło w niej dziecko. Choć była już w czwartym miesiącu, jeszcze niemal nie doświadczyła żadnych typowych objawów ciąży. Pierwszy okres po poczęciu przeszedł bardzo łagodnie, w czasie drugiego zauważyła tylko kilka plam krwi. Wtedy właśnie poszła do lekarza na badanie. Okazało się, że jest zdrowa i że bez wątpienia zaszła w ciążę. Nie miała porannych mdłości, tylko parę razy zakręciło się jej w głowie. Ostatnio jej piersi stały się bardziej wrażliwe niż zwykle i parokrotnie zdarzyło się jej zdrzemnąć w ciągu dnia, ale poza tym czuła się zupełnie normalnie. Największe zmiany nastąpiły w życiu wewnętrznym: już teraz czuła ogromną miłość do tego dziecka, dziecka Saxona. Jednocześnie cieszyła się, że ma je w sobie, i niecierpliwiła, kiedy wreszcie będzie mogła wziąć je w ramiona. Radość psuła jej tylko myśl, że zyskując dziecko, straci jego ojca.

Od samego początku ich związku Saxon dobitnie podkreślał, że nie zaakceptuje żadnych więzów, a dziecko to nie jakieś tam ograniczenie wolności, ale prawdziwy, nierozerwalny łańcuch. Z pewnością nie pogodzi się z tą sytuacją. Wystarczy, że dowie się o tym, iż zaszła w ciążę, a na pewno zniknie z jej życia.

Anna starała się zabić w sobie uczucia do kochanka, ale nie mogła się na to zdobyć. Przecież wiedziała, na co się decyduje. Saxon niczego nie ukrywał i niczego jej nie obiecywał. W rzeczy samej wykorzystywał każdą okazję, aby wykazać jej, że między nimi możliwy był tylko związek oparty na fizycznym pożądaniu. Zachowywał się dokładnie tak, jak zapowiedział. To nie jego wina, że zawiodły środki antykoncepcyjne i że rozstanie z nim złamie jej serce na zawsze.

W łazience przestała szumieć woda. Po chwili Saxon wszedł nago do sypialni, wycierając jednocześnie ręcznikiem mokre włosy. Zmarszczył się nieco widząc, że Anna jeszcze nie wstała. Zarzucił ręcznik na szyję i usiadł obok niej. Wsunął dłoń pod koc w poszukiwaniu ciepłego, miękkiego ciała. W końcu położył rękę na jej brzuchu.

– Dobrze się czujesz? – spytał. – Czy na pewno nie zrobiłem ci krzywdy?

– Czuję się świetnie – odpowiedziała, dotykając jego dłoni. Teraz ręka mężczyzny spoczywała na dziecku, które jej dał.

Saxon ziewnął i poruszył ramionami, starając się rozluźnić mięśnie. Z jego twarzy zniknęło już gorączkowe napięcie, wydawał się zupełnie swobodny.

– Jestem głodny. Zjemy coś w domu czy idziemy do restauracji?

– Zostańmy w domu.

Anna nie chciała, aby spędzili ostatnią wspólną noc w zatłoczonej restauracji.

Saxon spróbował wstać, ale przytrzymała jego dłoń. Spojrzał na nią nieco zdziwiony. Wzięła głęboki oddech. Wiedziała, że musi to powiedzieć teraz, inaczej straci odwagę.

– Zastanawiałam się, co byś zrobił, gdybym zaszła w ciążę? – wykrztusiła wreszcie.

Twarz Saxona natychmiast skamieniała, a w jego oczach pojawił się chłód.

– Powiedziałem ci na samym początku, że nie zamierzam się żenić – powiedział wyraźnie niskim głosem. – Nie próbuj zajść w ciążę, żeby mnie do tego zmusić. Jeśli potrzebujesz ślubu, to musisz znaleźć kogoś innego. Skoro tak, to może powinniśmy rozwiązać naszą umowę.

Znów był zdenerwowany. Siedział nago i czekał na odpowiedź. Anna wyraźnie widziała, jak napięły się muskuły jego ogromnego ciała, ale na twarzy Saxona na próżno szukała oznak niepokoju. Podjął już decyzję i teraz czekał, aby usłyszeć, co postanowiła ona. Poczuła, że przygniata ją jakiś ogromny ciężar, niemal nie mogła oddychać. Nic nie pomogło, że przecież takiej właśnie odpowiedzi oczekiwała.

Mimo to nie mogła się zdobyć na odpowiedź, nie chciała, aby Saxon wstał, ubrał się i poszedł do domu. Nie, nie teraz. Powie mu o tym rano. Chciała spędzić z nim jeszcze tę jedną noc, po raz ostatni pokazać mu, jak bardzo go kocha.

 


Rozdział 2

 

Następnego dnia Saxon obudził się bardzo wcześnie i leżał nieruchomo na łóżku. Za oknem dopiero szarzało. Niestety, nie mógł ponownie zasnąć. Prześladowało go echo pytania, które usłyszał poprzedniego dnia. Przez kilka koszmarnych chwil miał wrażenie, że cały jego świat legł w gruzach. Uspokoił się dopiero wtedy, gdy Anna uśmiechnęła się do niego i powiedziała:

– Nie, nigdy nie spróbuję zmusić cię do ślubu. Zapytałam ot, tak sobie.

Anna jeszcze spała. Zamiast na poduszce, oparła głowę na jego ramieniu. Saxon obejmował ją lewą ręką, a prawą dłonią dotykał jej biodra. Ód początku ich znajomości nie mógł spać, jeśli nie czuł przy sobie jej ciała. Przez całe swe dorosłe życie sypiał samotnie, ale gdy Anna została jego kochanką, ku swemu ogromnemu zdziwieniu przekonał się, że sam nie potrafi już usnąć.

Sytuacja stale się pogarszała. Przedtem nigdy nie męczyły go podróże w interesach, nawet bardzo je lubił. Teraz każdy wyjazd doprowadzał go do pasji. Ostatnia podróż była wyjątkowo nieudana. Niewygody i kłopoty nie były większe niż zwykle, ale Saxon nie potrafił ich już znosić spokojnie. Opóźniony lot doprowadzał go do wściekłości, źle odłożony na półkę projekt mógł stać się powodem zwolnienia pracownika, a na awarię jakiejś maszyny reagował stekiem przekleństw. Na dokładkę źle sypiał. Hotelowe hałasy i obce łóżko wyprowadzały go całkowicie z równowagi. Gdyby towarzyszyła mu Anna, zapewne nie zwróciłby najmniejszej uwagi na wszystkie te niedogodności. Gdy zdał sobie z tego sprawę, spocił się ze zdenerwowania. Męczyło go pragnienie powrotu do domu, do Denver, do Anny. Dopiero gdy wrócił i poczuł miękki i ciepły uścisk jej ciała – uspokoił się.

Kiedy wszedł do mieszkania, poczuł tak gwałtowne pożądanie, że niemal zakręciło mu się w głowie. Anna powitała go swym normalnym uśmiechem. Jej oczy wyglądały tak spokojnie i łagodnie jak staw w ocienionym ogrodzie. Na ten widok wściekłość dręcząca Saxona ustąpiła miejsca czystemu pożądaniu. Miał wrażenie, że przekraczając próg tego mieszkania wchodzi do sanktuarium, w którym czeka kobieta stworzona specjalnie dla niego. Anna nalała mu whisky i zbliżyła się do niego tak, że poczuł słodki zapach jej skóry, którym przesycona była pościel ich łóżka. Gdy spał w hotelu, brak tego zapachu doprowadzał go do furii. Zupełnie stracił kontrolę nad sobą i poddał się pożądaniu, którego gwałtowność wstrząsnęła nim do głębi.

Anna. Już pierwszego dnia, gdy pojawiła się w biurze, Saxon dostrzegł jej wewnętrzny spokój i wyczuł delikatny, kobiecy zapach. Pożądał jej od pierwszego spotkania, ale początkowo kontrolował swoje pragnienia. Nie chciał żadnych komplikacji w biurze. Stopniowo jednak pożądanie stawało się coraz silniejsze, nie zaspokojone potrzeby seksualne męczyły go w dzień i w nocy.

Anna kojarzyła mu się z miodem i Saxon niemal szalał z pragnienia, aby poznać jej smak. Miała jasno-brązowe włosy, przetykane jaśniejszymi pasemkami, i oczy koloru ciemnego miodu. Nawet jej gładka, ciepła skóra przypominała mu swym kolorem miód. Wiedział, że Anna nie jest pięknością, ale wyglądała tak uroczo, że wszyscy odwracali głowę, aby na nią spojrzeć. W tych ciepłych, spokojnych oczach Saxon nieodmiennie dostrzegał serdeczność i zachętę, aż wreszcie nie mógł już dłużej odrzucać tego zaproszenia. Namiętność, z jaką kochali się po raz pierwszy, dziwiła go jeszcze teraz. Nigdy przedtem nie stracił panowania nad sobą. Dopiero gdy poznał miodową słodycz jej ciała, przestał kontrolować swoje zachowanie. Chwilami miał wrażenie, że jeszcze teraz nie jest panem swojego postępowania.

Nigdy przedtem nie pozwolił, aby ktokolwiek zbliżył się do niego, ale tym razem wiedział, że nie potrafi po prostu odejść od niej tak, jak odchodził od innych kobiet. Ten prosty fakt budził w nim lęk. Aby sobie z tym poradzić, Saxon postanowił całkowicie odizolować Annę od wszelkich innych dziedzin swojego życia. Miała być jego kochanką i nikim więcej. Nie mógł pozwolić, aby nabrała dla niego zbyt dużego znaczenia. Musiał się pilnować, żeby utrzymać niezbędny dystans między nimi, inaczej mogłaby go zniszczyć. Nigdy jeszcze nikomu nie udało się naruszyć jego spokoju. Chwilami miał ochotę wyjść od Anny i nigdy już nie wrócić, ale nie potrafił się na to zdobyć. Zbytnio się od niej uzależnił i musiał stale uważać, aby tego nie dostrzegła.

Choć Saxon nalegał na utrzymanie oddzielnego mieszkania, właściwie od dwóch lat żyli razem. Mimo to wiedział o niej niewiele więcej niż na początku znajomości. Anna nie wykazywała skłonności do zanudzania go opowieściami o swojej przeszłości, a Saxon wolał nie zadawać pytań. Gdyby pozwolił sobie na to, automatycznie dałby jej prawo zadawania podobnych pytań sobie. O tym nawet on sam rzadko pozwalał sobie myśleć. Wiedział, ile Anna ma lat, gdzie się urodziła i do jakiej szkoły chodziła, gdzie pracowała i jaki był jej numer identyfikacyjny, gdyż takie wiadomości zawierał kwestionariusz osobowy, który musiała wypełnić składając podanie o pracę. Wiedział też, że jest sumienna, dba o szczegóły i lubi spokojny tryb życia. Zawsze rzadko piła, a ostatnio zupełnie odmawiała sobie alkoholu. Saxon zauważył również, że Anna lubi czytać, i to nie tylko literaturę piękną. Dostrzegł, że woli pastelowe kolory i nie lubi ostrych przypraw.

Nie miał za to pojęcia, czy była kiedykolwiek zakochana i co stało się z jej rodziną. Wypełniając rubrykę „najbliżsi krewni” napisała: „brak”. Nie wiedział również, jak spędziła dzieciństwo, dlaczego sprowadziła się do Denver i o czym marzy. Znał tylko dostępne dla wszystkich fakty, jej wspomnienia i nadzieje były dla niego tajemnicą.

Ponieważ wiedział o niej tak niewiele, czasami obawiał się, że któregoś dnia Anna go opuści, ale nie potrafił się zdobyć na żaden ruch, który mógłby temu zapobiec. Jak mógł przewidywać jej zachowanie, jeśli zupełnie nie znał jej myśli i uczuć? Za to mógł winić tylko siebie. Nigdy nie zadał Annie żadnego pytania na temat jej przeżyć i nigdy nie zachęcał do zwierzeń. Nie wiedział, jak się do niej zbliżyć, jak ją zatrzymać przy sobie, zaś na samą myśl, że mógłby się zdradzić, jak bardzo jej potrzebuje, robiło mu się słabo.

Myśląc o tym Saxon poczuł przypływ podniecenia. Anna leżała przytulona do jego boku. Czuł, że pod wpływem tych myśli i kontaktu z jej ciałem twardnieje jego męskość. Jeśli nawet nie potrafili nawiązać żadnego innego kontaktu, to przynajmniej pozostawało im ogromne, wzajemne pożądanie. Nigdy przedtem nie pragnął od kobiety niczego innego niż tylko seksu. Zakrawało na ironię, że teraz poprzez seks chciał zdobyć choć namiastkę poczucia prawdziwej bliskości, jakiej gorąco pragnął. Poczuł przyśpieszone bicie serca. Powolnymi ruchami zaczął pieścić ciało Anny, tak, aby wyrwać ją ze snu i rozbudzić jej zmysły. Tylko w ten sposób mógł choć na chwilę zapomnieć o wszystkim poza niewiarygodną rozkoszą, jaką odczuwał kochając się z nią.

Następnego dnia była wspaniała pogoda, ciepła i słoneczna. Takie dni rzadko zdarzają się w kwietniu. Wyglądało to na umyślne szyderstwo, ponieważ Anna czuła się tak, jakby zaraz miała umrzeć. Usiedli na tarasie, aby zjeść razem śniadanie. Robili tak niemal zawsze, gdy pozwalała na to pogoda. Nalała Saxonowi kolejny kubek kawy i usiadła naprzeciw niego. Obiema dłońmi ujęła szklankę z sokiem, starając się ukryć ich drżenie.

– Saxon – zaczęła, ale nie mogła na niego spojrzeć. Wbiła wzrok w szklankę. Było jej niedobrze, ale tym razem raczej na skutek napięcia, a nie ciąży.

Spojrzał na nią znad gazety. Właśnie sprawdzał, co zdarzyło się w Denver w czasie jego nieobecności. Anna poczuła na sobie jego wzrok.

– Muszę się wyprowadzić – powiedziała cicho.

Saxon zbladł i przez dłuższą chwilę siedział zupełnie nieruchomo, niczym skamieniały. Lekki wiaterek zaszeleścił stronami gazety. Wreszcie poruszył się. Powolnymi ruchami złożył gazetę, jakby każdy ruch sprawiał mu ból. Stało się to, czego się obawiał. Teraz nie był pewien, czy zdoła sobie z tym poradzić, czy nawet uda mu się coś powiedzieć. Spojrzał na pochyloną głowę Anny, dostrzegł promienie słońca odbijające się od jej jasnych włosów i zrozumiał, że musi coś powiedzieć. Tym razem chciał wiedzieć, dlaczego podjęła taką decyzję.

– Dlaczego? – spytał ochrypłym głosem.

– Coś się stało. Nie planowałam tego, po prostu tak się stało.

Saxon pomyślał, że pewnie zakochała się w innym mężczyźnie. Ucisk w gardle utrudniał mu oddychanie. Zawsze całkowicie ufał Annie, ani przez chwilę nie myślał, że podczas jego nieobecności może spotykać się z kimś innym. Najwyraźniej się pomylił.

– Czy rzucasz mnie dla innego mężczyzny? – spytał ostro.

Gwałtownie uniosła głowę i spojrzała na niego zdumiona. Saxon patrzył jej prosto w oczy, miała wrażenie, że zieleń jego tęczówek jest jeszcze bardziej intensywna niż zwykle.

– Nie – odpowiedziała. – Nigdy bym tego nie zrobiła.

– Zatem dlaczego?

Saxon wstał z krzesła. Z trudem kontrolował gotującą się w nim wściekłość.

– Zaszłam w ciążę – wyjaśniła Anna, biorąc przedtem głęboki oddech.

Jeszcze przez chwilę na twarzy Saxona widać było oznaki ukrywanej złości, ale wkrótce udało mu się opanować. Jego twarz zmieniła się w kamienną maskę.

– Co powiedziałaś?

– Jestem w ciąży. To już prawie czwarty miesiąc. Powinnam urodzić pod koniec września.

Saxon odwrócił się do niej plecami i podszedł do poręczy tarasu. Zesztywniał z gniewu.

– Na Boga, nigdy nie sądziłem, że wytniesz mi taki numer – powiedział. – Do końca pozostałem naiwniakiem, prawda? Po twoim wczorajszym pytaniu powinienem był spodziewać się czegoś takiego. Małżeństwo byłoby korzystniejsze niż proces o ustalenie ojcostwa, prawda? Ale ty dobrze zarobisz w każdym wypadku.

Anna wstała od stołu i spokojnie weszła do mieszkania. Saxon pozostał na tarasie. Z zaciśniętymi pięściami wpatrywał się w panoramę miasta, starał się opanować ślepą wściekłość i poczucie, że został zdradzony. Ale gdy tylko zapomniał na chwilę o gniewie, pojawił się ból i cierpienie.

Nie mógł długo wytrzymać na tarasie. Po kilkunastu sekundach poszedł za Anną. Musiał jej powiedzieć, jak bardzo się na niej zawiódł i zap...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin