Ze śmiercia mu do tvarzy.docx

(62 KB) Pobierz

[quote="Aevenien"][i]Przede wszystkim chciałabym bardzo podziękować [b]Trinity[/b] za rozmowę i wspaniałe rady i [b]Indis [/b]za zbetowanie tego tekstu.  Jest to kontynuacja [url=http://mirriel.ota.pl/forum/viewtopic.php?t=6006]Ostatniego Triumfu[/url], dlatego zalecam przeczytać go najpierw.

Miłej lektury życzę[/i]

[i][b]Magdo[/b], dzięki wielkie za poprawienie tych wrednych przecinków.[/i]

 

[color=red][center][b]Mały Spojler ![/b][/center][/color]

 

[center][b]„Ze śmiercią mu do twarzy” [/b][/center]

 

 

 

Kilka następnych dni minęło spokojnie. Za spokojnie. Severus czuł, że coś się szykuje. I miał nieodparte wrażenie, że ma to związek z jego osobą. Na swoje nieszczęście instynkt zawodził go bardzo rzadko.

 

***

 

Od samego rana był w złym humorze. Został obudzony o 8 rano, co było dla niego środkiem nocy. Albus odwiedził go, niby to przypadkiem, i zaprosił go na popołudniową herbatkę. Jasne, przypadkiem, nudzi się staruszkowi to sobie znalazł zajęcie i budzi ludzi o świcie. Biedny Severus nie mógł uciec się do swoich sprawdzonych wymówek, takich jak:

 

- [i]Bardzo mi przykro panie dyrektorze, ale muszę przygotować ważny eliksir dla Sam - Wiesz - Kogo / Pani Pomfrey[/i], ani też – [i]Nie mogę panie dyrektorze, muszę sprawdzić te wypracowania na jutro[/i], nie mówiąc już o jego ulubionej wymówce – [i]bardzo bym chciał Albusie, ale Potter odrabia dzisiaj swój szlaban i muszę go nadzorować przy szorowaniu kociołków. [/i]

 

Mimo to za pierwszym razem automatycznie odmówił, używając jednej z formułek, na co były dyrektor zareagował głośnym śmiechem, mówiąc, że teraz już tak łatwo się nie wykręci.

 

Cóż, Severus nie miałby nic przeciwko tym spotkaniom, gdyby nie jeden mały szczegół. Otóż Albus miał irytującą tendencję do rozpływania się nad licznymi, w jego mniemaniu oczywiście, zaletami Chłopca, Który Przeżył Raz Jeszcze, Nawet Śmierć Doprowadzając Do Ostateczności.

 

Przez 6 lat Severus miał wątpliwą przyjemność uczenia Wybrańca i uważał, że wyrobił swoją normę aż nadto. Jakby tego było mało, ostatnie chwile swojego niezbyt radosnego życia spędził wpatrując się w irytująco zielone oczy Złotego Chłopca, co z pewnością nie umiliło mu tej chwili.

Kiedy w końcu udało mu się opuścić świat żywych, był święcie przekonany, że zazna spokoju. Najlepiej wiecznego. Niestety, bardzo się pomylił.

 

Po pierwsze, był Albus. Jego dało się jeszcze jakoś znieść. Zrobił się co prawda sentymentalny, a jego uzależnienie od cytrynowych dropsów, o ile to w ogóle możliwe, stało się jeszcze intensywniejsze. I te popołudniowe herbatki…

 

Po drugie, w zaświatach, czy jak tam nazywało się miejsce, w którym się obecnie znajdował, pojawił się Weasley. Fred Weasley, o ile się nie mylił. Jedyną dobrą stroną tej sytuacji – jeżeli można o takowych mówić przy tak beznadziejnym zrządzeniu losu - było to, że drugi bliźniak pozostał w świecie żywych, i Severus miał wielką nadzieję, że jeszcze długo tam pozostanie.

 

Po trzecie, Lupin. Chociaż on w sumie najmniej mu przeszkadzał. Cały czas spędzał z Tonks - pokręconą istotą o różowych włosach i bardzo wątpliwym guście, bo przecież każda kobieta chciałyby spotykać się z wilkołakiem, prawda? - dzięki czemu Severus, ku swojej wielkiej radości, nie musiał znosić towarzystwa obrzydliwie zakochanej pary.

 

Po czwarte, Creevey. Mały, irytujący bachor, biegający cały czas z aparatem i z jakąś maniakalną, sadystyczną radością pstrykający zdjęcia. Raz nawet udało mu się sfotografować Severusa. Tak, chłopak był albo wybitnie odważny, albo przeraźliwie głupi, a Snape skłaniał się raczej ku tej drugiej opcji.

 

 

***

 

 

- Witam pana, panie Snape – powiedział jakiś niepozorny człowieczek, bez pytania ładując się do kwater Mistrza Eliksirów. Snape już miał wrzasnąć i kazać mu się wynosić, ale coś go powstrzymało.

Nieproszony gość, jakby w ogóle nie zauważając żądzy mordu w oczach gospodarza, zaczął mówić.

 

- Otóż chciałbym złożyć panu pewną propozycję. Jak pan zapewne wie, mam od kilku dni wielki kłopot. Mianowicie zwolniło się nam jedno bardzo ważne stanowisko i to, ściślej mówiąc, dość niespodziewanie. W związku z tym…

 

Severus patrzył na swego gościa z niedowierzaniem. [i]Nie, ten człowiek nie może mi tego proponować. To absurdalne! [/i]– myślał, gorączkowo szukając jakiegoś racjonalnego wytłumaczenia. [i]Ona nie mogła tak po prostu sobie odejść! To jakiś żart, na pewno ten wredny Weasley maczał w tym palce! [/i]

Jednak mimo jego bardzo nietęgiej miny i przerażonego spojrzenia, naczelnik kontynuował.

 

- Oczywiście w porozumieniu z innymi członkami rady, postanowiliśmy zaproponować panu ową posadę. Mniemam, że zdaję pan sobie sprawę o jaką posadę chodzi? - spytał, uśmiechając się przy tym pobłażliwie. W duchu trząsł się ze śmiechu, patrząc na oniemiałego Mistrza Eliksirów.

 

Chyba pierwszy raz w życiu Snape zaniemówił.

 

Jednak po chwili, oszołomienie i niepokój przerodziły się we wściekłość. Do Severusa dotarł w końcu pełny sens słów Naczelnika i były profesor zupełnie zapomniał, gdzie się znajduje i z kim rozmawia. Wybuchnął. W końcu był Snapem.

 

- Czy pan sobie w ogóle zdaję sprawę, co mi pan proponuje? Czy wie pan, że Śmierć jest rodzaju żeńskiego??? Żeńskiego! Rozumie pan w ogóle to słowo? Jak pan śmie przychodzić tutaj, zakłócać mi spokój, który notabene miał być wieczny, ale jakoś tego nie widzę, i proponować mi coś takiego? Jak pan to sobie wyobraża? Mam biegać z tą idiotyczną kosą i powiewać czarną peleryną? Czy ja wyglądam na kogoś tak szalonego?

 

[i]Szczerze mówiąc tak [/i]– pomyślał rozbawiony Naczelnik. Opanował się jednak z wysiłkiem i zachował kamienną twarz.

 

- Czy pan sobie zdaję sprawę z kim pan rozmawia? – powiedział groźnym tonem. - Nie toleruję takiego braku szacunku.

 

Snape urwał w pół słowa. Dotychczas nawet Voldemortowi mówił to, co myślał. Nie raz oberwał za to Cruciatusem, jednak nie żałował. Od tego człowieka emanowała jednak jakaś niepojętna siła, aura, której nawet on nie mógł zlekceważyć. Zamknął gwałtownie usta, zdając sobie sprawę, że wygląda jak Weasley na lekcji eliksirów.

 

Naczelnik, widząc konsternację Severusa, uśmiechnął się uspokajająco. Jednak w jego oczach można było dostrzec błyski irytacji.

 

- Cóż, mimo pańskiej… dość gwałtownej reakcji i, powiedziałbym, nieuprzejmej odmowy, obawiam się, że nie ma pan wyboru. Decyzja ta została uchwalona przez radę i nie podlega żadnej dyskusji. Mówiąc dosadniej, nie ma pan nic do gadania. Niedługo otrzyma pan informacje z dokładnymi wytycznymi pańskiej nowej pracy. Życzę miłego dnia – powiedziawszy to wyszedł.

Kiedy tylko zamknął za sobą drzwi, wybuchnął śmiechem. Długo będzie jeszcze wspominać minę Snape’a. Czegoś takiego się nie zapomina. Miał jeszcze ogromną ochotę zaproponować mu cytrynowego dropsa, ale obawiał się, że Mistrz Eliksirów nie wytrzymałby nerwowo.

 

 

Snape, niezdolny do nawet najmniejszego ruchu, patrzył bezradnie w zamykające się drzwi. Po chwili jego wzrok spoczął na srebrnej kosie, zostawionej przez Naczelnika w rogu pokoju.

 

Wybuchnął histerycznym śmiechem, który po chwili przerodził się w ryk wściekłości.

 

[i]Potter! To wszystko przez niego! Czy on naprawdę nie może zostawić mnie w spokoju? Udało mu się wykończyć samą Śmierć… i ja muszę za to płacić. Czemu spotyka mnie tak jawna niesprawiedliwość? [/i]

 

Na moment w jego umyśle pojawiła się pewna wizja. Bardzo przyjemna, musiał przyznać.

Stał w czarnym płaszczu z wielką, srebrną kosą przewieszoną przez ramię a Potter z wyrazem wielkiego przerażenia na twarzy wpatrywał się w niego, trzęsąc portkami ze strachu.

 

Otrząsnął się jednak szybko. [i]Nie, to jakiś żart. Przecież on nie może być Śmiercią, to absolutnie niemożliwe. Śmierć jest przecież żeńskiego rodzaju, to jasne, że powinna zostać nią kobieta. [/i]Ten argument kołatał się uporczywie po biednej głowie Mistrza Eliksirów, niezdolnego do żadnej innej próby wyjaśnienia sytuacji.

 

Nagle doznał olśnienia. [i]Przecież Śmierć nie mogła zapaść się pod ziemię. Ona tylko odeszła, a to znaczyło, że można ją odnaleźć. Odnaleźć i namówić do powrotu. Tak, jestem genialny [/i]– pomyślał z zadowoleniem Severus. [i]Odnajdę ją i przekonam, żeby wróciła. [/i]

 

Mistrz Eliksirów nawet nie dopuszczał do siebie myśli, że mogłoby mu się nie udać. Jego twarz rozjaśnił uśmiech tak diabelski i przebiegły, że Śmierć pewnie zzieleniałaby z zazdrości, gdyby to zobaczyła.

 

 

 

***

 

 

Czuła się dziwnie. Gdyby była człowiekiem, mogłaby powiedzieć, że czuje się samotna. Ona jednak nie znała uczuć. Była Śmiercią.

No dobra, ex-Śmiercią.

 

Pomijając kwestię uczuć, a raczej ich braku, Śmierć [i]wciąż[/i] czuła, że coś jest nie tak. Czegoś jej brakowało. Czegoś bardzo ważnego. Rozejrzała się w skupieniu dookoła, jednak nic znaczącego nie przykuło jej uwagi.

 

Nagle spokojną, cichą noc przerwał dziki wrzask, pełen bólu, wściekłości i bezsilności.

Śmierć opadła na kolana. Już wiedziała. Jak mogła być tak głupia. Co ją napadło, żeby unosić się dumą?! Chciała odejść w wielkim stylu? Proszę bardzo, udało jej się, ale za jaką cenę…

Poczuła coś wilgotnego pod powiekami. Coś czego z pewnością nie powinno tam być. Zamrugała kilka razy, ale to nic nie pomogło. Zamknęła oczy, zaciskając mocno powieki. To wilgotne… coś nadal tam było.

 

Była pewna, że właśnie nadchodzi koniec świata. Bo w jakim innym wypadku Śmierć mogłaby płakać? To, że Śmierć nigdy nie płacze, było jasne jak słońce.

Ale nigdy też nie zdarzyło się w historii coś takiego. Nigdy Śmierć nie zrezygnowała ze swojego stanowiska. Jednak nawet to nie tłumaczyło tego, co się z nią teraz działo. To [i]musiał [/i]być koniec świata.

 

Co ją podkusiło? Na jaką cholerę rzucała w nich tą kosą? Jej ukochaną, srebrną kosą? Musiała przyznać, że wyraz bezgranicznego zdziwienia na ich twarzach był bezcenny, ale jej kosa… w rękach tych barbarzyńców… Ukryła twarz w dłoniach.

 

To jednak nie było jeszcze najgorsze. Po chwili uświadomiła sobie, że będą zmuszeni znaleźć jej następcę, a to oznaczało, że jej drogocenna kosa wyląduję w rękach kogoś innego. To było nie do pomyślenia. Przed jej oczami pojawiły się czarne plamy. Nie mogła oddychać, jej ciałem wstrząsały niekontrolowane dreszcze. Ogarnęło ją nieznane dotąd uczucie paniki. Chciała biec z powrotem i odzyskać swoją zgubę. Teraz. Natychmiast.

 

Po paru minutach ochłonęła. Nie może wrócić, po prostu nie może. To by pokazało jaka jest słaba. Musi wytrwać, może za jakiś czas…

Powoli, zmuszając się do każdego kroku, ruszyła przed siebie.

 

 

***

 

Snape wpatrywał się w wielki stos zwojów pergaminu. Tak jak zapowiedział Naczelnik, dostarczono mu informacje o nowym zajęciu. Całe tony informacji…

 

 

C.D.N. (chyba)[/quote]


[quote="Aevenien"][i]Dziękuję za wszytskie komentarze, jak je czytam to aż czuję przypływ weny :D . Bardzo dziękuję [b]Indis [/b]za zbetowanie tekstu (uwielbiam Twoje przypiski xD), a [b]Trinity[/b] za podtrzymywanie na duchu i miłe słowo.[/i]

 

Lekko oszołomiony Severus beznamiętnie patrzył na stertę papierów, która pojawiła się nagle w jego salonie.

 

- Ten narwany Naczelnik chyba nie myśli, że mam zamiar to przeczytać – powiedział sam do siebie, uśmiechając się ironicznie.

 

Jednak po chwili firmowy uśmieszek spełzł z jego twarzy, zastąpiony przez podejrzliwy grymas. Severus zauważył bowiem kopertę ze swoimi imieniem, leżącą na stercie papierzysk.

 

Jego niezawodna intuicja – nie muszę chyba wspominać, że nie mówimy tutaj o kobiecej intuicji; dawno temu ktoś odważył się zasugerować coś takiego i bardzo marnie skończył – podpowiadała mu, że ten list nie zawiera przyjemnych informacji. Powoli otworzył kopertę i wyciągnął złożoną na wpół kartkę.

 

[i]Szanowny Panie Snape,[/i]

[i]

Z wielką radością informuję pana, że dnia 13 sierpnia (za dwa tygodnie od dnia dzisiejszego), o godzinie 17, zostanie pan poddany testowi, który ma na celu sprawdzenie pańskiej wiedzy na temat swoich nowych obowiązków. Pergaminy, które otrzymał pan razem z listem to pierwsza partia. Za tydzień otrzyma pan kolejną. Życzę miłego dnia.

 

Z poważaniem

Naczelnik od Spraw Życia i Śmierci [/i]

 

Severus oniemiał. Z lekkim obłędem w oczach wpatrywał się w wielką stertę pergaminów, piętrzącą się dumnie na środku jego salonu.

 

[i]Pierwsza partia? To tego ma być więcej? I ja mam się wszystkiego nauczyć? [/i]

Po chwili zreflektował się jednak.

 

[i]Zaraz, ja mam to czytać? Czy komuś na mózg padło? Nie mam zamiaru nawet tknąć tych idiotycznych przepisów. Ja w ogóle nie mam zamiaru przyjmować tej posady! Po moim trupie[/i] – pomyślał.

 

Niestety, szybko uświadomił sobie, że on już [i]de facto [/i]był trupem.

Zaklął głośno. Wiedział jednak, że w żadnym przypadku nie ma ochoty na wkuwanie tysięcy bezsensownych regułek, dotyczących pracy, na którą absolutnie nie chciał się zgodzić.

 

Wziął czysty pergamin i zaczął pisać. [i]Nie dorwiecie mnie tak łatwo[/i] – myślał, uśmiechając się złowieszczo.

 

 

[i]Szanowny Naczelniku od Spraw Życia i Śmierci,

 

Pamiętaj Severusie, bądź uprzejmy, UPRZEJMY!![/i] – powtarzał sobie w myślach. Jednak z chwilą gdy pióro dotknęło pergaminu, zapomniał, że istnieje w ogóle takie słowo jak uprzejmość.

 

[i]Ty chory staruchu, chyba śnisz, myśląc, że chociaż tknę te materiały, nie mówiąc już o czytaniu ich czy uczeniu się.

Ja też mam jakieś prawa! Całe życie harowałem jak głupi osioł i teraz mam zamiar odpoczywać! Nie będę czytać jakiś durnych regułek i wkuwać ich na pamięć. Nie jestem cholerną Panną Wiem To Wszystko Granger! Nie mam maniakalnej potrzeby zdobywania wiedzy, a jeśli nawet to na pewno nie w takiej dziedzinie. [/i]

 

Tutaj nastąpiło kilka mało uprzejmych epitetów pod adresem Naczelnika i jego bardzo wątpliwych, według Severusa, władz umysłowych. Snape ochłonął już trochę i zdobył się na bardzo, jego zdaniem, uprzejme zakończenie listu.

 

[i]W związku z powyższym, rozumie Pan chyba, że nie mam najmniejszej ochoty czytać dostarczonych przez Pana materiałów. I nie zmusicie mnie do tego. W końcu jestem już martwy i nic gorszego nie może mnie spotkać.

 

Bez najmniejszego poważania

Severus Snape [/i]

 

 

Napisawszy list Severus siedział przez jakiś czas na kanapie pogrążony w myślach.

Abstrahując od wszystkiego, musiał przyznać, że cierpiał na nadmiar czasu. Pozbawiony swojej ulubionej czynności, jaką było odejmowanie punktów gryfonom i rozdawanie szlabanów, Mistrz Eliksirów najzwyczajniej w świecie się nudził.

 

[i]W sumie mógłbym zostać Śmiercią, to znaczy tylko do momentu kiedy Ona by nie wróciła… [/i]

 

[i]Nie, ja kompletnie zwariowałem! Co ja wygaduję… Normalnie zaczyna mi odbijać, pewnie przez tę bezczynność… Jeszcze skończę w Św. Mungu... Potter byłby wniebowzięty… [/i]

 

Przerażony tą perspektywą zerwał się z kanapy, chwycił kosę stojąca w kącie i biegiem ruszył do kwater Dumbledora. [i]Zsentymentalniały czy nie, z obsesją na punkcie Chłopca, Który Wpędził Mnie Do Grobu I W Dalszym Ciągu Rujnuje Mi Życie, na pewno coś poradzi [/i]– myślał Severus.

Przestał jednak biec, to przecież nie pasowało do jego wizerunku. Poruszał się szybkim, nieco sztywnym krokiem a jego szaty łopotały złowieszczo.

 

***

 

Colin, który na swoje nieszczęście znalazł się akurat w tym samym korytarzu, niemal zemdlał z przerażenia, widząc Mistrza Eliksirów wyglądającego jak sama Śmierć. Chłopak widział już Śmierć, widok Snape’a także nie był mu obcy. Jednak Snape wyglądający [i]jak[/i] Śmierć, ciągnący za sobą wielką, srebrną kosę, to było dla niego stanowczo za dużo. Dzieciak był tak przestraszony, że nawet nie zdążył zrobić zdjęcia.

 

 

***

 

Dumbledore oddawał się fascynującemu zajęciu, jakim było układanie piramidy z cytrynowych dropsów. W momencie kiedy miał położyć na szczycie budowli, ostatniego cukierka, do jego komnat wpadł Severus, blady jak sama Śmierć, z wielką kosą na ramieniu.

 

Albus z wrażenia upuścił dropsa, a cała piramidka rozsypała się u jego stóp. Jęknął żałośnie, widząc dropsowo - cytrynowe pobojowisko, po czym zwrócił wzrok na Snape’a.

 

- Miło cię widzieć, Severusie, pomijając twój wygląd, sposób pojawienia się i tę… kosę. Mógłbyś mi wyjaśnić, co cię tu sprowadza? – Na jego twarz powrócił błogi uśmiech, spowodowany rozchodzącą się intens...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin