rozdział 3.pdf

(264 KB) Pobierz
262741499 UNPDF
Cisza w chatce została przerwana przez dźwięki nocnych stworzeń leśnych śpiewających w 
lesie. Słońce zachodziło i świat należał do nich. Powietrze wypełniło płuca, klatka piersiowa 
wznosiła się i opadała, serce zaczęło bić. Spazm bólu zawładnął nim, odebrał oddech i myśli. Leżał, 
czekając aż jego umysł zaakceptuje okrucieństwa jakich doznało jego ciało. Głód wzmagał się, 
przenikał go, żrąca pustka, która nigdy nie zostanie złagodzona. Wściekłość, pożerała go, 
pochłaniała, potrzebował zabić, by wypełnić tę straszliwą nicość.
W środku tego kotła intensywnych, gwałtownych uczuć nagle poczuł coś delikatnego i 
łagodnego. Strzęp pamięci. Odwaga. Uroda. Kobieta. Ale nie byle jaka kobieta. Jego kobieta, jego 
partnerka życiowa. Włosy czerwone niczym ogień. Spacerowała niczym anioł tam, gdzie 
mężczyźni bali się zapuścić, przed czym nawet jego rasa odczuwała respekt.
Owinął pukiel jedwabistych włosów dookoła pięści, boją się ją zbudzić, przerażony myślą, 
ze może odczuwać ból. Shea. Dlaczego nigdy nie używała jego imienia? Niechętnie wydał 
polecenie wybudzające ją i patrzył jak powietrze wdziera się w jej ciało, słuchał przypływów i 
odpływów krwi przechodzącej przez jej serce. Zatrzepotała rzęsami. Sprzeciwiała się jego ciepłu, 
przez chwilę nie wiedząc co się dzieje. Dotknął jej umysłu ostrożnie, sondując go. Przez chwilę jej 
umysł próbował posegregować informacje i pojąć co działo się z nią  noc wcześniej, przeszukiwał 
listę chorób i ich symptomów. Jej ciało było obolałe. Czuł jej głód, słabość, strach o jego zdrowie 
zarówno fizyczne jak i psychiczne, niepewność kim lub czym on jest. Poczucie winy, że spała 
zamiast opiekować się nim. Nagląca potrzeba skończenia pracy i badań. Współczucie dla niego, 
strach, że może nie być postępów w leczeniu i przypuszczenie, ze ona może w jakiś sposób 
powodować jego cierpienie. Obawa, że mogą zostać znalezieni, zanim będzie na tyle silny by pójść 
swoją drogą. 
Jego brwi podniosły się.  Nasze drogi są takie same.
Usiadła ostrożnie, sięgając ręką do długich poplątanych włosów.
­ Mogłes powiedzieć, że mówisz po angielsku. Jak to robisz? W jaki sposób słyszę cię w 
moich myślach zamiast tak normalnie. 
Po prostu przyglądał jej się z ciekawością czarnymi, bezdennymi oczami.
Zerknęła na niego ostrożnie.
­ Nie zamierzasz gryźć mnie ponownie? Powiem ci, że nie istnieje miejsce na moim ciele, 
które nie byłoby obolałe. ­ Posłała mu mizerny uśmiech. ­ Pytam z ciekawości, czy twoje 
szczepienia przeciwko wściekliźnie są aktualne? ­ Jego oczy robiły cos z jej wnętrzem, 
powodowały przepływ fal ciepła tam gdzie nie powinno ich być. 
Powrócił wzrokiem do jej kuszących wargi. Kształt jej ust fascynował go, razem ze 
światłem, które wyraźnie widniało w jej duszy. Podniósł dłoń by dotknąć jej policzka, by obwieść 
kciukiem delikatną linię szczęki; przejechał palcem aż do podbródka znajdując idealnie satynową 
pełną dolną wargę. 
Jej serce wywinęło koziołka i ciepło uderzyło nisko w jej ciało, obracając się szybko w 
wyraźne pożądanie. Jego ręka ześlizgnęła się przez kark na jej szyję. Powoli lecz nieubłagalnie 
przyciągał jej głowę do swojej. Shea zamknęła oczy, chcąc ale bojąc się momentu gdy będzie pił jej 
krew.
­ Nienawidzę tego codziennego karmienia. ­ mruknęła buntowniczo. W tym momencie jego 
usta dotknęły jej. Pióropusz światła, delikatne mrowienie odczuwalne aż w palcach stóp. Zębami 
skubał jej dolną wargę, drażnił, kusił i nęcił. 
Płomienie ognia ścigały się w jej krwi. Miała ściśnięty żołądek.  Pocałuj mnie, uparta  
Wiewiórko.  Szarpnął zębami; a językiem dawał kojacą pieszczotę. Shea dyszała miękko czując 
smak jego ust na swoich. Natychmiast wykorzystał okazję, zamknął jej usta swoimi podczas gdy 
językiem badał każdy skrawek jej ich aksamitnie miękkiego wnętrza.
Płomienie lizały ją, przepływały przez nią niczym sztorm. Elektryczność wstrząsała nią i 
poznała pełne znaczenie chemii między nimi. Uczucie. Czyste i naturalne. Nie było nic poza jego 
ustami napierającymi na jej wargi, zabierając ją do świata o istnieniu którego nie miała pojęcia. 
Zadrżała ziemia i Shea przywarła do jego silnych ramion by nie odpłynąć do nieba. Odsuwał na bok 
każdy jej niepokój, każdą obawę głód i pragnienie. Domagał się odpowiedzi na pieszczotę, żądał 
jej. Był w jej umysle niczym biały, rozpalony ogień pożądania. Należała do niego, tylko i na zawsze 
do niego.  Zadowolenie i męska satysfakcja. 
Shea przesunęła się pomiędzy jego szerokimi ramionami, zsunęła na podłogę i wytarła usta 
wierzchem dłoni. Patrzyli na siebie dopóki rozbawienie nie wkradło się w jej mysli. Niskie, męskie, 
szydercze. Jego twarz nie odzwierciedlała niczego, nie zdradził się nawet iskierką w oczach 
pełnych lodu. Ale w głębi siebie wiedziała, że śmieje się z niej.
W tym samym momencie szlafrok rozsunął się, dając mu hojny widok na jej nagą skórę. Z 
wielką godnością Shea zsunęła klapy szlafroka razem.
­ Musimy chyba coś sobie wyjaśnić. ­ Siedząc na podłodze walczyła rozpaczliwie by 
odzyskać kontrolę nad oddechem, zalać lodowatą wodą pożar szalejący w żyłach, Shea obawiała 
się, że może nie potraktować jej zbyt poważnie. ­ Jestem twoim lekarzem, a ty moim pacjentem. 
To.... ­ machnęła ręką szukając odpowiednich słów. ­ Tego rodzaju zachowanie jest nieetyczne. I 
jeszcze jedno. Ja tu rządzę. Jesteś zależny od moich decyzji a nie odwrotnie. Absolutnie nigdy, w 
żadnym przypadku nie rób tego ponownie. ­ Mimowolnie dotknęła palcami dolnej wargi. ­ To by 
się nigdy nie wydarzyło, gdybyś mnie czymś nie zaraził, nie wiem czym, może wścieklizną. ­ 
Popatrzyła na niego.
Przyglądał się jej tym swoim niepokojąco stałym spojrzeniem. Shea westchnęła, 
zmarszczyła nos zdecydowana zmienić temat na jakiś bezpieczniejszy. Hipotetycznie był w połowie 
martwy. Powinien nie żyć. Nikt nie miał prawa tak całować jednocześnie cierpiąc męki przez które 
on przechodził. Nigdy, przenigdy nie reagowała na nikogo w taki sposób jak na niego. Nigdy. To 
co jego dotyk robił z jej ciałem było wstrząsające. 
Nagle przez jego oczy przebiegło coś na kształt iskry, coś pomiędzy płomykiem ognia a 
rozbawienia.  Żaden inny mężczyzna nie mógł wzbudzić w tobie takich emocji. Nie byłbym z tego  
zadowolony.
­ Wynocha z moich myśli. ­ policzki zapłonęły jej wściekłą czerwienia; popatrzyła na 
niego . ­ Taka rozmowa nigdy nie powinna mieć miejsca pomiędzy pacjentem a lekarzem.
Być może, ale nie pomiedzy nami. 
Zacisnęła zęby a jej oczy zatliły się jadowitą zielenią.
­ Och, zamknij się. ­ powiedziała nieprzyjemnie, ale z lekką rozpaczą. Chciała za wszelką 
cenę znaleźć sposób by odzyskać kontrolę nad sytuacją, ale on nie wykazywał chęci współpracy. 
Wzięła głęboki, uspokajający oddech próbując przywrócić powagę. ­ Koniecznie potrzebujesz 
kąpieli. Twoje włosy wymagają porzadnego mycia. ­ Shea wstała i ostrożnie dotknęła grubych, 
hebanowych włosów, zdając sobie sprawę z intymności tego gestu. ­ Byłeś numerem siedem. 
Ciekawe czy jeszcze ktoś przeżył. Boże mam nadzieję, że nie, bo nie mam pojęcia jak ich odnaleźć.
Gdy się odwróciła złapał jej nadgarstek.  Co to numer siedem?
Shea uśmiechnęła się miękko. 
­ Ci mężczyźni którzy na mnie polowali mieli fotografie niektórych swoich ofiar 
zamordowanych siedem lat wcześniej. Osiem ciał znaleziono, ale wydaje mi się, że ofiar było 
więcej niż sądzono. Ludzie mieli ich za morderców wampirów, gdyż ofiary były mordowane za 
pomocą kołka wbitego w serce. Zdjęcie z numerem siedem przedstawiało ciebie. Ciebie. To byłeś 
ty. 
W jego oczach widziała dalsze pytania. Głód zaczynał się rozprzestrzeniać powodując ostry, 
palący ból. Był tak długo w jej umyśle, że nie był w stanie rozróżnić które z nich tak strasznie 
potrzebuje krwi. 
­ Czy znasz swoje imię?
Ogarnęło go wrażenie dezorientacji.  Ty znasz. Jesteś moją życiową partnerką.
Jej oczy otworzyły się w niedowierzaniu.
­ Życiową partnerką? Ty, ty myslisz że znaliśmy się wcześniej? Nigdy w życiu cię nie 
widziałam. 
Jego czarne oczy zwęziły się. Dotknął jej umysłem w dezorientacji, nagłym przerażeniu. 
Było pewne że okłamywała go. 
Shea przesunęła ręką przez włosy, co po raz kolejny rozsunęło szlafrok nieznacznie 
odsłaniając piersi. 
­ Śniłam o tobie. Czasami myślałam o tobie...może, kiedy czułam twoją obecność. Ale nigdy 
tak naprawdę nie patrzyłam twoimi oczami na to wszystko, dopiero dwie noce temu.  ­ Czy to 
naprawdę minęło tylko czterdzieści osiem godzin? Czuję jakby to było całe życie. ­ Coś 
zaprowadziło mnie do lasu, do piwnicy ale nie wiedziałam, że tam jesteś.
Więcej zdumienia.  Nie wiedziałaś?  Badał jej umysł, sondował. Mogła czuć go w swojej 
głowie i to było dziwne uczucie. Czuła że jej mu bliska, rozpoznawała jego dotyk. To było dziwne i 
radosne ale jednocześnie przerażające że istniał ktoś zdolny do zobaczenia jej najintymniejszych 
pragnień i myśli. Shea wmawiała sobie, że znosiła to badanie tylko dlatego, że był wyraźnie 
wstrząśnięty.
Czuła fizyczną potrzebę uspokojenia go, odepchnięcia całego bólu od ciała i umysłu. Impuls 
nie miał nic wspólnego ze sposobem jakim na nią działał.
Świat wokół niej wyglądał inaczej. Kolory były więcej niż jaskrawe, wstrząsające w swej 
głębokości. Czuła się nieswojo mając do zaakceptowania tak wiele dziwacznych zdarzeń, 
niekomfortowo z łatwością z jaką wślizgiwał i i wyślizgiwał z jej umysłu. Jego palce nagle 
zacisnęły się niczym kajdany wokół jej nadgarstka.  Jestem Jacques. Jestem twoim życiowym  
partnerem. To nie podlega wątpliwości, ze mogę dzielić z tobą myśli. Tak samo jak ty możesz  
dzielić moje. Co więcej, jest to nam obojgu niezbędne. 
Shea nie miała pojęcia o czym on mówi więc zignorowała jego wyznanie, obawiając się, że 
wydawał się zestresowany jej brakiem wiedzy o nim. Odezwała się w niej potrzeba dotknięcia jego 
włosów, delikatnie i kojąco. 
­ Czy możesz mówić?
Odpowiedź odnalazła w jego oczach, niecierpliwość na własną niezdolność.
Jej palce odnalazły jego czoło, głaskały kojąco i uspokajająco. 
­ Nie martw się. Twoje ciało było strasznie zniszczone. Daj sobie czas. I tak zdrowiejesz 
nieprawdopodobnie szybko. Czy wiesz kto ci to zrobił?
Dwóch ludzi, jeden zdrajca.  Tryskała wściekłość, przez jeden moment czerwone płomienie 
pokazały się na dnie czarnych oczu.
Serce jej zamarło, szybko odwróciła się chcąc powiększyć odległość pomiędzy nimi. Ale 
był szybszy, ramię stało się rozmazaną plamą. Zacisnął palce na jej nadgarstku, uniemożliwiając 
ucieczkę. Jego chwyt był niesamowicie silny, czuła moc, ale wiedziała że nie chciał jej skrzywdzić.
Z wysiłkiem odepchnął demony, zły na siebie za wywołanie u niej strachu. Kciukiem 
leciutko musnął skórę po wewnętrznej stronie jej nadgarstka, ze zdumieniem zauważając jak szybki 
był jej puls. Bardzo, bardzo delikatnie przyciągał ją do siebie, dopóki nie znalazła się tuż przy jego 
boku.  O swojej przeszłości wiem bardzo niewiele, ale niemal od początku mojego uwięzienia  
znałem ciebie. Czekałem. Wołałem do ciebie. Nienawidziłem, za to, że pozwalałaś trwać mojej  
męce.
Ujęła jego twarz w swe drobne dłonie, zastroskana czy jej uierzy.
­ Nie wiedziałam. Przysięgam ci, nie wiedziałam. Nigdy nie mogłabym cię tam zostawić. ­ 
Smutek spowodował kulę w gardle. Winiła się, że nie znalazła sposobu by wcześniej zakończyć 
jego cierpienia. Co było w nim takiego, że przyciągał ją jak magnes, co porywało ją i zmuszało by 
chciała odegnać ból i cierpienie? Potrzeba była w niej tak ogromna, intensywna, ze ledwie mogła 
znieść jego widok, tak zniszczonego i zmaltretowanego. 
Wiem, że mówisz prawdę. Nie mogłabyś mnie okłamać. To było bardzo odważne, pomagać 
mi. Ale jako twój partner nie mogę zrobić nic innego, jak zabronić ci podejmowania kiedykolwiek  
podobnego ryzyka.  W jego głosie brzmiało zadowolenie, tak że mogła zrobić wszystko czego by 
tylko chciał. Im więcej czasu upływało od przebudzenia tym stawał się coraz bardziej despotyczny i 
zaborczy. Spojrzała na niego, a jej zielone oczy rozbłysły niebezpiecznie:
­ Rozkazywać to możesz innym, panie Jacques Jak­Ci­Tam.  Nikt nie będzie mi mówił co 
mi wolno, a czego nie!
Zimnym spojrzeniem czarnych oczu błądził po jej ciele. Czyli nie była częścią jego życia 
przedtem. Nie miał pojęcia dlaczego powinien to powiedzieć, ale wiedział że musi: słowa same 
wydobywały się z głębi jego duszy:  Biorę cię za swoją życiową partnerkę. Należę do ciebie.  
Składam w twe ręce swoje życie. Daję ci swoją ochronę, wierność, serce, duszę i ciało. Wszystko co  
należy do mnie, jest twoje. Twoje życie, szczęście i dobro zawsze będę stawiał ponad swoim. Jesteś 
moją życiową partnerką, związaną ze mną na wieczność i zawsze pod moją opieką.
Shea słyszała te słowa w swoim umyśle, czuła bicie serca, ogień buzujący we krwi. Strach 
przejął nad nią władzę, całkowita groza.
­ Coś ty zrobił? ­ jej oczy były szeroko otwarte – Co zrobiłeś z nami? ­ wyszeptała.
Przecież znasz odpowiedź.
Potrząsnęła głową stanowczo.
­ Nie znam. Nie wiem. Ale jestem inna, czuję to. Te słowa coś z nami zrobiły. ­ Czuła to, 
lecz nie potrafiła tego opisać. Czuła maleńkie nici, miliony silnie łączące ich dusze, splatały bicie 
ich serc, ich umysły. Już nie czuła się jak jednostka, ale całość, która tworzyła wraz z nim. W jej 
wnętrzu dotąd królowała surowa pustka, która teraz zniknęła.
Uwolnił niechętnie jej nadgarstek, śledząc dłonią jej wyraźnie zarysowane kości 
policzkowe. Dotknął jej umysłu i znalazł prawdziwy strach i zmieszanie.  Jestem pogrążony w  
ciemności dużo bardziej niż sądzisz. Wiem tylko że zakończyłaś moje cierpienia, że odpowiedziałaś 
na moje wezwanie, że rozpoznałem moję drugą połowę. Jesteś moim światłem w mroku. 
Shea wymknęła mu się, odchodząc spoza jego zasięgu.
­ Jestem twoim lekarzem. Nikim więcej. Leczę ludzi.  ­ powiedziała to bardziej do siebie niż 
do niego. Zresztą nie miała pojęcia o czym on mówi. Obawiała się, że jego umysł płata mu dziwne 
figle. Teoretycznie wiedziała, że nikt nie wiąże się z drugą osobą jedynie przez słowa, ale przecież 
czuła łączące ich nici. Tak wiele było rzeczy których nie rozumiała. Jacques był w połowie szalony, 
jego umysł był roztrzaskany i pamiętał jedynie maleńkie fragmenty swojej przeszłości. Ale zawsze 
istniała możliwość, że był bardziej zrównoważony niż ona. I to była przerażająca myśl.
Była taka głodna, potrzeba krwi przytłaczała ją. Nigdy wcześniej nie doświadczyła tak 
niepohamowanego pragnienia. Zrozumiała, że czuje głód Jacquesa, który w jakiś sposób z nim teraz 
dzieliła.  Na raz wlała dwie porcje krwi ze swoich zapasów do kufla i postawiła wysoką szklankę 
obok niego. 
­ Przepraszam, powinnam wiedzieć że będziesz głodny. Mogę ci pomóc, jeśli pozwolisz mi 
podać sobie płyny dożylnie. ­ Odstawiła szklankę i cofnęła się w stronę komputera. 
Zignorował jej słowa.  Dlaczego ty się nie pożywiasz? ­  zadał pytanie mimochodem, 
zaciekawiony. Jego czarne oczy patrzyły z troską i zdumieniem.
Ze swojej bezpiecznej pozycji w przeciwny rogu pokoju Shea patrzyła na niego. Siła jego 
spojrzenia dekoncentrowała ją, odbierała oddech. Czuła się zbyt zaborcza wobec pacjenta. Nie 
miała prawa splątać swojego życia z jego. Przerażające było, że reaguje tak nietypowo na niego. 
Zawsze czuła się obco, pozostawiona na uboczu, oderwana od ludzi i rzeczywistości. Jej 
analityczny umysł szybko łączył fakty. Ale teraz mogła myśleć jedynie o nim, o jego bólu i 
cierpieniu, o tym w jaki sposób jego oczy wodziły po jej ciele, przymknięte, seksowne. Shea prawie 
wyskoczyła ze skóry. Skąd takie myśli przychodzą jej do głowy?
Wiedząc, że nie chciałaby, aby czytał jej myśli w tym momencie, Jacques postąpił 
szarmancko i udawał zainteresowanego czymś zupełnie innym. To było miłe, że uważała go za 
seksownego. Leżał zadowolony z siebie z zamkniętymi oczami, długie ciemne rzęsy kontrastowały 
z bladą, ziemistą cerą.
Pomimo że miał zamknięte oczy, Shea czuła jakby obserwował każdy jej ruch. 
­ Odpoczywaj a ja wezmę prysznic i się przebiorę. Podniosła ręce i przeczesała grube włosy 
palcami daremnie probując uporządkować dziki nieład na głowie. 
Jego oczy pozostawały zamknięte a oddech się uspokoił.  Czuję twój głód. Potrzebujesz krwi  
szybko i dużo bardziej niż ja. Dlaczego odmawiasz wzięcia jej ode mnie?  Odetchnął głęboko.  Czy to  
Zgłoś jeśli naruszono regulamin