Prolog i rozdz.1 - Wszystko Od Nowa.docx

(21 KB) Pobierz

„Nowa ja”

Autor:

Moniaaa2712

 

Prolog

Moje życie do pewnego czasu było wyjątkowo poukładane jak na życie siedemnastolatki. Niestety znalazłam się w nieodpowiednim miejscu i w nieodpowiednim czasie. Było mi ciężko się pogodzić z tym co się stało, ale jeszcze trudniej z całą sytuacja było się pogodzić mamie. Robiła co mogła, żebym tylko o tym wieczorze nie pamiętał, ale z kiepskimi rezultatami. Mama zaproponowała mi nawet, że się przeprowadzimy… Nie zdążyła zrealizować swojego planu. Zginęła dwa tygodnie temu w wypadku samochodowym…

 

1.     Wszystko od nowa

 

Za oknem błękitne baranki z chmur a ja zamiast podziwiać piękne widoki zza okna samolotu, nie przestaję myśleć jak to będzie w nowym miejscu, z nowymi, nieznajomymi i ciekawskimi ludźmi, i z ojcem, którego nie widziałam trzy lata. Charlie, mój tata. Rodzice rozstali się gdy ja miałam trzy latka. Nie pasowali do siebie, byli jak ogień i woda. Matka dzika, chętna nowych fascynujących wrażeń, trochę rozczepana, a ojciec cichy, skromny, lubiący samotność. Nigdy nie miałam mu za złe, że nie jest przy mnie. Rozumiem doskonale, że nie można być z nikim na siłę.

 

Forks. Najgorsze zadupie na jakie mogłam trafić. Tu chyba nigdy nie świeci słońce, może i jest wiecznie zielono, ale co z tego. Nie cierpię wszystkiego co wiąże się z czymś zimnym i mokrym, a ta „mieścina” właśnie taka jest. Ale najgorsze jeszcze za mną czekało. Wychodząc z lotniska zauważyłam Charliego. Przyjechał po mnie… radiowozem. Super! Tylko tego mi brakowało. Z racji zawodu wykonywanego przez ojca, chyba wszyscy wiedzieli, że jego córka będzie u niego mieszkała.

- Witaj Charlie. – Powiedziałam z udawanym uśmiechem.

 

- Tato – poprawił mnie – masz mówić do mnie tato.

No to super. Jeszcze tego brakowało, żeby na samo „dzień dobry” już nas coś poróżniło.

              - Jak sobie życzysz, tato – odparłam.

 

              Droga z lotniska do Forks, była strasznie długa i męcząca, a może to mi się tak wydawało, gdyż w aucie panowała niezręczna cisza, aż Charlie jako pierwszy się odezwał.

              - Przykro mi z powodu śmierci mamy – powiedział wpatrzony w drogę.

              - Widocznie tak miało być, już teraz nic na to nie poradzimy

Nagle zachciało mi się płakać, a ponieważ Charli chyba wyczuł nostalgię w moim głosie, bo nagle postanowił na mnie zerknąć, zdecydowałam się załagodzić jakoś tą niezręczną sytuację.

              - Ale wiesz tato, nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Teraz będziemy mogli nadrobić ten cały stracony czas.

Tego się nie spodziewałam. Charli nagle zatrzymał się na poboczu. Ręce trzymał kurczowo zaciśnięte na kierownicy a wzrok utkwił w przedniej szybie.

              - Coś się stało? Może się źle czujesz? – naprawdę się zaniepokoiłam.

              - Nie córcia. – Odpowiedział po krótkiej chwili, był bardzo dziwny. – Naprawdę cieszysz się, że będziesz u mnie mieszkać?

Kamień spadł mi z serca. Wzięłam głęboki oddech, spojrzałam na niego oczekując tej samej reakcji i gdy wkońcu uraczył mnie spojrzeniem swoimi dużymi, piwnymi oczyma postanowiłam kontynuować rozmowę.

              - No jasne. Wiesz, w gruncie rzeczy jesteśmy do siebie podobni, więc myślę, że nie będzie nam razem źle. Zawsze miło wspominałam wakacje u Ciebie.

              - W takim razie i ja się cieszę. – Spojrzał przed siebie i ruszył w stronę Forks. – Ale…

Pięknie. Gdy mama po zakończonym zdaniu dodawała „ale” wiedziałam, że po chwili posypie się grad nakazów i zakazów.

              - Ale, co? – Spytałam zniecierpliwiona.

              - Ale mam tylko jedno ultimatum dla Ciebie. – No tak, czego innego mogłam się spodziewać. – Masz u mnie pełen kredyt zaufania. Będziesz miała pełną swobodę w tym co robisz, gdzie chodzisz i z kim będziesz się spotykać. Jednak jeśli choć raz zdarzy się coś co mnie zaniepokoi, wzbudzi moje podejrzenia, lub gdy przekroczysz granicę, której nastolatka nie powinna przekroczyć, skończy się wolność.

              - Czyli chcesz powiedzieć, że jeśli coś ci się nie spodoba to będę miała przechlapane? – I tak było dużo lepiej niż się spodziewałam.

              - Tak, o to właśnie mi chodzi.

              - W takim razie, chyba nie musisz się o nic martwić. – posłałam mu najszczerszy uśmiech na jaki było mnie stać i wiedziałam, że to mu wystarczy.

 

              Tymczasem przekroczyliśmy już granice Forks. Zdziwiłam się gdy zamiast skręcić w ulicę, która wiodła do domu Charliego jechaliśmy nadal prosto. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.

              - Jedziemy do Pani Thompson na obiad. Wiesz, że ja nie umiem gotować. Nie chciałbym cię otruć już w pierwszy dzień pobytu w Forks. – Zachichotał.

              - To miłe z twojej strony, ale nie musimy jechać na obiad do restauracji. Mogę coś zrobić w domu.

Restauracja Pani Thompson, jest jedyną restauracją, o ile można to tak nazwać, jaką tu posiadają. Z racji, że nie mają żadnej konkurencji, ceny mają jak z kosmosu, chyba, że od mojego ostatniego pobytu tutaj cos się zmieniło w tej kwestii.

              - Widzisz kochanie, w domu oprócz płatków i mleka nic więcej nie znajdziesz. – Powiedział zatroskany. – Nie zdążyłem jeszcze zrobić zakupów.

Skapitulowałam, nie chciałam doprowadzić do niepotrzebnej sprzeczki, tym bardziej, że w domu musiałam podjąć z nim jeszcze jeden, nieprzyjemny temat.

 

              Wizyta w restauracji na szczęście szybko minęła. Denerwowały mnie te wszystkie spojrzenia i szepty. Nic w tym dziwnego, ale krepowało mnie to.

Dom Charliego nic się nie zmienił odkąd byłam u niego ostatni raz. Piętrowa, zielonego koloru chatka, nadal otoczona była tylko wielkim, trochę zaniedbanym trawnikiem, na środku którego stała wielka sosna. Przez środek trawnika wiodła wąska ścieżka, wyłożona brukiem, wprost do lekko podniszczonych przez matkę naturę drewnianych schodów. Światło przed domem było zapalone, prowadząc nas wprost do drzwi.

              Charli otworzył drzwi i puścił mnie przodem. W środku też nic się nie zmieniło. Po lewej stronie stał wieszak do płaszczy i drzwi prowadzące do kuchni. Po prawej stronie stała stara, zniszczona komoda a na niej doniczka z kwiatem, który nie wiedzieć dlaczego w najbardziej deszczowym miejscu na świecie, od bardzo dawna nie widział wody.

              - Choć, zaniesiemy twoje rzeczy do pokoju. – Podskoczyłam jak trusia. – Wystraszyłem cię?

              - Nie, to znaczy tak. – Przyznałam się. – rozglądałam się, czy coś się tu zmieniło.

              - Oprócz jeszcze jednej łazienki dla ciebie, raczej nic. – Zaskoczył mnie.

              - Jeszcze jednej łazienki? – Byłam naprawdę zdziwiona. – Nie musiałeś.

              - To nic takiego. I tak nie korzystałem z tego małego pomieszczenia, obok twojego pokoju, więc pomyślałem, że jako dorastająca nastolatka, chciałabyś mieć trochę prywatności. - Ja, czy raczej on. Sądzę, że decyzję o dodatkowej łazience podjął w momencie, gdy uświadomił sobie z czym się wiąże stałe przebywanie z nastolatką, czyli tampony, podpaski, długie kąpiele i damska bielizna. – Musisz się niestety jeszcze parę dni uzbroić w cierpliwość, bo zostało nam parę rzeczy do dokończenia. Przez ten czas będziemy się dzielić z łazienki na dole.

              - Musimy? – Spytałam zaciekawiona.

              - Pamiętasz Billy’ego?

              - Chyba nie. – Odpowiedziałam szczerze.

              - To Indianin z La Push. Odwiedzał mnie czasami jak byłaś u mnie na wakacjach.

Kiwnęłam tylko głową przecząco. Nie miałam zresztą ochoty i siły zastanawiać się kim jest ów Indianin. Powolnym krokiem weszłam do swojego pokoju. Naprzeciwko drzwi jest dwuskrzydłowe okno. Po lewej stronie stoi łóżko z metalową, czarną ramą, a na nim pościele i poszewki koloru zielonego, idealnie komponujące się z jasno zielonymi ścianami. Po tej samej stronie co łóżko, tylko bliżej okna stoi małe biurko a na nim niewielkich rozmiarów białe pudełko. Po prawej stoi wielka dębowa szafa, z trzema przesuwanymi drzwiami z ogromnym lustrem pośrodku. Spojrzałam zdziwiona na tatę.

              - Sporo się tu pozmieniało. – Podsumowałam. – A twierdziłeś, że jedyną zmianą jest jeszcze jedna łazienka.

              - Miałem trochę oszczędności i postanowiłem, że czas już trochę odświeżyć ten pokój. Tamten wystój pokoju nie zmieniał się odkąd skończyłaś siedem lat.

              - To naprawdę miło z twojej strony. – Byłam szczerze zdziwiona i wdzięczna Charliemu, za to co dla mnie zrobił. – Ale naprawdę nie musiałeś.

              - Mam dla Ciebie jeszcze jeden prezent, ale to dopiero rano. – A niech go… Nie miałam sumienia podejmować drażliwego tematu, już za samo to co do tej pory dla mnie zrobił, a tu mi wyskakuje z jeszcze jedną niespodzianką. – Teraz zostawiam cię samą bo na pewno chcesz się odświeżyć po podróży.

              - Przyznam, że faktycznie jestem trochę zmęczona, a jutro stresujący dzień.

Uśmiechnął się ze współczuciem dla tego co mnie jutro czeka i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.

 

              Noc była straszna. Długo nie mogłam zasnąć. Gdy podniosłam roletę, doszłam do wniosku, że gorzej już być nie może. Niebo przykryte było granatowymi chmurami, zza których nie przebijał się ani jeden maleńki promyk słońca, dający jakąkolwiek nadzieję na poprawę pogody. Wyciągnęłam więc z torby stare, błękitne dżinsy i beżową bluzkę z długim rękawem, podejrzewając, że październikowe dni w Forks mogą być chłodne. Październik. To uświadomiło mi coś jeszcze. Dziś pierwszy dzień w nowej szkole. Nie dość, że wszyscy już miesiąc chodzą do szkoły, znają już wszystkich swoich kolegów z zajęć, to jeszcze znają się od zawsze. W takiej dziurze jak Forks, nie ma chyba takiej możliwości, żeby ktoś kogoś nie znał. Z jednym wyjątkiem. Mnie.

 

              Ubrana i gotowa na nowe tortury jakie mają się zacząć za godzinę, zeszłam na dół do Charliego, który już siedział w kuchni.

              - Cześć tato. – Powiedziałam z udawanym luzem.

              - Jak minęła pierwsza noc? – Zapytał zaciekawiony.

              - Dziękuję wyjątkowo dobrze. – Skłamałam nie chcąc robić mu przykrości.

Usiadłam naprzeciw Charliego, nasypałam sobie płatki do miski i zalałam mlekiem.

              - Po szkole pójdę zrobić małe zakupy i jak wrócisz z pracy obiad będzie gotowy. – „Chyba” pomyślałam.

Nie była ze mnie wyjątkowo uzdolniona kucharka, ale zawsze „coś” na obiad udało mi się zrobić. Mama często wracała późno z pracy więc nie miała czasu gotować, a ile można żyć na jajecznicy.

              - Nie musisz tego robić. – Zaprotestował ojciec.

              - Uwierz mi, nie lubię jeść w restauracjach, zresztą to kosztuje, a gotowanie w domu to nie problem. – Wyjaśniłam.

              - Skoro chcesz. W szafce  nad zlewem jest puszka a w niej pieniądze na domowe wydatki. Weź skarbie ile potrzebujesz. – Ulżyło mi, że się zgodził i już nie będziemy musieli jeść u Pani Thompson.

Resztę śniadania jedliśmy w ciszy. Gdy skończyłam, umyłam swoja miskę i zaczęłam zakładać kurtkę.

              - A tobie tak się śpieszy do szkoły? – Zaskoczył mnie tym pytaniem, więc zerknęłam na zegarek, ale nie pomyliłam się. Już czas do wyjścia, jeśli nie chciałam się spóźnić pierwszego dnia, a miałam spory kawałek drogi do przebycia. Pieszo.

              - Nie chcę się spóźnić. – Oznajmiłam. – Powiedz mi tylko, gdzie trzymasz parasol, bo chyba będzie padać.

              - Chyba nie myślisz, że pozwolę ci chodzić taki hektar codziennie pieszo?

O Boże! On chyba nie zamierza mnie codziennie zawozić radiowozem do szkoły! – Pomyślałam sobie.

              - To naprawdę żaden problem Cha… tato. – pośpieszyłam z wyjaśnieniami.

Wtedy Charli nagle wstał, szurając krzesłem. Podszedł do mnie, chwycił mnie za rękę i skierował się ze mną w stronę drzwi.

              - Chyba czas na obiecaną niespodziankę. – Zaskoczył mnie.

Nie pytając o nic więcej, poszłam za Charlim. Wyszliśmy z domu i stanęliśmy przed wejściem do garażu.

              - Garaż? Mam zamieszkać w garażu? – Zażartowałam, nie wiedząc o co mu chodzi.

Zaśmiał się tak głośno i szczerze, że zaczęłam śmiać się razem z nim.

              - Nie kochanie. Myślę, że zimą potrzebowałabyś kilkanaście kocy, żeby nie zmarznąć. – Mówiąc to podszedł do drzwi garażu i otwierając je, dodał – Twój prezent powitalny jest w środku.

Zamurowało mnie zza drzwi wyłonił się Volkswagen Golf II. Na gołe oko widać było, że wiekowy, ale czy to miało jakieś znaczenie? Był mój i mogłam być niezależna.

              - Kupiłem go po twojej ostatniej wizycie. Ja mam radiowóz, więc go nie potrzebuję.

              - Jest mój? – Rzuciłam mu się na szuję. – Nie mogę w to uwierzyć.

              - Oby ci długo służył, i bezproblemowo, tak jak mi do tej pory.

Wsiadłam do niego i odpaliłam silnik. Nadal nie mogłam uwierzyć, że dostałam od Charliego samochód. Nagle stanął koło drzwi, wyrywając mnie z zamyślenia.

              - Tylko jedź ostrożnie. – Poprosił.

              - Nie martw się, będę.  

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin