Aniołowie bez Skrzydeł.txt

(225 KB) Pobierz
Czes�awa Fater 

Anio�owie bez skrzyde�"

Isacharowi - m�owi, Samuelowi - synowi, Ruwenowi i Juwalowi - wnukom po�wi�cam 
�zy mojego Dziadka Dziesi�tki lat up�yn�y od zag�ady �yd�w w drugiej wojnie 
�wiatowej. L�k, ucieczka od �mierci i niez�omna walka o �ycie nie by�y daremne. 
Ocalona, wysz�am z po�ogi i czu�am si� jak zmartwychwsta�a. Gorzkie my�li i 
krwawe obrazy wyryte w m�zgu zepchn�am g��boko w niepami��, aby zacz�� �ycie od 
nowa. Marzy�am o dachu nad g�ow�, pracy i gnie�dzie rodzinnym. Spotka�am 
cz�owieka o �agodnym charakterze, pe�nym wyrozumienia. Mi�o�ci� goi� rany w moim 
sercu. Ra- zem, wsp�lnym wysi�kiem budowali�my dom. Ciep�o rodzinne umo�liwi�o 
nam tw�rcze i samodzielne �ycie, wed�ug w�asnych upodoba� i zainteresowa�. Dom 
sta� si� dla nas �wi�tyni� wype�nian� prac� i wa�nymi tre�ciami. Cho� po 
parali�uj�cych prze�yciach woj- ny przygn�biona i wycie�czona, jednak duchowo i 
psychicznie silna, realizowa�am plany, trzymaj�c si� Mickie- wiczowskiej dewizy: 
"Mierz si�y na zamiary, nie zamiar pod�ug si�." Cz�sto zadawa�am sobie pytanie, 
z jakich �r�de� czerpa�am wiar� w siebie, r�wnowag� i si�� duchow� do wytrwania 
w tej walce ze �cigaj�c� mnie �mierci�? Odpowied� znalaz�am si�gaj�c do korzeni, 
do wspomnie� z odleg�ych lat mojego dzieci�stwa. Bywa�am wtedy cz�sto u Dziadk�w 
- rodzic�w Mamy - w Aleksandrowie. Babcia z "cynamonowego" sklepiku wy�ywi�a 
swoj� rodzin�. �yli ubogo, ale ch�dogo. Synowie kszta�cili si� w Jesziwie, 
c�rki, cho� wychowane bardzo religijnie, ch�on�y wiedz� i by�y otwarte na 
�wiat. Mama wyr�nia�a si� erudycj� i talentami. Czyta�a proz� i poezj� 
niemieck� i rosyjsk� w oryginale, r�wnie dobrze opanowa�a klasyk�w �ydowskich. 
Opowiada�a legendy z mi- tologii greckiej, zna�a pogl�dy r�nych filozof�w. 
Najcz�ciej powtarza�a m�dro�ci z Midraszy �ydowskich. Lu- bi�a dyskutowa� na 
tematy religii i �wiecko�ci, nie widz�c sprzeczno�ci w ich po��czeniu. Kocha�a 
muzyk�, teatr i malarstwo. Jej osobowo��; uroda i maniery wywo�ywa�y szacunek i 
uznanie otoczenia. Wychowywa�a swoje dzieci niezwykle starannie, dba�a o ich 
rozw�j intelektualny i artystyczny, kszta�towa�a poczucie estetyki i pi�k- na, 
chodzi�a z nimi na koncerty i wystawy. Za wszystko, co w dzieci�stwie i m�odo�ci 
sprawia�o mi rado�� i sa- tysfakcj�, jestem jej bardzo wdzi�czna i b�d� 
op�akiwa� j� do ko�ca moich dni. A Dziadek? Przesiadywa� od wczesnego rana do 
p�nej nocy nad �wi�tymi ksi�gami Talmudu. �ywi� g��bok� wiar� w przyj�cie 
Mesjasza. Rezygnowa� z przyjemno�ci doczesnego �ycia dla zapewnienia sobie 
zaszczytnego miejs- ca w raju w�r�d cadyk�w wszystkich pokole�. Jedyn� odmian� w 
jego codzienno�ci by�y doroczne wyjazdy do rebego w G�rze Kalwarii. Tam w 
b�nicy cadyka odprawia� mod�y noworoczne w�r�d tysi�cy chasyd�w. Z wielu, 
bardzo wielu obraz�w wci�� �ywych w mojej �wiadomo�ci przytocz� tylko dwa: 
Noc... Przytulona do Babci, �pi� g��boko. Nagle budz� mnie j�ki i westchnienia. 
Otwieram oczy, odwraca- j�c si� do �wiat�a. Widz� Dziadka pochylonego nad opas�� 
ksi�g�. Jego czo�o i z��k�e kartki o�wietla gruba �wieca. �zy sp�ywaj� mu po 
twarzy. Przel�kniona zeskakuj� z ��ka. Podbiegam do niego. - Czemu p�aczesz, 
Dziadziu? - pytam. - Co ci� boli? Czy jeste� chory? Dziadek podnosi g�ow� znad 
ksi�gi, przerywa mod�y i wzi�wszy mnie na r�ce, sadza na kolana. Ca�uje, 
g�aszcze po g�owie i szepcze: - Wrogowie spalili nasz� �wi�tyni�... wygnali nas 
z naszego kraju. Jerozolima zosta�a zburzona, zamieniona w pustyni�... Ci�ko 
�y� w diasporze... Kiedy b�dziesz du�a, zrozumiesz moje s�owa. Mia�am wtedy pi�� 
lat. Kiedy doros�am, uprzytomni�am sobie, �e owej nocy Dziadek odprawiaj�c mod�y 
op�akiwa� zburzenie Jerozolimy. Rok 1939, listopad. Niemcy niszcz� Polsk�. 
Pos�uguj�c si� perfidnymi metodami, �cigaj� i rozstrzeliwuj� niewinnych 
mieszka�c�w mego miasta. Od pierwszej chwili og�osili wyrok �mierci na 
spo�eczno�� �ydowsk�. Tote� �ydzi ogarni�ci trwog� masowo uciekaj� z du�ych 
miast na prowincj�, inni z miasteczek do wi�kszych osiedli. I jedni, i drudzy 
wierzyli, �e wybrana droga pomo�e im omin�� �mier�. W domu Dziadka w �odzi 
skupili si� bliscy i krewni z r�nych stron kraju. Moje siostry z m�ami i 
niemow- l�tami szykowa�y si� do ucieczki do Warszawy. Ja, najm�odsza, stara�am 
si� im pom�c, opiekuj�c si� o�mio- miesi�czn� siostrzenic� i czteromiesi�cznym 
siostrze�cem. Zam�t, panika i strach ros�y z godziny na godzin�. Dochodzi�y 
s�uchy o hitlerowskich zbrodniach, �apankach na ulicach, w domach, wywo�eniu do 
oboz�w i zn�caniu si� nad ofiarami. W tej sytuacji Rodzice, kt�rzy wcze�niej 
opu�cili ��d� i dotarli do rodzinnego miasta Ojca, prosili, abym natychmiast 
przyjecha�a do nich, bo �ycie w miasteczku wydawa�o si� spokojniejsze. 
Pos�uszna, przygotowa�am rzeczy pierwszej potrzeby. Wybra- �am tak�e garderob� 
dla siostry Mamy i jej rodziny. Ciocia z m�em i c�reczkami pozostali na 
miejscu, uwa�a- j�c, �e ta barbarzy�ska wojna musi si� szybko sko�czy�. Gdy 
sz�am po�egna� si� z wujostwem, uda�o mi si� kupi� bochenek chleba, troch� 
kartofli, cukier i ciastecz- ka dla dzieci. Ob�adowana paczkami, po�piesznie 
wesz�am na ulic� Ko�cieln�. Na trzecim pi�trze, w jednopo- kojowym mieszkanku, 
przy stole siedzieli wszyscy, pogr��eni w rozpaczliwym smutku i strachu. 
Najbardziej za- skoczy�a mnie obecno�� Dziadka z Aleksandrowa. Przyby� do �odzi 
razem z innymi uchod�cami. U cioci czu� si� pewniejszy. Pozna� mnie od razu. 
Zerwa� si� z miejsca i podniesionym g�osem zawo�a�: - Wnuczka moja przysz�a do 
nas! Anio� w domu! Ma�o nie upad� ze wzruszenia. Odetchn��, usiad�, r�ce z�o�y� 
przed sob� na stole, a na nich opar� g�ow�. Wszyscy milczeli, nie reagowali. Ich 
wygl�d zdradza� cierpienie. Jakby wstydzili si� swojej n�dzy i bezrad- no�ci... 
Po d�ugich minutach grobowej ciszy opowiedzia�am im o ucieczce Rodzic�w, si�str 
i o tym, �e na �y- czenie Rodzic�w opuszczam ��d�. Na pytanie, czy chc� wyjecha� 
razem ze mn�, bogobojny Dziadek odpo- wiedzia�: - Zostaj� z dzie�mi do ko�ca 
wojny, b�d� dzieli� ich los. Przyjmujemy S�d Bo�y. Dyskretnie, �eby nie urazi� 
wujostwa, wyj�am chleb, pokroi�am w kawa�ki i posypa�am cukrem. Z braku opa�u 
nic ciep�ego nie by�o do picia. Jedli ostro�nie, aby starczy�o na jutro, 
pojutrze, a mo�e na wiele dni... Usiad�am obok Dziadka. Wzi�am jego zimn� d�o� 
i nie�mia�o j� poca�owa�am. Podziwia�am spok�j tych dotkliwie cierpi�cych ludzi. 
Nikt z nich nie skar�y� si� ani nie narzeka�. Nawet w najbardziej 
przyt�aczaj�cych momentach m�j Dziadek nie blu�ni�. G��boko wierzy� w 
sprawiedliwo�� bosk�. Ksi�yc ukaza� si� zza horyzontu, zmrok zapad�. Po�egnanie 
z rodzin�, szczeg�lnie z uwielbianym Dziad- kiem, by�o bardzo bolesne. Z kolei 
obj�li mnie ciocia, wujek, ma�e kuzyneczki. Ca�owa�am ich, a oni stali bez s��w, 
p�akali. Dziadek z wysi�kiem wsta� z krzes�a, opieraj�c si� na mnie. Drobnym 
krokiem odprowadzi� mnie do schod�w. Przy por�czy stan�li�my. Dziadek, wysoki, 
niebieskooki, siwiej�cy blondyn, chyba czu�, na co jest skazany. Znieruchomia�. 
Po chwili z�o�y� r�ce na mojej g�owie, szepcz�c b�ogos�awie�stwa. Nagle 
gwa�townie zap�aka�. Przera�ona, obawiaj�c si�, �e upadnie, z�apa�am go w 
obj�cia i b�aga�am, aby nie rozpacza�. B�g go nie opu�ci i zn�w b�dziemy razem. 
Powoli wyczerpa�y si� �zy Dziadka. Sta� os�abiony, mia� nabrzmia�e powieki i 
ochryp�ym g�osem prosi�: - Nie zapomnij nas. B�d� bezustannie modli� si�, aby 
B�g chroni� ciebie. Pragn� chocia�by jeszcze jeden raz zobaczy� was wszystkich i 
umrze� w spokoju. Zaniem�wi�am. Do g��bi wzruszona, chcia�am podprowadzi� 
Dziadka do drzwi, ale odm�wi� i nadal trzyma� si� por�czy. Zesz�am p� pi�tra i 
odwracaj�c si� spojrza�am na niego. Sta� nachylony patrz�c za mn�. Spod za- 
czerwienionych powiek �cieka�y �zy. Echo ostatniej pro�by Dziadka: "Nie zapomnij 
nas", sta�o si� mottem tej pracy. Wi�cej Dziadka nie widzia�am. Rozdzia� 
pierwszy Obudzi�am si� dzisiaj z uczuciem grozy. Ogarn�� mnie strach przed 
p�j�ciem do szopu. Prze�ycia ostatnich dni dobi�y mnie. Nie mog�am si� otrz�sn�� 
z okrutnych wydarze�, kt�rych by�am naocznym �wiadkiem. Czu�am, �e opuszczaj� 
mnie si�y, zar�wno fizyczne, jak i duchowe. Zdawa�am sobie spraw�, �e d�u�ej nie 
b�d� w stanie wytrzyma� napi�cia wywo�anego tym, co widzia�am na w�asne oczy. 
Pojawiaj� si� przed moimi oczami postacie rozjuszonych esesman�w, kt�rzy 
zastrzelili biegn�cego do kry- j�wki ch�opczyka. Widz� siebie stoj�c� w kolejce 
z moimi wsp�pracownikami z szopu, w panicznym strachu, niepewn�, czy czarny 
esesma�ski palec skieruje mnie na prawo czy na lewo. Przechodz� mnie dreszcze, 
kiedy w mojej pami�ci od�ywa przera�aj�ca, straszliwa chwila, w czasie kt�rej 
zamiast na lewo, co oznacza�o �mier�, intuicyjnie poci�gn�am moj� s�siadk� na 
prawo i dzi�ki temu obie zosta�y�my ocalone. Sta�am oszo�omiona nie wiedz�c, co 
mam pocz��. Wok� mnie rozlega�y si� strza�y, dzikie okrzyki. Widzia- �am 
biegn�cych, oszala�ych ze strachu �yd�w. Istny �wiat chaosu i zniszczenia, a ja 
sta�am w samym jego �rod- ku ca�a i nietkni�ta. Wszystkie te piekielne obrazy 
rozb�ys�y przede mn� tego ranka, jakby ostrzega�y mnie przed p�j�ciem do szopu. 
Aby jednak nie zosta� sama, wybieg�am z domu. Biegn�c, gdzie oczy ponios�, 
dotar�am do ulicy Leszno. Mieszka�a tam Zosia, kole�anka z mojego rodzinnego 
miasta �odzi. Wst�pi�am do niej, aby si� czego� dowie- dzie� o jej rodzinie, czy 
uda�o si� im wyj�� ca�o z ostatnich akcji. W�a�ciwie chodzi�o mi raczej o to, 
�eby by� razem z nimi. Strach przed �mierci� zmusi� mnie do poszukiwa� kogo� 
bliskiego. Nie szuka�am pomocy, ale ulgi, w my�l przys�owia: "Nieszcz�cie wielu 
jest po�ow� pocieszenia." W mieszkaniu Zosi zosta�am jej matk� i m�odsz� 
siostr�. - Mia�y�my szcz�cie, bo uda�o nam si� wyrwa� z ognia - o�wiadczy�a 
matka Zosi. Zalana �zami, serdecznie mnie uca�owa�a. Ledwo zd��y�am usi���, gdy 
wtem rozleg�y si� od...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin