Kristin Gabriel - Delicje Carly.pdf

(543 KB) Pobierz
5870259 UNPDF
KRISTIN GABRIEL
Delicje
Carly
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Wszystko zaczęło się wtedy, gdy Sophie Devine poprosiła
Carly o przygotowanie w jej kuchni smacznej kolacji. Miała
to zrobić dyskretnie, żeby narzeczony Sophie, Tobias Cobb,
miał wrażenie, że jego wybranka sama wszystko ugotowała.
Biedna Sophie święcie wierzyła w prawdziwość starego po­
rzekadła, które głosi, że droga do serca mężczyzny wiedzie
przez żołądek. Carly stanęła na wysokości zadania i Sophie
mogła podać doskonałe potrawy Carly jako swój własny
wyrób. Wszystko szło jak z płatka do chwili, gdy do miesz­
kania wtargnął poprzedni narzeczony Sophie, profesor Che­
ster Winnifield, uzbrojony w magnum kaliber 357. Zastrzelił
i Sophie, i jej nowego narzeczonego. Jedna z kul. które tra­
fiły w Cobba, przeszła na wylot przez poduszkę na kanapie
i wylądowała w ciastku z kremem.
Firma cateringowa nosząca bezpretensjonalną nazwę De­
licje Carly dopiero niedawno zaczęta swoją działalność. Jej
właścicielka nie chciała nawet myśleć o tym, że wypadek
w domu Sophie mógłby być dla niej złą wróżbą. Szczerze
mówiąc, starała się w ogóle nie myśleć o tamtym zdarzeniu,
ani tym bardziej o lodowatym, mrożącym krew w żyłach
spojrzeniu profesora Winnifielda, które prześladowało ją we
snach.
Tak bardzo się przejęła, że zaczęła nawet rozważać, czy
nie wyjść za mąż i nie zająć się rodzeniem dzieci, jak to sobie
wymarzyła jej matka. Na szczęście szok minął. Carly znów
mogła się zająć realizacją swoich marzeń. Marzyła zaś o tym.
żeby stać się potęgą w świecie cateringu, a co najmniej naj­
lepszą firmą cateringową w Boise.
Nie będę sobie zawracać głowy żadnymi wróżbami, my­
ślała. Moje potrawy jeszcze nikogo nie zabiły. Każdemu
może się zdarzyć, że stanie się świadkiem morderstwa. Zwy­
kły wypadek przy pracy. Kobieta interesu nie może sobie
pozwolić na to, żeby jedno niepowodzenie podcięło jej
skrzydła. Wprost przeciwnie, powinna nawet spróbować
obrócić to niepowodzenie na swoją korzyść.
- To moja wizytówka. - Carly wręczyła Violet Speery
prostokątny kartonik. Na białym tle wielkimi literami wypi­
sano nazwę firmy: Delicje Carly. Zamiast wykrzyknika na­
rysowany był potężny szparag.
Violet Speery, siwowłosa elegancka pani, była prokurato­
rem okręgowym hrabstwa Ada. Spojrzała ze zdz.iwieniem na
wizytówkę, lecz Carly wcale się tym nie przejęła. No i cóż
z tego, że reklamowała się tak nachalnie? Każdy sposób był
dobry, żeby wypromować wymarzoną firmę.
Gazety rozpisywały się o tym morderstwie. Żadna z nich
nie omieszkała wspomnieć o koronnym świadku tego zdarze­
nia, pannie Carly Westin, właścicielce firmy cateringowej
Delicje Carly. Ludzie nie lubią, kiedy się do nich strzela.
Zwłaszcza przy jedzeniu. Toteż prawie wszyscy klienci firmy
wycofali złożone wcześniej zamówienia.
Zaraz potem z banku przyszło ponaglenie w sprawie spła­
ty kredytu, a dostawcy zaczęli nachodzić Carly w sprawie
uregulowania należności. Na domiar złego dziś rano nie udał
jej się sernik.
Ile nieszczęść może znieść jedna dziewczyna, zanim się
załamie?
Carly nie mogła sobie pozwolić na kolejną porażkę. Dla­
tego na spotkanie z prokuratorem okręgowym ubrała się
w elegancki kostium i buty na wysokich obcasach. Prezen­
towała się jak prawdziwa kobieta interesu, a właśnie szła na
to spotkanie, żeby coś załatwić. Skoro władze stanowe chcia­
ły, żeby zeznawała na procesie, to mogły jej w zamian wy­
świadczyć drobną przysługę.
- Bardzo się cieszę, że zechciała pani przyjść, panno
Westin - powiedziała Violct. Otworzyła leżącą przed nią
teczkę z dokumentami i włożyła do niej wizytówkę.
Starsza pani wyglądała sympatycznie. Carly miała nadzie­
ję, że zdołają dobić targu.
- Jeśli chodzi o moje zeznanie... - zaczęła.
Drzwi za jej plecami się otworzyły, a w progu stanął po­
tężny mężczyzna. Wypełniał sobą niemal całą framugę. Był
wysoki, wyższy niż bracia Carly, a więc musiał mieć prawie
dwa metry wzrostu. Dostrzegła takie krótko obcięte czarne
włosy, ciemny zarost na twarzy...
Przystojny, pomyślała Carly. Chciała poprawić okulary.
Dopiero kiedy dotknęła palcem nosa, przypomniała sobie, że
zamiast okularów włożyła szkla kontaktowe. Ręka wróciła
na kolano, a policzki pokrył rumieniec.
- Czy Winnifield widział panią tamtego dnia? - zapytał
mężczyzna bez żadnego wstępu. Głos miał głęboki, zmysło­
wy...
- Kim pan jest? - chciała wiedzieć Carly.
- Jack Brannigan. - Mężczyzna rozsiadł się w fotelu,
otworzył teczkę, którą ze sobą przyniósł, wyjął z niej
jakieś dokumenty, przeczytał je i dopiero potem spo­
jrzał na Carly. - Podobno ukrywała się pani w kuchni panny
Divine.
- Nie ukrywałam się, tylko tam byłam - sprostowała Car-
ly. - Dopiero wówczas, gdy zaczęła się strzelanina, schowa­
łam się pod stołem.
- Czy słyszała pani, kiedy wszedł profesor Winnifield?
Carly wcale nie podobał się sposób, w jaki ten obcy czło­
wiek ją traktował. Nawet nie uznał za stosowne porządnie się
przedstawić. Miała ochotę dać mu za to nauczkę, ale straciła
rezon. Facet był wprawdzie źle wychowany, ale za to niesa­
mowicie przystojny.
- Panna Divine włączyła muzykę latynoską - wyjaśniła.
patrząc prosto w oczy źle wychowanego przystojniaka. - Nie
chciała, żeby jej narzeczony wiedział, że to nie ona przygo­
towała tę kolację.
Biedna Sophie wreszcie znalazła mężczyznę, który wyda­
wał jej się najlepszym materiałem na męża. Porzuciła dla
niego innego wielbiciela - Chestera Winnifielda. I proszę,
jak się to skończyło.
- Panna Divine wchodziła do kuchni, zostawała tam kilka
minut, a potem wychodziła do pokoju, niosąc na tacy kolejne
danie - opowiadała Carly. - Słyszałam tylko „La Bambę".
a potem strzały.
- Co było na kolację? - zapytał Jack Brannigan.
- Kaczka z jabłkami. Pyszności! Ale trzeba uważać. Jak
się piecze za długo, jest sucha, a jak za krótko, to będzie
twarda. - Carly wyjęła z torebki jeszcze jedną wizytówkę
i podała ją Jackowi. - Z radością kiedyś ją panu przyrządzę.
Jack wziął wizytówkę. Był jeszcze bardziej zaskoczony
niż Violct.
Dopiero teraz przyjrzał się Carly uważniej. Sterczące na
wszystkie strony kasztanowe włosy wyglądały tak, jakby
nigdy ich nie czesała. Niebieskie oczy, prowokacyjny
uśmiech i pieprzyk na lewym policzku. Naprawdę niezwykła
kobieta.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin