Threesome.txt

(227 KB) Pobierz
Threesome

Threesome - po francusku "ménage a trois", po polsku mało seksowna figura geometryczna



Stał przed salš, zza drzwi której dobiegał wesoły gwar rozmów i miechów. Pierwsza lekcja w nowej szkole. Boże, nogi trzęsły mu się jakby włanie miał wejć do klasy pełnej krwiożerczych zombi. Wzišł głęboki oddech, poprawił golf i przywołał na twarzy w miarę przyjazny umiech. Klamka opadła pod naciskiem jego dłoni i ... już nie było ucieczki. Stanšł na progu, przyciskajšc do brzucha dziennik.
W jednej chwili wszystkie głowy zwróciły się ku niemu, widrujšc ciekawskimi spojrzeniami. Dopiero po chwili, kiedy usłyszał cichy chichot gdzie z tyłu sali, dotarło do niego, że powinien co zrobić. Odchrzšknšł, umiechajšc się przepraszajšco. Z przerażeniem zauważył, że biurko ustawione jest na katedrze. Jęknšł w duchu, ale dzielnie wszedł po dwóch stopniach na górę i stanšł na rodku. Teraz dokładnie widział swoich "dręczycieli". Właciwie nie wyglšdali nawet tak strasznie... w każdym razie kiedy przypominał sobie kiedy sam był w liceum, a nie było to w końcu tak dawno temu, to nowy nauczyciel mógł pożegnać się z jakimkolwiek autorytetem i zainteresowaniem. Oczywicie, na samym tylko poczštku. A to był poczštek... Nie tylko w tej szkole, ale i w ogóle. Co go, do cholery, podkusiło, żeby szukać takiej pracy. Na dodatek pierwsze zajęcia miał z klasš, która zbiorowo olała księdza, bo próbował ich na siłę nawrócić. To się nazywa zgrana grupa...
- Dzień dobry.
- Dzieeeń-dooo-bry.
Usłyszał najbardziej rozwlekłe powitanie, jakie mógł sobie wyobrazić. Skinšł rękš, że mogš usišć. Sam przeczesał włosy palcami (zawsze tak robił, kiedy się przy czym wahał) i oparł się poladkami
o przód biurka. Te, nadal rozemiane, lica, kwiatu polskiej młodzieży, odpędziły trochę jego złe myli. Nabierał rozpędu.
- Nazywam się Jakub Szostycz i przez najbliższy czas będziecie mieli ze mnš etykę. Jeli kto nie ma ochoty uczestniczyć w tych zajęciach to ma w alternatywie religię. Ja w przeciwieństwie do księdza, nie będę wystawiał pištek za samš obecnoć.
Pomruk niezadowolenia przetoczył się po klasie. Uniósł rękę, uciszajšc ich.
- Nie zamierzam nikogo oblać, ale jestem otwarty na wszelakie wariacje na temat. Jeli kto ma kaprys być pierwszym, to proszę bardzo. Każdy z was w cišgu całego roku zbiera punkty za udział w dyskusji, jej kulturę dyskusji i prace pisemne. Mam już ustalone tematy lekcji, ale bardzo chętnie wysłucham waszych sugestii. Jakie pytania?
Tak jak się spodziewał, nie rwali się do zabrania głosu. W końcu jednak, dziewczyna siedzšca pod oknem podniosła rękę.
- Proszę.
- Panie profesorze... właciwie czego my się tu będziemy uczyć? Chce nas pan profesor wychować? "Ukształtować na nowo" - tak jak pani dyrektor sugerowała w swoim przemówieniu inauguracyjnym? Będzie pan stawiał oceny za poglšdy, czy jak?
- A czego wy oczekujecie od tych zajęć?
Jaki chłopak, bujajšcy się na krzele, skrzywił się komicznie.
- Jak to, czego? Mamy godzinę na przepisanie matmy.
Wszyscy rozemiali się mniej, lub bardziej jawnie. Nie wiedział, czy chłopak zamierza go zdenerwować, upokorzyć, czy była to tylko głupia uwaga.
- No i włanie o to mi chodziło. Pierwszy kandydat do pały.
- To i tak nie liczy się do redniej.
- No tak... Wszyscy macie obecnoć. Możecie ić.
Klasa spojrzała po sobie zdziwiona. Tym razem oni nie wiedzieli, czy nowy nauczyciel robi sobie jaja. Minęło przecież tylko 10 minut lekcji. Nie to, żeby płakali, ale... no trochę to było dziwne.
- Ale panie profesorze... jak to mamy ić?
Dziewczyna spod okna, była już spakowana, ale nadal wyglšdała na zaskoczonš.
- Skoro macie takie podejcie, to idcie.
- Traktuje nas pan jak dzieci.
Rozemiał się, zakładajšc ramiona na piersi.
- Spójrzmy prawdzie w oczy - jestecie dziećmi dopóki sami się tak zachowujecie. Mogę was traktować jak dorosłych, kiedy mi na to pozwolicie. Kto chce może zostać.
Przeszedł na drugš stronę blatu. Usiadł na krzele, zakładajšc nogę na nogę. Otworzył dziennik
i faktycznie wpisał kompletny stan klasy.
Wszyscy zostali.
- Miło. No, więc odpowiadajšc na twoje pytanie... jak masz na imię?
- Marysia.
- Odpowiadajšc na pytanie Marysi - po pierwsze nauczycie się tu podstaw filozofii, a po drugie tego, że każdy ma prawo do własnego zdania. Każdy może to zdanie przedstawić i nikt, NIKT, nie ma prawa go obrażać.
- Przecież my to wiemy
Chłopak z ostatniej ławki, tym razem nie krył już zirytowania.
-, Ale tego, że nie przerywa się nauczycielowi to już cię mamusia nie nauczyła.
Chłopak zmrużył oczy, przybierajšc mciwy wyraz twarzy. Nachylił się po plecak i nie zasuwajšc za sobš krzesła, wyszedł, trzaskajšc drzwiami. Cisza, która panowała w sali, dwięczała w uszach. Jakub, jakby nie zauważywszy tego, co się stało, kontynuował ze stoickim spokojem. Nie miał pojęcia, gdzie się podziało jego paniczne zdenerwowanie sprzed kwadransu.
- Punkty można sobie skasować do zera, kiedy powie się tu o kim, że jest głupi, za to, co myli. Poglšdy możecie krytykować do woli, moje też. Jedcie sobie po nich ile wam fantazji do epitetów starczy, ale od człowieka wara.
-, Czyli... możemy przeklinać?
- Wiecie, nie jestemy na stadionie, ale na pewno nie będę wysyłał do dyrektorki za jakie "brzydkie słowo"
Ostatnie wyrazy wypowiedział, robišc przerażonš minę i wymownie machajšc rękami przy głowie. Klasa rozemiała się. Nagle wpadł mu do głowy pomysł.
- Czy jest tu jaka sala, z której się nie korzysta?
- Jest... Strasznie tam mało miejsca, żeby ustawić tak ławki.
- To wietnie. Poproszę dyrekcję o zmianę sali. Wstawimy tam białš tablicę, żebycie nie musieli latać po kredę i ustawimy krzesła w kole. Nie będziemy musieli sprzštać - tu ustawianie stołów zajęłoby przerwę przed i po lekcji. Podoba wam się ten pomysł?
Niemrawe kiwanie głowami, zostało "poparte" kilkoma słabymi "yhy". Jakub już rozbawiony, wsparł czoło na dłoni. "Chyba czeka mnie ciężka praca" - pomylał.

Leżał w łóżku od ponad pół godziny i nadal nie mógł zasnšć. Przewracał się z boku na bok, targany złymi przeczuciami. Obrócił się na plecy, żeby zobaczyć, co dzieje się w kuchni. wiatło zgasło,
a schody na antresolę zaskrzypiały cicho. Jakub w samych spodenkach, człapał, tršc ze zmęczenia oczy. Rzucił się na materac, nie zwracajšc uwagi na to, że mógłby obudzić pišcego towarzysza. Poczuł ciepłš rękę, obejmujšcš go w pasie. Westchnienie ulgi, jakie rozeszło się do mieszkaniu, przyprawiło obu o miech. Marcin usiadł, podpierajšc się ramionami za sobš. Obrócił głowę, żeby patrzeć na, nadal leżšcego, Jakuba. Właciwie widzieli się pierwszy raz od rana i w cišgu całego dnia zamienili dosłownie 10 słów. Nienaturalne, niezdrowe, nienormalne....Ale na razie chyba nie mieli ochoty tego zmieniać.
Marcin pochylił się nad jego ciałem, podziwiajšc przez krótkš chwilę. Jakub przysłonił dłoniš usta, kiedy poczuł pierwszy, mokry pocałunek na swoim brzuchu. Oddychał szybciej i szybciej im intensywniejsze były pieszczoty kochanka. Nagle zobaczył jego twarz, przed swojš. Łapczywie przywarł do jego warg swoimi. Ręka Marcina powoli sunęła wzdłuż boku mężczyzny. W końcu dotarła do granicy materiału. Jakub jęknšł głono, prosto w usta kochanka. Marcin, nie przerywajšc, całował go po szyi, barkach, torsie. Centymetr, po centymetrze, p o w o l i. Zostawiał po sobie czerwone lady, zaznaczał swoje terytorium. W końcu był już tak nisko, że Jakub westchnšł na samš myl o tym. Oblizał usta i powoli, bardzo powoli wzišł go całego...

- Jak było?
Marcin stał przy umywalce, opierajšc się przedramionami. Głowę zwiesił pomiędzy nie, spokojnie oddychajšc. Jakub z kolei wylegiwał się w wannie, leżšc w wodzie tak, na powierzchni była tylko jego twarz. Kiedy usłyszał pytanie, wpłynšł na niš tak, szeroki umiech, że, aż niesamowite, że człowiek może się tak umiechać. Wycišgnšł rękę i musnšł koniuszkami palców jego udo. Zadrżał, ale nawet się nie obrócił.
- Po co pytasz? Nie widziałe?
Uniósł się, i oparł o brzeg umywalki. Popukał się wymownie w czoło.
- Pytałem jak było w szkole.
- Aaa...
Jakub usiadł, wylewajšc przy okazji na podłogę kilka litrów wody. Przeczesał, mokre włosy. Marcin znał go zbyt dobrze, żeby dać się nabrać. Przysiadł na brzegu, patrzšc mu w oczy.
- No mów! Przecież tak się denerwowałe.
Wzruszenie ramionami, połšczone z odwróceniem wzroku, nie znamionowało niczego dobrego. Bez chwili wahania mężczyzna przełożył nogi do wanny i usiadł na plecami Jakuba. Przytulił go mocno do siebie i nie ponaglał, w końcu sam się przełamie.
- Nie jestem pewien czy powinienem to robić.
Nie był dobry w pocieszaniu, ale co musiał zrobić. Wiedział, że ten facet nadaje się do tego, ale po prostu sam musi to zrozumieć. Westchnšł głęboko, przyciskajšc go do siebie jeszcze mocniej.
- Kuba... co ja mam ci powiedzieć? Przecież oboje wiemy, że dasz radę. Musisz po prostu przestać myleć o tym czego się boisz. Jeli teraz masz się wycofać, to jeste tchórzem.
... No cóż, to nie do końca było to, co chciał mu powiedzieć, ale naprawdę był kiepski w przekazywaniu myli. "Żeby język giętki powiedział wszystko, co pomyli głowa", słyszał to na polskim jakie milion razy w cišgu lekcji. Pocišgnięcie nosem i histeryczne łapanie powietrza, oznaczało, że Jakub też nie chciał słyszeć takich słów.
- Myla-ałem, że mnie rozu-umiesz. Prze-ecież wiesz, o co-o mi chodzi.
Wstał z wody, sięgajšc po ręcznik. Wyszedł, a po chwili wycišgnšł na zewnštrz, opornego, mężczyznę. Otulił go w szlafrok i zaprowadził do kuchni. Usiedli na blatach, naprzeciwko siebie, tak, że mogli dotykać się nogami.
- Kubu, nie to miałem na myli. Po prostu nie po to, tak długo starałe się o tę posadę, żeby teraz zrezygnować, przez jakich gówniarzy. Nawet nie powiedziałe mi co się stało.
- Nic się nie stało. Ja mam.. ja jestem... No wyobrażasz sobie, że gej rozmawia z twoim dzieckiem o tych wszyst...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin