David Eddings - Tamuli 03 - Ukryte Miasto.pdf

(1605 KB) Pobierz
David Eddings - Tamuli 03 - Ukr
David Eddings
Ukryte miasto
(tłumaczyła: Paulina Braiter)
 
Dla doktora Bruce`a Braya –
Za jego entuzjazm i porady techniczne – a także za to,
że utrzymał przy życiu naszą ulubioną autorkę (i żonę)
i dla Nancy Gray, R.N.,
która zajmuje się wszystkimi,
zapominając przy tym o sobie.
Więcej luzu, Nancy!
 
PROLOG
Profesor Itagne z Wydziału Spraw Zagranicznych Uniwersytetu
Matheriońskiego siedział na podeście, przeglądając notatki. Tego pięknego
wiosennego wieczoru okna sali, w której odbywało się zebranie pracowników
naukowych Kolegium Nauk Politycznych, były szeroko otwarte i do środka wpadał
zapach kwiatów i trawy oraz nieco rozpraszające uwagę zgromadzonych ciche echa
ptasiego śpiewu.
Emerytowany profesor Gintana z Wydziału Handlu Międzynarodowego stał
na mównicy i monotonnym głosem wygłaszał nie kończący się wykład na temat
przepisów taryfowych z dwudziestego siódmego wieku. Wątły, siwowłosy, lekko
roztargniony profesor zwany był powszechnie kochanym staruszkiem. Itagne w ogóle
go nie słuchał.
Sytuacja nie wygląda zbyt dobrze - pomyślał cierpko, zgniatając w kulkę i
odrzucając kolejną pokrytą zapiskami kartkę. Wieści o temacie jego wystąpienia
rozeszły się po całej uczelni, toteż salę wypełnili wykładowcy wszelkich możliwych
wydziałów - nawet Matematyki Stosowanej i Alchemii Współczesnej; ich oczy lśniły
wyczekująco. Pierwsze rzędy zajęli wyłącznie pracownicy Wydziału Historii
Najnowszej; w czarnych akademickich szatach wyglądali jak stado wron. Zwarli
szeregi, by zapewnić słuchaczom fajerwerki, na które wszyscy liczyli.
Itagne zastanowił się przelotnie, czy może nie lepiej byłoby udać omdlenie.
Jak, na Boga - jakiegokolwiek boga - zdoła przetrwać najbliższą godzinę, nie robiąc z
siebie kompletnego durnia? Oczywiście znał wszystkie fakty, ale jaki rozsądny
człowiek mógłby w nie uwierzyć? Nawet najprostsza relacja z tego, co naprawdę
działo się podczas niedawnego zamieszania, brzmiałaby jak brednie szaleńca. Gdyby
ściśle trzymał się prawdy, sępy z Wydziału Historii Najnowszej w ogóle nie
musiałyby się odzywać. Samodzielnie zrujnowałby swoją reputację.
Raz jeszcze zerknął do starannie przygotowanych notatek, po czym z ponurą
miną złożył je i wsunął na powrót do obszernego rękawa szaty. Dzisiejsze spotkanie
zapowiadało się bardziej na niewybredną kłótnię niż na rozsądną dyskusję. Wydział
Historii Najnowszej najwyraźniej zamierzał go zakrzyczeć. Itagne wyprostował się.
Cóż, jeśli chcą wojny, to będą ją mieli.
Powiał lekki wietrzyk. Zasłony w wysokich oknach zaszeleściły i wydęły się;
złote języki płomieni lamp oliwnych zamigotały gwałtownie. Był piękny wiosenny
 
wieczór - wszędzie, poza tą salą.
Rozległy się uprzejme oklaski i stary profesor Gintana, wzruszony i
oszołomiony tym uznaniem dla swojej osoby, ukłonił się niezgrabnie, ściskając
oburącz notatki, i podreptał na miejsce. Wówczas dziekan Kolegium Nauk
Politycznych wstał, by zapowiedzieć gwóźdź programu.
- Koledzy - zaczął - zanim profesor Itagne łaskawie podzieli się z nami swymi
obserwacjami, chciałbym wykorzystać tę okazję, by przedstawić wam kilku
znakomitych gości. Jestem pewien, że wraz ze mną powitacie serdecznie patriarchę
Embana, pierwszego sekretarza kościoła z Chyrellos, pana Beviera, rycerza cyrinitę z
Arcium, i pana Ulatha z zakonu genidianitów z Thalesii.
Przy wtórze kolejnej porcji grzecznościowych oklasków blady, niezdarny
student wprowadził na scenę eleńskich gości. Itagne pospieszył powitać przyjaciół.
- Dzięki Bogu, że przyszliście! - powiedział z ulgą. - Jest tu cały Wydział
Historii Najnowszej - no, może poza kilkoma osobami, które zapewne gotują na
zewnątrz smołę i szykują worki z pierzem.
- Nie sądziłeś chyba, że brat rzuci cię im na pożarcie? - Emban uśmiechnął się
i rozsiadł wygodnie na ławce pod oknem. - Pomyślał, że możesz czuć się samotny,
więc przysłał nas, abyśmy dotrzymali ci towarzystwa.
Wracając na swe miejsce, Itagne czuł się znacznie lepiej. Bevier i Ulath
potrafią przynajmniej zapobiec atakom fizycznym.
- A teraz, koledzy i szanowni goście - ciągnął dziekan - profesor Itagne z
Wydziału Spraw Zagranicznych odpowie na rozprawę pod tytułem Spór cyrgański:
spojrzenie na niedawny kryzys, opublikowaną niedawno przez Wydział Historii
Najnowszej. Profesorze Itagne?
Itagne wstał, pewnym siebie krokiem podszedł do katedry i przybrał swą
najbardziej obraźliwie uprzejmą minę.
- Dziekanie Altusie, szanowni koledzy, szanowne żony kolegów, czcigodni
goście... - Zawiesił głos. - Czy kogoś pominąłem? Kilka osób zaśmiało się nerwowo.
W sali narastało napięcie.
- Cieszę się zwłaszcza, widząc tak wielu kolegów z Wydziału Historii
Najnowszej. - Itagne od razu zadał pierwszy cios. -Ponieważ będę mówił o czymś
bliskim ich sercom, lepiej, by wysłuchali mnie osobiście, niż musieli polegać na
zniekształconych relacjach z drugiej ręki. - Uśmiechnął się dobrotliwie do siedzących
w pierwszym rzędzie skrzywionych akademickich wyrobników. - Słyszycie mnie,
 
panowie? Nie mówię dla was zbyt szybko?
- To oburzające! - zaprotestował głośno tęgi, spocony profesor.
- A będzie jeszcze gorzej, Quinsalu - odparł Itagne. - Jeśli przeszkadza ci
prawda, lepiej od razu wyjdź. - Powiódł wzrokiem po twarzach zgromadzonych. -
Powiada się, iż poszukiwanie prawdy to najszlachetniejsze zajęcie człowieka, lecz w
mrocznych lasach niewiedzy kryją się potwory. Potwory te to „niekompetencja” i
„uprzedzenia polityczne”, „świadomy fałsz” i „czysta, uparta głupota”. Nasi
wspaniali koledzy z Wydziału Historii Najnowszej śmiało wyruszyli, by stawić czoło
owym potworom w swej nowej publikacji Spór cyrgański: spojrzenie na niedawny
kryzys. Z głębokim żalem muszę oznajmić, że potwory wygrały.
Odpowiedziały mu głośniejsze śmiechy i piorunujące spojrzenia z pierwszego
rzędu.
- Na uczelni tej nigdy nie był sekretem fakt, iż Wydział Historii Najnowszej to
twór bardziej polityczny niż naukowy. Od chwili założenia sponsoruje go kanclerz,
jedynym zaś powodem istnienia wydziału jest jak najskuteczniejsze ukrywanie jego
błędów i absolutnego braku kompetencji. Co prawda kanclerz Pondia Subat i jego
wspólnik, minister spraw wewnętrznych Kołata, nigdy nie przejmowali się zbytnio
uczciwością i szczerością, ale, panowie, to przecież uniwersytet. Czy nie powinniśmy
choćby udawać, że mówimy prawdę?
- Bzdury! - wrzasnął rosły uczony z pierwszego rzędu.
- Owszem. - Itagne uniósł oprawny w żółte płótno egzemplarz Sporu
cyrgańskiego. - Ale skoro pan wiedział, że to bzdury, profesorze Pessalt, to czemu ją
wydaliście?
Śmiech w sali zabrzmiał jeszcze głośniej, zagłuszając rzuconą wściekłym
tonem próbę odpowiedzi Pessalta.
- Przyjrzyjmy się bliżej temu wybitnemu dziełu - zapropo-
nował Itagne. - Wszyscy wiemy, że Pondia Subat to krętacz i nieudacznik, ale
rzeczą, która najbardziej zdumiała mnie w waszym Sporze cyrgańskim, jest stałe
wychwalanie styrickiego renegata Zalasty. Zrobiliście z niego niemal świętego. Jak,
na Boga, ktokolwiek - nawet ktoś tak ograniczony jak nasz kanclerz -mógł otaczać
czcią podobnego łajdaka?
- Jak śmiesz mówić w ten sposób o największym człowieku naszego stulecia?!
- ryknął jeden z historyków.
- Jeśli Zalasta jest największym człowiekiem, na jakiego stać nasz wiek,
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin