Yasutoshi Yasuda - Go jako komunikacja.doc

(1777 KB) Pobierz
Go jako komunikacja

 

 

Go jako komunikacja

 

Edukacyjne i terapeutyczne walory gry Go

 

 

 

 

Yasuda Yasutoshi 9 dan

 

 

 

 

 

 

 

Tłumaczył z języka angielskiego: Sławomir Piela

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

ELAY Sławomir Piela

43-300 Bielsko Biała

ul. Jagiełki 78


Copyright © 2002 by Yasuda Yasutoshi

 

 

 

Publikacja może być powielana oraz wykorzystywana dowolnie do celów nie komercyjnych ta w języku polskim pod warunkiem nie wprowadzania w niej żadnych zmian.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Specjalne podziękowania dla:

Janka Lubosa za pomoc przy uzyskaniu praw do druku w języku polskim

Agnieszki Kalugi oraz Janka Stożka za korektę językową

 

 

 

 

 

Wydanie pierwsze

 

 

Projekt okładki: Bartłomiej Witkowski

 

ISBN: 83-916749-1-6

 


 

 

Yasuda Yasutoshi w trakcie zajęć


Go jako komunikacja - edukacyjne i terapeutyczne wartości gry Go.

 

Tłumaczenie, które oddaję w Państwa ręce, wymaga kilku słów komentarza. Gra, o której mowa w tytule, ma w Azji około 40 milionów sympatyków, co czyni ją najpopularniejszą grą na świecie. Pomimo to, w naszym kręgu kulturowym jest praktycznie nieznana. Takie zaplecze pozwala na utrzymanie w samej Japonii grupy kilkuset graczy zawodowych. Wąskie grono najlepszych z nich (a do takich należy autor - posiadacz najwyższego stopnia 9 dan) nie tylko otrzymuje stałe pensje, lecz także walczy o sięgające 400 tys. USD nagrody w turniejach. W kulturze Wschodu prestiż i szacunek, jakim otacza się graczy, są co najmniej równie ważne. Autor, tak jak każdy inny zawodowiec, drogę na szczyt swej kariery rozpoczął w wieku 8-10 lat. Uzyskanie licencji zawodowej odbywa się w trakcie długiego procesu nauki (dzieci najczęściej opuszczają dom, by mieszkać w internacie) oraz współzawodnictwa. Zdobycie licencji zawodowej jest przepustką do kariery; jest czymś, co nadaje kształt całemu późniejszemu życiu młodego człowieka w stopniu większym, niż uzyskanie dyplomu lekarza nauk medycznych w Europie.

W chwili rozpoczęcia swego programu nauczania go w szkołach Yasutoshi Yasuda był niezwykle obiecującym młodym graczem. Zaangażowanie się w program, który opisał w książce, w praktyce przekreśliło jego szansę na zakwalifikowanie się do ścisłej czołówki walczącej o pierwsze miejsca w turniejach i oznaczało rozstanie z wielką karierą.

 

Co do samego tekstu, starałem się zachować jego oryginalną formę na tyle, na ile było to możliwe. Ze względu na azjatycki sposób obrazowania pewne sformułowania mogą się wydać polskiemu czytelnikowi zbyt sentymentalne, czy wręcz infantylne, lecz nie czułem się upoważniony do głębszych ingerencji w tekst i nadawanie mu "zachodniego" poloru - ponad to, co uczyniono w wydaniu angielskim. Nazwiska, które Japończycy umieszczają przed imieniem, w tej publikacji znajdują się na swym "zachodnim" miejscu.

 

Nazwa Atari Go”, która pojawia się w tej książce oznacza uproszczoną odmianę gry w Go polegającą na zbijaniu kamieni poprzez ich otoczenie. Przejście od wersji uproszczonej do "pełnej" bywa często naturalne i w przypadków stosowania metody pana Yasudy jest prostą konsekwencją nabywania coraz wyższych umiejętności.

 

Zapraszam do uważnej lektury relacji pana Yasudy. Jak sam autor pisze, Go nie jest panaceum na problemy, które były powodem uruchomienia programu nauczania tej gry. Może jednak być pierwszym kamieniem uruchamiającym lawinę; pierwszą iskrą, która roznieci płomień podtrzymywany przez właściwych ludzi.

 

Sławomir Piela

 

Cześć pierwsza: Wpływ grania w Go

 

Początki: przedszkole w Shonai

 

Zdarzyło się to na początku roku 1993. Kątem oka oglądałem wiadomości w telewizji, gdy moją uwagę przyciągnęła krótka migawka: "Uczeń gimnazjum w trakcie zabawy w sali gimnastycznej zaplątał sobie przypadkowo sznur dookoła szyi i zmarł".

 

Szok wywołany tą wiadomością był porównywalny z uderzeniem w głowę. Jakim cudem chłopiec w wieku gimnazjalnym może umrzeć w wyniku przypadkowego oplątania się liną? Z pewnością był to przypadek przemocy rówieśniczej, która stawała się poważnym problemem w wielu szkołach. Oczywiście, było to jasne dla wszystkich. Dlaczego jednak przedstawiono wypadek w taki, a nie inny sposób? Usiadłem wyprostowany gapiąc się w ekran. Wtedy usłyszałem w swojej głowie głos, jakby ów chłopiec o coś mnie prosił: "Coś jest nie tak z tą Japonią".

 

Nieco później podano uzupełnienie wiadomości informując, że chłopiec zostawił list. Ustalono także, że odebrał sobie życie. Głos, który krzyczał we mnie: "Coś jest nie tak!" pewnie pochodził z mojego serca.

 

W maju tego roku wraz z kolegami rozpoczęliśmy program popularyzacji Go w szkołach. Cel, jaki nakreśliliśmy dla naszego programu, mówił że: "Obecnie dzieci znajdują się w ogromnym stresie. Stres ten prowadzi do wagarowania oraz przemocy rówieśniczej. Pragniemy, aby cnoty wpisane w grę Go pomagały rozwijać umysły dzieci i wzbogacały ich życie." Wielu graczy w Go popierało ten program i wielu uczniów dobrowolnie w nim uczestniczyło. Jednak praca włożona w popularyzację gry nie przebiegała tak gładko, jak sobie tego życzyliśmy.

 

Wciąż nie rozumiem, dlaczego tak zaszokowała mnie owa informacja o przemocy w szkołach i dlaczego tak niespodziewanie zdecydowałem się uruchomić ten program. Osiągnąłem punkt, w którym stała się moją obsesją myśl, że muszę nie tylko popularyzować Go, lecz także zrobić coś, aby rozwiązać ważny społeczny problem.

W tamtych dniach udałem się do miejscowości Shonai w prefekturze Fukuoka, aby uczyć Go oraz spotkać się z członkiem lokalnego oddziału Ministerstwa Oświaty, panem Yoshihisą Ichibą. Po zakończonej lekcji, rozmawiałem z panem Ichibą, który był wówczas kierownikiem Wydziału Nauczania i przedyskutowałem z nim mój pomysł wyeliminowania przemocy rówieśniczej przy pomocy gry Go. Chciałem, aby Go znalazło swoje miejsce pośród zajęć lekcyjnych nie tylko jako sposób na zaprezentowanie gry, lecz w celu wspierania rozwoju dobrych serc i umysłów.

 

Niewykluczone, że takie niespodziewane postawienie sprawy było dla niego nieco kłopotliwe. Być może mówiłem nieco chaotycznie. Prawdopodobnie pomysł na wyeliminowanie przemocy rówieśniczej poprzez Go brzmiał jak pobożne życzenie. Była to idea niesprawdzona. Jedynym punktem zaczepienia stało się moje szczere pragnienie, aby wyeliminować przemoc, wzbogacić serca i umysły dzieci. Tym, czego pragnąłem ponad wszystko, było uratowanie choć jednego, jakże cennego życia.

 

Notki samobójcze zostawiane przez dzieci zawsze mówiły: "Ojcze, Matko, przykro mi, że nie mogłem z Wami porozmawiać o moim problemie". Co by się stało, gdyby ci rodzice i dzieci wspólnie cieszyli się grą w Go? Niewykluczone, że rozwinęliby w sobie zdolność rozmawiania ze sobą. Gdyby dzieci umiały cieszyć się Go wykorzystując je jako środek komunikacji z przyjaciółmi i nauczycielami, być może nie czułyby się tak osamotnione. Dzieci potrzebują czegoś, co zbierze je razem, twarzą w twarz. Myśl o tym po prostu nie pozwalała mi usiedzieć w jednym miejscu. Ludzie dookoła mnie, nawet moja żona, myśleli, że zwariowałem.

 

Poprosiłem pana Ichibę, aby zarekomendował mój program nauczania Go w przedszkolu w Shonai. Powodem, dla którego wybrałem przedszkole, było moje przeczucie, że wiek przedszkolny jest najważniejszy dla rozwoju dziecięcych umysłów. Pan Ichiba, który znał Go, zrozumiał to od razu. Jednak - pomimo wsparcia Ministerstwa Oświaty - nakłonienie nauczycieli w przedszkolach było dość złożoną sprawą. Każde przedszkole ma swój program nauczania, a pedagodzy są ogromnie zajęci. Co więcej, nie mają pojęcia o Go. "O czym Pan mówi! My i tak już jesteśmy przeciążeni obowiązkami!" - było prawdopodobnie ich pierwszą reakcją.

 

Z czym zwykle kojarzymy Go? Wielu ludzi słysząc już samą nazwę prawdopodobnie pomyśli: "Hobby dla starych ludzi" lub: "Coś bardzo trudnego". Ci nauczyciele nie mieli pojęcia, jak można połączyć Go i dzieci. Pan Ichiba próbował pracować nad tym pomysłem przez jakiś czas. Nauczyciele jednak odwracali się i odchodzili już na samo wspomnienie słowa Go. Przynajmniej tak mi później ci sami nauczyciele opowiadali.

 

Nie mogłem czekać w nieskończoność na okazję wypróbowania moich pomysłów na nauczycielach, więc jedynym sposobem, jaki pozostał, było po prostu pójść tam i zmusić ich aby słuchali - czy tego chcą czy nie. W maju 1994 szczęśliwy zbieg okoliczności przyniósł taką okazję. Dyrektorzy państwowych przedszkoli są przenoszeni co kilka lat i tak się złożyło, że w owym czasie pan Terumi Tamura, który sam gra w Go, został dyrektorem Miejskiego Przedszkola w Shonai. Pan Ichiba porozmawiał z panem Tamurą i w końcu zaaranżowano moją wizytę w przedszkolu. Nauczyciele zgodzili się poświęcić mi któregoś dnia dwie godziny po pracy.

 

Owi nauczyciele zupełnie nie znali Go, więc nie wiedzieli czego oczekiwać. Było oczywiste, że nie są szczęśliwi z powodu konieczności zostania po godzinach. Z pewnością było to ich pierwsze spotkanie z zawodowym graczem w Go - zanim pan Ichiba mnie przedstawił, myśleli, że jestem tylko kierowcą. Byli zaskoczeni, że jestem tak młody!

 

Wyjąwszy plansze poświeciłem tylko minutę na wyjaśnienie zasad gry. Powiedziałem: "Po prostu, przez otoczenie kamienia twego przeciwnika łapiecie go". Tak bardzo chciałem aby zaczęli grać, że nie dałem im żadnych wskazówek, ani bardziej złożonych reguł taktycznych. Zaczęliśmy grać w Atari Go, w której pierwszy gracz, który coś złapie, wygrywa. Wszyscy nauczyciele tak bardzo cieszyli się grą, że dwie godziny minęły bardzo szybko. Zaskoczyło to nawet mnie. Nie spodziewałem się, że będą się tak dobrze bawić.

 

Na zakończenie powiedziałem im o moim pragnieniu, to jest o tym, co sprowadziło mnie do przedszkola. "Nie jestem pewien czy dzieci to podejmą czy nie" - Powiedziałem - "ale proszę, przynajmniej wprowadźcie je w grę w Atari Go". Ku mojemu zaskoczeniu nauczyciele odpowiedzieli ciepłą życzliwością.

 

Następnego dnia nauczyciele rozpoczęli wprowadzanie dzieci w Go. Część z nich, gdy tylko zobaczyła planszę na tablicy, podchodziła i pytała: "Co to?". Nauczyciel po prostu odpowiadał:" Postaw kamień tam gdzie przecinają się dwie linie". Słysząc to dziecko postawiło kamień z wyrazem zadowolenia na twarzy. Ponieważ nauczycielka wiedziała, że podstawowym celem jest "otoczyć i złapać" szybko złapała jeden z kamieni postawionych przez dziecko. Dzieci były zaskoczone. Pojawił się nawet jeden dzieciak, który zadawszy sobie trud stawiania kamienia, złapał nauczycielkę za rękę przy próbie zdjęcia go z planszy. Nie minęło wiele czasu, gdy jedno z dzieci zrozumiało, że można łapać kamienie przeciwnika po prostu otaczając je. Nauczycielka w przedszkolu w Shonai nauczyła dzieci, jak grać w Go, w ogóle nie wyjaśniając reguł.

 

Zajęcia z go w japońskim przedszkolu

 

Odwiedziłem przedszkole miesiąc później. Wyglądało na to, że nauczyciele poinformowali dzieci, że przyjadę i wszystkie były gotowe do gry ze mną w Go. Gdy zapytałem, kto chce grać, uformowała się długa kolejka. Zaczęliśmy gry stosując regułę: "ja wygrywam jeśli złapię trzy kamienie, ty wygrywasz jeśli złapiesz jeden".

 

Byłem zaskoczony tym, jak dobrze grały niektóre dzieci. Do tego czasu powszechnie wierzono, że tylko osoba, która dobrze zna Go, może tej gry uczyć. Ja nauczyłem się, że nauczyciele w szkołach czy przedszkolach, którzy nie mają pojęcia o Go, są dla dzieci najlepszymi instruktorami Atari Go. Jeśli ktoś bardzo dobrze zna Go, będzie popychał swoich uczniów, aby uczyli się bardziej złożonych reguł, co dezorientuje dzieci i w końcu zraża je od Go. Nawet dorośli, którym przedstawi się trudne, niezrozumiałe pojęcia, wkrótce się zniechęcają, a więc tym bardziej jest to prawdą w przypadku dzieci. Ponadto jakakolwiek skłonność do przedstawiania nudnych wyjaśnień odnośnie reguł gry spowoduje, że dzieci skutecznie zniechęcą się do Go. Spoglądając wstecz na moje zmarnowane wysiłki, nieudane próby uczenia i na nauczycieli w przedszkolu Shonai, zdałem sobie sprawę, jaki kurs należy obrać.

 

Ponieważ wiedziałem, że nie będę mógł przychodzić do przedszkola zbyt często, zaproponowałem wizyty lokalnych graczy w Go, lecz pan Tamura, dyrektor przedszkola, odrzucił wprost moją propozycję. "Rozumiem pańskie pragnienie by Go włączyć do naszego programu nauczania. Ale to nie klub Go" - stwierdził ostro - "Nauczanie poważnego grania w Go jest nam niepotrzebne". Pan Tamura doskonale zrozumiał, że Go jest po prostu jednym z narzędzi, które można użyć by pomóc dzieciom. Patrząc wstecz widzę, że bez jego zdecydowanej oceny mój program nie byłby kontynuowany.

 

"Ludzie, którzy nie znają Go uczą Go" - brzmi jak jakiś tajemniczy komentarz rodem z buddyzmu Zen, ale to właśnie jest samo sedno. Fakt powierzenia nauczania Atari Go nauczycielom, którzy nie mieli żadnego wcześniejszego doświadczenia z grą, zadziałał doskonale. Co dziwniejsze, stał się krytycznym czynnikiem akceptacji Atari Go jako narzędzia wychowawczego nie tylko w Japonii, ale na całym świecie.

 

Nauczyciele potrafią dobrze wychwycić i zrozumieć to, co dzieci czują. Wystarczy cieszyć się z dziećmi grą w Go i być na tym samym poziomie dzieląc ową radość. Skomplikowane wyjaśnienia nie są potrzebne. Pomimo dobrej znajomości Go, gra się nie uda bez zrozumienia, jak czują dzieci. To, co jest istotne, to nie wiedza odnośnie technik czy umiejętności gry w Go, lecz zdolność do rozumienia dzieci.

 

Wagi, jaką ma dla dzieci dzielenie z nimi czasu, nie wolno przeoczyć choćby nawet na minutę, na sekundę. Nie musi to być nauczyciel, może to być przyjaciółka, przyjaciel lub rodzic siedzący z dzieckiem twarzą w twarz, mający z nim kontakt wzrokowy. Chciałbym abyście się zastanowili, jak ważne jest takie wydarzenie dla dzieci.

 

W przedszkolu w Shonai nie ustalono jakiegoś konkretnego czasu na grę w Go. Zamiast tego przygotowano zestawy do Go i pozostawiono je dzieciom, aby spontanicznie po nie sięgały. Rezultat zaskoczył zarówno nauczycieli, jak i mnie.

 

Go zaczyna się od prostej reguły, którą potrafią zrozumieć pięciolatki: "łapanie kamieni". Dzieciom sprawia radość samo nawet stawianie kamieni. Co w tym takiego przyjemnego? Nauczyciele powiedzieli mi, że jednym z czynników jest radość odkrywania czegoś samodzielnie. Go ma niezliczoną ilość możliwych wariantów, więc prawdopodobnie ten sam wzór nigdy się nie powtórzy. Istnieje nieograniczona ilość sposobów łapania kamieni i nieograniczona ilość sposobów obrony przed złapaniem. Każde zagranie to krok w nieznany świat, a dzieci grają w tę grę używając absolutnie całej siły swojej intuicji i rozumowania. Łapanie i obrona są jednocześnie tak samo odkryciami. Jeśli się nad tym zastanowić, to my, gracze zawodowi, robimy tak samo.

 

Radość odkrycia prowadzi do wzrostu pewności siebie, co może następnie stymulować potencjał dzieci. Wzrastają ich umiejętności w różnych innych obszarach. Te rezultaty doprowadziły nauczycieli do przekonania, że Go różni się od innych zabaw, że posiada ogromny potencjał dla rozwoju dzieci.

 

Był w przedszkolu w Shonai łobuzowaty dzieciak zwany Ichan. Miał pięć lat, wiecznie cieknący nos i niezbyt dobrze z współżył z rówieśnikami. Ichan zainteresował się Go i zaczął grać każdego ranka z dyrektorem przedszkola.

Ichan stawał się coraz mocniejszym graczem, gdyż grał z dyrektorem każdego dnia. Dzieci w przedszkolu zaczęły mówić mu, jakim to jest dobrym graczem. Zaczęły go zauważać. Do tej pory ignorowały jego cieknący nos, a teraz zaczęły mu na ten fakt zwracać uwagę. Ichan także zaczął zwracać uwagę na wycieranie buzi.

 

Ichan zyskał pewność siebie dzięki zaakceptowaniu przez rówieśników i odnalazł wolę szukania nowych wyzwań. Nauczył się samodzielnie zakładać buty i używać nożyczek, w czym wcześniej nie był dobry. Do tej pory po prostu ciął papier na kawałki, lecz pewnego dnia wyciął ptasie gniazdo w kształcie słonia. "Mam nadzieję, że przyleci do niego ptaszek" - powiedział. Ichan szybko stał się liderem w swojej grupie. Nauczyciele byli zaskoczeni zmianą, jaka w nim zaszła - zmianą, która wpłynęła także na inne dzieci wokół niego.

 

Następny przypadek zdarzył się niedaleko od przedszkola w Shonai. Jest tam świetlica dla dzieci posiadająca ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin