białoszewski- wiersze.doc

(36 KB) Pobierz

SZARE EMINENCJE ZACHWYTU

Jakże się cieszę,

              że jesteś niebem i kalejdoskopem

              że masz tyle sztucznych gwiazd

              że tak świecisz w monstrancji jasności

                  gdy podnieść twoje wydrążone

                  pół globu

                  dookoła oczu

                  pod powietrze

              Jakżeś nieprzecedzona w bogactwie

              łyżko durszlakowa!

 

Piec też jest piękny:

ma kafle i szpary,

może być siwy,

                srebrny,

                szary –  aż senny

a szczególnie kiedy tasuje błyski

albo gdy zachodzi

i całym rytmem swych niedokładności

w dzwonach palonych

                   polanych biało

wpływa w żywioły

obleczeń monumentalnych

(Obroty rzeczy, 1956)

 

PODŁOGO BŁOGOSŁAW

 

Buraka burota

   i buraka

   bliskie profile skrojone,

   i jeszcze buraka starość, którą tak kochamy

 

   i nic z tej nudnej fisharmonii

   biblijnych aptek

   o manierach

   i o fornierach w serca, w sęki

   homeopatii zbawienia…

   tu nie fis

   i nie harmonia,

   ale dysonans

 

ach! i flet zaczarowany

w kartofle –  flet

w kartofle rysunków i kształtów zatartych!

ta stara podłoga

             podłoga

leżąca strona

          boga naszego powszedniego

          zwyczajnych dni

    i takie słowo koncertujące

w o – gamie

w tonacji z dna

naszej mowy…

 

Podłogo nasza,

błogosław nam pod nami

błogo, o łogo…

(Obroty rzeczy, 1956)

 

„ACH, GDYBY MI NAWET PIEC ZABRALI...”

MOJA NIEWYCZERPANA ODA DO RADOŚCI

 

Mam piec

podobny do bramy triumfalnej!

 

Zabierają mi piec

podobny do bramy triumfalnej!!

 

Oddajcie mi piec

podobny do bramy triumfalnej!!!

 

Zabrali.

 

Została po nim tylko

            szara

                        naga

                                  jama

              szara naga jama.

 

I to mi wystarczy:

szara naga jama

szara naga jama

sza– ra– na – ga– ja– ma

szaranagajama

(Obroty rzeczy, 1956)

OBIERZYNY (1)

 

i odejmować słowa od rzeczy

 

nie maleją

 

im nie ubywa

 

a odarte ze skóry

nieczułej długim wymawianiem

owoce!

o one!

oblewające się początkiem!

o warzywa!

którym przybywa na wagach

o słowa!

wam

      przybywa

                rzecz

(Rachunek zachciankowy, 1959)

BALLADA O ZEJŚCIU DO SKLEPU

Najpierw zeszedłem na ulicę
schodami,
ach, wyobraźcie sobie,
schodami.

Potem znajomi nieznajomych
mnie mijali, a ja ich.
Żałujcie,
żeście nie widzieli,
jak ludzie chodzą,
żałujcie!

Wstąpiłem do zupełnego sklepu;
paliły się lampy ze szkła,
widziałem kogoś - kto usiadł,
i co słyszałem?... co słyszałem?
szum toreb i ludzkie mówienie.

No naprawdę
naprawdę
wróciłem.

 

SPRAWDZONE SOBĄ

Stoi krzesło   :

artykuł prawdy

rzeźba samego siebie

powiązana w jeden pęk

                            abstrakcja rzeczywistości.

Połamało się.

I to też forma

              tak – świecznik

              tak – mina byka.

 

Abstrakcyjne powołanie krzesła

przyciąga teraz

całe tłumy rzeczywistości

wiąże się w jeden pęk

w składzie prawdy

              rzeczywistość abstrakcji.

(Rachunek zachciankowy, 1959)

LEŻENIA

1

naprzeciw nocnych szpar

ciemno – ja

mieszkanio – ja

leżenio – ja

2

leżenie

w wydłużenie się

bez jednej poprzeczki złości która skraca

idzie się tylko na długość idzie się idzie

puszcza się w dobrze  sobie bycie

nie kończy się

3

kiedy leżę nie nadaje się do wstania

leżenie zapuszcza korzenie

nie wierze w poruszenie się

zawsze od wyrwania zielony

4

takie leżenie – myślenie jak ja lubię

to jest niedobre z natury

bo niech ja w naturze

tak sobie leżę – myślę

to zaraz napadnie mnie coś i zje

5

leżąc w łóżku chcę być dobrym

przez sen rośnie dużo dobroci

leżenie dobroć wygrzewa

ale wstanie ją zawiewa

(Mylne wzruszenia, 1961)

mironczarnia

 

męczy się człowiek Miron męczy

znów jest zeń słów niepotraf

niepewny cozrobień

yeń

(Mylne wzruszenia, 1961)

FILOZOFIA WOŁOMINA

 

1. Obecność niepewna

W nocy lepiej widać kości.
Uliczka jak chuda kość.
(Inne jak kość z jej kości.)
Ona ma nawet tę stronę od śniegu
odpolerowaną, szarą i wydziobaną w pory.

To nad nią babka ukazuje się
   w swym porze - w okienku,
siwa - nie jak wrona od kości,
ale jak drewniana od zegara kukułka,
bo kukułka wyskakuje na kościstym patyku,
a babka ma wydziobane usta po uśmiechu
i wystu, wykukuje niemo
   swój czas pozasłoneczny
   wyłączenie zrytmu
   chudą kostką niezgody.

2. Mit naoczny

Budka piwa - stajenka Wołomina,
nad nią strzecha nie... markiza.
Pytacie o gwiazdę?
Jest
na jawie umlatarni
i prócz tego długa jak sznur
wisi i rozbija się o śnieg.

                Markiza
   przewleczona
                gwiazdą.
Dla kogo szopa?
Wiem, sprawdziłem: dla trzech
pasterzy w waciakach,
stebnowanych króli,
dla nich tylko codnieje.

U drugich brzegów śniegu
czekam,
czy przyjdą i dziś.

Troi się nowy śnieg.
Co będzie, gdy nie przyjdą
i ten biały budkę z piwem zawiekuje?!

(Już to samo było
z granistosłupami świątyń, które
odbito z piasku.)

Nikt wtedy nie odgadnie jej obrządku.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin