Norton Andre - Magiczna Seria 5 - Lawendowa magia.pdf

(565 KB) Pobierz
353979960 UNPDF
Andre Norton
Lawendowa magia
Tlumaczyl Wlodzimierz Nowaczyk
Tytul oryginalu Lavender Green Magie
Dla pani Leny May Lanier,
ktðra dzièki swym opowieciom
wprowadzi²a mnie w wiat Wadeðw.
I
Dimsdale
Deszcz z wciek²oci¸ wali² w okna autokaru, uniemo¾liwiaj¸c dostrze¾enie
czegokolwiek na zewn¸trz. Ostre podmuchy wiatru raz po raz wstrz¸sa²y potè¾nym
pojazdem.
Wewn¸trz szyby zupe²nie zaparowa²y. Powietrze by²o stèch²e. Holly doskonale
wyczuwa²a s²odkaw¸ woî banana jedzonego przez ch²opca na przednim siedzeniu i
nieprzyjemny zapach przemoczonej odzie¾y ludzi, ktðrzy wsiedli na ostatnim przystanku.
Duchota i ludzki smrodek.
Holly cierpia²a. By²o jej niedobrze, ale nie zamierza²a siè poddawaä. Tylko maluchy
choruj¸ w autobusach. Zacisnè²a usta i nieustannie prze²yka²a linè. Uciskaj¸c d²oîmi
¾o²¸dek, mia²a ¾al do ca²ego wiata.
Nie bez powodu zreszt¸. Wszystko naprawdè by²o okropne. Nie tylko ta wichura, ale i
sam autobus, powody, dla ktðrych w nim siedzieli, ca²y wiat, ktðry niespodzianie rozpad²
siè tak, ¾e ju¾ nigdy nie bèdzie bezpieczny i szczèliwy jak kiedy. Znðw prze²knè²a linè.
Nie, na pewno nie zwymiotuje. Nie bèdzie te¾ beczeä jak Judy, ktðra od tej strasznej
chwili, od czasu do czasu dawa²a upust ²zom.
Crock, Crockett Wade, jej brat siedz¸cy obok, optymistycznie stara² siè wyjrzeä na
drogè, przecieraj¸c szybè niecierpliwymi ruchami d²oni. Zniechècony bezskutecznymi
wysi²kami opad² na oparcie fotela i uwa¾nie przyjrza² siè siostrze.
Co z tob¸? spyta².
Da²a mu kuksaîca, uderzaj¸c przy tym ²okciem o porècz dziel¸c¸ siedzenia.
Nic! Ostrzegawczym gestem wskaza²a fotele z ty²u zajète przez mamè i Judy.
Zupe²nie nic.
Nie odrywa² oczu od jej twarzy, a¾ wreszcie zrozumia², o co jej chodzi.
Jasne mrukn¸². Chyba ju¾ doje¾d¾amy do Sussex.
Holly nie by²a pewna, czy ta uwaga mia²a dodaä otuchy jej, czy te¾ jemu samemu.
Mniejsza o to. Najwa¾niejsze, to pokonaä md²oci. Holly Wade nie by²a przecie¾
maluchem.
Za sob¸ us²ysza²a g²os mamy, ale ba²a siè odwrðciä, ¾eby mama nie dostrzeg²a jej
wysi²kðw. Mia²a doä w²asnych problemðw, aby martwiä siè jeszcze o cðrkè, ktðra by²a
ju¾ w szðstej klasie i powinna umieä troszczyä siè o siebie.
Holly, Crock, wysiadamy na nastèpnym postoju. Mam nadziejè, ¾e deszcz siè trochè
uspokoi.
Nagle Holly zapragnè²a, aby to nie by² ju¾ nastèpny przystanek, chcia²a, aby ta podrð¾
siè nie koîczy²a, bo kiedy ju¾ wysi¸d¸, zostan¸ tam na zawsze. Nie bèd¸ ju¾ w domu, lecz
w miejscu, z ktðrego nigdy siè nie wydostan¸.
Wszystko zaczè²o siè od telegramu.
Holly zacisnè²a powieki. Nie wolno jej p²akaä i nie wolno wymiotowaä. Nie mog²a
jednak zapomnieä o telegramie. Kiedy go przyniesiono, mama natychmiast usiad²a na
kanapie i przez chwilè trzyma²a go w d²oni, jakby ba²a siè otworzyä kopertè. Kiedy ju¾ to
zrobi²a nie, Holly nie chcia²a pamiètaä wyrazu jej twarzy w tym momencie.
Sier¾ant sztabowy Joel Wade zagin¸² podczas akcji to wszystko. Mama zapad²a siè
w fotel Jakby wype²ni²o j¸ nieszczècie, jak mawia²a ciocia Ada. Potem dzwoni²a do
Czerwonego Krzy¾a, do ludzi, ktðrzy mogliby co wiedzieä. Tyle, ¾e nikt nie mðg² jej nic
powiedzieä.
W koîcu mama stwierdzi²a, ¾e trzeba co postanowiä. Musi znðw byä pielègniark¸.
Dosta²a pracè w Domu Spokojnej Staroci Pine Mount. To nie by²o w Bostonie, w ktðrym
mieszkali od wyjazdu taty do Wietnamu, ale gdzie na wsi, na pð²nocy stanu.
Tylko Judy odwa¾y²a siè zadaä pytanie, ktðre drèczy²o ich wszystkich: Czy my
rðwnie¾ tam zamieszkamy?
Podczas ca²ej rozmowy mama umiecha²a siè do nich, jakby stara²a siè, ¾eby uwierzyli,
¾e to dobra praca i nale¾y siè cieszyä. Umiech nie zgas² na jej twarzy nawet wðwczas, gdy
pokiwa²a przecz¸co g²ow¸ i wyjawi²a im resztè swego strasznego planu.
Nie. To miejsce dla starszych ludzi, Zaj¸czku. (Tato nazwa² Judy Zaj¸czkiem,
poniewa¾ przysz²a na wiat na Wielkanoc kiedy, jak mðwi², zaj¸c zapomnia² koszyczka z
jajkami i zamiast niego przyniðs² im j¸).
No to co bèdzie z nami? spyta² Crockett. Holly sta²a jak pos¸g, czuj¸c w rodku
przeraliwy ch²ðd.
Zamieszkacie z dziadkiem i babci¸ Wade w Sussex. To doä blisko Pine Mount,
wièc bèdè do was przyje¾d¾aä w wolne dni.
Nie! Holly nie by²a w stanie siè powstrzymaä. Nie!
Kiedy mama spojrza²a na ni¸, umiech zgas² na jej twarzy. Wygl¸da²a spokojnie, jak
zawsze kiedy ktðre z nich sprawi²o jej zawðd. Mimo to Holly, trzès¸c siè z zimna, ktðre ni¸
zaw²adnè²o, nie potrafi²a siè opanowaä. Mama musi byä z nimi! Jeli ich opuci, mo¾e tak¾e
zostaä uznana za zaginion¸.
Zrozum, Holly powiedzia²a mama. To najlepsze wyjcie dla nas wszystkich.
Bèdè mia²a dobr¸ pracè. Pine Mount ma k²opoty ze znalezieniem pielègniarek. To zbyt
spokojne miejsce dla dziewcz¸t, ktðre po pracy potrzebuj¸ rozrywki. Dlatego pensja jest
tam wy¾sza, ni¾ mog²abym siè spodziewaä tu, w miecie. Wiem te¾, ¾e u babci i dziadka
bèdzie wam dobrze. Ju¾ siè ciesz¸, ¾e do nich przyjedziecie.
Holly mia²a ochotè znðw zaprotestowaä, ale zabrak²o jej odwagi. St²umi²a kolejne Nie!
cisn¸ce siè na wargi, tak jak teraz prze²yka²a linè. Potem wszystko potoczy²o siè
b²yskawicznie: wynajècie domu Elandom (Wadeowie nawet nie zabrali swoich mebli, a
jedynie odzie¾ i takie rzeczy jak kolekcja znaczkðw Crocka, karton cinkðw Judy i
najukochaîsze ksi¸¾ki Holly) i podrð¾ w nieznane. Teraz niemal ju¾ doje¾d¾ali do jej
strasznego kresu, a towarzyszy² im p²acz deszczu, zawodzenie wiatru i w²asny lèk.
Holly nawet nie pamièta²a jak wygl¸daj¸ babcia i dziadek. Zanim tatu nie wyjecha² do
Wietnamu, mieszkali w pobli¾u baz wojskowych, a te znajdowa²y siè zbyt daleko od
Sussex, aby mo¾na by²o siè odwiedzaä. Tato mðwi², ¾e dziadek z babci¸ nie nawykli do
podrð¾owania. Zesz²ego lata chcia² zabraä ca²¸ rodzinè do Sussex, ale wys²ano go za ocean
i nic z tego nie wysz²o. Holly pamièta²a tylko niewyran¸ fotografiè pokazywan¸ przez ojca
zdjècie dwojga zupe²nie obcych ludzi.
Nigdy nie dostali listu od dziadka, ale babcia pisywa²a do nich regularnie raz w tygodniu.
Du¾e litery na kartce papieru z liniami jak na szkolnej tabliczce. Niewiele w nich by²o
interesuj¸cych wiadomoci. G²ðwnie opisy pracy nad szyciem nowej ko²dry, robieniem
zapasðw na zimè i tak dalej.
Na gwiazdkè zawsze dostawali paczkè wype²nion¸ rðwnie dziwacznymi rzeczami.
Zestaw naczyî dla lalek w ca²oci wyrzebionych w drewnie dla Judy, maciupeîki
koszyczek ze skorupy orzecha. Dla Crocka ¾o²nierzyki i drewniany piesek. Holly dosta²a
torbè na ramiè zszyt¸ z jaskrawych skrawkðw materia²u. Najpierw pomyla²a, ¾e to doä
g²upie i stara²a siè j¸ gdzie schowaä, jednak mama wymog²a, ¾eby zabra²a torbè do szko²y.
Wðwczas wszystkie dziewczèta w klasie koniecznie chcia²y siè dowiedzieä, gdzie j¸ kupi²a i
w koîcu wysz²o na to, ¾e to wietny prezent. Mama dosta²a mnðstwo maleîkich buteleczek
wype²nionych zasuszonych liämi i p²atkami kwiatðw. Niektðrych u¾ywa²a do gotowania,
inne wk²ada²a do szafy, ¾eby bielizna pièknie pachnia²a.
Wszystko to by²o zupe²nie niepodobne do wszystkiego, co Holly ogl¸da²a w bostoîskich
sklepach. By²a pewna, ¾e Sussex to zupe²nie inny wiat, miejsce, w ktðrym zdecydowanie
nie chcia²a zamieszkaä.
Autokar zwolni². Holly z ca²ego serca pragnè²a, aby to jeszcze nie by² ich przystanek.
Jednak pragnienia rzadko siè spe²niaj¸, zw²aszcza kiedy ca²y wiat rozpad² siè na kawa²ki.
Za²o¾y²a p²aszcz przeciwdeszczowy, zapiè²a wszystkie guziki i naci¸gnè²a na g²owè
plastikowy kapelusz, ciasno wi¸¾¸c tasiemki pod brod¸.
Kiedy schodzili po stopniach autobusu potè¾ny podmuch zapar² im dech w piersiach.
Ruszyli biegiem w kierunku drzwi sklepu, przed ktðrym by² przystanek. Na szczècie nie
musieli martwiä siè o baga¾ (mama wys²a²a go wczeniej), a mimo to Holly czu²a siè, jakby
kto wyla² jej za ko²nierz szklankè wody, drug¸ chlusn¸² prosto w twarz, a wszystko
sp²ynè²o do kaloszy.
Wchodcie, wchodcie. Jaka kobieta otworzy²a drzwi na ich widok i wpuci²a
ich do rodka. Stanè²a z boku, potrz¸saj¸c g²ow¸ tak mocno, ¾e grzywa siwych w²osðw
zas²oni²a jej twarz i otoczy²a g²owè niczym dmuchawiec.
By²a du¾o ni¾sza od mamy, na ramiona narzuci²a rozpièty sweter, pod ktðrym mia²a
wielki bia²y fartuch. Jak tylko wszyscy znaleli siè w sklepie zatrzasnè²a drzwi i nadal
energicznie krèci²a g²ow¸, spogl¸daj¸c przez szybè za oddalaj¸cym siè autokarem.
W tak¸ pogodè i kaczka utonie oznajmi²a odwracaj¸c siè. Spojrza²a na nich tak,
jakby to w²anie oni byli kaczkami. Alecie przemokli. I to przez tych parè krokðw.
Niech pani tego nie robi zwrðci²a siè do mamy, ktðra zatrzyma²a siè tu¾ przy progu i
gestykuluj¸c usi²owa²a przyci¸gn¸ä dzieci jak najbli¾ej siebie. Nie szkodzi, ¾e troszkè
nakapie. W taki dzieî przez drzwi wlewaj¸ siè ca²e fale. Tych parè kropli, ktðre wnielicie,
nie zrobi ¾adnej rð¾nicy.
Siègnè²a rèk¸ za filar, na ktðrym wisia² pèk d²ugich miote² i kalendarz, i wyci¸gnè²a
mopera. Zdecydowanymi ruchami zaczè²a przecieraä pod²ogè przed wejciem, przez ktðre
rzeczywicie s¸czy²a siè stru¾ka wody.
No dobrze, co mogè dla was zrobiä? Kto ma po was przyjechaä? A mo¾e chcecie,
¾eby Jim Bachus gdzie was podrzuci² taksðwk¸? Nie liczy²abym na to osobicie. Ci¸gle go
kto wzywa. Patrzcie na to. Wskaza²a na cianè z telefonem. Obok aparatu wisia²a
kartka papieru niemal w ca²oci pokryta pospiesznie nagryzmolonymi s²owami i numerami.
Wszyscy, dok²adnie wszyscy z tej listy dzwonili po Jima, a ten nie odzywa siè ju¾ od
ponad godziny. Nie zanosi siè na to, ¾eby by² wkrðtce wolny.
Holly rozgl¸da²a siè po sklepie. Zagracone pomieszczenie w niczym nie przypomina²o
supermarketu, do ktðrego w Bostonie mama czèsto wysy²a²a j¸ po zakupy. Trudno by²oby
jednoznacznie stwierdziä, czy to sklep spo¾ywczy, s¸dz¸c po wystawionych puszkach i
kartonach, przeszklonych ladach z mièsem i serami oraz wielkiej pace z ziemniakami, czy
te¾ co innego. Pod jedn¸ ze cian sta² wieszak ze zwisaj¸cymi smètnie sukienkami, jakby
zawstydzonymi, ¾e je tam umieszczono, stð² zarzucony flanelowymi koszulami, rz¸d
topornych gumiakðw zupe²nie innych ni¾ te, ktðre dosta²a na urodziny. By²y tak ogromne i
wysokie, ¾e jeli nie ona, to Judy na pewno mog²aby w nich schowaä ca²e nogi. Na pð²kach
le¾a²y bele materia²u, a w przeszklonej szafce umieszczono guziczki, koraliki i zamki
b²yskawiczne jak w sklepie z pasmanteri¸.
Powietrze przesycone by²o mieszanin¸ najrozmaitszych zapachðw, wrðd ktðrych
rozpoznawa²a jedynie kawè i sery. W g²èbi sta²a znajoma skrzynia z charakterystycznym
znakiem nad prostok¸tnym okienkiem: Urz¸d Pocztowy Stanðw Zjednoczonych.
W porðwnaniu z temperatur¸ na zewn¸trz, sklep wydawa² siè ciep²y, lecz nie by² tak
Zgłoś jeśli naruszono regulamin