Quick Amanda - Arcane Society 04 - Trzeci krąg.doc

(2189 KB) Pobierz

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Quick Amanda

 

 

 

Trzeci krąg


1

O

statnie lata panowania królowej Wiktorii...

P

ogrążoną w głębokim cieniu galerię muzeum wypełniały

dziwne i wzbudzające niepokój przedmioty. Jednak żaden z

artefaktów nie wzbudzał takiej grozy, jak ciało kobiety leżące w

kałuży krwi na zimnej marmurowej posadzce.

W mroku nad ciałem majaczyła złowroga postać mężczyzny.

Płomienie kinkietów przykręcono, ale dawały dostatecznie dużo

światła, by można było dostrzec zarys długiego płaszcza. Wysoki,

postawiony kołnierz skrywał twarz.

Leona Hewitt okrążyła masywną figurę mitycznego skrzydlatego

potwora. Przebrana za służącego, z włosami spiętymi pod męską

peruką, poruszała się szybko, niemal biegła. Gorączkowo starała się

odnaleźć kryształ. Wyszła zza rzeźby prosto na mężczyznę stojącego

nad ciałem. W ułamku sekundy ogarnęła wzrokiem przerażającą

scenę.

Nieznajomy odwrócił się ku niej i rozłożył połę płaszcza niczym

wielkie czarne skrzydło.

Próbowała się uchylić, ale było za późno. Pochwycił ją bez

wysiłku, jak ukochaną, która rzuciła mu się w ramiona. Ukochaną, na

którą czekał z niecierpliwością.

- Cicho - wyszeptał łagodnie prosto do jej ucha. - Nie ruszaj się.

Stanęła zatrzymana nie tyle rozkazem, ile brzmieniem jego

głosu. W każdym słowie pulsowała energia, która zalewała jej zmysły

 


niczym fala oceanu. Zupełnie, jakby jakiś szalony lekarz wtłoczył w

jej żyły egzotyczny narkotyk - miksturę zdolną sparaliżować

wszystkie zmysły. Strach, który czuła ledwie chwilę temu, całkowicie

się ulotnił, jakby za sprawą czarów.

- Milcz i stój spokojnie, dopóki nie wydam dalszych poleceń.

Głos mężczyzny wzbudzał niesamowity, dziwnie przyjemny dreszcz.

Był niczym elektryzująca siła, która uniosła ją ku obcemu wymiarowi.

Stłumione odgłosy pijackiego śmiechu i dźwięki muzyki z przyjęcia,

które odbywało się dwa piętra niżej, wtopiły się w ciszę nocy. Była

teraz w innym miejscu - w sferze, w której nie liczyło się nic oprócz

tego głosu.

Głos. To on wprawił ją w ten dziwaczny, senny stan. A przecież

wiedziała wszystko o snach.

Nagły przebłysk zrozumienia zakłócił trans. Ten mężczyzna to

mesmerysta, panował nad nią dzięki paranormalnej mocy. Dlaczego

stała tak spokojnie i biernie? Powinna walczyć o życie!

Zebrała całą siłę woli i wytężyła zmysły tak, jak to czyniła, gdy

przesyłała energię przez kryształ snu. Falująca zasłona okrywająca

rzeczywistość rozprysła się na milion połyskujących drobin. Uwolniła

się spod władzy uroku, ale wciąż tkwiła w niewoli. Mężczyzna

trzymał ją mocno przy sobie. Równie dobrze mogłaby być przykuta

łańcuchami do skały.

- A niech to! - mruknął. - Jesteś... Pani jest kobietą! Powrócił

strach. Znowu usłyszała przytłumione odgłosy przyjęcia. Zaczęła się

szarpać. Peruka zsunęła jej się na oko.

 


Mężczyzna zacisnął dłoń na jej ustach i wzmocnił chwyt.

- Nie wiem, jak wyzwoliła się pani z transu, ale jeśli chce pani

przeżyć tę noc, proszę milczeć.

Mówił teraz innym tonem. Jego głos nadal był przesycony jakąś

głęboką, fascynującą nutą, ale słowa nie wibrowały już tą

elektryzującą energią, która chwilę temu przemieniła ją w posąg.

Widocznie zrezygnował z prób panowania nad nią mocą umysłu.

Poprzestał na sile fizycznej, którą natura obdarzyła męską część

ludzkiego gatunku.

Chciała kopnąć go w łydkę, ale poślizgnęła się na czymś lepkim.

O Boże! Krew! Nie trafiła. Czubkiem buta trąciła niewielki

przedmiot, który leżał na podłodze obok ciała. Usłyszała, jak potoczył

się po kamiennych płytkach.

- Do diabła! Ktoś wchodzi po schodach. Nie słyszy pani

kroków? Jeśli nas znajdą, żadne nie wyjdzie stąd żywe.

Ponury ton w jego głosie nagle odebrał jej pewność siebie.

- Nie zabiłem tej kobiety - dodał łagodnie, jakby odczytał jej

myśli. - Ale morderca prawdopodobnie nadal przebywa w domu.

Może to właśnie on. Wraca, by uprzątnąć ślady zbrodni.

Uwierzyła mu i to nie dlatego, że ponownie wprowadził ją w

trans. Chodziło o czystą logikę. Gdyby był zabójcą, już poderżnąłby

jej gardło. Leżałaby na podłodze obok zamordowanej kobiety w

kałuży krwi. Przestała się szarpać.

- Nareszcie jakiś przebłysk inteligencji - mruknął.

4

 


Wtedy usłyszała kroki. Ktoś rzeczywiście wspinał się po

schodach do galerii - jeśli nie zabójca, to może jeden z gości,

prawdopodobnie kompletnie pijany. Tego wieczoru lord Delbridge

gościł spore grono dżentelmenów. Jego przyjęcia cieszyły się sławą,

nie tylko ze względu na nieograniczone ilości dobrego wina i

doskonałe jedzenie - na każde z nich zapraszał eleganckie prostytutki,

aby umilały czas jego znajomym.

Mężczyzna ostrożnie zdjął rękę z jej ust. Leona nie próbowała

krzyczeć, więc ją puścił. Poprawiła perukę, by nie spadała jej na

czoło. Zacisnął palce wokół nadgarstka dziewczyny, niczym kajdanki.

Odciągnął ją od ciała w cień, rzucany przez coś, co przypominało

ogromny kamienny stół, ustawiony na solidnym podwyższeniu.

W połowie drogi schylił się, by podnieść niewielki przedmiot,

który przedtem kopnęła. Cokolwiek to było, wrzucił go do kieszeni. A

potem skryli się w mroku.

Otarła się o róg stołu i przeniknął ją dreszcz złej energii. Cofnęła

się, lekko się wzdragając. W słabym świetle dostrzegła wyryte w

kamieniu dziwne kształty. Zadrżała. To nie był zwyczajny stół, ale

starożytny ołtarz, niegdyś używany do jakichś potwornych celów.

Podobne fale agresywnej, mrocznej energii biły od kilku innych

eksponatów, zgromadzonych w prywatnym muzeum lorda

Delbridge'a. Całą galerię wypełniały wiry niepokojących emanacji,

które przyprawiały ją o gęsią skórkę.

5

 


- Molly! - Usłyszała bełkotliwy od alkoholu męski głos. - Gdzie

jesteś, ślicznotko? Przepraszam za spóźnienie. Zatrzymali mnie przy

kartach, ale nie zapomniałem o tobie.

Leona poczuła, że ramię towarzysza mocniej zaciska się wokół

niej. Pewnie wyczuł, że się mimowolnie wzdrygnęła.

Bezceremonialnie popchnął ją w dół, pod blat kamiennego stołu.

Kucając obok, wyjął coś z kieszeni płaszcza. Miała szczerą

nadzieję, że to pistolet.

Kroki się zbliżały. Za chwilę ten ktoś zobaczy martwą kobietę.

- Molly! - Głos mężczyzny był teraz ostry i poirytowany. -

Gdzie, u diabła, jesteś, głupia dziewucho? Nie mam nastroju na gierki.

Zamordowana przyszła więc do galerii na schadzkę. Kochanek

się spóźnił. A teraz...

Przybysz się zatrzymał.

- Molly? - W głosie mężczyzny zabrzmiało zdumienie. - Co

robisz na podłodze? Z pewnością uda nam się znaleźć wygodniejsze

łoże. Doprawdy... Cholera!

Leona usłyszała zduszony okrzyk przerażenia i odgłos

spiesznych kroków. Niedoszły kochanek uciekał. Rzucił się w stronę

głównej klatki schodowej. Kiedy przebiegał obok jednego z

kinkietów, zobaczyła zarys jego sylwetki - mignęła na tle ściany, niby

postać z teatru cieni.

Nagle nieznajomy, który jej towarzyszył, wstał. Leona patrzyła

na niego w osłupieniu. Co on sobie wyobraża? Próbowała złapać jego

dłoń i pociągnąć go z powrotem na dół, ale już wyślizgnął się ze

6

 


schronienia pod blatem ołtarza. Uświadomiła sobie, że mężczyzna

zamierza stanąć na drodze uciekającemu.

Oszalał, pomyślała. Umykający kochanek z pewnością dojdzie

do wniosku, że ma do czynienia z zabójcą. Zacznie krzyczeć. Ściągnie

do galerii Delbridge'a gości oraz służących. Trzeba będzie uciekać

schodami dla służby. Albo może lepiej zaczekać i wtopić się w tłum,

gdy już wszyscy się tu zjawią?

Zanim zdecydowała, które posunięcie będzie lepsze, mężczyzna

w czarnym płaszczu przemówił. Użył tego samego dziwnego tonu,

którym wcześniej zamroził ją w bezruchu.

- Stój! - W jego głosie wibrowała dziwna energia. - Nie ruszaj

się!

Rozkaz skierowany do biegnącej postaci, odniósł

natychmiastowy skutek. Mężczyzna zamarł w pół ruchu.

To hipnoza, pomyślała Leona. Mężczyzna w czarnym płaszczu

musiał być wybitnym mesmerystą.

Dotychczas nie poświęcała sztuce hipnozy szczególnej uwagi.

Była ona, ogólnie rzecz biorąc, domeną artystów scenicznych oraz

szarlatanów, którzy twierdzili, że przy jej pomocy potrafią leczyć

histerię i inne zaburzenia psychiczne. Mesmeryzm był również

przedmiotem wielu przerażających spekulacji, ogólnie wzbudzającym

społeczny niepokój i troskę. Złowieszcze ostrzeżenia dotyczące

szatańskich zastosowań hipnozy w celach przestępczych regularnie

ukazywały się na łamach prasy.

7

 


Niezależnie od zamiarów hipnotyzera, stosowanie tego typu

praktyk wymagało spokojnej atmosfery i odpowiedniego nastawienia

poddawanej im osoby. Nigdy nie słyszała, by jakiś mesmerystą

potrafił zatrzymać człowieka w biegu, rzucając zaledwie parę słów.

- Jesteś w miejscu, w którym panuje absolutny spokój - ciągnął

hipnotyzer. - Zasypiasz. Będziesz spać, dopóki zegar nie wybije

trzeciej. Kiedy się zbudzisz, będziesz pamiętał, że znalazłeś ciało

Molly, ale zapomnisz, że widziałeś mnie i kobietę, która jest tu ze

mną. Nie mamy nic wspólnego ze śmiercią Molly. Jesteśmy nieistotni.

Rozumiesz?

- Tak.

Leona spojrzała na zegar stojący na stoliku opodal. W świetle

pobliskiego kinkietu z trudnością odczytała godzinę. Druga

trzydzieści. Hipnotyzer zostawił im pół godziny na ucieczkę.

Odwrócił się od skamieniałego w bezruchu mężczyzny i spojrzał

na nią.

- Idziemy - powiedział. - Czas opuścić to miejsce. Musimy się

stąd wynieść, zanim ktoś inny zawędruje na górę.

Odruchowo oparła dłoń na brzegu ołtarza, by się podnieść. W

chwili, gdy jej skóra zetknęła się z kamieniem, ponownie doznała

nieprzyjemnego wrażenia. Jakiś impuls przeniknął ją na wskroś, jakby

dotknęła starej trumny, której właściciel z całą pewnością nie zaznał

spokoju. Gwałtownie cofnęła rękę, podniosła się i czym prędzej

oddaliła od kamiennego artefaktu. Ze zdziwieniem wpatrywała się w

dżentelmena, który stał niczym posąg pośrodku galerii.

8

 


- Tędy - rzekł hipnotyzer i szybkim krokiem podszedł do drzwi,

za którymi znajdowały się schody dla służby.

Z trudem oderwała spojrzenie od wprawionego w trans

mężczyzny. Podążyła za hipnotyzerem wzdłuż szeregu dziwacznych

posągów i szklanych gablot, w których trzymano tajemnicze

przedmioty. Jej przyjaciółka, Carolyn, ostrzegała ją kiedyś, że o

zbiorach lorda Delbridge'a krążą rozmaite pogłoski. Nawet inni

kolekcjonerzy, którzy dorównywali jego lordowskiej mości

ekscentrycznością i dzielili te same obsesje, uważali przedmioty

zgromadzone w jego prywatnym muzeum za dziwaczne. W chwili

gdy przekroczyła próg galerii, zrozumiała powód tych plotek.

To nie kształt ani wygląd eksponatów sprawiały, że wydawały

się one tak osobliwe. Nawet w słabym świetle mogła stwierdzić, że

większość z nich prezentowała się całkiem zwyczajnie. Galerię

wypełniały starożytne naczynia, urny, biżuteria, broń oraz rzeźby -

przedmioty, których można by się spodziewać w każdej większej

kolekcji. Chodziło o krążącą w powietrzu słabą, ale budzącą niepokój

energię. Sprawiała, że Leonie zjeżyły się włoski na karku. Emanowała

z eksponatów.

- Pani też to wyczuwa, prawda? - spytał hipnotyzer.

Zaskoczyło ją to spokojnie postawione pytanie. Jest ciekawy,

pomyślała. Nie, raczej zaintrygowany. Wiedziała, co ma na myśli.

Biorąc pod uwagę jego własne zdolności, trudno było się dziwić, że

dorównuje jej wrażliwością.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin