Cyril M. Kornbluth - Słowa guru.txt

(17 KB) Pobierz
Cyril M.Kornbluth 



S�owa Guru 
(The Words of Guru) 

Prze�o�y� Andrzej Sapkowski
HTML : SASIC









Wczoraj kiedy szed�em na spotkanie z Guru, zatrzyma� mnie jaki� cz�owiek. 

-Ch�opcze, co tutaj robisz o pierwszej w nocy? - zapyta�. - Dlaczego nie jeste� 
w domu? Czy twoja matka wie, gdzie jeste�? Ile masz lat? Stanowczo za ma�o, �eby 
w��czy� si� o tak p�nej porze. 

Spojrza�em na niego i zauwa�y�em, �e jego w�osy s� zupe�nie siwe, wi�c 
wybuchn��em �miechem. Starzy ludzie s� �lepi, w�a�ciwie to �aden z ludzi nie ma 
daru widzenia. Zdarza si�, �e m�ode kobiety widz� niekt�re rzeczy, ale m�czy�ni 
rzadko dostrzegaj� cokolwiek 

-W��cz� si� o tak p�nej porze, aby zobaczy� si� z Guru. 

-Guru? - zdziwi� si� stary. - Kto to jest Guru? Na pewno jaki� cudzoziemski 
przyb��da. Odradzam ci kumanie si� z cudzoziemcami, m�ody cz�owieku. Kto to jest 
Guru? 

Powiedzia�em mu kim jest Guru, a potem, jak tylko zacz�� gl�dzi� o bzdurach i 
tanich komiksach, wypowiedzia�em jedno ze s��w, kt�rych Guru mnie nauczy� i ten 
cz�owiek przesta� m�wi�. Wspomnia�em ju�, �e by� stary, a jego stawy by�y 
zesztywnia�e, nie zwali� si� zatem na ziemi� bezw�adnie, lecz pad� sztywno jak 
k�oda, a jego g�owa trzasn�a o kamie�. A ja poszed�em dalej. 

Pomimo �e nie nadszed� jeszcze dzie� moich dwunastych urodzin, wiem o wielu 
sprawach, o kt�rych nie maj� poj�cia ludzie starzy. 

Pami�tam te� dobrze to, czego inni ch�opcy w moim wieku nie pami�taj�. Pami�tam, 
jak narodzi�em si� z ciemno�ci i pami�tam ha�a�liwe odg�osy, jakie w�wczas 
wydawali nade mn� ludzie. P�niej, kiedy mia�em ju� dwa miesi�ce, zacz��em 
pojmowa�, �e owe odg�osy oznaczaj� to samo, co dzieje si� w mojej g�owie, �e i 
ja mog� takie odg�osy wydawa�, co niezmiernie wszystkich zaskoczy�o. 

-M�wi! - powtarzali do znudzenia. - Taki ma�y! Klaro, co o tym s�dzisz? 

Klara by�a moj� matk�. Odpowiada�a: 

-Nie mam poj�cia, co o tym s�dzi�. W mojej rodzinie nigdy nie by�o geniuszy. Ani 
w rodzinie Joe'ego, jestem zupe�nie pewna. 

Joe by� moim ojcem. 

Pewnego dnia Klara przyprowadzi�a m�czyzn�, kt�rego nigdy przedtem nie 
widzia�em i powiedzia�a, �e to dziennikarz - taki, co to pisze r�no�ci w 
gazetach. Dziennikarz pr�bowa� ze mn� rozmawia� - m�wi� do mnie tak, jak bym by� 
zwyk�ym dzieckiem. Nie raczy�em mu odpowiada�, patrzy�em, tylko na niego dop�ki 
nie spu�ci� wzroku i nie poszed� sobie. Dosta�em za to bur� od Klary. 

W jaki� czas p�niej Klara przeczyta�a mi urywek z gazety, w kt�rej ten 
dziennikarz pisywa�.. Ten urywek by� podobno �mieszny - by�o tam co� o tym, jak 
dziennikarz zadawa� mi wielce skomplikowane pytania, a ja w odpowiedzi 
gaworzy�em jak niemowlak. Wszystko to by�o oczywist� nieprawd� - nie 
powiedzia�em do niego ani s�owa, a on nie zada� �adnego ze swoich pyta�. 
S�ucha�em, jak Klara czyta, ale s�uchaj�c obserwowa�em, jak niby �limak pe�znie 
po �cianie. Kiedy sko�czy�a, spyta�em 

-Co to jest, tamta szara istota? 

Spojrza�a w kierunku, kt�ry wskaza�em, ale nie zobaczy�a nic. 

-Jaka szara istota, Piotrze? - spyta�a. ��da�em, aby nazywa�a mnie pe�nym 
imieniem, Piotr, a nie Piotru� czy co� r�wnie g�upiego. 

-Jaka szara istota? 

-To jest wielko�ci twojej d�oni; Klaro, ale jest mi�kkie - nie wygl�da, �eby 
mia�o jakie� ko�ci w �rodku. Pe�znie do g�ry, ale z przodu nie ma wcale g�owy? 
Nie ma te� n�g? 

Wyda�o mi. si�, �e si� wystraszy�a, ale pr�bowa�a mnie uspokoi�, tak jak 
uspokaja si� dzieci, k�ad�c r�k� na �cianie i pr�buj�c dotkn�� tego, co jakoby 
tam by�o. Kierowa�em jej d�oni�, w lewo, w prawo, a� wreszcie jej d�o� przesz�a 
przez sam �rodek niby-�limaka. Wtedy zrozumia�em, �e ona nie jest w stanie go 
ujrze�, �e w og�le nie wierzy, �e on tam jest. Przesta�em wi�c napomyka� o 
niby-�limaku, dopiero po paru dniach spyta�em: 

-Klaro, jak si� nazywa taka rzecz, kt�r� jeden cz�owiek widzi, a drugi nie mo�e 
zobaczy�? 

-To si� nazywa z�udzenie, Piotrze - odpowiedzia�a.-Je�eli dobrze ci� 
zrozumia�am, chodzi o z�udzenie. Nie powiedzia�em nic, pozwoli�em, aby jak 
zwykle po�o�y�a mnie do ��ka. Gdy zgasi�a �wiat�o i wysz�a, odczeka�em jaki� 
czas, a potem cichutko zawo�a�em: 

-Z�udzenie! Z�udzenie! 

Momentalnie zjawi� si� Guru - po raz pierwszy. Sk�oni� si� nisko, zawsze tak 
czyni� od tamtej pory i rzek�: 

-Czeka�em. 

-Nie wiedzia�em, �e tak si� ciebie przyzywa - powiedzia�em. 

-B�d� got�w na ka�de twoje wezwanie. B�d� ci� uczy�, Piotrze - je�eli chcesz si� 
uczy�. Czy wiesz, czego b�d� ci� uczy�? 

-Je�eli b�dziesz mnie uczy� o szarej istocie na �cianie, b�d� s�ucha� pilnie - 
powiedzia�em. - B�d� s�ucha� pilnie, gdy b�dziesz mnie uczy� o sprawach realnych 
i o sprawach nierealnych. 

-Niewielu, bardzo niewielu chce si� uczy� o takich sprawach 

-powiedzia� Guru powa�niej�c. - A s� jeszcze inne sprawy, takie, o kt�rych nikt 
nigdy nie chcia� si� uczy�. S� takie rzeczy, kt�rych ci� uczy� nie b�d�. 

-Naucz� si� tego, czego nikt nigdy nie chcia� si� uczy�. Naucz� si� r�wnie� 
tego, czego uczy� nie chcesz. 

-Mistrz; objawi� si� mistrz - powiedzia� Guru z p�u�mieszkiem na ustach. - 
Mistrzu, Guru jest na twoje rozkazy! Wtedy to pozna�em jego imi�. Tej samej nocy 
nauczy� mnie s�owa, za pomoc� kt�rego mo�na by�o uczyni� co� niewiele 
znacz�cego, dajmy na to sprawi�, aby popsu�a si� �ywno��. 

Od tamtego czasu do naszego spotkania wczorajszej nocy Guru nie zmieni� si� 
wcale; chocia� ja jestem ju� tego wzrostu, co on. Jego sk�ra wci�� jest tak samo 
sucha i l�ni�ca jak by�a, a jego twarz tak samo wychud�a, okolona grzyw� 
czarnych, bardzo sztywnych w�os�w. 

Pewnej nocy, kiedy mia�em dziesi�� lat, odczeka�em w ��ku wystarczaj�co d�ugi 
czas, aby Joe i Klara s�dzili, �e usn��em na dobre. Potem zostawi�em w ��ku t� 
rzecz, kt�ra zjawia si�, gdy si� wypowie jedno ze s��w Guru, a sam ze�lizn��em 
si� na d� po rynnie. To by�o bardzo �atwe, �azi�em po rynnie w g�r� i w d� od 
czasu, gdy sko�czy�em osiem lat. 

Spotka�em si� z Guru w parku Inwood Hill. - Sp�ni�e� si� - powiedzia�. 

-Wcale si� nie sp�ni�em - odrzek�em. - Dobrze wiem, �e nigdy nie jest za p�no 
na jedn� z tych rzeczy. 

-Sk�d wiesz? - jego g�os by� ostry. - To jest tw�j pierwszy raz! 

-Niewykluczone, �e r�wnie� ostatni. Nie podoba mi si� ten pomys�. Je�eli 
stwierdz�, �e drugi raz nie da mi wi�cej wiedzy ni� pierwszy, nie b�dzie 
drugiego razu. 

-Nie wiesz nic - powiedzia�. - Nie masz poj�cia, jakie to jest. G�osy, cia�a 
�liskie od ma�ci, buchaj�ce p�omienie, rytua�, kt�ry wype�nia m�zg! Nie b�dziesz 
mia� o tym poj�cia, dop�ki sam nie we�miesz w tym udzia�u. S�owa Guru 

-Zobaczymy. Czy mo�emy wyruszy� st�d? 

-Tak - powiedzia� Guru. Potem nauczy� mnie potrzebnego s�owa i obaj 
wypowiedzieli�my je jednocze�nie. Miejsce, w kt�rym znale�li�my si� zaraz potem 
by�o zalane czerwonym �wiat�em, a �ciany chyba kamienne. Oczywi�cie nie by�o tam 
mowy o realnym widzeniu, wi�c �wiat�o .tylko wydawa�o si� czerwonym, a kamienie 
nie by�y kamieniami. 

Podeszli�my do ognia, a jedna z tych, kt�re tam by�y wysz�a nam naprzeciw i 
zatrzyma�a nas. 

-Kto jest z tob�? - zwr�ci�a si� do Guru, nazywaj�c go innym imieniem. Nie 
wiedzia�em, �e nosi on r�wnie� i to imi�, a zdziwi�em si�, bo by�o to imi� 
oznaczaj�ce wielk� pot�g�. 

Guru, prze�lizn�� si� po mnie szybkim spojrzeniem. " - To jest Piotr. 
Wspomina�em ci o nim wielokrotnie. Wtedy spojrza�a na mnie i u�miechn�a si�, 
pr꿱c i wyci�gaj�c ku mnie swoje wysmarowane ma�ci� ramiona. 

-Ach - powiedzia�a mi�kko, tak mi�kko jak koty, z kt�rymi czasem rozmawiam 
nocami.- Ach, to jest Piotr. Czy przyjdziesz do mnie, kiedy ci� wezw�, Piotrze? 
Czy mo�e wezwiesz mnie sam kt�rej� nocy, gdy b�dziesz samotny? - Nie r�b tego! - 
powiedzia� Guru, odpychaj�c j� gniewnie. - Jest zbyt m�ody, mo�esz go zepsu�, 
uczyni� niezdolnym do nauki! 

Poszli�my dalej, a ona wrzasn�a w �lad za nami: 

-Guru i jego ucze�! Wspania�a para! Ch�opaku, on nie jest bardziej rzeczywisty 
ni� ja! Ty jeste� tu jedyn� rzeczywist� istot� ! 

-Nie s�uchaj jej - mrukn�� Guru - jest szalona, szaleje z podniecenia. One 
zawsze s� podniecone do szale�stwa tu w tym miejscu, gdy nadchodzi czas. 

Zbli�yli�my si� do ognisk i siedli�my na kamieniach. 

Te, kt�re tam by�y, zabija�y zwierz�ta i ptaki, a z martwymi robi�y r�ne 
rzeczy. Krew zlewano do kamiennej czary, kt�r� podawano sobie w t�umie z r�k do 
r�k. Ta, kt�ra siedzia�a po mojej lewej stronie, wr�czy�a mi naczynie. 

-Pij!- powiedzia�a, wykrzywiaj�c usta w u�miechu, kt�ry ods�oni� jej pi�kne, 
bia�e z�by. Wypi�em dwa �yki i odda�em czar� Guru. 

Kiedy czara obesz�a wszystkich, rozebrali�my si� do naga. Niekt�re, jak Guru, 
nie nosi�y �adnego ubrania, ale wiele by�o ubranych - te teraz zrzuca�y z siebie 
wszystko. 

Ta, kt�ra siedzia�a po lewej, przysun�a si� bli�ej, poczu�em na twarzy jej 
oddech. 

-Ka� jej przesta�; Guru - powiedzia�em. - Wiem, �e to nie nale�y do rytua�u. 

Guru przem�wi� do niej ostro w ich j�zyku, a ona warkn�a gniewnie i przesiad�a 
si� dalej. 

Rozpocz�li�my �piewy, klaszcz�c w d�onie i uderzaj�c si� po udach. Jedna z nich 
wsta�a i dziko przewracaj�c oczami zacz�a powolny taniec dooko�a ognisk. Mocno 
zwiera�a szcz�ki i tak gwa�townie wyrzuca�a ramiona, �e s�ysza�em, jak trzeszcz� 
jej stawy �okciowe. Posuwi�cie krocz�c po kamiennym pod�o�u, wygi�a si� w ty� 
tak, �e g�ow� prawie si�gn�a st�p. Mi�nie jej brzucha wyst�pi�y jak rzemienie, 
a oleista ma�� �cieka�a po jej ciele i nogach. Kiedy jej d�onie opar�y si� o 
ziemi�, zwali�a si� w drgawkach, cienko i przenikliwie zawodz�c do wt�ru 
za�piewom i klaskaniom reszty. 

Nast�pna powt�rzy�a ca�y rytua�, a my �piewali�my dla niej g�o�niej, a jeszcze 
g�o�niej dla trzeciej. Potem za�, kiedy�my wci�� klaskali i bili si� po udach, 
jedna z tych, kt�re tam by�y schwyci�a trzeci� tancerk�, rzuci�a j� na o�tarz i 
rozpru�a kamiennym no�em. Blask ognia zal�ni� na ostrzu ciosanym z obsydianu. 
Krew tancerki sp�yn�a rowkiem, wykutym jak rynna w bryle o�tarza. W�wczas 
�piewy ucich�y, a ogniska zosta�y pogaszone. Jednak pomimo ciemno�ci mogli�my 
widzie�, bo ws...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin