Garwood Julie - Buchanan 04 - Zabójcza lista.pdf

(1063 KB) Pobierz
Garwood Julie - Buchanan 04 - Z
310593557.001.png
Pierwszy dzień w zerówce w ekskluzywnej szkole w Briarwood był najgorszym
dniem w życiu Regan Hamilton Madison. To była taka katastrofa, że postanowiła już
nigdy tam nie wracać.
Na początku wyobrażała sobie, że szkoła będzie po prostu wspaniała. Bo dlaczego
nie? Jej bracia właśnie tak mówili, a ona nie miała powodów, by im nie wierzyć.
Siedziała dumnie w rodzinnej limuzynie z kierowcą, ubrana w mundurek swojej
nowej szkoły: spódniczkę w szkocką kratę w kolorze granatowo-szarym, białą
koszulę z postawionym kołnierzem, granatowy krawat, zawiązany dokładnie tak, jak
wiąże się męskie krawaty i granatowy blezer z pięknym złotym emblematem z logo
szkoły, przyczepionym do przedniej kieszeni. Kręcone włosy miała spięte
granatowymi spinkami. Wszystko, co miała na sobie, było nowe, włącznie z białymi
podkolanówkami i granatowymi mokasynami.
Myślała, że szkoła okaże się świetnym miejscem do zabawy. Przez ostatnie dwa
lata ona i jej dziewięć koleżanek ze starego, snobistycznego przedszkola było
rozpieszczonych przez wiecznie uśmiechniętych wychowawców. Oczekiwała więc,
że jej pierwszy dzień w Briarwood będzie taki sam. Może nawet lepszy?
Miała nadzieję, że matka odwiezie ją do nowej szkoły, tak, jak robiły matki - a
czasami nawet ojcowie - nowych uczniów. Z powodu pewnych okoliczności, na które
- jak sama zapewniała - nie miała wpływu, matka musiała jednak zostać w Londynie
ze swoim nowym partnerem.
Babka Hamilton chętnie by z nią pojechała, ale odwiedzała przyjaciół
mieszkających za granicą i nie zamierzała wracać do domu jeszcze przez dwa
tygodnie.
Kiedy Regan dzień wcześniej rozmawiała z matką przez telefon, powiedziała, że
gospodyni, pani Tyler, nie musi jej odwozić doszkoły. Matka zaproponowała wtedy,
by pojechała z Aidenem. Regan wiedziała, że gdyby poprosiła najstarszego brata, na
pewno by nie odmówił. Zrobiłby dla niej wszystko, podobnie jak jej dwaj pozostali
bracia: Spencer i Walker.
Regan zdecydowała jednak, że nie potrzebuje, by ktokolwiek ją odprowadzał. Była
już dużą dziewczynką, a mundurek, który nosiła, świadczył o tym najlepiej.
Szkoła, jak się okazało, wcale nie była taka, jak sobie wyobrażała. Przede
wszystkim nikt jej nie powiedział, że zajęcia dla młodszych dzieci trwają cały dzień.
Nie ostrzeżono jej także przed tym, że w szkole będzie dużo dzieci, a przede
wszystkim, że będą tam łobuzy -a były wszędzie. Najbardziej bała się pewnej starszej
dziewczynki, która lubiła dręczyć młodszych, oczywiście gdy nie widział tego żaden
z nauczycieli.
Kiedy wreszcie o trzeciej po południu dzwonek obwieścił koniec zajęć, Regan była
przygnębiona i zmęczona. Zagryzała wargi, żeby powstrzymać się od płaczu.
Samochody stały rzędem na podjeździe. Evan, kierowca, wysiadł z samochodu i
skierował się w jej stronę.
Regan zauważyła go, ale nie miała sił, żeby do niego podbiec, więc przyspieszył,
zaniepokojony jej wyglądem. Spinki wisiały na luźnych kosmykach włosów, koszula
była wyciągnięta ze spódniczki, a jedna z podkolanówek zsunęła się aż do kostki.
Pięciolatka wyglądała jakby przed chwilą przepuszczono ją przez wyżymaczkę. F.van
otworzył tylne drzwi samochodu.
 
Wszystko w porządku, Regan? - spytał.
Tak - odpowiedziała, nie podnosząc głowy.
No i jak było w szkole? Dała nura do samochodu.
Nie chcę o tym rozmawiać.
To samo pytanie zadała jej gospodyni, otwierając przed nią drzwi do domu.
-Nie chcę o tym rozmawiać - powtórzyła Regan.
Pobiegła do swojego pokoju, zatrzasnęła drzwi i wybuchnęła płaczem
Wiedziała, że matka byłaby z niej niezadowolona. Nie potrafiła opanować swoich
emocji.
Kiedy czuła się nieszczęśliwa, łamała wszystkie zasady, które matka
usiłowała jej wpajać. Wciąż powtarzano Regan, że ma się zachowywać jak dama, ale
nie była do końca pewna, co to dokładnie oznacza, naturalnie poza tym, że trzeba
trzymać kolana razem, kiedy siedzi się na krześle. Nie chciała cierpieć w samotności
i nie obchodziło ją, jak ważna jest ta zasada w domu Madisonów. Nie udawała też
odważnej, więc kiedy czuła się podle, wszyscy musieli o tym wiedzieć.
Niestety, jedynym obecnym w domu członkiem rodziny był Aiden. Był chyba
ostatnią osobą, u której można szukać współczucia, pewnie dlatego, że jako
najstarszy niespecjalnie przejmował się problemami pięciolatki.
Wytarła nos. umyła twarz i zmieniła ubranie. Starannie złożyła mundurek, po czym
wrzuciła go do kosza. Nie miała zamiaru iść jeszcze raz do tej wstrętnej szkoły, nie
potrzebowała więc tych okropnych ubrań. Włożyła szorty i bluzkę, a później złamała
kolejną domową zasadę, biegnąc boso do pokoju brata.
Nieśmiało zapukała do drzwi.
-Mogę wejść?
Nie czekając na odpowiedź, otworzyła drzwi. Przebiegła przez pokój i wskoczyła
na łóżko.
Aiden wydawał się być poirytowany. Miał na sobie strój do gry w rugby i siedział
przy biurku, zarzuconym podręcznikami. Nie zauważyła, że rozmawia przez telefon,
dopóki się nie pożegnał i nie odłożył słuchawki.
- Wiesz, powinnaś raczej poczekać, dopóki nie powiem, że mo
żesz wejść - powiedział. - Nie możesz tak po prostu wpadać.
Kiedy nie odpowiadała, oparł się na krześle, spojrzał jej w twarz i spytał:
-Płakałaś?
Po chwili wahania zdecydowała, że złamie kolejną zasadę. Skłamała.
- Nie - odparła ze wzrokiem wbitym w podłogę.
Wiedział, że nie powiedziała prawdy, ale doszedł do wniosku, że nie jest to
najlepszy moment na wykład o uczciwości. Jego mała siostra była wyraźnie
przygnębiona.
-Stało się coś złego?
- Nie... - odparła przeciągle, nie patrząc na niego.
Westchnął głośno.
- Regan, nie mam czasu zgadywać, co się stało. Za chwilę muszę
wyjść na trening. Co się stało?
-Nic złego. Słowo - powiedziała, wzruszając ramionami.
Rysowała palcem kółka na narzucie. Aiden poddał się i przestał
zgadywać, co ją tak zmartwiło. Schylił się. by wciągnąć buty i wtedy przypomniał
sobie, że dzisiaj Regan była pierwszy dzień w szkole w Briarwood.
- Jak było w szkole?- spytał.
Ku jego zaskoczeniu Regan wybuchnęła płaczem, chowając twarz w narzutę.
Powiedziała mu wszystko, co zbierało się w niej przez cały dzień.
Wszystko zawarła w jednym długim i bezładnym zdaniu:
- Nienawidzę szkoły i więcej tam nie wrócę, nigdy, bo nie po
zwalają nam jeść chrupek i musiałam siedzieć tam tak długo i była
tam ta dziewczynka i płakała przez inną wielką dziewczynkę i ta
wielka powiedziała, że jak my powiemy nauczycielce, to też będzie
my płakały i nie wiedziałam, co robić, więc na przerwie wyszłam z tą
dziewczynką i pozwoliłam jej się wypłakać i teraz sobie postanowi
łam, że już nigdy nie wrócę do tej okropnej szkoły, bo jutro ta duża
powiedziała, że dorwie tę dziewczynkę jeszcze raz.
Aiden osłupiał. Gdyby dziewczynka nie była taka nieszczęśliwa, pewnie zacząłby
 
się śmiać.
Regan tak lamentowała, że nie słyszał pukania do drzwi. Spencer i Walker weszli
do środka. Obydwaj bracia byli wysocy, chudzi i mieli ciemne włosy, jak Aiden.
Spencer miał piętnaście lat i z całej rodziny on był najwrażliwszy. Walker niedawno
skończył trzynaście. Był największym urwisem w rodzinie, istnym utrapieniem, a do
tego był najbardziej nierozważny. Wyglądał teraz, jakby właśnie wrócił z wojny.
Dwa dni temu wspinał się na dach, żeby zdjąć piłkę, pośliznął się i pewnie skręcił by
sobie kark, gdyby nie złapał się gałęzi, żeby zamortyzować upadek. Jego przyjaciel,
Ryan, miał mniej szczęścia. Walker wylądował na nim i złamał mu rękę. Ryan był
napastnikiem drużyny, ale teraz musiał pauzować przez jeden sezon. Walker nie czuł
się specjalnie winny - to wszystko przez tę gałąź.
Obrzucił Regan uważnym spojrzeniem w poszukiwaniu siniaków. Żadnego
nie było widać, więc dlaczego płakała?
Co jej zrobiłeś? - spytał.
Nic jej nie zrobiłem - odpowiedział Aiden.
To co jej się stało? - Pochylił się nad łóżkiem i niepewnie lustrował wzrokiem
swoją małą siostrę, nie wiedząc, co zrobić.
Aiden przesunął go lekko, usiadł obok Regan i niezdarnie poklepał ją po plecach.
W końcu się uspokoiła. Być może najgorsze ma już za sobą?
- No, już czuje się lepiej - odetchnął z ulgą. - Tylko nie pytajcie
jej, jak było...
- Jak było w szkole? - spytał Walker w tym samym momencie.
Regan rozszlochała się na nowo.
Aiden odwrócił się w stronę biurka, żeby siostra nie mogła go widzieć. Nie chciał
jej urazić, ale-mój Boże! -ona była taka głośna. Skąd w takiej małej istocie tyle siły!
Wydaje mi się, że miała zły dzień - mruknął.
Tak myślisz? - zdziwił się Spencer.
Regan umilkła tylko na chwilę, a potem oznajmiła stanowczo:
Nigdy tam nie wrócę.
Co się stało? - spytał Walker.
Regan powtórzyła po raz kolejny swoją litanię żalów, przerywaną łkaniem.
Musisz tam pójść jeszcze raz - oświadczył Spencer. Nie powinien był
tego mówić.
Nie, nie muszę.
Musisz - powtórzył Spencer.
Tatuś nie kazałby mi pójść.
Skąd wiesz, że nie kazałby? Byłaś małym dzieckiem, kiedy on umarł. Nawet go
nie pamiętasz.
Pamiętam! Pamiętam go doskonało!
Twoja gramatyka jest porażająca - zauważył uszczypliwie Aiden.
I właśnie dlatego musisz pójść do szkoły - dodał Spencer. Musiał podnieść głos,
by można go było usłyszeć -jego siostra znów płakała.
Kurcze, ta to potrafi się drzeć - mruknął Aiden. - OK. Spóźnię się na zajęcia, jak
zaraz nie wyjdę, więc przejdźmy do rzeczy - dodał.
- Regan, przestań wycierać nos w moją pościel i siadaj.
Starał się. żeby jego głos zabrzmiał poważnie, ale ani jego polecenie, ani ton głosu
nie wywarły na niej żadnego wrażenia. Nie miała zamiaru przestać płakać, dopóki
sama nie uzna tego za stosowne.
-Słuchaj. Regan. Musisz się uspokoić i powiedzieć nam, co się
wydarzyło. - odezwał się Walker - Co zrobiła ta duża dziewczynka?
Spencer pogrzebał chwilę w kieszeni i wyjął zmiętą chusteczkę do nosa.
Proszę - powiedział. - Wytrzyj nos i siadaj. Przecież nie możemy rozwiązać
problemu, jeśli nam nie powiesz, co zrobiła ta duża dziewczynka, prawda?
Regan sama rozwiąże ten problem. - Aiden potrząsnął głową.
Nie, nie rozwiążę. - Regan gwałtownie się wyprostowała. - Bo nie wracam do tej
okropnej szkoły.
Ucieczka to nie jest sposób - zauważył Aiden.
Mam to w nosie. Zostaję w domu.
Czekaj, Aiden. Jeśli ktoś zaczepia naszą siostrę, to chyba musimy... - zaczął
 
Walker.
Aiden podniósł rękę, jakby prosząc o ciszę.
- Najpierw dowiedzmy się. jak się sprawy mają. zanim coś zrobi
my, Walker. Regan - zwrócił się uspokajającym głosem do siostry
- ile lat ma ta duża dziewczynka'?
Nie wiem.
Dobrze. A w której jest klasie?
Skąd miałaby to wiedzieć? - zdziwił się Spencer.
Wiem - oświadczyła Regan. - Chodzi do drugiej klasy, ma na imię Morgan i jest
okropna.
Na to. że jest okropna, sami już wpadliśmy - powiedział Aiden niecierpliwie.
Zerknął na zegarek. - No, nareszcie się czegoś dowiedzieliśmy - dodał.
Walker i Spencer uśmiechali się. ale na szczęście Regan tego nie widziała.
Mówiłaś, że przez tę dziewczynkę z drugiej klasy inna dziewczynka płakała? -
dociekał Aiden.
Właśnie, to przez nią płakała. - Regan kiwnęła głową.
A co ona jej zrobiła? - spytał Walker. - Uderzyła ją?
Nie.
A co? - Teraz Walker wydawał się zniecierpliwiony.
Zabrała jej spinki. - Regan omal znowu nie wybuchnęła płaczem.
Ta dziewczynka chodzi z tobą do zerówki? - indagował Aiden.
Tak. to bardzo miła dziewczynka. Siedzi obok mnie przy tym dużym, okrągłym
stole. Ma na imię Cordelia, ale chce, żeby wszyscy nazywali ją Cordie.
Lubisz tę Cordelię? - chciał wiedzieć Spencer.
Aha. i lubię jeszcze jedną dziewczynkę. Ma na imię Sophie i siedzi przy tym
samym stole, co ja i Cordie.
No proszę, proszę! - Aiden nie mógł wyjść z podziwu - Byłaś w nowej szkole
tylko jeden dzień i już masz dwie przyjaciółki.
Miał nadzieję, że kłopoty już się skończyły, więc sięgnął po kluczyki do
samochodu i ruszył w stronę drzwi.
- Poczekaj chwilę, Aiden - zawołał Walker. - Nie możesz wyjść,
zanim nie postanowimy, co zrobić z tą dziewczynką.
Aiden zatrzymał się przy drzwiach.
Chyba się wygłupiasz. Ona chodzi dopiero do drugiej klasy.
I tak musimy coś zrobić, żeby ochronić Regan - nalegał Walker.
Niby co? Może mamy we trzech iść jutro do szkoły i sterroryzować dzieciaka?
To byłoby dobre - ożywiła się Regan - Przestraszcie ją tak. żeby zostawiła mnie,
Cordie i Sophię w spokoju.
A może - rzekł Aiden - powinnaś sama rozwiązać ten problem? Możesz jej się
przeciwstawić. Powiedz jej. że nie zamierzasz oddawać jej czegokolwiek i że ma
ciebie i twoje przyjaciółki zostawić w spokoju.
Czekaj, czekaj! - przerwał mu Walker - Mówiłaś, że ta dziewczynka... Jak ona
ma na imię?
Morgan.
Właśnie. Nie mówiłaś, że Morgan groziła, że jutro będzie znowu dręczyła
Cordie?
Regan pociągnęła nosem, a jej oczy aż się rozszerzyły ze zdziwienia.
- No, to czym się martwisz? Nie będzie dręczyła ciebie! - powiedział Walker.
 Ale Cordie jest moją przyjaciółką, Walker - oświadczyła Regan z powagą.
Więc jak ona będzie się czuła, jeśli nie pójdziesz jutro do szkoły? - uśmiechnął
się Aiden.
Cordie też nie przyjdzie jutro do szkoły. Sama mi to powiedziała.
Eee. na pewno rodzice ją wyślą - odparł Aiden - Wiesz. Regan, na świecie są
dwa rodzaje ludzi. Ci, którzy uciekają przed łobuzami, i ci, którzy się im
przeciwstawiają.
Regan wytarła łzy z twarzy:
A ja do którego rodzaju należę?
Jesteś z rodziny Madisonów. Ty stawiasz czoło problemom i nie uciekasz przed
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin