Clancy T - Centrum 07 Dziel i zdobywaj.pdf

(895 KB) Pobierz
TOM CLANCY
TOM CLANCY
DZIEL I ZDOBYWAJ
TOM CLANCY
w Wydawnictwie Amber
BEZ SKRUPUŁÓW
CZAS PATRIOTÓW
CZERWONY KRÓLIK
CZERWONY SZTORM
DZIEL I ZDOBYWAJ
KARDYNAŁ Z KREMLA
POLOWANIE NA „CZERWONY PAŹDZIERNIK"
STAN ZAGROŻENIA
TĘCZA SZEŚĆ
ZĘBY TYGRYSA
TOM
CLANCY
OP-CENTER CENTRUM SZYBKIEGO REAGOWANIA
DZIEL I ZDOBYWAJ
Seria Toma Clancy'ego i Steve'a Pieczenika
Tekst Jeff Rovin
Przekład
1
Kamil Gryko
Tomasz Wilusz
AMBER
Tytuł oryginału TOM CLANCY'S OP-CENTER: DIVIDE AND CONQUER
Wydawnictwo Amber zaprasza na stronę Internetu
http://www.amber.sm.pl
http://www.wydawnictwoamber.pl
PROLOG
Waszyngton
Niedziela, 13.55
Dwaj mężczyźni siedzieli w skórzanych fotelach w kącie wyłożonej boazerią
biblioteki. Zaciszny pokój mieścił się w dostojnym budynku przy Massachusetts
Avenue. Zaciągnięte zasłony chroniły dzieła sztuki przed promieniami słońca.
Jedynym źródłem światła był przyćmiony blask dopalającego się w kominku ognia,
który napełniał stary pokój nikłym zapachem dymu.
Jeden z mężczyzn, wysoki, tęgi i swobodnie ubrany, o przerzedzonych siwych
włosach i pociągłej twarzy, pił czarną kawę z niebieskiego kubka z napisem CAMP
DAVID i uważnie studiował kartkę tkwiącą w zielonej teczce. Jego towarzysz,
siedzący naprzeciwko, plecami do szafy z książkami, był niski, krępy jak buldog,
miał trzyczęściowy szary garnitur i krótko ostrzyżone rude włosy. W dłoni trzymał
2
pusty kieliszek, który jeszcze przed chwilą wypełniony był po brzegi szkocką.
Siedział z nogą założoną na nogę, stopa drgała mu nerwowo. Drobne skaleczenia
na policzku i podbródku świadczyły, że golił się niestarannie, w pośpiechu.
Wyższy mężczyzna zamknął teczkę i uśmiechnął się.
- Celne uwagi. Bardzo celne.
- Dziękuję - powiedział rudy. - Jen świetnie pisze. - Niespiesznie zdjął nogę z nogi i
pochylił się do przodu. Skórzane siedzenie zaskrzypiało. - W połączeniu z
dzisiejszą odprawą to nada sprawom szybszy bieg. Jesteś tego świadomy, mam
nadzieję?
- Oczywiście - powiedział wyższy. Odstawił kubek na stolik, wstał, podszedł do
kominka i wziął pogrzebacz. - Boisz się?
- Trochę - przyznał rudowłosy.
- Dlaczego? - spytał wyższy i wrzucił teczkę do ognia. Szybko się zajęła.
- Nie zostawiliśmy żadnych śladów.
- Nie o nas się martwię. To będzie miało swoją cenę - powiedział rudowłosy ze
smutkiem.
- Już o tym rozmawialiśmy - powiedział wyższy. - Wall Street będą zachwyceni.
Naród jakoś się z tym pogodzi. A państwa, które spróbują wykorzystać sytuację,
gorzko tego pożałują. - Szturchnął pogrzebaczem palącą się teczkę. - Jack
opracował portrety psychologiczne. Wiemy, z czym mogą być kłopoty. Ucierpi
tylko jeden człowiek, ten, który nas w to wplątał. A i tak wyjdzie na swoje. Mało
tego, będzie pisał książki, wygłaszał przemówienia... zarobi grube miliony.
Te słowa zabrzmiały cynicznie, ale rudy wiedział, że to tylko złudzenie. Znał
swojego rozmówcę od przeszło trzydziestu pięciu lat, służyli razem w Wietnamie.
Walczyli ramię w ramię w Hue podczas ofensywy Tet, bronili składu amunicji, gdy
reszta plutonu została wybita do nogi. Gorąco kochali swój kraj i to, co robili, było
wyrazem ich głębokiego patriotyzmu.
- Jakie wieści z Azerbejdżanu? - spytał wysoki.
- Wszyscy są na miejscu. - Rudowłosy spojrzał na zegarek. - Będą obserwować cel
z bliska, pokażą naszemu człowiekowi, co ma robić. Następnego meldunku
spodziewamy się za jakieś siedem godzin, nie wcześniej.
Wyższy skinął głową. Zapadła cisza, zakłócana tylko trzaskiem płonącej teczki.
Rudowłosy westchnął, odstawił kieliszek i wstał.
3
- Musisz się przygotować do odprawy. Masz do mnie coś jeszcze?
Wysoki rozrzucił popiół. Odłożył pogrzebacz i spojrzał na swojego rudowłosego
towarzysza.
- Tak - powiedział. - Musisz się odprężyć. Możemy bać się tylko jednego.
Rudowłosy uśmiechnął się porozumiewawczo.
- Strachu.
- Nie. Paniki i zwątpienia. Wiemy, czego chcemy i jak to osiągnąć. Jeśli
zachowamy spokój i zimną krew, wszystko będzie dobrze.
Rudy skinął głową. Podniósł skórzaną teczkę leżącą obok fotela.
- Jak to mówił Benjamin Franklin? Rewolucja jest zawsze legalna w pierwszej
osobie, czyli kiedy jest „naszą" rewolucją. Za to w trzeciej osobie jest nielegalna,
bo wtedy jest „ich" rewolucją.
- Pierwsze słyszę - powiedział wysoki. - Ale to dobre.
Rudy uśmiechnął się.
- Wmawiam sobie, że robimy to samo, co ojcowie naszego narodu. Zmieniamy złą
formę rządów w lepszą.
- Otóż to - powiedział jego towarzysz. - A teraz idź do domu, odsapnij, obejrzyj
mecz. Nie przejmuj się. Wszystko będzie dobrze.
- Chciałbym w to wierzyć.
- Czy to nie Franklin powiedział, że na tym świecie nie ma nic pewnego,
oprócz śmierci i podatków? Daliśmy z siebie wszystko, zrobiliśmy co w naszej
mocy. Musimy wierzyć.
Rudowłosy pokiwał głową.
Uścisnął dłoń towarzysza i wyszedł.
Za dużym, mahoniowym biurkiem pod drzwiami biblioteki siedziała młoda
asystentka. Uśmiechnęła się do niego, zanim ruszył długim, szerokim, wyłożonym
dywanem korytarzem w stronę drzwi.
4
Wierzył, że plan się powiedzie. Naprawdę. Obawiał się tylko, że niełatwo będzie
zapanować nad konsekwencjami.
Nieważne, pomyślał, kiedy strażnik otworzył mu drzwi. Wyszedł na słońce. Wyjął
z kieszeni koszuli ciemne okulary i założył je. Trzeba działać, i to już.
Idąc brukowanym podjazdem, powtarzał sobie w duchu, że zdaniem wielu
ojcowie-założyciele dopuścili się zdrady, powołując do życia naród amerykański.
Myślał też o Jeffersonie Davisie i przywódcach Południa, którzy utworzyli
Konfederację, by zaprotestować przeciwko wyzyskowi. To, co robił on i jego
ludzie, nie było ani bezprecedensowe, ani niemoralne.
Było za to niebezpieczne, nie tylko dla nich samych, ale i dla całego narodu.
Wiedział, że będzie mógł odetchnąć dopiero w chwili, kiedy kraj znajdzie się pod
ich całkowitą kontrolą.
8
ROZDZIAŁ 1
Baku, Azerbejdżan
Niedziela, 23.33
david Battat spojrzał ze zniecierpliwieniem na zegarek. Spóźniali się już prawie
trzy minuty. To żaden powód do niepokoju, powiedział sobie niski, zwinny
Amerykanin. Mogło ich zatrzymać tysiąc rzeczy, ale w końcu się zjawią. Przypłyną
szalupą albo motorówką, może z innej łodzi, a może z nabrzeża położonego
czterysta metrów na prawo. Najważniejsze, że tu będą.
Oby, pomyślał. Nie mógł znowu nawalić. Choć poprzednim razem to nie on
zawinił.
Czterdziestotrzyletni Battat był szefem małego biura CIA w Nowym Jorku,
znajdującego się naprzeciwko siedziby Organizacji Narodów Zjednoczonych. Jego
mała grupa odpowiadała za elektroniczne szpiegowanie szpiegów. Innymi słowy,
mieli na oku zagranicznych „dyplomatów", którzy wykorzystywali swoje konsulaty
jako bazy obserwacyjne i wywiadowcze. Jedną z podwładnych Battata była młoda
agentka, Annabelle Hampton.
Przed dziesięcioma dniami przyjechał do amerykańskiej ambasady w Moskwie.
CIA miała przeprowadzić próbę łączności z nowym satelitą akustycznym. Gdyby
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin