19. Mary Balogh - Kochanka 1 - Pojedynek.rtf

(1622 KB) Pobierz
MARY BALOGH

Mary Balogh

POJEDYNEK

To niesłychane! Przerywać pojedynek księciu Tresham. A jakby tego było mało, tym kimś, kto ośmielił się przeszkadzać, jest młoda dziewczyna! Takie zuchwalstwo musi zostać ukarane. Nieznośna panienka pożuje swego wybryku.

Porywczy książe nie wie jeszcze, jaką niespodziankę sprawi mu piękna Jane. I jaka jest naprawdę!

1

Owego wiosennego poranka dwaj dżentelmeni - w samych koszulach mimo rześkiego porannego powietrza - stanęli, by się nawzajem powystrzelać. Przynajmniej taki mieli zamiar. Stali naprzeciw siebie na mokrej od rosy murawie w ustronnym zakątku londyńskiego Hyde Parku i patrzyli w różne strony ignorując obecność przeciwnika, póki nie nadejdzie chwila, by wycelować pistolety i wypalić.

Nie byli sami, brali bowiem udział w pojedynku honorowym i zgodnie z kodeksem przestrzegali obowiązujących reguł. Rękawica została rzucona, choć nie w dosłownym tego słowa znaczeniu, i sekundanci obu stron ustalili warunki spotkania o świcie. Oprócz sekundantów staw sięwnież lekarz i grupka mężczyzn, którzy tego dnia wcześniej wstali z łóżek - albo jeszcze nie połyli się spać po hulankach nocy - specjalnie po to, aby być świadkami, jak dwaj dżentelmeni spróbują nawzajem poł kres swemu życiu.

Jeden z pojedynkujących się, ten, który zażądał satysfakcji, niższy i bardziej krępy, przytupywał nogami, poruszał palcami i oblizywał spierzchnięte usta. Zaschło mu w gardle i był niemal tak biały, jak jego koszula.

- Tak, możesz go spytać - rzucił sekundantowi przez zaciśnięte zęby na próżno starając się powstrzymać ich szczękanie. - Nie przypuszczam, że się zgodzi, ale w takich sprawach trzeba się zachować jak należy.

Jego sekundant energicznym krokiem podszedł do drugiego sekundanta, by mu przekazać pytanie, a ten z kolei zwrócił się do drugiego z pojedynkujących się. Wysoki, elegancki dżentelmen korzystnie wyglądał bez fraka. Pod nieskazitelnie białą koszulą wyraźnie rysowały się silne ramiona i tors, a obcisłe spodnie i buty z cholewami podkreślały smukłośćugich g. Wypielęgnowanymi dłmi o cienkich palcach z nonszalancjąadził koronki mankietów, prowadząc jednocześnie zdawkową rozmowę z przyjaciółmi.

- Oliver trzęsie się jak liść osiki - zauważ baron Pottier, spoglądając przez monokl. - Z trzydziestu kroków nie trafi nawet w stodołę, Tresham.

- I dzwoni zębami tak, że aż echo niesie - dodał wicehrabia Kimble.

- Zamierzasz go zabić, Tresham? - spytałody Maddox, ściągając na siebie zimne, aroganckie spojrzenie zagadniętego.

- Chyba po to staje się do pojedynku, prawda? - odparł.

- Potem jak zwykle śniadanie w klubie White'a, Tresh? - zagadnął wicehrabia Kimble. - Może później odwiedzimy stadninę Tattersalla? - zaproponował. - Mam na oku nową parę siwków do karykla.

- Jak tylko się z tym uporam. - Mężczyzna przestał poprawiać mankiety i przerwał rozmowę na widok sekundanta. - No i jak tam, Conan? - zapytał z lekkim zniecierpliwieniem. - Co jest powodem opóźnienia? Muszę wyznać, że już zgłodniałem i nie mogę się doczekać śniadania.

Sir Conan Brougham przywykł do niezachwianej pewności siebie przyjaciela. Był jego sekundantem podczas trzech poprzednich pojedynków. Ze wszystkich Tresham wyszedł bez najmniejszego zadraśnięcia, po czym jakby nigdy nic udawał się na obfite śniadanie, tak opanowany, jakby rano odbył tylko przejaż po parku.

- Lord Oliver jest gotów zadowolić się odpowiednio sformułowanymi przeprosinami - powiedział.

Rozległy się szydercze okrzyki znajomych Treshama.

Oczami tak ciemnymi, że wiele osób brało je za czarne, książę spojrzał na sir Conana. Żadne emocje nie odbiły się na pociąej, aroganckiej, przystojnej twarzy, jedynie jedna brew lekko się uniosła.

- Wyzwał mnie na pojedynek, bo przyprawiłem mu rogi, ale gotów jest zadowolić się przeprosinami? - spytał. - Chyba nie potrzebujesz mojej odpowiedzi? Czy w ogóle musiał się do mnie zwracać z tym pytaniem?

- Może warto rozważ propozycję - poradził przyjaciel. - Niesumiennie wywiązałbym się ze swoich obowiązków sekundanta, gdybym ci tego nie zalecał, Tresham. Oliver całkiem przyzwoicie strzela.

- Więc niech tego dowiedzie, zabijając mnie - odparł beztrosko Tresham. - I niech to nastąpi w ciągu kilku minut, a nie godzin, mój drogi przyjacielu. Widzowie okazują wyraźne oznaki znudzenia.

Sir Conan pokręciłową, wzruszył ramionami i oddalił s, by poinformować wicehrabiego Russella, sekundanta lorda Olivera, że jego książęca mość książę Tresham nie widzi potrzeby przepraszania lorda Olivera.

Nie pozostało więc nic innego, jak przystąpić do pojedynku. Wicehrabiemu Russellowi szczególnie zależało na tym, by jak najszybciej zakończyć awanturę. Nawet ten ustronny zakątek Hyde Parku był zbyt uczęszczanym miejscem, by staczać w nim pojedynki zabronione prawem. Powinni raczej rozstrzygnąć ten zatarg w Wimbledonie. Ale lord Oliver nalegał, by rzecz odbyła się w parku.

Naładowano pistolety i obaj sekundanci starannie je sprawdzili. Widzowie zamilkli, przeciwnicy wzięli broń, unikając nawzajem swojego wzroku. Stanęli plecami do siebie i na uzgodniony znak ruszyli przed siebie, by odmierzyć krokami wymaga odległość, po czym wykonali półobrót. Starannie wycelowali i czekali, aż wicehrabia Russell opuści białą chusteczkę, co stanowiło sygnał do oddania strzału.

Cisza była niemal namacalna.

A potem dwie rzeczy wydarzyły się jednocześnie.

Wicehrabia opuścił chusteczkę.

I rozległ się czyjś krzyk.

- Stać! - zawoł ktoś. - Stać!

os kobiety dobiegł od strony kępy drzew, rosnących w pewnej odległci. Dały sięyszeć pełne oburzenia komentarze zebranych, którzy przed chwilą stali cicho i bez ruchu, by nie rozpraszać przeciwników.

Książę Tresham, zaskoczony i zły, opuścił prawą i odwrócił się, by spiorunować wzrokiem osobę, która w takiej chwili śmiała zakłócić ciszę.

Lord Oliver, który też zawahał się na chwilę, szybko wycelował i strzelił.

Kobieta znów krzyknęła przeraźliwie.

Jego książęca mość nie upadł. W pierwszej chwili nawet nie zauważono, że został trafiony. Ale potem na spodniach, trzy, cztery centymetry nad idealnie wyglansowanym butem pojawiła się jasnoczerwona plama jakby wymalowana długim pędzlem przez czyjąś niewidzialnąkę.

- Skandal! - zawoł baron Pottier, stojący z boku. - Wstydź się, Oliver!

wnież pozostali potępiali człowieka, który w niegodny sposób wykorzystał chwilę nieuwagi przeciwnika.

Sir Conan ruszył w stronę księcia. Purpurowa plama rosła, lekarz sięgnął po torbę. Ale jego książęca mość dał znak lewą, by powstrzymać wszystkich, a potem podnió prawą i wycelował. Pistolet w jego dłoni nawet nie drgnął. Na twarzy mężczyzny nie malowo się nic poza najwyższym skupieniem, gdy zmrużywszy oczy wpatrywał się w przeciwnika, który mó tylko stać i czekać na śmierć.

Trzeba przyznać, że lord Oliver stał nieruchomo, chociaż opuszczona wzdł ciała ręka, w której trzymał pistolet, wyraźnie drża.

Znów zapadła cisza. Milczała też nieznajoma. Napięcie było wprost nie do zniesienia.

I wtedy książę Tresham, tak jak to robił podczas wszystkich pojedynków, w których brał udział, zgiął w łokciu i wystrzelił w powietrze.

Czerwona plama na spodniach szybko się powiększała.

Trzeba było żelaznej siły woli, by nie upaść. Czuł, jak tysiące igieł wbijają mu się w nogę. Ale chociaż uważ, że lord Oliver wypalił z pistoletu w chwili, gdy prawdziwy dżentelmen czekałby, aż od nowa rozpocznie się przerwany pojedynek, Jocelyn Dudley, książę Tresham, nawet przez chwilę nie miał zamiaru zabić, a nawet ranić przeciwnika. Chciał tylko, żeby Oliver oblał się zimnym potem, ż...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin