Idiotka - bardzo_czarny_kot.pdf
(
66 KB
)
Pobierz
69377908 UNPDF
Katarzyna Cholewińska
Idiotka
Lavender Brown była idiotką.
Więcej, Lavender Brown była kwintesencją idiotkowatości. Ludziom wystarczyło jedno
spojrzenie na jej ozdobione wstążkami, jasne włosy, dziecinną buzię w kształcie serca i błękitne, naiwne
oczy, by zakrzyknęli zgodnie:
– Idiotka! – i zaczęli ją stosownie do tego stwierdzenia traktować.
Lavender Brown była więc idiotką.
Jej nieszczęście polegało na tym, że zdawała sobie z tego sprawę.
W szkole zawsze była jedną z
tych
dziewcząt – ślicznych i rozczulająco głupich, które - choć nie
wiedziały, kto jest obecnym ministrem magii, mogły się poszczycić imponującą znajomością czarów
upiększających. Nie czytały
Proroka codziennego
, lecz były zadziwiająco dobrze poinformowane zarówno
w szkolnych plotkach, jak i wydarzeniach z pierwszej strony tygodnika
Czarownica
.
Lavender wolała jednak udawać, że nie wie, jak jest postrzegana. Ignorowała więc to, jak
Hermiona Granger przewracała w irytacji oczami, gdy Lavender coś mówiła, jak bezczelnie chłopcy
wpatrywali się w jej dekolt, jak skrępowana jej towarzystwem wydawała się czasami Parvati…
Zbywała to wszystko wzruszeniem ramionami, przyjmując z wręcz stoickim spokojem. Tacy są
ludzie, powtarzała sobie, zaciskając różowe usteczka. Łatka, szufladka, spojrzą i wiedzą, bez wahania,
bez wątpliwości, bez zastanowienia. Ale czy tak nie było lepiej, czy tak nie było łatwiej? Nie znali jej
przecież – nie tak naprawdę – więc dlaczego miała przejmować się tym, co o niej myślą?
Nie przejmowała się więc. Dopóki Ron Weasley nie oszukał jej, nie wykorzystał i nie rzucił,
jakby była zepsutą zabawką. Dopóki ktoś, na kim tak bardzo jej zależało nie potraktował jej jak...
Nie można było temu dłużej zaprzeczać.
– Jestem idiotką – przyznała sama przed sobą szesnastoletnia Lavender Brown, spoglądając
krytycznie na swoje odbicie w lustrze.
Nagle zaczęło jej przeszkadzać, że rozmawiano z nią jak z uroczym, choć nieco opóźnionym
w rozwoju pięciolatkiem. Była przecież prawie dorosła! W poczuciu krzywdy wygięła usta w uroczą
podkówkę. W czym była gorsza od innych? Miała dobre oceny. Była lubiana. W zeszłym roku wiele
ryzykowała, gdy – po pewnym wahaniu, ale jednak – zaangażowała się w Gwardię Dumbledore'a…
Znowu spojrzała w lustro. No tak, kto ją potraktuje poważnie, jeśli wygląda jak mała dziewczynka?
Jeszcze tego wieczoru pocięła wszystkie wstążki i wyrzuciła tandetne błyskotki.
– Zmienię się – mówiła sobie, wiążąc włosy w ciasny koński ogon.
Lecz zanim ktokolwiek zdążył coś zauważyć, do Hogwartu przyszła wojna. I nikt już nie myślał
o wstążkach i błyskotkach.
Lavender wstąpiła do reaktywowanego GD, razem z innymi wypisywała rewolucyjne hasła na
murach zamku, ćwiczyła nowe zaklęcia obronne i pomagała wyprowadzić z Hogwartu uczniów, którzy
podpadli Carrowom. Walczyła też w Wielkiej Bitwie o Hogwart, ale niewiele z niej pamięta. Swąd
spalonego ciała, kolorowe błyski miotanych klątw, śmierć, strach i ból, potworny ból, kiedy Fenrir
Greyback rozorał jej pazurami twarz. I swój własny, nieludzki wręcz skowyt.
Potem – ciemność.
– Idiotka – usłyszała zaraz po przebudzeniu w Świętym Mungu. – Mogła zginąć
Po wojnie razem z pozostałymi uczniami ze swojego roku podeszła do owutemów w następnej
sesji egzaminacyjnej. Wszyscy zachodzili w głowę, w jakim kierunku ma zamiar się kształcić dalej,
zdając eliksiry, zaklęcia, transmutację, zielarstwo i obronę przed czarną magią.
1
Idiotka
Pod koniec sierpnia Lavender oznajmiła, że złożyła podanie do Akademii Aurorów. Rodzina
i znajomi mieli nadzieję, że kiedy jej kandydatura zostanie odrzucona, Lavender oprzytomnieje i zajmie
się czymś poważnym – otworzy salon fryzjerski albo sklep z kosmetykami.
Może kiedyś, w innym czasie i w innym miejscu, inna Lavender tak by właśnie zrobiła. Nic
zresztą w tym dziwnego. Inna Lavender miałaby całą, nie pół twarzy.
– Jak leci, Lavender? – Harry wsadził głowę do jej biura i uśmiechnął się ciepło. – Masz już dla
mnie ten raport?
– Który? – Lavender zsunęła na nos okulary, których od jakiegoś czasu używała do czytania.
– Ten na wczoraj – podpowiedział Harry, podchodząc do jej biurka i siadając na brzegu.
Lavender wzruszyła ramionami.
– Gdzieś tu pewnie jest – mruknęła, zerkając na stosy zalegających jej biurko papierów. –
Poszukaj sobie.
Harry zmarszczył czoło.
– To twoje biurko, lepiej wiesz, gdzie co leży – odpowiedział, niechętnie rozgarniając ręką kilka
pergaminów. – Poza tym, nie zapominaj, kto tu jest starszy stopniem.
Lavender podniosła na niego wzrok, mierząc go krytycznym spojrzeniem swoich niebieskich
oczu.
– Tak jest, panie kapitanie – zakpiła, odchylając się w fotelu. – Jest tylko jeden problem... –
Podniosła ostatni numer
Proroka codziennego
, pokazując mu pierwszą stronę, którą prawie w całości
zajmowało zdjęcie starszej czarownicy, z przejęciem tłumaczącej coś reporterowi.
– Ten artykuł o staruszce, która rzekomo była świadkiem odrodzenia Voldemorta? – Harry
parsknął śmiechem. - Lavender, przecież to stek bzdur. Pokaż, kto to wysmażył...
– Zgadnij.
Przewrócił oczami.
– Pansy Parkinson – westchnął, zrezygnowany. – Daję słowo, robi wszystko, żeby w
wypisywaniu bredni dorównać Ricie Skeeter. Tylko że na Skeeter jeszcze coś mieliśmy – spochmurniał –
a Pansy jest czysta jak łza...
– Nieważne, jak wielkim absurdem jest ten reportaż – przerwała mu. – Wzbudził niezły zamęt.
Góra chce mieć przygotowane oficjalne oświadczenie naszego Departamentu na ten temat.
– Na kiedy? – Harry przeczesał włosy dłonią.
– Na godzinę temu – warknęła Lavender. - Widzisz więc, że jeśli chodzi o mnie, to ty i twój
raport na temat wzmożonej aktywności wampirów w ośrodkach miejskich możecie iść się...
– Dobra, dobra, zrozumiałem. - Uniósł dłonie w defensywnym geście, po czym z kolejnym
westchnieniem zabrał się za poszukiwanie raportu. - Strasznie jesteś dzisiaj nerwowa. Problemy
z Anthonym?
Kiedy spojrzała na niego tym razem, w jej oczach można było dostrzec ciepły blask.
– Z moim synem – odpowiedziała z godnością – nie ma problemów. Jego ojciec natomiast –
mruknęła, maczając pióro w kałamarzu i wracając do pisania – to zupełnie co innego.
– Znowu sprawia kłopoty? – w głosie Harry'ego słychać było groźbę. – Ale chyba ci się nie
naprzykrza?
– O to właśnie chodzi, że nie – zaśmiała się bez humoru, po czym widząc jego pytające
spojrzenie, dodała: – Nie widziałam go od dwóch miesięcy, a znowu zalega z alimentami.
– Jesteś zastępcą Szefa Biura Aurorów – Harry spojrzał na nią z lekkim rozbawieniem. – Masz
przecież środki, żeby ściągnąć od niego pieniądze. Wyślemy kilku chłopaków...
– ... a mnie posadzą za nadużycia – dopowiedziała Lavender, zrezygnowana. – Mam ci
zacytować paragraf, pod który coś takiego podpada? Nic nie mogę mu zrobić, a on dobrze o tym wie.
Pozostaje mi tylko czekać, aż to grube babsko od Czarodziejskich Rodzin ruszy tyłek i wyśle mu nakaz
uregulowania zaległości.
2
Katarzyna Cholewińska
Lavender uśmiechnęła się lekko.
– Zastanawiałam się, kiedy na to wpadniesz – przyznała, kręcąc głową.
– Tylko nikomu ani słowa! – Harry zmrużył groźnie oczy. – Bo pożegnasz się z premią!
Zasalutowała mu z przesadną emfazą.
– I jeszcze jedno. – Harry obrócił się w drzwiach. – Będziesz w sobotę na meczu? Gryffindor
gra ze Slytherinem. Z tego, co James mi mówił, Tony ściga.
– Jak oni szybko rosną, prawda? – Lavender odparła podbródek na pięści, spoglądając na
przyjaciela ze smutnym uśmiechem. - Jeszcze niedawno śmigali na dziecinnych miotełkach w naszych
ogródkach, a teraz? Anthony ma piętnaście, James trzynaście lat... Za każdym razem, kiedy go widzę,
Tony wydaje mi się o kilka cali wyższy.
– Wiem, co masz na myśli – Harry odpowiedział jej podobnym uśmiechem. – Ale to nie jest
odpowiedź na moje pytanie.
– Jak mi dasz wolne, to będę – mrugnęła do niego kokieteryjnie znad szkieł okularów.
– Załatwione.
Było już ciemno, kiedy wreszcie skończyła pracę. Mając pewność, że załatwiła wszystko, co
było do załatwienia, Lavender zamknęła swój gabinet na klucz i stukając obcasami, skierowała się w dół
korytarza, do windy.
– Idiotka – usłyszała pełen złości syk, gdy mijała gabinet jednego z młodszych aurorów. –
Uwierzysz? Na własne oczy widziałam, jak dzisiaj znowu bajerowała szefa.…
Potarła mocno długą, brzydką bliznę, która deformowała cały jej lewy policzek, od skroni aż do
podbródka – pamiątkę z Bitwy o Hogwart. Kiedy szrama swędziała ją tak jak teraz, to znaczyło to, że
będzie padać.
Lavender Brown była idiotką i nic tego nie mogło zmienić.
Jej szczęście polegało na tym, że potrafiła to zaakceptować.
Fin.
3
Harry pokiwał tylko głową, nie wiedząc najwidoczniej, co odpowiedzieć, po czym wrócił do
szukania swojego raportu. Lavender tymczasem energicznie zapisywała wszystkie punkty swojego
oświadczenia, które potem podyktuje samonotującemu pióru i prześle do prasy. W pewnej chwili Harry
zamarł, po czym z rozmachem pacnął się otwartą dłonią w czoło:
– Ron miałby używanie!
Accio
raport na temat wzmożonej aktywności wampirów w ośrodkach
miejskich! – Odpowiedni plik pergaminów wysunął się ze stosu innych, po czym wylądował w jego
rękach.
Plik z chomika:
Ruddi_pl
Inne pliki z tego folderu:
Rozmowy trumienne - Arven Halfelven.pdf
(692 KB)
Czastuszka o precedensie - Hekate.pdf
(322 KB)
Goblinomachia - Irytek.pdf
(177 KB)
Magia to potęga - Elleen.pdf
(140 KB)
Cichociemni, czyli aurorzy nie panikują - Nicky Gabriel.pdf
(227 KB)
Inne foldery tego chomika:
Axis Power Hetalia
Opowieści z Narnii
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin