Krentz Jayne Ann - Za późno na ślub.doc

(1316 KB) Pobierz
Podziękowania

 

 

 

 

Podziękowania

To właśnie drobne szczegóły tworzą atmosferę powieści, podobnie jak każdej historii życiowej. Za istotne informacje dotyczące diademu, pewnej lampy oraz peruki w stylu Kleopatry dziękuję Donaldowi Baileyowi, który jeszcze niedawno pracował w Dziale Sztuki Greckiej i Rzymskiej Muzeum Brytyjskiego. Pragnę także podziękować mu za cierpliwe wyjaśnienia na temat odpowiedniego przyrządzania dżinu z tonikiem. Za wszelkie ewentualne błędy w tekście biorę na siebie całkowitą odpowiedzialność.

 

 

 

 

1

 

Pierwszą wskazówką, że starannie ułożone plany na wieczór skazane są na niepowodzenie, był widok Kleopatry stojącej w drzwiach jego sypialni.

- Cholera jasna… - powiedział bardzo cicho. - Spodziewałem się Afrodyty…

Nadzieja na długo oczekiwaną namiętną noc, spędzoną w wygodnym łóżku w towarzystwie kochanki, a czasami także współpracownicy, Lavinii Lake, rozwiała się jak lekka mgiełka.

Przeszłość wróciła, aby dać mu się we znaki, i to w najmniej odpowiedniej chwili.

- Witaj, Tobiasie… - Kobieta opuściła zielono-złocistą maskę, przytwierdzoną do małej złotej rączki.

Diadem z królewską kobrą, zdobiący długą, złożoną z niezliczonych czarnych warkoczyków perukę, zalśnił w świetle bijącym od kinkietu na ścianie. Jej ciemne oczy zabłysły pełnym ironii rozbawieniem.

- Dużo czasu upłynęło od naszego ostatniego spotkania, nieprawdaż? Mogę wejść?

Od chwili, gdy ostatni raz widział Aspasię Gray, upłynęły trzy lata, lecz ona niewiele się zmieniła. Nadal była oszałamiającą pięknością o klasycznym profilu, który idealnie pasował do kostiumu królowej Egiptu. Wiedział, że jej włosy są w rzeczywistości nie czarne, lecz ciemnobrązowe, o wyjątkowo interesującym odcieniu. Jasnozielona suknia haftowana złotą nicią podkreślała wszystkie zalety wysokiej, smukłej sylwetki.

Ostatnią rzeczą, na jaką Tobias March miał w tej chwili ochotę, było odnawianie dawnych znajomości, lecz Aspasia Grey stała przed nim i jego życzenia nie miały teraz najmniejszego znaczenia. Wspomnienia mrocznych przeżyć sprzed trzech lat runęły na niego z siłą rozszalałych sztormowych fal.

Z trudem zapanował nad sobą i szybko spojrzał w głąb ciemnego korytarza za plecami Aspasii. Nic nie wskazywało na to, aby Lavinia przebywała gdzieś w pobliżu. Jeżeli nie będzie tracił czasu, to może zdoła pozbyć się nieproszonego gościa, zanim wieczór okaże się całkowicie zmarnowany…

- Lepiej wejdź - rzucił niechętnie, robiąc jej miejsce w drzwiach.

- Widzę, że wcale się pan nie zmienił… - zamruczała. - Wciąż tak samo czarujący…

Weszła do pokoju oświetlonego blaskiem płonącego na kominku ognia, cicho szeleszcząc fałdami jedwabnej sukni i roztaczając dookoła zapach egzotycznych perfum. Tobias zamknął drzwi i zwrócił ku niej twarz.

Wcześniej, w salach,- gdzie odbywał się bal kostiumowy, nie zauważył ani jednej Kleopatry, ale w końcu nie było w tym nic dziwnego - zamek Beaumont był ogromny, a tego wieczoru zaproszono wyjątkowo dużo ludzi. Poza tym Tobias interesował się tylko jednym gościem.

Zaproszenie na przyjęcie otrzymał dzięki wpływom lorda Vale. W pierwszej chwili wcale nie zamierzał się tu zjawić, takie imprezy nigdy go nie pociągały, wręcz przeciwnie, mocno go nudziły.

Dopiero później Vale przypomniał mu o głównej zalecie dobrze zorganizowanych przyjęć w wiejskich posiadłościach.

- To prawda, że tym okazjom zawsze towarzyszą długie, nudne śniadania, frywolne rozmowy i idiotyczne zabawy, proszę jednak pamiętać o jednej niesłychanie ważnej rzeczy - i pan, i pani Lake otrzymacie oddzielne sypialnie. Co więcej, nikomu nie przyjdzie do głowy, aby interesować się, w którym z tych pokoi zdecyduje się pan spędzić noc. Szczerze mówiąc, prawdziwym celem dobrze zaplanowanego przyjęcia jest zapewnienie gościom właśnie takich możliwości…

Świadomość prawdziwego charakteru wielkiego przyjęcia w wiejskiej rezydencji poraziła Tobiasa z siłą piorunu. Kiedy Vale, który nie zamierzał skorzystać z zaproszenia do Beaumont, uprzejmie zaproponował mu jeden ze swoich powozów, Tobias chętnie się zgodził.

Był zaskoczony, i to bardzo przyjemnie zaskoczony, gdy Lavinia prawie bez sprzeciwu przystała na ułożony przez niego plan. Podejrzewał, że potraktowała przyjęcie przede wszystkim jako okazję do znalezienia nowych zleceń i że właśnie to było powodem jej entuzjazmu, nie chciał jednak, aby ten fakt popsuł mu humor. Po raz pierwszy w czasie ich znajomości mogli cieszyć się luksusem spędzenia nie jednej, ale aż dwóch nocy w ciepłym pomieszczeniu i intymnym spokoju prawdziwego łóżka.

Ta perspektywa wydała mu się po prostu zachwycająca. Przynajmniej tym razem nie będą musieli czaić się w parku lub zadowalać się biurkiem w małym gabinecie Lavinii. Przez trzy cudowne dni Tobias nie będzie musiał liczyć na dobry humor i łaskawość gospodyni Lavinii, która czasami, kiedy się zjawiał, dawała się namówić na wyprawę po porzeczki. Czasami, ale nie zawsze.

Naturalnie, zbyt krótkie spotkania z Lavinią w mieście nieodmiennie sprawiały mu mnóstwo przyjemności, lecz chociaż były naprawdę stymulujące, często towarzyszył im pośpiech i zdenerwowanie. Kiedy umawiali się w parku, zazwyczaj tuż przed randką zaczynał padać deszcz, nigdy też nie mieli pewności, czy siostrzenica Lavinii, Emeline, nie wybierze najmniej odpowiedniej chwili, aby wrócić do domu.

Trzeba było też brać pod uwagę nieprzewidywalny charakter ich wspólnego zajęcia. Gdy oferuje się swoje usługi osobom, którym zależy na prywatnym śledztwie, klienci mogą w każdej chwili zapukać do drzwi.

Spojrzał na Aspasię.

- Co tu robisz, do diabła? Myślałem, że jesteś w Paryżu!

- Doskonale wiem, Tobiasie, że czasami twoja szczerość przekracza granice nieuprzejmości, ale chyba zasługuję na cieplejsze przyjęcie. Łączy nas przecież coś więcej niż przelotna znajomość…

Miała rację, oczywiście. Ich oboje na zawsze połączyły minione wydarzenia i nieżyjący Zachary Elland.

- Wybacz mi - rzekł cicho. - Zaskoczyłaś mnie, to dlatego. Nie zauważyłem cię po południu, kiedy przyjeżdżali inni goście, ani w czasie balu kostiumowego.

- Przyjechałam dość późno, już po rozpoczęciu balu. Widziałam cię, ale byłeś bardzo zajęty swoją rudą przyjaciółeczką… - Aspasia z leniwym wdziękiem zdjęła rękawiczki i wyciągnęła dłonie do ognia. - Kto to taki, na miłość boską? Nigdy bym nie przypuszczała, że to kobieta w twoim typie…

- To pani Lake - rzucił ostro.

- Ach, rozumiem… - Aspasia utkwiła wzrok w płomieniach. - Jesteście kochankami.

Była to konstatacja, nie pytanie.

- Prowadzimy także wspólne interesy - rzekł gładko. - Czasami.

Aspasia obrzuciła go uważnym spojrzeniem spod lekko uniesionych brwi.

- Nie rozumiem. Czy chodzi ci o to, że łączą was sprawy finansowe?

- Można to i tak ująć. Pani Lake i ja zarabiamy pieniądze w ten sam sposób - ona przyjmuje zlecenia na prowadzenie prywatnego śledztwa, podobnie jak ja. Niektóre z nich podejmujemy wspólnie.

Twarz Aspasii rozjaśnił przelotny uśmiech.

- Prowadzenie prywatnego śledztwa jest trochę lepsze niż szpiegowanie, ale na pewno nie tak szacowne jak twoja poprzednia kariera biznesmena…

- Obecna praca bardziej odpowiada mojemu temperamentowi.

- Nie zamierzam pytać, z czego wcześniej utrzymywała się twoja partnerka.

Dosyć, pomyślał Tobias. Istnieją jakieś granice zobowiązań wobec dawnych znajomych.

- Powiedz mi lepiej, dlaczego tu przyjechałaś. Mam pewne plany na resztę nocy.

- Nie wątpię, że plany te mają związek z osobą pani Lake. - W głosie Aspasii zabrzmiała przepraszająca nuta, chyba całkiem szczera. - Przykro mi, naprawdę. Nie przyszłabym do twojej sypialni o tej porze, gdyby sprawa nie była wyjątkowo ważna i pilna, możesz mi wierzyć.

- Czy ta sprawa nie może poczekać do rana?

- Obawiam się, że nie.

Odwróciła się od kominka i powoli podeszła do Tobiasa.

Aspasia była światową damą. Wiedział, że do perfekcji opanowała cenioną w dobrym towarzystwie sztukę ukrywania uczuć, lecz teraz zorientował się, że spod jej chłodnej maski wyziera coś głęboko niepokojącego. Zbyt często widział ten wyraz twarzy u innych, aby go nie rozpoznać. Aspasia Gray się bała.

- Co się dzieje? - zapytał łagodniejszym tonem.

Westchnęła.

- Nie przyjechałam tu po to, aby spędzić kilka przyjemnych dni na wsi. Jeszcze wczoraj nie miałam zamiaru skorzystać z zaproszenia do zamku Beaumont, kilka tygodni temu zawiadomiłam nawet gospodarzy, że nie będę mogła przyjechać, ale sytuacja uległa zmianie. Jestem tu z twojego powodu…

Tobias zerknął na kieszonkowy zegarek, leżący na biurku. Dochodziła pierwsza w nocy. Dom powoli układał się do snu. Za parę minut do drzwi zapuka Lavinia, musi więc jak najszybciej pozbyć się Aspasii.

- Dlaczego przyjechałaś w ślad za mną, do diabła? Przecież z miasta jedzie się tu bite sześć godzin.

- Nie miałam wyboru. Wczoraj z samego rana byłam u ciebie na Slate Street i od służącego dowiedziałam się, że wyjechałeś do Beaumont i wrócisz dopiero za kilka dni. Na szczęście przypomniałam sobie, że w zaproszeniu znajdowała się wzmianka o balu kostiumowym. W ostatniej chwili udało mi się znaleźć tę perukę i maskę.

- Dostałaś zaproszenie na bal? - zapytał z zaciekawieniem.

- Tak, oczywiście. - Wykonała zniecierpliwiony gest. - Lady Beaumont rozsyła zaproszenia wszystkim osobom z towarzystwa. Organizowanie wielkich przyjęć od lat stanowi jej wielką pasję, a lord Beaumont z radością temu sprzyja.

Do wszystkich osób z towarzystwa Aspasia z całą pewnością nie zaliczała ani Tobiasa, ani Lavinii. Oni dwoje obracali się na obrzeżach wielkiego świata wyłącznie dzięki koneksjom z bogatymi, wpływowymi byłymi klientami, takimi jak Vale czy pani Dove, lecz te znajomości wcale nie znaczyły, że automatycznie trafiali na listy regularnie zapraszanych gości wszystkich szacownych pań domu.

Natomiast Aspasię zapraszano wszędzie ze względu na jej nieskazitelne pochodzenie. Była ostatnia z rodu i na dodatek odziedziczyła duży majątek po ojcu. Mając siedemnaście lat, wyszła za człowieka o czterdzieści lat starszego, który zszedł z tego świata sześć miesięcy po ślubie, zostawiając jej sporo pieniędzy. Tobias szybko obliczył, że Aspasia ma teraz dwadzieścia osiem lat. Połączenie urody, świetnego urodzenia i pieniędzy czyniło ją wyjątkowo atrakcyjnym gościem, nic więc dziwnego, że dostała zaproszenie do zamku Beaumont.

- Dobrze, że gospodyni znalazła dla ciebie pokój, skoro wcześniej odrzuciłaś zaproszenie - zauważył. - Odnoszę wrażenie, że w zamku nie ma wolnego kąta…

- Tłoczno tu, to prawda, ale kiedy udałam, że od początku zamierzałam wziąć udział w balu, więc wszystko to jakieś nieporozumienie, gospodyni i kamerdyner zdołali znaleźć dla mnie niezwykle przyjemny pokój na tym samym piętrze… Podejrzewam, że przenieśli kogoś mniej ważnego do gorszego pokoju.

- Powiedz wreszcie, o co chodzi.

Aspasia zaczęła nerwowo spacerować przed kominkiem.

- Nie wiem, od czego zacząć… W ubiegłym miesiącu wróciłam z Paryża i zamieszkałam w mieście. Naturalnie, planowałam, że złożę ci wizytę, kiedy już na dobre się zainstaluję…

Tobias, który bacznie ją obserwował, doszedł do wniosku, że ostatnie zdanie raczej nie świadczy o prawdomówności Aspasii. Był całkiem pewny, że gdyby miała wybór, nigdy więcej by się z nim nie skontaktowała, ale rozumiał to. Wiedział, że zawsze kojarzyć się jej będzie z tragicznymi wydarzeniami sprzed trzech lat.

- Dlaczego więc tak nagle postanowiłaś się ze mną zobaczyć? - zapytał.

Wyraz jej twarzy nie uległ zmianie, lecz zgrabne nagie ramiona zesztywniały. Tobias pamiętał, że Aspasia nie denerwuje się z byle powodu.

- Wczoraj rano wydarzyło się coś ważnego - powiedziała, wpatrując się w ogień. - Zrozumiałam, że muszę natychmiast zasięgnąć twojej rady…

- Przejdźmy do sedna sprawy, dobrze? - zaproponował.

- Doskonale, obawiam się jednak, że nie uwierzysz mi, jeśli najpierw nie pokażę ci, co zostawiono na progu mojego domu…

Otworzyła malutką, wyszywaną cekinami torebkę i wyjęła z niej zawinięty w płócienną chusteczkę przedmiot. Podsunęła mu zawiniątko na otwartej dłoni.

Tobias wziął je i podszedł do biurka, na którym płonęły świece. Ostrożnie rozwiązał rogi chusteczki.

Widok spoczywającego na białej tkaninie pierścienia sprawił, że włosy na karku stanęły mu dęba.

- Do diabła… - wyszeptał.

Aspasia milczała. Skrzyżowała ramiona pod piersiami i nie spuszczała wzroku z jego twarzy.

Tobias dokładnie obejrzał wysadzaną czarnymi kamieniami obrączkę. Lśniące klejnoty otaczały maleńką złotą trumienkę. Czubkiem palca ostrożnie uniósł jej wieczko. Z wnętrza miniaturowego sarkofagu szczerzyła do niego zęby starannie wyrzeźbiona biała trupia czaszka.

Przechylił pierścień, aby odczytać łaciński napis na wewnętrznej stronie wieka trumny, w myśli przekładając memento mori na angielski. Pamiętaj, że musisz umrzeć.

Spojrzał Aspasii prosto w oczy.

- To stara maksyma, przypominająca o śmierci…

- Tak. - Aspasia skinęła głową i mocniej zacisnęła ramiona.

- Mówisz, że ktoś zostawił ten pierścień na progu twojego domu?

- Znalazła go moja gospodyni. Był w małym pudełeczku, obleczonym w czarny aksamit.

- Było tam coś jeszcze? Jakaś wiadomość?

- Nie, tylko pierścień. - Zadrżała, nie mogąc ukryć lęku i obrzydzenia. - Teraz chyba rozumiesz, dlaczego tak mi zależało, żeby się z tobą spotkać?

- To niemożliwe - powiedział Tobias spokojnie. - Zachary Elland nie żyje. Oboje widzieliśmy jego ciało.

Na ułamek sekundy zamknęła oczy. Kiedy podniosła powieki, w jej oczach malował się ból.

- Nie musisz mi o tym przypominać.

Ogarnęło go poczucie winy, równie wyraźne i silne jak dawniej.

- Oczywiście… Przepraszam.

- Gdy było już po wszystkim, powiedziałeś mi, że słyszałeś pogłoski o innym człowieku, który podobnie jak Zachary zawodowo trudnił się zabijaniem. O zabójcy, posługującym się takim samym strasznym podpisem…

- Uspokój się.

- Mówiłeś, że nigdy go nie schwytano, ale że i tak trudno byłoby dowieść jego winy, ponieważ zawsze stwarzał pozory, iż jego ofiary umierały śmiercią naturalną albo ginęły w wypadku…

- Aspasio…

- Więc może on jednak nadal żyje… Może…

- Posłuchaj mnie uważnie - zaczął zdecydowanym tonem. - Tamten zabójca, zwany Człowiekiem Memento Mori, jeżeli nawet rzeczywiście żył i działał, byłby teraz w mocno podeszłym wieku. Pogłoski, o których ci mówiłem, rozsiewane były kilkadziesiąt lat temu. Crackenburne i niektórzy jego towarzysze słyszeli je, kiedy sami byli młodymi ludźmi.

- Tak, wiem.

- Doszli do wniosku, że opowieść o zawodowym mordercy, którego usługi można opłacić, to tylko ponura legenda. Te plotki rozsiewała służba, moja droga. Zachary niewątpliwie z przyjemnością je podsycał, ponieważ pasowały do jego melodramatycznych upodobań. Wiesz, z jaką ekscytacją budował swój wizerunek…

- Tak… - W pokoju było ciepło, lecz Aspasia roztarła ramiona, jakby nagle zrobiło jej się zimno. - Uwielbiał dramatyzować swoje życie, więcej, był od tego uzależniony… - Zawahała się. - Nie wątpię, że z wielką przyjemnością ożywił legendę Memento Mori. Wszystko wskazuje na to, że teraz mamy do czynienia z kimś o podobnym guście.

- Całkiem możliwe - mruknął Tobias.

- Muszę ci powiedzieć, że jestem trochę przestraszona.

- Najwyraźniej ktoś jeszcze wie o twoich powiązaniach z Zacharym Ellandem. - Uważnie przyjrzał się trupiej czaszce w złotej trumnie. - Jesteś pewna, że do pierścienia nie dołączono żadnej wiadomości?

- Absolutnie pewna - westchnęła. - Ten "podarunek" miał mnie przerazić, wiem o tym.

- Dlaczego ktoś chciałby cię przestraszyć?

- Nie mam pojęcia! - Jej ciałem wstrząsnął dreszcz. - Zastanawiałam się nad tym przez cały dzień, nie byłam w stanie myśleć o niczym innym… - przerwała. - A może… Może ten ktoś, kto podrzucił pierścień, wini mnie za śmierć Zacharego i szuka zemsty? Może to jakiś szaleniec…

- Zachary popełnił samobójstwo, kiedy zrozumiał, że zamierzam postawić go przed sądem za morderstwo. Nie miałaś nic wspólnego z jego śmiercią.

- Ale może ten człowiek o tym nie wie…

- Cóż, nie możemy tego wykluczyć…

Jednak nie wierzył w takie rozwiązanie. Znowu podniósł pierścień z trupią czaszką do światła. Patrzyła na niego pustymi oczodołami, szczerząc zęby w makabrycznym uśmiechu.

- Musimy brać pod uwagę możliwość, że jest to swoiste przesłanie - dodał.

- Jakie przesłanie?

Podrzucił pierścień na dłoni.

- Należysz do małej grupki osób, które są w stanie pojąć znaczenie tej błyskotki, ponieważ wiedzą, że Zachary Elland stylizował się na Człowieka Memento Mori i zostawiał takie pierścienie jako swój znak, podpis czy jak tam chcesz to nazwać. Zastanawiam się, czy jakiś nowy przestępca nie próbuje powiedzieć nam, że planuje przejąć schedę po Zacharym…

- Chodzi ci o to, że inny morderca stara się naśladować Memento Mori? Co za koszmarna myśl… - Aspasia znowu zadrżała. - Ale przecież gdyby tak faktycznie było, to czy, logicznie rzecz biorąc, nie powinien zostawić swojej "wizytówki" tobie, nie mnie? To ty doprowadziłeś do klęski Zacharego…

- Bardzo możliwe, że po powrocie do miasta znajdę podobny prezent. Wczoraj wyjechałem bardzo wcześnie, więc zapewne tajemniczy ofiarodawca po prostu nie zdążył mi go podrzucić. Może postanowił najpierw odwiedzić ciebie…

Aspasia podeszła do niego. Na jej twarzy malował się prawdziwy niepokój.

- Wiem jedno, ten, kto zostawił pierścień, na pewno ma bardzo złe zamiary - powiedziała. - Jeżeli rzeczywiście jest to coś w rodzaju wizytówki, to czeka nas starcie z nowym Człowiekiem Memento Mori. Musisz go odnaleźć, zanim ktoś zginie.

 

 

 

 

2

 

Lavinia usłyszała skrzypnięcie otwieranych drzwi, kiedy stanęła u stóp słabo oświetlonych schodów. Nieco dalej w długim korytarzu pojawiło się pasmo światła bijącego od płomienia świecy. Jakiś mężczyzna ostrożnie wyszedł z jednej z sypialni i ruszył w jej kierunku.

Co za ruch, pomyślała. W ciągu ostatnich kilku minut już parę razy musiała szukać schronienia za załamaniem muru lub w mrocznej niszy. Korytarze zamku Beaumont były tej nocy ruchliwe jak ulice w centrum Londynu. Wszystkie te wycieczki z sypialni do sypialni byłyby nawet zabawne, gdyby nie fakt, że Lavinia także zmierzała właśnie na romantyczne spotkanie.

Doszła do wniosku, że sama jest sobie winna. Tobias zaproponował, że to on odwiedzi ją w jej sypialni, gdy zamek ucichnie i pogrąży się we śnie, i z pewnością ten plan doskonale by się sprawdził, lecz wieczorem rzeczy Lavinii przeniesiono z dużego, wygodnego pokoju, do którego służąca zaprowadziła ją zaraz po przyjeździe, do znacznie mniejszego. Powód tej niespodziewanej przeprowadzki pozostawał nieznany.

Lavinii wystarczyło jedno spojrzenie na wąskie łóżko w nowym pokoju, aby się zorientować, że z całą pewnością nie jest to odpowiednia przestrzeń dla dwóch osób, szczególnie jeżeli jedna z nich jest mężczyzną o szerokich barach. Powiedziała Tobiasowi, że w tej sytuacji to ona przyjdzie do jego pokoju, ale ani przez chwilę nie sądziła, że zadanie to może się okazać tak trudne do wykonania.

Była w pełni świadoma, że większość gości nie ma najmniejszej ochoty, aby ktoś widział ich wędrówki między sypialniami, wszyscy zakładali też, iż tego rodzaju zachowania będą po prostu ignorowane przez przypadkowych świadków. Nie musiała przypominać sobie, że w "wielkim świecie" takie postępowanie było czymś zupełnie oczywistym.

Miała jednak wrażenie, że gdyby ktoś zobaczył tu ją, młodą damę zarabiającą na życie prowadzeniem dyskretnych, prywatnych dochodzeń, mógłby zwątpić w jej kwalifikacje. Musiała brać pod uwagę możliwość, że niektórzy z eleganckich gości, których zaproszono do zamku Beaumont, w przyszłości zechcą skorzystać z jej usług.

Była zadowolona, że zabrała z pokoju srebrzystą maskę, mieczyk i tarczę, które nosiła na balu jako dodatki do kostiumu Minerwy. Podniosła maskę wyżej, aby zasłonić twarz, i weszła w krąg głębokiego cienia pod schodami.

Mężczyzna ze świecą w ogóle jej nie zauważył, zbyt pochłonięty pragnieniem jak najszybszego dotarcia do celu wyprawy. Pokonał już kilka stopni, gdy Lavinia usłyszała głuche uderzenie i stłumiony okrzyk.

- Szlag by to trafił!

Nieznajomy przystanął i schylił się, by rozmasować bolący palec u stopy, a potem, wymamrotawszy jeszcze kilka przekleństw, pokuśtykał dalej.

Lavinia zaczekała, aż zniknął, i ostrożnie wyszła ze swojej kryjówki. W tej samej chwili gdzieś niedaleko otworzyły się inne drzwi.

- Cholera jasna… - wyszeptała.

Czuła, że w tych warunkach nigdy nie dotrze do sypialni Tobiasa.

W przyćmionym świetle, jakie rzucała świeca płonąca w przytwierdzonym do ściany lichtarzu, zobaczyła dwie postaci, wyłaniające się z pokoju. Kobieta zaśmiała się cicho, gardłowo.

- Obiecuję, że pan nie pożałuje, jeżeli pójdzie ze mną…

Jedna z pokojówek, pomyślała Lavinia. Najwyraźniej nie tylko goście uczestniczyli w nocnych rozrywkach w zamku Beaumont… Z trudem opanowała irytację, znowu podniosła maseczkę i wróciła do mrocznego miejsca pod schodami, które przed chwilą opuściła.

- Nie rozumiem, dlaczego nie mielibyśmy zabawić się w moim pokoju - odezwał się mężczyzna, wyraźnie podchmielony. - Mam przyjemne, ciepłe łóżko…

- Szybko pana rozgrzeję, zobaczy pan. Proszę się nie martwić, nie zmarznie pan…

Mężczyzna zachichotał ochryple.

- Skoro tak, to chodźmy! Gdzie jest twój pokój?

- Och, nie możemy pójść do mnie, proszę pana. Dom jest pełen gości, więc dziś śpią u mnie jeszcze trzy pokojówki. Chodźmy na dach, dobrze? Trochę tam chłodno, ale przygotowałam miłe gniazdko z kilku kołderek…

- Chcesz powiedzieć, że muszę wleźć na sam dach tego cholernego zamczyska, żeby przelecieć babeczkę?!

- Nie pożałuje pan, słowo daję! Mam taki specjalny aparacik, za pomocą którego na pewno sprawię panu nie lada przyjemność! Spodoba się to panu…

- Specjalny aparacik, co? - wybełkotał mężczyzna, wyraźnie podniecony. - Jakiego to aparaciku używasz, dziewczyno? Osobiście mam wielką słabość do szpicruty, ale…

Pokojówka zaszeptała mu coś do ucha.

- No, no… - zachrypiał pożądliwie. - To brzmi interesująco, na mój honor… Nie mogę się już doczekać, kiedy mi pokażesz, jak to działa…

- Już zaraz, panie. - Pokojówka popchnęła go ku schodom. - Jak tylko wyjdziemy na dach…

Lavinia dostrzegła w mroku tęgawego dżentelmena koło sześćdziesiątki, ubranego w szlafrok ze śliwkowego aksamitu, staromodne spodnie i białą koszulę z ozdobnie zawiązanym fularem. Jego łysina lśniła w świetle świec.

Pokojówka miała na sobie uniform, który nosiły wszystkie służące w zamku Beaumont - prostą, ciemną sukienkę i fartuszek. Jej twarz była prawie całkowicie ukryta pod opadającym, szerokim rondem czepka.

Mężczyzna postawił stopę na najniższym stopniu, zachwiał się i zarechotał.

- W Beaumont podają doskonałą brandy, nie da się ukryć - mruknął. - No, chodźmy…

- Nie tędy, panie. - Pokojówka pociągnęła go za rękaw. - Lepiej będzie tylnymi schodami. Gdyby lokaj albo gospodyni zobaczyli mnie z panem, jak nic straciłabym posadę…

- Dobrze… - Jej partner bez zbędnych narzekań pozwolił poprowadzić się w głąb korytarza.

Pokojówka uniosła rąbek spódnicy, odsłaniając porządne, wygodne buty i grube pończochy. Kiedy razem z mężczyzną znalazła się w kręgu światła padającego z następnego lichtarza na ścianie, Lavinia dostrzegła gęste, jasne loki, wymykające się spod dużego czepka. Po chwili podpity dżentelmen i jego towarzyszka zniknęli za rogiem korytarza.

Lavinia z westchnieniem ulgi wymknęła się spod schodów i szybkim krokiem ruszyła do pokoju Tobiasa. Pomyślała, że kiedy dotrze na miejsce, poprosi o kieliszek sherry, żeby uspokoić skołatane nerwy.

Spod drzwi pokoju wydobywało się cienkie pasemko światła. Uniosła rękę i zawahała się. Gość zajmujący sąsiednią sypialnię mógłby usłyszeć pukanie i zainteresować się, co się dzieje.

Przytrzymała miecz, tarczę i maskę jedną ręką, i ostrożnie obróciła gałkę klamki. Szybko rozejrzała się dookoła, aby upewnić się, czy nikt jej nie obserwuje, i pchnęła drzwi.

Na widok ciasno objętej pary przed kominkiem zamarła bez ruchu. Odwrócony do niej plecami mężczyzna miał na sobie tylko spodnie i koszulę z rozpiętym kołnierzykiem. Zarys jego ramion wydał się Lavinii dziwnie znajomy, nie widziała jednak jego twarzy, ponieważ pochylał się nad kobietą o długich, czarnych włosach, której ramiona obejmowały jego szyję.

- Przepraszam bardzo… - Zaskoczona i zażenowana, pośpiesznie odwróciła wzrok i zaczęła wycofywać się do korytarza. - Pomyliłam pokoje… Przepraszam, że przeszkodziłam…

- Lavinio?

Nic dziwnego, że poznała tę sylwetkę… Wykonała błyskawiczny obrót, szkoda tylko, że zapomniała zamknąć otwarte ze zdumienia usta.

- Tobias?

- Tak, do cholery! - Szybkim, płynnym ruchem uwolnił się z ramion kobiety. - Wejdź i zamknij za sobą drzwi. Chciałbym cię komuś przedstawić…

- O, mój Boże… - Nieznajoma odsunęła się od Tobiasa i zmierzyła Lavinię chłodnym, rozbawionym spojrzeniem. - Wygląda na to, że zaszokowaliśmy biedną Minerwę…

Lavinia skrupulatnie wykonała polecenie Tobiasa, czując się tak, jakby nagle znalazła się w samym środku najgorszego nocnego koszmaru.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin