1) Miłość anioła [Zuzaa].pdf

(376 KB) Pobierz
Miłość anioła.doc
Zwykły Anioł
Zuzaa
34393764.001.png
część 1
Miłość anioła
Epizod 1
Zaczynało już zmierzchać, gdy w pokoju profesorskim wreszcie zgasło światło. Wyszedł na
korytarz ziewając przeciągle. Zdał sobie sprawę z tego, że nie spał już ponad dobę. Powoli, bez
pośpiechu przekręcił zamek w drzwiach. Idąc korytarzem bezmyślnie spojrzał na swoje odbicie w
wypolerowanej do czysta posadzce. Zmierzwił ciemne, gęste włosy i potarł zewnętrzną stroną dłoni
policzki i brodę. Cóż, zarost był już wyczuwalny, chociaż golił się zaledwie przed południem...
Przyzwyczaił się, że robi to dwa razy dziennie. Lubił wyglądać schludnie i elegancko. To był jego styl.
Nie przestając ziewać pomknął w dół po schodach. Spać. Ta jedna, jedyna myśl kołatała mu w
głowie. O niczym innym nie marzył. No, chociaż może o gorącej kąpieli. Będzie musiał obudzić się
wcześnie rano by przed wykładami zdążyć zażyć tej nieziemskiej przyjemności...
Wychodząc zdążył jeszcze rzucić za sobą ponure "dobrej nocy" by już za chwile stanąć na
parkingu uniwersyteckim na przeciwko swego samochodu, obmacując się po wszystkich możliwych
kieszeniach garnituru w poszukiwaniu kluczyków.
W pewnym momencie usłyszał głuche stęknięcie i przytłumiony odgłos oddalających się kroków.
Coś niedaleko niego ciężko opadło na ziemię. Zaniepokojony nastawił uszu. Jeszcze jeden jęk,
wyraźniejszy. Profesor wiedział już skąd ten odgłos dochodzi. Nie namyślając się długo podbiegł w
tamtą stronę.
Na chodniku, za śmietnikiem leżał młody chłopak zwinięty w kłębek. Twarz miał ubrudzoną
błotem, więc nie mógł rozpoznać jego twarzy. Nie wiedział, czy ten chłopak jest jednym z jego
studentów i szczerze mówiąc nie wiele go to obchodziło. Podniósł chłopaka z ziemi. Tamten
wpatrywał się w niego przerażonym wzrokiem.
- Dobrze się czujesz, chłopcze? - Zapytał profesor tak uprzejmie jak tylko zdołał w tym stanie.
Chłopak nie odezwał się, pokiwał jedynie głową na znak, że wszystko w porządku. - Coś ci zginęło? -
Zapytał znowu. - Może wezwać policję? Nagły, przeczący ruch głową chłopaka, sprawił, że profesor
umilkł. Zaniósł go na rękach do swojego samochodu. Potem szybkim sprawnym ruchem otworzył
drzwiczki i posadził chłopca na przednim fotelu pasażera.
Chłopak próbował uśmiechnąć się, po chwili jednak twarz mu stężała i ostatkiem sił wyczołgał się
z samochodu w stronę okalających parking krzewów. Do uszu profesora dotarł odgłos
wymiotowania, zaniepokojony podszedł do młodzieńca kilka kroków. Zapach, który unosił się wokół
chłopaka, a który poczuł już wcześniej, gdy niósł chłopca na rękach, teraz stężał i profesor wolno
uświadomił sobie jego pochodzenie. Odgłos zwracania zastąpił cichy jęk i z trudem podtrzymywane
łkanie.
Ten zapach, pomyślał profesor, to przecież zapach... Męskiego nasienia...
Otrząsnął się z nieprzyjemnej myśli. Zrobiło mu się nagle szkoda chłopca. Nigdy wcześniej nie
wpadło mu do głowy, że on sam mógłby traktować mężczyznę jako obiekt swoich pragnień
seksualnych. Teraz jednak, ten chłopak... Uświadomił mu istnienie takich rozwiązań w naturze...
Wolno podszedł do chłopca i chwycił go delikatnie za ramiona. Tamten drgnął i odwrócił w jego
stronę przerażone spojrzenie.
- Pewnie nie chcesz w tym stanie pokazywać się w domu? - Wolał się upewnić. Młodzieniec
wybąkał głucho, że mieszka w akademiku i tym bardziej nie chce się tam pokazywać.
- Jak masz na imię, chłopcze? - Zapytał profesor sadzając go na powrót w samochodzie. - Dawid -
jęknął cicho chłopak. Najwyraźniej także był wyczerpany, zarówno psychicznie jak i fizycznie.
Profesor zatrzasnął drzwi po jego stronie, obszedł samochód i usiadł za kierownicą swojego Volvo.
- A więc Dawidzie - zaczął wkładając kluczyki do stacyjki - jak chcesz możesz u mnie
przenocować i doprowadzić się do porządku. Niestety sam będziesz musiał o siebie zadbać. Ja
jestem zbyt zmęczony...
- Dziękuję panu, bardzo chętnie skorzystam z pańskiego zaproszenia. Nie chciałbym jednakże
sprawiać panu kłopotu... - Odpowiedział cicho Dawid. Profesor mimowolnie drgnął na dźwięk głosu
chłopca. Był czysty, dźwięczny i chłopięcy, choć obecnie wyczuwalne w nim było zmęczenie,
wydawał się piękny. Wyszukana odpowiedź chłopca sprawiła, że profesor zarumienił się
zawstydzony.
- W porządku, dla mnie to żaden kłopot. Mieszkam sam. A właściwie z kotem. - Odpalił silnik -
mam nadzieję, że jeszcze żyje...
Chłopiec spojrzał na niego pytająco a profesor uśmiechnął się pod nosem. Do jego nozdrzy znów
dotarł ten zapach... Bardzo starał się by chłopiec nie zobaczył malującego się na jego twarzy
obrzydzenia.
Epizod 2
Profesor otworzył zamek wejściowy do swojego mieszkania. Zapalił światło i puścił chłopaka
przodem. Już wcześniej zauważył, że chłopak jest niski. Teraz odkrył także inne szczegóły jego
urody. Pociągła twarz młodzieńca okolona była chmarą niesfornych, czarnych loków, które opadały
mu na czoło i ramiona. Ciało Dawida było drobne i szczupłe, ale nie chude. Ubrany był w brudne
teraz obcisłe czarne jeansy i jakąś bluzę, której koloru nawet w świetle nie mógł odgadnąć.
Chłopak zdjął obuwie, przeszedł w głąb do dużego i jedynego zresztą pokoju, tam zatrzymał się i
z uśmiechem na brudnej i zmęczonej twarzy czekał na profesora. Ten zdjął płaszcz i gwizdnął cicho.
Na znajomy odgłos zza drzwi prowadzących do łazienki dał się słyszeć pomruk. Chwile później
niewielkie szare stworzenie łasiło się już u nóg swego pana, prężąc się i mrucząc zadzierało swój
ogon w górę definitywnie domagając się pieszczot. Profesor rzucił chłopakowi rozbawione spojrzenie
i nagle nie wiedzieć skąd przyszła mu do głowy myśl, że chłopak przypomina mu jego kota. Sposób,
w jaki stał, ten wyraz w jego oczach...
Jakby sam domagał się pieszczoty...
Profesor otrząsnął się z tej dziwnej myśli i wszedł za kotem do łazienki. Nie było go chwilę, w
czasie której do uszu Dawida docierały tylko urywki zdań wypowiadanych przez profesora pod
adresem kota.
Uroczy mężczyzna, pomyślał chłopak, mając wciąż przed oczami wspomnienie silnej, męskiej
sylwetki profesora i jego łagodnej twarzy o bardzo męskich rysach.
Profesor był mężczyzną po trzydziestce, znanym na Uniwersytecie jako Pan Cytacik, gdyż nie było
właściwie wykładu w czasie, którego profesor nie użyłby kilku cytatów z ulubionego wiersza czy
książki. Ogólnie rzecz biorąc był lubiany wśród swych studentów. Znali jego czułe punkty i potrafili
go podejść. Jego najczulszym punktem było zamiłowanie do poezji i literatury oraz wielka miłość do
zwierząt. Dawid wiedział, że Pan Cytacik naprawdę nazywa się Marek Jankowski i jest doktorem
nauk humanistycznych. Teraz spojrzał na niego nowymi kategoriami i szczerze mówiąc bardzo mu
się spodobał. Był męski, sympatyczny, wrażliwy i delikatny. Przy tym jego ciało, sylwetka i cała
wręcz postawa były młodzieńcze jak gdyby sam był jeszcze studentem. Dawid już w samochodzie
odkrył, że profesor działa na jego zmysły. Teraz, gdy czekał aż tamten wyjdzie z łazienki uśmiechał
się lekko. W ustach wciąż czuł ten okropny smak. Nie żeby tego nie lubił, co to, to nie. Ale nie lubił w
ten sposób. Brutalny, bez odrobiny uczucia, namiętności. Tym razem został naprawdę zgwałcony.
Profesor w końcu wyszedł z łazienki. Podszedł do chłopaka i rzucił w jego stronę kremowy,
flanelowy ręcznik. Potem otworzył szafkę i wyjął z niej czyste ubranie.
- Łap mały - zwrócił się do chłopaka z uśmiechem - będzie trochę na ciebie za duże, ale musi ci
wystarczyć.
W oczach Dawida dostrzegł dziwny błysk. Poczuł się dziwnie, jak gdyby był oceniany. Podszedł do
młodego i lekko obejmując jego szczupłe, delikatne ramiona poprowadził go do łazienki.
- Tu możesz się umyć... Jeśli chcesz coś zjeść, albo się napić to za kolejnymi drzwiami jest
kuchnia. Nie krępuj się. - Już miał się odwrócić i zostawić chłopca w łazience, gdy zatrzymał się pół
obrotu. - Jeszcze jedno... - Przeszukał wiszącą niedaleko umywalki apteczkę i po chwili nieśmiało
wyjął z niej nie odpakowaną jeszcze, nową szczoteczkę do zębów. Bez zbędnych słów podał ją
chłopcu. Ten uśmiechnął się tak ładnie i wdzięcznie, że profesorowi zabrakło tchu w piersi. Ile to
biedne dziecko ma lat? - Pomyślał jeszcze, po czym pośpiesznie opuścił łazienkę, zamykając za sobą
drzwi. W pokoju rozłożył wersalkę i pościelił łóżko dla dwóch osób. Ostatnimi zapasami świadomości
zdołał jeszcze nastawić budzik i po chwili spał już uśpiony przytłumionym odgłosem tryskającej w
łazience wody.
Dawid wyszedł półnagi z łazienki. W pokoju, na stole paliła się nocna lampka. W łóżku spał
profesor. Twarz miał spokojną, rozluźnioną, usta lekko rozchylone, ciemne rzęsy na przymkniętych
powiekach rzucały niezwykłe cienie na opalone, lekko piegowate policzki.
Chłopak rzucił pospieszne spojrzenie w stronę stojącego przy posłaniu, tuż przy głowie profesora,
budzika. Jest po jedenastej, pomyślał oburzony, a on nastawił go na wpół do piątej... Chyba nie chce
mnie bladym świtem odstawić na powrót do akademików... Ja nie chcę tam wracać! Wszędzie tylko
nie tam! Już wolę rzucić studia i wrócić do domu. Tam przynajmniej mam ludzi, którzy są mi życzliwi
i mnie akceptują. A tu?
Poczuł dziwne łaskotanie na łydce. Spojrzał zaskoczony pod nogi.
- Dziękuję mój mały przyjacielu - szepnął wzruszony i pogłaskał kota od łepka aż po koniec
ogona. Kocur mrucząc robił wokół niego kolejne rundy domagając się więcej pieszczot. - Jakkolwiek
się nazywasz...
Wstał i podszedł do posłania. Poczuł dziwnie znajomy dreszcz, gdy spoglądając na uśpionego
mężczyznę wślizgiwał się pod kołdrę. Wszystkimi wręcz zmysłami wyczuł bijącą od niego męskość i
siłę. Zadrżał na samą myśl o tym, że leży tuż przy nim, ubrany zaledwie w dół od pidżamy, gorący
jak piec i w stanie oczekiwania. Z trudem opanował podniecające myśli. Odwrócił się do profesora i
delikatnie, nieśmiało wyciągnął do niego rękę. Musnął jego ramienia. Ciepła, męska skóra, igrające
pod nią mięśnie... Profesor nie poruszył się. Chłopak wstrzymując oddech położył delikatnie swoją
jasną dłoń na piersi profesora. Brak reakcji ze strony Marka sprawił, że dłoń Dawida już tam
Zgłoś jeśli naruszono regulamin